Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

niedziela, 27 czerwca 2010

MACHIAVELLI Z BUDY RUSKIEJ – 2 ZAKOŃCZENIE.

W poprzednim tekście przypomniałem, w jaki sposób kandydat Platformy praktykował "zasady demokracji parlamentarnej" i jak okazywał szacunek dla opozycji. W zgodnej opinii SLD i PiS –u przez cały okres marszałkowania Komorowski „kneblował usta posłom opozycji” i zachował się "w sposób niedopuszczalny", " łamiąc wszelkie zasady funkcjonowania Sejmu”. 
Choć sam należał do zaciekłych krytyków i wielokrotnie piętnował rzekomo naganne praktyki swoich poprzedników, natychmiast po wyborze na stanowisko marszałka pokazał, jak w praktyce stosuje owe zasady. Już 26 października 2007 r. (jeszcze przed oficjalnym potwierdzeniem nominacji) Komorowski oświadczył, że należy uporządkować funkcjonowanie dziennikarzy w Sejmie i perorował - „akredytacje do Sejmu powinni dostawać lepsi dziennikarze. - Żeby była lepsza informacja o pracach parlamentu.2
W styczniu 2008 roku „Dziennik” informował: „Marszałek Bronisław Komorowski głośno torpedował pomysł swego poprzednika Ludwika Dorna, by otoczyć Sejm płotem. Postawił jednak bardziej dotkliwe zapory - wewnątrz gmachu. Podtrzymał politykę restrykcji wobec dziennikarzy i na dobre zamknął sejmowe kuluary. Nowe rozporządzenie nie pozostawia wątpliwości: ograniczenia pozostają, a dostęp do posłów będą mieć tylko wybrani. [...]Teraz podczas posiedzenia Sejmu będzie mogło tam przebywać tylko 40 reporterów, a to skutecznie ograniczy dostęp do posłów. Przepustki są jednorazowe, wydawane w dniu posiedzenia, w dodatku trzeba będzie je każdorazowo zwracać do biura przepustek [...]zdaniem Jarosława Szczepańskiego, dyrektora biura prasowego Kancelarii Sejmu, liczba ta będzie mocno ograniczona. Przepustki będą wydawane w myśl zasady: kto pierwszy, ten lepszy”. 3
W  jaki sposób Komorowski respektował wolność debaty na forum sejmowym, możemy zrozumieć z jego wypowiedzi z maja 2009 roku, gdy zabronił posłom organizowania konferencji partii Libertas -„ W Sejmie nie mogą lansować się ludzie wykluczeni przez społeczeństwo, o tym decydują wyborcy”. Wyrażając się z pogardą o uczestnikach tego spotkania, marszałek Sejmu stwierdził - "Mam nadzieje, że długo nie zobaczę tu żadnego Libertasa. (...)korytarz to dobre dla nich miejsce"  Oskarżony wówczas o „polityczne gangsterstwo”, Komorowski z właściwą sobie łagodnością odparował "Nie czuję się politycznym gangsterem, ale potrafię przyłożyć". 4
Przykładem rozumienia przez polityka PO zasad kultury politycznej, szacunku i „partnerskich stosunków”,  może być fragment wywiadu z października 2008 roku, w którym Komorowski komentował konflikt między prezydentem Lechem Kaczyńskim, a premierem Tuskiem. Chodziło o skandaliczne słowa Tuska skierowane wówczas do prezydenta: 
Konrad Piasecki: Panie marszałku, jak się panu podoba premier mówiący do prezydenta: „Chcieć, to ty sobie możesz…”
Bronisław Komorowski: Po pierwsze, nie wiemy, czy było tak naprawdę.
Konrad Piasecki: Tak mówi prezydent, a prezydentowi należy wierzyć.
Bronisław Komorowski: Pan niech wierzy, ja niekoniecznie.
Konrad Piasecki: A premier nie zaprzeczył.
Bronisław Komorowski: Wie pan, to są już słowa wypowiadane w czasie konfliktu, w ostrej sytuacji i też jest to relacja jednej strony. Radziłbym w ogóle nie wnikać w to, co sobie tam panowie szeptali czy mówili. Niech będzie to ich sprawa. Natomiast zawsze należy odpowiadać na pytanie, kto zaczął? Zaczął pan prezydent i Kancelaria Prezydenta, wpychając się niepotrzebnie w politykę prestiżu prezydenckiego kosztem interesu państwa polskiego.” 5
Tego rodzaju retoryka, pełna nienawiści do politycznych przeciwników, oparta na prostackich i arogancki określeniach dominowała w całym słownictwie człowieka, który mami dziś Polaków hasłem „zgoda buduje”.
 "Jesteśmy w rękach drobnych cwaniaczków, drobnych pijaczków, którzy sięgają po najwyższe funkcje, także na poziomie regionów" - wołał  Komorowski w Sejmie w lutym 2007 roku, gdy rozmawiano o sprawie wojewody mazowieckiego Wojciecha Dąbrowskiego,  o którym „Wprost” napisał, że zataił informację o zabraniu mu przez policję prawa jazdy za przekroczenie liczby dozwolonych punktów karnych. 6
W sierpniu 2007 roku Komorowski nazwał PiS „sektą wierzącą w politycznego szatana” . "Oni uwierzyli- perorował -  w to, że świat jest zły, ludzie są źli, zło jest silniejsze niż dobro. Taką wizję zaszczepili im bracia Kaczyńscy i ich najbliższe otoczenie”. [...] To ich zniszczy, przekształci w sektę wierzącą w politycznego szatana, i zepchnie na margines. [...] Oni sami się wykończą, choć przyznaję, że to trwa już dość długo”. 7
W lutym 2008 roku porównał środowisko braci Kaczyńskich i Porozumienia Centrum do komunistów, wspominając sprawę umorzenia 700 tys. zł długów PC 8 , a w kilka miesięcy później  wyraził opinię, że „poprzednia ekipa była oszalała na punkcie nienawiści do WSI”.
W związku z likwidacją WSI wyraził również „współczucie” dla prezydenta Kaczyńskiego, bo "pewnie nie będzie się dobrze czuł z wiedzą, że uczestniczył w łamaniu praw człowieka w Polsce".9
Komorowski nie cofnął się przed nazwaniem Jarosława Kaczyńskiego "człowiekiem, który sprzedał swój honor za 300 zł” i odmówił mu zdolności honorowych, za rzekomo fałszywe usprawiedliwienia nieobecności w Sejmie. W tym samym wywiadzie, z września 2008 roku znajdziemy skandaliczną opinię Komorowskiego na temat najważniejszej polskiej instytucji historycznej. Jest warta przytoczenia, również z tego względu, że w swojej dzisiejszej „wizji” prezydentury Komorowski napisał - „Bez historycznej pamięci i świadomości naszych korzeni nie można zbudować społecznego ładu zakorzenionego w wartościach.”
Tymczasem w wywiadzie z 23 września 2008 roku marszałek Sejmu tak mówił o niezależnej instytucji historycznej i ludziach w niej pracujących: „Problem IPN, a nasz problem z IPN polega na tym, że w IPN nastąpiło zwichnięcie - tak samo jak w mediach publicznych - na jedną burtę. Tam szczególnie dużo mają do powiedzenia polityczni radykałowie, gdzieś spod znaku Antoniego Macierewicza i takie popłuczyny po endecji. Tam mamy do czynienia z przewagą radykałów, którzy rozwiązują jakieś polityczne, własne dylematy kosztem wielu innych osób, kosztem spokojnego badania historii. Takie popłuczyny endeckie, które szkodzą - wg mnie - Polsce.” 10
O kulturze politycznej Komorowskiego, ale też o jego rzeczywistym stosunku do kobiet (szczególnie w kontekście wyborczych umizgów i bredni o parytetach) niech świadczy wypowiedź ze stycznia 2009 roku, dotycząca chamskich słów, jakie przyjaciel Komorowskiego  J.Palikot wypowiedział na temat posłanki Grażyny Gęsickiej. 
"Kobieta w polityce podlega takim samym regułom jak mężczyzna" – stwierdził wówczas w  Radiu ZET Komorowski. I wyprowadził z tego twierdzenia wniosek: Dlatego  Donald Tusk nie powinien przepraszać za słowa Janusza Palikota o "politycznej prostytucji" Grażyny Gęsickiej, byłej minister rządu PiS.” 11

Prawdziwe oblicze Komorowskiego poznamy również ze słów Jerzego Szmajdzińskiego, który w październiku 2009 roku tak opisywał wizytę Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego u prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sprawie afery hazardowej. Według Szmajdzińskiego obaj rozmówcy prezydenta „byli wręcz agresywni”.
 „Prezydentowi przerwał i wkroczył do akcji zwykle spokojny, przynajmniej w telewizji, Bronisław Komorowski, który zaczął kwestionować w ogóle to spotkanie, sens tego spotkania i prawie legalność tego spotkania, co świadczyło o niebywałym, niebywale wysokim poziomie adrenaliny i takiej walki" - powiedział Szmajdziński i dodał „Bardzo nerwowo było. Siekiery latały. Każde zabranie głosu było ze stanem wysokiego podenerwowania, niemalże agresji”. 12 
Hipokryzja Komorowskiego i kompromitujące tchórzostwo są szczególnie widoczne w tych obszarach, gdzie czuł się zagrożony ujawnieniem niekorzystnych dla niego informacji. W obronie własnych interesów, nie istniały dla polityka PO żadne reguły ani dobre zasady. Potrafił jednak być pryncypialny, gdy chodziło o innych: 
W demokracji nie ma świętych krów. Wszyscy pamiętamy, jak źle została przyjęta odmowa stanięcia przed komisją śledczą przez prezydenta Kwaśniewskiego. Oczywiście trzeba zachować wszystkie najgrzeczniejsze formy, ale zarówno prezydenta, jak i premiera zawsze można zaprosić na rozmowę albo do niego pójść. Ale nie można odmawiać” – perorował w listopadzie 2009 roku, gdy dla zatarcia odpowiedzialności ludzi Platformy próbowano wezwać przed sejmową komisję hazardową  Gosiewskiego i Kaczyńskiego. 13
Ta fałszywa  retoryka stoi w sprzeczności z całą praktyką działania kandydata Platformy. 
Pierwszej próby z demokracji, Komorowski nie zdał już 28 października 2007 roku, gdy otrzymał zaproszenie do stawienia przed Komisją Weryfikacyjną WSI, by mógł złożyć wyjaśnienia w sprawach dotyczących jego osoby. Zdecydowanie odmówił wówczas stawienia się przed komisję i wyjaśnił, że „zachowuje się ona bardzo dziwnie". „Komisja próbuje wzywać na przesłuchania kandydata na marszałka Sejmu. Tu może chodzić o chęć zepsucia atmosfery i mojego wizerunku, a nie o dojście do prawdy” – uznał polityk PO.14
Jednocześnie Komorowski wyraził pogląd, że to „pan Macierewicz powinien zniknąć” i podkreślił, że nie życzy sobie prób tworzenia "atmosfery niewiarygodności jego osoby w sytuacji, gdy pretenduje do funkcji marszałka Sejmu”. 15
W identyczny sposób, Komorowski zadbał o swoją „wiarygodność” podczas posiedzenia Sejmu, na którym dokonywano wyboru marszałka. PiS chciał zadać Komorowskiemu (jeszcze jako kandydatowi) pytania, jednak marszałek senior Zbigniew Religa wypowiedział zbyt wcześniej formułkę o przejściu do głosowania i (zdaniem PO) nie można już było wrócić do przepytywania kandydatów. Tę pomyłkę Religi, wynikającą z braku doświadczenia (jak sam przyznał marszałek - senior) Platforma natychmiast wykorzystała, zaś Komorowski z satysfakcją stwierdził: „W polityce trzeba mieć odpowiedni refleks, niekoniecznie po to, żeby łapać pchły, ale po to, by nie opóźniać pracy parlamentu”. 16
Już wówczas premier Jarosław Kaczyński powiedział dziennikarzom: „To zdumiewające, że Bronisław Komorowski tak panicznie bał się pytań. Jest w tym jakaś tajemnica. Nigdy tak nie było, by marszałek nie odpowiadał na pytania.”17
 Tę tchórzliwą taktykę udało się Komorowskiemu kontynuować przez wiele miesięcy, podczas których brał  udział w kombinacji operacyjnej tajnych służb, nazwanej przeze mnie aferą marszałkową. Podczas posiedzenia Sejmu, we wrześniu 2008 roku, klub PiS zgłosił wniosek, aby podczas nadzwyczajnego posiedzenia komisji sprawiedliwości Komorowski złożył wyjaśnienia dotyczące jego spotkania z "oficerem wojskowych służb specjalnych PRL Aleksandrem Lichockim i oficerem WSI Leszkiem Tobiaszem” w związku ze "skandalicznym zachowaniem Komorowskiego w tym czasie i być może możliwością przekroczenia prawa".
Poseł wnioskodawca, rzecznik klubu PiS Mariusz Kamiński powiedział wówczas: „Chcielibyśmy, aby pan marszałek przed całą opinią publiczną - w obecności kamer, aby wszyscy mogli się dowiedzieć, czy nie zostało złamane prawo - wyjaśnił, czy ma w tej sprawie czyste sumienie, czy prawo nie zostało złamane”. 18
W odpowiedzi na wniosek Komorowski nie zawahał się sformułować absurdalnego oskarżenia: „Bo to niestety członkowie komisji weryfikacyjnej (WSI) pana Antoniego Macierewicza spotykali się nie tylko z oficerami WSI, ale również z oficerami dawnych służb komunistycznych i to niestety miały te spotkania charakter korupcyjnych spotkań W reakcji na tę wypowiedź Antoni Macierewicz oświadczył, że zgłasza sprawę do Komisji Etyki Poselskiej. 
Marszałek poddał wniosek Kamińskiego pod głosowanie. Poparło go 172 posłów, 234 było przeciw, od głosu wstrzymało się 6. Prezes PiS ocenił wówczas, że „marszałek Komorowski dał tego dnia pokaz braku honoru". Według niego, Komorowski „wykorzystuje swoją funkcję, by opinia publiczna nie dowiedziała się o jego różnych, dziwnych kontaktach z WSI”.
Równie bezskuteczna była wcześniejsza próba wezwania Komorowskiego przed sejmową Komisję Sprawiedliwości, podjęta we wrześniu 2008 roku. Marszałek zignorował wnioski posłów  Jarosława Zielińskiego i Zbigniewa Wassermanna i oświadczył: „Jeśli mnie wezwie cała komisja, rozważę, ale na razie śmieję się PiS-owi w twarz, bo PiS się po prostu wygłupia wiedząc, że nie mają nawet odrobiny racji.[...] Mogę panów zaprosić na kawę”. 19
Posłowie PiS powołali się wówczas na artykuł 152 regulaminu Sejmu, zgodnie z którym, jeśli co najmniej jedna czwarta posłów komisji chce zwołać posiedzenie, to prezydium komisji nie może im odmówić. Speckomisja liczyła siedmiu posłów, rachunek więc się zgadzał. Nawet wieloletni szef sejmowej komisji ds. specsłużb, poseł Janusz Zemke uznał wówczas, że marszałek Sejmu nie może odmówić stawienia się przed komisją. 20
Po odmowie Komorowskiego, klub PiS złożył wniosek o odwołanie polityka PO z funkcji marszałka Sejmu. We wniosku podkreślono, że „Jedną z decydujących spraw skłaniających wnioskodawców do sformułowania tego wniosku była sprawa związana z podejmowaniem przez Pana Marszałka działań służących uzyskaniu nielegalnego dostępu do tekstu „ściśle tajnego” Uzupełnienia nr 1 do Raportu Przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej, tj. tzw. aneksu do raportu o WSI. Wynika to bowiem z ujawnionych zeznań złożonych w dniu 24 lipca 2008 r. przez Marszałka Sejmu Pana Bronisława Komorowskiego w postępowaniu prowadzonym przez Prokuraturę Krajową w Warszawie , a oznaczonym sygnaturą akt PR-IV-X-Ds. 26/07 w kwestii jego spotkań z płk. Lichockim oraz płk. Leszkiem Tobiaszem”.
Przytoczono następnie wiele przykładów świadczących o możliwości złamania prawa przez Komorowskiego i stwierdzono: „Wszystkie przytoczone fakty dotyczące sprawy tzw. „aneksu do raportu WSI” i udziału w niej Pana Marszałka Bronisława Komorowskiego świadczą o możliwości popełnienia przez Pana Marszałka przestępstwa składania fałszywych zeznań. Dlatego też jest to jeden z koronnych argumentów przemawiających za koniecznością odwołania Pana Bronisława Komorowskiego z funkcji Marszałka Sejmu. Funkcje ta powinna piastować osoba o nieskazitelnym charakterze, a biorąc powyższe pod uwagę ciężko jest odnieść tą przesłankę do Pana Bronisława Komorowskiego”. 21
W poczuciu zagrożenia możliwością ujawnienia prawdziwego charakteru jego związków z wojskowymi służbami, Komorowski nie cofnął się przed rzucaniem oskarżeń pod adresem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Postąpił tak w październiku 2008 roku, gdy chciano go wezwać przed sejmową Komisję Sprawiedliwości. Marszałek stwierdził wówczas: 
Prezydent wiedział od przełomu lutego i marca, że są daleko idące podejrzenia o korupcję w otoczeniu komisji weryfikacyjnej pana Antoniego Macierewicza i że to może mieć istotny wpływ nie tylko na korupcję, ale na bezpieczeństwo narodowe”. 22   
Gdy PiS cofnął pierwszy wniosek o odwołanie marszałka, Komorowski uznał, że zrobiono to, by chronić Lecha Kaczyńskiego przed ujawnieniem tej informacji. Kancelaria Prezydenta stwierdziła wówczas w oświadczeniu:
"Prezydent Lech Kaczyński nie miał żadnej wiedzy na temat domniemanej korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI. Prezydent został poinformowany w trybie właściwym jedynie o śledztwie prowadzonym przez ABW, nie posiadał zaś wiedzy o domniemanych nieprawidłowościach w trakcie pracy komisji weryfikacyjnej. Kancelaria Prezydenta stanowczo dementuje, jakoby Prezydent RP w jakikolwiek sposób wpływał na decyzje klubu PiS o wycofaniu wniosku o odwołanie wicemarszałka i marszałka Sejmu. [...]. Nie jest dobrym obyczajem, by Marszałek Sejmu, broniąc się przed poważnymi zarzutami, usiłował wciągnąć do swojej obrony w nieuprawniony sposób Prezydenta RP".
Ataki na prezydenta Kaczyńskiego, należały do stałego repertuaru wystąpień Bronisława Komorowskiego. W zasadzie trudno znaleźć wypowiedź tego człowieka, w której nie oczerniałby Lecha Kaczyńskiego lub nie pomawiał go o złe działania i  intencje. Pamiętamy haniebne słowa „jaka wizyta, taki zamach”, czy wypowiedziane na trzy miesiące przed tragedią smoleńską życzenie - „chciałbym skrócić zły okres prezydentury Lecha Kaczyńskiego”. Ze wszystkich wypowiedzi Komorowskiego o braciach Kaczyńskich, przebijała mniej lub bardziej skrywana agresja i nienawiść.
Nie wszyscy jednak zdają się rozumieć, że cały „program” prezydentury Komorowskiego, wszystko, co robił przez ostatnie miesiące, można sprowadzić do słów: „Póki jest ten prezydent, nie da się dobrze rządzić”.
Wypowiedział je Komorowski 13 listopada 2009 roku w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej". Stwierdził wówczas: „Do wyborów prezydenckich trudne reformy będą leżały odłogiem, bo urząd prezydenta jest wielkim i skutecznym hamulcowym" i wyraził nadzieję, że „nowym prezydentem zostanie ktoś, kto będzie wspierał modernizację Polski i brał na siebie cząstkę odpowiedzialności za trudne decyzje", bo „prezydent nie może być wyłącznie recenzentem pracy rządu i hamulcowym”. Komorowski stwierdził też, że nie zna „ani jednego przykładu, gdy prezydent zachęcał do jakiejkolwiek reformy czy zmiany", a na uwagę gazety, że "wspierał likwidację WSI", odpowiedział, że "zlikwidowanie wojskowego wywiadu nie zasługuje na miano reformy, tylko szaleństwa".23
Od 10 kwietnia 2010 roku, przeszkoda dla „dobrego rządzenia” została usunięta i jeśli miałbym wskazać człowieka, który osiągnąć największe korzyści z tragicznej  śmierci Lecha Kaczyńskiego – byłby to Bronisław Komorowski. 
Nie mam też wątpliwości, że cała logika potencjalnej prezydentury Komorowskiego zostałaby zbudowana na nienawiści do osoby prezydenta Kaczyńskiego.


Źródła:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz