„Powinniśmy prowadzić walkę z komunizmem na śmierć i życie.
To nie jest walka o piłkę w tenisie, ani o bilę w bilardzie lub
wieżę w szachach. To jest walka o najszczytniejsze ideały
ludzkości. A w walce na śmierć i życie nie udziela się „forów”.
A
takim właśnie udzielaniem „forów” byłaby z naszej strony
wojna z komunizmem, bez stosowania równie groźnej broni, jaką jest
metoda wojującego „internacjonału” – bezwzględność i
bezkompromisowość. Jeden z publicystów kowieńskich, pisząc
ostatnio o retorsjach i wzajemnie odwetowej polityce Polski i Litwy,
rzucił myśl, czyby nie lepiej było postąpić inaczej i powiada,
że słyszał, jak kiedyś Bułgarzy zbezcześcili cmentarz turecki,
a nazajutrz Turcy ruszyli wielkim tłumem na cmentarz bułgarski i
złożyli na grobach kwiaty. Czy podobny gest w stosunkach
polityczno-narodowościowych może być skuteczny i celowy, można
się o to spierać, dopóki w grę wchodzi Polska i Litwa, Bułgaria
czy Turcja, Włochy czy Abisynia, narody sobie bliskie lub dalekie,
chrześcijańskie czy mahometańskie.
Ale
nie ulega żadnej dyskusji fakt, że tego rodzaju metoda w stosunku
do komunizmu byłaby szczytem śmiesznej naiwności, czy raczej, jak
powiedziałem, nieporozumienia. A śmieliby się z nas przede
wszystkim sami komuniści” – pisał Józef Mackiewicz w roku
1936.
Żyjąc
w społeczeństwie, które uwierzyło w śmierć komunizmu, niełatwo
powoływać się na słowa wielkiego pisarza. I niebezpiecznie, bo
można zasłużyć na krytykę światłych żurnalistów i zostać
posądzonym o „intelektualne manowce”.
„Za
patrona intelektualnego swojego obozu Ścios (i wielu innych
przedstawicieli obozu smoleńskiego) uznaje Józefa Mackiewicza. To
logiczne – dla tych, którzy uważają, że żyją nie w roku 2011,
tylko w 1981, autor Kontry musi być patronem pociągającym.
Pozwala bowiem uznać, że w Polsce tak naprawdę nic się nie
zmieniło, komunistyczna okupacja zmieniła tylko kształt, a ci,
którzy to dostrzegają, nie są bynajmniej ofiarami dziwacznych
aberracji, tylko ostatnimi wiernymi prawdzie partyzantami.
Niezłomnymi – wbrew całemu światu, który zdradził. Tak jak
niezłomny wbrew całemu światu, który zdradził, był Józef
Mackiewicz. Gdybym jednak był reprezentantem obozu smoleńskiego,
zawahałbym się przed tak jednoznaczną afirmacją Mackiewicza. Bo z
punktu widzenia polskiego patriotyzmu jego droga ideowa jest
ryzykowna i dwuznaczna. Józefa Mackiewicza antykomunizm doprowadził
bowiem na (a może wręcz: poza?) granice narodowej indyferencji.
„Niech Polacy wyginą w kolejnym powstaniu, to nieważne, ważne,
że do komunistów trzeba strzelać” – tak można zrekonstruować
jego podstawowy pogląd, w imię którego zwalczał właściwie
wszystkich w kraju i na emigracji, którzy nie uważali, że kto nie
chce natychmiast do lasu czy na barykady, ten zdrajca. Antykomunizm
zawiódł Mackiewicza również na manowce intelektualne”– wywodził
przed kilkoma laty czołowy intelektualista dzisiejszego obozu
„dobrych zmian”, Piotr Skwieciński.
To
znamienna opinia i przypominam o niej nie bez przyczyny.
Taką
wizję rzeczywistości III RP – jakże innej i lepszej od realiów
państwa komunistycznego, wydają się podzielać politycy „obozu
patriotycznego”, większość intelektualistów i publicystów
„wolnych mediów”.
Tam
dawno dokonano gradacji, do której nie dorośli jeszcze niepoprawni
radykałowie i zwolennicy mackiewiczowskiej logiki. Gradacji
tak prostej, jak proste okazało się revisio ludzi
demokratycznej opozycji, gdy zasiadali do stołu z Kiszczakiem
i Jaruzelskim.
Czy
zdefiniujemy ich postawę w kategoriach obłudy i wyrachowania, czy
zechcemy w niej widzieć szlachetną, acz infantylną wiarę – w
niczym nie zmienia to faktu, że wówczas i dziś mamy do czynienia
z praktyką opozycji wewnątrzsystemowej, nigdy zaś –
skierowaną przeciwko systemowi.
Nasz
problem polega zaś na tym, że nie tylko nie mamy odwagi tego
dostrzec, ale od ludzi składających kwiaty przed
„Onymi”, zdajemy się oczekiwać najszczytniejszych
ideałów i walki na śmierć i życie.
Bo
skoro komunizm umarł i wyparował z alkoholem opróżnianym w
Magdalence – czy potrzebna nam bezwzględność i
bezkompromisowość w zderzeniu z patologiami III RP?
Co
wspólnego mają one z komunizmem, pogrzebanym wszak na początku
„okrągłostołowej” państwowości? I czym usprawiedliwić dziś
archaiczną postawę antykomunistyczną, jeśli ulubieńcy
„środowisk patriotycznych” i luminarze „wolnych mediów”
zaświadczają nam o epokowych zmianach i kreślą mackiewiczowskie
rojenia jako drogę ryzykowną i dwuznaczną?
Jest
coś głęboko tragicznego w dzisiejszych oczekiwaniach elektoratu
Prawa i Sprawiedliwości. Jest też zagadka zabobonnej wiary, jakoby
partia pana Kaczyńskiego miała wolę rozliczenia zbrodni komunizmu
i postępków jego sukcesorów, w tym usilnym przeświadczeniu, że
okaże się ona zdolna obalić porządek „okrągłego stołu” i
zbudować nam państwo wolnych Polaków. Ten tragizm staje się tym
bardziej widoczny, im bardziej pogłębia się kontrast między
oczekiwaniami milionów wyborców, a praktyką partyjnych macherów.
Trzeba
mocno zaciskać oczy, by nie dostrzec logiki „dobrych zmian” –
partyjnych pochwał dla „demokracji” i „ducha dialogu”,
gloryfikowania „roli opozycji” i zapewnień o poszanowaniu jej
praw.
Trzeba
zapomnieć o bojaźni wobec dyktatu brukselskich terrorystów, o
poparciu dla szkodników i kapusiów bezpieki, o szemranych
nominacjach i geszeftach z ośrodkami propagandy, o słowach, które
uwłaczały Polakom i niosły zapowiedź prawdziwych intencji –
„nie możemy w tej chwili myśleć o żadnym rewanżu, o żadnym
odwecie”.
Trzeba
udawać, jak nieistotna jest prawda o śmierci księdza
Jerzego i wiedza zawarta w Aneksie do Raportu z Weryfikacji WSI.
Trzeba
zapomnieć o setkach przestępstw i niegodziwościach poprzedniego
reżimu, o krzyku z Krakowskiego Przedmieścia, o zdradzie hierarchów
„pojednanych” z wysłannikiem Putina i zaprzaństwie politycznych
„elit”.
O
tym, kto i co mówił po Smoleńsku i jak dalece cuchnął agenturą
lub pospolitym tchórzostwem.
Trzeba
nie widzieć głupoty i słabości ministrów tego rządu i
rozgrzeszać ich błędy dialektyką ataków ze strony opozycji.
Trzeba powtarzać sobie – jak wspaniałego mamy prezydenta, byle
nie dostrzec realiów tej prezydentury, pijarowskiej fasady i
deficytu działań.
Zaiste
– trzeba też pogardy dla prawdy, rozumu i własnych aspiracji, by
nadal powtarzać mantrę o „wybitnych strategach”, „potrzebie
cierpliwości” i „mobilizacji”.
Skąd
bierze się tak niewolnicza mentalność, że w miejsce sprzeciwu i
męskiej determinacji, karmi się bezmyślnym biadoleniem i mitologią
demokracji? Kto wmówił tym ludziom, że zdrajcy paktujący z
wrogiem, piewcy rosyjskich łgarstw i szydercy ze śmierci Polaków –
mają dziś prawo do miana naszych rodaków i przywileje
„demokratycznej opozycji”?
I
jak długo wyborcy będą wierzyli, że tak załgana nomenklatura
jest tylko wyrazem „strategii politycznej” PiS-u, a nie oznaką
trwałości komunistycznej hybrydy?
Obco dziś brzmią słowa Mackiewicza: My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu!
I
nadal przerażają – zastępy żurnalistów, partyjnych
hochsztaplerów i środowiska małych demiurgów.
Żyjąc
w społeczeństwie, które uwierzyło w śmierć komunizmu, wśród
ludzi zaciskających mocno oczy, zwolennicy logiki
mackiewiczowskiej mają dwa wyjścia – pójść na
szczyt śmiesznej naiwności, z tymi, którzy za zbezczeszczenie
mojej Ojczyzny kładą dziś kwiaty przed
sukcesorami komunizmu lub odbudować społeczność ludzi wolnych i
ich polityczną reprezentację.
Decydując
się na taki wybór, trzeba mieć świadomość, że czeka nas długi
i wyniszczający marsz.
Większość
z tych, którzy pokładają nadzieję w procesach „dobrej zmiany”
pochłonie dżuma codzienności: przejdą na stronę sytych
umarłych, stracą wiarę i zęby, zaszyją się w głąb siebie
lub uciekną ze skowytem przekleństw. Marsz będzie tym dłuższy,
że ani najbliższe ani kolejne wybory nie zmienią naszej sytuacji.
Państwa
realnego komunizmu nie upadają pod ciosami demokracji. Anektują jej
fasadę, by ukryć własne oblicze, jednak nie po to, by oddać
władzę obywatelom. Odzyskać ją można tylko w taki sposób, jak
została narzucona.
Możemy
liczyć na korzystny zbieg okoliczności lub przypadkową iskrę,
która wyzwoli pożar. Pokładanie nadziei w demokracji III RP,
byłoby równie niedorzeczne, jak wiara, że większość ma zawsze
rację.
Na
tej drodze nie można oczekiwać żadnych sprzymierzeńców. Nie będą
nim hierarchowie Kościoła, którzy w dążeniu do ideału Cerkwi
przekroczyli boskie i ludzkie nakazy.
Nie
oczekujmy na wsparcie „demokracji zachodnich”, bo żadna z nich
nie będzie umierać za polską prawdę.
Ci,
którzy chcą przetrwać, muszą budować autentyczną wspólnotę:
odtworzyć język, powołać media, propagować polską kulturę i
styl życia. Każda gazeta, książka czy film wydane poza obiegiem
oficjalnej propagandy, będą miały wartość kamieni, z których
powstanie solidna barykada. Stowarzyszenia i organizacje obywatelskie
będą zaczątkiem wolnej społeczności, a oddolne inicjatywy i
ruchy społeczne mogą naruszyć monopol władzy. Podstawą takiej
wspólnoty może być tylko rodzina, dom, środowisko zawodowe, krąg
znajomych.
Integracja
na poziomie całego społeczeństwa i poszukiwanie więzi ze
stronnikami mitologii demokracji – wydają się niemożliwe.
Nie możemy być razem, bo ich i nasze drogi prowadzą w różnych
kierunkach, a obecna III RP jest rezultatem budowania takiej
fałszywej wspólnoty.
To
państwo musi upaść, z jego mediami, instytucjami i samozwańczymi
„elitami”.
Mamidła „zgody narodowej” i bełkot rzeczników „porozumienia” służą podtrzymywaniu groźnej fikcji i konserwują wrogi, patologiczny twór.
Mamidła „zgody narodowej” i bełkot rzeczników „porozumienia” służą podtrzymywaniu groźnej fikcji i konserwują wrogi, patologiczny twór.
Szczególnie
szkodliwe jest czerpanie z ośrodków propagandy, podążanie za ich
wydzielinami i opiniami, zachłystywanie każdym śmieciem
wytworzonym w obcych przekaźnikach. Takie zachowanie wyróżnia
osoby chwiejne, niezdolne do własnych ocen i samodzielnego myślenia.
Jeśli dotyczy polityków „obozu patriotycznego” lub środowisk
deklarujących sprzeciw wobec patologii III RP – jest dowodem ich
słabości i intelektualnych ograniczeń, zaś obsesja polemiki z
tezami propagandystów, zawsze wyraża niepewność własnych racji,
wskazuje na kompleksy i tchórzostwo. Zamiast dyskutować z
oszustami lub tracić energię na odpieranie bełkotu „Onych” –
lepiej tworzyć niezależne środki przekazu i samodzielnie opisywać
rzeczywistość.
Długi
marsz jest drogą dla ludzi odważnych, niepoddających się
powszechnym nastrojom i utartym schematom. Na tej drodze ma powstać
„oferta dla radykałów” i wizja prawdziwej, antysystemowej
opozycji. Ta zaś, może zaistnieć tylko wówczas, gdy mądra
krytyka środowisk politycznych uchroni nas od kolejnego „zakrętu
historii” i zrujnowania marzeń o Niepodległej.
Pora
również, by naiwną wiarę w szybkie zwycięstwo, zastąpić
rzetelną wiedzą o tym, jak wygrać, a w miejsce prostych definicji
i dumnych haseł, nauczyć Polaków historii i racjonalnego
działania..
To
postulaty minimum, zaledwie na przetrwanie. Chcąc osiągnąć więcej
– trzeba obalić kolejne mity i przekroczyć zakazane granice.
Zasłużyć na nienawiść i samotność, poczuć się mniejszością
we własnym kraju.
Jeśli
dla wyrażenia własnych myśli sięgam po spuściznę literacką
Józefa Mackiewicza, robię to ze świadomością, jak trudno
nam-współczesnym przyjąć dialektykę prostych odruchów.
„Jakaż
może być dyskusja, gdy wszystko postawione jest właśnie do góry
nogami. Słowa mają tu znaczenie odwrotne albo nie mają żadnego.
Odbierz ludziom pierwotny sens słów, a otrzymasz właśnie ten
stopień paraliżu psychicznego, którego dziś jesteśmy świadkami.
To jest w swej prostocie tak genialne, jak to zrobił Pan Bóg, gdy
chciał sparaliżować akcję zbuntowanych ludzi, budujących wieżę
Babel: pomieszał im języki.
-
Więc jakiż jest, twoim zdaniem, sposób przełamania tego
zbiorowego paraliżu, wywołanego hipnozą kłamstwa?
-
W każdym razie nie można go szukać na drodze polemiki. Sam fakt
bowiem polemiki wciąga w orbitę i przenosi nas w płaszczyznę
bolszewickiego absurdu.
-
Więc jaki? Powiedz.
-
Należy go szukać na drodze równie prostych odruchów psychicznych:
strzelać!
-
Jak to, strzelać? Do kogo?
-
Zwyczajnie. Po prostu. Do bolszewików.”
Dialog
z Drogi donikąd, brzmi dziś złowrogo i nieprzystępnie. Dla
wielu będzie równie niepojęty, jak hieroglify z wyspy File i
równie przerażający, niczym wezwanie do zabijania.
Nie
tylko dlatego, że w mniemaniu większości nie ma dziś komunizmu
ani jego sukcesorów, ale z powodu lęku, jaki wywołują
słowa nazbyt jaskrawe.
Jak
przyjąć równie „prosty odruch” i słowa bez
światłocienia, jeśli – nam strzelać nie kazano?
Czy
można je zrozumieć, jeśli od trzech dekad nie kazano nazywać
rzeczy po imieniu ani nadstawiać pięści zamiast policzka?
Nie
pozwolono dostrzegać Obcych, zabroniono pamiętać i wiedzieć.
Kazano
natomiast cieszyć się kłamstwem o zasypywaniu podziałów
i odbudować wspólnotę z łotrami, którzy narodową
żałobę nazywali nekrofilią i szydzili z ludzi
modlących się przed krzyżem.
W
miejsce tego, co prawem ludzi wolnych, nakarmiono nas mitologią
demokracji i łgarstwem o podziałach wśród
Polaków.
Wszystko
zaś po to, byśmy w zderzeniu z agresją „Onych” – byli
bezbronni. Bezbronni tym bardziej, im łatwiej uwierzymy w łgarstwo,
jakoby reakcje tych ludzi wynikały z różnic politycznych i
światopoglądowych, były prawem demokracji i symptomem
pluralizmu.
Pytania,
jakie Józef Mackiewicz zadał w roku 1947 : „Jak można
na dłuższą metę wychowywać naród politycznie, bez
przeprowadzenia „kanciastej” granicy pomiędzy pojęciami tak
prymitywnymi jak: „sojusznik” i „najeźdźca”, „wierny” i
„zdrajca”, „swój” a obcy, czy wrogi „agent” –nikt
nie odważy się powtórzyć.
„Kanciaste
granice” dawno zostały zamazane, by żaden z Polaków nie odważył
się zdefiniować zdrajcy, wroga i obcego. Bez odpowiedzi pozostaną
pytania:
Co
po oracjach o walce ze złogami komunizmu i deklaracjach
potępienia antypolskiej narracji?
Jaki
pożytek z tradycji Żołnierzy Niezłomnych, jeśli ci, którzy nią
gęby wycierają, mówią o konsensusie z sukcesorami komuny i
porozumieniu z „Onymi”?
Co
po wspomnieniach o II Rzeczpospolitej, jeśli rządzą nami wyznawcy
niewolniczego georealizmu i piewcy przyjacielskich relacji
z Niemcami i Rosją?
Lęk,
jaki towarzyszy mitologom demokracji, nie pozwala przekroczyć
granicy magdalenkowego szalbierstwa ani zmierzyć się z prawdziwą
dychotomią My-Oni.
Nikt
z tych, którzy sławią wolność okrągłostołowej
pseudo państwowości, nie odważy się rozstrzygnąć:
-–Jest
III RP bękartem PRL-u, sukcesją sowieckiej
okupacji i obrazą wolnej Rzeczpospolitej, czy przez trzy dekady tego
państwa doświadczaliśmy zbiorowych imaginacji, a supremacja ludzi
o sowieckim rodowodzie, to dowód ich potencjału
intelektualnego i wyższości moralnej?
-–Jest błąd semantyczny w definicji człowieka sowieckiego i
wpływy takich postaci nie dowodzą trwałości komunizmu, czy
może definicja okazuje się prawidłowa, zaś
buta homososów potwierdza stan naszego zniewolenia?
–
Są w III RP stada apatrydów, zdrajców i wrogów
polskości, czy też na postawach antypolskich, zaprzaństwie i
nienawiści opiera się dziś model nowoczesnego patriotyzmu?
–
Jeśli w realiach tego państwa wciąż znajdujemy
rys komunistycznego piekła - wolno nam karmić się
kłamstwem o śmierci komunizmu i wierzyć, że od trzech
dekad przemierzamy wielki plac czyśćca?
–
Kto dał nam prawo zamykać oczy na piętno tej sukcesji – tylko
dlatego, że widząc ją, bylibyśmy zmuszeni do porzucenia
fałszywych dogmatów?
A
skoro nie ma logiki, pytań ani odpowiedzi – płaszczyzna
bolszewickiego absurdu wytycza naszą świadomość i dialog
z Mackiewicza musi wydawać się polityczną fikcją.
Słowa pisarza pochodzą z epoki, do której chętnie odwołują się politycy obozu patriotycznego. W czasach, gdy Mackiewicz pisał Drogę donikąd (1955) żyli jeszcze Żołnierze Niezłomni. Dla nich -–„Strzelać. Zwyczajnie. Po prostu. Do bolszewików” –było nakazem i polską powinnością.
Słowa pisarza pochodzą z epoki, do której chętnie odwołują się politycy obozu patriotycznego. W czasach, gdy Mackiewicz pisał Drogę donikąd (1955) żyli jeszcze Żołnierze Niezłomni. Dla nich -–„Strzelać. Zwyczajnie. Po prostu. Do bolszewików” –było nakazem i polską powinnością.
Co
znaczą dziś te słowa i czy mają dla nas jakąkolwiek wartość?
Nikt
przy zdrowych zmysłach nie będzie namawiał do banicji moskiewskich
wasali, wieszania zdrajców, golenia łbów kolaborantom i
„Onym”. Nie z powodu humanitaryzmu czy innej normy
lewackiej poprawności, ale zwyczajnie – z poczucia
odpowiedzialności, w której wzgląd na realia III RP nie pozwala
oczekiwać rzeczy niemożliwych.
Nawet
darzyć ich nienawiścią, byłoby zbyt wiele, bo jej niszczycielskie
skutki niewarte postaci tak marnych.
Ale
zaprzeczać ich obecności, nadawać wartość ich łgarstwom, zwać
ich Polakami lub polityczną „opozycją” – jest aktem
tchórzostwa, którego nie rozgrzesza żadna mitologia
demokracji.
Jeśli
polskość ma być dla nas więcej niż łatwym
sentymentalizmem i prowadzić do odrodzenia prawdziwej
wspólnoty narodu, musi odrzucić wszystko, co proponują Obcy: z ich
mediami, establishmentem i elitami przywleczonymi na ruskich
czołgach.
Jeśli
patriotyzm ma nie być łzawym wspomnieniem, a honor
kategorią z przeszłości - pogarda dla szpiclów katów tchórzy
– to nie werset z wiersza Herberta, ale obowiązek, przed którym
nie wolno się uchylać.
Fałszerze
języka, dla których słowa mają znaczenie odwrotne albo nie
mają żadnego, nie mogą nam mówić – co i jak
powinniśmy robić.
Strzelać
do nich – to zignorować ten przekaz, nie słyszeć go i nie
oglądać.
Mogą
panowie politycy pochylać się w nad bełkotem „opozycji” i
spełniać żądania antypolskiej mniejszości – bo nie sobie
wyrządzają krzywdę, lecz tym, którzy uwierzyli, że w imię
partyjnych interesów nie wolno zła nazywać po imieniu.
Zdrajcy
paktujący z wrogiem i ślący dziś donosy do brukselskich
eurołajdaków, nie mogą dyktować warunków polskości.
Strzelać
do nich – to uznać takich za Obcych i wykluczonych z
polskiej wspólnoty.
Mogą
panowie politycy nawoływać do porozumienia i dialogu, a
nawet wybaczać nie w swoim imieniu, bo nie oni płacą cenę
za zabójczy mezalians z Obcymi.
Piewcy
ruskich łgarstw i szydercy ze śmierci Polaków, nie narzucą nam
swoich poglądów.
Strzelać
do nich – to zbojkotować zachowania, które nie mieszczą się w
polskiej tradycji, skazać ich na hańbę i zapomnienie.
Mogą
panowie politycy tłumaczyć to pluralizmem lub prawem
demokracji, bo nie im zabrano marzenia o Niepodległej, gdy
zastąpiono je państwem esbeków i kanalii.
Zawodowi
kłamcy, półgłówki i propagandyści – nie są Polakom do
niczego potrzebni.
Strzelać
do nich – to odmówić polemiki z łajdactwem, a ich wytworom nie
nadawać cech racjonalności.
Mogą
panowie politycy słać apele do wrogich gadzinówek i traktować z
atencją pospolitych chamów, bo kto raz został
zakładnikiem mitologii demokracji, na
zawsze pozostanie niewolnikiem.
Gdyby
jednak przyszło komuś do głowy praktykować logikę
mackiewiczowską – czeka go samotność.
Tam,
gdzie większość akceptuje życie w kłamstwie i dobrowolnie
uczęszcza na przyspieszone kursy padania na kolana –
postawa wyprostowana i logika mackiewiczowska stają
się niedościgłą metaforą, zaś ludzi, którzy chcieliby je
przyjąć, skazują na wykluczenie.
Takich
czeka długi marsz. Tak długi, jak przewlekła będzie agonia
III RP. Można zostać po drodze z milionami polskojęzycznych
apatrydów lub dojść do wolnej Polski.
Na
tym będzie polegał wybór.
U
kresu życia, Józef Mackiewicz napisał słowa na miarę wielkiego
geniuszu. Nie ma w nich żalu ani pretensji. Nie ma politycznej
egzaltacji. Są tak wstrząsające, że nie wolno dopuścić, by ktoś
je powtórzył:
„Kiedyś
nazwałem tę drogę „donikąd”.
Dziś
uznana została przez „"\instynkt narodu” za docelową. W
tym zdaniu nie ma (złośliwej) ironii. Jest tylko stwierdzenie
faktu.
Nie
ja wygrałem. Wygrali ci, którzy organizują „instynkt narodu”.
Ja
przegrałem z kretesem. Więc proszę o pobłażanie”.
Ten
końcowy fragment książki NUDIS VERBIS-PRZECIWKO MITOM z
roku 2017, dedykuję
w miejsce
„komentarza wyborczego”.
Wiemy już kto jest kim w tym kraju - kto pragnie tylko miejsca przy korycie, a całe społeczeństwo ma gdzieś, zaś Polskę - jej zakłady, stocznie i kopalnie gotów jest oddać za kilka srebrników, albo za niemiecki order. Wiemy też, kto o nią prawdziwie walczy. I to nie jak Don Kichote, rzucając się na wymachujące skrzydłami wiatraki, ale rozważnie, ze spokojem kontrolując międzynarodową sytuację, na ile się tylko da to robić. Idealiści bowiem, podobnie jak bohater Cervantesa, nie biorą pod uwagę realiów. Porywają się na wszystkich i na wszystko, jeśli im tylko staje (lub im się tak tylko zdaje) na drodze - na Niemców, Amerykanów, Żydów… Tylko nie zadadzą sobie nawet pytania - dlaczego wszyscy którzy w historii otwierali równocześnie wiele frontów sromotnie przegrywali?
OdpowiedzUsuńWiemy jaką cenę zapłaciliśmy za politykę śp. Prezydenta L.Kaczyńskiego i jego otoczenia, które nie miało właściwej wiedzy na temat tego co w geopolityce tamtych czasów się działo i przeciw jakim siłom skierowana była jego antyrosyjskość.
Po tej lekcji PIS-owskiego obozu politycznego, J.Kaczyński obrał drogę zgodną z aktualnym interesem Polski, bo zmieniły się warunki geopolityczne i interes hegemona. Zbrodnicze władze administracji Obamy zostały zastąpione przez władzę D.Trumpa, reprezentanta tej części elit USA, które uznały dotychczasową politykę globalizacji i NWO za nierealną i prowadząca USA do upadku(zadłużenie USA na ponad 22 biliony dolarów, wydane na wojny nic nie dające USA a tylko spełniające wolę "ogona merdającego psem".
I znowu kraczą ci,co chcieliby skierować Polskę przeciw wszystkim czyli przeciw Rosji, Niemcom/niemieckiej UE, USA/Izrael, nie pamiętając lekcji z 10.04.2010 roku.
Dopuściłem tą wypowiedź tylko dlatego, by pokazać, do jakich spustoszeń myśli i woli prowadzi partyjna "pragmatyka" wyznawców partii rządzącej.
UsuńMożna byłoby pytać o konkrety w kwestii rzekomych "wielu frontów",dyskutować z propagandowymi bredniami nt.Trumpa, czy obalać pustosłowie o "Don Kichotach", ale byłaby to strata czasu.
O tych sprawach wielokrotnie pisałem na blogu.
Opinia wyrażona w ostatnim zdaniu, jest tak rażącym objawem zniewolenia i antypolskiej "dialektyki", że wyklucza poważne traktowanie autora.
Czy autor myśli że w Polsce istnieje "ukryta większość" której wyraz woli często przypisywany jest do zwycięstw w wielkiej brytani czy za oceanem w tamtejszych demokratycznych igrzyskach? Jeśli tak, czy autor ma na myśli dotarcie i zorganizowanie owej ukrytej większości mówiąc o dlulgim marszu? Jeśli nie, czy autor ma na myśli odbudowę struktur Niepodległej od nowa?
OdpowiedzUsuńzagubiony,
UsuńAutor nie ocenia realiów III RP poprzez retorykę tzw. politologów,polityków, żurnalistów, itp. szamanów, zatem określenie "ukryta większość" - rozumiane jako grupa "elektoratu do zagospodarowania", jest mu obce.
Pisząc o długim marszu, autor zawsze i wszędzie ma na myśli budowę autentycznych elit i odzyskanie Niepodległej.
Nie trzeba do tego "ukrytej większości" ani wiary w "procesy demokratyczne", lecz silnych, wybitnych osób, które udźwigną ciężar odpowiedzialności.
Wszyscy wybraliśmy
OdpowiedzUsuńWybraliśmy przyszłość – szepnął mi znajomy
Ja mu odrzekłem, że wciąż wybieramy
Jedni – swym głosem do urny wrzuconym
Drudzy - bojkotem los swój zatwierdzamy
Ścieżek jest wiele, kto jak chciał postąpił
Wybrałeś urnę, spokojna twa dusza
A także prawo, każdemu kto wątpił
Kneblem bierności zasznurować usta.
Dla tych co prawda jest jeszcze wartością
Dla tych co pamięć im nie chce szwankować
Zostało życie z tą dziwną wolnością
Którą przed ludźmi dziś już trzeba chować.
Opluj! Ofuknij! Nie może mieć racji
Ktoś, kto wyroki większości podważy!
Żyjemy dzisiaj przecież w demokracji
Dzielny suweren tu stoi na straży!
Bojkotowałeś wyrok świętej urny?
Przecież rozumu w tym nie ma żadnego,
Nie masz dziś głosu psycholu ty durny
Wyklęty zostałeś z domu rodzinnego.
Wyklęty zostałeś także z towarzystwa
Do wypowiedzi prawo masz zabrane
Sam pokazałeś, że jesteś faszysta
Takich łajdaków my nie popieramy!
Wybraliśmy wszyscy – każdy to co ceni
Spokój, pieniądze, władzę, żłobu dostęp
Prawda i Wolność przegnane do sieni
Czy taka dziś musi być cena za postęp?
... czytajac ostatnie zdania tekstu Autora na mysl przyszlo mi wersety z Biblii o waskiej i szerokiej drodze oraz o ilosciach tych ktorzy krocza po nich. Podobno 3 % spoleczenstwa jest zdolna do przeprowadzenia zmian na "lepsze". Wolnych i zdecydowanych obywateli.
OdpowiedzUsuńWchodźcie przez ciasną bramę, bo przestronna brama i szeroka ta droga, która wiedzie do zguby, a wielu jest tych, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna brama i wąska droga wiodąca do życia! Nieliczni są ci, którzy ją znajdują.
Witam.
OdpowiedzUsuńPanie Aleksandrze.
Przeniosłam się w czasie. Do roku 2014 (wybory parlamentarne) . A konkretnie do mojej rozmowy z Panem.
https://bezdekretu.blogspot.com/2014/11/ruskie-serwery-i-swojska-gupota.html#comment-form
Brzdęk! I jest październik 2019!
Teraz wracam do żałosnych realiów, do powyborczego października 2019. Myślę sobie, że jeśli prezes Pis a i jego kolesie z frakcji (zresztą całe to towarzystwo wtłoczone w system IIIRP, od jawnych po tajnych komuchów, tych od lewa do prawa i z powrotem)… jeśli wówczas czytali ten nasz dialog, to musieli mieć z nas, dialogujących niezłą BEKĘ. Zaśmiewali się pewnie z nas jak norki. Kopali się w kostki pod stołem. Skoro wiedzieli, na jakim etapie jest najbardziej niezależna i przenikliwa myśl polskich patriotów, to ONI sukcesorzy IIIRP mogli mieć na nas - wówczas i dziś – wyjebane!
(Przepraszam za użycie wulgaryzmu. Użyłam go jednak, dlatego bo idealnie pasuje. Tego słownictwa używał w mojej wsi wiejski prymityw, kiedy chciał mi powiedzieć, że mogę mu naskoczyć!)
Czyż nie tak? Raz na 4 lata wyciągają nas z szamba, byśmy mogli pójść zagłosować w nadziei, że szambo pod wpływem postawienia „X” zmieni się w źródlaną wodę. Nic się nie zmienia, wlewają nas do szamba i tak do następnego… za 4 lata w nadziei, że...
Tak przesuwają nas/ przetasowują nas jak Norbiego z Brzozowskim. Trochę w „Jaka to melodia?” a potem trochę w „Kole fortuny”. I z powrotem!
Odrutowali mnie dawno temu,
OdpowiedzUsuńPróbują gnoić,
Muszę się z NIMI użerać,
Zamknęli mi usta,
INNI - przerabiają symbol MOJEJ WIARY- KRUCYFIKS - w menorę,
W przypływie "Bożonarodzeniowej otwartości" - w "laleczkę",
Nie ma oparcia w KOŚCIELE,
(idź do kościoła - spotkasz diabła)
Lucyfer świętuje
Kurestwo panoszy się wszędzie.
Muszę spożywać ICH strawę,
Ale żyć trzeba,
Czy aby na pewno?
Gdyby istniała możliwość wyłączenia się...
Tylko głos Dziadka nieustannie brzmi:
"... bić kurwy i złodziei..."
Nie poddam się nigdy!
AMEN