Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

sobota, 19 marca 2011

PROKURATORSKIE GWARANCJE

Najwyraźniej grupa rządząca musi realnie zakładać scenariusz utraty władzy, skoro już dziś podejmuje wyprzedzające działania osłonowe. Nietrudno rozpoznać je w decyzji o  zarekomendowaniu do składu Prokuratury Generalnej kilku prokuratorów, skompromitowanych politycznymi śledztwami z okresu PRL-u. Pod wnioskami o ich powołanie podpisał się wybrany przez Komorowskiego szef Rady Prokuratorów Edward Zalewski, również były komunistyczny prokurator. Chodzi o Andrzeja Kaucza, Leszka Pruskiego i Artura Kassyka, którzy w latach 1981-88  oskarżali opozycjonistów w procesach politycznych. Choć trafnie zwracano uwagę, że decyzja o skierowaniu do Prokuratury Generalnej tego rodzaju oskarżycieli, może nieść zapowiedź przygotowań do rozprawy z opozycją, sądzę, że trzeba także rozważyć inny scenariusz.
By ocenić znaczenie tej decyzji, warto przypomnieć, jakie cele stawiała sobie grupa rządząca forsując w roku 2008 zmiany w ustawie o prokuraturze i dążąc do rozdzielenia stanowiska ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Okrzyknięte wówczas rewolucyjnymi nowelizacje służyły głównie uwolnieniu rządu Donalda Tuska od odpowiedzialności za stan bezpieczeństwa obywateli oraz na stworzeniu silnej korporacji prokuratorskiej,  która w zamkniętym systemie zawodów prawniczych stałaby się potężnym i wpływowym lobby. Ponieważ po ich wprowadzeniu, rząd formalnie nie miał wpływu na działalność prokuratury, w tym na zakres i rodzaj podejmowanych śledztw – wielokrotnie słyszeliśmy argument, że samodzielna i samorządna prokuratura kieruje się wyłącznie literą prawa, a nie np. doraźnym interesem politycznym.
Powołanie urzędu Prokuratora Generalnego tylko pozornie wzmacniało niezależność prokuratury i służyło uwolnieniu jej od wpływów polityków. Brak umocowania tego urzędu w Konstytucji (tak jak dzieje się to w wielu dojrzałych systemach prawnych) sprawił, że niezależność PG stała się iluzoryczna, podlega on bowiem ocenie politycznej dokonywanej corocznie przez Sejm i Senat i jest opiniowany przez ministra sprawiedliwości. Odrzucenie sprawozdania, uprawnia premiera do wnioskowania o odwołanie Prokuratora. Jak trafnie zwracał wówczas uwagę prof. Piotr Winczorek „istnieje ryzyko, że prokurator generalny sam stanie się politykiem”.  Obserwacja zachowań Andrzeja Seremeta, w związku ze śledztwem w sprawie tragedii smoleńskiej, zdaje się potwierdzać tę ocenę.
Z całej „rewolucyjnej” koncepcji zmian, najważniejszym elementem było powołanie Krajowej Rady Prokuratorów (KRP), która poprzez prawo wnioskowania o nominacje prokuratorskie oraz szerokie uprawnienia konsultacyjne stała się faktycznym organem decyzyjnym w zakresie polityki karnej. Postawienie na czele Rady byłego komunistycznego prokuratora Edwarda Zalewskiego, dawało grupie rządzącej gwarancję zachowania wpływów na decyzje prokuratorskie, a poprzez właściwą politykę kadrową zabezpieczało trwałość układu postkomunistycznego.  Ten członek PZRP, oskarżający w procesach politycznych lat 80., nadzorował również w latach 2008-9 śledztwo w sprawie „afery marszałkowej”, w trakcie którego nie wyjaśniono roli marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego w działaniach ludzi WSW/WSI skierowanych przeciwko legalnemu organowi państwa – Komisji Weryfikacyjnej WSI. Dyspozycyjność szefa KRP wobec prezydenta gwarantuje zaś zapis ustawy mówiący, iż „osoba powołana przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej pełni swoją funkcję w Krajowej Radzie Prokuratury bez oznaczania okresu kadencji i może być odwołana w każdym czasie.”
Na przykładzie ostatnich rekomendacji doskonale widać, że decyzje KRP są faktycznie podyktowane interesami politycznymi grupy rządzącej i służą głębokiemu podporządkowaniu prokuratury. Przeprowadzając fikcyjną reformę tej instytucji i kierując do KRP ludzi z klucza politycznego, rząd Tuska już wówczas zagwarantował sobie bezkarność działań, o czym mogliśmy przekonać się z wielu decyzji prokuratorskich w sprawach afer związanych z politykami grupy rządzącej lub z efektów postępowań dotyczących samowoli służb specjalnych. Świadomość bezkarności, a niekiedy wręcz pogardy dla prawa w wykonaniu najwyższych urzędników państwowych i partyjnych była możliwa, bo nie istniały instytucje państwa zdolne do niezależnych działań prawnych.
Z doświadczeń ostatnich lat wiemy, że prokuratura należy do tych instytucji państwa, które szczególnie mocno wykazują  dyspozycyjność wobec władzy i są wykorzystywane w walce politycznej. Brak zmian systemowych oraz zmiany mentalności środowiska prokuratorskiego sprawił, że faktyczna pozycja tego organu wobec władzy politycznej w niczym nie odbiega od modelu funkcjonującego w czasach PRL.
Wszyscy pamiętamy histeryczne reakcje rozmaitych gremiów prawniczych i ich „autorytetów” w czasach rządów PiS i ministra Ziobry, gdy gromko wołano o rzekomym upolitycznieniu prokuratury i zagrożeniu demokracji. Nie przypadkiem, głosy te zamilkły natychmiast od dnia odzyskania władzy przez PO i żadne, nawet najbardziej rażące patologie nie wywołały już sprzeciwu środowiska prawniczego. Do zagorzałych krytyków Ziobry, a jednocześnie zwolenników rozdziału funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego należał wówczas prezes Stowarzyszenia Prokuratorów Rzeczypospolitej Polskiej płk Krzysztof Parulski, a wystosowana przez to stowarzyszenie uchwała  z czerwca 2007 - "Apel o zachowanie etycznych postaw", odebrana została jako krytyka działań ministra i zakończyła się rezygnacją Parulskiego ze stanowiska zastępcy Wojskowego Prokuratora Okręgowego w Poznaniu oraz prokuratora wojskowego. Nigdy wcześniej środowisko prokuratorskie nie przejawiało takiej troski o swoją niezależność, jak za rządów PIS-u i nigdy bardziej nie podlegało politycznym regulacjom, jak dzieje się to obecnie.
Trudno zatem przypuszczać, by ludzie dyspozycyjni wobec władzy komunistycznej i zawdzięczający swój awans obecnej ekipie, mieli po ewentualnym zwycięstwie wyborczym PiS-u prowadzić śledztwa zagrażające ich protektorom politycznym.
O tym, że taka perspektywa istnieje, mogliśmy się przekonać z ostatniego wywiadu udzielonego Gazecie Polskiej przez Jarosława Kaczyńskiego.  Prezes PiS pytany o szanse ustalenie prawdy o katastrofie smoleńskiej powiedział m.in.:
Gdybyśmy wygrali wybory, dokonalibyśmy rzetelnego przeglądu informacji, którymi już dziś dysponują instytucje państwa polskiego. Jestem przekonany, że już samo takie działanie rzuciłoby nowe światło na sprawę przyczyn katastrofy. Powstałby raport nie podszyty strachem, w przeciwieństwie do tego, który tworzy komisja ministra Millera.”
Można się spodziewać, że dokonanie takiego przeglądu musiałoby skutkować również wszczęciem śledztw wobec obecnych decydentów, odpowiedzialnych za przygotowania do tragicznego lotu, za liczne zaniedbania oraz mataczenia w sprawie śledztwa smoleńskiego.
Jeśli PiS chciałby rzeczywiście dążyć do wyjaśnienia przyczyn katastrofy i przeprowadzić w tej sprawie rzetelne dochodzenie oraz powrócić do rozlicznych afer z udziałem polityków PO i PSL, wolno spodziewać się wniosków o pociągnięcie do odpowiedzialności karnej oraz postawienia niektórych osób przed Trybunałem Stanu. 
Nietrudno zrozumieć, że to realne niebezpieczeństwo wymaga odpowiedniej ochrony interesów układu i „wyczulenia” prokuratury na rozliczeniowe dążenia nowej władzy.  Czteroletnia kadencja obecnej KRP oraz jej wpływ na prace prokuratury i poszczególne nominacje prokuratorskie dają gwarancje, że takie zabezpieczenie zostanie ustanowione. Rekomendacja prokuratorów - oskarżycieli z czasów PRL-u, wpisuje się w tę koncepcje.
Warto zatem przewidzieć, że utrata władzy politycznej przez ekipę rządzącą, może nie mieć żadnego wpływu na kształt decyzji prokuratorskich w sprawach wymagających rzetelnej oceny działań rządu Donalda Tuska, a tym bardziej nie przyniesie przełomu w śledztwach dotyczących tragedii smoleńskiej.  Dzisiejsze rekomendacje potwierdzają, że przywrócenie norm obowiązujących w państwie prawa, będzie procesem długotrwałym i niezwykle trudnym.
  
Artykuł zamieszczony w Warszawskiej Gazecie.

2 komentarze:

  1. Te decyzje wpisują się w szerszy kontekst, niż tylko przygotowywanie miękkiego lądowania przez ekipę Tuska. Mianowicie - w przywracanie wpływów środowisk komunistycznych, także w sądownictwie i prokuraturze.

    Taki barter polityczny - my (PO) wam (sędziowie z I PRL) stołki, wy nam ochronę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odbieram te decyzje jaoko realizacje kolejnech zleceń z Moskwy. Celem tych zleceń jest utworzenie w kluczowych organach państwa ststemu zdalnego sterowania.

    Najważniejsze są oczywiście te organy, które pomogą w transferowaniu możliwie dużej ilości dewiz do FR. Kontrakt gazowy i powowłanie "swojego" na prezesa NBP yo ewidentne przykłady tych działań.

    Oczywiście demontowanie systemu obronności i wstawienie "swoich" na kluczowe miejsca (np. BBN) to też niezbite dowody tych działań.

    Wojna rozpoczęta w Gruzji trwa. Polska przegrała "bitwę" pod Smoleńskiem i to dzięki zdrajcom!

    Czy można się z tym zgodzić?

    OdpowiedzUsuń