Z wyników I tury wyborów zdają się wynikać trzy podstawowe przesłanki. Pierwsza: należy zdecydowanie odrzucić wszelkie tzw. sondaże oraz wyniki badania opinii publicznej i zacząć traktować je jako element kampanii wyborczej, prowadzonej na rzecz grupy rządzącej.
Druga : na efekt poparcia udzielonego Bronisławowi Komorowskiemu nie mają wpływu jakiekolwiek przesłanki racjonalne i merytoryczne, w tym negatywne okoliczności dotyczące tej postaci.
Trzecia: zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego w II turze wyborów jest w pełni realne.
Pierwsza refleksja nie jest żadną rewelacją. W identyczny sposób, jak obecnie tzw. sondażownie działały podczas wyborów prezydenckich w roku 2005 i tylko „krótkiej pamięci” Polaków zawdzięczamy, że pięć lat później mogły dokonać tej samej manipulacji.
Dość przypomnieć, że wszystkie badania przed I turą z trzech ostatnich dni kampanii 2005 r dawały zwycięstwo Tuskowi: CBOS - 40 do 35 proc., TNS OBOP 40 - 34 proc., a GfK Polonia nawet 42 do 31 proc. W rzeczywistości Tusk dostał 36,3 proc. głosów, a Lech Kaczyński - 33,1 proc. Prawdziwy cel funkcjonowania owych „ośrodków badań opinii publicznej” został jednak zdemaskowany podczas drugiej tury wyborów, gdy wszystkie sondaże dawały zgodnie zwycięstwo Tuskowi. Jego przewaga wynosiła od kilku do kilkunastu procent głosów. W przedwyborczy piątek 2005 roku sondaże PBS dla "Gazety Wyborczej" i GfK Polonia dla TVN dawały Tuskowi zwycięstwo 52 do 48 proc. TNS OBOP w badaniu dla "Faktu" wieszczył triumf Tuska 53 do 47 proc., ale już w sondażu dla TVP - tylko 50,9 do 49,1 proc. W rzeczywistości wygrał Lech Kaczyński, uzyskując 54 proc. głosów, zaś Tusk - tylko 46 proc.
Całkowitą kompromitacją okazały się tegoroczne przewidywania „sondaży” Gazety Wyborczej, w których zapowiadano zwycięstwo Komorowskiego już w I turze. Podobnej wartości były „badania” sporządzone na zlecenie TVN i TVN24, podczas których dzwoniono do sześciu tysięcy osób, które oddały głos w pierwszej turze wyborów. Na tej podstawie wyliczono, że Komorowski dostał 45,7 proc. głosów, a Jarosław Kaczyński - 33,2 proc.
Na 9 dni przed wyborami z sondażu SMG/KRC dla TVN24 wynikało, że w pierwszej turze Komorowski miał otrzymać poparcie 42 proc. badanych, a Jarosław Kaczyński tylko 30 proc.
18 czerwca br. sondaż Homo Homini wskazywał na zwycięstwo Komorowskiego - 55,5 proc., do Kaczyńskiego - 37,8 proc.
Nie ma wątpliwości, że w państwach autentycznej demokracji, tego rodzaju ośrodki zostałyby skompromitowane i natychmiast skazane na bankructwo, ponieważ żadna, szanująca się instytucja nie zamówiłaby w nich badań. W III RP możemy się spodziewać, że będą nadal prowadziły działalność propagandową, czynnie wspierając grupę rządzącą.
Ujawnienie rażących dysproporcji między prognozami tych sondażowni, a rzeczywistym wynikiem I tury, jest także okolicznością kompromitującą dla wielu dziennikarzy, publicystów i tzw. analityków, którzy bezkrytycznie formułowali przedwyborcze oceny w oparciu o wyniki owych badań, nie dopuszczając refleksji, iż mogą być one elementem przedwyborczych manipulacji.
Znacznie poważniejsza wydaje się jednak druga przesłanka.
W roku 2007 PO zwyciężyła w wyborach parlamentarnych z wynikiem 41,51%. Wczorajszy wynik Komorowskiego - ok.41% potwierdza, że partia rządząca zachowała swój „twardy” elektorat i pomimo 3 lat rządów utrzymuje poparcie na tym samym poziomie. Trudno oczywiście stwierdzić, czy elektorat PO z roku 2007 i obecny elektorat Komorowskiego stanowią te same osoby, choć niemal identyczny wynik zdaje się to wyraźnie sugerować.
To zaś oznacza, że dla. wyborcy Platformy/Komorowskiego trzyletni okres nieudolnych, aferalnych rządów, z finałem tragedii smoleńskiej i kompromitacją w czasie powodzi nie ma najmniejszego znaczenia dla oceny kandydata tej partii.
Do świadomości tak sformatowanego wyborcy, nigdy nie zdoła dotrzeć żadna z konsekwencji związanych z wyborem tego kandydata. Groźba dominacji rosyjskiej, totalitaryzacja życia publicznego, wpływy wojskowej bezpieki, wprowadzenie utajnionej cenzury, inwigilacja i represje wobec obywateli, gospodarcza zapaść czy uzależnienie od Rosji – wydają się dla wyborcy Komorowskiego kwestiami moralnie obcymi i nierozpoznanymi intelektualnie.
Podobnie - wszelkie rzeczowe i wsparte na faktach przekazy dotyczące tej postaci, nie mają szans dotrzeć do świadomości 40% wyborców. W tym samym obszarze niewiedzy znajduje się informacja o braku jakichkolwiek osiągnięć w 20 letniej karierze politycznej Komorowskiego, fatalnym dla wojska okresie jego ministrowania, czy braku kompetencji dla zajmowania poszczególnych stanowisk, niskim stanie wiedzy ogólnej kandydata i niedostatkach w zakresie elementarnej kultury.
Poważna, intelektualna schizofrenia dotycząca tej grupy Polaków byłaby doskonale widoczna gdyby zapytać wyborców Komorowskiego: czy chcą Polski politycznie i gospodarczo uzależnionej od putinowskiej Rosji, lub: czy są stronnikami sowieckiej ekspozytury wojskowej bezpieki, prześladującej przez dziesięciolecia ich rodaków i żerującej na gospodarce III RP? Można być pewnym, że te same osoby odpowiadając przecząco na takie pytania – jednocześnie, bez żadnych oporów popierają kandydata, który we wszystkich wypowiedziach reprezentuje interes Rosji, jest wspierany przez prasę rosyjską i funkcjonariuszy wojskowej bezpieki, a od wielu lat pozostaje politycznym patronem ludzi, wywodzących się z Informacji Wojskowej.
Takie zachowanie potwierdza obawy, że stan umysłu, jaki trzeba osiągnąć, by świadomie poprzeć kandydaturę Bronisława Komorowskiego nie pozwala już nigdy na powrót do normalności.
Jedną z najistotniejszych informacji wieczoru wyborczego w TVP, był wynik sondażu w którym zapytano Polaków: na ile tragedia smoleńska miała wpływ na dokonywany przez nich wybór? Pomijając oczywistą absurdalność tak sformułowanego pytania, warto odnotować, że odpowiedź jakiej udzieliło blisko 80% respondentów twierdzących, że zdarzenia z 10 kwietnia nie miały wpływu na ich wybór – powinna przeciąć wszelkie spekulacje, co do rzekomego wstrząsu, jakiego doświadczyli Polacy w związku z tragicznymi wydarzeniami. Jest oczywiste, (a potwierdza to również wynik wyborczy) że po dwóch miesiącach od 10 kwietnia Polacy nie dostrzegają już związku przyczynowo skutkowego między tym wydarzeniem, a przyśpieszonym terminem wyborów, zachowaniami Bronisława Komorowskiego, czy wreszcie, samym faktem kandydowania Jarosława Kaczyńskiego.
Nie może zatem dziwić, że taki związek nie jest również widoczny dla wyborców Komorowskiego, a zachowanie tego człowieka po śmierci prezydenta pozostaje moralnie obojętne i nierozpoznane dla wyborców PO.
Z refleksji dotyczącej zdolności percepcyjnych „twardego” elektoratu PO/Komorowskiego powinna wynikać oczywista konkluzja, że kierowanie do tej grupy przekazów opartych na faktach i rzeczowej argumentacji jest pozbawione sensu i nie ma najmniejszego wpływu na zmianę preferencji. Czynnikiem integrującym to środowisko jest bowiem nienawiść do braci Kaczyńskich oraz bezgraniczna, sekciarska wiara w przekaz medialny i partyjny. W zderzeniu z przesłankami racjonalnymi, musi to powodować jedynie wzrost agresji i kolejny wybuch nienawiści – jako reakcję na wrogi, bo nierozpoznany element prawdy, niezgodny z aktem bezkrytycznej wiary.
Trzecią przesłanką, jaką można wyprowadzić z przebiegu ostatnich zdarzeń, to głębokie przekonanie, że zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego w drugiej turze wyborów jest jak najbardziej realne.
Wynik wyborczy kandydata PiS-u jest doskonały, gdy wziąć pod uwagę okoliczność niedostrzeżoną przez tzw. analityków. O ile na wynik Komorowskiego „pracowała” od 3 lat cała grupa rządząca, przy wydatnym wsparciu usługowych mediów i tzw. autorytetów, o tyle Jarosław Kaczyński jest kandydatem zaledwie od 2 miesięcy i nikt przed tragedią smoleńską nie brał tej kandydatury poważnie pod uwagę. W tych warunkach, przy ograniczonej możliwości prowadzenia kampanii wyborczej oraz ewidentnych aktach manipulacji medialnych i sondażowych, wynik Kaczyńskiego stanowi doskonały prognostyk przed II turą wyborów.
Warunkiem podstawowym wydaje się dotychczasowa, niekonfrontacyjna taktyka wzmocniona o twarde punktowanie wszelkich braków merytorycznych Bronisława Komorowskiego podczas debat telewizyjnych.
Grupą docelową, do której należy obecnie skierować cały przekaz dotyczący kandydatury Kaczyńskiego mogą być wyłącznie ci Polacy, którzy nie brali udziału w I turze wyborów.
Z powodów, jakie wyżej wskazałem, nie ma natomiast sensu próba „odzyskania” elektoratu Komorowskiego/PO. Tu nie pomogą żadne argumenty, ani informacje najbardziej oczywiste. Dość sugestywnym dowodem, że elektorat ten nie jest zainteresowany prawdą o osobie, której chce powierzyć przyszłość Polski jest fakt, że żaden z publicystów, dziennikarzy i przedstawicieli establishmentu III RP nie wykazał dość odwagi, by zadać Komorowskiemu choćby jedno pytanie z listy 50 skierowanych do kandydata. Tchórzostwo tej postawy, nie wymaga komentarza. Z tego względu, próby prowadzenia dyskusji z częścią społeczeństwa, która nie ma nawet odwagi usłyszeć odpowiedzi na trudne pytania zadane kandydatowi - muszą być skazane na porażkę.
Można natomiast oczekiwać na mobilizację choćby części, z blisko 50- procentowego potencjalnego elektoratu „niezagospodarowanego” - ludzi, którzy dotychczas nie popierali żadnej partii i kandydatów. Przekonanie ich, że sytuacja Polski wymaga pójścia na wybory i oddania głosu na polskiego kandydata wydaje się łatwiejsze, niż absurdalne mrzonki o przejęciu komunistycznego elektoratu Napieralskiego czy próby uszczuplenia grupy zwolenników PO.
Jedynie w tym obszarze, jest jeszcze ogromny potencjał wzbudzenia aktywności obywatelskiej, a ponieważ „twardy” elektorat PO zdaje się nie przekraczać 40%, przy około 50 procentowej frekwencji wyborczej – każdy głos pozyskany spośród grupy, która dotychczas nie głosowała, będzie zwiększał szanse Jarosława Kaczyńskiego.
Sztab Jarosława Kaczyńskiego musi teraz naprawdę ciężko pracować. Nie będzie sojuszników. Potrzebna jest prawdziwa mobilizacja PiS. Przede wszystkim na terenach gdzie głosy się ważą: południowe części województw: Wielkopolskiego, Warmińsko-Mazurskiego, Kujawsko-Pomorskiego a nawet Pomorskiego pólnocna część woj. Śląskiego.
OdpowiedzUsuńProszę nie wierzyć w to, że regiony lepiej rozwinięte głosują na PO a gorzej na PiS. Oto wymowne przykłady z dwóch województw. Każdy kto był w tych miejscowościach może sobie porównać wygląd miast i miasteczek - w tym ich ulic w centrum i jego "zaplecza":
Lubartów: http://prezydent2010.pkw.gov.pl/PZT/PL/WYN/W/060801.htm
Puck: http://prezydent2010.pkw.gov.pl/PZT/PL/WYN/W/221103.htm
Hel: http://prezydent2010.pkw.gov.pl/PZT/PL/WYN/W/221101.htm
Zwierzyniec: http://prezydent2010.pkw.gov.pl/PZT/PL/WYN/W/062015.htm
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuń1. dlaczego nie rozwinął Pan trzeciej przesłanki? Wydaje się, że bynajmniej nie jest oczywistym, by zwycięstwo JK w II było w pełni realne. Coż bowiem się stanie, gdy zwolennicy Napieralskiego zagłosują na Bronka?
2. w 2005 i 2007 głosowałem, podobnie jak znakomita część moich znajomych, na PO i Tuska. Ale w bieżącym roku część z nas, włączając mnie, oddała głosy na Jarosława. Nie uważam więc, by PO dysponowało stałym, twardym elektoratem. Niezmienności poparcia upatrywałbym raczej w fakcie, że kolejne roczniki młodzieży (najczęściej sympatyzującej z fajną PO, a odrzucającej obciachowe PiS) uzyskują prawa wyborcze.
3. chętnie przeczytałbym pean ku czci Jarosława; może zdecyduje się Pan coś takiego napisać - w miejsce/obok nieustannego ujeżdżania Bronka (ile można!)?
Pozdrawiam,
Marek Kucmerka
opinia, że wchodząca do wyborów młodzież zagłosowała na PO jest chyba słuszna . Świadczy o tym dzisiejszy sondaż chyba na onecie, w którym ok. 60 procent internautów chce głosować w drugiej turze na Bronka.
OdpowiedzUsuńTo nie były sondaże tylko pobożne życzenia i zaklinanie wyników przez zwolenników takiego obrotu sprawy. POpisywali się i przyPOchlebiali swoim mocodawcom. Bo kandydat coś cienko wypadał w realu i wstyd wystawiać i przyznawać się do takiego gafo-idola.
OdpowiedzUsuńNawet gdyby Bronisław był małpą w garniturze, to i tak jego beton będzie na niego głosował.
OdpowiedzUsuńPomorzanin - Dziękuję za przedstawienie tych przykładów. Wiemy, że "tasowanie" elektoratu według rzekomych kryteriów wykształcenia i zamożności, było od zawsze ulubioną metodą propagandy. Miało prowadzić do przeciwstawienia "Polski światłej" "Polsce zaściankowej".
OdpowiedzUsuńMarek Kucmerka -
OdpowiedzUsuń1. Nie rozwinąłem jej celowo, bo jeden z najbliższych tekstów chcę poświęcić analizie metod "wzruszenia" potencjalnego elektoratu.
2. Zastrzegłem, że nie jestem w stanie określić, czy mamy do czynienia z tymi samymi ludźmi.
Nie sądzę jednak, by jednostkowe przypadki można było generalizować.
Wskazuję jedynie na identyczny wynik, co dowodzi dużej trwałości elektoratu.
3. Niestety, nie potrafię pisać peanów, nawet na cześć postaci, które darzę szacunkiem.
Pozdrawiam
Nie bagatelizowałabym głosów wesołego chłoptasia Napierniczaka -nie mylić z Olejarskim :). To jest kilkanaście procent i na pewno bardziej będą oni skłonni oddać głos na gajowego niż na Jarosława. W takiej sytuacji ciężko będzie uzyskać podobną ilość wśród oso, które nie oddały głosu w I turze. A pamiętajmy, że Jarosław musi zdobyć więcej głosów niż gajowy - tu każdy procent (poparcie Marka Jurka) ma znaczenie. Wyborcy Janusza Korwin-Mikkego raczej nie oddadzą głosu w ogóle, aniżeli mieliby poprzeć Komora - zawszeć to ponad 2 procent głosów, które nie zasilą konta tego pajaca. Problem w tym, że Polacy są w swej masie bezdennie głupi i nie ma możliwości zmobilizowania ich do oddania głosu. Ci, co mieli się zmobilizować - już to zrobili. pamiętajmy też, że na terenach dotkniętych powodzią, gdzie zwyciężył Jarosław, paradoksalnie była wysoka frekwencja. A wakacyjni turyści na Majorce zadbają o to, by Polska była fajna - ergo, gajowy zostanie prezydentem. Tyle tylko, że - jak pisze R. Ziemkiewicz - pytanie, czy Jarosław tak naprawdę gra o prezydenturę, czy też myśli bardziej perspektywicznie (z tego punktu widzenia już odniósł sukces).
OdpowiedzUsuńSondaże przedwyborcze, co już wiele razy zostało napisane, obrazują poglądy niewielkiej grupy osób, a mało zdecydowany elektorat PO nie zawsze mobilizuje się aby pójść do urny w dniu wyborów, skąd każdorazowo rozbieżności między sondażami a wynikami wyborów.
OdpowiedzUsuńCiekawa jest natomiast rozbieżność między wynikami powyborczych sondaży. Czyżby wyborcy PiS świadomie kłamali wprowadzając ankieterów w błąd? Czy taka jest najnowsza oddolna inicjatywa na demontaż prywatnych mediów?
Wsparcie usługowe mediów dla PO dotyczy chyba tylko GW i TVN, najszerzej docierająca do odbiorców telewizja publiczna, bynajmniej nie była przychylna partii rządzącej.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"totalitaryzacja życia publicznego" - sorry, ale jeśli zrobilibyśmy badanie na ulicach pytając ludzi: z którą partią kojarzy Pan/Pani pojęcie "totalitaryzacja życia publicznego"? Idę o zakład, że 90% odpowiedzi będzie brzmiało PIS. Polacy faktycznie mają krótką pamięć, lecz z tych mroków niepamięci przebijają się niektóre obrazki - Kaczmarek w roli von Stauffenberg'a, Beger i Lipiński w ukrytej kamerze, Ziobro w gwoździe uzbrojony, właściciel leśniczówki za 30 tyś Kurski i jego ciemny lud kupujący każdą bzdurę, yes-yes-yes Marcinkiewicz, a na koniec jednojajowa monarchia w fasadzie demokracji parlamentarnej, Giertych z ocenami z religii na świadectwach naturalnych.
OdpowiedzUsuńJeśli coś chcesz zarzucać PO, to skup się na jej nieskuteczności, ślamazarności, pustosłowiu, braku jakiegokolwiek programu poza TKM, lekceważeniu rzeczywistych ludzkich problemów - chorego systemu edukacji np.
Jeśli ewidentne wady swojej formacji będziesz przypisywał politycznej konkurencji, to dla tego niezdecydowanego elektoratu, o którym piszesz stajesz się tylko prostackim hunwejbinem.
@Anonimowy 22.06,8:48
OdpowiedzUsuńProszę nie stawiać znaku równości pomiędzy wykreowanym medialnie obrazem (czego odbiciem są poglądy większości społeczeństwa) a rzeczywistością (dużo więcej i poważniejszych przykładów dotyczących rzadzącej koalicji przedstawia od dawna autor tego bloga).
Podkreślanie prawdziwego stanu rzeczy (przez podanie dowodu tezy) zawsze jest na miejscu i jest konieczne aby wyzwolić się z tej manipulacji.
Ponieważ przede wszystkim mamy do czynienia z poważnymi patologiami życia społecznego, gospodarczego i politycznego a nie z "niezdarnością" to wskazywanie na te patologie jest niezbędne i zawsze potrzebne.
Na poparcie drugiej tezy Pana Ściosa można zacytować słowa z Księgi Przysłów 9,7
OdpowiedzUsuńWykluczenie od mądrości
7 Kto poucza szydercę, ściąga na siebie wzgardę,
strofując nieprawego, sam sobie szkodzi*.
8 Nie strofuj szydercy, by cię nie znienawidził,
strofuj mądrego, a będzie cię kochał.
9 Ucz mądrego, a stanie się mędrszy,
oświeć mądrego, a zwiększy swą wiedzę.
(2) głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, /w razie potrzeby/ wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz. (3) Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli. (4) Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. (5) Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie!
OdpowiedzUsuń(2 List do Tymoteusza 4:2-5, Biblia Tysiąclecia)
Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńbardzo przytomny tekst. A czytany nie po łepkach - optymistyczny.
Mój znajomy, wysoki oficer Policji głosował na Komorowskiego. Oto jak uzasadnia oddanie głosu na Komorowskiego: kilka lat temu zmuszony był odejść na emeryturę ponieważ (tak to uzasadnia), nie podobały mu się metody kierowania resortem Spraw Wewnęntrznych ówczesnego ministra Ludwika Dorna. Stawia znak równości pomiędzy Dornem a Kaczyńskimi. Twierdzi, że Bronek jest kryształowy, bo gdyby było inaczej sztab Kaczyńskiego natychmiast by to wykorzystał. Biorąc ten przykład pod uwagę, myślę, że do do dużej (ogromnej?) części społeczeństwa racjonalne argumenty nie trafiają, a fakty są ignorowane.
OdpowiedzUsuń@ Aleksander Ścios
OdpowiedzUsuńAdnotacja do trzeciej przesłanki.
Nie jest prawdą, że do wyborców Komorowskiego nie można w żaden sposób trafić z przekazem. Można, ale trzeba to robić w taki sposób jak robi to TVN "i ta druga zaprzyjaźniona z nami stacja", jak wyraził się o Polsacie Wajda.
Z lemingami można rozmawiać tylko w języku lemingowskim! Innego nie rozumieją.
W praktyce robię to tak: pokazuję wyborcy słusznego kandydata zdjęcie jego uroczej małżonki w wersji oficjalnej http://i.wp.pl/a/f/jpeg/23931/pap_20090216_0HF.jpeg
oraz w wersji weekendowej: http://www.fakt.pl/m/Repozytorium.Obiekt.aspx/-650/-550/faktonline/634045950562680867.jpg
i pytam czy chcesz, aby ta pani była pierwszą damą jednocześnie przypominając słowa kandydata o Dunkach?
Inne sposoby to np. "wąsaty gajowy", takimi chyba słowami wyraził się o jedynie słusznym kandydacie Piotr Semka w noc powyborczą.
NO tak twoim zdaniem lepiej mieć kota za pierwszą damę niż Annę Komorowską
OdpowiedzUsuńNie patrzyłbym też tak mocno na to kogo poprze Napieralski. Załóżmy, że wybierze Jarosława Kaczyńskiego - przecież SBcja i tym podobni nigdy Jarka nie poprą mimo, że w I turze pewnie głosowali na kandydata SLD.
OdpowiedzUsuńJak ktos,kogo zadna baba nie chciala, kto nie jest w stanie zadbac o wlasne zycie osobiste i go ogarnac, ma odpowiadac za kraj? kot pierwsza dama, smiechu warte
OdpowiedzUsuńA co ma piernik do wiatraka. Nie każdemu jest pisane być z kimś. Życzę Ci abyś Ty nigdy nie miał tego problemu, jeśli uważasz to za taki problem i podstawę do tego aby oceniać kogoś na tej podstawie. Podsumowując - Wobec tego Pan Jarosław będzie miał więcej czasu na sprawy kraju :) bo nie ma tego DUŻEGO problemu jaki ma Pan Bronisław.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam