Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

wtorek, 9 sierpnia 2022

RUCH 12 MAJA

     Partii rządzącej IIIRP udała się rzecz bez precedensu. Większość moich rodaków została skutecznie uodporniona na wszelkie przejawy zła, hańby i zdrady i nie jest ich w stanie poruszyć żaden, choćby najbardziej spektakularny objaw patologii.
Ale „zwycięstwo” rządzących sięga dalej, bo za moralną immunizacją społeczeństwa podąża  całkowita obojętność na sprawy polskie, na stan bezpieczeństwa naszego kraju, na kwestie dotyczące przyszłości naszych rodzin i Ojczyzny.
Obojętność mająca różne oblicza – od kompletnego otępienia i poczucia beznadziei, po udawany sarkazm i teatralny cynizm.
    „Sukces” partii rządzącej jest w pełni zasłużony. Przez siedem lat infekowano moich rodaków taką dawką propagandowej trucizny i zakażano taką ilością aktów zaprzaństwa, łajdactwa i głupoty, że, nie tylko rozumienie dobra i zła uległo zatarciu, a przyzwolenie na zło przerosło wszelkie granice, lecz odrzucono rzecz tak elementarną, jak instynkt samozachowawczy.
Gdyby w IIIRP kiedykolwiek przeprowadzono rzetelne badanie opinii publicznej, jestem przekonany, że zdecydowana większość respondentów określiłaby obecną sytuację jako „beznadziejną” i orzekła, że „nic nie da się zrobić”.
 Ten główny, realny „sukces” partii J. Kaczyńskiego, został osiągnięty świadomie i z premedytacją.
Przed wieloma laty napisałem - „Narodu nie zabija się pałką ani karabinem. Nie zamyka w więzieniu i nie stawia pod ścianą. Narzędziem zabójstwa jest zawsze kłamstwo – powolna, skuteczna trucizna, sączona z pokolenia w pokolenie.
Zniszczenie narodu, nie jest zadaniem łatwym. Nawet dla „ideowych” ludobójców, wyposażonych w narzędzia terroru. Proces zabijania wymaga, nie tylko eksterminacji elit czy wymordowania niepokornych – jak czynili komunistyczni bandyci, ale zatarcia poczucia tożsamości zbiorowej i rozerwania więzi łączących pokolenia. Wymaga odrzucenia daru identyfikowania się we wspólnej historii, wartościach i celach oraz zabicia podstawowej dychotomii My-Oni.
W przestrzeni zakłamanej i zagarniętej przez ośrodki propagandy, której strażnikami stali się semantyczni terroryści, nie ma dziś miejsca na wytyczenie tej dychotomii. Nie znalazł się nikt, kto miałby odwagę nazwania Obcych po imieniu i odmówienia im przynależności narodowej.
Zostali koncyliacyjni oszuści, piewcy „zgody narodowej” i „porozumień ponad podziałami”. Zostało partyjne towarzystwo „wspólnoty brudu”, fanatyczni geo-realiści i prymitywni „pragmatycy”, spod znaku czcicieli pełnej michy.
Ten stan musiał doprowadzić do totalnej destrukcji świadomości społecznej, do wpojenie nam, że wolno zdradzać i nienawidzić polskości, a zachować miano Polaka, że można drwić z praw ludzkich i boskich – i być nazywanym sędzią, że należy łgać i szerzyć propagandę – by zasłużyć na miano dziennikarza.
Ofiarami zabójczej demoralizacji są nie tylko ludzie młodzi, poznający realia IIIRP, ale wszyscy, którzy przechodzą do porządku nad setkami przypadków łamania prawa, zdrady, pogardy dla polskości. Przechodzą zaś dlatego, że „wiemy, jakie są sądy”, że „nie należy otwierać nowych frontów walki”, że „w czas wyborczy nie wolno ulegać prowokacji” i przyjmują dziesiątki tego rodzaju sofizmatów sączonych przez rządowe ośrodki propagandy.
Przyjmują z wygody i ”dla świętego spokoju”, z głupoty lub z wyrachowania. A jeśli nawet przyjmują z goryczą, lub poczuciem krzywdy, świadomość, że „nic nie da się zrobić” zabija wszelki odruch buntu i zdusi wolę działania.
Rządzącym tym państwem nie trzeba więcej.
Przez pierwszą kadencję pracowali nad zabiciem poczucia sprawiedliwości i narodowej dumy – „rozgrzeszając” kolegów z tzw.”opozycji”(nazwa ze wszech miar fałszywa) z setek afer, z kradzieży majątku narodowego, z paktowania z wrogami Polski i udziału w zastawieniu pułapki smoleńskiej. Za polityką „rozgrzeszenia” – do której PiS nie miał żadnego prawa, podążał zamysł splugawienia całego życia publicznego i uczynienia z tego państwa przedmiotu obcych wpływów.
    Dziś nikt już nie pamięta obietnic PiS z lat 2008-2014, nie liczy na sprawiedliwy osąd zdrajców i łajdaków, nie domaga rachunku krzywd i zadośćuczynienia za lata hańby. Nikogo nie dziwi, że ludzie, którzy od lat winni odbywać wyroki dożywotniego więzienia, są kreowani na „partnerów politycznych” i „liderów opozycji”.
To wielkie, historyczne osiągnięcie Kaczyńskiego i jego kamratów.
Druga kadencja tej partii upływa na umocnieniu poczucia bezsiły i całkowitym „rozbrojeniu” Polaków.
Rozbraja się nas – nie tylko z woli działania, ale z pamięci i odwagi, z dumy i aspiracji, rozbraja z poczucia obowiązku i narodowych powinności.
        Wojna na Ukrainie doskonale ułatwiła to zadanie.
Od 24 lutego 2022 r., gdy rosyjscy bandyci ponownie napadli na Ukrainę, nie ma już w IIIRP ruskich pomiotów, „długich ramion Moskwy”, piewców „pojednania polsko-rosyjskiego”, nie ma smoleńskich zdrajców, pachołków Putina ani chwalców Cyryla, którzy wspólnie z Rosją chcieli „ewangelizować Europę”.
Jak za dotknięciem różdżki – w niepamięć poszedł bezgraniczny wasalizm reżimu PO-PSL, hańba umowy gazowej i pakty smoleńskich oprychów. Nikt nie próbuje ocenić spustoszenia i strat, jakie ponieśli Polacy na skutek roboty zdrajców i tchórzy. Nikt nie pamięta o historycznym zgorszeniu, jakiego dopuścili się polscy hierarchowie, gdy zamazali prawdę o zbrodni smoleńskiej i ludobójstwie na Wołyniu, gdy „jednali” wiernych z bandą morderców i katów, gdy sławili agenta KGB i słali poddańcze homagium do Komorowskiego i Putina.
Ten dar „niepamięci” jest tym dogodniejszy, że również partii Kaczyńskiego zapomniano wieloletnie umizgi do Putina i brak jakiejkolwiek polityki wschodniej, zapomniano gloryfikowanie mitu „ruskiej siły”, reaktywację tzw. Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych, utrzymywanie Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia (TPPR-bis), odżegnywanie ludzi PiS od uznania Rosji za wroga, popieranie prorosyjskiej polityki UE i D.Trumpa, kadzenie Łukaszence i wysławianie reżimu białoruskiego, dążenie do odbudowy „partnerskich relacji” z Moskwą i usilne wspieranie „strategicznego partnerstwa” z chińskimi komunistami.
O rzeczach tak „drugorzędnych”, jak ochrona środowiska b.WSI,(Aneks), brak profesjonalnych służb, działalność rosyjskiej agentury i partii „przyjaciół Moskwy”, pobłażliwości dla agentów wpływu w polityce, gospodarce i mediach – nie warto wspominać.
Wojna na Ukrainie sprawiła również, że rządzący IIIRP mogą stroić się w szaty „przeciwników Putina” i pobrzękiwać propagandową szabelką.
Niczym innym są „programy rozwoju sił zbrojnych”  i „ustawy o obronie ojczyzny”, z których żadna nie uwzględnia trzech kroków, jakie trzeba wykonać, by - w perspektywie dekady, przywrócić nam zdolność do walki: dekomunizacji armii(wyrzucenie wszystkich, którzy służyli w tzw. LWP), natychmiastowego przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej oraz zniesienia wszelkich ograniczeń i pozwoleń na broń palną.
Realne znaczenie „programów dla bezpieczeństwa Polski”, trzeba oceniać w kontekście sejmowego wystąpienia J. Kaczyńskiego z marca br. i złożonej wówczas kapitulacji: „Żeby było jasne, o broń nuklearną, nie mamy zamiaru zabiegać”.
    Rozbrojenia dokonuje się poprzez nachalną propagandę: „nie reagujemy na prowokacje”, ”walczymy o demokrację metodami pokojowymi ”, „wszystko,co kompromituje PiS jest dziełem Rosjan (czasem Niemców)”, „szanujemy państwo prawa”. Zbiór tego rodzaju idiotyzmów ma nas  zniechęcić do wyrażania sprzeciwu, osłabić wolę walki, udaremnić bunt.
Choć wojna na Ukrainie obnażyła iluzję „gwarancji bezpieczeństwa” NATO i ukazała ten pakt, jako zbiorowisko politycznych impotentów, choć skompromitowała agendy komunistycznej międzynarodówki, w rodzaju ONZ, czy OBWE i ujawniła antypolską rolę Niemiec i zarządzanej przez nich UE, politycy PiS – nadal każą wierzyć w mit „sojuszy atlantyckich”, w silę organizacji międzynarodowych i „unijnych sankcji”, nadal nie chcą uznać Niemiec za sojusznika Putina i państwo zagrażające Europie.
Nie ma w tym błędu ani indolencji. To działanie z premedytacją, obliczone na oszukanie moich rodaków i uczynienie z Polski łatwego łupu.
W ramach tej polityki, odrzucono próbę zbudowania sojuszu militarnego państw bałtyckich i Ukrainy, nie wykorzystano intencji premiera Wielkiej Brytanii, nie zadbano o dwustronne umowy z USA.
W polityce rozbrojenia mojego kraju planowane są kolejne ustępstwa na rzecz euro-terrorystów i „kompromisy” mające nas pozbawić reszty suwerenności. Niektóre – wyjątkowo groźne.
Wyrzucenie P. Naimskiego jest zapowiedzią szczególnych koncesji na rzecz kilku oligarchów, ale też preludium przed „gładkim” przeprowadzeniem fuzji Orlenu i Lotosu, w której dojdzie do pozbycia się majątku na rzecz obcych firm państwowych i przejęcia polskich podmiotów energetycznych przez Arabów, a za ich plecami, przez Rosję. To tylko część zabiegów, jakie grupa rządząca zamierza przeprowadzić pod propagandową osłoną „troski o bezpieczeństwo”.
Przed kilkoma dniami jeden z rządowych ośrodków propagandy przedstawił wyniki tzw.”sondażu”, w którym zapytano naszych rodaków:”Czy Polska powinna zrezygnować z części suwerenności jeśli to będzie warunek otrzymania pieniędzy z Unii Europejskiej w ramach Krajowego Planu Odbudowy?”.
Jeśli w tego rodzaju metodach formatowania opinii publicznej tkwi choćby ziarno prawdy, odpowiedź powinna przerażać. „Tak” lub „zdecydowanie tak” odpowiedziało 29 procent badanych. „Nie” lub „zdecydowanie nie”, 46 procent. Co czwarty Polak miał udzielić odpowiedzi:”trudno powiedzieć”.
Pomijając tezę, iż takie „sondaże” służą przygotowaniu gruntu pod kolejne rządowe kapitulacje, wynik jest wyrazem ogromnego „sukcesu” partii rządzącej, Kościoła i „patriotycznej elity”.
Tak wygląda stan umysłu po 7 latach rządów „patriotów”.
Tak zabija się naród.
    Obojętność naszych rodaków, brak opozycji i wolnych mediów sprawiają, że rządzący mają  ułatwione zadanie. Większość osób wykazuje przy tym przerażający brak wyobraźni, traktując kwestie ustępstw politycznych czy koncesji paliwowych, jako całkowicie oderwane od ich spraw osobistych i stanu majątkowego. Dominuje myślenie w „uproszczonych” kategoriach:
Skoro wojna toczy się za granicą, a nas chroni potęga NATO, skoro rządzą tu „patrioci” a w konstytucji zapisano suwerenność, skoro nikt nie zabija naszych dzieci, bo broni nas wspaniała armia, skoro rząd rozdaje pieniądze i ma pełne magazyny paliwa, skoro mamy grille, konta i samochody, skoro niewolnictwo nie odbiera nam michy, skoro...
    
    Nie wolno pogodzić się z tą obojętnością, uznać jej za normę i rzecz bezwarunkową. Zgoda na stan obecny, będzie ostatnim akordem w procesie uśmiercenia narodu.
Przyznaje – od wielu miesięcy rezygnuję z pisania tekstów. Świadomość, że przekleństwo obojętności dotknęło również czytelników bloga bezdekretu, nie ułatwia znalezienia  konkluzji.
Dzięki pracy polityków PiS i zabiegom ich propagandystów, nie ma dziś słów, tematów i zagrożeń, które mogłyby poruszyć uwagę odbiorcy.
A ponieważ są słowa i tematy, które poruszają uwagę służb, rezygnacja wydawała się racjonalną decyzją.
W zakończeniu tekstu „ŚCIANA” z listopada ubiegłego roku napisałem: „Zbyt głęboko tkwimy w niewolniczej mentalności, by zdobyć się na odruch gniewu. Zbyt wielką krzywdę nam wyrządzono, byśmy odważyli się na bunt.”
To nie była „ściosowa narracja”. Kto traktuje serio słowa wielokrotnie tu cytowane: „Przestańmy własną pieścić się boleścią,Przestańmy ciągłym lamentem się poić: Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, Mężom przystoi w milczeniu się zbroić…” - zrozumie, co mam na myśli.
    Bunt jest konieczny. Bunt przeciwko całej „klasie politycznej” tego państwa- bez żadnego wyjątku.
W przeciwnym wypadku - grozi nam, nie tylko wojna i agresja rosyjskich bandytów, nie tylko utrata resztek suwerenności i pogrążenie w unijnym bagnie, ale rzecz najstraszliwsza, która przekreśli szansę na przetrwanie narodu – obojętność i przyzwolenie na zło.
Trzeba odrzucić mit demokracji, a w jej miejsce wprowadzić twardy dyktat prawa i sprawiedliwości. Od trzech dekad, owa „demokracja” jest narzędziem Obcych. Kto przeczy tym faktom-jest tylko oszustem.
Nie ma znaczenia – która z partii systemowych będzie zarządzać III RP. Każda – od PiS, poprzez PO, po tzw. „Konfederację”, będzie strażnikiem mitologii demokracji, piewcą ”integracji europejskiej” i zależności od Obcych. Każdą należy zlikwidować, a ich „działaczom” odebrać tereny żerowisk i wpływów.
W realiach IIIRP mit demokracji jest bowiem tym, czym dla PRL-u, była obecność wojsk sowieckiego okupanta. Wiąże nasze aspiracje równie skutecznie, jak propaganda komunistyczna osaczała nas lękiem przed „ruską interwencją”. Ta bariera sprawia, że myśl o odrzuceniu fałszywego bożka – jako narzędzia zniewolenia Polaków, wydaje się nie do przyjęcia. Wywołuje histerię i dyskomfort, kojarzy się z groźbą anarchii i nawoływaniem do przemocy.
Tak dalece stłamszono w nas zdolność do samodzielnego myślenia, tak zabito narodowe aspiracje, że – poza demokracją – nie ma życia.
Przekleństwem III RP, jest brak polityków zdolnych do odrzucenia tej mitologii, na rzecz polskiej racji stanu. Przekleństwem jest brak polskich elit i niezależnych mediów, brak armii wolnej od gangreny toczącej to państwo i deficyt ludzi na miarę mężów stanu.  Tych, którzy posiadali potencjał racjonalnej oceny tego bożka, zniszczono lub zmarginalizowano w początkach lat 90 ub.wieku, gdy władzę zagarnęły samozwańcze”elity”.
Jeśli do tego przekleństwa dodamy społeczną obojętność na sprawy polskie, już przegraliśmy.
Rzeczą minimalną, do której zachęcam od wielu lat, jest odmowa udziału w mistyfikacjach wyborczych i odrzucenie wszystkich partii, które w tej mistyfikacji uczestniczą. Za taką odmową, musi podążać świadomość, że system polityczny III RP – z jego partiami, mediami i instytucjami, jest narzędziem zniewolenia, do którego nie wolno przykładać ręki.
To absurdalne, że można dziś mienić sie ”patriotą”,a jednocześnie popierać działania którejś z  partii-istniejących tylko po to, by kanalizować potencjał Polaków i mamić kolejnymi ”reformami”.
Jeśli komu nie wystarcza trzydziestoletnia lekcja, po której mój kraj jest zbiorowiskiem plugawych kreatur i domeną obcych wpływów, niech uzna swoje ograniczenie za wykluczające ze społeczności ludzi rozumnych.
    Ponieważ bunt nie może opierać się na żadnej partii ani środowisku działającym w IIIRP, nie może liczyć na wsparcie polityków, Kościoła i instytucji powołanych do nadzoru nad Polakami, rolą osób rozpoznających to zagrożenie jest stworzenie wspólnoty całkowicie niezależnej od obcych wpływów. Jak wielokrotnie podkreślałem – wspólnoty związanej więzami rodzinnym lub towarzyskimi, opartej na małych grupach i lokalnych środowiskach.
Gdy przyjdzie czas próby, tylko takie wspólnoty mają szansę przetrwać.
Czytelnikom bezdekretu nie muszę więcej dodawać:
 „W odrodzonym państwie nie nastąpiło odrodzenie duszy narodu. (…)
Rozwielmożniło się w Polsce znikczemnienie ludzi.
Swobody demokratyczne zostały nadużyte tak, że można było znienawidzieć całą demokrację.
Interes partyjny przeważał ponad wszystko.
Partie w Polsce rozmnożyły się tak licznie, iż stały się niezrozumiałe dla ogółu.
W rozkazie moim do wojska powiedziałem, że wziąwszy państwo słabe i ledwie dyszące – oddaliśmy obywatelom odrodzone i zdolne do życia.
Cóżeście z tym państwem uczynili? Uczyniliście zeń pośmiewisko!”

Te – jakże aktualne, słowa Józefa Piłsudskiego z roku 1926, wytyczają drogę do odzyskania Niepodległej.
Czasu jest coraz mniej.

14 komentarzy:

  1. Drogi Panie Aleksandrze. Cóż tu można dodać? Jedynie chyba to, że naprawdę są tacy, którzy nie ulegli i nigdy nie ulegną "przekleństwu obojętności". Nigdy!

    OdpowiedzUsuń
  2. CT,
    Do takich właśnie kieruję ten tekst.
    Bardzo Panu dziękuję za ważną deklarację i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, sytuacja jest znamienna. Dziś każdy kto myśli po polsku, serce, wolę i rozum otwarte ma na sprawy polskie, chce Polski silnej, niezależnej, sprawiedliwej i dostatniej - wrogiem jest i zagrożeniem dla rządzących "patriotów". Wydaje się też, że nie ma ludzi gotowych nie tylko do stanowczych działań ( w stylu Marszałka z 12 maja), lecz do jakiegokolwiek, choćby nieśmiałego sprzeciwu temu złu. Ja osobiście, szansę upatruję w nieuchronnej zawierusze światowej ( Ukraina, Tajwan ), która właśnie się zaczęła. Tymczasem róbmy swoje i bądźmy gotowi. Pozdrawiam Pana bardzo serdecznie, zdrowia życzę i Bogu polecam. CT

    OdpowiedzUsuń
  4. Gmail

    Piotr Poputko

    20 Jan 1980


    Szanowni Państwo,

    Ja nadziei już często nie mam. Zwłaszcza na zmianę 'tu'.

    Uważam, że wszelkie fundamenty wartości o których Pan mówi, na poziomie 'masowym' już dawno są martwe. Nadzieję (jeśli można to tak nazwać) widzę raczej w nowym, zniszczonym świecie, pozbawionym obecnego dobrobytu. Innej drogi nie dostrzegam. Nie będzie to nowa Polska, czy nowy inny kraj, lecz zgliszcza na resztkach chaosu, gdzie trzeba zaczynać wszystko od nowa (z cywilizacją czy bez niej).

    Uważam, że innej drogi nie ma, bo ta jest tragicznym efektem ubocznym naszej własnej natury.

    Rozpiszę się trochę, choć wiem raczej, że nic nie wiem - dlatego proszę o wyrozumiałość.

    Gdy przeprowadzi się prosty eksperyment - bibułkę nasączy się substancjami odżywczymi, a na niej umieści bakterie - owe zjedzą wszystko i rozmnożą się tak szybko, że niebawem zdechną we własnych odchodach, mimo pozornie idealnych warunków. Ciężko tu winić bakterie.

    Myślę, że nas ludzi - dotyka problem z grubsza identyczny. Od zawsze człowiek miał mniej, niż chciał. Musiał się zatem dogadać z innymi - choćby jeszcze nie tak dawno - pożyczyć sprzęt rolniczy od sąsiada, a swój własny komuś innemu, dbać o dobre relacje i własną reputację w okolicy. Honor i inne wartości uważam zatem za wtórne, a nie pierwotne w tym modelu. Zależność od innych powoduje potrzebę współpracy i relacji, a to z kolei rodzi wartości takie jak honor, bo jest on naturalną i prawdziwą (i niezwykle piękną) walutą w owej współzależności.

    Problem w tym, że na przestrzeni 50 albo 100 lat pierwsze ogniwo owego łańcucha - "zależność od innych" pryska w tępie mydlanej bańki.

    Nie dostrzegliśmy tej fundamentalnej zmiany, tej niezwykle pięknej równowagi egoizmu i wzajemnej relacji (być może fundamentu definicji Miłości), która towarzyszyła nam od zawsze. Nie dostrzegliśmy, że owe elementy stanowią wspólną całość - nie ma spoiwa nas ludzi, bez współzależności. Mając wszystko, nie zdążyliśmy opamiętać się, że nasz sąsiad może już nie mieć nic. Nie widzimy go, bo ściany są grube. Są grube, bo przez wieki było nam zimno i zawsze chcieliśmy takie mieć. Zwykle budowaliśmy je razem, ale dziś mamy ekipy budowlane.

    Dopóki zatem towarzyszy nam tak zwany 'dobrobyt' w postaci braku fundamentalnej zależności od drugiego człowieka, ja szans na zmianę nie widzę. Może za 1000 lat, gdy wytworzą się zupełnie nowe mechanizmy społeczne, a natura upomni się o to, że nie samym chlebem żyjemy względem innych ludzi i że wciąż bardzo potrzebujemy siebie nawzajem, mimo że nasze lodówki są pełne. I na tym fundamencie odrodzi się nadrzędność potrzeby siebie nawzajem i dalej wszelkie wartości, o których Pan mówi.

    Wyjątki, takie jak to miejsce i świadectwo Pana życia - potwierdzają dla mnie regułę.

    Niech Państwa nie zmyli mój pragmatyczny ton - serce mi pęka.

    Nie wiem, czy brak owej nadziei wieje chłodem w moim sercu. Myślę, że dostrzegam iż jesteśmy częścią ogromnej mechaniki - nie tylko tzw 'politycznej'. Jesteśmy również częścią ogromnej mechaniki naszej własnej natury, a ta zwykła reagować na zmiany o wiele wolniej, niż moglibyśmy sobie życzyć.

    Skąd miała ona wiedzieć, jak szybko poradzimy sobie z problemami, które spajały przecież nasze społeczeństwo? Skąd miała wiedzieć, że nie dostrzeżemy, że przez bezmyślne (choć zrozumiałe) zaspokojenie tych potrzeb, walniemy niejako siekierką we własne nogi, ucinając spoiwo, które nas łączy?

    OdpowiedzUsuń
  5. CT,

    Pozwolę sobie zacytować fragment niedawnego tekstu „DEMOKRACJA CZY DYKTAT (1) JAKA POLSKA?” :
    „Ludzie hołdujący przekonaniu, że jakiekolwiek zmiany w polskiej rzeczywistości, są możliwe tylko na drodze „globalnych przemian” i zewnętrznego oddziaływania obcych mocarstw, nie prezentują nowatorskiej wizji.
    Na początku XX wieku, dość popularne były „koncepcje polityczne”, których twórcy dostrzegali tylko jedną szansę na odzyskanie niepodległości. Ich rachuby opierały się na zapewnieniu sprawie polskiej przychylności Francji, Niemiec, czy Rosji, na wyczekiwaniu „światowego kryzysu” lub „wielkiej wojny”, z których – z woli i za przyzwoleniem mocarstw, postanie państwo polskie.
    Prawda – doszło do kryzysu i wybuchła wielka wojna – i nietrudno było je przewidzieć.
    Nie one jednak, i nie wola mocarstw zdecydowały o Niepodległej. Kluczowa była postawa „garstki szaleńców”, którzy wbrew owym koncepcjom i wbrew mocarstwowym interesom, zbudowali siłę militarną, stworzyli polskiego żołnierza i polską armię, z którymi wielcy gracze musieli się liczyć.
    Wolna Polska nie powstała w ciszy europejskich gabinetów, nie dała nam jej Francja, Anglia czy Rosja. Ówczesną Europę – jak zawsze niechętną obecności Polski na mapie świata, postawiono wobec faktów dokonanych i zmuszono do uznania państwa, o którym nie myślał żaden z przywódców tamtego świata.
    Analogia z czasami współczesnym - jest w pełni uprawniona.”

    Jak Pan się zapewne domyśla, ten fragment zawiera odpowiedź na oczekiwanie „szansy w nieuchronnej zawierusze światowej”.
    Dziś taka szansa nie istnieje. Bez roboty „garstki szaleńców”, zawierucha światowa przyniesie nam tylko zniewolenie lub sprawi, że Polska zniknie z mapy świata.
    W tym samym tekście odniosłem się również do koncepcji, w których pojawia się wizja „wielkiej wojny:

    „Ta wizja musi przerażać.
    Również dlatego, że wybuch takiej wojny byłby całkowicie niezależny od naszych intencji. Ludzie rozumni powinni jednak wiedzieć, że kierunek, w jakim zmierza współczesny „świat”, może zostać odwrócony tylko poprzez wydarzenie o skali globalnej, ale też tragicznej. Droga „umiarkowanego postępu” wiedzie dziś w przepaść.
    Należy więc zakładać, że tylko potężny wstrząs może nas otrzeźwić i zwrócić ludzkości elementarny instynkt zachowawczy.
    Nie mogę jednak przyjąć, że kreślony na tym blogu ideał wolnej Polski, wymaga wojny totalnej.
    Taka wizja, byłaby utopią, o tyle groźną, że pozbawioną elementu przewidywalności i nadziei.
    Dlatego trzeba szukać rozwiązań, które nie zdejmują z nas obowiązku realnych działań i nie odwołują do wydarzeń całkowicie od nas niezależnych.”

    Pańskie słowa „tymczasem róbmy swoje i bądźmy gotowi” przyjmuję zatem jako prawdziwie „ściosową narrację”.

    Serdecznie dziękuję za życzenia i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgoda. Miałem na myśli raczej to, że ogólne, światowe zamieszanie, podobnie jak Pierwsza Wielka Wojna, stworzy dogodne warunki, "pozytywne, choć tragiczne tło", korzystnych, wewnętrznych, radykalnych, propolskich rozwiązań. Oczywiście poczynionych przez Polaków dla Polaków. Bez oglądania się na "obce pomoce". Też myślę, że nasze sprawy, musimy - z Boską pomocą - sami rozwiązać.
      "Syndykat magdalenkowy" jest bardzo silny, ma wszystko i łatwo władzy nie odda. Nic tak tchórzy nie łączy, jak strach przed utratą majątku, wpływów i bezwzględnym rozliczeniem za dokonane draństwa. Dlatego może tylko wydarzenia światowe go osłabią i pozwolą "garstce szaleńców" ponownie Polskę odrodzić.
      Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam. CT

      Usuń
  6. Piotr Poputko.

    Szanowny Panie,

    Dziękuję za interesującą wypowiedź.
    Poruszył Pan wiele tematów, ale pozwolę sobie na odniesienie do kwestii nader ważnej. Napisał Pan bowiem, iż uważa, że „wszelkie fundamenty wartości, na poziomie 'masowym' już dawno są martwe” i przywołał sugestywny obraz „eksperymentu z bakteriami”.
    Myślę, że o ile tego rodzaju porównanie wygląda interesująco na poziomie socjologii czy polityki społecznej, o tyle jest głęboko nieprawdziwe w swojej warstwie antropologicznej.
    Nie musimy się przekonywać, że relacje międzyludzkie wykraczają poza reakcje biologiczne i są znacznie bogatsze od żywotu bakterii. Tam zatem, gdzie chcemy przykładać miarę indywidualną (osobową) „eksperyment z bakteriami” nie będzie przydatny.
    Prawdą jest natomiast, że „wielkich rzeczy nie szuka się w tłumie”, co oznacza, że poszukiwanie na „poziomie masowym” wyższych wartości, aktów heroizmu, a choćby i elementarnej przyzwoitości, byłoby bezcelowe.
    Jeśli zna Pan moją publicystykę, z pewnością Pan wie, że nigdy nie kierowałem przekazu do tzw.”mas”. Uważam, że o historii świata, o rzeczach dobrych i wielkich, choć również o rzeczach złych i nikczemnych, zawsze decydowały jednostki, mniej lub bardziej wybitne osoby.
    Na tej pewności, wiedzy i doświadczeniu, opieram mój optymizm i nadzieję.
    To nie społeczeństwo („masy”) budują jednostki, lecz jednostki organizują społeczeństwo. Jakie ono będzie – zależy tylko od nas.
    Proponuję zatem, by tekst niniejszego wpisu przeczytał Pan, jako przekaz skierowany do siebie.
    Nie- jako „analizę socjologiczną” społeczności zamieszkującej nad Wisłą i nie, jako „manifest polityczny”, ale tekst prosty, zawierający diagnozę i propozycję terapii – ale nie na „poziomie masowym”, bo byłby tylko utopią, lecz indywidualnym, osobowym.
    Takie podejście ułatwiłoby zrozumienie mojego przekazu.
    To każdy z nas musi odpowiedzieć na pytanie: co mam zrobić i jak zachować się wobec zła, wobec powszechnej obojętności, zagubienia i nędzy? Czy mam podążyć za tłumem i wybrać szeroki gościniec do piekła, czy też odważyć się na trudną i wąską ścieżkę, po której kroczą ludzie wolni?
    Jeśli takie pytania zada sobie jedna na sto osób czytających ten tekst, a jedna na tysiąc dokona właściwego wyboru – uznam, że spełnił swoją rolę.
    Bo, ta jedna na sto i jedna osoba na tysiąc, zrównoważą silę ciążenia „mas”. To wystarczy. Tak było w historii i tak będzie nadal.
    Napisał Pan również o „mechanizmach społecznych” i stwierdził, iż „jesteśmy częścią ogromnej mechaniki”.
    Odrzucam takie myślenie. Nie tylko jest ono głęboko osadzone w komunistycznym (jak kto woli-materialistycznym) determinizmie i sprowadza osobę do roli „trybu” w maszynie społecznej, ale zaprzecza ludzkiej naturze i naszej godności, jako istot rozumnych, obdarzonych wolną wolą.
    Jednocześnie trafnie Pan zauważył, że „nie ma spoiwa nas ludzi, bez współzależności”.
    Ta współzależność tworzy wspólnotę: rodzinę, społeczeństwo, naród i powstaje wówczas, gdy łączy nas dom, więzy krwi, historia czy pamięć.
    O tej wspólnocie, o współzależności, nie decydują żadne „mechanizmy społeczne”, lecz cechy indywidualne i działania poszczególnych osób. I nie ich abstrakcyjny „suma”, lecz wartość jednostkowa.
    To Pan decyduje – jakie relację łączą Pana z bliskimi, z sąsiadami, z osobami z pracy. Te decyzje przekładają się na stosunki w lokalnych społecznościach, one zaś – na relacje w całym społeczeństwie.
    Nie warto i nie wolno zastępować tej odpowiedzialności (ale też prawa) jakimiś „zasadami mechaniki”.
    Myślę, ze jeśli zechce Pan nieco zrezygnować z optyki „determinizmu społecznego”, na rzecz mądrego indywidualizmu i w miejsce „części ogromnej mechaniki” uzna się za osobę wolną i rozumną, wiele spraw -w tym również spraw polskich, ukaże się w innym świetle.
    Oby naświetlonych nadzieją.

    Dziękuję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Powyższy tekst został opublikowany 8 sierpnia i opatrzony tytułem niczym wici: "RUCH 12 MAJA". Wstrzymywałem się z komentarzem mając nadzieję, że Czytelnicy Bezdekretu zauważą tą nieprzypadkowa zbierzność z wydarzeniami tamtego maja 1926 roku! Cóż, "przekleństwo obojętności dotknęło również czytelników bloga". Nie od tego tekstu, bynajmniej. Z chwilą wydania pierwszej części "Nudis verbis - przeciwko mitom" zaproponowałem, aby stała się ona myślą przewodnią dla maszerujących w "długim marszu". Pan Aleksander propozycję tę zaakceptował. Zdawało się, że coś drgnie i myśl zacznie się przekuwać w czyn, ale... Na tym zakończę, bo nie o podsumowanie tu chodzi, ani nawet nie o ""przekleństwo obojętności", ale o arcyważny tekst, który jeżeli go dobrze odczytuję jest propozycją wychodząca daleko wyżej niż "tylko" wyśmienita publicystyka i analizy Gospodarza: "Bunt jest konieczny. Bunt przeciwko całej „klasie politycznej” tego państwa- bez żadnego wyjątku." Tytuł tego tekstu - powtórzę - to wici do Polaków uznających dychotomię MY-ONI za fundament poznania otaczającej ich rzeczywistości. "A ponieważ są słowa i tematy, które poruszają uwagę służb, rezygnacja wydawała się racjonalną decyzją".-czytamy powyżej. Wiele, wiele lat pisał tak, aby nikt, żadne służby, władze ustawodawcze i wykonawcze, czy organy (nie)sprawiedliwości nie miały podstaw do zaatakowania. Pomimo tego jest szykanowany i poszukiwany przez "kamińszczaków", zbrojnego ramienia "patriotów" tej "zmiany". Teraz, po raz pierwszy wysyła tak czytelny sygnał do Polaków, aby się zbuntowali. Jest sam. Jest osamotniony wobec przemocy "demokreatycznego państwa". On walczy z nimi, a nasze wsparcie jest żałosne. Poza kilkoma dobrymi ludźmi, których ofiarność podtrzymuje szanse na obecność Pana Aleksandra w sieci jest to wsparcie daleko nie wystarczające, a cóż mówić o potrzebach jakie generuje działalność Ruchu chcącego spełnić pokładane w nim nadzieje na tę niezbedną "garstkę ludzi", którzy przywrócą Polakom Niepodległą. Kto z Maszerujących i ilu podejmie się budować "Ruch 12 Maja"? Kto i na ile postawi na szalę swój "życia los"? My już powolutku odchodzimy na bożą "szalę". Możemy wesprzeć, ale ciężary muszą wziąć na barki silni wiarą i oddaniem. Bez względu na wszystko. Ci którzy zapłacą każdą cenę i jak zajdzie potrzeba wystawią najwyższy rachunek.

    Pozdrawiam Państwa i Gospodarza, któremu dziękuję za Jego pracę dla nas i Niepdległej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Aleksander z pewnością nie jest sam!
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Kazimierz B.

      Serdecznie Panu dziękuję za te słowa i pozdrawiam.

      Usuń
  8. Rodakvision,
    Szanowny Panie Mirosławie,

    Cóż dodać do tak wyśmienitego komentarza? Jest w nim wszystko,co chciałem Państwu przekazać. A nawet więcej – to,czego dopowiedzieć nie mogę.
    Brak reakcji, jest wszak rzeczą naturalną. Bo - „za moralną immunizacją społeczeństwa podąża całkowita obojętność na sprawy polskie, na stan bezpieczeństwa naszego kraju, na kwestie dotyczące przyszłości naszych rodzin i Ojczyzny.”
    Można się na to pogniewać, wzruszyć ramionami, nazwać autora „utopistą”. Za miesiąc, rok, pięć lat, ta „immunizacja” będzie nie do zniesienia. Reakcja zostanie wymuszona.

    Dziękuję Panu szczególnie za zwrócenie uwagi na datę – 12 maja. Datę, jakże symboliczną.
    Tego dnia, w 1926 roku, oddziały wierne Piłsudskiemu wyruszyły w stronę Warszawy, by uwolnić Niepodległą od „panowania rozwydrzonych partii”.
    Rozpoczęły się wydarzenia, nazywane przez propagandę komunistyczną „zamachem majowym”. Tą samą nazwę, nadała wydarzeniom majowym sukcesorka komunizmu- IIIRP. Tak też uczy się dzieci i młodzież.
    Nie można się temu dziwić?
    Dla partyjnych wyrobników od PPR,PZPR,ZSL,”Socjaldemokracji”,Unii Demokratycznej,Unii Wolności,PiS, PO, itd. - pozbawienie władzy nad Polakami, musi być traktowane jako „zamach”.
    Tymczasem - nie było żadnego „zamachu”.
    Była obrona niepodległości i suwerenności Polski – z tak wielkim trudem, za cenę krwi i ofiar wywalczonej w 1918 przez żołnierzy Piłsudskiego.
    Nie miejsce tu na rozprawy historyczne, zatem napiszę wprost: dylemat Józefa Piłsudskiego brzmiał: „demokracja” - czy Polska? Niepodległość - czy pokraczny „parlamentaryzm”? Obrona suwerenności (również w relacjach międzynarodowych) i bezpieczeństwa - czy ochrona partyjnej zgrai wyfraczonych nierobów i pasożytów, nazywających się „posłami”?

    „Państwo ma dwie funkcje wyraźnie państwowe i wyraźnie z jego bytem związane: wojsko i politykę zagraniczną, to znaczy stosunki z innymi państwami. Te dwie funkcje, jak zawsze twierdziłem, nie mogą podlegać fluktuacji gry zawistnych partyj, gdyż system taki prowadzi nieuchronnie państwo do zguby i demoralizuje oraz degeneruje obie te funkcje.” - przypomniał Piłsudski w wywiadzie dla „Kuriera Porannego” z 10.05.1926.
    Jak wyglądały wówczas rządy W.Witosa – sławionego przez IIIRP ( jakże by inaczej, skoro poparł rządy komunistyczne po 1945), jako jednego z „ojców Niepodległości”?
    Piłsudski wyjaśnił to w w/w wywiadzie:
    „Wiedziałem z góry, że wraz z powstaniem takiego rządu idą przekupstwa wewnętrzne i nadużycia rządowej władzy bez ceremonii we wszystkich kierunkach dla partyjnych i prywatnych korzyści. Na ministrów wojska od tego zaczęto dobierać generałów, którzyby mieli sumienie giętkie, zdolne do uprawiania - jak ja nazywam - handlu posadami i rangami, dla wygody takiego czy innego stronnictwa, takiego czy innego potrzebnego posła, takiego czy innego wygodnego kupca - jednym słowem, takiego czy innego człowieczka.
    System demoralizacji wojska, które, nie mając praw wyborczych, ma jedynego przedstawiciela swoich interesów i potrzeb w osobie ministra przy odpowiednim doborze tego ministra, zaczął święcić swoje tryumfy nie przy kim innym, jak przy p. Wincentym Witosie.
    Przypominam też z owych czasów, ze wobec mego przeciwstawienia się temu systemowi w stosunku do wojska, zastosowano względem mnie osobiście środki bardzo niedowcipne, ale za to bardzo hańbiące. Otoczono mnie płatnymi szpiegami, przekupywano pieniędzmi i awansami każdego, kto mnie - byłego Naczelnego Wodza - zdradzał, szukano jak to śmiem twierdzić, mojej śmierci”.

    cdn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było prawdziwe tło wydarzeń z maja 1926 r.: korupcja polityczna, partyjna prywata, obojętność na sprawy polskie, moralna degrengolada, niszczenie armii, upadek pozycji Polski na arenie międzynarodowej, wpływy obcych państw.

      Jeśli w tamtym czasie, można było mówić o „zamachu”, to prawdziwymi zamachowcami byli tacy, jak Witos (to wojska rządowe pierwsze otworzyły ogień), Smólski, Kiernik czy Anders – małe postaci o rozbuchanych ambicjach, próbujące narzucić Polsce partyjną dyktaturę. Ich nędzne „strategie”, partyjne pyskówki, małe geszefty, zabiegi o wpływy, układy i interesy, zagrażały temu, co wywalczyliśmy w 1918 roku.
      Dziś, gdy kłamstwo o tamtych wydarzeniach jest ugruntowane półwieczem okupacji sowieckiej i trzema dekadami antypolskiej indoktrynacji III RP, trudno – nawet ludziom wiekowym i rozumnym, pogodzić się z taką oceną.
      Jeszcze trudniej zrozumieć, że niepodległość jest ponad „demokrację”, a dobro państwa, ponad partyjne interesy. Jeśli Niepodległej zagraża łajdacka „demokracja” i skorumpowany „system partyjny” – muszę być zniszczone. Jeśli bezpieczeństwo państwa jest zagrożone przez partyjniackie „spory” i pazerność złodziejskich klik – trzeba je zlikwidować.
      To nie obecność tej, czy innej partii decyduje o bycie Niepodległej, Nie żadna „wygrana w wyborach”, nie żadni prezesi ani I sekretarze. Nie oni i nie budowany przez nich „system” są fundamentem. To zaledwie słudzy, narzędzia, mniej lub bardziej użyteczne środki.
      O tej prawdzie przypomniał Józef Piłsudski.
      Tak głęboko zaszczepiono w nas fałszywe przekonanie o prymacie „demokracji” IIIRP, tak zniszczono myślenie w polskich kategoriach i rozbrojono z narodowych powinności, że zrozumienie, iż 12 maja Piłsudski uratował Niepodległą, przerasta wielu, wielu Polaków.

      Dlatego ta data jest symboliczna. Ma wskazywać na konieczność sprzeciwu wobec zła dziejącego się naszej ojczyźnie; zła, które nieprzerwanie, od ponad 30 lat płynie z magdalenkowej zdrady, z pomieszania dobra ze złem, komunizmu z polskością, zła, głęboko zakorzenionego w partyjnym systemie tego państwa, który promuje miernoty, zdrajców, złodziei i kanalie.
      12 maja 1926 r. Józef Piłsudski powiedział „dość”.
      Trzeba, by byli ludzie gotowi dziś powtórzyć te słowa.
      Data jest symboliczna, bo wytycza drogę walki bezinteresownej- bez oglądania się na osobiste korzyści i partyjne „zdobycze”, bez liczenia na lukratywne „posady” i pierwsze miejsca przy stole.
      Piłsudski nie walczył „o własne”, lecz o to, co polskie. Odrzucił najwyższe funkcje i zaszczyty, bo robił to dla Niepodległej.
      Prosta – acz zapomniana dziś symbolika.

      Drogi Panie Mirosławie, napisał Pan na zakończenie jakże ważne słowa:
      „ My już powolutku odchodzimy na bożą "szalę". Możemy wesprzeć, ale ciężary muszą wziąć na barki silni wiarą i oddaniem. Bez względu na wszystko. Ci którzy zapłacą każdą cenę i jak zajdzie potrzeba wystawią najwyższy rachunek.”
      Nim odejdziemy na tą „bożą szalę”, proszę, by Pan i – być może nieliczni już Przyjaciele bezdekretu, którym nie jest „wszystko obojętne”, nie ustawali w uczeniu i przekazywaniu tej symboliki 12 maja. To symbol polskich powinności.

      Serdecznie Panu dziękuję i pozdrawiam

      Usuń