Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

niedziela, 27 lipca 2008

CZAS AGENTÓW

„Każdy kraj ma swoją policję […] Pożądane jest […] aby zdarzyło się coś określonego, co by
wzmogło jej czujność. A to leży w pana zakresie… nieprawdaż? […] Czego sobie w obecnej chwili życzymy, to zaakcentowanie niepokoju… fermentu, który niewątpliwie istnieje… […] Zakładamy, że stan rzeczy, jaki pan tu przedstawia, istnieje jako zasadniczy warunek pańskiego zatrudnienia. Obecnie potrzebne jest nie pisanie, ale spowodowanie jakiegoś określonego, znaczącego faktu, powiedziałbym niemal – faktu przerażającego.” - Joseph Konrad – „Tajny agent”
Służby specjalne nigdy nie musiały zajmować w Polsce pozycji „grupy trzymającej władzę”. Zawsze jednak bardzo chętnie starają się o “opiekę” takich grup, partii lub osób, które mają szansę zostać GTW. Pomagają władze zdobyć, utrącić niewygodne osoby, przeprowadzić wybrane interesy itp. Słowem – starają się być przydatne. W tym celu stosują metody pozaprawne, a nawet bezprawne, prowadzące do szantażu, korupcji etc., ale także do rozwoju mafii czy przestępczości. Służby muszą udowadniać, że są potrzebne, a są potrzebne, gdy istnieją zagrożenia dla „grupy trzymającej władzę”, gdy swoją rację bytu mogą wykazać w konkretnym działaniu.
Ludzie z WSI już w roku 2003 przewidywali rozwiązanie tej formacji. Na jednej z odpraw ścisłego kierownictwa WSI poinformowano oficerów, że najprawdopodobniej służba zostanie zniesiona i należy się do tego przygotowywać. Na przygotowania przeznaczono więc dostatecznie dużo czasu, by „zabezpieczyć” się przed skutkami likwidacji. Można domniemywać – bo taka praktyka była realizowana w trakcie „likwidacji” SB, że oficerowie „wierchuszki” sporządzili na swoje potrzeby dostatecznie rozbudowane archiwa, by zapewnić sobie spokojną i zasobną starość. WSI zadbały też o znalezienie właściwego patrona politycznego, słusznie upatrując go w formacji, założonej przez jednego z agentów komunistycznych służb. Niewątpliwie na wybór PO miała wpływ i ta okoliczność, że szczególnie wielu polityków tej partii należy do zadeklarowanych obrońców wojskowych służb. Postawienie na PO było, więc tyleż przyjemne, co pożyteczne.
Sam gen. Dukaczewski potwierdza, że przezorność oficerów WSI, nakazuje upatrywać w nich doskonałych analityków sytuacji politycznej. W lipcu ub.roku występując w TVN24 Dukaczewski domagał się w nowym sejmie (!) powołania komisji śledczej, ws. likwidacji WSI. Zasugerował też jednoznacznie, że część oficerów tej służby, przed wyborami 2005r. „układała się z ówczesną opozycją” . Na pytanie prowadzącego - To znaczy, że nie byli lojalni wobec pana i wobec służb...? – Dukaczewski udzielił niezwykle pouczającej odpowiedzi: Każdy układa sobie życie tak jak chce. Dla mnie niezwykle istotną rzeczą jest lojalność wobec służby.
Zasada lojalności obowiązuje w służbach zawsze i wszędzie, a może nawet szczególnie wówczas, gdy WSI już formalnie nie istnieje. Jeden z szefów tej formacji, gen.Sobolewski jeszcze w roku 1992 błysnął żołnierskim dowcipem, odpowiadając natrętnym dziennikarzom na pytanie – czy kancelaria Wałęsy wykorzystywała do celów politycznych wojskowe służby, tymi słowami - "Plecak, jak sama nazwa wskazuje, służy do noszenia granatów. Wojskowe Służby Informacyjne służą do zbierania, a nie do rozpowszechniania informacji".
I słusznie, bo informacja jest cennym towarem - w każdym czasie i przy każdej, politycznej koniunkturze. Kto zatem ma informacje, temu żadna partia nie podskoczy – nawet ta „trzymająca władzę”.
Informacji oczywiście nie zdobywa się samemu - do tego, jak świat światem służy agentura. Ta zaś, im lepiej ulokowana – tym lepsza. Niekoniecznie też najcenniejszym agentem musi być sam minister, marszałek lub popularny poseł. To persona zbyt widoczna, poddana ograniczeniom , a co gorsza publicznej ocenie.
Często wystarczy np. mało widoczne, a konieczne w każdej państwowej instytucji stanowisko pełnomocnika ds. ochrony informacji niejawnych, czyli osoby odpowiedzialne za przestrzeganie tajemnicy państwowej. Taki pełnomocnik musi mieć poświadczenie bezpieczeństwa. Poświadczenie muszą mieć też urzędnicy zatrudniani na stanowiskach wymagających dostępu do tajemnic. Bez poświadczenia kariera państwowa nie jest możliwa. Także w firmach prywatnych, mających dostęp do informacji niejawnych, np. w firmach telekomunikacyjnych i innych, które zawierają kontrakty wojskowe lub takie, gdzie niezbędny jest dostęp do tajemnicy państwowej musi być zatrudniony pełnomocnik do ds. ochrony informacji. Łatwo sobie wyobrazić, że ten wymóg prawny tworzy gigantyczną strukturę, obejmująca całe państwo. W Polsce są dwie instytucje, które udzielają zgody na dostęp do informacji niejawnych: ABW i Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Wcześniej była to prerogatywa WSI.
Bycie pełnomocnikiem, to dobrze płatna praca, dająca dostęp do wszystkich informacji niejawnych, jakie przychodzą np. do spółki energetycznej, telewizji publicznej czy jakiejkolwiek instytucji państwowej. Daje duże możliwości działania. Jeśli tylko część tych osób otrzymała takie uprawnienia bezprawnie, bezpodstawnie to rodzi się ciekawa, lecz niebezpieczna dla państwa sytuacja. Nietrudno domyśleć się, komu ci ludzie będą zawdzięczać intratną posadę lub państwową karierę i w jaki sposób mogą okazać swoją „wdzięczność”.
W listopadzie 2006 roku wiceszef komisji likwidacyjnej WSI Piotr Woyciechowski., twierdził, że gen.Dukaczewski zezwolił na "prowadzenie pracy operacyjnej przy pomocy nierejestrowanej agentury, czyli takiej która nie ma odbicia w ewidencji operacyjnej" W zasobach WSI miały zachować się dokumenty świadczące, iż decyzję w tej sprawie podjęto w 2003 r.
"Gen. Dukaczewski już w 2003 roku zalegalizował ten sposób pracy operacyjnej swojej służby, podpisał parę dokumentów tego rodzaju" - powiedział Woyciechowski.
Innymi słowy oznacza to, że WSI, przygotowując się do likwidacji „wyprowadziły” na zewnątrz służb część swojej agentury. Istniała praktyka prowadzenia nierejestrowanych źródeł osobowych, których nie ujmowano w oficjalnej ewidencji.
Nierejestrowanie agentów w ewidencji mogło służyć omijaniu zakazu werbunku osób pełniących niektóre funkcje publiczne. - Natknęliśmy się na dokumenty, które mogą wskazywać na to, że najcenniejsza agentura była przez ostatnie lata wyprowadzana poza WSI i może być teraz kontrolowana w zupełnie innym środowisku - twierdził Piotr Woyciechowski.
Z Raportu z Weryfikacji WSI wiemy, że praktycznie nie było takiego środowiska zawodowego czy politycznego, którym WSI by się nie interesowały. Ta szczególnie wysoko uplasowana agentura była osobiście "zadaniowana" przez samych szefów WSI, m.in. gen. Konstantego Malejczyka i gen.Dukaczewskiego. Jak twierdził Wojciechowski - chodziło o menedżerów dużych i znanych firm, członków rad pracowniczych i związkach zawodowych.
Wiele osób może sądzić, że ustawowa likwidacji Wojskowych Służb Specjalnych zakończyła problem funkcjonowania środowiska ludzi, związanych z komunistyczną agenturą, że przecięła mafijne więzy, łączące polityków, biznesmenów, dziennikarzy.
Chyba nic bardziej błędnego. Obserwowany dziś proces „odradzania” się wpływów oficerów WSI, faktyczna rehabilitacja tej formacji, dokonana przez rząd Tuska czy działalność niebezpiecznej organizacji militarnej PROMILITIO świadczy, że ONI nadal mają realny wpływ na polską rzeczywistość.
Istnienie nierejestrowanej, „elitarnej” agentury jest dowodem, że WSI skutecznie zabezpieczyło interesy swojego środowiska. I nadal wiele może.
W powieści Conrada - Vladimir, diaboliczny sekretarz ambasady rosyjskiej, nakłania niejakiego Verloca, pospolitego prowokatora, anarchistę i policyjnego donosiciela, do zorganizowania zamachu terrorystycznego, który „zatrzęsie potęgą Imperium Brytyjskiego”. Celem akcji ma być rozpoczynająca się właśnie międzynarodową konferencja na temat „powstrzymania przestępczości politycznej”. Sekretarz postanawia, że Verloc wysadzi symbol brytyjskiej dominacji w świecie nauki i międzynarodowego systemu pomiaru czasu – Królewskie Obserwatorium w londyńskim Greenwich.
Działanie bez związku? Ślepa, absurdalna zemsta?
„Czego sobie w obecnej chwili życzymy, to zaakcentowanie niepokoju… fermentu, który niewątpliwie istnieje…”




http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34308,4281053.html?skad=rss

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz