Wielu
naszych rodaków stanie wkrótce przed dylematem: uczestniczyć, czy
nie uczestniczyć w farsie zwanej wyborami, a jeśli uczestniczyć –
na kogo oddać głos i jak wykorzystać jedyny dzień, gdy III RP
pozwala nam wcielić się w rolę „suwerena”?
Przyznaję
– z perspektywy, w jakiej oceniam dziś sprawy polskiej,
zadziwiający to dylemat.
Podobny
rozważaniom człowieka, który wiedząc, że przedmiot pochodzący z
kradzieży został celowo zniszczony i pozbawiony swoich właściwości,
deliberuje nad zakupem tego przedmiotu, a nawet utrzymuje, że ów
akt desperacji doprowadzi do magicznej przemiany i naprawy rzeczy
bezużytecznej.
Pamiętając
jednak, że w latach ubiegłych sam byłem w sytuacji owego
człowieka, a w partii Kaczyńskiego próbowałem dostrzegać
środowisko godne uwagi i wsparcia, staram się zrozumieć taką
postawę, a ludziom stojącym przed trudnym wyborem przedstawić
racjonalne argumenty.
Zostały
zapisane na tym blogu w wielu tekstach, w szczególności, w cyklu
artykułów pod wspólnym tytułem „PO CO DEMOKRACJA?”.
Chciałbym
zebrać istotne fragmenty z tych i kilku innych tekstów oraz z
zamieszczonych pod nimi komentarzy, by – właśnie w tym okresie,
przedstawić Państwu przedwyborczą „ściągę”.
Z
nadzieją, że to przypomnienie okaże się przydatne w rozmowach i
sporach na temat udziału w „wyborach”, a zawarte tu argumenty,
będą pomocne w podjęciu mądrej decyzji.
Prawda
– długi to tekst, ale też waga tematu niemała.
***
Najmocniejszym
ogniwem łańcucha, na którym „ojcowie założyciele” III RP
uwiązali miliony moich rodaków, jest przeświadczenie, że tylko
demokracja i tylko narzędzia narzucone podczas mistyfikacji początku
lat 90. mogą wyznaczać drogę polskiej państwowości i decydować
o naszym losie.
To
genialne w swojej prostocie fałszerstwo, nie ma sobie równych w
dziejach współczesnej Europy , a poprzez analogię z państwem
Putina, nieomylnie wskazuje źródło i zakres inspiracji.
Tylko
w III RP i tylko w Rosji wmówiono obywatelom, że przepoczwarzone
reżimy komunistyczne dobrowolnie przyjęły reguły demokracji i
uznając wolę suwerena podczas tzw. wyborów powszechnych, wkroczyły
na drogę ewolucyjnych przemian.
Od
czasu, gdy komuniści dostrzegli, że kontrolowany system
demokratyczny w niczym nie zagraża ich władzy, „transformacja
ustrojowa” stała się wygodną metodą zrzucenia starej formy
komunistycznej i zastąpienia jej nową.
W
efekcie - to, czego w czasach PRL-u, nie udało się dokonać przy
pomocy zbrodni, terroru i ordynarnej propagandy, stało się możliwe
dzięki porozumieniu namiestników Moskwy z kolaborantami i
przeprowadzeniu kilku gier operacyjnych, wiodących do „okrągłego
stołu”.
Operacja
zakończyła się powodzeniem, a jej finalnym efektem stała się
„III Rzeczpospolita” - nazwana w dokumentach SB „państwem
socjalistycznym nowego typu”.
Dokonana
31 grudnia 1989 roku, przez tzw. Sejm kontraktowy, zmiana nazwy
państwa i jego godła, miała wyłącznie wymiar symboliczny. Nie
oznaczała zerwania formalnoprawnej więzi z okresem okupacji
sowieckiej i konserwowała historyczną i personalną spuściznę
PRL. Nigdy też nie przyjęto ustawy o restytucji państwa polskiego
i nie odważono się wskrzesić Konstytucji II Rzeczpospolitej z 1935
roku.
U
podstaw tworzenia fałszywych alternatyw i schematu politycznego III
RP, leżała dyspozycja szefa bezpieki:
"Służba
Bezpieczeństwa może i powinna kreować rożne stowarzyszenia, kluby
czy nawet partie polityczne. Ma za zadanie głęboko infiltrować
istniejące gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu
centralnym i wojewódzkim, a także na szczeblach podstawowych, muszą
być one przez nas operacyjnie opanowane. Musimy zapewnić operacyjne
możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich
działalności i kierowania ich polityką" – instruował
Czesław Kiszczak, podczas posiedzenia kierownictwa MSW, w lutym 1989
roku.
Nim
rozpoczęły się rozmowy „okrągłego stołu”, instrukcje SB
wskazywały na potrzebę „wspierania zwolenników
konstruktywnego nurtu opozycji w naszym kraju, kosztem wyhamowania
najbardziej agresywnych inicjatyw podejmowanych przez ekstremistów".
W
ramach wydanych wówczas dyrektyw, inspirowano powstawanie nowych
partii i środowisk politycznych, które wspierały proces esbeckiej
„transformacji ustrojowej” oraz niszczono i marginalizowano tych,
którzy nie godzili się na kontynuację komunistycznej sukcesji.
Udział w tym procederze brali ludzie powiązani z policją
polityczną PRL, którzy po roku 1989 przemienili się w biznesmenów,
bankierów lub polityków. Istotną role powierzono również zgrai
kapusiów i donosicieli, wyselekcjonowanych w ramach tzw.”opozycji
demokratycznej” oraz hierarchom Kościoła.
Utworzona
w ten sposób „reprezentacja narodowa”, miała zadbać o
„prawidłowy przebieg procesów politycznych”,
eliminując z życia publicznego przeciwników magdalenkowej zdrady
oraz wspierając tych, którzy bez sprzeciwu przyjmowali status III
RP.
Jeśli
pamiętać, że II Rzeczpospolita wyłoniła się po latach wojny
światowej, wymagała tysięcy ofiar i wielkiej daniny polskiej krwi,
to ceną owej III RP (numeracja jest elementem fałszerstwa) był
alkohol przelewany w Magdalence i zakulisowe ustalenia między
esbekami i ich agenturą.
Wielu moich rodaków, zdaje sobie sprawę z przebiegu tych procesów i ma świadomość okoliczności, w jakich powstawało obecne państwo.
Niestety.
Wiedza o przebiegu mistyfikacji z roku 1989, negatywna ocena realiów
III RP, a nawet dostrzeganie setek najgłębszych patologii i
„wspólnoty brudu”, łączącej partie systemowe – nie ma wpływu na zachowania milionów Polaków.
Nawet
ci, którzy werbalnie deklarują sprzeciw wobec obecnego systemu,
nadając sobie miano „antykomunistów”, „prawicowców” i
przeciwników OS, nadal chcą wspierać układ rządzący III RP i
uczestniczyć w utrwalaniu magdalenkowego szalbierstwa.
Postawę
tych ludzi, można porównać do zachowania kogoś, kto wiedząc, że
dom zbudowano na niezabezpieczonym wysypisku śmieci, a budujący
popełnił morderstwo, by zagarnąć cudzą własność, uważa taki
dom za godny zamieszkania, a nawet pomaga zatrzeć ślady
przestępstwa.
Nie
sposób bowiem zrozumieć, że ludzie deklarujący przywiązanie do
tradycji „antykomunizmu” (w cudzysłowie, bo z postawą
antykomunistyczną nie ma to nic wspólnego) oraz krytycznej oceny
realiów tego państwa, utrzymują jednocześnie, że nadal będą
uczestniczyli w farsie „wyborów” i oddają głos na którąś z
partii i partyjek, powołanych w ramach mistyfikacji „pluralizmu
politycznego”.
Tacy
ludzie tłumaczą sobie, że jest to jedyny sposób na
przeprowadzenie zmian w państwie, powołują się na sofizmaty o
„wyborze mniejszego zła” lub „braku alternatywy” i są
święcie przekonani, że wrzucając do urny świstek papieru,
dokonują czynu na miarę patriotycznych powinności.
Otóż
– taka postawa, nie tylko nie ma nic wspólnego z troską o sprawy
polskie, ale jest najgroźniejszym, bo aktywnym sposobem umacniania
wszelkich patologii i rodzajem współuczestnictwa w szalbierstwie.
Głupota
tych ludzi i – nie waham się napisać, ich moralne i intelektualne
ograniczenie, jest niewytłumaczalne na gruncie racjonalnej wiedzy i
nie da się usprawiedliwić żadną dialektyką.
Jeśli
decyzje dokonywane przez nich odrzeć z emocji i kalek
propagandowych, jeśli zażądać rozumowego uzasadnienia aktu
uczestnictwa w „wyborach”, może się okazać, że pustka stanie
się nazbyt dojmująca, a niektórzy uświadomią sobie skalę
własnego zniewolenia.
Tacy
staną wobec podstępnego dylematu.
PiS
albo PO, Kaczyński lub Tusk, Duda albo Komorowski, prawica bądź
lewica – każde z tych zestawień, funkcjonujących na co dzień w
realiach III RP, tworzy fałszywą alternatywę i jest elementem
mitologii pustoszącej umysły Polaków.
Każde
z nich powstało po to, by w stanie nienaruszonym zachować status
sukcesji komunistycznej i zagrodzić nam drogę do Niepodległej.
Ludzie,
którzy chętnie sięgają po takie zestawienia, by usprawiedliwić
własną niemoc i wybory dokonywane podług tej mitologii, są
zakładnikami systemu stworzonego przy „okrągłym stole” i -
choćby deklarowali sprzeciw rzeczywistości-postępują
zgodnie z intencją magdalenkowych szalbierzy.
Ci
ludzie ignorują prawdę o fundamentach dzisiejszego państwa i o
metodach, jakimi narzucono obecny system polityczny. Ignorują ją w
przeświadczeniu, że upływ czasu doprowadził do cudownej
konwalidacji „grzechów pierworodnych” i zniwelował
atrybuty nadane przez „ojców założycieli”.
Tymczasem
- bez uwzględnienia tych okoliczności i solidnej refleksji
historycznej, deliberowanie o „alternatywach” lub „wyborach
mniejszego zła”, przypomina bełkot idioty.
Nie
można bowiem pogodzić stwierdzenia, że „okrągły stół” był
antynarodowym paktem, wiedzy o fałszerstwach wyborczych i
świadomości – kto i jakimi metodami narzucił nam system III RP, z tezą, jakoby uczestnictwo w kolejnej farsie
wyborczej miało obalić sukcesję komunistyczną.
Nie
da się mówić o wolnej Rzeczpospolitej, czcić pamięci Żołnierzy
Niezłomnych i przyznawać do tradycji Niepodległej, a jednocześnie
utrzymywać, że dziedzictwo komunistyczne, pod nazwą III RP jest
państwem prawa i demokracji, w którym wola suwerena decyduje o
naszej przyszłości.
Nie
sposób uzasadnić postawy, w której wiedza o sfałszowanych
wyborach z roku 1989 i stworzonym wówczas, zamkniętym obiegu
politycznym, o rozlicznych oszustwach wyborczych („te wybory
zostały sfałszowane”- J.Kaczyński w 2014), obecności
pokomunistycznej kasty sądowej oraz instytucjach narzuconych nam w
czasie okupacji sowieckiej (Trybunał Konstytucyjny, Rzecznik Praw
Obywatelskich, Państwowa Komisja Wyborcza) - prowadzi do konkluzji,
że nadal warto iść do urny i wzmacniać obcy Polakom system.
Jeśli
ktoś ma świadomość – jak powstawała III RP, jak budowano jej
polityczne podstawy, kreowano „autorytety” i fałszowano wybory,
jeśli widział zaprzaństwo ówczesnych „elit” i dostrzegał
zamysł oszukania Polaków – jakże może dziś twierdzić, że
konstrukcję tego państwa można zmienić przy pomocy
demokratycznych mitów?
Tych
samych mitów, które u zarania wymyślili „ojcowie założyciele”:
budując partie polityczne – pod dyktando szefa bezpieki i
organizując taki system wyborczy, który wykluczał siły przeciwne
paktowaniu z komunistami i utrzymywał nadzór nad procesami
wyborczymi w rękach pokomunistycznych klanów.
Nie
można też utrzymywać, że kolejne „wybory coś zmienią”, bo
taki przypadek nigdy nie miał miejsca w 30-letniej historii tego
państwa, a obecna władza, z którą wielu łączyło nadzieje, nie
tylko nie zlikwidowała żadnej patologii, ale nie pozbawiwszy Obcych
wpływu na sprawy polskie, kazała ich nazywać „opozycją” i
budować z nim fałszywą „wspólnotę narodową”.
Jeśli
dla kogo 30 lat to za mało, by zrozumieć logikę mitologii
demokracji - trzeba uznać swoją kapitulację umysłową i nie
narzucać błędów innym.
Tym
bardziej, nie sposób zaakceptować opisywanej tu postawy, że na
przestrzeni trzech dekad nie było wydarzenia, które doprowadziłoby
do konwalidacji tworu powołanego w Magdalence: nie zmieniono tzw.
konstytucji III RP – nawiązującej wprost do ustawy zasadniczej
PRL-u, nie oczyszczono życia publicznego z postaci służących
okupantowi i nie zerwano ciągłości personalno-instytucjonalnej z
okresem komuny.
Mogło się wydawać, że cztery lata „dobrej zmiany”, spośród 30 lat podobnych „eksperymentów” , to dość, by otrzeźwić ludzi głosujących na partie systemowe i zmusić ich do refleksji.
Najwyraźniej
i tego mało.
Żadna
z „demokratycznie” wyłonionych grup politycznych, powoływanych
przez te same persony, choć pod zmiennymi szyldami, nie dąży dziś
do obalenia porządku ustalonego w roku 1989, a J. Kaczyński,
którego bezmyślni wazeliniarze mają czelność porównywać do
Józefa Piłsudskiego, złożył niedawno historyczne homagium:
„Nie wpisuję się w opowieść mówiącą, że Okrągły Stół
był jakimś spiskiem. Okrągły Stół był posunięciem z punktu
widzenia ówczesnej sytuacji właściwym, trzeba było po prostu
jakoś odtworzyć nasze siły”.
Ludzie,
którzy ulegną namowom tego polityka i na wezwanie „zaufajcie”
pobiegną do urn – działają, de facto, na rzecz umocnienia
patologii III RP i są wspornikiem sukcesji komunistycznej.
Jeśli
ktoś wie – jak powstało to państwo i przez kogo zostało stworzone, musi też przyjąć, że każda forma udziału w farsie
zwanej „wyborami”, każdy głos, oddany na tą czy inna systemową
partyjkę, której działacze odgrywają „pluralizm polityczny", przynosi szkodę sprawie polskiej i oddala nas od Niepodległej.
Nie
ma znaczenie – czy będzie to partia X, bądź partia Y.
Skoro
działa w ramach systemu III RP i akceptuje reguły, narzucone na
początku lat 90., jeśli mami zwolenników wizją „parlamentaryzmu”
i obiecuje reformy sprowadzone do „pudrowania trupa” - jest grupą
zwolenników obecnego status quo.
Nie
o koloryt partii tu chodzi, lecz o zasadę, która więzi nas w
mitologii demokracji.
Nie
ma też żadnego, racjonalnego argumentu, by utrzymywać, że wybór
dokonany w realiach obecnego państwa, w ramach fałszywej
alternatywy, doprowadzi do upadku komunistycznej sukcesji.
Jeśli
ktoś z wyznawców partii rządzącej zna taki argument – proszę
o jego wyjawienie.
Stanę
do dyskusji.
W
tekście „FAŁSZYWA ALTERNATYWA – 1 DIAGNOZA „ z kwietnia 2018
r. napisałem:
„Powszechnie
dziś stosowany argument, jakoby wybory powszechne były „świętem”
wolnego państwa lub miały świadczyć o demokratycznym charakterze
III RP – jest głęboko niedorzeczny.
Jeśli
na początku tej pseudo-państwowości stworzono reguły
uniemożliwiające działanie anty systemowej opozycji, jeśli z
życia publicznego wyrugowano autentycznych antykomunistów i
przeciwników „pojednania” z bandytami - każde kolejne wybory
były farsą.
Przypomnę,
że w roku 1947 sfałszowano wybory, by (formalnie) mogli wygrać je
komuniści. Dokonano tego poprzez terror, liczne zabójstwa
polityczne, jawne i utajnione fałszerstwa. Ten przestępczy
proceder, dał podstawę do legalizacji okupacji sowieckiej i uznania
owej niby-państwowości przez kraje „wolnego świata”.
W
roku 1989 również sfałszowano wybory, by do ówczesnego Sejmu
mogli wejść komuniści. Przez kolejne dwa lata systematycznie
marginalizowano i niszczono wszystkie osoby i ruchy społeczne, które
były przeciwne zdradzie „okrągłego stołu”, doprowadzając w
efekcie do sytuacji, gdy na scenie politycznej pozostali tylko
wyznawcy legalizmu III RP oraz ludzie zarządzani przez komunistyczną
bezpiekę.
Wówczas
dokonano legalizacji owej pseud-demokracji, organizując w roku 1991
wybory, zwane do dziś „wolnymi”. Nie mogły jednak być wolne,
bo dopuszczono do nich tylko wyselekcjonowanych polityków i tylko te
partie, które sankcjonowały system polityczny. Nie miały nic
wspólnego z wolnym wyborem, bo miliony naszych rodaków zostało już
zainfekowanych retoryką „Gazety Wyborczej” i pomniejszych
ośrodków propagandy, w których forsowano okrągłostołowe
sofizmaty i „jedynie słuszne poglądy” na sprawy polskie.
Odtąd
wystarczyło kontrolować mechanizmy życia publicznego, a sam proces
wyborczy oprzeć na reżimowych instytucjach (PKW, sądy, ośrodki
propagandy) - by pozwolić sobie na organizowanie dowolnych „świąt
demokracji”. Nie stanowią one zagrożenia, bo w przestrzeni
politycznej III RP nie ma miejsca na postulat obalenia porządku
magdalenkowego i twardej rozprawy z komunistyczną sukcesją.
Powiedzieć
zatem - „wolne” o wyborach z 1991 roku, to tak samo, jak nazwać
„wolnymi” kolejne farsy wyborcze PRL”.
Jestem w stanie zrozumieć, że dla większości moich rodaków, refleksja nad nieodległą historią, wydaje się niedostępna. Tak dalece „sformatowano” nasze umysły, że nauczono nas żyć wyłącznie sprawami bieżącymi i nie pamiętać tego, co było przed tygodniem, rokiem czy dekadą.
Tacy
jednak nie powinni zwać się „patriotami”, bo wiedza o tym, co
było, stanowi nierozerwalny element troski o sprawy polskie. Bez
niej, nie da się wiedzieć – co będzie, ani ocenić współczesnych
realiów.
Kto
więc bezmyślnie odrzuca wiedzę o genezie III RP i twierdzi, że
dojście PiS do władzy stanowiło jakąś historyczną cezurę, poza
którą „demokracja” uwolniła się od ciężaru przeszłości, a
instytucje tego państwa zaczęły służyć suwerenowi, ignoruje
prawdę materialną i historyczną.
Bo
jedno jest pewne. Z prawdziwą demokracją - jak z niepodległością:
jest lub jej nie ma.
Nie
istnieje stan, który można określić mianem pół lub ćwierć
demokracji, jak nie można mieć pół lub ćwierć niepodległości.
Tam, gdzie się kończą, mówimy o jawnej lub skrywanej tyranii, o
dyktaturze, totalitaryzmie lub anarchii.
I
tu pojawia się pierwszy problem z tzw. „demokracją” III RP.
Wyznawcy
tej mitologii utrzymują bowiem, że istniejąca w tym państwie
„demokracja” jest (tu: w zależności, która partia sprawuje
rządy): ułomna, zagrożona, wadliwa, kwitnąca, fasadowa. Nietrudno
dostrzec nonsens w tej fałszywej gradacji, bo przymiotniki te (ze
względu na status demokracji) nie mogą opisywać rzeczywistości,
lecz wyrażają subiektywne odczucia lub anonsują partyjną
retorykę.
Ten
partyjny bełkot, dowodzi natomiast jednej rzeczy: zdaniem grup
zarządzających III RP, demokracja istnieje wtedy, gdy one sprawują
władze i zanika natychmiast, gdy władza zostanie utracona.
To,
z kolei, powinno nas prowadzić do konkluzji, że rządy
PO-PiS-PSL-SLD itd. nie mogą mieć nic wspólnego z autentyczną
demokracją, a jej nazwa jest wykorzystywana przez partyjnych
szalbierzy dla zapewnienia sobie osłony propagandowej.
Gdyby
było inaczej, demokracja nie mogłaby znikać w chwilę po
ogłoszeniu tzw. wyników wyborczych ani pojawiać się natychmiast,
gdy „nasi” przejęli władzę.
Ludzie
partii systemowych traktują więc demokrację, w identyczny sposób,
jak traktowali ją komuniści - nadając swoim rządom miano
„demokracji socjalistycznej”.
Użycie
tego określenia ma zapewnić im „mandat społeczny” i
usprawiedliwić draństwa dokonywane w imieniu „suwerena”.
Kolejny
problem pojawia się wtedy, gdy dostrzeżemy proweniencję
najzagorzalszych obrońców systemu III RP.
Człowiek
rozumny zadałby pytanie: jak to możliwe, że największymi
rzecznikami owej „demokracji” są ludzie partii komunistycznej i
ich mentalni sukcesorzy, że bronią jej rozmaici kapusie i
donosiciele, wychwalają esbecy i kanalie służące okupantowi?
Dlaczego
właśnie takie postaci najmocniej krzyczą „w obronie demokracji”
i na wszelkie sposoby wycierają sobie gęby odmianą tego słowa?
Czy wolno wierzyć, że ludzie ci przeszli cudowną metamorfozę i ze
zgrai prymitywnych zamordystów i pospolitych drani, stali się
głosicielami „woli suwerena”?
Jeśli
wierzyć nie wolno, a ludziom rozumnym, nawet nie wypada, odpowiedź
może być jedna: to, czego bronią tacy ludzie, nie jest żadną
demokracją lecz jej erzacem, który ma zapewnić trwałość
sukcesji komunistycznej i osłonić dyktaturę ciemniaków.
Po
raz trzeci napotkamy problem, gdy spróbujemy dostrzec fundament, na
jakim wspiera się owa „demokracja”. Nie mam na myśli
„fundamentu ideowego”, bo taki – ze względu na niemożność
jednoznacznego zdefiniowania demokracji istnieć nie może, lecz
fundament ustrojowy. Praktykowanie demokracji pośredniej (a taką
dziś najczęściej spotykamy) wymaga, by władza polityczna
sprawowana była poprzez wybieranych przez suwerena (społeczeństwo)
przedstawicieli. To zaś oznacza konieczność organizowania tzw.
wyborów powszechnych, podczas których suweren ma możliwość
wyrażenia swojej nieskrepowanej woli.
Nietrudno
zauważyć, że aranżowanie takich „wyborów” jest głównym i
podstawowym fundamentem „demokracji” III RP. Ponieważ organizują
je instytucje powołane przez „ojców założycieli” (prezydent,
PKW), a nadzór sprawują gremia najzagorzalszych zwolenników
(tzw.”sądy”), zagrożenie popełnienia „błędów
systemowych”- czyli wyboru przeciwników systemu, zostało
ograniczone do minimum.
Mając
w pamięci trzy dekady tej państwowości i ogrom ujawnionych
patologii, owe „wybory powszechne” można uznać za jedyny
element „demokracji” ustanowionej przy „okrągłym stole”.
A
skoro pamiętamy, że pod tym pojęciem kryje się władza „naszych”
nad „waszymi”, wolno twierdzić, że „wybory” służą
wyłącznie grupom zarządzającym tym państwem.
Gdyby
ich nie organizowano, nie miałaby miejsca rotacja imitująca
pluralizm, a spory „naszych” z „waszymi” nie mogłyby udawać
„różnic politycznych”.
Ponieważ
organizacja wyborów powszechnych, nie może być uważana za atrybut
demokracji (urządzano je w PRL-u, urządza dziś w Chinach, Rosji i
innych państwach totalitarnych), trzeba uznać, że jest to
fundament głęboko niewiarygodny.
Przede
wszystkim, ze względu na możliwość fałszerstw, tak powszechnych
w III RP. Wbrew oficjalnej narracji, która każe postrzegać
fałszerstwa w kategorii „błędów”, są one naturalnym i
logicznym następstwem reguł ustanowionych na początku tej
państwowości i wynikają z „pragmatyki” procesu wyborczego.
Bo
jeśli nie można dopuścić, by po władze sięgnęli przeciwnicy
systemu, fałszerstwo należy do głównych instrumentów regulacji.
Tak było w czasach PRL i tak jest obecnie.
Fakt,
że w dziejach tego państwa nie znajdziemy przykładów śledztw i
dochodzeń dotyczących fałszerstw wyborczych i nikt nie poniósł z
tego tytułu odpowiedzialności, doskonale uwidacznia systemową
logikę.
Czwarty
problem z ową „demokracją”, dotyczy atrybutu przymusu,
konieczności. Zwracałem już uwagę, że w konstytucji III RP
(wzorem PRL-u), zawarto zasadę konstytucyjną, rozstrzygającą o
kształcie ustrojowym tego państwa: „Rzeczpospolita Polska jest
demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady
sprawiedliwości społecznej”.
W
sposób oczywisty nawiązuje ona do normy art. 1.1. tzw. „konstytucji
PRL”: „Polska Rzeczpospolita Ludowa jest państwem demokracji
ludowej”.
Warto
przypomnieć, że takich „zasad konstytucyjnych” próżno szukać
w ustawach zasadniczych II Rzeczpospolitej.
Zapisy
te oznaczają, że jedynym, dopuszczalnym w III RP ustrojem
politycznym oraz jedyną formą sprawowania władzy – jest
demokracja.
Nieprzypadkowo
mamy do czynienia z przymusem ustrojowym.
Wprowadzenie
takiego przymusu w konstytucji PRL świadczyło, że namiestnicy
Moskwy nie dostrzegali niebezpieczeństw z praktykowania owej
demokracji. Ani „wybory powszechne” ani „pluralizm partyjny”,
o parlamencie i mediach nie wspominając, nie stanowił takiego
zagrożenia. Póki była to „demokracja socjalistyczna” -
ustanowiona według reguł farsy wyborczej z roku 1947 i nadzorowana
przez instytucje okupacyjne, nie zagrażała interesom komuny.
Przeciwnie – parodiowanie mechanizmów demokratycznych, pozwoliło
najeźdźcom uzyskać status legalizmu w oczach „wolnego świata”,
a przez kolejne dekady umacniało przekonanie, że żyjemy w
państwie polskim.
Ta
„demokracja socjalistyczna”, tak dalece stała się mitem
służącym zniewoleniu Polaków, że na potrzeby uwierzytelnienia
antypolskiego paktu zdrajców z bandytami, uknuto zgrabny termin
„opozycja demokratyczna”.
Identyczną
praktykę zastosowali „ojcowie założyciele” III RP,
wprowadzając swoją zasadę ustrojową. Oparto ją na sfałszowanych
wyborach z roku 1989 i umocniono podczas farsy z 1991 roku, gdy z
życia politycznego wyrugowano już wszystkich przeciwników
„okrągłego stołu”, a system wyborczy oparto na instytucjach
pokomunistycznych.
Dzięki
tym mistyfikacjom, państwa „wolnego świata” okrzyknęły III RP
krajem wolnym i suwerennym, a Polacy uznali ją za Niepodległą.
Dochodzimy
tu do ważnej, historycznej konkluzji, której wydźwięk powinien
definitywnie przeciąć mrzonki o możliwości przemiany sukcesji
komunistycznej w wolna Rzeczpospolitą.
Bo
jeśli „transformacja ustrojowa”, była procesem rozpisanym na
lata i wymagała wdrożenia złożonych kombinacji operacyjnych oraz
angażowania gigantyczny środków, jeśli to państwo zbudowano na
fundamencie sowieckiej strategii, przy udziale agentury i policji
politycznej, metodą zdrady, szantażu, zabójstw i kłamstw - jak
można przypuszczać, że ten patologiczny stan posiadania upadnie
pod naporem procesów demokracji ?
Niedorzeczna
jest myśl, jakoby zdobycze tej sukcesji – materialne, polityczne i
strategiczne, w wymiarze korzyści osobistych oraz globalnych celów
komunistycznej strategii podstępu i dezinformacji, można było
odebrać mocą karty wyborczej i legalnych mechanizmów
demokratycznych.
Wiara,
że spuściznę komunizmu można zniszczyć, tworząc tu jakieś
partyjki i podejmując gry w ramach „demokracji parlamentarnej”,
jest sprzeczna z wiedzą na temat historii, ze znajomością metod
bezpieki i prawdą o genezie tego państwa.
To,
co powstało na fundamencie siły, bezprawia i zbrodni, nie da się
pokonać na drodze „konsensusu” i „pokojowych przemian”.
Nie
po to przeprowadzono szereg skomplikowanych operacji, dokonano
licznych zabójstw (zbrodnia założycielska) i zaangażowano tysiące
agentów, by efekt tych działań został anulowany z woli wyborców.
Być
może, historycy wolnej Polski udzielą kiedyś odpowiedzi na
pytania, jakich nie odważą się postawić współcześni badacze:
skąd wzięła się demokracja w państwie powstałym na fundamencie
tworu niesuwerennego, założonego i zarządzanego przez okupanta?
Czy
mogła się narodzić w społeczeństwie zniewolonym dyktatem
ciemniaków, bandytów i medialnych terrorystów?
Jak
udało się jej przetrwać w kraju, którego władze paktowały z
wrogim mocarstwem przeciwko własnemu prezydentowi i
współuczestniczyły w działaniach zmierzających do zamachu?
Gdzie
schroniła się, podczas setek aktów zamordyzmu i nieprawości ze
strony reżimowych polityków, służb, policji i sądów III RP?
W
tym kontekście, pojawia się też pytanie, na które żaden z
namaszczonych przez "elity" mędrców nie waży się
odpowiedzieć: kiedyż to doszło do konwalidacji sukcesji
komunistycznej w polską państwowość?
Jakie
wydarzenia, sytuacje, fakty sprawiły, że realia okupacji sowieckiej
zmieniły się w wolne i niepodległe państwo?
Na
takie pytania, mitolodzy III RP nie udzielają odpowiedzi.
Dlatego
komunizm nigdy nie wykazywał lęku przed demokracją, a trafnie
rozpoznając ograniczenia tego najgorszego ustroju, potrafił
wykorzystać go dla własnych celów.
Ufny
w moc propagandy i semantycznego terroru, zaopatrzony w wasalne
media, sterowalne instytucje i rzesze agentury, mógł sobie pozwolić
na organizowanie dowolnych „świąt demokracji” i odgrywanie
spektakli na użytek głupców z Zachodu.
Ci
ostatni – wzorem zdrajców sprawy polskiej z lat powojennych, z
ulgą przyjmowali „demokratyczne przemiany” zbrodniczego systemu
i chętnie zaakceptowali nową formułę zniewolenia Polaków.
Tylko
ludzie nieznający najnowszych dziejów, ignorujący prawdę o
„pojałtańskim porządku”, mogą zachłystywać się
pustosłowiem zachodnich polityków, a w przyjęciu III RP do NATO i
UE postrzegać dowód niepodległości tego państwa.
Jest
to niepodległość tej samej miary, jaką praktykowała PRL –
przyjmowana przecież w poczet wszelakich gremiów i organizacji
międzynarodowych.
Ci,
którzy świadomie przeżyli ostatnie dekady, powinni też wiedzieć,
że demokracja przed niczym nie chroni. Nie tworzy bariery przed
nadużyciem władzy, nie zabezpiecza przed patologią. Nie broni
praw słabych i odrzuconych, nie leczy krzywd i ran.
Nie
daje też cienia satysfakcji ofiarom i rzadko piętnuje sprawców.
Jeśli
30 lat praktykowania tego mitu, nie zaszkodziło bandytom z bezpieki,
nie wyrugowało czerwonych „sędziów” i partyjnych funków,
jeśli przez ten czas nie usunięto żadnej choroby społecznej, a
przeciwnie – nabyto dziesiątki nowych i umocniono patologiczne
zjawiska, jest w tym prawidłowość, której nie wolno ignorować.
Ta
bowiem cecha mitu demokratycznego, która pozwala zakonserwować
status quo, jest ważną przesłanką przydatności i wiernie służy
celom strategii podstępu i dezinformacji.
Demokracja
pozwala też zaspokoić najniższe aspiracje społeczne i wykorzystać
kompleksy tych, którym kartka wyborcza wydaje się narzędziem tak
doskonałym, że z imbecyla stworzy mędrca, a głupca namaści na
„suwerena”.
Komuniści
dawno dostrzegli, że naszym rodakom wystarczą erzace „ludowładztwa”
i miraże „państwa prawa i demokracji”.
Warunkiem
skuteczności jest wizja „pełnej michy” i zaspokojenie
elementarnych potrzeb materialnych.
To
jeden z powodów przeprowadzenia tzw.”reformy Balcerowicza”,
której najważniejsza korzyść polegała na sprowadzeniu naszych
aspiracji do spraw bytowych oraz wyhodowaniu swoistej „klasy
biedoty”, całkowicie zależnej od państwowego rozdawnictwa.
Nie
przypadkiem – na tej właśnie "klasie" bazuje dziś partia
Kaczyńskiego i socjalistycznym rozdawnictwem umacnia jedną z
najgroźniejszych patologii.
Dlatego
ofiarami mitu demokracji, są zwykle ludzie najmniej zaangażowani w
sprawy polskie, ale też wszelkiej maści konformiści i internetowi
„bojownicy”, którzy z udziału w farsie wyborczej i
doświadczaniu emocjonalnego „patriotyzmu”, uczynili sposób na
rozgrzeszenie własnych kompleksów i ograniczeń.
Dla
takich ludzi, postulat bojkotu „wyborów” ma cechy absurdu i
kojarzy się z wizją przejęcia władzy przez PO,”Wiosnę” itp.
formację.
Tym
ludziom obca jest znajomość historii najnowszej i refleksja nad
systemem tego państwa.
Ufni
w słowa medialnych szalbierzy, gotowi są wierzyć, że powierzenie
brukselskich stołków kilku partyjnym cwaniakom, otworzy przed nami
świetlane perspektywy, a kolejne czterolecie władzy PiS, uczyni z
III RP światową potęgę.
Tacy
ludzie nie przyjmą prawdy, że „wygrane wybory” nie wywołują
zmian w patologicznej strukturze III RP – czego w pełni dowiodły
„zwycięstwa” z roku 1991, 2005, 2015.
I
wywołać nie mogą, bo logika systemu tego państwa polega na
dopuszczeniu do takich „reform” i „modyfikacji”, które nie
naruszają fundamentów sukcesji komunistycznej.
Dlatego
w każdej farsie wyborczej, musi być „marchewka dla ludu” - czym
w roku 2015 była prezydentura Dudy i wygrana PiS, oraz „kij na
radykałów”, w postaci wysokiego wyniku tzw.”opozycji”. Taka
konstrukcja pozwala zadowolić oczekiwania „większości”,
rozgrzeszyć niemoc rządzących i wytłumaczyć setki zaniechań.
Jeśli
pojawiają się „polityczne anomalie” - jak w roku 1992, w
postaci rządu Jana Olszewskiego, w roku 2005 - prezydentury Lecha
Kaczyńskiego, czy w 2015 – szefostwa MON, są szybko usuwane i
korygowane przez „strażników systemu”.
Rzetelna
refleksja na całym trzydziestoleciem tego państwa, pozwala
stwierdzić, że roszady partyjne, dokonywane w ramach farsy
wyborczej, nie mają większego znaczenia.
Cóż
po tym, że kolejne „wybory” wygrałaby dzisiejsza „opozycja”,
a w następnych zwyciężyłby PiS, skoro żadna z tych zmian nie
może doprowadzić do zerwania z sukcesją komunistyczną?
Mijają
dziesięciolecia i rosną nowe pokolenia Polaków, święcie
przekonanych, że rządy Millerów i Kwaśniewskich, Tusków i
Komorowskich, były rzeczą całkowicie naturalną, zgodną z wolą
„suwerena” i „prawem demokracji”.
Ta
aberracja - godna pióra Orwella czy Kafki, nie znajduje miejsca w
myślach moich rodaków.
Gdyby więc kogoś nie przekonywały racjonalne argumenty, niech przyjmie naukę doświadczenia, płynącą z trzech dekad uprawiania zgubnego mitu.
Co
zmieniono w tym czasie, i jak dalece uwolniono nasz kraj z
przekleństwa sowieckiej okupacji? W jakim miejscu jesteśmy – po
30 latach praktykowania tego oszustwa, jeśli nawet nazwy stołecznych
ulic nie mogą honorować polskich bohaterów, a pospolita hołota
wysługująca się okupantowi, zażywa dziś statusu „elity”?
Jakież
to „dobre zmiany” nam zapewniono, skoro dewianci i Obcy narzucają
Polakom sposób postrzegania rzeczywistości, a za głoszenie rzeczy
prawych i oczywistych, grożą nam „konsekwencje prawne”?
W
jakim zakresie uwolniono to państwo od wpływu obcych mocarstw,
jeśli „reprezentanci narodu” - działając pod naciskiem ambasad
i obcych polityków, dokonują zmiany obowiązującego prawa lub
podejmują decyzje ze szkodą dla prawdy historycznej?
Wielu
wyborców zdaje już sobie sprawę, że zostali oszukani przez partię
Kaczyńskiego, że zadrwiono z ich nadziei i prawa do życia w
państwie wolnym od dyktatu Obcych.
Ci,
którym zawierzyli i których obdarzyli pełnią władzy, okazali się
ludźmi słabymi, uwikłanymi i niezdolnymi do walki.
Jeśli
tacy wyborcy tłumaczą dziś – pójdę na wybory, dam im jeszcze
jedną szansę, bo nie ma alternatywy, nie tylko okłamują siebie,
ale swoją postawą zachęcają innych do fałszu i dają dowód
obojętności na sprawy polskie.
Bo
skoro już wiedzą - z kim mają do czynienia, skoro rozpoznali, że
PiS jest częścią systemu kłamstwa - i nadal nie potrafią
powiedzieć „dość”, czy na pewno chodzi im o dobro Polski?
Jeśli
uparcie i wbrew faktom identyfikują to dobro z interesem partii
Kaczyńskiego i zamiast egzekwować własne oczekiwania, poddają je
partyjnej retoryce – czy nie mylą dobra kraju z interesem jakiejś
grupy politycznej?
Tkwi
w tym lęk przed uświadomieniem sobie, że oto i ta „nadzieja”
runęła, oto i ci politycy okazali się szalbierzami i poza
populistycznym rozdawnictwem naszych pieniędzy, nie mają nic do
zaoferowania ludziom upokorzonym dekadami tej niby-państwowości.
Gdy
pisałem o wyborze albo-albo, nie była to czcza retoryka. Odrzucenie
narzędzi mitologii demokracji, jest pierwszym, a nieodzownym krokiem
do obalenia III RP.
Prawda
– to państwo nie zatrzęsie się w posadach, gdy ileś tysięcy
Polaków zbojkotuje farsę wyborczą.
Gdy
jednak uczynią to ze świadomością zerwania więzów z systemem
III RP, jeśli tą decyzją wyzwolą się z mitów i setek ograniczeń
- będzie to jakość groźna dla fundamentów tego państwa.
Jakość,
która nie dziś i nie jutro, ale z cała pewnością otworzy drogę
do Niepodległej.
Bo
bojkot wyborów nie jest celem samym w sobie. Nie jest po to, by
„przegrał PiS”, a „wygrało PO” - bo taka alternatywa dotyka
tylko niewolników.
Bojkot
jest dlatego, by poczuć się wolnym i uczynić krok pierwszy, a
uczyniwszy go, już nigdy nie zatrzymywać w miejscu zwanym III RP.
Nie
mam wątpliwości, że czas rządów PiS przyniesie wielkie
rozgoryczenie i gniew „twardego elektoratu” - tych wyborców,
którzy poważnie potraktowali „przełom” roku 2015 i uwierzyli,
że partia Kaczyńskiego chce obalić sukcesję komunistyczną.
Wielu
z nich odwróci się w ogóle od spraw polityki, inni dostrzegą
„alternatywę” w rozmaitych partiach narodowych lub zwrócą się
w stronę sklecanych naprędce „trzecich sił” - zwykle
inspirowanych przez ludzi służb.
Każdy
z tych „wyborów” będzie daremny i bezużyteczny, każdy
pozostanie bez wpływu na sprawy polskie.
Rozwiązaniem
racjonalnym – bo adekwatnym do skali draństwa, jakim obdzielają
wyborców kolejne ekipy rządzące, jest całkowity bojkot kolejnych
„świąt demokracji”.
Racjonalnym
tym bardziej, im mocniej zdajemy sobie sprawę z genezy tego państwa
i logiki systemu politycznego, w którym nie ma i nie będzie miejsca
dla ludzi głoszących obowiązek obalenia III RP i twardej rozprawy
z komunistyczną spuścizną.
Bojkot
byłby zaledwie początkiem.
Im
więcej naszych rodaków zrozumie bezcelowość uczestnictwa w farsie
wyborczej, tym rośnie szansa, że dobry potencjał tego sprzeciwu
zostanie skierowany na drogę długiego marszu.
Z
tego potencjału, może wyrosnąć autentyczny ruch społeczny –
niekontrolowany przez państwo i niezależny od ograniczeń
systemowych.
Ci
ludzie – wzorem garstki „szaleńców” wyruszających onegdaj z
Oleandrów, będą mogli odpowiedzieć na pytania dociekliwych: nie
walczymy dla żadnego „zaborcy”, nie idziemy za „partią” ani
pod obcą „flagą”.
Zmierzamy
do Polski.
Szanowni Państwo,
OdpowiedzUsuńkażdy oddany głos to danie Obcym prawa do rządzenia w Polsce. Odbierzmy im to prawo.
Nie ma znaczenia, gdzie postawisz X. Nie ma znaczenia, czy głos będzie ważny czy nie. Najważniejsze, że obok Twojego imienia i nazwiska jest podpis obecności - podpis akceptacji.
Dla nich każdy głos to "dowód" przed innymi państwami, że ludzie akceptują system polityczny i to, co się dzieje w kraju.
Co się stanie, kiedy frekwencja wyniesie 9% ? Zakładam a priori, że tyle są w stanie wyprodukować ich komisje.
Z królewskim pozdrowieniem
Ryszard X Niezwyciężony
"Co się stanie gdy frekfencja wyniesie 9%?" A co miałoby się stać? Władza, najprawdopodobniej przypadnie tym, których wybrała większość z tych "9%".
UsuńProszę Państwa,
OdpowiedzUsuńPan Aleksander przedstawił nam przedwyborczą „ściągę”. Jak "ściąga", to musi być pod ręką. Zrób to sam i bądź gotów dać odpór trolom ze wszystkich "zmian". Plik do wydrukowania jest tutaj: http://www.rodaknet.com/2019-sciaga-kieszonkowa-bojkot.pdf
A zdjęcia jak wygląda gotowa "ściąga" można zobaczyć na TT i na stronie "Długiego marszu" http://www.dlugi.marsz.przeciwko.mitom.rodaknet.com/dm_odnotowane.html
Pozdrawiam wszystkich gotowych "ściągać"
dla dobra bojkotu świąt beneficjentów DemoKreacja
Drogi Panie Mirku! Serdecznie dziękuję za "ściągę" i za wielką pracę, kórą Pan wykonuje dla utrzymania BEZ DEKRETU. Pozdrawiam mile. :)
UsuńPanie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńDobrze, że Pan Mirek sporządził ściągę! :) Inaczej moglibyśmy się pogubić w gąszczu przytoczonych przez Pana argumentów PRZECIW GŁOSOWANIU! Podał je Pan chyba wszystkie - i będzie to cenna pomoc przy kontrargumentacji, jeżeli ktoś jeszcze ma siłę (i ochotę) na polityczne dyskusje. Uczciwie przyznaję: ja już nie mam.
Jednak naprawdę wierzę w przebudzenie ludzi, dlatego patrzę na odgrywaną przed nami gorszącą groteskę z politowaniem, ale już bez irytacji.
I na koniec: to nie odmowa uczestnictwa uczyni mnie wolną.
Nie zamierzam brać udziału w fałszywym spektaklu, ponieważ JESTEM człowiekiem wolnym.
Pozdrawiam serdecznie
Witam.
OdpowiedzUsuńCzytam sobie takie coś.
„Kolejnym złamaniem priorytetowych zasad demokratycznych wyborów stanowi zatwierdzanie ich wyniku bez wymogu uzyskania frekwencji nie tylko 51%, ale w ogóle jakiegokolwiek jej progu. Oznacza to ,że władza może się wybrać sama nawet przy 1% frekwencji, wbrew pozostałym 99%- owej większości polskiego społeczeństwa która np. nie ma na kogo głosować bo wg przepisów ordynacji nie może wystawić swoich przedstawicieli! Przykładem owego pojmowania demokracji , stanowiły ,,wybory’’ do euro -parlamentu, gdzie mimo ich totalnego bojkotu przez polskie społeczeństwo, ich ,,wynik’’ został zatwierdzony jako ważny przez system władzy przy frekwencji nie przekraczającej 25%!” *
*- z książki: „Ojczyźnie skradziona tożsamość”. E. Kościesza”.
Tu zatem nie chodzi o to kto i jak głosuje, a nawet nie o to, kto liczy głosy? Chodzi o to, by wyborca tkwił w przekonaniu, że głosowanie ma sens, znaczenie, że głosujący ma wpływ na… a nade wszystko, że jest ta piepszona demokracja, wolność, normalność, a więc sytuacja bez zagrożenia, nie wymagająca jakiegoś zrywu, buntu. ONI to wiedzą. Jeśli wyborca przestanie uznawać/ widzieć sens w głosowaniu w wyborach, to stanie się niebezpieczny dla systemu. Bo to będzie oznaczało, że zaczyna trybić.
ONI to wiedzą! MY – wielu z nas jeszcze nie kuma. Ale...
Pozdrawiam
Pani Halko,
UsuńBardzo cenna uwaga.
„Demokracja” w wydaniu III RP, jest głównie po to, by obezwładnić i zniewolić Polaków. Tak została pomyślana przez bandytów Kiszczaka i „ojców założycieli”.
Uczestnictwo w tej farsie, ma budować fałszywe poczucie wartości suwerena, ale też przekonywać go, że – poza demokracją, nie ma życia.
To główny powód wpisania owej demokracji, jako zasady konstytucyjnej. Warto pamiętać, że na podstawie ustawy zasadniczej, Polacy nie mogą nawet marzyć o innym ustroju ani dążyć do zmiany obecnego.
A skoro ową konstytucję pisali i przyjmowali komuniści (nie żadni „post”, bo taki typ komunisty nie występuje w przyrodzie) warto się zastanowić – dlaczego jest dla nich najlepszym ustrojem?
Pozdrawiam serdecznie
Król Ryszard X,
OdpowiedzUsuńNie obiecujmy sobie, że propozycja bojkotu znajdzie wielu zwolenników.
Realnie oceniam kondycję naszych rodaków.
Liczę jednak, że kilka, może kilkanaście tysięcy osób, odmówi uczestnictwa w mistyfikacji i dokona wyboru według prostych kryteriów – tak/nie.
To wystarczy, by dokonał się istotny przełom w naszym myśleniu i postrzeganiu III RP.
Takich osób będzie przybywało i za kilka lat utrzymywanie fikcji wyborczej stanie się problemem dla rządzących.
To państwo, będące komunistyczną hybrydą, będzie zmuszone dokonywać coraz bardziej spektakularnych oszustw i sięgać po coraz jaskrawszą propagandę.
A ponieważ każda hybryda jest słabsza od organizmu rodzicielskiego (PRL), oszustwa i propaganda będą na takim poziomie, którego nie da się już osłonić bełkotem o „mobilizacji”.
Pozdrawiam Pana
rodakvision1,
OdpowiedzUsuńZacny Panie Mirosławie,
Za ten doskonały pomysł podziękowałem już na Twitterze i czynię to po raz kolejny na blogu.
Zdaję sobie sprawę, że tekst jest długi i niełatwy dla niektórych odbiorców. Forma „kieszonkowa” zachęca do lektury i pozwala wykorzystać zawarte tu argumenty wobec ludzi dalekich od odwiedzenia bezdekretu.
Serdecznie dziękuję i pozdrawiam
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuń-Czy IIIRP jest sukcesją PRL?
-Czy OS i Magdalenka były zdradą?
-Czy sfałszowano"wybory"89,a do następnych dopuszczono tylko"wybrańców systemu"?
-Czy znasz przykłady oszustw wyborczych?
-Czy"demokracja"IIIRP jest mitem?
Jeśli odp."tak"na którekolwiek z tych pytań-po co idziesz na „wybory"?
Ten tweet, zamieszczony przeze mnie w ubiegłym roku, dość precyzyjnie podsumowuje argumenty zawarte w niniejszym tekście.
Bo decyzja o bojkocie farsy wyborczej, tylko pozornie wydaje się trudna. Prawda – wymaga rzeczy tak podstawowej, jak konsekwencja. Ponieważ ta cecha jest powszechnie nieznana tzw. klasie politycznej, a przez to niepraktykowana przez wyznawców pana prezesa, trud wyboru dotyczy raczej przekroczenia intelektualnych ograniczeń.
W tekście ująłem to dość obcesowo, pisząc wprost o głupocie. Ale też trudno inaczej zdiagnozować stan, w którym posiadacz wiedzy o realiach tego państwa, z 30-letnim doświadczeniem w przeżywaniu kolejnych „świąt demokracji” i czteroletnim sprawdzianem rzeczywistych dokonań „dobrej zmiany”, nadal biegnie do urny wyborczej i liczy na „cud”.
Dostrzegam tu oczywisty paradoks, bo niektórzy z krytyków moich poglądów twierdzą, jakoby propozycja bojkotu i projekt długiego marszu, były wyrazem jakichś politycznych fantasmagorii, braku realizmu i uprawiania utopii.
Tymczasem, to właśnie ci ludzie, „pragmatycznie wierzący” (to dopiero fundament wiedzy!) w brednie pana prezesa i jego akolitów, pozwalający karmić się ordynarną propagandą, kłamstwami i obietnicami, są podobni dzieciom wsłuchanym w bajki i zamiast oceniać rzeczywistość własnymi oczami, zdają się na opisy kiepskich mitomanów.
Jeśli nie widzą w tym (co najmniej) śmieszności – nie mnie leczyć tą przypadłość.
Napisała Pani w komentarzu kapitalne zdanie: „To nie odmowa uczestnictwa uczyni mnie wolną. Nie zamierzam brać udziału w fałszywym spektaklu, ponieważ JESTEM człowiekiem wolnym”.
Tu jest poważna trudność, ponieważ takie poczucie wolności, które prowadzi do podejmowania decyzji – przeciwko opiniom większości, wbrew stereotypom i na przekór utartym schematom, jest nieznane naszym rodakom.
Dominuje mentalność „stada” i strach przed „wychylaniem”. Ponieważ bojkot wyborów, nie jest wyrazem rezygnacji, lecz autentycznej wolności, pojawia się problem.
Tzw. większość wybiera bowiem w granicach jakiegoś „kompromisu”, „alternatywy” lub (sformułowanie najbardziej podstępne) - „mniejszego zła” i nie wyobraża sobie, by mogło być inaczej.
Cóż, że te „wybory” wymyśliło kilku cwanych hochsztaplerów, kapusiów bezpieki i półgłówków, cóż, że zarabiają na nich nie mniej cwani „politycy”, a całość jest sprowadzona do zamkniętego kręgu niemożności i nędznych aspiracji – skoro ten stan upodlenia nasi rodacy nazywają „demokracją III RP”.
A w ramach owej „demokracji” godzą się nawet na straszenie fałszywą alternatywą – dojściem do władzy typów, które w każdym normalnym państwie siedziałyby dawno w więzieniach i nie zatruwały powietrza.
Gdyby nasi rodacy mieli świadomość wolności, to znając genezę tego państwa i kondycję jego „elit”, stworzyliby własne warunki, w jakich człowiek wolny, może dokonywać wolnego wyboru.
Przyjęcie zatrutych narzędzi „ojców założycieli” i zgoda na wybór między dżumą a cholerą - nie daje takich szans. Jest to droga rezygnacji, apatii i obojętności wobec spraw polskich.
Dziękuję Pani i serdecznie pozdrawiam
Kolejarz- 21 września 2019 r. : Zaiste, w tym jednym zdaniu : "Nie zamierzam brać udziału w fałszywym spektaklu, ponieważ JESTEM człowiekiem wolnym" jest kwintesencja WOLNOŚCI osobistej. Dołączam do rodziny Ściosowej, nadal sięgając po teksty wcześniejsze, uwalniając lokal wyborczy od mojej osoby. Dobrego zdrowia i wszelkiej pomyślności życzę pozostającym ze mną w "objęciach" prawdy i wolności. Panie Aleksandrze, kłaniam się.
OdpowiedzUsuńAŚ
OdpowiedzUsuń-Czy IIIRP jest sukcesją PRL? - TAK!
-Czy OS i Magdalenka były zdradą? - TAK!
-Czy sfałszowano"wybory" 89, a do następnych dopuszczono tylko "wybrańców systemu"? - TAK, TAK!
-Czy znasz przykłady oszustw wyborczych? - TAK, TAK, TAK!
-Czy "demokracja" IIIRP jest mitem? - TAAAAAK!
Jeśli odp.[owiesz] "tak" na którekolwiek z tych pytań - po co idziesz na „wybory"?
===============================
Przepadam za Pańskimi odpowiedziami, Sir!
Są precyzyjne, zindywidualizowane i pogłębiające temat. Bez kręcenia, krygowania się, unikania niebezpiecznych tematów i uciekania w ogólniki.
Poza ogromną wiedzą (i kulturą), łatwością analizy i syntezy, jest Pan także znakomitym pedagogiem.
"Do najfortunniejszych zaliczę dzień", kiedy trafiłam na Pański blog. Dziękuję za wszystko.
Pozdrawiam serdecznie
PS. Jednocześnie niezmierna pogarda dla "śledczych", którzy starają się zablokować Pański przekaz i utrudniają Panu życie.
OdpowiedzUsuńDopóki
OdpowiedzUsuńDopóki hańbiąca bezkarność tuczy smoleńskie bandziory
Do tego czasu olewam "demokratyczne " wybory
Dopóki prawda mniej waży niż rozwiązania praktyczne
Do tego czasu olewam wybory " demokratyczne"
Demokratyczne wybory, a do wyboru co?
Wybieraj, zakreśl na karcie mniejsze lub większe zło
Demokratyczne wybory, zagłosuj na mniejszą bidę
Olewam, zostaję w domu. Po raz kolejny nie idę
:-)
Pozdrawiam Gospodarza i Gości po dłuższej przerwie.
Poezją powiało, ach!
UsuńPozdrawiam :)
Muza w kufajce mię drasła
UsuńPozdrawiam :)
Witam.Sz.Panie Aleksandrze,J.Piłsudski widząc "błoto" demokracji lat dwudziestych,wiedział,że ma za sobą(no może nie wszystkich) ale większość dowódców armii.Może się mylę,ale nie słyszałem żeby po 10.04.2010,choć jeden pułk ruszył na Warszawę,ukarać zdrajców i morderców.Rozdawano haniebne lampasy a postawę "morda w kubeł i ruki pa szwam",przyjęły wszystkie "gienierały".Czy można obalić III rp,bez poparcia armii,czy można obalić III rp z Hierarchami pojednanymi z "Michajłowem"?.We w temacie tzw"wyboróW" to raz byłem młody(głosowałem na Wałęsę),drugi raz byłem głupi i naiwny (głosowałem na A.Dudę).Wystarczy.
OdpowiedzUsuńZ Twittera AŚ
OdpowiedzUsuńPAŃSTWOWA KOMISJA WYBORCZA - PAŹDZIERNIK 2019
Ci ludzie z PKW będą nadzorowali "wybory":
Wiesław Błuś - był kandydatem na funk. wywiadu SB. Teczka KO o ps. Ręczajski.
Sylwester Marciniak - w 1987 zarejestr. jako oficer rezerwy WSW.
Zbigniew Cieślak - w 1979 zabezp. przez Zarząd II Sztabu Gen., w 1988 przez Zarząd WSW.
PROGNOZY WYBORCZE ŚCIOSA (!)
Do opinii z lipca br.: "Nie ma wątpliwości, że partia Kaczyńskiego wygra kolejne „wybory”, a obecny lokator Pałacu zaszczyci nas drugą kadencją"- [ https://bezdekretu.blogspot.com/2019/07/pakt-o-nieagresji-o-swietlanej.html ] … dodam, że "sejmowa większość" to mrzonka. Nie leży to w interesie grupy, która od 2015 rozdaje karty.
__________________________
No no! :)
A niekórzy i 50% dla PiS się spodziewają, biedaki. Żal mi ich z całego serca (bo tak myślą nie tylko koledzy, ale i moja najbliższa Rodzina), ale najwyraźniej do końca nie pojmą, że nie oni decydują o wyniku, który jest z dawna ustalony, a gorączkowy, niemal roczny cyrk wyborczy imituje suwerenną demokrację, politykę i rządy. Tymczasem decyzje podejmowane są gdzie indziej i przez tych, co zawsze = GTW.
Pozdrowienia, Panie Aleksandrze
I na koniec, też z tt AŚ:
OdpowiedzUsuńŻYDOKOMUNA A SPRAWA POLSKA :))
"Ledwo w przestrzeni medialnej pojawiło się hasło "żydokomuna", natychmiast przemówił IPN i dyżurni propagandyści. Czy doczekamy państwa, w którym instytucje historyczne i "czołowi" żurnaliści, równie gorliwie będą reagowali na antypolskie wystąpienia?"
_____________________________________
Doczekamy. W prawdziwej Polsce! Czekamy 80 lat, poczekamy jeszcze trochę. Ale trzeba być gotowym, żeby nie przegapić i ducha nie gasić! :)
Pozdrawiam raz jeszcze
SMOLEŃSK - Twitter AŚ
OdpowiedzUsuń"To, że tak niewielu Polaków postrzega dziś Smoleńsk jako sprawę narodową, rzecz najważniejszą i godzi się z zaprzaństwem partii Kaczyńskiego, jest największym zwycięstwem środowiska, które na zbrodni smoleńskiej zbudowało wpływy, a pięć lat później doprowadziło do "nowego rozdania".
= = = = = = = = = =
Panie Aleksandrze,
Na Twitterze p. Marcina Ís znalazłam krótki filmik, który doskonale obrazuje "ewolucję" J. Kaczyńskiego w tej, zdawałoby się, najważniejszej sprawie dla polskiej racji stanu i .... dla brata Lecha Kaczyńskiego....
https://twitter.com/PanasiukPiotr/status/1171739309868748801
Pozdrawiam Panów
"Głosowanie" - nie biorę !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkich Szanownych Państwa.
PAnie Aleksandrze a co myśli pan na temat głosowania na ktoregoś z kandydatów niepartyjnych t.zn. we wyborach prezydenckich mamy ich aż pieciu -STanisław ŻOłtek;PAweł TAnajno oraz Mirosław PIotrowski i MArek JAkubiak no i jeszcze SZymon HOłownia. POzdrawiam
OdpowiedzUsuń