sobota, 14 września 2019

BOJKOT JEST PO TO BY POCZUĆ SIĘ WOLNYM...


Wielu naszych rodaków stanie wkrótce przed dylematem: uczestniczyć, czy nie uczestniczyć w farsie zwanej wyborami, a jeśli uczestniczyć – na kogo oddać głos i jak wykorzystać jedyny dzień, gdy III RP pozwala nam wcielić się w rolę „suwerena”?
Przyznaję – z perspektywy, w jakiej oceniam dziś sprawy polskiej, zadziwiający to dylemat.
Podobny rozważaniom człowieka, który wiedząc, że przedmiot pochodzący z kradzieży został celowo zniszczony i pozbawiony swoich właściwości, deliberuje nad zakupem tego przedmiotu, a nawet utrzymuje, że ów akt desperacji doprowadzi do magicznej przemiany i naprawy rzeczy bezużytecznej.
Pamiętając jednak, że w latach ubiegłych sam byłem w sytuacji owego człowieka, a w partii Kaczyńskiego próbowałem dostrzegać środowisko godne uwagi i wsparcia, staram się zrozumieć taką postawę, a ludziom stojącym przed trudnym wyborem przedstawić racjonalne argumenty.
Zostały zapisane na tym blogu w wielu tekstach, w szczególności, w cyklu artykułów pod wspólnym tytułem „PO CO DEMOKRACJA?”.
Chciałbym zebrać istotne fragmenty z tych i kilku innych tekstów oraz z zamieszczonych pod nimi komentarzy, by – właśnie w tym okresie, przedstawić Państwu przedwyborczą „ściągę”.
Z nadzieją, że to przypomnienie okaże się przydatne w rozmowach i sporach na temat udziału w „wyborach”, a zawarte tu argumenty, będą pomocne w podjęciu mądrej decyzji.
Prawda – długi to tekst, ale też waga tematu niemała.


***


Najmocniejszym ogniwem łańcucha, na którym „ojcowie założyciele” III RP uwiązali miliony moich rodaków, jest przeświadczenie, że tylko demokracja i tylko narzędzia narzucone podczas mistyfikacji początku lat 90. mogą wyznaczać drogę polskiej państwowości i decydować o naszym losie.
To genialne w swojej prostocie fałszerstwo, nie ma sobie równych w dziejach współczesnej Europy , a poprzez analogię z państwem Putina, nieomylnie wskazuje źródło i zakres inspiracji.
Tylko w III RP i tylko w Rosji wmówiono obywatelom, że przepoczwarzone reżimy komunistyczne dobrowolnie przyjęły reguły demokracji i uznając wolę suwerena podczas tzw. wyborów powszechnych, wkroczyły na drogę ewolucyjnych przemian.
Od czasu, gdy komuniści dostrzegli, że kontrolowany system demokratyczny w niczym nie zagraża ich władzy, „transformacja ustrojowa” stała się wygodną metodą zrzucenia starej formy komunistycznej i zastąpienia jej nową.
W efekcie - to, czego w czasach PRL-u, nie udało się dokonać przy pomocy zbrodni, terroru i ordynarnej propagandy, stało się możliwe dzięki porozumieniu namiestników Moskwy z kolaborantami i przeprowadzeniu kilku gier operacyjnych, wiodących do „okrągłego stołu”.
Operacja zakończyła się powodzeniem, a jej finalnym efektem stała się „III Rzeczpospolita” - nazwana w dokumentach SB „państwem socjalistycznym nowego typu”.
       Dokonana 31 grudnia 1989 roku, przez tzw. Sejm kontraktowy, zmiana nazwy państwa i jego godła, miała wyłącznie wymiar symboliczny. Nie oznaczała zerwania formalnoprawnej więzi z okresem okupacji sowieckiej i konserwowała historyczną i personalną spuściznę PRL. Nigdy też nie przyjęto ustawy o restytucji państwa polskiego i nie odważono się wskrzesić Konstytucji II Rzeczpospolitej z 1935 roku.
U podstaw tworzenia fałszywych alternatyw i schematu politycznego III RP, leżała dyspozycja szefa bezpieki:
"Służba Bezpieczeństwa może i powinna kreować rożne stowarzyszenia, kluby czy nawet partie polityczne. Ma za zadanie głęboko infiltrować istniejące gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym i wojewódzkim, a także na szczeblach podstawowych, muszą być one przez nas operacyjnie opanowane. Musimy zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i kierowania ich polityką" – instruował Czesław Kiszczak, podczas posiedzenia kierownictwa MSW, w lutym 1989 roku.
Nim rozpoczęły się rozmowy „okrągłego stołu”, instrukcje SB wskazywały na potrzebę „wspierania zwolenników konstruktywnego nurtu opozycji w naszym kraju, kosztem wyhamowania najbardziej agresywnych inicjatyw podejmowanych przez ekstremistów".
W ramach wydanych wówczas dyrektyw, inspirowano powstawanie nowych partii i środowisk politycznych, które wspierały proces esbeckiej „transformacji ustrojowej” oraz niszczono i marginalizowano tych, którzy nie godzili się na kontynuację komunistycznej sukcesji. Udział w tym procederze brali ludzie powiązani z policją polityczną PRL, którzy po roku 1989 przemienili się w biznesmenów, bankierów lub polityków. Istotną role powierzono również zgrai kapusiów i donosicieli, wyselekcjonowanych w ramach tzw.”opozycji demokratycznej” oraz hierarchom Kościoła.
Utworzona w ten sposób „reprezentacja narodowa”, miała zadbać o „prawidłowy przebieg procesów politycznych”, eliminując z życia publicznego przeciwników magdalenkowej zdrady oraz wspierając tych, którzy bez sprzeciwu przyjmowali status III RP.
Jeśli pamiętać, że II Rzeczpospolita wyłoniła się po latach wojny światowej, wymagała tysięcy ofiar i wielkiej daniny polskiej krwi, to ceną owej III RP (numeracja jest elementem fałszerstwa) był alkohol przelewany w Magdalence i zakulisowe ustalenia między esbekami i ich agenturą.
Zaiste - wartość tego państwa odpowiadała zapłaconej cenie.

       Wielu moich rodaków, zdaje sobie sprawę z przebiegu tych procesów i ma świadomość okoliczności, w jakich powstawało obecne państwo.
Niestety. Wiedza o przebiegu mistyfikacji z roku 1989, negatywna ocena realiów III RP, a nawet dostrzeganie setek najgłębszych patologii i „wspólnoty brudu”, łączącej partie systemowe – nie ma wpływu na zachowania milionów Polaków.
Nawet ci, którzy werbalnie deklarują sprzeciw wobec obecnego systemu, nadając sobie miano „antykomunistów”, „prawicowców” i przeciwników OS, nadal chcą wspierać układ rządzący III RP i uczestniczyć w utrwalaniu magdalenkowego szalbierstwa.
Postawę tych ludzi, można porównać do zachowania kogoś, kto wiedząc, że dom zbudowano na niezabezpieczonym wysypisku śmieci, a budujący popełnił morderstwo, by zagarnąć cudzą własność, uważa taki dom za godny zamieszkania, a nawet pomaga zatrzeć ślady przestępstwa.
Nie sposób bowiem zrozumieć, że ludzie deklarujący przywiązanie do tradycji „antykomunizmu” (w cudzysłowie, bo z postawą antykomunistyczną nie ma to nic wspólnego) oraz krytycznej oceny realiów tego państwa, utrzymują jednocześnie, że nadal będą uczestniczyli w farsie „wyborów” i oddają głos na którąś z partii i partyjek, powołanych w ramach mistyfikacji „pluralizmu politycznego”.
Tacy ludzie tłumaczą sobie, że jest to jedyny sposób na przeprowadzenie zmian w państwie, powołują się na sofizmaty o „wyborze mniejszego zła” lub „braku alternatywy” i są święcie przekonani, że wrzucając do urny świstek papieru, dokonują czynu na miarę patriotycznych powinności.
Otóż – taka postawa, nie tylko nie ma nic wspólnego z troską o sprawy polskie, ale jest najgroźniejszym, bo aktywnym sposobem umacniania wszelkich patologii i rodzajem współuczestnictwa w szalbierstwie.
Głupota tych ludzi i – nie waham się napisać, ich moralne i intelektualne ograniczenie, jest niewytłumaczalne na gruncie racjonalnej wiedzy i nie da się usprawiedliwić żadną dialektyką.
Jeśli decyzje dokonywane przez nich odrzeć z emocji i kalek propagandowych, jeśli zażądać rozumowego uzasadnienia aktu uczestnictwa w „wyborach”, może się okazać, że pustka stanie się nazbyt dojmująca, a niektórzy uświadomią sobie skalę własnego zniewolenia.
Tacy staną wobec podstępnego dylematu.
          PiS albo PO, Kaczyński lub Tusk, Duda albo Komorowski, prawica bądź lewica – każde z tych zestawień, funkcjonujących na co dzień w realiach III RP, tworzy fałszywą alternatywę i jest elementem mitologii pustoszącej umysły Polaków.
Każde z nich powstało po to, by w stanie nienaruszonym zachować status sukcesji komunistycznej i zagrodzić nam drogę do Niepodległej.
Ludzie, którzy chętnie sięgają po takie zestawienia, by usprawiedliwić własną niemoc i wybory dokonywane podług tej mitologii, są zakładnikami systemu stworzonego przy „okrągłym stole” i - choćby deklarowali sprzeciw rzeczywistości-postępują zgodnie z intencją magdalenkowych szalbierzy.
Ci ludzie ignorują prawdę o fundamentach dzisiejszego państwa i o metodach, jakimi narzucono obecny system polityczny. Ignorują ją w przeświadczeniu, że upływ czasu doprowadził do cudownej konwalidacji „grzechów pierworodnych” i zniwelował atrybuty nadane przez „ojców założycieli”.
Tymczasem - bez uwzględnienia tych okoliczności i solidnej refleksji historycznej, deliberowanie o „alternatywach” lub „wyborach mniejszego zła”, przypomina bełkot idioty.
Nie można bowiem pogodzić stwierdzenia, że „okrągły stół” był antynarodowym paktem, wiedzy o fałszerstwach wyborczych i świadomości – kto i jakimi metodami narzucił nam system III RP, z tezą, jakoby uczestnictwo w kolejnej farsie wyborczej miało obalić sukcesję komunistyczną.
Nie da się mówić o wolnej Rzeczpospolitej, czcić pamięci Żołnierzy Niezłomnych i przyznawać do tradycji Niepodległej, a jednocześnie utrzymywać, że dziedzictwo komunistyczne, pod nazwą III RP jest państwem prawa i demokracji, w którym wola suwerena decyduje o naszej przyszłości.
Nie sposób uzasadnić postawy, w której wiedza o sfałszowanych wyborach z roku 1989 i stworzonym wówczas, zamkniętym obiegu politycznym, o rozlicznych oszustwach wyborczych („te wybory zostały sfałszowane”- J.Kaczyński w 2014), obecności pokomunistycznej kasty sądowej oraz instytucjach narzuconych nam w czasie okupacji sowieckiej (Trybunał Konstytucyjny, Rzecznik Praw Obywatelskich, Państwowa Komisja Wyborcza) - prowadzi do konkluzji, że nadal warto iść do urny i wzmacniać obcy Polakom system.
       Jeśli ktoś ma świadomość – jak powstawała III RP, jak budowano jej polityczne podstawy, kreowano „autorytety” i fałszowano wybory, jeśli widział zaprzaństwo ówczesnych „elit” i dostrzegał zamysł oszukania Polaków – jakże może dziś twierdzić, że konstrukcję tego państwa można zmienić przy pomocy demokratycznych mitów?
Tych samych mitów, które u zarania wymyślili „ojcowie założyciele”: budując partie polityczne – pod dyktando szefa bezpieki i organizując taki system wyborczy, który wykluczał siły przeciwne paktowaniu z komunistami i utrzymywał nadzór nad procesami wyborczymi w rękach pokomunistycznych klanów.
Nie można też utrzymywać, że kolejne „wybory coś zmienią”, bo taki przypadek nigdy nie miał miejsca w 30-letniej historii tego państwa, a obecna władza, z którą wielu łączyło nadzieje, nie tylko nie zlikwidowała żadnej patologii, ale nie pozbawiwszy Obcych wpływu na sprawy polskie, kazała ich nazywać „opozycją” i budować z nim fałszywą „wspólnotę narodową”.
Jeśli dla kogo 30 lat to za mało, by zrozumieć logikę mitologii demokracji - trzeba uznać swoją kapitulację umysłową i nie narzucać błędów innym.
        Tym bardziej, nie sposób zaakceptować opisywanej tu postawy, że na przestrzeni trzech dekad nie było wydarzenia, które doprowadziłoby do konwalidacji tworu powołanego w Magdalence: nie zmieniono tzw. konstytucji III RP – nawiązującej wprost do ustawy zasadniczej PRL-u, nie oczyszczono życia publicznego z postaci służących okupantowi i nie zerwano ciągłości personalno-instytucjonalnej z okresem komuny.

Mogło się wydawać, że cztery lata „dobrej zmiany”, spośród 30 lat podobnych „eksperymentów” , to dość, by otrzeźwić ludzi głosujących na partie systemowe i zmusić ich do refleksji.
Najwyraźniej i tego mało.
Żadna z „demokratycznie” wyłonionych grup politycznych, powoływanych przez te same persony, choć pod zmiennymi szyldami, nie dąży dziś do obalenia porządku ustalonego w roku 1989, a J. Kaczyński, którego bezmyślni wazeliniarze mają czelność porównywać do Józefa Piłsudskiego, złożył niedawno historyczne homagium:
„Nie wpisuję się w opowieść mówiącą, że Okrągły Stół był jakimś spiskiem. Okrągły Stół był posunięciem z punktu widzenia ówczesnej sytuacji właściwym, trzeba było po prostu jakoś odtworzyć nasze siły”.
Ludzie, którzy ulegną namowom tego polityka i na wezwanie „zaufajcie” pobiegną do urn – działają, de facto, na rzecz umocnienia patologii III RP i są wspornikiem sukcesji komunistycznej.
Jeśli ktoś wie – jak powstało to państwo i przez kogo zostało stworzone, musi też przyjąć, że każda forma udziału w farsie zwanej „wyborami”, każdy głos, oddany na tą czy inna systemową partyjkę, której działacze odgrywają „pluralizm polityczny", przynosi szkodę sprawie polskiej i oddala nas od Niepodległej.
Nie ma znaczenie – czy będzie to partia X, bądź partia Y.
Skoro działa w ramach systemu III RP i akceptuje reguły, narzucone na początku lat 90., jeśli mami zwolenników wizją „parlamentaryzmu” i obiecuje reformy sprowadzone do „pudrowania trupa” - jest grupą zwolenników obecnego status quo.
Nie o koloryt partii tu chodzi, lecz o zasadę, która więzi nas w mitologii demokracji.
Nie ma też żadnego, racjonalnego argumentu, by utrzymywać, że wybór dokonany w realiach obecnego państwa, w ramach fałszywej alternatywy, doprowadzi do upadku komunistycznej sukcesji.
Jeśli ktoś z wyznawców partii rządzącej zna taki argument – proszę o jego wyjawienie.
Stanę do dyskusji.
W tekście „FAŁSZYWA ALTERNATYWA – 1 DIAGNOZA „ z kwietnia 2018 r. napisałem:
Powszechnie dziś stosowany argument, jakoby wybory powszechne były „świętem” wolnego państwa lub miały świadczyć o demokratycznym charakterze III RP – jest głęboko niedorzeczny.
Jeśli na początku tej pseudo-państwowości stworzono reguły uniemożliwiające działanie anty systemowej opozycji, jeśli z życia publicznego wyrugowano autentycznych antykomunistów i przeciwników „pojednania” z bandytami - każde kolejne wybory były farsą.
Przypomnę, że w roku 1947 sfałszowano wybory, by (formalnie) mogli wygrać je komuniści. Dokonano tego poprzez terror, liczne zabójstwa polityczne, jawne i utajnione fałszerstwa. Ten przestępczy proceder, dał podstawę do legalizacji okupacji sowieckiej i uznania owej niby-państwowości przez kraje „wolnego świata”.
W roku 1989 również sfałszowano wybory, by do ówczesnego Sejmu mogli wejść komuniści. Przez kolejne dwa lata systematycznie marginalizowano i niszczono wszystkie osoby i ruchy społeczne, które były przeciwne zdradzie „okrągłego stołu”, doprowadzając w efekcie do sytuacji, gdy na scenie politycznej pozostali tylko wyznawcy legalizmu III RP oraz ludzie zarządzani przez komunistyczną bezpiekę.
Wówczas dokonano legalizacji owej pseud-demokracji, organizując w roku 1991 wybory, zwane do dziś „wolnymi”. Nie mogły jednak być wolne, bo dopuszczono do nich tylko wyselekcjonowanych polityków i tylko te partie, które sankcjonowały system polityczny. Nie miały nic wspólnego z wolnym wyborem, bo miliony naszych rodaków zostało już zainfekowanych retoryką „Gazety Wyborczej” i pomniejszych ośrodków propagandy, w których forsowano okrągłostołowe sofizmaty i „jedynie słuszne poglądy” na sprawy polskie.
Odtąd wystarczyło kontrolować mechanizmy życia publicznego, a sam proces wyborczy oprzeć na reżimowych instytucjach (PKW, sądy, ośrodki propagandy) - by pozwolić sobie na organizowanie dowolnych „świąt demokracji”. Nie stanowią one zagrożenia, bo w przestrzeni politycznej III RP nie ma miejsca na postulat obalenia porządku magdalenkowego i twardej rozprawy z komunistyczną sukcesją.
Powiedzieć zatem - „wolne” o wyborach z 1991 roku, to tak samo, jak nazwać „wolnymi” kolejne farsy wyborcze PRL”.

          Jestem w stanie zrozumieć, że dla większości moich rodaków, refleksja nad nieodległą historią, wydaje się niedostępna. Tak dalece „sformatowano” nasze umysły, że nauczono nas żyć wyłącznie sprawami bieżącymi i nie pamiętać tego, co było przed tygodniem, rokiem czy dekadą.
Tacy jednak nie powinni zwać się „patriotami”, bo wiedza o tym, co było, stanowi nierozerwalny element troski o sprawy polskie. Bez niej, nie da się wiedzieć – co będzie, ani ocenić współczesnych realiów.
Kto więc bezmyślnie odrzuca wiedzę o genezie III RP i twierdzi, że dojście PiS do władzy stanowiło jakąś historyczną cezurę, poza którą „demokracja” uwolniła się od ciężaru przeszłości, a instytucje tego państwa zaczęły służyć suwerenowi, ignoruje prawdę materialną i historyczną.
Bo jedno jest pewne. Z prawdziwą demokracją - jak z niepodległością: jest lub jej nie ma.
Nie istnieje stan, który można określić mianem pół lub ćwierć demokracji, jak nie można mieć pół lub ćwierć niepodległości. Tam, gdzie się kończą, mówimy o jawnej lub skrywanej tyranii, o dyktaturze, totalitaryzmie lub anarchii.
I tu pojawia się pierwszy problem z tzw. „demokracją” III RP.
Wyznawcy tej mitologii utrzymują bowiem, że istniejąca w tym państwie „demokracja” jest (tu: w zależności, która partia sprawuje rządy): ułomna, zagrożona, wadliwa, kwitnąca, fasadowa. Nietrudno dostrzec nonsens w tej fałszywej gradacji, bo przymiotniki te (ze względu na status demokracji) nie mogą opisywać rzeczywistości, lecz wyrażają subiektywne odczucia lub anonsują partyjną retorykę.
Ten partyjny bełkot, dowodzi natomiast jednej rzeczy: zdaniem grup zarządzających III RP, demokracja istnieje wtedy, gdy one sprawują władze i zanika natychmiast, gdy władza zostanie utracona.
To, z kolei, powinno nas prowadzić do konkluzji, że rządy PO-PiS-PSL-SLD itd. nie mogą mieć nic wspólnego z autentyczną demokracją, a jej nazwa jest wykorzystywana przez partyjnych szalbierzy dla zapewnienia sobie osłony propagandowej.
Gdyby było inaczej, demokracja nie mogłaby znikać w chwilę po ogłoszeniu tzw. wyników wyborczych ani pojawiać się natychmiast, gdy „nasi” przejęli władzę.
Ludzie partii systemowych traktują więc demokrację, w identyczny sposób, jak traktowali ją komuniści - nadając swoim rządom miano „demokracji socjalistycznej”.
Użycie tego określenia ma zapewnić im „mandat społeczny” i usprawiedliwić draństwa dokonywane w imieniu „suwerena”.
Kolejny problem pojawia się wtedy, gdy dostrzeżemy proweniencję najzagorzalszych obrońców systemu III RP.
Człowiek rozumny zadałby pytanie: jak to możliwe, że największymi rzecznikami owej „demokracji” są ludzie partii komunistycznej i ich mentalni sukcesorzy, że bronią jej rozmaici kapusie i donosiciele, wychwalają esbecy i kanalie służące okupantowi?
Dlaczego właśnie takie postaci najmocniej krzyczą „w obronie demokracji” i na wszelkie sposoby wycierają sobie gęby odmianą tego słowa? Czy wolno wierzyć, że ludzie ci przeszli cudowną metamorfozę i ze zgrai prymitywnych zamordystów i pospolitych drani, stali się głosicielami „woli suwerena”?
Jeśli wierzyć nie wolno, a ludziom rozumnym, nawet nie wypada, odpowiedź może być jedna: to, czego bronią tacy ludzie, nie jest żadną demokracją lecz jej erzacem, który ma zapewnić trwałość sukcesji komunistycznej i osłonić dyktaturę ciemniaków.
Po raz trzeci napotkamy problem, gdy spróbujemy dostrzec fundament, na jakim wspiera się owa „demokracja”. Nie mam na myśli „fundamentu ideowego”, bo taki – ze względu na niemożność jednoznacznego zdefiniowania demokracji istnieć nie może, lecz fundament ustrojowy. Praktykowanie demokracji pośredniej (a taką dziś najczęściej spotykamy) wymaga, by władza polityczna sprawowana była poprzez wybieranych przez suwerena (społeczeństwo) przedstawicieli. To zaś oznacza konieczność organizowania tzw. wyborów powszechnych, podczas których suweren ma możliwość wyrażenia swojej nieskrepowanej woli.
Nietrudno zauważyć, że aranżowanie takich „wyborów” jest głównym i podstawowym fundamentem „demokracji” III RP. Ponieważ organizują je instytucje powołane przez „ojców założycieli” (prezydent, PKW), a nadzór sprawują gremia najzagorzalszych zwolenników (tzw.”sądy”), zagrożenie popełnienia „błędów systemowych”- czyli wyboru przeciwników systemu, zostało ograniczone do minimum.
Mając w pamięci trzy dekady tej państwowości i ogrom ujawnionych patologii, owe „wybory powszechne” można uznać za jedyny element „demokracji” ustanowionej przy „okrągłym stole”.
A skoro pamiętamy, że pod tym pojęciem kryje się władza „naszych” nad „waszymi”, wolno twierdzić, że „wybory” służą wyłącznie grupom zarządzającym tym państwem.
Gdyby ich nie organizowano, nie miałaby miejsca rotacja imitująca pluralizm, a spory „naszych” z „waszymi” nie mogłyby udawać „różnic politycznych”.
Ponieważ organizacja wyborów powszechnych, nie może być uważana za atrybut demokracji (urządzano je w PRL-u, urządza dziś w Chinach, Rosji i innych państwach totalitarnych), trzeba uznać, że jest to fundament głęboko niewiarygodny.
Przede wszystkim, ze względu na możliwość fałszerstw, tak powszechnych w III RP. Wbrew oficjalnej narracji, która każe postrzegać fałszerstwa w kategorii „błędów”, są one naturalnym i logicznym następstwem reguł ustanowionych na początku tej państwowości i wynikają z „pragmatyki” procesu wyborczego.
Bo jeśli nie można dopuścić, by po władze sięgnęli przeciwnicy systemu, fałszerstwo należy do głównych instrumentów regulacji. Tak było w czasach PRL i tak jest obecnie.
Fakt, że w dziejach tego państwa nie znajdziemy przykładów śledztw i dochodzeń dotyczących fałszerstw wyborczych i nikt nie poniósł z tego tytułu odpowiedzialności, doskonale uwidacznia systemową logikę.
Czwarty problem z ową „demokracją”, dotyczy atrybutu przymusu, konieczności. Zwracałem już uwagę, że w konstytucji III RP (wzorem PRL-u), zawarto zasadę konstytucyjną, rozstrzygającą o kształcie ustrojowym tego państwa: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.
W sposób oczywisty nawiązuje ona do normy art. 1.1. tzw. „konstytucji PRL”: „Polska Rzeczpospolita Ludowa jest państwem demokracji ludowej”.
Warto przypomnieć, że takich „zasad konstytucyjnych” próżno szukać w ustawach zasadniczych II Rzeczpospolitej.
Zapisy te oznaczają, że jedynym, dopuszczalnym w III RP ustrojem politycznym oraz jedyną formą sprawowania władzy – jest demokracja.
Nieprzypadkowo mamy do czynienia z przymusem ustrojowym.
Wprowadzenie takiego przymusu w konstytucji PRL świadczyło, że namiestnicy Moskwy nie dostrzegali niebezpieczeństw z praktykowania owej demokracji. Ani „wybory powszechne” ani „pluralizm partyjny”, o parlamencie i mediach nie wspominając, nie stanowił takiego zagrożenia. Póki była to „demokracja socjalistyczna” - ustanowiona według reguł farsy wyborczej z roku 1947 i nadzorowana przez instytucje okupacyjne, nie zagrażała interesom komuny. Przeciwnie – parodiowanie mechanizmów demokratycznych, pozwoliło najeźdźcom uzyskać status legalizmu w oczach „wolnego świata”, a przez kolejne dekady umacniało przekonanie, że żyjemy w państwie polskim.
Ta „demokracja socjalistyczna”, tak dalece stała się mitem służącym zniewoleniu Polaków, że na potrzeby uwierzytelnienia antypolskiego paktu zdrajców z bandytami, uknuto zgrabny termin „opozycja demokratyczna”.
Identyczną praktykę zastosowali „ojcowie założyciele” III RP, wprowadzając swoją zasadę ustrojową. Oparto ją na sfałszowanych wyborach z roku 1989 i umocniono podczas farsy z 1991 roku, gdy z życia politycznego wyrugowano już wszystkich przeciwników „okrągłego stołu”, a system wyborczy oparto na instytucjach pokomunistycznych.
Dzięki tym mistyfikacjom, państwa „wolnego świata” okrzyknęły III RP krajem wolnym i suwerennym, a Polacy uznali ją za Niepodległą.
Dochodzimy tu do ważnej, historycznej konkluzji, której wydźwięk powinien definitywnie przeciąć mrzonki o możliwości przemiany sukcesji komunistycznej w wolna Rzeczpospolitą.
Bo jeśli „transformacja ustrojowa”, była procesem rozpisanym na lata i wymagała wdrożenia złożonych kombinacji operacyjnych oraz angażowania gigantyczny środków, jeśli to państwo zbudowano na fundamencie sowieckiej strategii, przy udziale agentury i policji politycznej, metodą zdrady, szantażu, zabójstw i kłamstw - jak można przypuszczać, że ten patologiczny stan posiadania upadnie pod naporem procesów demokracji ?
Niedorzeczna jest myśl, jakoby zdobycze tej sukcesji – materialne, polityczne i strategiczne, w wymiarze korzyści osobistych oraz globalnych celów komunistycznej strategii podstępu i dezinformacji, można było odebrać mocą karty wyborczej i legalnych mechanizmów demokratycznych.
Wiara, że spuściznę komunizmu można zniszczyć, tworząc tu jakieś partyjki i podejmując gry w ramach „demokracji parlamentarnej”, jest sprzeczna z wiedzą na temat historii, ze znajomością metod bezpieki i prawdą o genezie tego państwa.
To, co powstało na fundamencie siły, bezprawia i zbrodni, nie da się pokonać na drodze „konsensusu” i „pokojowych przemian”.
Nie po to przeprowadzono szereg skomplikowanych operacji, dokonano licznych zabójstw (zbrodnia założycielska) i zaangażowano tysiące agentów, by efekt tych działań został anulowany z woli wyborców.
Być może, historycy wolnej Polski udzielą kiedyś odpowiedzi na pytania, jakich nie odważą się postawić współcześni badacze: skąd wzięła się demokracja w państwie powstałym na fundamencie tworu niesuwerennego, założonego i zarządzanego przez okupanta?
Czy mogła się narodzić w społeczeństwie zniewolonym dyktatem ciemniaków, bandytów i medialnych terrorystów?
Jak udało się jej przetrwać w kraju, którego władze paktowały z wrogim mocarstwem przeciwko własnemu prezydentowi i współuczestniczyły w działaniach zmierzających do zamachu?
Gdzie schroniła się, podczas setek aktów zamordyzmu i nieprawości ze strony reżimowych polityków, służb, policji i sądów III RP?
W tym kontekście, pojawia się też pytanie, na które żaden z namaszczonych przez "elity" mędrców nie waży się odpowiedzieć: kiedyż to doszło do konwalidacji sukcesji komunistycznej w polską państwowość?
Jakie wydarzenia, sytuacje, fakty sprawiły, że realia okupacji sowieckiej zmieniły się w wolne i niepodległe państwo?
Na takie pytania, mitolodzy III RP nie udzielają odpowiedzi.
         Dlatego komunizm nigdy nie wykazywał lęku przed demokracją, a trafnie rozpoznając ograniczenia tego najgorszego ustroju, potrafił wykorzystać go dla własnych celów.
Ufny w moc propagandy i semantycznego terroru, zaopatrzony w wasalne media, sterowalne instytucje i rzesze agentury, mógł sobie pozwolić na organizowanie dowolnych „świąt demokracji” i odgrywanie spektakli na użytek głupców z Zachodu.
Ci ostatni – wzorem zdrajców sprawy polskiej z lat powojennych, z ulgą przyjmowali „demokratyczne przemiany” zbrodniczego systemu i chętnie zaakceptowali nową formułę zniewolenia Polaków.
Tylko ludzie nieznający najnowszych dziejów, ignorujący prawdę o „pojałtańskim porządku”, mogą zachłystywać się pustosłowiem zachodnich polityków, a w przyjęciu III RP do NATO i UE postrzegać dowód niepodległości tego państwa.
Jest to niepodległość tej samej miary, jaką praktykowała PRL – przyjmowana przecież w poczet wszelakich gremiów i organizacji międzynarodowych.
Ci, którzy świadomie przeżyli ostatnie dekady, powinni też wiedzieć, że demokracja przed niczym nie chroni. Nie tworzy bariery przed nadużyciem władzy, nie zabezpiecza przed patologią. Nie broni praw słabych i odrzuconych, nie leczy krzywd i ran.
Nie daje też cienia satysfakcji ofiarom i rzadko piętnuje sprawców.
Jeśli 30 lat praktykowania tego mitu, nie zaszkodziło bandytom z bezpieki, nie wyrugowało czerwonych „sędziów” i partyjnych funków, jeśli przez ten czas nie usunięto żadnej choroby społecznej, a przeciwnie – nabyto dziesiątki nowych i umocniono patologiczne zjawiska, jest w tym prawidłowość, której nie wolno ignorować.
Ta bowiem cecha mitu demokratycznego, która pozwala zakonserwować status quo, jest ważną przesłanką przydatności i wiernie służy celom strategii podstępu i dezinformacji.
Demokracja pozwala też zaspokoić najniższe aspiracje społeczne i wykorzystać kompleksy tych, którym kartka wyborcza wydaje się narzędziem tak doskonałym, że z imbecyla stworzy mędrca, a głupca namaści na „suwerena”.
Komuniści dawno dostrzegli, że naszym rodakom wystarczą erzace „ludowładztwa” i miraże „państwa prawa i demokracji”.
Warunkiem skuteczności jest wizja „pełnej michy” i zaspokojenie elementarnych potrzeb materialnych.
To jeden z powodów przeprowadzenia tzw.”reformy Balcerowicza”, której najważniejsza korzyść polegała na sprowadzeniu naszych aspiracji do spraw bytowych oraz wyhodowaniu swoistej „klasy biedoty”, całkowicie zależnej od państwowego rozdawnictwa.
Nie przypadkiem – na tej właśnie "klasie" bazuje dziś partia Kaczyńskiego i socjalistycznym rozdawnictwem umacnia jedną z najgroźniejszych patologii.
            Dlatego ofiarami mitu demokracji, są zwykle ludzie najmniej zaangażowani w sprawy polskie, ale też wszelkiej maści konformiści i internetowi „bojownicy”, którzy z udziału w farsie wyborczej i doświadczaniu emocjonalnego „patriotyzmu”, uczynili sposób na rozgrzeszenie własnych kompleksów i ograniczeń.
Dla takich ludzi, postulat bojkotu „wyborów” ma cechy absurdu i kojarzy się z wizją przejęcia władzy przez PO,”Wiosnę” itp. formację.
Tym ludziom obca jest znajomość historii najnowszej i refleksja nad systemem tego państwa.
Ufni w słowa medialnych szalbierzy, gotowi są wierzyć, że powierzenie brukselskich stołków kilku partyjnym cwaniakom, otworzy przed nami świetlane perspektywy, a kolejne czterolecie władzy PiS, uczyni z III RP światową potęgę.
Tacy ludzie nie przyjmą prawdy, że „wygrane wybory” nie wywołują zmian w patologicznej strukturze III RP – czego w pełni dowiodły „zwycięstwa” z roku 1991, 2005, 2015.
I wywołać nie mogą, bo logika systemu tego państwa polega na dopuszczeniu do takich „reform” i „modyfikacji”, które nie naruszają fundamentów sukcesji komunistycznej.
Dlatego w każdej farsie wyborczej, musi być „marchewka dla ludu” - czym w roku 2015 była prezydentura Dudy i wygrana PiS, oraz „kij na radykałów”, w postaci wysokiego wyniku tzw.”opozycji”. Taka konstrukcja pozwala zadowolić oczekiwania „większości”, rozgrzeszyć niemoc rządzących i wytłumaczyć setki zaniechań.
Jeśli pojawiają się „polityczne anomalie” - jak w roku 1992, w postaci rządu Jana Olszewskiego, w roku 2005 - prezydentury Lecha Kaczyńskiego, czy w 2015 – szefostwa MON, są szybko usuwane i korygowane przez „strażników systemu”.
Rzetelna refleksja na całym trzydziestoleciem tego państwa, pozwala stwierdzić, że roszady partyjne, dokonywane w ramach farsy wyborczej, nie mają większego znaczenia.
Cóż po tym, że kolejne „wybory” wygrałaby dzisiejsza „opozycja”, a w następnych zwyciężyłby PiS, skoro żadna z tych zmian nie może doprowadzić do zerwania z sukcesją komunistyczną?
Mijają dziesięciolecia i rosną nowe pokolenia Polaków, święcie przekonanych, że rządy Millerów i Kwaśniewskich, Tusków i Komorowskich, były rzeczą całkowicie naturalną, zgodną z wolą „suwerena” i „prawem demokracji”.
Ta aberracja - godna pióra Orwella czy Kafki, nie znajduje miejsca w myślach moich rodaków.

           Gdyby więc kogoś nie przekonywały racjonalne argumenty, niech przyjmie naukę doświadczenia, płynącą z trzech dekad uprawiania zgubnego mitu.
Co zmieniono w tym czasie, i jak dalece uwolniono nasz kraj z przekleństwa sowieckiej okupacji? W jakim miejscu jesteśmy – po 30 latach praktykowania tego oszustwa, jeśli nawet nazwy stołecznych ulic nie mogą honorować polskich bohaterów, a pospolita hołota wysługująca się okupantowi, zażywa dziś statusu „elity”?
Jakież to „dobre zmiany” nam zapewniono, skoro dewianci i Obcy narzucają Polakom sposób postrzegania rzeczywistości, a za głoszenie rzeczy prawych i oczywistych, grożą nam „konsekwencje prawne”?
W jakim zakresie uwolniono to państwo od wpływu obcych mocarstw, jeśli „reprezentanci narodu” - działając pod naciskiem ambasad i obcych polityków, dokonują zmiany obowiązującego prawa lub podejmują decyzje ze szkodą dla prawdy historycznej?
Wielu wyborców zdaje już sobie sprawę, że zostali oszukani przez partię Kaczyńskiego, że zadrwiono z ich nadziei i prawa do życia w państwie wolnym od dyktatu Obcych.
Ci, którym zawierzyli i których obdarzyli pełnią władzy, okazali się ludźmi słabymi, uwikłanymi i niezdolnymi do walki.
Jeśli tacy wyborcy tłumaczą dziś – pójdę na wybory, dam im jeszcze jedną szansę, bo nie ma alternatywy, nie tylko okłamują siebie, ale swoją postawą zachęcają innych do fałszu i dają dowód obojętności na sprawy polskie.
Bo skoro już wiedzą - z kim mają do czynienia, skoro rozpoznali, że PiS jest częścią systemu kłamstwa - i nadal nie potrafią powiedzieć „dość”, czy na pewno chodzi im o dobro Polski?
Jeśli uparcie i wbrew faktom identyfikują to dobro z interesem partii Kaczyńskiego i zamiast egzekwować własne oczekiwania, poddają je partyjnej retoryce – czy nie mylą dobra kraju z interesem jakiejś grupy politycznej?
Tkwi w tym lęk przed uświadomieniem sobie, że oto i ta „nadzieja” runęła, oto i ci politycy okazali się szalbierzami i poza populistycznym rozdawnictwem naszych pieniędzy, nie mają nic do zaoferowania ludziom upokorzonym dekadami tej niby-państwowości.

Gdy pisałem o wyborze albo-albo, nie była to czcza retoryka. Odrzucenie narzędzi mitologii demokracji, jest pierwszym, a nieodzownym krokiem do obalenia III RP.
Prawda – to państwo nie zatrzęsie się w posadach, gdy ileś tysięcy Polaków zbojkotuje farsę wyborczą.
Gdy jednak uczynią to ze świadomością zerwania więzów z systemem III RP, jeśli tą decyzją wyzwolą się z mitów i setek ograniczeń - będzie to jakość groźna dla fundamentów tego państwa.
Jakość, która nie dziś i nie jutro, ale z cała pewnością otworzy drogę do Niepodległej.
Bo bojkot wyborów nie jest celem samym w sobie. Nie jest po to, by „przegrał PiS”, a „wygrało PO” - bo taka alternatywa dotyka tylko niewolników.
Bojkot jest dlatego, by poczuć się wolnym i uczynić krok pierwszy, a uczyniwszy go, już nigdy nie zatrzymywać w miejscu zwanym III RP.
Nie mam wątpliwości, że czas rządów PiS przyniesie wielkie rozgoryczenie i gniew „twardego elektoratu” - tych wyborców, którzy poważnie potraktowali „przełom” roku 2015 i uwierzyli, że partia Kaczyńskiego chce obalić sukcesję komunistyczną.
Wielu z nich odwróci się w ogóle od spraw polityki, inni dostrzegą „alternatywę” w rozmaitych partiach narodowych lub zwrócą się w stronę sklecanych naprędce „trzecich sił” - zwykle inspirowanych przez ludzi służb.
Każdy z tych „wyborów” będzie daremny i bezużyteczny, każdy pozostanie bez wpływu na sprawy polskie.
Rozwiązaniem racjonalnym – bo adekwatnym do skali draństwa, jakim obdzielają wyborców kolejne ekipy rządzące, jest całkowity bojkot kolejnych „świąt demokracji”.
Racjonalnym tym bardziej, im mocniej zdajemy sobie sprawę z genezy tego państwa i logiki systemu politycznego, w którym nie ma i nie będzie miejsca dla ludzi głoszących obowiązek obalenia III RP i twardej rozprawy z komunistyczną spuścizną.
Bojkot byłby zaledwie początkiem.
Im więcej naszych rodaków zrozumie bezcelowość uczestnictwa w farsie wyborczej, tym rośnie szansa, że dobry potencjał tego sprzeciwu zostanie skierowany na drogę długiego marszu.
Z tego potencjału, może wyrosnąć autentyczny ruch społeczny – niekontrolowany przez państwo i niezależny od ograniczeń systemowych.
Ci ludzie – wzorem garstki „szaleńców” wyruszających onegdaj z Oleandrów, będą mogli odpowiedzieć na pytania dociekliwych: nie walczymy dla żadnego „zaborcy”, nie idziemy za „partią” ani pod obcą „flagą”.
Zmierzamy do Polski.

22 komentarze:

  1. Szanowni Państwo,

    każdy oddany głos to danie Obcym prawa do rządzenia w Polsce. Odbierzmy im to prawo.


    Nie ma znaczenia, gdzie postawisz X. Nie ma znaczenia, czy głos będzie ważny czy nie. Najważniejsze, że obok Twojego imienia i nazwiska jest podpis obecności - podpis akceptacji.

    Dla nich każdy głos to "dowód" przed innymi państwami, że ludzie akceptują system polityczny i to, co się dzieje w kraju.

    Co się stanie, kiedy frekwencja wyniesie 9% ? Zakładam a priori, że tyle są w stanie wyprodukować ich komisje.



    Z królewskim pozdrowieniem

    Ryszard X Niezwyciężony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Co się stanie gdy frekfencja wyniesie 9%?" A co miałoby się stać? Władza, najprawdopodobniej przypadnie tym, których wybrała większość z tych "9%".

      Usuń
  2. Proszę Państwa,

    Pan Aleksander przedstawił nam przedwyborczą „ściągę”. Jak "ściąga", to musi być pod ręką. Zrób to sam i bądź gotów dać odpór trolom ze wszystkich "zmian". Plik do wydrukowania jest tutaj: http://www.rodaknet.com/2019-sciaga-kieszonkowa-bojkot.pdf
    A zdjęcia jak wygląda gotowa "ściąga" można zobaczyć na TT i na stronie "Długiego marszu" http://www.dlugi.marsz.przeciwko.mitom.rodaknet.com/dm_odnotowane.html

    Pozdrawiam wszystkich gotowych "ściągać"
    dla dobra bojkotu świąt beneficjentów DemoKreacja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Panie Mirku! Serdecznie dziękuję za "ściągę" i za wielką pracę, kórą Pan wykonuje dla utrzymania BEZ DEKRETU. Pozdrawiam mile. :)

      Usuń
  3. Panie Aleksandrze,

    Dobrze, że Pan Mirek sporządził ściągę! :) Inaczej moglibyśmy się pogubić w gąszczu przytoczonych przez Pana argumentów PRZECIW GŁOSOWANIU! Podał je Pan chyba wszystkie - i będzie to cenna pomoc przy kontrargumentacji, jeżeli ktoś jeszcze ma siłę (i ochotę) na polityczne dyskusje. Uczciwie przyznaję: ja już nie mam.

    Jednak naprawdę wierzę w przebudzenie ludzi, dlatego patrzę na odgrywaną przed nami gorszącą groteskę z politowaniem, ale już bez irytacji.

    I na koniec: to nie odmowa uczestnictwa uczyni mnie wolną.

    Nie zamierzam brać udziału w fałszywym spektaklu, ponieważ JESTEM człowiekiem wolnym.


    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam.

    Czytam sobie takie coś.
    „Kolejnym złamaniem priorytetowych zasad demokratycznych wyborów stanowi zatwierdzanie ich wyniku bez wymogu uzyskania frekwencji nie tylko 51%, ale w ogóle jakiegokolwiek jej progu. Oznacza to ,że władza może się wybrać sama nawet przy 1% frekwencji, wbrew pozostałym 99%- owej większości polskiego społeczeństwa która np. nie ma na kogo głosować bo wg przepisów ordynacji nie może wystawić swoich przedstawicieli! Przykładem owego pojmowania demokracji , stanowiły ,,wybory’’ do euro -parlamentu, gdzie mimo ich totalnego bojkotu przez polskie społeczeństwo, ich ,,wynik’’ został zatwierdzony jako ważny przez system władzy przy frekwencji nie przekraczającej 25%!” *

    *- z książki: „Ojczyźnie skradziona tożsamość”. E. Kościesza”.

    Tu zatem nie chodzi o to kto i jak głosuje, a nawet nie o to, kto liczy głosy? Chodzi o to, by wyborca tkwił w przekonaniu, że głosowanie ma sens, znaczenie, że głosujący ma wpływ na… a nade wszystko, że jest ta piepszona demokracja, wolność, normalność, a więc sytuacja bez zagrożenia, nie wymagająca jakiegoś zrywu, buntu. ONI to wiedzą. Jeśli wyborca przestanie uznawać/ widzieć sens w głosowaniu w wyborach, to stanie się niebezpieczny dla systemu. Bo to będzie oznaczało, że zaczyna trybić.
    ONI to wiedzą! MY – wielu z nas jeszcze nie kuma. Ale...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Halko,

      Bardzo cenna uwaga.
      „Demokracja” w wydaniu III RP, jest głównie po to, by obezwładnić i zniewolić Polaków. Tak została pomyślana przez bandytów Kiszczaka i „ojców założycieli”.
      Uczestnictwo w tej farsie, ma budować fałszywe poczucie wartości suwerena, ale też przekonywać go, że – poza demokracją, nie ma życia.
      To główny powód wpisania owej demokracji, jako zasady konstytucyjnej. Warto pamiętać, że na podstawie ustawy zasadniczej, Polacy nie mogą nawet marzyć o innym ustroju ani dążyć do zmiany obecnego.
      A skoro ową konstytucję pisali i przyjmowali komuniści (nie żadni „post”, bo taki typ komunisty nie występuje w przyrodzie) warto się zastanowić – dlaczego jest dla nich najlepszym ustrojem?

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  5. Król Ryszard X,

    Nie obiecujmy sobie, że propozycja bojkotu znajdzie wielu zwolenników.
    Realnie oceniam kondycję naszych rodaków.
    Liczę jednak, że kilka, może kilkanaście tysięcy osób, odmówi uczestnictwa w mistyfikacji i dokona wyboru według prostych kryteriów – tak/nie.
    To wystarczy, by dokonał się istotny przełom w naszym myśleniu i postrzeganiu III RP.
    Takich osób będzie przybywało i za kilka lat utrzymywanie fikcji wyborczej stanie się problemem dla rządzących.
    To państwo, będące komunistyczną hybrydą, będzie zmuszone dokonywać coraz bardziej spektakularnych oszustw i sięgać po coraz jaskrawszą propagandę.
    A ponieważ każda hybryda jest słabsza od organizmu rodzicielskiego (PRL), oszustwa i propaganda będą na takim poziomie, którego nie da się już osłonić bełkotem o „mobilizacji”.

    Pozdrawiam Pana

    OdpowiedzUsuń
  6. rodakvision1,
    Zacny Panie Mirosławie,

    Za ten doskonały pomysł podziękowałem już na Twitterze i czynię to po raz kolejny na blogu.
    Zdaję sobie sprawę, że tekst jest długi i niełatwy dla niektórych odbiorców. Forma „kieszonkowa” zachęca do lektury i pozwala wykorzystać zawarte tu argumenty wobec ludzi dalekich od odwiedzenia bezdekretu.

    Serdecznie dziękuję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Pani Urszulo,

    -Czy IIIRP jest sukcesją PRL?
    -Czy OS i Magdalenka były zdradą?
    -Czy sfałszowano"wybory"89,a do następnych dopuszczono tylko"wybrańców systemu"?
    -Czy znasz przykłady oszustw wyborczych?
    -Czy"demokracja"IIIRP jest mitem?
    Jeśli odp."tak"na którekolwiek z tych pytań-po co idziesz na „wybory"?

    Ten tweet, zamieszczony przeze mnie w ubiegłym roku, dość precyzyjnie podsumowuje argumenty zawarte w niniejszym tekście.
    Bo decyzja o bojkocie farsy wyborczej, tylko pozornie wydaje się trudna. Prawda – wymaga rzeczy tak podstawowej, jak konsekwencja. Ponieważ ta cecha jest powszechnie nieznana tzw. klasie politycznej, a przez to niepraktykowana przez wyznawców pana prezesa, trud wyboru dotyczy raczej przekroczenia intelektualnych ograniczeń.
    W tekście ująłem to dość obcesowo, pisząc wprost o głupocie. Ale też trudno inaczej zdiagnozować stan, w którym posiadacz wiedzy o realiach tego państwa, z 30-letnim doświadczeniem w przeżywaniu kolejnych „świąt demokracji” i czteroletnim sprawdzianem rzeczywistych dokonań „dobrej zmiany”, nadal biegnie do urny wyborczej i liczy na „cud”.
    Dostrzegam tu oczywisty paradoks, bo niektórzy z krytyków moich poglądów twierdzą, jakoby propozycja bojkotu i projekt długiego marszu, były wyrazem jakichś politycznych fantasmagorii, braku realizmu i uprawiania utopii.
    Tymczasem, to właśnie ci ludzie, „pragmatycznie wierzący” (to dopiero fundament wiedzy!) w brednie pana prezesa i jego akolitów, pozwalający karmić się ordynarną propagandą, kłamstwami i obietnicami, są podobni dzieciom wsłuchanym w bajki i zamiast oceniać rzeczywistość własnymi oczami, zdają się na opisy kiepskich mitomanów.
    Jeśli nie widzą w tym (co najmniej) śmieszności – nie mnie leczyć tą przypadłość.

    Napisała Pani w komentarzu kapitalne zdanie: „To nie odmowa uczestnictwa uczyni mnie wolną. Nie zamierzam brać udziału w fałszywym spektaklu, ponieważ JESTEM człowiekiem wolnym”.
    Tu jest poważna trudność, ponieważ takie poczucie wolności, które prowadzi do podejmowania decyzji – przeciwko opiniom większości, wbrew stereotypom i na przekór utartym schematom, jest nieznane naszym rodakom.
    Dominuje mentalność „stada” i strach przed „wychylaniem”. Ponieważ bojkot wyborów, nie jest wyrazem rezygnacji, lecz autentycznej wolności, pojawia się problem.
    Tzw. większość wybiera bowiem w granicach jakiegoś „kompromisu”, „alternatywy” lub (sformułowanie najbardziej podstępne) - „mniejszego zła” i nie wyobraża sobie, by mogło być inaczej.
    Cóż, że te „wybory” wymyśliło kilku cwanych hochsztaplerów, kapusiów bezpieki i półgłówków, cóż, że zarabiają na nich nie mniej cwani „politycy”, a całość jest sprowadzona do zamkniętego kręgu niemożności i nędznych aspiracji – skoro ten stan upodlenia nasi rodacy nazywają „demokracją III RP”.
    A w ramach owej „demokracji” godzą się nawet na straszenie fałszywą alternatywą – dojściem do władzy typów, które w każdym normalnym państwie siedziałyby dawno w więzieniach i nie zatruwały powietrza.
    Gdyby nasi rodacy mieli świadomość wolności, to znając genezę tego państwa i kondycję jego „elit”, stworzyliby własne warunki, w jakich człowiek wolny, może dokonywać wolnego wyboru.
    Przyjęcie zatrutych narzędzi „ojców założycieli” i zgoda na wybór między dżumą a cholerą - nie daje takich szans. Jest to droga rezygnacji, apatii i obojętności wobec spraw polskich.

    Dziękuję Pani i serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejarz- 21 września 2019 r. : Zaiste, w tym jednym zdaniu : "Nie zamierzam brać udziału w fałszywym spektaklu, ponieważ JESTEM człowiekiem wolnym" jest kwintesencja WOLNOŚCI osobistej. Dołączam do rodziny Ściosowej, nadal sięgając po teksty wcześniejsze, uwalniając lokal wyborczy od mojej osoby. Dobrego zdrowia i wszelkiej pomyślności życzę pozostającym ze mną w "objęciach" prawdy i wolności. Panie Aleksandrze, kłaniam się.

    OdpowiedzUsuń


  9. -Czy IIIRP jest sukcesją PRL? - TAK!

    -Czy OS i Magdalenka były zdradą? - TAK!

    -Czy sfałszowano"wybory" 89, a do następnych dopuszczono tylko "wybrańców systemu"? - TAK, TAK!

    -Czy znasz przykłady oszustw wyborczych? - TAK, TAK, TAK!

    -Czy "demokracja" IIIRP jest mitem? - TAAAAAK!

    Jeśli odp.[owiesz] "tak" na którekolwiek z tych pytań - po co idziesz na „wybory"?

    ===============================

    Przepadam za Pańskimi odpowiedziami, Sir!

    Są precyzyjne, zindywidualizowane i pogłębiające temat. Bez kręcenia, krygowania się, unikania niebezpiecznych tematów i uciekania w ogólniki.

    Poza ogromną wiedzą (i kulturą), łatwością analizy i syntezy, jest Pan także znakomitym pedagogiem.

    "Do najfortunniejszych zaliczę dzień", kiedy trafiłam na Pański blog. Dziękuję za wszystko.


    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  10. PS. Jednocześnie niezmierna pogarda dla "śledczych", którzy starają się zablokować Pański przekaz i utrudniają Panu życie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dopóki
    Dopóki hańbiąca bezkarność tuczy smoleńskie bandziory
    Do tego czasu olewam "demokratyczne " wybory
    Dopóki prawda mniej waży niż rozwiązania praktyczne
    Do tego czasu olewam wybory " demokratyczne"
    Demokratyczne wybory, a do wyboru co?
    Wybieraj, zakreśl na karcie mniejsze lub większe zło
    Demokratyczne wybory, zagłosuj na mniejszą bidę
    Olewam, zostaję w domu. Po raz kolejny nie idę
    :-)
    Pozdrawiam Gospodarza i Gości po dłuższej przerwie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam.Sz.Panie Aleksandrze,J.Piłsudski widząc "błoto" demokracji lat dwudziestych,wiedział,że ma za sobą(no może nie wszystkich) ale większość dowódców armii.Może się mylę,ale nie słyszałem żeby po 10.04.2010,choć jeden pułk ruszył na Warszawę,ukarać zdrajców i morderców.Rozdawano haniebne lampasy a postawę "morda w kubeł i ruki pa szwam",przyjęły wszystkie "gienierały".Czy można obalić III rp,bez poparcia armii,czy można obalić III rp z Hierarchami pojednanymi z "Michajłowem"?.We w temacie tzw"wyboróW" to raz byłem młody(głosowałem na Wałęsę),drugi raz byłem głupi i naiwny (głosowałem na A.Dudę).Wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Z Twittera AŚ

    PAŃSTWOWA KOMISJA WYBORCZA - PAŹDZIERNIK 2019

    Ci ludzie z PKW będą nadzorowali "wybory":

    Wiesław Błuś - był kandydatem na funk. wywiadu SB. Teczka KO o ps. Ręczajski.
    Sylwester Marciniak - w 1987 zarejestr. jako oficer rezerwy WSW.
    Zbigniew Cieślak - w 1979 zabezp. przez Zarząd II Sztabu Gen., w 1988 przez Zarząd WSW.


    PROGNOZY WYBORCZE ŚCIOSA (!)

    Do opinii z lipca br.: "Nie ma wątpliwości, że partia Kaczyńskiego wygra kolejne „wybory”, a obecny lokator Pałacu zaszczyci nas drugą kadencją"- [ https://bezdekretu.blogspot.com/2019/07/pakt-o-nieagresji-o-swietlanej.html ] … dodam, że "sejmowa większość" to mrzonka. Nie leży to w interesie grupy, która od 2015 rozdaje karty.

    __________________________

    No no! :)

    A niekórzy i 50% dla PiS się spodziewają, biedaki. Żal mi ich z całego serca (bo tak myślą nie tylko koledzy, ale i moja najbliższa Rodzina), ale najwyraźniej do końca nie pojmą, że nie oni decydują o wyniku, który jest z dawna ustalony, a gorączkowy, niemal roczny cyrk wyborczy imituje suwerenną demokrację, politykę i rządy. Tymczasem decyzje podejmowane są gdzie indziej i przez tych, co zawsze = GTW.

    Pozdrowienia, Panie Aleksandrze



    OdpowiedzUsuń
  14. I na koniec, też z tt AŚ:

    ŻYDOKOMUNA A SPRAWA POLSKA :))

    "Ledwo w przestrzeni medialnej pojawiło się hasło "żydokomuna", natychmiast przemówił IPN i dyżurni propagandyści. Czy doczekamy państwa, w którym instytucje historyczne i "czołowi" żurnaliści, równie gorliwie będą reagowali na antypolskie wystąpienia?"
    _____________________________________

    Doczekamy. W prawdziwej Polsce! Czekamy 80 lat, poczekamy jeszcze trochę. Ale trzeba być gotowym, żeby nie przegapić i ducha nie gasić! :)

    Pozdrawiam raz jeszcze

    OdpowiedzUsuń
  15. SMOLEŃSK - Twitter AŚ

    "To, że tak niewielu Polaków postrzega dziś Smoleńsk jako sprawę narodową, rzecz najważniejszą i godzi się z zaprzaństwem partii Kaczyńskiego, jest największym zwycięstwem środowiska, które na zbrodni smoleńskiej zbudowało wpływy, a pięć lat później doprowadziło do "nowego rozdania".

    = = = = = = = = = =

    Panie Aleksandrze,

    Na Twitterze p. Marcina Ís znalazłam krótki filmik, który doskonale obrazuje "ewolucję" J. Kaczyńskiego w tej, zdawałoby się, najważniejszej sprawie dla polskiej racji stanu i .... dla brata Lecha Kaczyńskiego....

    https://twitter.com/PanasiukPiotr/status/1171739309868748801


    Pozdrawiam Panów

    OdpowiedzUsuń
  16. "Głosowanie" - nie biorę !
    Pozdrawiam wszystkich Szanownych Państwa.

    OdpowiedzUsuń
  17. PAnie Aleksandrze a co myśli pan na temat głosowania na ktoregoś z kandydatów niepartyjnych t.zn. we wyborach prezydenckich mamy ich aż pieciu -STanisław ŻOłtek;PAweł TAnajno oraz Mirosław PIotrowski i MArek JAkubiak no i jeszcze SZymon HOłownia. POzdrawiam

    OdpowiedzUsuń