Ta
książka jest publicystyczną próbą wytyczenia drogi do
autentycznej wspólnoty. Próbą niełatwą, bo wymagającą
pokonania szeregu mitów, które od dziesięcioleci ciążą nad
naszą myślą polityczną i skutecznie paraliżują dążenia
Polaków.
Mitologia,
stworzona przez „elity” III RP, dotyczy nie tylko kwestii
wewnętrznych i odrzucenia dychotomii My-Oni, ale fałszuje obraz
relacji z naszymi sąsiadami, Europą i „wolnym światem”.
Dwa
przerażające mity – georealizmu i demokracji III RP, zagradzają
nam drogę do wolnej Rzeczpospolitej.
11
listopada 2017 roku, wydawnictwo PROHIBITA Pana Pawła Toboły
Pertkiewicza, wydało książkę „Nudis verbis-przeciwko mitom”.
Zamieszczony powyżej fragment wstępu ujawnia intencję jaka
towarzyszyła mi podczas pisania tej książki.
Jeśli
powracam do tematu „Nudis verbis” i absorbuję uwagę książką
wydaną przed kilkoma miesiącami, to dlatego, że chciałbym
rozpoznać – czy i na ile, wyrażony we wstępie zmysł wytyczenia
drogi do autentycznej wspólnoty, znajduje
potwierdzenie w opiniach czytelników i jest przez nich akceptowany?
Czy
refleksje zawarte w tej książce, wolno traktować jako próbę
pokonania mitów i ograniczeń narzuconych nam przez „elity” III
RP, czy też pozostają one w
sferze politycznych mrzonek i utopii ?
W
jakim zakresie, tego rodzaju publikacja, może wyznaczać
punkt wyjścia na drodze
długiego marszu? Nie
jego karykatury - marszu
„trzech kadencji”, politycznego
kuglarstwa,troski
o posady
i apanaże,
lecz trudnej, polskiej drogi do Niepodległej.
Jako
autor piszący pod pseudonimem, pozbawiony zatem przywileju
bezpośrednich spotkań z czytelnikami, nie mam innego sposobu na
poznanie Państwa opinii, jak poprzez rozmowę na blogu bezdekretu.
Zrozumienie – jak tematy poruszone w „Nudis verbis-przeciwko
mitom” są przez Państwa odbierane, do jakich prowadzą konkluzji,
jest dla mnie niezwykle ważne.
Istnieją
podobno dwa rodzaje recenzji: jedne-podobają się autorowi,
drugie-wyrażają myśli czytelnika. Wiem jednak, że jeśli książka
ma stanowić jakąkolwiek wartość, to tylko wyznaczoną ocenami
tych, którzy ją przeczytali.
By
przypomnieć tematykę „Nudis verbis-przeciwko mitom”, pozwalam
sobie zamieścić recenzję, która sprawiła mi tyleż prawdziwej
radości, jak wprawiła w niemałą konsternację.
Radości,
bo autor tekstu, Pan Bogdan Zalewski – człowiek wolnej myśli i
niepospolitej wiedzy, dogłębnie i nader odważnie odczytał „Nudis
verbis”, odnajdując w niej pokłady bliskich mu idei, zakłopotania
zaś, bo słowa, jakimi zechciał nakreślić portret autora książki,
mogłyby skruszyć nawet mury franciszkańskiej pokory.
Nade
wszystko dziękuję Panu Zalewskiemu, że odnalazł w tej książce
dziedzictwo myśli Józefa Mackiewicza i zechciał o tym tak dobitnie
napisać:
„To
jest jakby głos Mackiewicza zza grobu, jako autora "Nudis
verbis" - publicystyki z lat 1939 - 1949. Jeśli ktoś chce
wiedzieć, o czym i w jaki sposób pisałby autor "Kontry",
gdyby żył, powinien sięgnąć po dzieło Ściosa.”
Znajduję
w tych słowach najwyższe wyróżnienie i równie wielką
odpowiedzialność. Sięgając po mackiewiczowski tytuł, czerpiąc z
jego literackiej spuścizny i geniuszu myśli, nie miałem cienia
pewności, że choć w części sprostam wyzwaniu.
Tym
bardziej chciałbym poznać opinie czytelników, że żyjemy w
państwie, które wzorem
komunistycznego poprzednika, odrzuca myśl Józefa Mackiewicza lub
czyni z niej jakąś politycznie poprawną karykaturę.
Odczytać Mackiewicza – to wielkie zadanie dla wolnych Polaków.
Odczytać Mackiewicza – to wielkie zadanie dla wolnych Polaków.
Tekst
Bogdana Zalewskiego z 29 listopada 2017:
JAK
ŚCIOS SŁOWA OCIOSAŁ DO SAMEGO SEDNA
Pozostaje
od lat w ukryciu, pisząc swe artykuły i książki pod pseudonimem
Aleksander Ścios.
W
swoich wpisach nieraz sięgałem do jego tekstów i tomów, które
często czytałem z ołówkiem w ręku. A są to: „Trzecia
Rzeczpospolita czy Trzecia Faza”, „Kręgi Piekła sprawa
Krzysztofa Olewnika”, „Zbrodnia smoleńska. Anatomia
dezinformacji”, „Smoleńsk. Pułapka tajnych służb?”,
„Antykomunizm broń utracona”, „Bezpieka. O mitologii służb
specjalnych PRL”, „Afera marszałkowa”, „Zbrodnia
założycielska III RP. Zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki”
i najnowsza „Nudis verbis – przeciwko mitom” wydana w oficynie
Prohibita przez prawego wydawcę Pawła Tobołę Pertkiewicza.
Zachęcam
z całego serca i umysłu. To tom pełen rozumnych emocji i myśli
będących wyrazem pięknych uczuć.
Aleksander Ścios jest w prostej linii spadkobiercą idei, postawy i
stylu Józefa Mackiewicza, jednego z niewielu prawdziwie
antykomunistycznych polskich pisarzy XX wieku. Oczywistym znakiem tej
kontynuacji jest tytuł- "Nudis verbis- przeciwko mitom".
To jest jakby głos Mackiewicza zza grobu, jako autora "Nudis
verbis" - publicystyki z lat 1939 - 1949. Jeśli ktoś chce
wiedzieć, o czym i w jaki sposób pisałby autor "Kontry",
gdyby żył, powinien sięgnąć po dzieło Ściosa. Ten nasz
współczesny, według mnie najwybitniejszy i najbardziej osobny
myśliciel polityczny, dokonuje twórczej ekstrapolacji Mackiewicza.
To projekcja tamtej prozy na nasz krajowy ekran, gdy usuniemy z niego
neokomunistyczne widma, propagandowe symulakry, wszystkie puste słowa
i nierzeczywiste obrazy.
Oto
próbka tej twórczej metody. Autor "Nudis verbis - przeciwko
mitom" zastanawia się nad aktualnością mackiewiczowskiej
wizji geopolitycznej z połowy XX w. „Gdzie przebiega analogia
między powojennymi diagnozami pisarza a naszą współczesnością i
co wspólnego z obecnym położeniem Polski może mieć opis realiów
sprzed 60 lat?"- pyta Aleksander Ścios i przywołuje
plastyczny opis Polski rodem z książki Mackiewicza. "Gdybym
miał w obrazie odmalować ówczesną tragedię polityczną Kraju,
przedstawiłbym naród w postaci pochodu, który z pieśnią na
ustach, na przemian męczeńską i triumfalną, gnany jest przez
siepaczy hitlerowskich w przepaść bolszewicką, a po bokach
kroczące szpalery ‘autorytetów’ konspiracji, pilnujących z
pistoletami w garści, aby nikt z tego pochodu się nie wyłamał,
nikt nie próbował zawrócić czy innych przed przepaścią nie
ostrzegł.”
Ścios
potrafi trafnie przełożyć tę wizję na nasze współczesne
realia. „Jakkolwiek ‘siepaczy
hitlerowskich’ zastępują dziś szacowni politycy niemieccy, z
pupilką Stasi na czele, a ‘przepaść bolszewicka, ma być
zaledwie koleiną, wytyczoną politycznym ‘georealizmem’, obraz
nakreślony przez pisarza musi przerażać swoją aktualnością.
Trwająca kolejny rok wojna na Ukrainie, powinna bowiem uświadamiać,
że dwa żywioły, rosyjski i niemiecki, nadal potrafią
współpracować w dziele zniewolenia Europy. Agresja wobec Ukrainy
jest tu zaledwie etapem i swoistym ‘polem doświadczalnym’ nowego
sojuszu Moskwy i Berlina. Akta niemieckich polityków, zgromadzone w
archiwach Łubianki, wspólnota interesów ekonomicznych i celów
geopolitycznych, dają pewność, że sojusz ten przetrwa każdą
próbę. Na tle relacji europejskich nadal stanowi on śmiertelne
zagrożenie.”
Mackiewicz
napisał z bolesną ironią o "kroczących
szpalerach ‘autorytetów’ konspiracji". Dziś też
mamy nieliczne a krzykliwe "autorytety konspiracji" z
symboliczną postacią "Nadredaktora" - szefa "Gazety
Wyborczej", guru całego tego aparatu neokomunistycznej
propagandy z ulicy Czerskiej. Kiedy czytam najnowszą książkę
Ściosa przypomina mi się słynny cytat ze Zbigniewa Herberta,
Mistrza dla autora "Nudis verbis- przeciwko mitom":
„Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli,
kłamca, oszust intelektualny. Ideologia tych panów, to jest to,
żeby w Polsce zapanował >>socjalizm z ludzką twarzą<<.
To jest widmo dla mnie zupełnie nie do zniesienia. Jest potwór,
więc powinien mieć twarz potwora. Ja nie wytrzymuję takich hybryd
i uciekam przez okno z krzykiem.”
Właśnie
w tym herbertowskim znaczeniu Ścios opisuje przekleństwo
"hybrydyczności" ojców założycieli III RP: „W
czasach PRL-u, zetknięcie komunizmu z polskością, zawsze ujawniało
przepaść tak różnych systemów wartości, obnażało odrębności
języka, kultury i tradycji. Napotykano ją szczególnie tam, gdzie
komuniści próbowali mieszać porządki; godzić patriotyzm z
dogmatem internacjonalizmu lub integrować państwowy ateizm z
polskim katolicyzmem. Sztuka połączenia tych nieprzystawalnych
światów, udawała się tylko osobnikom praktykujący postawy
konformistyczne: z jednej strony ‘otwartym katolikom’, w rodzaju
Mazowieckiego czy Wielowieyskiego, z drugiej -‘marksistowskim
schizmatykom’ jak Kuroń i Michnik. Z połączenia tych postaw
stworzono zatem grupę demokratycznej opozycji, by znaleźć w niej
partnerów do rozmów z komunistami. Ten system selekcji pozwala
zrozumieć, dlaczego niemal wszyscy ludzie owej opozycji - budujący
z ekipą Jaruzelskiego podwaliny III RP, to osoby w różny sposób
związane z partią komunistyczną: jej członkowie, sympatycy,
beneficjenci ówczesnych władz, artyści uwikłani w zależność od
reżimu, uczestnicy życia publicznego w PRL, piewcy wszelkich odmian
komunizmu ‘z ludzką twarzą’, oddani agenci bezpieki, a w
najlepszym przypadku - ‘pożyteczni idioci’, pełniący z nadania
SB rolę kompanów i magdalenkowych statystów.”
Ten
cytat z książki Aleksandra Ściosa to dla mnie najwierniejszy obraz
tego przeklętego dla Polski środowiska, "blatujacego" się
z komunistami. Razem wpatrzeni wyłącznie w mityczną "przyszłość",
w tchórzliwym geście zapomnienia o własnych przewinach, zwolennicy
politycznej "futurologii" kpią z tych, którzy powracają
do pism prawdziwie niezłomnego antykomunisty. Mackiewicz nie jest
dla nich wyrzutem sumienia, a przebrzydłą figurą z czasów, gdy
ich przodkowie wyzywali takich jak on Polaków od "karłów
reakcji". Po co wracać do anachronicznych "narracji"?
Jeszcze ktoś mógłby dojść do groźnego wniosku, "że
optymizm nie zastąpi nam Polski"!
Ze
świecą szukać u nas tak trafnych i bezkompromisowych analiz jak
Ściosa.
On
nie jest z naszego świata dziennikarskich geszefciarzy i kramarzy
pióra, piewców kompromitujących ich kompromisów. Jest totalnym
outsiderem, twórcą wyklętym, autorem zbójeckim, więc i na tej
płaszczyźnie powtarza los swego Mistrza. Świadomie podąża jego
wąską i niebezpieczną, samotną ścieżką pośród skał, gdzie
oddycha się ostrym, górskim tlenem, dlatego warto ryzykować,
zamiast w tłumie, bezpiecznie łazić po zadymionych dolinach, snuć
się beznadziejnie po drogach donikąd jak bezsensowny słowny smog.
Bo
Ścios to haust! Jego blog jest hipertekstualną hiperwentylacją.
A
czytać jego tom i pisać o nim to robić głęboki wdech-wydech!
Tak,
proszę Państwa, my mamy swojego nowego Mackiewicza!
Ścios
pisze tak, jakby przewidywał, co "Ptasznik z Wilna"
sądziłby o nas- dzisiejszych Polakach i naszych elitach, jak
oceniałby wydarzenia z przełomu XX i XXI wieku, jakie diagnozy
stawiałby w pierwszych dekadach III RP, jakie pisałby dla nas
recepty. Ta medyczna metaforyka nie jest przypadkowa. Ścios pisze o
"dżumie" zbierającej żniwo w Polsce i na świecie,
nawiązując do słynnej powieści innego swojego mistrza Alberta
Camusa.
Autor
"Nudis verbis. Przeciwko mitom" przekonująco argumentuje,
że wciąż śmiertelnie groźna jest szalejąca dżuma komunizmu,
zabijająca "duszę narodu". Na czym polega ten mord? Jeśli
rozpoczęto go w latach 40. ubiegłego wieku, nie skończył się
wraz z rzekomym ‘upadkiem komunizmu’. Ta zbrodnia trwa do dziś-
w państwie zbudowanym na kłamstwie i sukcesji komunistycznej. Jest
na etapie, w którym mieszkańcy nieszczęsnego Oranu cieszyli się
ze śmierci szczurów roznoszących zarazę. Cieszyli niepomni
ostrzeżenia, że dopiero śmierć roznosicieli wywoła epidemię i
zabije całą populację. Bakcyl nie mógł zniknąć, on się nie
ulotnił jak kamfora. Wirus zmutował i jeszcze bardziej uodpornił
się na ideowe szczepionki i antybiotyki wiary. Co więcej jego
efekty stały się niemal niewidoczne. Neokomunistyczna dżuma nie
atakuje już głównie ciała, ona skuteczniej zabija nasze dusze.
Kiedy marksizm pustoszył ekonomicznie zainfekowany kraj, taki
gramscizm w spokoju pozostawia "bazę", atakując
"nadbudowę". Całe grupy "intelektualistów"
gorączkują, bełkoczą, halucynują, bo masowo najadły się
neokomuszego szaleju. Znaleźć zdrową, odporną na jad jednostkę
to prawdziwy cud. Jednym z elitarnych pisarzy, absolutnie niepodatnym
na epidemię szalonych "świętych krów" komuny, jest
właśnie Aleksander Ścios. On sam jest jak szczepionka!
Komunizm
to dżuma, ale jest i cholera - tak zwanego georealizmu. Czym jest ta
śmiertelna choroba "elit" III RP, którą ci zawsze
"mądrzejsi" zarażają nas, biednych rodaków-rabów? Co
to są za smutki-trutki, toksyczne koncepcje? „Ich twórcy nie
tylko nie wierzą w potencjał Polaków i możliwość zbudowania
silnej państwowości, ale porażeni własną niemocą, uczynili z
naszego położenia geograficznego najtrwalsze kajdany. Bo jeśli nie
‘współpraca z Rosją’- to wizja ekonomicznej kolonii
niemieckiej. Jeśli nie ‘zbliżenie z Zachodem’ - to moskiewski
jasyr. ‘Przekleństwo georealizmu’ będzie nam ciążyć tak
długo, jak długo dajemy wiarę, że Polska musi być proniemiecka.
Albo nie istnieć w ogóle.”
Aleksander
Ścios suchej nitki nie pozostawia na tej "filozofii"
niewolników. Dla mnie osobiście to najcenniejszy wkład pisarza w
naszą, polską tradycję niepodległościową. Dzięki autorowi
"Nudis verbis-przeciwko mitom" ciągle żywe są koncepcje
rodem z naszego wspaniałego dwudziestolecia międzywojennego.
Przenikliwy publicysta nie pozwala nam zapomnieć, że nasz kraj
zawsze leży między dwiema obcymi, ba!, wrogimi potencjami,
nieustannie ekspansywnymi, prawie bez przerwy agresywnymi, dążącymi
do realizacji swoich chorobliwych imperialnych ambicji, szalonych
planów ponad stan. Jednym z najważniejszych fragmentów książki
jest dla mnie pięć zdań na ten temat.
„Polska
nie potrzebuje bowiem- ani Rosji ani Niemiec. Sąsiedztwo tych państw
jest dla nas źródłem nieustannych konfliktów, wojen i ograniczeń
państwowości. Jeśli syta i próżna Europa ‘potrzebuje Rosji’
- niech brata się z nią na własny rachunek. Nigdy zaś kosztem
Polski i naszej niepodległości. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć,
że w najżywotniejszym interesie Polaków leży, by Rosja została
rozbita i zniknęła z mapy świata, Niemcy zaś stały się krajem
słabym militarnie i gospodarczo.”
To
dla mnie fragment, który z lubością ze Ściosa tutaj przepisuję:
pięć prostych zdań jak palce prawej dłoni: raz, dwa, trzy,
cztery, pięć. I wystarczy. Gdyby "Nudis verbis- przeciwko
mitom" składało się tylko z takiego krótkiego akapitu,
wystarczyłoby mi to, by kupić cały tom autora. To dziś złota
myśl!
A
przecież takich zdań jest tam bez liku. Głośno klaszczę w
dłonie, kiedy autor cytuje słowa Józefa Mackiewicza dotyczące
amerykańskiej pomocy wyłącznie tym krajom, które same tak bardzo
się starają, że na to sojusznicze wsparcie zasługują. Te oceny
sprzed 60 lat znakomicie współgrają z cytowanymi przez Aleksandra
Ściosa analizami szefa amerykańskiego Stratforu George’a
Friedmanna.
Bardzo
trafne jest przeciwstawienie twardej polityki Izraela wobec arabskich
sąsiadów potulności "naszych" georealistów w stosunku
do państw ościennych. Kudy nam Polakom do mądrych Żydów?
Przekonuje
mnie postulat "polskiej drogi" w polityce zagranicznej bez
oglądania się na spójność "Unii Europejskiej" i
"jedność NATO". Autor słusznie dowodzi, że interesy
najważniejszych naszych zachodnich "partnerów" są
sprzeczne z polską racją stanu. I ja palę Paryż, burzę Berlin
oraz Brukselę.
Mimo
że często - z braku lepszej alternatywy- bronię polityki rządu
Prawa i Sprawiedliwości, przytakuję publicyście, który stracił
nadzieję na wyrwanie się partii Jarosława Kaczyńskiego z
konsensusu Okrągłego Stołu, systemu III RP oraz georealizmu.
Podzielam też pogląd, że prezydentura Andrzeja Dudy jest
bezpośrednią kontynuacją "komorowszczyzny" - personalną
oraz strategiczną.
Podobnie
pełna zgoda ze Ściosem, że do tej pory w naszym kraju nie było
prawdziwie antysystemowego, antykomunistycznego ugrupowania, a
wszystkie dotychczasowe przejawy kontestacji III RP (np. Korwin,
Kukiz) były jedynie kontrolowanym kanalizowaniem politycznej
frustracji elektoratu.
Łączy
mnie z autorem bardzo pozytywny ogląd naszego dwudziestolecia
międzywojennego. I ja widzę w tym okresie źródło właściwej
propaństwowej postawy. Bardzo celna jest na przykład ściosowska
analiza maksymy szefa naszej dyplomacji przed II wojną światową.
„Polska jest na granicy dwóch światów’- mógł powiedzieć
Józef Beck, obserwując zmiany, jakie zachodziły w Europie w
połowie lat 30. Ówczesna ‘polityka równowagi’ była wprawdzie
koncepcją optymalną, jednak w zderzeniu z europejską ‘polityką
ustępstw’ i finalną zdradą Francji i Anglii, musiała zakończyć
się klęską II Rzeczypospolitej. Uzupełnienie jej (co wówczas
było niemożliwe), poprzez ścisły pakt militarny ze Stanami
Zjednoczonymi, tworzyłoby całkowicie inną sytuację.”
Po
wojnie całe pokolenia Polaków były zastraszane groźbą sowieckiej
interwencji. Wyhodowanie tchórzy myślących o bezpieczeństwie
naszego kraju tylko i wyłącznie w zgodzie z interesami Berlina,
Paryża i Brukseli oraz w bojaźni i drżeniu przez Moskwicinami to -
zdaniem Ściosa- największy triumf komunizmu. Dowodem na tę
diagnozę jest fakt, że nasi przodkowie z Dwudziestolecia takich
obaw nie przejawiali i nie stawiali sobie podobnych barier w
dyplomacji.
III
RP to fałszywa nazwa, bo nie jest żadną kontynuacją II RP.
Ścios
trafnie wskazuje jedynego polityka, który potrafił wyrwać się z
oków georealizmu i pęt strachu przed Rosją. To prezydent Lech
Kaczyński, który nie tylko słowami, ale i czynami przeczył fatum
polskiej niemożności. Jego antyrosyjskie gruzińskie orędzie w
czasie wojny 2008 roku nie było w jego przypadku pustosłowiem. Jak
mówił w Tblisi, tak czynił na co dzień. Nie bał się zapłacić
najwyższej ceny za dążenie do celu- pełnej niepodległości
Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. To on był kontynuatorem
najpiękniejszych tradycji naszego patriotyzmu i prometeizmu,
próbując z całą mocą wcielać w życie jagiellońskie wizje.
Na
przeciwnym biegunie Osoby prezydenta Polski, którą można
potraktować jako personalizację chrześcijańskiej jedności
Człowieka, jest fałszywa patchworkowa "tożsamość"
lidera Rosji. Mowa Lecha Kaczyńskiego była rodem z Ewangelii
-"tak/tak, nie/nie", a czyny z były realizacją Prawdy. A
Władimir Putin- nowy komunista? On wyznaje -właściwą dla
niektórych drapieżników- przyrodniczą zasadę mimikry, strategię
politycznego mimetyzmu, fałszywego upodabniania się do
przeciwników, aby ich zwalczać ich własną bronią. „Putin
będzie więc socjalistą dla zaczadzonych socjalizmem i narodowcem,
dla wyznawców idei narodowych. Stanie się gorliwym chrześcijaninem,
gdy przyjdzie mu oszukać chrześcijan i pierwszy sięgnie po symbole
wolnomularstwa, gdy sprzymierzy się z masonami. Dla Żydów założy
jarmułkę, a muzułmanom zbuduje meczet. Nie ma takich idei, doktryn
i religii, których prawdziwy czekista nie byłby w stanie wyznawać.”
- napisał przenikliwie Aleksander Ścios, uważny czytelnik prac
znawców bolszewizmu - Anatolija Golicyna oraz Wiktora Suworowa.
Jedynym
punktem, który poróżniłby mnie ze Ściosem jest jego opinia na
temat Donalda Trumpa. Autor "Nudis verbis" bardzo
negatywnie postrzega postać obecnego prezydenta USA, jakby widział
ją jedynie przez pryzmat zarzutów liberalnych amerykańskich
mediów. Czy podejrzane związki z Rosją, nagłaśniane "russian
collusion" to najlepsze kryterium oceny teraźniejszego
rezydenta Białego Domu? Śmiem wątpić. Wszystkie dotychczasowe
działania Waszyngtonu wobec Moskwy i Warszawy, świadczą moim
zdaniem o nietrafności, a przynajmniej nietrwałości oskarżeń.
Trump czyni (na razie) wszystko, aby cień Putina rzucany na niego
podczas kampanii prezydenckiej 2016 znikł bez śladu. Jednak mogę
się oczywiście mylić. Podobnie podejrzliwy byłem na początku
wobec ostrej ściosowskiej oceny rozpoczynającej się prezydenckiej
kadencji Andrzeja Dudy, by oddać Ściosowi sprawiedliwość po
tarciach na linii Duży Pałac MON, atakach BBN-u na ministra
Antoniego Macierewicza, a w końcu skandalicznych wetach głowy
państwa do ustaw sądowych autorstwa Prawa i Sprawiedliwości. Tak
więc, także w przypadku Donalda Trumpa mogę w przyszłości
przyznać rację autorowi "Nudis verbis- przeciwko mitom".
Trwa wciąż polityczna epoka obecnego przywódcy USA, wszystko jest
jeszcze możliwe. To work in progress, polityczne doświadczenie
antyputinizmu obserwowane in statu nascendi. A na razie - w
odróżnieniu od Ściosa- cieszę się prezydenturą Trumpa. Raduję
się, że odeszli twórcy resetu z Rosją: Obama oraz Clinton.
Jednak
poza tymi różnicami zdań właściwie powinienem tu przepisać całą
książkę Ściosa. Jeśli nie dosłownie, to może choćby tak jak
Ścios przepisuje Mackiewicza.
Ambitne
zadanie przed sobą postawiłem- ja, pomimo pewnej swojej
krnąbrności, idący wciąż na liczne kompromisy z naszą
współczesnością, czasem marnym, dopasowujący swój język i styl
do tej pośpiesznej, pobieżnej i płaskiej epoki. A przecież moje
słowa powinny być suche jak cyfry, każde zdanie logiczne niczym
matematyczne równanie.
Całe
akapity są przecież u Ściosa jak wyciosane z brył lodu. Autor -
spadkobierca niepodległościowych idei polskiego Romantyzmu jest
klasykiem eseistycznej formy. NUDIS VERBIS znaczy dosłownie po
łacinie "nagimi słowami". Słowniki tłumaczą ten zwrot
z języka starożytnych Rzymian na takie polskie zwroty
frazeologiczne jak: (mówić) bez ogródek, nie owijając w bawełnę,
prosto z mostu. To prawda, naga prawda. Taki jest Ścios. On
faktycznie mówi JAK JEST, że użyję tego zgranego sloganu pewnego
"fałszywego prawdomówcy".
Jednak
mówić o Ściosie jako o weredyku to mało. "Nagie" są
jego słowa także w stylistycznym znaczeniu, bo ogołocone z
wszelkich zawijasów, niepotrzebnych ozdobników, z tego całego
późnego "rokokoko", tak charakterystycznego dla wielu
"sławnych" felietonistów, bastardów Gombrowicza
lansowanych w pstrych periodykach PRL 2.0.
Ścios
udowadnia, że metafory autora "Zwycięstwa prowokacji"
wcale nie wyblakły, trzeba je tylko odpowiednio czytać. Publicysta,
z wykształcenia historyk idei, znalazł klucz interpretacyjny.
Zaczyna od bloga Bez Dekretu, który jest zbiorem notatek na
mackiewiczowskich mankietach, zawsze kończąc na gotowych już
książkach, wielkich glosach Ściosa, takich jak te: "Nudis
verbis - przeciwko mitom".
Dzięki
tej książce oficjalna historia współczesna nie różni się
niczym od mitologii greckiej. Jak w starożytnych fabułach bogini
Atena wyskakiwała nagle z głowy Zeusa, tak III RP ni stąd ni zowąd
wypadła ze łba PRL-u. Kto wierzy w to dosłownie, naraża się na
śmieszność w oczach tych, którzy czytają Aleksandra Ściosa.
Bogdan
Zalewski
link
do tekstu na blogu autora recenzji:
Drogi Panie Aleksandrze.
OdpowiedzUsuńDoprawdy, trudno cokolwiek nowego dodać do wyśmienitej, listopadowej recenzji Pana Bogdana Zalewskiego. Ten prawy patriota i jak Pan to trafnie ujął "człowiek wolnej myśli i niepospolitej wiedzy", pięknie ubrał w słowa to, co większość z nas myśli.
Jestem pięćdziesięciolatkiem szczerze zatroskanym o los umęczonej Ojczyzny. Leży mi na sercu, obok mojej wiary i rodziny, jej pomyślność, siła i sprawiedliwy dobrobyt.
To że wiem kim jestem, czego chcę, w ogromnej większości zawdzięczam Panu i Pańskiej arcyciekawej publicystyce. Od zamachu smoleńskiego, kiedy trafiłem (palec Boży!) na Pański blog, wszystko stało się jasne, proste i czytelne. Wszystko dzięki Pańskim starszym i nowszym tekstom, a teraz dzięki tej wyjątkowej książce-drogowskazie. Wyjątkowej i jedynej.
Tyle na gorąco, obiecuję ciąg dalszy.
Pozdrawiam Pana bardzo serdecznie i wszystkich Państwa maszerujących, na naszej wspólnej, polskiej drodze. Szczęść Boże!
Szanowny Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńTrudno doprawdy przecenić recenzję Pana Bogdana za którą raz jeszcze tą drogą pragnę mu bardzo podziękować. Jest jednym z trzech Śmiałych ( http://www.rodaknet.com/rp_aktualnosci_2017_dlugi_marsz_przeciwko_mitom_poczet_smialych.html ), którzy wykazali się jakże polskimi cechami: odwagą i prawością.
Panu zaś dziękuję za ten krótki tekst poprzedzający recenzję. Jest on bardzo ważny i potrzebny nam Maszerującym, bo stanowi esencję tego co my powinniśmy mówić o "Nudis verbis przeciwoko mitom" zachęcając do jej kupna i promowania.
"Ta książka jest publicystyczną próbą wytyczenia drogi do autentycznej wspólnoty. Próbą niełatwą, bo wymagającą pokonania szeregu mitów, które od dziesięcioleci ciążą nad naszą myślą polityczną i skutecznie paraliżują dążenia Polaków".
Już to pierwsze zdanie jest decydujące, a reszta cytatu nie powinna pozostawić myślącemu człowiekowi cienia wątpliwości, że to Rzecz dla wolnego Polaka. Reszta wspaniale uzasadnia też niezbędność "Długiego marszu porzeciwko mitom", bo bez ich obalenia nie będzie Niepodległej.
Dziękuję i serdecznie prawicę ściskam
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńNie potrafię odpowiedzieć, czy "tego rodzaju publikacja, może wyznaczać punkt wyjścia na drodze długiego marszu?", gdyż dla mnie pewnym punktem wyjścia jest ten blog. "Nudis verbis" na pewno pomogła uporządkować własne moje refleksje, wzmocniła moją wiarę we własne przekonania, gdyż trudno jest znaleźć w mediach podobny punkt widzenia. Książa jest namacalnym dowodem, że ktoś myśli podobnie jak ja, a to dla mnie dużo znaczy.
Na szybko i bardziej technicznie.
OdpowiedzUsuń+++Moje wrażenia z lektury są bardzo dobre lecz zdaję sobie sprawę z pewnej mojej odmienności. Tzn. moimi opiniami nie należy się zbytnio sugerować ponieważ częściej są odmienne od opinii tzw. ogółu niż z nimi zbieżne. W tym wypadku to nie dobrze. W ogóle myślę, że najcenniejsze byłyby recenzje osób, które… nie czytają tego bloga.
Przyjemne było czytanie pewnych fragmentów i motywów znanych mi już wcześniej z bloga a w książce szerzej rozwiniętych. Szczególnie fragmenty, które pojawiały się na blogu jako komentarz do czyjejś wypowiedzi. Już wcześniej chyba Urszula Domyślna zwróciła na to uwagę, że czasem w komentarzach są prawdziwe perełki. Teraz już wiadomo dlaczego – bo były elementami tworzącej się książki. ;- )
Dobrym zabiegiem jest też częste powtarzanie w książce pewnych powracających myśli tak by się utrwaliły.
---Z minusów.
1 Dużo literówek, szczególnie w pierwszych rozdziałach. Aż chciałem wziąć ołówek i je odnotowywać by… przydały się do „ND – przeciwko mitom - wydanie drugie, poprawione” ;-)
2 Brak przypisów. Za rok, dwa, niektóre sprawy bieżące albo przeszłe mogą być już mniej zrozumiałe dla kogoś kto nie śledzi dokładniej polityki.
3 Brak informacji przy każdym rozdziale kiedy został faktycznie napisany (długie poszukiwanie wydawcy miało tutaj znaczenie), nawet z podkreśleniem rządzącej wtedy formacji. Wydało mi się to dość istotne przy pewnych fragmentach gdy była mowa np. o mediach i rządzie za rządów PO w czasie teraźniejszym. Czytelnik mógłby się nie zorientować i uznać że ocena dotyczy rządów PiS. Jakkolwiek byśmy nie oceniali rządów PiS to wyszły one naprzeciw nazwijmy to, przeciętnemu patriocie a zmiana jawnie antypolskiej formacji (targowicy) na opcję eksponującą zewnętrzny patriotyzm zaspokaja ambicje ludzi nie znających głębszych myśli (np. Mackiewicza) i skupionych na codziennych medialnych wojenkach i zasłonie dymnej.
Bardziej merytorycznie.
Odnośnie stwierdzania: by Rosja została rozbita i zniknęła z mapy świata
Takie stwierdzenie będzie niezrozumiałe. Nawet u mnie wywołuje pewien sprzeciw. Jak to zniknęła? Razem z ludźmi?
Rosjanie to też umęczony zdegenerowany i zmanipulowany naród więc ludzi szkoda.
Ale jak o tym głębiej pomyśleć to owszem, „Rozbiór Rosji” jest jakąś koncepcją, którą warto by promować – tak jak podobno Rosja proponowała Polsce rozbiór Ukrainy! – zatem odwrócenie ról to godny, sprawiedliwy i wcale nie taki szalony pomysł.
Odnośnie obecnego ustroju Polski (może nie a propos bo nie pamiętam czy o tym jest w książce.)
Pan się upiera, że albo jest demokracja albo jej nie ma, tak samo niepodległość.
Myślę, że demokrację ale też niepodległość można jednak stopniować albo określać jakościowo. Różne rzeczy się stopniuje. Prawo często stopniuje np. zbrodnię: czy była dokonana ze szczególnym okrucieństwem czy tylko tak po prostu. Na czasie jest ustalanie czy coś było ludobójstwem czy tylko zbrodnią wojenną czy może czystką albo jeszcze czymś innym. Dlatego podobnie można stopniować w jakim stopniu dany reżim jest dotkliwy albo ile jest wolności.
Może takie podejście ułatwia rozmowę z osobą postronną bo stanie na pozycji, że w Polsce nie ma demokracji ani niepodległości tylko jest komunizm, który nigdy nie upadł jest skazane na niezrozumienie.
Książka jako kompendium myśli płynącej z tego bloga jest dobra. Czy bardzo dobra to nie wiem. Znając i (w znakomitej większości lecz nie 100%) utożsamiając się z tymi poglądami nie wiem czy dla osoby, która zetknie się z nimi po raz pierwszy będzie to dostatecznie otwierać oczy. To zapewne sprawa indywidualna i zależy od przygotowania i wiedzy danej osoby.
Generalna kwestia: jak przełożyć te poglądy na język pop kultury (tzn. żeby trafiły pod strzechy) pozostaje otwarta.
Książkę wcisnąłem rodzince do poczytania ale nie mam pewności czy po nią sięgną. Na razie ich nie naciskam bo nie chcę być nachalny by nie zniechęcać.
Serdecznie dziękuję, Szanowny Panie Aleksandrze! Kłaniam się nisko.
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie Bogdanie,
UsuńPodziękowania należą się Panu.
Za odczytanie "Nudis verbis-przeciwko mitom" - w perspektywie myśli i postaci Józefa Mackiewicza.
Za wielką życzliwość wobec mojej skromnej książki.
Za godną i odważną postawę, za którą płaci Pan dziś wysoką cenę.
Pozdrawiam serdecznie
CT,
OdpowiedzUsuńBardzo Panu dziękuję za tak serdeczne słowa.
Nade wszystko, za nagrodę najwyższą - „To że wiem kim jestem, czego chcę, w ogromnej większości zawdzięczam Panu i Pańskiej arcyciekawej publicystyce.”
Szczęść Boże!
Rodakvision,
OdpowiedzUsuńZacny Panie Mirosławie,
Recenzji Pana Zalewskiego przecenić nie sposób, ale z tej właśnie przyczyny zadawałem sobie pytanie – czy w ogóle powinna zostać zamieszczona na moim blogu? Czy tak dalece życzliwe słowa i oceny, nie zostaną odebrane jako próba ukierunkowania rozmowy na temat książki?
Na szczęście – były to chyba obawy płonne.
Wśród pytań, jakie zadałem, znalazło się jedno, szczególnie związane z Pana inicjatywą "Długiego marszu przeciwko mitom"- „W jakim zakresie, tego rodzaju publikacja, może wyznaczać punkt wyjścia na drodze długiego marszu? Nie jego karykatury - marszu „trzech kadencji”, politycznego kuglarstwa, troski o posady i apanaże, lecz trudnej, polskiej drogi do Niepodległej."
Zdaję sobie sprawę, że dla większości czytelników, to powiązanie – książki, z projektem politycznym, może wydać się nieczytelne lub nazbyt ryzykowne. Ryzykowne również dlatego, że istnieją skojarzenia kompletnie kompromitujące takie konsolidacje, np.: „dzieła” Marksa, Hitlera czy Lenina, „czerwona książeczka” Mao.
Byli w historii szaleńcy i zbrodniarze, którzy swoje grafomańskie brednie, próbowali narzucać jako „idee polityczne”. Mam jednak nadzieję, że w ten sposób nikt nie odczytał moich sugestii :)
Rzecz wygląda znacznie prościej.
Jeśli droga długiego marszu ma prowadzić do Niepodległej, warunkiem podstawowym jest zmiana myślenia: odrzucenie całej mitologii III RP, jej „pragmatycznych”( tchórzliwych, konformistycznych) dogmatów, zbioru półprawd i sofizmatów, jakimi „elity” tego państwa okrywają prawdę o sukcesji komunistycznej.
Ludzie, którzy zdobędą się na taki wysiłek, stworzą prawdziwą elitę i wspólnotę.
Tej zmiany nie da się przeprowadzić na gruncie obecnej retoryki. Nie dokonają jej politycy utytłani w systemie III RP, nie zainicjują partyjne przekaźniki, zwane „wolnymi mediami”, nie będzie dziełem tzw. intelektualistów, zależnych od władzy i powiązanych z instytucjami tego państwa.
Żadne obcowanie z „myślą” prezesa Kaczyńskiego, z jałowym bełkotem lokatora Pałacu, z po stokroć klepanymi frazesami luminarzy „wolnych mediów” - nawet na milimetr nie przybliży nas do niezależnej myśli.
To zupełnie nowa jakość, której nie da się powiązać ze „starym bukłakiem” niewolników mitologii demokracji.
Chciałbym, aby ta książka, była choćby niewielkim, pierwszym krokiem w tworzeniu takiej jakości, by wskazała kierunki, w jakich powinniśmy dokonywać zmiany myślenia o sprawach polskich.
Jeśli to zacznie się dokonywać (a takie symptomy dostrzegam) - otworzy się droga do budowania nowej siły politycznej.
Nie, jednej z wielu systemowych formacji, które odróżnia tylko pomysł na czerpanie z państwowego „koryta”, ale siły ukierunkowanej na zburzenie komunistycznych fundamentów III RP.
Dziękuję Panu za projekt "Długiego marszu przeciwko mitom" i serdecznie pozdrawiam
Rafał Stańczyk,
OdpowiedzUsuńPanie Rafale,
Jeśli ten blog nazwa Pan „pewnym punktem wyjścia”, mam też odpowiedź na pytanie dotyczące książki.
Nie zawiera ona niczego więcej, jak tematy, o których rozmawiamy na bezdekretu.
A skoro Pan odnajduje w niej odbicie własnych myśli o Polsce – jesteśmy na dobrej drodze.
Na tym przecież polega tworzenie autentycznej wspólnoty.
Pozdrawiam Pana
Marcin Ís,
OdpowiedzUsuńGdyby Pana opinie nie były „odmienne od opinii tzw. ogółu”, pewnie nie zawitałby Pan na ten blog. Nie dostrzegam w tym wady ani problemu, bo tylko tacy „odmieńcy” mogą znaleźć tu coś dla siebie.
Bardzo Panu dziękuję za tak konkretną recenzję książki.
Ma Pan rację, że teksty pisane przed ponad dwoma laty, mogą być nieco nieczytelne dla odbiorcy. Szczególnie tam, gdzie dotyczy to oceny grupy rządzącej. Zakładam jednak, że uważny czytelnik potrafi odróżnić opinie na temat reżimu PO-PSL od rzeczy, które mówią o ówczesnej opozycji.
W kwestiach, które Pan poruszył, krótko: nie podzielam opinii, iż „Rosjanie to też umęczony zdegenerowany i zmanipulowany naród więc ludzi szkoda.”
Owszem, to naród zdegenerowany, ale to, co nazywa Pan „manipulacją”, uważam za trwałą, narodową cechę Rosjan. Takie rozróżnienie - „złych przywódców” i „dobrego narodu” jest głęboko fałszywe.
Polaków nie mordowali żadni „staliniści”, „komuniści” ani zły „system”, ale zwykli Rosjanie. Ci ludzie – a piszę to również na podstawie własnej wiedzy i doświadczenia, nienawidzą Polaków. Ja zaś nie widzę najmniejszego powodu, bym miał pochylać się z troską nad „umęczonym narodem rosyjskim”, który m.in. według niedawnych badań, gremialnie czci bandytów i tęskni za Stalinem.
W sprawie „stopniowania” demokracji: w mojej książce nie ma tezy - „w Polsce nie ma demokracji ani niepodległości tylko jest komunizm, który nigdy nie upadł”. To uproszczenie, które byłoby „niestrawne” dla czytelnika.
W III RP (w mojej nomenklaturze odróżniam nazwę Polska od nazwy III RP) są fasady demokracji (wybory, wolność zrzeszania, media itd.) oraz namiastki niepodległości (armia, administracja państwowa, sądownictwo, itp.).
Tworzą one, wzorem PRL-u, gdzie tego rodzaju substytuty również istniały, fałszywy obraz państwowości. Jak dalece fałszywy – można zrozumieć analizując fałszerstwa wyborcze, faktyczną strukturę i zadania mediów, sposób obsadzania instytucji państwowych, zasady funkcjonowania tzw. wymiaru sprawiedliwości, czy – rzecz najnowsza – zachowania grupy rządzącej w konfrontacji z roszczeniami mocarstw i silnych „przyjaciół”.
III RP jest zatem sukcesją komunistyczną, bo jej fundament został oparty na tych samych filarach, na jakich opierał się twór zwany PRL-em. Zastosowano nawet identyczne mechanizmy szalbierstwa. Przykład znamienny:
W roku 1947 sfałszowano wybory, by (formalnie) mogli wygrać je komuniści. Dokonano tego poprzez terror, zabójstwa, jawne i nieco utajnione fałszerstwa. Ten spektakl dał podstawę do legalizacji okupacji sowieckiej i uznania owej niby-państwowości przez kraje „wolnego świata”.
W roku 1989 sfałszowano wybory, by do ówczesnego Sejmu mogli wejść komuniści. Przez kolejne dwa lata systematycznie marginalizowano i niszczono wszystkie osoby i ruchy społeczne, które były przeciwne „transformacji ustrojowej”, doprowadzając w efekcie do sytuacji, w której na scenie politycznej pozostali tylko wyznawcy „okrągłego stołu” i legalizmu III RP.
Ponownego fałszerstwa dokonano w roku 1991 – choć ta farsa do dziś jest nazywana „wolnymi wyborami”. Nie mogła jednak być wolna, bo dopuszczono do niej tylko owych wyselekcjonowanych polityków i tylko te partie, które sankcjonowały system polityczny III RP.
Powiedzieć „wolne” o wyborach z 1991 roku, to tak samo, jak nazwać „wolnymi” kolejne farsy wyborcze w PRL.
Natychmiast po przeprowadzeniu tej mistyfikacji, prezydent USA i inne kraje „wolnego świata” okrzyknęły magdalenkowy twór „wolną i niepodległą Polską”.
To są faktyczne podstawy owej „niepodległości i demokracji” III RP.
cdn
Do jakich nonsensów i spustoszeń umysłu prowadzi uprawienie tej mitologii, doskonale obrazują wypowiedzi prezesa PiS.
UsuńProblem polega na tym, że tacy mitolodzy muszą posługiwać się fałszywą terminologią i nadawać nazwy nieistniejącym procesom.
A muszą dlatego, że szalbiercza retoryka ma służyć interesom ich partii i ułatwić przejęcie władzy.
Jeszcze w roku 2012,podczas miesięcznicy smoleńskiej, wyborcy PiS mogli usłyszeć od pana Kaczyńskiego:
„Polska nie będzie wolna, jeśli prawda o Smoleńsku nie wyjdzie na jaw! Polska nie jest wolna, bo nie możemy uczcić bohaterów Smoleńska, bo nie ma ciągle pomnika, bo stawiane są różne przeszkody, bo nieustannie trwa kampania obrażania tych, którzy zginęli”.
Po czterech latach, podczas których prawda o Smoleńsku nie wyszła na jaw, nie uczczono bohaterów i nie zbudowano im pomnika, zaś „kampania obrażania tych, którzy zginęli” trwała w najlepsze, wyborcy usłyszeli:
"Polska jest dzięki nam krajem wolności, jednym z niewielu w Europie!”.
A usłyszeli to tylko dlatego, że partia Kaczyńskiego wygrała tzw. wybory parlamentarne.
Ten sam Kaczyński, który w 2014 oświadczył z mównicy sejmowej: „Muszą paść słowa prawdy. Te wybory zostały sfałszowane!", rok później zachęcał Polaków do uczestnictwa w „święcie demokracji” i traktowania kartki papieru, jako „broni wyborczej”.
Człowiek, który jednego roku (2013) twierdził – „W Polsce mamy do czynienia ze skrajną formą systemu postkomunistycznego”, zaledwie dwa lata później zapewniał wyborców, że „polska demokracja ma się dobrze”.
Nie można się zatem dziwić, że w logice pana Kaczyńskiego triumfy święci hiper-bzdura, wypowiedziana w roku 2015 przez byłego „działacza ekologicznego” prof. Piotra Glińskiego - "Żyjemy w ćwierć demokracji”.
Odpowiedziałbym – owszem, „żyjemy w ćwierć demokracji”, jeśli mówią o tym ćwierćinteligenci.
Podany przez Pana przykład „stopniowania” - zbrodnia, jest nietrafny.
Taki przykład dotyczy bowiem klasyfikacji stanu faktycznego- dokonano zbrodni – i była ona mniej lub bardziej okrutna, pochłonęła mniej lub więcej ofiar.
Tu zaś, mamy do czynienia z brakiem (nieistnieniem) stanu faktycznego – demokracji, niepodległości – i nie sposób nadawać mu nazwy odnoszące się do tych atrybutów państwowości.
O ile możemy oceniać indywidualne cechy zbrodni, bo została ona faktycznie popełniona, o tyle nie mamy możliwości dokonywania oceny czegoś, co w III RP nigdy nie istniało.
Bardzo dziękuję za „wciśnięcie” książki rodzinie i za przyjęcie mądrej postawy niestosowania nacisków :)
Pozdrawiam Pana