Przed pięcioma laty, w czerwcu 2010 roku opublikowałem na
blogu dwuczęściowy tekst zatytułowany „Machiavelli z Budy Ruskiej”. Znajdują
się w nim wypowiedzi Bronisława Komorowskiego z lat 2007 – 2010 oraz opinie na
temat tego polityka. Ponieważ dziś pojawia się szansa obalenia reżimu
prezydenckiego i uniknięcia kolejnych lat upokorzeń, przypominam ten tekst w
nadziei, że poszerza on wiedzę o osobie lokatora Belwederu.
„Każdy widzi, za jakiego uchodzisz, lecz bardzo mało
wie, kim jesteś”- „Książe”.
Wprawdzie
wyborcom PO skutecznie wmówiono, że B. Komorowski jest naturalnym i najlepszym
kandydatem ich partii, to warto przypomnieć, że w rzeczywistości jest
kandydatem "z przypadku”, zaś prawdziwym „ojcem” tej kandydatury powinien być przyjaciel
i alter ego Komorowskiego - Janusz Palikot.
To
on, 28 maja 2008 roku obwieścił w RMF FM- „gdyby Donald Tusk nie zdecydował się
kandydować, to najbardziej prawdopodobnym kandydatem jest Bronisław Komorowski”.
1 Sam marszałek Sejmu, jeszcze do niedawna zdawał się doskonale rozumieć
własne ograniczenia. Pytany w czerwcu 2008 o ewentualny start w wyborach
prezydenckich, wyznał wprost - „Nie mam takich planów”
i zdobył się na ciekawą refleksję -„Nie należy sobie przesadnie planować.
Życie pisze scenariusze takie jakie uważa, że są stosowne. Werdykty demokracji
są różne, a dzisiaj planowanie wszelkie w tym zakresie jest szkodliwe dla
sprawy - z każdego punktu widzenia. Uważam, że prezydent powinien dobrze pełnić
swoją funkcję, premier premierowską, a ja - jak Bóg da – marszałkowską”.
Według Komorowskiego „polityk, który nie ma ambicji nie
powinien brać się za politykę, ale najgorsze dla polityka to być ambicjonerem,
który przede wszystkim myśli w kategoriach własnych aspiracji i własnej
kariery”.2
W marcu 2009 roku Komorowski pytany o kandydaturę
prezydencką Tuska, zadeklarował: „Nie dam się wmontować w sytuację, w której
będę kontrkandydatem Tuska” i dodał „Dziś tylko wariat albo
kanalia mógłby chcieć osłabiać szanse kandydata z tak dużym poparciem jak
Donald Tusk” .3 Jeśli w lutym 2010 roku poparcie
dla D.Tuska było równie wysokie jak przed rokiem, warto się zastanowić – kto z osób decydujących o
zmianie kandydata PO zasługuje na te epitety?
W październiku ubiegłego roku posłowie Platformy pytani o
ewentualną kandydaturę Komorowskiego, twierdzili, że marszałek Sejmu ma znikome
szanse na wygranie z innymi kandydatami i zapewniali, że „Donald
Tusk jest obecnie idealnym kandydatem Platformy na prezydenta Polski. Bronisław
Komorowski to też dobry kandydat, ale nie jest idealny. A idealny to taki,
który wygrywa - twierdził poseł Tomasz Tomczykiewicz.
-„Nic mu nie ujmując, ale Donald Tusk w trudnych
sytuacjach radzi sobie lepiej. Polacy mu ufają, sprawdził się w roli premiera”
– wtórował poseł PO Zbigniew Rynasiewicz. 4
O tym, jaką pozycję wśród wyborców Platformy faktycznie
zajmował Komorowski, nim został im wskazany przez rządowe media i okrzyknięty
„najlepszym kandydatem”, świadczy wynik sondażu GfK Polonia na zlecenie
"Rzeczpospolitej" z czerwca 2009 roku, w którym na pytanie - kto byłby
najlepszym kandydatem PO na prezydenta? – tylko 5 procent wskazało ówczesnego
marszałka Sejmu. 5 Jeszcze gorzej wypadł Komorowski w listopadzie
2009 roku, gdy otrzymał tylko 4 procentowe poparcie. 6 Zaledwie
dwa miesiące później, gdy ośrodki propagandy rozpoczęły kampanię
„rozprowadzania”, zaś uczynne „sondażownie” przystąpiły do
kreowania nowej rzeczywistości, wynik marszałka w sondażu GfK Polonia ustalono
już na 45 procent. 7
Spójrzmy zatem, w jaki sposób B. Komorowski pełnił
funkcję marszałkowską, by na tej podstawie móc wnioskować, jak
wyglądałaby ewentualna prezydentura tego człowieka.
Znamy poglądy polityka PO na temat zasad, jakimi winien kierować
się marszałek Sejmu – wypowiadane wówczas, gdy dotyczyły innych
polityków zajmujących to stanowisko. Jako samorodny moralista, poseł Platformy
był rzecznikiem wysokich standardów:
„Marszałek jest drugą osobą w państwie po prezydencie,
więc kwestia jego wiarygodności, jego słowa jest sprawą bardzo istotną.
[...] jeżeli mówimy o autorytecie, no to od polityków odpowiedzialnych,
którzy deklarują swoje propaństwowe myślenie należy oczekiwać trochę więcej niż
takie pełne tylko i wyłącznie podporządkowanie się prawu. Tu chodzi o autorytet
państwa, autorytet prawa, autorytet parlamentu również” – deliberował
Komorowski z roku 2004 i domagał się ustąpienia marszałka Oleksego, po
nieprawomocnej decyzji sądu, uznającej Oleksego za kłamcę lustracyjnego. 8
Dwa lata później, gdy marszałkiem Sejmu był Marek Jurek,
Komorowski grzmiał na dyktat partii rządzącej i nieliczenie się z głosem
parlamentarnej opozycji, twierdząc, iż PiS „dysponuje marszałkiem, a
marszałek dysponuje władzą w Parlamencie ogromną, może decydować o posiedzeniu,
o braku posiedzenia, o tym, co jest wprowadzane pod obrady. Natomiast według
mnie rolą marszałka jest jako właśnie drugiej osoby w państwie jednak tworzenie
możliwości debaty publicznej w Parlamencie, bo inaczej jak tego nie ma, to się ona
toczy na ulicach. Taka jest zawsze reguła” 9
Warto zapamiętać te słowa.
W roku 2007, marszałkiem Sejmu był już Ludwik Dorn, zaś
Komorowski pouczał -„Marszałek z natury funkcji powinien starać
się przynajmniej być w stopniu maksymalnie możliwym niezależnym i tak stojącym
trochę ponad interesami własnego środowiska politycznego.[...] Chodzi o to,
żeby także mniejsze kluby parlamentarne miały realną szansę wprowadzania
przynajmniej jednego punktu obrad w czasie posiedzenia, no bo dzisiaj jest tak,
że w zasadzie marszałek może zlekceważyć kompletnie oczekiwanie nie tylko
opozycji, ale i mniejszych klubów, on decyduje tak naprawdę o tym, co jest w
obradach Sejmu, a czego nie ma. Co oznacza, że czasami z różnych powodów czysto
politycznych, a nie merytorycznych może niektóre kwestie trzymać w lodówce, nie
poddawać żadnej debacie, innymi słowy blokować.”
Oburzenie Komorowskiego wywoływała sama wizja
przetrzymywania przez marszałka Sejmu ustaw zgłaszanych przez opozycję:
„Pół roku, jest cały szereg, niestety, inicjatyw
opozycji, które już zresztą w tej lodówce tkwią dużo dłużej, niż pół roku, no
bo zawsze się znajdzie jakiś wzgląd natury formalnej, półformalnej, żeby
opozycji życie utrudnić w parlamencie, szczególnie wtedy, kiedy większość
dysponuje właśnie funkcją marszałka.” 10
Nie upłynął rok od tej wypowiedzi, gdy Komorowski został
marszałkiem Sejmu i otrzymał szansę wprowadzenia w życie swoich chlubnych zasad. Zabrał się do tego z wielką zapałem.
Już w lutym 2008 roku mogliśmy się dowiedzieć, że - „Bronisław
Komorowski blokuje około 50 projektów ustaw autorstwa Prawa i Sprawiedliwości,
w tym zgłoszony w ubiegłym tygodniu projekt dotyczący zniesienia tzw. podatku
Belki” - jak twierdził Jarosław Kaczyński.
„Niektórzy nam zarzucają, że my tylko krytykujemy.
Złożyliśmy blisko 50 projektów, tylko wszystkie są blokowane przez marszałka.
Mimo że Sejm nie ma co robić - zaznaczył prezes PiS. 11 W
tym samym czasie, szef klubu LiD Wojciech Olejniczak, zwrócił się do Konwentu
Seniorów, aby ten wyjaśnił sprawę "blokowania projektów zgłaszanych
przez opozycję". Wymienił w tym kontekście zgłoszony przez jego klub
projekt zmian w ustawie o świadczeniach rodzinnych. 12
W maju 2008 roku szef klubu PiS Przemysław Gosiewski zażądał,
aby marszałek Sejmu przeprosił posła Leonarda Krasulskiego z PiS za
- jak napisał Gosiewski - uniemożliwienie mu wykonywania mandatu posła. – „Zachowanie
marszałka było szokujące - podkreślił. „W związku z uniemożliwieniem
wypowiedzi z mównicy sejmowej, a przez to wykonywania mandatu posła przez
Leonarda Krasulskiego domagam się do pana marszałka przeproszenia posła PiS i
powstrzymania się w przyszłości od tego typu sprzecznych z dobrymi obyczajami
parlamentarnymi praktyk" - napisał Gosiewski w liście do
Komorowskiego. Gosiewski wyjaśnił, że podczas prac nad projektem ustawy o
rachunkowości, Krasulski chciał zadać ministrowi finansów pytanie, "czy
spółka paliwowa J&S, chcąc pokryć sobie straty powstałe z tytułu
nałożenia na nią przez Agencję Rezerw Materiałowych kary, nie zawyża sztucznie
cen ropy sprowadzanej do Polski".
Zachowanie marszałka, który - jak napisał Gosiewski
- "uniemożliwił posłowi wykonywanie jego obowiązków jest szokujące i
nie mieszczące się w kanonie polskiego parlamentaryzmu". 13
W czerwcu 2008 klub Poselski Lewica złożył wniosek o
poszerzenie porządku obrad Sejmu o informację na temat zasięgu i sposobu
przeciwdziałania ubóstwu w Polsce, zaś Grzegorz Napieralski zabiegał o sejmową
debatę w sprawie sytuacji społeczno-gospodarczej kraju. Marszałek Komorowski
nie dopuścił do takiej debaty, wniosek klubu przekazał do sejmowej Komisji
Polityki Społecznej, a wniosek Napieralskiego uznał za nieregulaminowy. 14
Wkrótce, mieliśmy okazję dowiedzieć się, że Komorowski
blokuje prace Trybunału Konstytucyjnego i od ponad dwóch miesięcy nie przesyła
do TK stanowiska marszałka w sprawie komisji śledczej ds. nacisków. Jak
ustaliła "Rzeczpospolita", w połowie lutego 2008 r. Komorowski
otrzymał pismo z Trybunału zobowiązujące go do przekazania stanowiska w ciągu
60 dni. Termin upłynął w połowie kwietnia. - Stanowisko prokuratora
generalnego do Trybunału wpłynęło. Stanowiska marszałka Sejmu nie ma –
przyznawała Grażyna Grzegorska z zespołu prasowego TK i dodawała: „Trybunał
czeka. - Rozprawa nie może się odbyć bez stanowiska. Można bez niego wyznaczyć
sam jej termin, ale nieczęsto się to zdarza”. 15
W lipcu 2008 roku Komorowski nie zgodził się na debatę
plenarną na temat tarczy antyrakietowej, której domagał się klub Lewicy. Szef
SLD Grzegorz Napieralski stwierdził wówczas, że „marszałek knebluje
usta posłom opozycji” . Jego zdaniem, Komorowski zachował się "w
sposób niedopuszczalny" i złamał "wszelkie zasady funkcjonowania".
Lider SLD uznał, że to, co wydarzyło się w Sejmie "podważa autorytet
marszałka i większości parlamentarnej". Napieralski przypomniał
zapowiedzi PO z ubiegłorocznej kampanii wyborczej, które - w jego ocenie -
okazały się kłamstwem.16
Swój stosunek do opozycji i demokracji Komorowski
zamanifestował również w lipcu 2008 roku, gdy posłowie PiS w proteście
wobec zachowaniu marszałka opuścili salę obrad.
„Bez PiS na sejmowej sali sprawy nie muszą wyglądać
trudniej” - oznajmił wówczas polityk PO i nie zareagował, gdy jego
przyjaciel J.Palikot zajął sejmowe miejsce prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i
obrażał go w niewybredny sposób. Swoje niezadowolenie ze sposobu prowadzenia
obrad Sejmu przez marszałka wyraziła wówczas nawet posłanka Senyszyn: „Nie
zostaliśmy tu wybrani, żeby milczeć, to nie jest Sejm niemy. Te ciągłe
ograniczenia, te ciągłe bezczelne pytania ''w jakim trybie chce pan zabrać
głos'' są denerwujące dla posłów i całego społeczeństwa. Trzeba wprowadzić
wniosek, żeby pan marszałek nie kneblował posłów”. 17
Gdy w grudniu 2008 roku klub PiS złożył wniosek o odwołanie
Komorowskiego z funkcji marszałka Sejmu, w wielostronicowym uzasadnieniu
wniosku można było przeczytać m.in. :
„Bilans ponad rocznej pracy obecnego Marszałka, można
określić balansowaniem na granicy prawa. Objawia się to szczególnie w
zakresie podejmowania decyzji o pracach nad projektami ustaw i kierowaniu
ich do prac legislacyjnych z dużym opóźnieniem. Działając w imieniu Platformy
Obywatelskiej, przy użyciu wątpliwych z punktu widzenia prawa metod, przez
szereg miesięcy nie dopuszczał do wprowadzenia pod obrady Sejmu RP projektów
ustaw i uchwał, które nie uzyskały akceptacji jego ugrupowania politycznego. W
efekcie takiego działania wiele ważnych projektów ustaw, zamiast służyć
społeczeństwu, leżakowało „zamrożone” przez Marszałka Sejmu, czekając aż działający
opieszale rząd Pana Donalda Tuska przygotuje podobne projekty. [...]Ponadto Pan
Marszałek przyzwala na psucie prawa, przez przyjmowanie do rozpatrzenia
projektów ustaw z Komisji Nadzwyczajnej „Przyjazne Państwo”, zajmującej się
ograniczaniem biurokracji, a kierowanej przez partyjnego kolegę posła Janusza
Palikota. Nowelizacje te wielokrotnie zmieniają te same ustawy po jednym
artykule i zawierają nawet wzajemnie wykluczające się przepisy. [...] Pan
Marszałek Bronisław Komorowski w swojej pracy marginalizuje rolę opozycji.
Sukcesywnie dąży do odebrania praw, uniemożliwiając wykonywanie mandatu jej
posłom. Rezygnując ze zwyczajów parlamentarnych wielokrotnie strofował i
upominał posłów opozycji. Nagminnie ogranicza prawo zabierana głosu podczas
obrad plenarnych Sejmu RP posłom wywodzącym się z opozycyjnych klubów,
pozbawiając ich możliwości wyrażania swych racji. Drastycznie ograniczył czas
zadawania pytań podczas debaty do 60 sekund, co przy skomplikowanej
problematyce poruszanych spraw uniemożliwia precyzyjne ich wyartykułowanie”.
18
W jaki sposób Komorowski prowadził obrady, można
prześledzić na przykładzie 40 posiedzenia Sejmu z dnia 24 kwietnia 2009 r, gdy
obradowano na temat ustawy o finansowaniu partii politycznych. Posłowie PiS
chcieli wówczas zadać pytanie premierowi Tuskowi: z jakich środków finansowany
jest kongres Europejskiej Partii Ludowej w Polsce (do której należy PO) i
czy sposób finansowania kongresu nie narusza przepisów ustawy o finansowaniu
partii politycznych? Lekturę stenogramu z posiedzenia Sejmu (strony
375-386 ) polecam tym, którzy chcieliby poznać prawdziwą twarz człowieka
„budującego zgodę”. 19
Wyłączanie posłom mikrofonu i nakaz 30 sekundowych
wypowiedzi, to tylko niektóre z praktycznych standardów stosowanych w tym dniu
przez marszałka Sejmu.
Sztandarowym przykładem obłudnej
retoryki Komorowskiego, może być dokument umieszczony dziś na stronie
internetowej kandydata Platformy, zatytułowany „Moja wizja Polski”. Najwyraźniej,
przekaz wyborczy Komorowskiego skierowany jest do tej części wyborców, którzy
charakteryzują się krótką pamięcią oraz niezdolnością kojarzenia słów z
czynami. Trudno bowiem traktować serio emfatyczne frazesy zamieszczone przez
sztab kandydata PO, jeśli skonfrontujemy je z rzeczywistą postawą i
zachowaniem Komorowskiego.
„Polsce potrzebna jest polityka oparta na rozwadze w
działaniu, szacunku dla ludzi inaczej myślących i dostrzeganiu w politycznym
przeciwniku partnera” – twierdzi w swojej „wizji” kandydat i
deklaruje - „Chcę budować przestrzeń do obywatelskiej debaty nad
najważniejszymi dla kraju sprawami, mobilizować środowiska polityczne, naukowe,
eksperckie do wspólnej dyskusji nad wypracowaniem najlepszych rozwiązań dla
polskiej rzeczywistości prawnej, gospodarczej, dla dobrobytu obywateli”. 20
Tak ewidentnych kłamstw nie sposób pozostawić bez
komentarza, dlatego w kolejnej części przedstawię, w jaki sposób B. Komorowski
okazywał „szacunek dla ludzi inaczej myślących”, jak dostrzegał „w
politycznym przeciwniku partnera”, a także, jakim językiem
budował „przestrzeń do obywatelskiej debaty”.
Źródła:
1.http://www.rmf24.pl/opinie/wywiady/news-palikot-komorowski-na-prezydenta-jesli-nie-tusk,nId,217500
19.http://orka2.sejm.gov.pl/StenoInter6.nsf/0/F08666BE2BB3B600C12575A2005D9DEE/$file/40_d_ksiazka.pdf
- 2 -
W
zgodnej opinii PiS –u i SLD przez cały okres marszałkowania Komorowski „kneblował
usta posłom opozycji” i zachowywał się "w sposób
niedopuszczalny", "łamiąc wszelkie zasady funkcjonowania
Sejmu”.
Choć
sam należał do zaciekłych krytyków i wielokrotnie piętnował rzekomo naganne
praktyki swoich poprzedników, natychmiast po wyborze na stanowisko marszałka
pokazał, jak w praktyce wyglądają jego własne zasady. Już 26 października 2007
r. (jeszcze przed oficjalnym potwierdzeniem nominacji) Komorowski oświadczył,
że należy uporządkować funkcjonowanie dziennikarzy w Sejmie i stwierdził - „akredytacje
do Sejmu powinni dostawać lepsi dziennikarze. - Żeby była lepsza informacja o
pracach parlamentu.” 2
W
styczniu 2008 roku „Dziennik” informował: „Marszałek Bronisław Komorowski
głośno torpedował pomysł swego poprzednika Ludwika Dorna, by otoczyć Sejm
płotem. Postawił jednak bardziej dotkliwe zapory - wewnątrz gmachu. Podtrzymał
politykę restrykcji wobec dziennikarzy i na dobre zamknął sejmowe kuluary. Nowe
rozporządzenie nie pozostawia wątpliwości: ograniczenia pozostają, a dostęp do
posłów będą mieć tylko wybrani. [...]Teraz podczas posiedzenia Sejmu będzie
mogło tam przebywać tylko 40 reporterów, a to skutecznie ograniczy dostęp do
posłów. Przepustki są jednorazowe, wydawane w dniu posiedzenia, w dodatku
trzeba będzie je każdorazowo zwracać do biura przepustek [...]zdaniem Jarosława
Szczepańskiego, dyrektora biura prasowego Kancelarii Sejmu, liczba ta będzie
mocno ograniczona. Przepustki będą wydawane w myśl zasady: kto pierwszy, ten
lepszy”. 3
W jaki sposób Komorowski respektował wolność debaty
na forum sejmowym, możemy zrozumieć z jego wypowiedzi z maja 2009 roku, gdy
zabronił posłom zorganizowania konferencji partii Libertas -„W Sejmie nie
mogą lansować się ludzie wykluczeni przez społeczeństwo, o tym decydują
wyborcy” – perorował marszałek.
Wyrażając się z pogardą o uczestnikach tego spotkania, Komorowski stwierdził -
"Mam nadzieje, że długo nie zobaczę tu żadnego Libertasa. (...)korytarz
to dobre dla nich miejsce" Oskarżony wówczas o „polityczne
gangsterstwo”, z właściwą sobie dobrotliwością odparował "Nie czuję
się politycznym gangsterem, ale potrafię przyłożyć". 4
Wiedzę o stosunku Komorowskiego do „zasad kultury politycznej” i jego atencji wobec urzędującego prezydenta,
możemy zaczerpnąć z fragmentu wywiadu z października 2008 roku, w którym marszałek
Sejmu komentował konflikt między prezydentem Lechem Kaczyńskim, a premierem
Tuskiem. Chodziło o skandaliczne słowa Tuska skierowane wówczas do
prezydenta:
- Konrad Piasecki: Panie marszałku, jak się panu podoba
premier mówiący do prezydenta: „Chcieć, to ty sobie możesz…”
Bronisław Komorowski: Po pierwsze, nie wiemy, czy było
tak naprawdę.
Konrad Piasecki: Tak mówi prezydent, a prezydentowi
należy wierzyć.
Bronisław Komorowski: Pan niech wierzy, ja
niekoniecznie.
Konrad Piasecki: A premier nie zaprzeczył.
Bronisław Komorowski: Wie pan, to są już słowa
wypowiadane w czasie konfliktu, w ostrej sytuacji i też jest to relacja jednej
strony. Radziłbym w ogóle nie wnikać w to, co sobie tam panowie szeptali czy
mówili. Niech będzie to ich sprawa. Natomiast zawsze należy odpowiadać na
pytanie, kto zaczął? Zaczął pan prezydent i Kancelaria Prezydenta, wpychając
się niepotrzebnie w politykę prestiżu prezydenckiego kosztem interesu państwa polskiego.”
5
Tego rodzaju retoryka, pełna nienawiści do politycznych
przeciwników, oparta na prostackich i arogancki określeniach dominowała w całym
słownictwie człowieka, który dziś mami Polaków hasłem „zgoda buduje”.
- "Jesteśmy w rękach drobnych cwaniaczków,
drobnych pijaczków, którzy sięgają po najwyższe funkcje, także na poziomie
regionów" - wołał Komorowski w Sejmie w lutym 2007 roku, gdy
rozmawiano o sprawie wojewody mazowieckiego Wojciecha Dąbrowskiego, o
którym prasa pisała, że zataił informację o zabraniu mu przez policję prawa
jazdy za przekroczenie liczby dozwolonych punktów karnych. 6
W sierpniu 2007 roku Komorowski nazwał PiS „sektą
wierzącą w politycznego szatana” . "Oni uwierzyli- perorował
- w to, że świat jest zły, ludzie są źli, zło jest silniejsze niż
dobro. Taką wizję zaszczepili im bracia Kaczyńscy i ich najbliższe otoczenie”.
[...] To ich zniszczy, przekształci w sektę wierzącą w politycznego szatana, i
zepchnie na margines. [...] Oni sami się wykończą, choć przyznaję, że to trwa
już dość długo”. 7
W lutym 2008 porównał środowisko braci Kaczyńskich i
Porozumienia Centrum do komunistów, wspominając sprawę umorzenia 700 tys. zł
długów PC 8 , a kilka miesięcy później wyraził opinię, że „poprzednia
ekipa była oszalała na punkcie nienawiści do WSI”.
W związku z likwidacją WSI wyraził również „współczucie”
dla prezydenta Kaczyńskiego, bo "pewnie nie będzie się dobrze czuł z
wiedzą, że uczestniczył w łamaniu praw człowieka w Polsce".9
Komorowski nie cofnął się przed nazwaniem Jarosława
Kaczyńskiego "człowiekiem, który sprzedał swój honor za 300 zł”
i odmówił mu zdolności honorowych, za rzekomo fałszywe usprawiedliwienia
nieobecności w Sejmie. W wywiadzie z września 2008 roku, w którym padły te
słowa znajdziemy skandaliczną opinię Komorowskiego na temat najważniejszej
polskiej instytucji historycznej. Jest warta przytoczenia, również dlatego, że
w swojej dzisiejszej „wizji” prezydentury polityk PO napisał - „Bez
historycznej pamięci i świadomości naszych korzeni nie można zbudować
społecznego ładu zakorzenionego w wartościach.”
Tymczasem w wywiadzie z 23 września 2008 roku marszałek
Sejmu tak mówił o niezależnej instytucji historycznej i pracujących w niej ludziach
- „Problem IPN, a nasz problem z IPN polega na tym, że w IPN nastąpiło
zwichnięcie - tak samo jak w mediach publicznych - na jedną burtę. Tam
szczególnie dużo mają do powiedzenia polityczni radykałowie, gdzieś spod znaku
Antoniego Macierewicza i takie popłuczyny po endecji. Tam mamy do czynienia z
przewagą radykałów, którzy rozwiązują jakieś polityczne, własne dylematy
kosztem wielu innych osób, kosztem spokojnego badania historii. Takie
popłuczyny endeckie, które szkodzą - wg mnie - Polsce.” 10
O kulturze politycznej Komorowskiego oraz jego rzeczywistym
stosunku do kobiet (szczególnie w kontekście wyborczych umizgów i bredni o
parytetach) niech świadczy wypowiedź ze stycznia 2009 roku, dotycząca słów,
jakie przyjaciel Komorowskiego J.Palikot powiedział na temat posłanki
Grażyny Gęsickiej.
"Kobieta w polityce podlega takim samym regułom jak
mężczyzna" – stwierdził wówczas w Radiu ZET Komorowski. I
wyprowadził z tego twierdzenia wniosek – „Dlatego Donald Tusk nie
powinien przepraszać za słowa Janusza Palikota o "politycznej
prostytucji" Grażyny Gęsickiej, byłej minister rządu PiS.” 11
Prawdziwe oblicze Komorowskiego poznamy również z relacji Jerzego Szmajdzińskiego, który w październiku
2009 roku tak opisywał wizytę Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego u
prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sprawie afery hazardowej. Według
Szmajdzińskiego obaj rozmówcy prezydenta „byli wręcz agresywni”.
„Prezydentowi przerwał i wkroczył do akcji zwykle
spokojny, przynajmniej w telewizji, Bronisław Komorowski, który zaczął
kwestionować w ogóle to spotkanie, sens tego spotkania i prawie legalność tego
spotkania, co świadczyło o niebywałym, niebywale wysokim poziomie adrenaliny i
takiej walki" - powiedział Szmajdziński i dodał „Bardzo nerwowo
było. Siekiery latały. Każde zabranie głosu było ze stanem wysokiego
podenerwowania, niemalże agresji”. 12
Hipokryzja Komorowskiego i
kompromitujące tchórzostwo są szczególnie widoczne w tych obszarach, gdzie odczuwa
zagrożenie ujawnieniem niekorzystnych dla niego informacji. W obronie własnych
interesów, nie istniały dla polityka PO żadne reguły ani dobre zasady. Potrafił
jednak być pryncypialny, gdy chodziło o innych:
„W demokracji nie ma świętych krów. Wszyscy
pamiętamy, jak źle została przyjęta odmowa stanięcia przed komisją śledczą
przez prezydenta Kwaśniewskiego. Oczywiście trzeba zachować wszystkie
najgrzeczniejsze formy, ale zarówno prezydenta, jak i premiera zawsze można
zaprosić na rozmowę albo do niego pójść. Ale nie można odmawiać” –
perorował w listopadzie 2009 roku, gdy dla zatarcia odpowiedzialności ludzi
Platformy próbowano wezwać przed sejmową komisję hazardową Gosiewskiego i
Kaczyńskiego. 13
Ta
retoryka stoi w sprzeczności z całą praktyką działania kandydata
Platformy.
Pierwszej
próby z demokracji, Komorowski nie zdał już 28 października 2007 roku, gdy
otrzymał zaproszenie do stawienia przed Komisją Weryfikacyjną WSI, by mógł
złożyć wyjaśnienia w sprawach dotyczących jego działalności. Zdecydowanie
odmówił wówczas stawienia się przed komisję i wyjaśnił, że „zachowuje się
ona bardzo dziwnie". „Komisja próbuje wzywać na przesłuchania
kandydata na marszałka Sejmu. Tu może chodzić o chęć zepsucia atmosfery i
mojego wizerunku, a nie o dojście do prawdy” – uznał polityk PO.14
Jednocześnie Komorowski wyraził pogląd, że to „pan
Macierewicz powinien zniknąć” i podkreślił, że nie życzy sobie prób
tworzenia "atmosfery niewiarygodności jego osoby w sytuacji, gdy
pretenduje do funkcji marszałka Sejmu”. 15
W identyczny sposób, Komorowski zadbał o swoją „wiarygodność”
podczas posiedzenia Sejmu, na którym dokonywano wyboru marszałka. PiS chciał
zadać Komorowskiemu (jeszcze jako kandydatowi) pytania, jednak marszałek senior
Zbigniew Religa wypowiedział zbyt wcześniej formułkę o przejściu do głosowania
i (zdaniem PO) nie można było już wrócić do przepytywania kandydatów. Pomyłkę
Religi, wynikającą z braku doświadczenia (jak sam przyznał marszałek - senior)
Platforma natychmiast wykorzystała, zaś Komorowski z satysfakcją stwierdził - „W
polityce trzeba mieć odpowiedni refleks, niekoniecznie po to, żeby łapać pchły,
ale po to, by nie opóźniać pracy parlamentu”. 16
Premier Jarosław Kaczyński powiedział wówczas - „To
zdumiewające, że Bronisław Komorowski tak panicznie bał się pytań. Jest w tym
jakaś tajemnica. Nigdy tak nie było, by marszałek nie odpowiadał na
pytania.”17
Tę
tchórzliwą taktykę udało się Komorowskiemu kontynuować przez wiele miesięcy,
podczas których brał udział w kombinacji operacyjnej tajnych służb,
nazwanej przeze mnie aferą marszałkową. Podczas posiedzenia Sejmu, we wrześniu
2008 roku, klub PiS zgłosił wniosek, aby podczas nadzwyczajnego posiedzenia
komisji sprawiedliwości Komorowski udzielił wyjaśnień na temat spotkania z
"oficerem wojskowych służb specjalnych PRL Aleksandrem Lichockim i
oficerem WSI Leszkiem Tobiaszem” w związku ze "skandalicznym
zachowaniem Komorowskiego w tym czasie i być może możliwością przekroczenia
prawa".
Poseł wnioskodawca, rzecznik klubu PiS Mariusz Kamiński
powiedział wówczas: „Chcielibyśmy, aby pan marszałek przed całą opinią
publiczną - w obecności kamer, aby wszyscy mogli się dowiedzieć, czy nie
zostało złamane prawo - wyjaśnił, czy ma w tej sprawie czyste sumienie, czy
prawo nie zostało złamane”. 18
W odpowiedzi na ten wniosek Komorowski nie zawahał się
sformułować absurdalnego oskarżenia - „Bo to niestety członkowie komisji
weryfikacyjnej (WSI) pana Antoniego Macierewicza spotykali się nie tylko z
oficerami WSI, ale również z oficerami dawnych służb komunistycznych i to
niestety miały te spotkania charakter korupcyjnych spotkań” W
reakcji na tę wypowiedź Antoni Macierewicz oświadczył, że zgłasza sprawę do
Komisji Etyki Poselskiej.
Marszałek poddał wniosek Kamińskiego pod głosowanie.
Poparło go 172 posłów, 234 było przeciw, od głosu wstrzymało się 6. Prezes PiS
ocenił wówczas, że „marszałek Komorowski dał tego dnia pokaz braku honoru".
Według niego, Komorowski „wykorzystuje
swoją funkcję, by opinia publiczna nie dowiedziała się o jego różnych,
dziwnych kontaktach z WSI”.
Równie bezskuteczna była wcześniejsza próba wezwania marszałka
Sejmu przed Komisję Sprawiedliwości, podjęta we wrześniu 2008 roku. Komorowski
zignorował wnioski posłów Jarosława Zielińskiego i Zbigniewa Wassermanna
i oświadczył: „Jeśli mnie wezwie cała komisja, rozważę, ale na razie śmieję
się PiS-owi w twarz, bo PiS się po prostu wygłupia wiedząc, że nie mają nawet
odrobiny racji.[...] Mogę panów zaprosić na kawę”. 19
Posłowie PiS powołali się wówczas na artykuł 152 regulaminu
Sejmu, zgodnie, z którym, jeśli co najmniej jedna czwarta posłów komisji chce
zwołać posiedzenie, to prezydium komisji nie może im odmówić. Speckomisja
liczyła siedmiu posłów, rachunek więc się zgadzał. Nawet wieloletni szef
sejmowej komisji ds. specsłużb, poseł Janusz Zemke uznał wówczas, że marszałek
Sejmu nie może odmówić stawienia przed komisją. 20
Po odmowie Komorowskiego, klub PiS
złożył wniosek o odwołanie polityka PO z funkcji marszałka. We wniosku
podkreślono, że „Jedną z decydujących spraw skłaniających wnioskodawców do
sformułowania tego wniosku była sprawa związana z podejmowaniem przez Pana
Marszałka działań służących uzyskaniu nielegalnego dostępu do tekstu „ściśle
tajnego” Uzupełnienia nr 1 do Raportu Przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej,
tj. tzw. aneksu do raportu o WSI. Wynika to bowiem z ujawnionych zeznań
złożonych w dniu 24 lipca 2008 r. przez Marszałka Sejmu Pana Bronisława
Komorowskiego w postępowaniu prowadzonym przez Prokuraturę Krajową w Warszawie
, a oznaczonym sygnaturą akt PR-IV-X-Ds. 26/07 w kwestii jego spotkań z płk.
Lichockim oraz płk. Leszkiem Tobiaszem”.
Przytoczono następnie wiele przykładów świadczących o
możliwości złamania prawa przez Komorowskiego i stwierdzono: „Wszystkie
przytoczone fakty dotyczące sprawy tzw. „aneksu do raportu WSI” i udziału w
niej Pana Marszałka Bronisława Komorowskiego świadczą o możliwości popełnienia
przez Pana Marszałka przestępstwa składania fałszywych zeznań. Dlatego też jest
to jeden z koronnych argumentów przemawiających za koniecznością odwołania Pana
Bronisława Komorowskiego z funkcji Marszałka Sejmu. Funkcje ta powinna
piastować osoba o nieskazitelnym charakterze, a biorąc powyższe pod uwagę
ciężko jest odnieść tą przesłankę do Pana Bronisława Komorowskiego”. 21
W poczuciu zagrożenia ujawnieniem prawdziwego charakteru jego związków z wojskowymi służbami, Komorowski nie
cofnął się przed rzucaniem oskarżeń pod adresem prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Postąpił tak w październiku 2008 roku, gdy chciano go wezwać przed sejmową
Komisję Sprawiedliwości. Marszałek stwierdził wówczas:
„Prezydent wiedział od przełomu lutego i marca, że są
daleko idące podejrzenia o korupcję w otoczeniu komisji weryfikacyjnej pana
Antoniego Macierewicza i że to może mieć istotny wpływ nie tylko na korupcję,
ale na bezpieczeństwo narodowe”. 22
Gdy PiS cofnął pierwszy wniosek o odwołanie marszałka,
Komorowski uznał, że zrobiono to, by chronić Lecha Kaczyńskiego przed
ujawnieniem tej informacji. Kancelaria Prezydenta stwierdziła wówczas w
oświadczeniu:
"Prezydent Lech Kaczyński nie miał żadnej wiedzy na
temat domniemanej korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI. Prezydent został
poinformowany w trybie właściwym jedynie o śledztwie prowadzonym przez ABW, nie
posiadał zaś wiedzy o domniemanych nieprawidłowościach w trakcie pracy komisji
weryfikacyjnej. Kancelaria Prezydenta stanowczo dementuje, jakoby Prezydent RP
w jakikolwiek sposób wpływał na decyzje klubu PiS o wycofaniu wniosku o
odwołanie wicemarszałka i marszałka Sejmu. [...]. Nie jest dobrym obyczajem, by
Marszałek Sejmu, broniąc się przed poważnymi zarzutami, usiłował wciągnąć do
swojej obrony w nieuprawniony sposób Prezydenta RP".
Ataki na prezydenta Lecha Kaczyńskiego
należały do stałego repertuaru wystąpień Bronisława Komorowskiego. W zasadzie
trudno znaleźć wypowiedź tego człowieka, w której nie oczerniałby prezydenta
lub nie pomawiał go o złe działania i intencje. Pamiętamy haniebne słowa
- „jaka wizyta, taki zamach”, czy wypowiedziane trzy miesiące przed
tragedią smoleńską życzenie - „chciałbym skrócić zły okres prezydentury
Lecha Kaczyńskiego”. Ze wszystkich wypowiedzi Komorowskiego o braciach
Kaczyńskich, przebijała mniej lub bardziej skrywana agresja i nienawiść.
Nie wszyscy jednak zdają się rozumieć, że cały „program” Komorowskiego,
wszystko, czym kierował się przez ostatnie miesiące, można sprowadzić do słów:
„Póki jest ten prezydent, nie da się dobrze rządzić”.
Marszałek Sejmu wypowiedział te słowa 13 listopada 2009
roku w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej". Stwierdził wówczas:
„Do wyborów prezydenckich trudne reformy będą leżały odłogiem, bo urząd
prezydenta jest wielkim i skutecznym hamulcowym" i wyraził
nadzieję, że „nowym prezydentem zostanie ktoś, kto będzie wspierał
modernizację Polski i brał na siebie cząstkę odpowiedzialności za trudne
decyzje", bo „prezydent nie może być wyłącznie recenzentem pracy
rządu i hamulcowym”. Komorowski stwierdził też, że nie zna „ani jednego
przykładu, gdy prezydent zachęcał do jakiejkolwiek reformy czy zmiany", a
na uwagę gazety, że "wspierał likwidację WSI", odpowiedział,
że "zlikwidowanie wojskowego wywiadu nie zasługuje na miano reformy,
tylko szaleństwa".23
Od 10 kwietnia 2010 roku, przeszkoda na drodze do „dobrego
rządzenia” została usunięta i jeśli miałbym wskazać człowieka, który z
tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego osiągnął największe korzyści polityczne
- byłby to Bronisław Komorowski.
Nie mam też wątpliwości, że cała logika potencjalnej
prezydentury Komorowskiego zostanie zbudowana na nienawiści do przeciwników
politycznych i osoby prezydenta Kaczyńskiego.
Źródła:
13.http://www.dziennik.pl/magazyn-dziennika/article481122/Komorowski_PiS_udaje_skrzywdzona_cnote.html
Jak zwykle znakomite podsumowanie...
OdpowiedzUsuńA "nasze media" nadal udają, że BK nie ma.... Że nie wolni mu zadawać pytań...Jeśli już to o krzesło w Japonii
Ale te pytania padną....
Tomasz Ptak,
UsuńTa kampania jest prowadzona przez PiS według wzorców z roku 2010. Zatem żadne trudne pytania do BK nie padną. Opozycja nie jest nimi zainteresowana.
Gdy pisałem, że te pytania padną, miałem na myśli oczywiście nie opozycję i nie "nasze media" bo dla nich B. Komorowski nie istnieje...
Usuńjest to żałosne ale cóż zrobić...
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńPozwoli Pan, że najpierw ważny OT - i pytanie do Pana?
Czy zgodzi się Pan, że:
Doniesienia Reutera o pojawieniu się Putina i jego "nationwide show of force" - zamykają, niestety, "małe okienko nadziei" na zmiany w Rosji, a zatem i w Polsce. Mogło się (szczęśliwie) przydarzyć, że zamieszanie po usunięciu cara, podwieszanie się pod przewidywanych zwycięzców, etc.- dałoby nam w Polsce chwilę oddechu; być może nawet (gdyby "zamieszki" w Sowietach trwały dłużej niż 70 h tzw. puczu Janajewa w 1991) pozwoliłoby na wygranie wyborów.
Wtedy, w 1991 - typowa dla Sowietów "wymiana przywódcy" - umożliwiła powstanie pierwszego polskiego rządu Jana Olszewskiego oraz, pomimo kontrakcji Wałęsy, skutecznie zablokowanej przez premiera J.O. - wyprowadzenie sowieckich wojsk zarówno z Polski, jak i z obszaru byłej NRD. Także: zadeklarowany kurs na przystąpienie do NATO oraz pierwsze próby autentycznej dekomunizacji w WP.
Niestety, los nie jest od dawna łaskawy dla naszej Ojczyzny.
Pozdrawiam serdecznie,
Pani Urszulo,
UsuńGdyby "kryzys putinowski" nie był typową, sowiecką inscenizacją lecz rzeczywiście doprowadził do upadku Putina, nie sądzę, by w czymkolwiek pomogło to sprawom polskim.
Proszę zauważyć, że od czasu zbrojnej napaści Putina na Ukrainę, mamy sytuację, którą można nazwać wielce sprzyjającą dla przejęcia władzy i obalenia układu zależnego od Moskwy.
Niestety, nikt nie stawia pytania - jak sytuację tę wykorzystała opozycja?
A fakty są zatrważające. Politycy unijni i opinia państw „wolnego świata” nigdy nie usłyszała, że rządzący III RP reżim jest najwierniejszym sojusznikiem i wykonawcą woli Moskwy. Nie skorzystano z naturalnego prawa opozycji do odcięcia się od złej, wasalnej polityki zagranicznej. Nie przeprowadzono kompleksowej kampanii informacyjnej, w której "system Tuska" i polityka lokatora Belwederu zostałyby zdemaskowane i przedstawione jako zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski i Europy.
Nie przypomniano przywódcom Zachodu o roli wspólników kłamstwa smoleńskiego, nie wypunktowano bezgranicznego podporządkowania „elit” III RP kremlowskiemu watażce.
Po zamordowaniu przez Rosjan 300 obywateli „wolnego świata”, polska opozycja nie skorzystała z prawa do zestawienia tej zbrodni z zamachem smoleńskim. Nie przeprowadzono kampanii informacyjnej w mediach zachodnich, nie poruszono tematu na forum międzynarodowym.
Do tej chwili wyborcom PiS nie wyjaśniono, dlaczego partia Jarosława Kaczyńskiego wspierała „wysiłki rządu w sprawie Ukrainy” i wyciągała „rękę do tych, którzy w nowych okolicznościach są gotowi zmienić zdanie, są gotowi stanąć po stronie prawdy”?
Nie dowiedzieli się - jak to możliwe, że po ośmiu latach rządów PO-PSL, prezes PiS nadal liczył, „iż kryzys na Ukrainie wpłynie na zmianę polityki polskich władz, w tym premiera Donalda Tuska, wobec Rosji” i wyznawał w reżimowej tv - „liczyłem na zmianę i znów się zawiodłem”?
Bardzo trafnie zwróciła Pani uwagę na wydarzenia, które w przeszłości miały wpływ na sprawy polskie. By tak się stało, trzeba jednak aktywności po "naszej" stronie. Trzeba odwagi i determinacji - cech całkowicie nieznanych współczesnemu środowisku opozycji.
W ostatnim roku dostaliśmy ogromną szansę, bo agresja Putina wymogła na eurołajdakach zmianę relacji z Rosją. Nie było nic łatwiejszego, jak wykorzystanie tej koniunktury w odniesieniu do reżimu III RP.
Ponieważ tego nie zrobiono, na „czas wielkiej choroby” pozostanie nam (jak już to kiedyś napisałem) groteskowa opozycja i parodia wolnych mediów. Obie na tyle potrzebne, że skrojone na miarę naszej odwagi i poczucia honoru.
Pozdrawiam serdecznie
JAKA BUDA TAKI MACHIAVELLI
OdpowiedzUsuńAle na III RP i RUSKI wystarczy,
co konstatuję z wielkim smutkiem.
Panie Aleksandrze,
Zaprezentował Pan dziś ponownie (na kilka tygodni przed wyborami) swój świetny tekst z 25/26 czerwca 2010, opublikowany po pierwszej turze ówczesnych wyborów prezydenckich (JK 36% : BK 42%).
Przy pomocy drobiazgowej analizy "kariery politycznej" Komorowskiego w III RP oraz jego własnych wypowiedzi, obrazuje Pan zarówno prostactwo, nędzę intelektualną i kulturową, jak i ściśle z nimi związaną, nieznoszącą sprzeciwu pychę oraz zachowania "stupajki - samodzierżcy". Przedstawia Pan zatem rzeczywistą GROZĘ TEJ POSTACI - jak wtedy, tak i dzisiaj (celowo?) źle odczytywanej i lekceważonej, z krytyką sprowadzoną najwyżej do poziomu "Bronisława - GAFY".
Nie muszę dodawać, że paranoiczne zachowania BK, po pięciu latach prezydentury nasiliły się w sposób typowy dla wywyższonej miernoty, przeświadczonej o swojej wielkości i przyuczonej do despotyzmu.
Także pod tym tekstem zamieścił Pan wtedy w komentarzach OSTRZEŻENIE z "LAWY", które formułował Pan od 2008r.:
"Kluczem do zrozumienia i interpretacji wielu procesów politycznych zachodzących w ostatnich dwóch latach, jest bez wątpienia osoba Bronisława Komorowskiego. Wydarzenia z udziałem tego polityka – począwszy od afery marszałkowej, poprzez „prawybory” w PO, aż po skutki katastrofy z 10 kwietnia – spinają ten okres niczym logiczna klamra i wyznaczają kierunek, w jakim obecnie zmierza III RP".
Pamiętam, że wówczas skomentowałam nienawistnie: "Jaka Buda taki Machiavelli" i zwróciłam uwagę na "wspomagający" wywiad gen. Dukaczewskiego (nazwany przez Pana "konspektem scenariusza"), który warto i dziś przypomnieć, żeby zrozumieć, jak groźnie to wszystko wygląda po I kadencji protegowanego WSI. I jakie konsekwencje może przynieść kolejna pięciolatka Komorowskiego.
http://www.polskatimes.pl/artykul/264390,dukaczewski-otworze-szampana-gdy-komorowski-wygra,1,id,t,sa.html
Dzisiaj natomiast chcę przywołać fragment, który mówi wszystko o tzw. wyborcach PO, podłączonych umysłowo do "zarządzających" nimi gadzinówek medialnych. Ponieważ stanowią większość głosujących, a na tych, którzy nie głosują, PiS dotąd nie znalazł sposobu... smutną konstatację każdy niech sobie sam dopowie.
O tym, jaką pozycję wśród wyborców Platformy faktycznie zajmował Komorowski, nim został im wskazany przez rządowe media i okrzyknięty „najlepszym kandydatem”, świadczy wynik sondażu GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej" z czerwca 2009 roku, w którym na pytanie - kto byłby najlepszym kandydatem PO na prezydenta? – tylko 5 procent wskazało ówczesnego marszałka Sejmu. Jeszcze gorzej wypadł Komorowski w listopadzie 2009 roku, gdy otrzymał tylko 4 procentowe poparcie. Zaledwie dwa miesiące później, gdy ośrodki propagandy rozpoczęły kampanię „rozprowadzania”, zaś uczynne „sondażownie” przystąpiły do kreowania nowej rzeczywistości, wynik marszałka w sondażu GfK Polonia ustalono już na 45 procent.
Zauważam też, że przedstawiona analiza (wraz z pytaniami do Komorowskiego i dziesiątkami innych tekstów) powinna stanowić punkt wyjścia i doskonały materiał dla komitetu wyborczego Andrzeja Dudy.
Niestety, Panie Aleksandrze. Pańska wielka publicystyczna praca dla "ojczyzny ratowania" - zarówno w 2010, jak i w 2015 nie znajduje najmniejszego "przełożenia" na partię opozycyjną.
Czego jestem świadkiem, ale żeby pojąć, musiałabym zakładać złą wolę.
Albo jej (czyt. woli zwycięstwa u PiS) - zanik całkowity.
Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPS. Po znakomitej i budzącej nadzieję pierwszej konwencji pana Dudy, zaczęliśmy, wraz z przyjaciółmi wymyślać (w miejsce banalnego: "Duda-to się uda") inne hasła i okrzyki. Niektóre były naprawdę niezłe. Przy czym moje: "ALBO ANDRZEJ DUDA ALBO RUSKA BUDA" należało do "najprzyjaźniejszych" :). Po paru dniach, widząc w jakim kierunku zmierza kampania: tj. "przyjaźni, współpracy i pomocy wzajemnej" - daliśmy sobie spokój.
PS1: Przepraszam, że komentarz właściwy dopiero teraz, ale nie zawsze jest się panią swego czasu. :)
Pani Urszulo,
UsuńKomorowskiego pogrążają jego własne słowa, a ponieważ ten pan cierpi na przypadłość nazwaną przeze mnie "refluksem słownym", należy pilnie analizować jego wystąpienia i wykorzystywać jako oręż w walce politycznej.
To jednak wymaga przyjęcia nieco innej taktyki i w miejsce "ośmieszenia jako broni"( J.Lichocka) pokazywania tej postaci w jej rzeczywistym, groźnym dla Polski wymiarze.
Kilkakrotnie zwracałem uwagę na słowa BK z grudnia 2009 roku - "Chciałbym skrócić zły okres prezydentury Lecha Kaczyńskiego".
To nie jest zwykła wypowiedź. Marszałek polskiego Sejmu deklarował publicznie zamiar "skrócenia" kadencji urzędującego prezydenta. Nie mówił o wygraniu wyborów i odsunięciu Lecha Kaczyńskiego w drodze zmian konstytucyjnych, lecz wyraźnie wskazywał na zamiar "skrócenia kadencji".
Moglibyśmy zbagatelizować takie wystąpienie, gdyby cztery miesiące później nie doszło do zamachu smoleńskiego.
Art. 131 Konstytucji wymienia tylko pięć okoliczności, w których marszałek Sejmu mógłby przejąć obowiązki prezydenta, czyli skrócić jego kadencję. Są to:
1. śmierci prezydenta,
2. zrzeczenie urzędu przez prezydenta,
3. stwierdzenia nieważności wyboru prezydenta lub innych przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze,
4. uznania przez Zgromadzenie Narodowe trwałej niezdolności prezydenta do sprawowania urzędu ze względu na stan zdrowia,
5. złożenia prezydenta z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu.
Myślę, że ta wypowiedź Komorowskiego mogłaby stać się jednym z najmocniejszych akcentów obecnej kampanii. Gdybyśmy mieli autentyczną opozycję i prawdziwie wolne media, powinny one nieustannie zabiegać o uzyskanie jednoznacznej odpowiedzi od BK - w jaki sposób zamierzał wówczas skrócić kadencję urzędującego prezydenta? Co oznaczały te słowa i jakie konkretne działania chciał podjąć marszałek Sejmu ujawniając intencję skrócenia kadencji Lecha Kaczyńskiego?
Wydaje mi się to jednym z najważniejszych pytań, jakie winny być postawione Komorowskiemu.
Pozdrawiam Panią serdecznie
Jest jeszcze druga wypowiedź Komorowskiego będąca "refluksem słownym", która padła w wywiadzie dla radia RMF miesiąc przed zamachem smoleńskim:
OdpowiedzUsuń"Prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni"
https://www.youtube.com/watch?v=xZSf7hGNMno
http://wiadomosci.wp.pl/gid,13116409,gpage,10,img,13117364,kat,1342,title,Bronislaw-Wpadka,galeria.html?ticaid=114863
Ta wypowiedź wraz z przytoczoną przez Pana Aleksandra silnie sugerują, że Komorowski co najmniej miał wiedzę o planach zamachu (o ile nie maczał w tym paluchów).
Pani Ireno, Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńMnie już dawno nie szokują refluksy słowne Komorowskiego, nawet zawierające jawne groźby, jak te przytaczane przez Państwa. Za to ilekroć oglądam jego rozrechotaną gębę, gdy oczekuje przylotu smoleńskich trumien:
https://www.youtube.com/watch?v=5YXVZ0S4Q0Q
Czy to przedziwne nagranie z MAJA 2010 (!) -
https://www.youtube.com/watch?v=zLuLo2oAoGw
- z "wycieczki" do Smoleńska, na którą zabrał starego druha i mistrza, Jaruzelskiego, i podczas składania wieńców obaj - radośni jak rzeźnia o poranku - z trudem powstrzymują triumfalne uśmiechy, a potem już na luzie, odbywa się przyjacielskie spotkanie (na drodze?) z gubernatorem "przyjaznej ziemi smoleńskiej" - to ogarnia mnie wstręt i odraza, i nie mam najmniejszych wątpliwości że zarówno stary, jak i jego godny następca, są współodpowiedzialni za tragedię 10.04.2010.
Raz jeszcze to nagranie - w skróconej wersji, z przejmującą wypowiedzią końcową pani mecenas Szonert-Biniendy.
https://www.youtube.com/watch?v=1Y2B0-Qsw98
Pozdrawiam serdecznie