Walka z fałszywymi wiadomościami („fake news”) wydaje się
stosunkowo prosta. Solidna weryfikacja źródeł i ocena faktów,
dokonywana przez kompetentne osoby lub instytucje, może rozbroić
nawet najbardziej złożone „fałszywki” i jest działaniem
dostępnym dla większości państw i rządów. Trzeba nakładu
środków, woli politycznej i determinacji.
Inaczej rzecz ma się z dezinformacją. Walka z tym zagrożeniem, a w
szczególności - z systemem podstępu i dezinformacji w wydaniu
rosyjskim, jest nieosiągalna dla państw Europy i stanowi wyzwanie,
któremu współczesny „świat” nie zdołał sprostać.
Z dużą irytacją przeczytałem doniesienie, jakoby Ministerstwo
Cyfryzacji III RP miało „plan walki z dezinformacją i fake
newsami”. W ramach tego planu, MC zapowiada stworzenie
„specjalnego narzędzia, które pomoże administracji publicznej
w rozpoznawaniu fałszywych informacji inspirowanych przez środowiska
antypolskie”. Działania te mają być prowadzone wspólnie z
Komisją Europejską, która również „wypowiedziała wojnę
fake newsom i rosyjskiej dezinformacji”. Odpowiedzią KE na tę
ostatnią ma być „system szybkiego ostrzegania, kodeksy
postępowania mediów społecznościowych, edukacja” itp.
„środki miękkie”.
Powodem irytacji jest świadomość, iż rozgłaszając podobne
„rewelacje”, rząd III RP dopuszcza się dwóch rzeczy wyjątkowo
nagannych: trwoni publiczne pieniądze na działania pozorowane,
kompletnie nonsensowne i nieadekwatne oraz oszukuje mieszkańców
Polski wizją efektów, które nigdy nie nastąpią.
Już tylko fakt, iż w tego rodzaju doniesieniach, „fake news” i
dezinformacja są wymieniane łącznie, a nawet traktowane zamiennie,
dowodzi potężnej ignorancji i niezrozumienia istoty zagrożeń.
Kłamstwo – choćby najlepiej zamaskowane, służy „zaledwie”
wprowadzeniu w błąd, ma cele krótkotrwałe i upada z chwilą
konfrontacji z prawdą – co zwykle szybko następuje. Może
poruszać emocje, a nawet fałszować osąd rzeczywistości, nie ma
jednak wpływu na nasze decyzje i dokonywane wybory.
Dezinformacja jest natomiast trucizną o długotrwałym,
systematycznym działaniu. Atakuje nie tylko procesy poznawcze, ale
godzi w wolę człowieka, wymusza określone zachowania i kształtuje
sądy o rzeczywistości. Pozostający pod jej wpływem błądzi, ale
też działa i postępuje tak, jak życzy sobie tego nieprzyjaciel.
Kłamstwo (jak kto woli „fake news”) może z nas uczynić błaznów
lub głupców.
Dezinformacja zawsze czyni z nas ofiary i zamienia człowieka w
bezwolne „zombi”.
Próba zestawienia tych dwóch narzędzi – w sposób, jaki robi się
to obecnie, przypomina zamysł zrównania kataru z chorobą
nowotworową, zaś poszukiwanie wspólnego „lekarstwa”, jest
oszustwem i szarlatanerią.
Zwracam uwagę na komunikaty dotyczące „walki z dezinformacją
i fake newsami”, ponieważ to zagrożenie uważam za największe
wyzwanie w czekającym nas okresie. Jak zaznaczyłem na wstępie –
wyzwanie, któremu ani III RP, ani Europa i Ameryka, nie zdołają
sprostać. Ponieważ przedstawienie tematu w tak szerokim spectrum,
byłoby niemożliwe w tekście blogowym, skoncentruję się na
naszym, polskim przykładzie. Wymaga to pewnej retrospekcji i
dostrzeżenia obecnego statusu służb specjalnych III RP.
Wielokrotnie przypominałem na blogu słowa doskonałego znawcy Rosji, Włodzimierza Bączkowskiego, który w szkicu „Uwagi o istocie siły rosyjskiej” z roku 1938, pisał: „Głównym rodzajem broni rosyjskiej, decydującym o dotychczasowej trwałości Rosji, jej sile i ewentualnych przyszłych zwycięstwach, nie jest normalny w warunkach europejskich czynnik siły militarnej, lecz głęboka akcja polityczna, nacechowana treścią dywersyjną, rozkładową i propagandową.”
Świadomość tego stanu kształtowała politykę II Rzeczpospolitej
i jej stosunek do Rosji Sowieckiej, miała wpływ na decyzje
dotyczące polityki zagranicznej, pracę instytucji państwowych i
służb specjalnych. Doceniając znaczenie „treści dywersyjnej”,
wolna Rzeczpospolita prowadziła szereg samodzielnych operacji
dezinformacyjnych, wykorzystując w tym celu kanały tajne, ale też
media krajowe i zagraniczne. W tekście „Dezinformacja”, Rafał
Brzeski podaje, że: „operacje dezinformacyjne polskich służb
prowadziła specjalna komórka w Referacie C Oddziału II
Sztabu Głównego występująca w dokumentach pod nazwami Ekspozytura
Lotna, L.VI oraz Referat I.
W latach 1926-1930 komórki dezinformacyjne Oddziału II
przygotowały ponad 430 spreparowanych dokumentów. Co najmniej 176
podsunięto wywiadowi niemieckiemu, około 120 sowieckiemu, 10
brytyjskiemu, 2 litewskiemu i jeden wywiadowi łotewskiemu. Dane te
są najprawdopodobniej zaniżone, gdyż na wielu materiałach
dezinformacyjnych brak adnotacji o ich wykorzystaniu.” Autor
przytacza też opinię płk. Tadeusza Pełczyńskiego z roku 1936, w
której Szef Oddziału II Sztabu Generalnego jasno sprecyzował cele
Rosji:
„Armia Czerwona skorzysta z pierwszej nadarzającej się okazji,
żeby wtargnąć do Polski i pozostać w niej. To, czego chce
Rosja, to zupełne zniknięcie państwa polskiego; czerwoni
zostawiliby nam może nazwę i nasz język, ale z punktu widzenia
duchowego bylibyśmy całkowicie wchłonięci”.
Trzeba przypomnieć, że cała historia myśli politycznej II
Rzeczypospolitej, była w znacznej mierze kształtowana przez
antykomunizm, a on sam, był czymś znacznie ważniejszym niż
prostą, propagandową odpowiedzią na sowieckie zagrożenie. „Bardzo
dalecy jesteśmy od bolszewizmu- mógł powiedzieć Józef
Piłsudski, w maju 1919 roku – „Widząc spustoszenie, dokonane
przez ustrój komunistyczny, nie rozumiem, jak mogą istnieć w
Europie socjaliści, odnoszący się do niego przychylnie”.
Ta wartość – antykomunizmu, wynikająca z dogłębnego
rozpoznania bolszewickiej zarazy, odróżniała polską myśl
polityczną od błędnych, a często infantylnych wizji komunizmu
funkcjonujących wśród społeczeństw Europy Zachodniej.
Tradycja, o której tu wspominam, broń antykomunizmu, jak i zdrowy
stosunek do Rosji i jej najgroźniejszej broni – dezinformacji, są
całkowicie obce realiom III RP.
Państwo powstałe na pakcie moskiewskich namiestników ze zdrajcami,
nie mogło i nigdy nie chciało czerpać z doświadczeń
Niepodległej. Stworzono tu wprawdzie instytucje imitujące wolną
państwowość, zaś formacjom okupacyjnym nadano nazwy polskich
służb specjalnych, to żaden z zabiegów maskujących sukcesję
komunistyczną, nie miał wpływu na przywrócenie historycznych
tradycji II Rzeczpospolitej.
Szczególnie w kwestii tak zasadniczej dla zachowania polskiej racji
stanu (bezpieczeństwa narodowego), jak relacje z Rosją i
działalność służb specjalnych na odcinku rosyjskim. W kontekście
walki z dezinformacją, która jest jednym z kluczowych elementów
wojny hybrydowej, prowadzonej przez Rosję od wielu lat, ta zdolność
nabiera zasadniczego znaczenia.
Rzeczywistą kondycję służb III RP, można prześledzić na
przykładzie tragedii smoleńskiej. Jest ona, nie tylko miarą
suwerenności tego państwa, ale probierzem kompetencji i reakcji
służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.
Warto zauważyć, że wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku poprzedziły
rozliczne czystki personalne i demontaż mechanizmów ochrony
państwa. Nastąpił powrót do koncepcji „zbrojnego ramienia grupy
rządzącej”, doszło do zablokowania procesu weryfikacji WSI i
odbudowy wpływów tego środowiska, pojawiły się wielowątkowe
kombinacje operacyjne, mające na celu inwigilację prezydenta oraz
pozbawienie go buforów bezpieczeństwa; osłabiono system kontroli
służb i notorycznie ignorowano zagrożenia ze strony rosyjskiej
agentury. Jeśli nawet decydenci tych procesów nie planowali
zastawienia pułapki smoleńskiej – zdarzenie z 10 kwietnia, było
logiczną kulminacją rządów reżimu PO-PSL i wynikało z
pragmatyki dokonywanych wówczas wyborów.
W tym kontekście, tzw. służbom specjalnym należałoby przypisać
rolę tych, którzy pierwsi wywiesili białą flagę i ponieśli
najbardziej spektakularną klęskę.
Stało się to na długo przed Smoleńskiem, gdy III RP znalazła się
w centrum zainteresowania rosyjskiego wywiadu, a w życiu publicznym
zaczęły dominować postaci forsujące ideę „pojednania” z
reżimem Putina. Nie ma dziś wątpliwości, że w przypadku tragedii
smoleńskiej mieliśmy do czynienia ze złożoną operacją służb
rosyjskich, prowadzoną w warunkach pełnej akceptacji ze strony
establishmentu III RP. Byłaby to największa i najpoważniejsza tego
typu operacja w historii służb specjalnych. Jej wagi nie da się
zestawić z żadną znaną ingerencją.
Katastrofa w Gibraltarze, zabójstwo Kennedy'ego czy zamach na Jana
Pawła II - nie mogą być porównywalne z wydarzeniem, w którym
ginie urzędujący prezydent, grupa najwyższych rangą dowódców
wojskowych NATO i elita państwowych oficjeli.
Wobec zamysłów, skutków i dalekosiężnych celów tej operacji,
służby III RP okazały całkowitą bezsilność. Nie rozpoznano
rosyjskiej gry i zignorowano dziesiątki niepokojących sygnałów. W
żaden sposób nie zareagowano na rozliczne kampanie dezinformacji,
prowadzone przez Rosjan przed i po zamachu smoleńskim. Pozwolono, by
ośrodki propagandy brały udział w tych kampaniach, a czołowi
przedstawiciele państwa i mediów, pełnili rolę agentów i „pudeł
rezonansowych”.
W
wydanej w roku 2012 książce „Smoleńsk. Pułapka Tajnych Służb?”,
zastanawiałem się nad hipotezą czynnego uczestnictwa służb III
RP w zastawieniu pułapki smoleńskiej. Niezależnie - jak wygląda
prawda: była to tylko nieudolność, czy spisek i celowe działanie
- obie wersje są bezwzględnie kompromitujące i druzgoczące dla
tych formacji.
Nowe
rozdanie polityczne z roku 2015, zainicjowane pod nazwą „dobra
zmiana”, nigdy nie odniosło się do tej zasadniczej kwestii
bezpieczeństwa narodowego. W żaden sposób nie próbowano rozpoznać
ani zdefiniować roli służb specjalnych w kontekście Smoleńska,
nie przeprowadzono odpowiednich analiz oraz nie podjęto jedynej,
sensownej decyzji - wprowadzenia „opcji zerowej” i odbudowy
służb od podstaw.
Już w październiku 2015 roku, premier Beata Szydło, na zakończenie
odprawy służb specjalnych, publicznie zapewniła: „Polacy
mogą się czuć bezpiecznie”, zaś nowy szef MSWiA
oświadczył, iż „polskie służby są przygotowane do tego,
by sprostać wyzwaniom i zapewnić bezpieczeństwo Polakom”
Nigdy
nie padło pytanie– jak to możliwe, że podczas jednego tygodnia
od objęcia rządów przez PiS, dokonała się tak znacząca sanacja
służb specjalnych? Kto i jakimi metodami sprawił, że
funkcjonariusze tych służb, obciążeni skrajną nieudolnością,
hańbą Smoleńska i wieloletnią rolą „zbrojnego ramienia”
reżimu PO-PSL, stali się nagle gwarantami bezpieczeństwa Polaków?
Szybko
się okazało, że zmiany personalne, dokonane przez rząd PiS w
obszarze służb specjalnych, mają wyłącznie walor renowacji
kosmetycznych i pozostają bez wpływu na kondycję tych formacji.
Kolejne
miesiące przyniosły wydarzenia, które powinny wstrząsnąć opinią
publiczną i wywołać uzasadnione obawy o stan bezpieczeństwa.
Kombinacja związana z odwołaniem komendanta głównego policji,
incydent z uszkodzoną oponą w samochodzie prezydenckim, samobójstwo
płk. Berdychowskiego, próby organizowania zamachów
terrorystycznych, cyberataki na polskie banki i urzędy, policyjna
prowokacja podczas manifestacji w Gdańsku, podłożenie ładunku
wybuchowego we Wrocławiu, liczne alarmy bombowe w ministerstwach i
instytucjach państwowych, samobójstwo wysokiego oficera SKW – to
tylko najbardziej spektakularne przykłady z pierwszych miesięcy
rządów „dobrej zmiany”. Przykłady o różnej wadze i różnych
okolicznościach, dowodzące jednak, że służby ochrony państwa
nadal działały na poziomie wytyczonym przez poprzedników.
Analiza
poszczególnych wydarzeń z ostatnich trzech lat dowodzi natomiast,
że w wielu przypadkach mamy do czynienia z elementami wojny
hybrydowej o charakterze niemilitarnym, w której działania
dezintegrujące podejmuje środowisko ulokowane wewnątrz atakowanego
państwa. Świadczą o tym m. in. próby antypaństwowego puczu,
podczas których testowano reakcje służb (np. w związku z
problemami w funkcjonowaniu sieci przesyłowych) oraz kampanie
dezinformacyjne rozgrywane przez obce agendy. W każdym, tego rodzaju
przypadku, powtarza się podobny schemat: poczynając od akcji
propagandowych i dezinformacyjnych (z wykorzystaniem ośrodków
medialnych), poprzez generowanie sztucznych problemów i konfliktów,
po działania polityczno-dywersyjne, podejmowane przez partie i
środowiska określane mianem „opozycji”. Nietrudno też zauważyć
ścisłą korelację wydarzeń inspirowanych przez agenturę
wewnętrzną, z reakcjami ośrodków zagranicznych oraz
współdziałanie na poziomie medialnym czy politycznym.
Tego rodzaju sytuacje nie miałyby miejsca, gdyby służby III RP potrafiły rozpoznać intencje przeciwnika i prowadziły realną walkę z dezinformacją.
Od roku 2015 nie powstrzymano żadnej operacji dywersyjnej agentury
wewnętrznej, nie przeszkodzono również służbom innych państw w
prowadzeniu antypolskich gier i kombinacji.
W pierwszym zakresie, do znamiennych przykładów można zaliczyć
dywersję polityczną w przeddzień warszawskiego szczytu NATO, gdy
przy udziale agentury wpływu, poprzez kampanię oszczerstw i
tworzenie fałszywych zarzutów, doprowadzono do sformułowania
wniosku o odwołanie ówczesnego szefa MON. Jeśli w przeddzień
historycznego wydarzenia, mającego decydować o statusie
bezpieczeństwa III RP, odbywała się sejmowa debata nad odwołaniem
ministra obrony narodowej było to rzeczą tyleż bezprecedensową w
skali cywilizowanych państw, jak kompromitującą dla służb
ochrony państwa.
W drugim zakresie – swobody działania obcych służb, można
wymienić kombinację związaną ze zmianą prawodawstwa III RP, pod
wpływem dyktatu Izraela i środowisk żydowskich. Ta operacja
(opisana przeze mnie w tekście „Przepaść” z lutego 2018r.)
miała wszelkie cechy ingerencji przedstawicieli obcego wywiadu i
może być uznana za wzorcowy dowód nieudolności służb.
O rzeczywistej pozycji tych formacji, świadczy również sytuacja
związana z wydaleniem z Polski Ludmiły Kozłowskiej oraz wydaniem
przez ABW zakazu (zastrzeżenia) wjazdu tej osoby na teren państw
UE. Skoro zakaz ten jest ostentacyjnie ignorowany przez szereg państw
unijnych, wolno w tym upatrywać, nie tylko wyraz słabości państwa
„dobrej zmiany”, ale dowód wyjątkowo marnej pozycji służb
III RP w hierarchii europejskiej.
Dla pełnego obrazu, można wskazać przykłady mniej spektakularne,
co nie znaczy - mniej ważne dla kwestii bezpieczeństwa. Mam na
myśli, np. współuczestnictwo rządowych mediów w
niemiecko-rosyjskiej kombinacji dezinformacyjnej, związanej z
książką Jurgena Rotha, czy przyjęcie przez prokuraturę III RP
zaproszenia Rosjan do dokonania „oględzin” w Smoleńsku.
W pierwszym przypadku - efektem kampanii dezinformacyjnej było
sfabrykowanie kolejnej smoleńskiej „wrzutki”: rosyjski generał
i zwerbowana przezeń na Ukrainie „grupa specjalna”, dokonali
zamachu w Smoleńsku, działając na zlecenie polskiego polityka.
Miało to zdezawuować ustalenia podkomisji smoleńskiej i wprowadzić
pożądany „szum informacyjny”.
W
drugim przypadku - wejście strony polskiej w obcą kombinację,
spowodowało (korzystne dla Putina) efekty propagandowe, których
wydźwięk miał wyprzedzić skutki rezolucji
Rady Europejskiej w sprawie Smoleńska.
Tego rodzaju sytuacje nie miałyby miejsca, gdyby służby III RP potrafiły rozpoznać intencje przeciwnika i prowadziły realną walkę z dezinformacją.
Wszystkie
z przywołanych tu przykładów, łączy bowiem wspólny mianownik:
wydarzenia te były poprzedzane lub osłaniane operacjami
dezinformującymi. Jeśli wydarzenia zaistniały i przyniosły skutki
niekorzystne dla naszych interesów, dowodzi to klęski w walce z
dezinformacją i obciąża służby zarządzane przez Prawo i
Sprawiedliwość.
To
ważna konkluzja, bo nie można poważnie dywagować o „walce z
dezinformacją i fake newsami”, nie mając ku temu
najważniejszego narzędzia – sprawnych i kompetentnych służb
ochrony państwa. III RP nigdy takich służb nie posiadała, zaś
rządząca obecnie „dobra zmiana” próbuje rekompensować ten
brak prymitywną propagandą i parcianą retoryką. Tworzy to
sytuację niezwykle groźną, bo usypiając w ten sposób uwagę
społeczeństwa i ignorując poważne niebezpieczeństwa, naraża się
Polaków na bolesne zderzenie z rzeczywistością.
Wina
rządzących jest tym większa, że to właśnie za rządów partii
Kaczyńskiego dano służbom specjalnym instrument, który miał
szansę zmienić niekorzystny bilans kampanii dezinformacyjnych i
wyśmienicie uzbroić służby w walce z rosyjską dezinformacją.
W
roku 2007, za czasów „pierwszych” rządów PiS, w okresie
budowania przez Antoniego Macierewicza nowej formacji specjalnej,
nakładem Służby Kontrwywiadu Wojskowego wydano niewielką książkę
Anatolija Golicyna, zatytułowaną „Nowe kłamstwa w miejsce
starych, komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji".
We wstępie do tej publikacji, ówczesny szef SKW, Antonii
Macierewicz napisał, że "powinna stać się obowiązkowym
podręcznikiem polskich służb specjalnych".
Co
wyjątkowego zawiera książka byłego agenta KGB, że zasłużyła
na miano „obowiązkowego podręcznika służb specjalnych”,
a jej wydanie wywołało wściekłość wewnętrznej agentury i było
przedmiotem rozlicznych ataków i oszczerstw?
A
jeśli zawiera rzeczy tak wyjątkowe, dlaczego zostało to zapomniane
i odrzucone w roku 2015, gdy partia Kaczyńskiego uzyskała wpływ na
wszystkie obszary życia publicznego i mogła uzbroić służby do
skutecznej walki?
Cdn.
Szanowny Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńCo za tekst? Czekam z niecierpliwością na cd.
Pierwsza i w moim, niedawno uświadomionym odczuciu najważniejsza refleksja, to bez cienia wątpliwości największa ruska operacja dezinformacyjna trwająca z niekończącym się sukcesem po dziś dzień: nazwa - Polska!
Stalin nie wchłonął Polski jak inne podbite kraje w skład Związku Radzieckiego. Pozostawił peerel jako "kraj wolny", ze swoim językiem i wszystkimi zewnętrznymi atrybutami wolności. Jego sługusy świetnie wykorzystywali ten fakt w wiernej służbie nowego okupanta. Na międzynarodowym "rynku" zaistniał byt wspierający hegemona: Polska. Nie było niemeckiej Generalnej Guberni. Była Polska! Pokolenia wyrosłe w tej zakłamanej rzeczywistości nie dostrzegają tego oszustwa. Sam jeszcze niedawno go nie dostrzegałem. Wręcz uważają za normalne nazywanie Polską karła powołanego do życia przez Stalina po hekatombie wojny.
Tak samo jak kontynuatorzy nazywających peerel Polską, kontynuujący ciągłość państwową z peerelem, a nie z IIRP nazywają "ten kraj" IIIRP. Trzecią RP zapodaną im już nie przez Stalina, ale przez jego pachoła Kiszczaka. Kontynuacja! Moja refleksja to: na okrojonym terytorium polskim od 80 lat nie ma Polski. To że wszyscy nazywamy "ten kraj" Polską jest największym sukcesem ruskiej operacji dezinformacyjnej. Zrobili to tak doskonale, że Polacy zaakceptowali to oszustwo i wszelkie swary prowadzą na poziomie bieżączki nawet nie próbując szukać punktu widzenia stawiającego sobie za podstawę "polską rację stanu". Polskiej racji stanu po prostu nie może być w obcym tworze na polskim terytorium. Pozostają spory o to, który dominant ma w danej chwili dominować. Debata toczy się wokół pierdół! I to być może wyjaśnia Pana "oranie na ugorze" braku świadomości czym powinny być wolne media, niezależny przekaz i dalej, szerzej, jeszcze trudniej: dążenie do Niepodległej.
Dlatego Marsz musi być Długi, bo długa jest droga do pozyskania tej świadomości.
Dziękuję za ten, kolejny świetny tekst i serdecznie pozdrawiam.
:-) Jeszcze tylko podpis: RODAKvision1-Ścios
UsuńPozwolę sobie zacytować: "Dlatego Marsz musi być Długi,...". Problem jest jeden i to o znaczeniu fundamentalnym, według mnie. Ten Długi Marsz relatywnie szybko może się okazać "krótkim marszem" do nikąd - cel tego marszu po porostu zniknie. Innymi słowami - Polska jako państwo niezależne i suwerenne, w takim stopniu jak to jest możliwe we współczesnym świecie, przestanie istnieć. Państwo polskie zostanie “zniknięte”.
UsuńŻeby dokładniej uzmysłowić o czym powyżej napisałem, zacytuję co tak naprawdę jest„ideologicznym drogowskazem” Unii Europejskiej w jej obecnym „wydaniu” i jej przyszłością według obecnych rządzących nią politycznych elit, tych rzucających się w oczy i tych nie widocznych, poniżej w 3 punktach co zawierają niektóre „mądrości” zapisane w Manifeście z Ventotene autorstwa Altiero Spinelliego i Ernesto Rossiego, plus wyjaśnienia pod nazwą „Tłumaczenie na język polski”. Zaznaczam, Manifest z Ventotene jest już cytowany jako oficjalny dokument Unii Europejskiej (w Białej Księdze będącej czymś w rodzaju wykładni Deklaracji Rzymskiej podpisanej w 2017 roku również przez Beatę Szydło).
1.
„Pierwszym zadaniem, bez rozwiązania którego wszelki postęp będzie tylko złudzeniem, jest ostateczne zlikwidowanie granic dzielących Europę na suwerenne państwa.”
Tłumaczenie na język polski:
Istnienie suwerennych państw jest sprzeczne z ideą "postępu". Ich likwidacja nie jest celem, a jedynie warunkiem wprowadzania postępu. Żeby postęp był trwały, państwa suwerenne muszą być zlikwidowane "ostatecznie". Czyli w taki sposób, żeby nigdy nie mogły się odrodzić. Ponieważ podstawą suwerennych państw są wspólnoty narodowe, ostateczną likwidację suwerennych państw umożliwi tylko likwidacja wspólnot narodowych.
2/
Usuń2.
„Adekwatność i realizacja każdego pojedynczego punktu programowego musi być badana pod względem jego zgodności z bezdyskusyjnym warunkiem europejskiej jedności.”
Tłumaczenie na język polski:
Jedność europejska, czyli likwidacja suwerennych państw jest "bezdyskusyjna". Tak więc jakiekolwiek działania, które mogłyby zahamować lub uniemożliwić proces integracji są niedopuszczalne. Jednym kryterium oceny działań jest ich przydatność dla likwidacji suwerennych państw, a nie przydatność dla realizacji jakichkolwiek innych celów, gdyby uniemożliwiały one europejską jedność.
3.
I chyba najważniejszy fragment: „Chodzi o stworzenie państwa federalnego, które stoi na własnych nogach i dysponuje europejską armią zamiast armii narodowych. Trzeba ostatecznie skończyć z gospodarczą samowystarczalnością która stanowi kręgosłup totalitarnych reżimów. Potrzeba wystarczającej ilości organów i środków, żeby w poszczególnych państwach związkowych wprowadzić zarządzenia wydane w celu utrzymania porządku ogólnego”.
Tłumaczenie na język polski:
Oczywistym jest, że europejskie państwo socjalistyczne zrzeszające republiki/landy (państwa związkowe), likwidując wolny rynek i motywację do pracy, stworzy warunki do korupcji i nepotyzmu, musi popaść w ekonomiczną nędzę i doprowadzić do wybuchu niepokojów społecznych. Dlatego musi ono dysponować sprawnym aparatem terroru umożliwiającym zmuszanie republik/landów (państw związkowych) i ich ludności do posłuszeństwa – „utrzymania porządku ogólnego”. Ponieważ władza państwa socjalistycznego nie może liczyć na lojalność armii republik/landów (państw związkowych) ani ich dowództw, armie te muszą być zlikwidowane i zastąpione jedną, lojalną wobec władzy centralnej armią europejską. Konieczna jest również likwidacja samowystarczalnych gospodarek republik/landów (państw związkowych), ponieważ nawet w przypadku, gdyby pozbawione narodowych armii społeczeństwa tych państw próbowały stawiać opór brukowcami, sztachetami, kosami, a nawet gołymi rękami, zawsze można wziąć je głodem i chłodem, wstrzymując dostawy zaopatrzenia, odcinając dopływ energii elektrycznej lub zakręcając przysłowiowy kurek z gazem.
Aha, żeby była jasność, pod słowami “postęp”, “proces integracji”, “europejska jedność” kryje się nic innego tylko twór który obecnie nosi nazwę Unia Europejska.
Może ten mój komentarz nie dotyczy bezpośrednio treści najnowszego tekstu Pana Aleksandra Ściosa, ale gdzie tylko mogę staram się przybliżyć co Polsce i Polakom grozi - i to nie w perspektywie 30-40 lat ale w dużo krótszym czasie.
RODAKvision1
Usuńdo tomajan
Dobrze, proszę nadal rozpowszechniać "Manifest z Ventotene". RODAKpress też to robi :-)
http://rodaknet.com/rp_art_7040_czytelnia_manifest_z_ventotene.html
ale proszę mi wierzyć, że "manifesty" Pana Aleksandra dla Polaków mają dużo większe znaczenie niż -niestety skuteczne- opracowania lewackich zbirów. Groźny jest bardzo niski poziom świadomości Polaków i cały szereg innych wad.
Obstaję przy konieczności rozpowszechniania ostatnich dwóch książek "Nudis verbis..." Gospodarza.
Polacy mogą nie wiedzieć kto to był Spinelli, ale jeżeli nie będą rozumieć tego co przekazuje im Aleksander Ścios to po prostu nie będą się w stanie niczemu przeciwstawić. Nie będą w stanie zawalczyć o swój własny, osobisty byt-cóż dopiero o Polskę. A nie będą, bo nie będzie komu wyłonić elit potrafiących i mogących Polaków wesprzeć, wskazać zagrożenia i poprowadzić do walki z nimi. DemoKreacja napewno takich elit nie wyłoni.
I jeszcze jedno Polska jest "zniknięta" i ani pan ani miliony naszych rodaków nie ma o tym pojęcia.
O tym tutaj:
https://bezdekretu.blogspot.com/2018/12/dezinformacja-studium-bezsilnosci-1.html?showComment=1546222264810#c7476835790197104672
I odp. Pana AŚ tutaj:
https://bezdekretu.blogspot.com/2018/12/dezinformacja-studium-bezsilnosci-1.html?showComment=1546367762498#c568440973325971497
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńPrawie rok temu obejrzałem relację ze spotkania promującego książkę Zychowicza szkalującą Żołnierzy Wyklętych (można zobaczyć tu: https://www.youtube.com/watch?v=7OeVqwDWbHY ).
P. Leszek Żebrowski wówczas pokazał "warsztat" Zychowicza. Książka udająca opracowanie naukowe, z licznymi przypisami i materiałami źródłowymi, odwołuje się do materiałów dostępnych bardzo trudno lub tylko dla niektórych historyków. Zychowicz z całą świadomością stosuje wybiórcze cytaty, lub cytuje rzeczy, których wg p. Żebrowskiego w tych materiałach po prostu nie ma. Zarzutów otrzymanych wprost, nawet nie odpiera.
Zychowicz jest mierną postacią i można by się nim nie przejmować, ale jednak jego książki są sprzedawane w sporej ilości i odbiorcy tych rewelacji nie są w stanie zweryfikować treści. Jest to tylko jeden z przykładów dezinformacji, ale ja osobiście po tym filmiku mocno zwątpiłem we wszelkie słowo pisane.
Uważam, że nie ma specjalnego znaczenia, czy obecny rząd jest tylko nieudolny, czy też nie widzi innej drogi, czy w końcu z pełną świadomością realizuje swoje zadania. W każdym z tych przypadków nie można się po tych ludziach spodziewać skutecznego oporu przed działaniami "ruskich szachistów". W tym kontekście ujawnia się cel i droga Marszu. W mojej opinii to co możemy i powinniśmy robić, to nie ulegać temu całemu szumowi informacyjnemu (propaganda, dezinformacja, kłamstwa, itd.), nie dać się wciągać w tę grę, realizować sumiennie swoje codzienne obowiązki, w miarę możliwości zgłębiać wiedzę historyczną, dzieciom zaszczepiać prawdę i patriotyzm, w myśl słów "Jeszcze Polska nie zginęła.." utrzymać tę naszą Polskość. I tego właśnie wszystkim nam, maszerującym życzę na kolejny rok.
Z noworocznymi życzeniami
Rafał Stańczyk
RODAKvision1-Ścios
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie Mirosławie,
Dziękuję za to, jakże prawdziwe stwierdzenie: „największa ruska operacja dezinformacyjna trwająca z niekończącym się sukcesem po dziś dzień: nazwa – Polska! To że wszyscy nazywamy "ten kraj" Polską jest największym sukcesem ruskiej operacji dezinformacyjnej.”
Jest to temat na długą, wielowątkową odpowiedź, zatem na potrzeby tekstu, pod którym rozmawiamy, pozwolę sobie tylko na jedna uwagę.
Charakteryzując dezinformację napisałem, że jest ona trucizną o długotrwałym, systematycznym działaniu. Atakuje nie tylko procesy poznawcze, ale godzi w wolę człowieka, wymusza określone zachowania i kształtuje sądy o rzeczywistości. Pozostający pod jej wpływem błądzi, ale też działa i postępuje tak, jak życzy sobie tego nieprzyjaciel.
Dezinformacja zawsze czyni z nas ofiary i zamienia człowieka w bezwolne „zombi”.
Otóż, ten stan ciężkiej zapaści poznawczej i wolitywnej (dotykającej woli i działania człowieka) jest doskonale widoczny w zderzeniu z prawdą, którą zechciał Pan tak mocno podkreślić.
Jeśli nawet wielu z nas potrafi nazwać czas PRL-u okresem okupacji sowieckiej, to istnieje potężna, nieprzebyta bariera przed zdefiniowaniem III RP mianem sukcesji komunistycznej, a zatem dostrzeganiem w niej niby-państwowości, zależnej i osadzonej w konstrukcji obcej dominacji.
Przed taką definicją wzdrygają sie nawet ludzie, którzy dostrzegają immanentne cechy tej sukcesji: ciągłość personalną i historyczną, kontynuację instytucjonalną, dominację Obcych (komunistów, ich latorośli i agentury) w życiu publicznym, zniewolenie mediów, zawisłość sędziowską czy anty-społeczność systemu prawnego.
Te cechy, są bowiem przez wielu postrzegane, jako patologie, rysy i zaburzenia na zdrowym i wolnym organizmie państwowości i choć występują (w różnym natężeniu) od trzech dziesięcioleci, nadal nie zasłużyły na miano czynników integralnych.
Gdy zastanawiałem się nad trwałością tej bariery, odrzuciłem błąd poznawczy. Nie tylko głupcy i pajace widzą w III RP Niepodległą. Przyczyna leży znacznie głębiej, bo dotyka naszej woli, naszych predyspozycji psychicznych i moralnych, naszych emocji i odczuć.
Przyczyną podstawową jest lęk przed rozstaniem z łatwą, wygodną i bezpieczną wizją rzeczywistości.
Jej zarys pojawił się w końcu lat 80. i był rodzajem „wsporników”, jakimi posługuje się dezinformacja. Stworzono nam obraz „naturalnych procesów politycznych”, zjawisko „przemian i ewolucji”, miraż „zwycięstwa suwerena”, wykorzystując w tym celu najbardziej naturalne dążenie człowieka – do życia w wolności, dostatku i pokoju.
W realiach PRL-u, to dążenie miało wymiar marzenia o Niepodległej i na tym marzeniu zbudowano dezinformacyjne simulacrum.
Nasi rodacy uwierzyli (podkreślam sens tego słowa),że żyją już w lepszej, wolnej i suwerennej rzeczywistości. Ponieważ wiara posługuje się znakami, dano nam takie znaki: wybory, wolny rynek, pełne półki, dostęp do „świata”, „prawa obywatelskie”, itp. namiastki, były symbolami rzeczywistości, o której marzył każdy z nas.
Zdecydowała znajomość ludzkiej natury, a szczególnie jej słabości. Bo dalsze działanie trucizny dezinformacji, było piekielnie łatwe: stworzywszy fałszywe simulacrum i skłoniwszy nas do wiary, nie trzeba było robić nic więcej.
Na tym własnie polega metoda sowieckiej/rosyjskiej dezinformacji-zmuszeniu przeciwnika, by to on sam stworzył fałszywą tezę – nawet w oparciu o prawdziwe informację, a uwierzywszy w nią, dostosował pozostałe przesłanki do własnych wyobrażeń, według nich postępował, myślał i działał.
W tej metodzie, nie trzeba wciąż okłamywać ofiary, ponieważ ona sama wprowadza się w błąd i z każdym następnym krokiem pogrąża w niewiedzy.
Dlatego w „Nudis verbis. Obalić III RP”, zadałem sobie i innym pytanie ważne dla wyruszających w długi marsz: Jak walczyć z czymś, co jest niedorzecznością-tak dalece,że tworzy świat ułudy i chaosu,kreuje nieistniejące „wartości" i naśladuje mechanizmy, które nie są w nim obecne?
Bardzo Panu dziękuję na noworoczną obecność.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrego, obfitego w łaski Nowego Roku 2019.
Rafał Stańczyk,
OdpowiedzUsuńBardzo trafnie dostrzegł Pan w tego rodzaju „książkach historycznych” zagrożenie z zakresu dezinformacji. Są one jednym z wielu elementów kształtowania fałszywej wizji historycznej.
Ta zaś – i to jest celem operacji dezinformacyjnej, ma nas przekonać, że polska przeszłość nie może być powodem dumy narodowej i nie może decydować o naszej tożsamości. To operacja niszczenia i dezawuowania polskości.
Bo – ten, kto wstydzi się swojej przeszłości lub dostrzega w niej rzeczy godne potępienia, jest skazany na rozliczne kompleksy, na lęki i słabości. Nie budują one siły, a raczej generują nienawiść, zazdrość i podatność na wpływy.
Przykład Obcych, przywleczonych do naszego kraju na ruskich czołgach, którzy „po czubek głowy” chcą się dziś zanurzać w unijnej kloace – bo tak trwali zanurzeni w moskiewskiej, znakomicie potwierdza tą prawdę.
Napisał Pan też piękne zdanie: „W mojej opinii to co możemy i powinniśmy robić, to nie ulegać temu całemu szumowi informacyjnemu (propaganda, dezinformacja, kłamstwa, itd.), nie dać się wciągać w tę grę, realizować sumiennie swoje codzienne obowiązki, w miarę możliwości zgłębiać wiedzę historyczną, dzieciom zaszczepiać prawdę i patriotyzm, w myśl słów "Jeszcze Polska nie zginęła.." utrzymać tę naszą Polskość.”
To najlepszy „program” dla uczestników długiego marszu i ważna wskazówka dla poszukujących dobrej drogi.
Jestem przekonany, że rzeczą najłatwiejszą w tej dyspozycji, jest nieuleganie szumowi informacyjnemu. Wystarczy spróbować – wyłączyć tv, odejść od internetu i nie sięgać po zatrute źródła „wolnych mediów”, by w krótkim czasie odczuć ożywcze skutki tej decyzji. Podobne do efektów wstrzemięźliwość od nałogu: poprawę kondycji psychicznej i intelektualnej, świeżość spojrzenia, przypływ sił i zdolności samodzielnego myślenia.
Proponowałem takie zachowanie wielokrotnie, np. w tekście „Trzy kroki” z listopada 2015.
Szczerze zachęcam do takiej praktyki – tym bardziej, że treści, jakie oferują nam rządowe „wolne media”, niczym nie różnią się od chłamu ośrodków propagandy zarządzanych przez Obcych.
Jest w nich ten sam poziom fałszu i nędzy intelektualnej.
Te media nie tworzą nowej jakości i nie budują obszaru wolnej myśli, lecz wyłącznie rezonuje obcą narrację i z reakcji na bodźce medialne płynące ze strony Obcych, czynią jedyną normę swojej rzekomej „niezależności”.
Cała aktywność uznanych tuzów „niezależnej publicystyki”, dokonuje się wyłącznie w kontrakcji do tzw. mainstreamu, z którego też najczęściej się wywodzą i do którego gorąco tęsknią.
Tych ludzi nie stać na uwolnienie od konotacji towarzyskich i podległości informacyjnej, tym bardziej - na świeżą i samodzielną refleksję. Nie rozumieją też, że rzetelne informowanie Polaków, budowanie nowych obszarów zainteresowań i niezależność od obcej narracji, wymaga porzucenia podglądactwa i samodzielnego spojrzenia na świat.
Dlatego obcowanie z owymi „wolnymi mediami” utrwala w nas jedynie wszelkie mity, błędy i zależności, jakie leżą u podstaw operacji dezinformacyjnej pod nazwą „III RP = Polska”.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Panu dobrego roku, wolnego od sideł kłamstw i dezinformacji.
1/ Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńmuszę przyznać, że tekst ten sprawił mi nieco kłopotu z dwóch przynajmniej powodów. Kiedy jednak na koniec raz jeszcze przeczytałam tytuł, uderzyło mnie, że jego druga część oddaje idealnie moje odczucia.
Po pierwsze - zrównanie jakości mediów "naszych" i "obcych". Zgadzam się z tą oceną i jest to kwestia, która mocno mi doskwiera. To prawda, że niemal wszystko co możemy usłyszeć i przeczytać jest "reakcją na"oraz świadomym lub nie rezonowaniem. W takim środowisku jakakolwiek próba przekazania myśli innej, świeżej, własnej po prostu skazana jest na niepowodzenie. Pan wie doskonale, o czym mówię. Portal, z którym współpracuję od kilku miesięcy nie życzy sobie niczego co wykraczałoby poza tzw linię programową. I można by to przyjąć za dobrą monetę, bo jako portal tzw opiniotwórczy ma prawo pilnować założonej wizji. Kiedy jednak okazuje się, że nawet w ramach tej wizji zamieszczane teksty mają po prostu "grzać", już nie wygląda to dobrze, bo teksty jakie piszę z założeniem własnej myśli nie są zamieszczane. Oczywiście, mogę umieszczać je sobie w pamiętniczku albo na innym fejsbuczku porzucając tak niesatysfakcjonujące zajęcie. Mogę... Tu pozostawię Panu i Państwu przestrzeń dla wyobraźni, a jako że goszczą tutaj ludzie mądrzy, liczę na dopowiedzenie sobie dalszego ciągu.
c.d.n.
2/ Druga rzecz związana jest z dezinformacją jakiej jesteśmy poddawani oraz z reagowaniem na nią. Od czasu do czasu rozmaite osoby pojawiają się lub nagle zyskują rozgłos w "przestrzeni medialnej". Przekazują treści zgodne z naszymi odczuciami, trafiają więc do serc, a stamtąd do umysłów. Mówią o tym, co sami postrzegamy jako ważne, piętnują zjawiska, które nas samych niepokoją. Pojawiają się w środowiskach, mediach, które darzymy minimalnym choćby zaufaniem. A tak mimochodem przekazują inne jeszcze treści, które łykamy już jak gęś kluski. Ostatnio "objawiła" się pewna pani mecenas, która postanowiła podzielić się z publicznością swoją zasmucającą historią. Otóż panią tę oczarował pewien pan, który będąc już nawet kandydatem na męża, okazał się oficerem SKW (tak twierdzi ta pani), który ją inwigilował czyli nagrywał i tym sposobem zbierał na nią haki. Pani ta nie była taką gapcią jak Beata Sawicka, ale mając rozległe kontakty w szeroko pojętych sferach politycznych uruchomiła tkwiący w nich potencjał i ukróciła oburzający proceder. A sprawę nagłaśnia, bo do czego to podobne, by "w państwie prawa" obywatel mógł być poddawany podobnym działaniom. Gdyby ktoś się zastanawiał, dlaczego panią tę jakiekolwiek służby miałyby potrzebę inwigilować, to już odsyłam do samodzielnych poszukiwań, które nie powinny nastręczać trudności, a nie chciałabym zanużać zbyt długim tekstem. Pani ta, uwiarygodniona kontaktami w środowiskach kościelnych, patriotycznych, koneksjami z ludźmi powszechnie szanowanymi itp zamieściła w sieci kilka wywiadów, jakie przeprowadził z nią pewien "prawicowy" dziennikarz i tam opowiada swoją historię. Słuchałam tego początkowo z zainteresowaniem, ale w jakimś momencie poczułam, że coś mi w tym wszystkim zgrzyta. Owszem, przekaz brzmiał sensownie, wiele z podawanych faktów było mi znanych, pani nadzwyczaj urocza i z talentem do snucia opowieści w sposób niewymuszony. Zrobiłam więc taki eksperyment: wyłączyłam dźwięk i tylko obserwowałam naszą bohaterkę. Nie mogłam wyjść z podziwu jak zręcznie, subtelnie a zarazem idealnie dostosowując się do reakcji interlokutora pani ta konstruuje sytuację "nie można mi się oprzeć". Mimika, gesty, cała mowa ciała - chapeau bas, żadnej tandety. Zaintrygowana tym odkryciem zrezygnowałam z wizji i tylko już słuchałam. Wtedy USŁYSZAŁAM. Przekaż odarty z czarującego hokus-pokus stał się wyraźniejszy, a kiedy przestałam koncentrować się na głównym wątku, została ta treść, która miała dotrzeć do odbiorcy. Skracając - nazwiska likwidatorów WSI oraz ludzi związanych jakkolwiek z Komisja Smoleńską, podane z sugestiami, insynuacjami mającymi je jednoznacznie dyskredytować. Bardzo to nawet ładnie zrobione, z umiarem, na poziomie, ale fakty są faktami.
OdpowiedzUsuńPozostaje jeszcze niejasne, dlaczego teraz właśnie taka operacyjka, ale myślę że jak trochę poczekamy, to i to stanie się zrozumiałe.
I co z takim fantem robić? Obnażyć? Opisać zjawisko? Taki może być pierwszy odruch. A co, jeśli właśnie o to chodzi? Żeby o niej mówiono? Będzie wtedy mogła ripostować i tym bardziej utrwalać swoją obecność w umysłach odbiorców, zasiewać tam wątpliwości, przekierowywać uwagę z istoty sprawy... I to mi nie daje spokoju.Właśnie.
A ja słucham pani mecenas Modzelewskiej z wielkim zaciekawieniem i aprobatą.
OdpowiedzUsuńJest to unikalna okazja lekkiego choćby prześwietlenia "naszych" zadekretowanych tzw. autorytetów co jest też trochę spójne z tym co dzieje się na niniejszym Forum. Przyznam, że tak silna niechęć wyrażona przez panią byłaby może i do zaakceptowania gdyby zaistniał choćby jeden merytoryczny argument na poparcie owej awersji. Same negatywne , sorry ale bardzo niewieście - w mojej ocenie - emocje to zupełnie nie po "ściosowemu".
Szanowny Panie Janie,
UsuńMam wrażenie iż zbyt tendencyjnie przedstawia Pan ocenę zachowań p. J.M. przedstawioną przez p. Martynę Ochnik.
Jakby zapominał Pan o istotnej sprawie: działalność służb naszych wschodnich ulubieńców jest najczęściej na tyle perfekcyjna iż nie pozostawia po sobie żadnych śladów, poszlak, etc. - nie już mówiąc o dowodach które mogłyby posłużyć jako "merytoryczny argument" (setki przykładów każdy z nas poda).
Na mój gust zbytnio zapędził się Pan w krytyce p. Martyny (nie wnikam z jakich przyczyn).
Trawestując pańskie słowa: „negatywne, sorry ale bardzo maskulinistyczne - w mojej ocenie - emocje to zupełnie nie po "ściosowemu".
Zastosował Pan tu dość nieskomplikowany (wyrażam się oględnie) zabieg o wydźwięku dyskredytacyjnym, który moim zdaniem obnaża:
- albo pańskie niecne cele w stosunku do przekazu p. Martyny
- albo pańską indolencję w tematyce działań dezinformacyjnych.
Otóż w sytuacji gdy nie mamy twardych dowodów na to czy tamto (z przyczyn jak wyżej) - nie pozostaje nam nic innego jak odwołać się do własnej intuicji (za którą mogą stać cechy wrodzone, doświadczenie, nabyta wiedza, etc) . I właśnie dokładnie to zrobiła p. Martyna a nawet więcej: po przeprowadzonym, własnego pomysłu - znakomitym eksperymencie badawczym zadała sobie pytanie:
O Co Tutaj Chodzi?!
Ponieważ niezwykle trudno jest w takiej sytuacji samodzielnie znaleźć odpowiedź na takie pytanie – zwróciła się do naszego Gospodarza oraz Czytelników z tym pytaniem...
Zapytam teraz Pana: co w tym „niewieściego” lub niewłaściwego… ?!
Wyjaśnię teraz dlaczego po raz pierwszy zabieram głos na tym blogu (choć regularnie czytam wszystko tutaj od lat):
Po lekturze początkowych wpisów p. J.M. na TT w tej sprawie - przejąwszy się jej stanem psychicznym, w szczerym zapale neofity postanowiłem pomóc p. Modzelewskiej ogarnąć się w tym wszystkim i napisałem do niej kilka słów wsparcia – i wymieniliśmy kilka wiadomości.
I co się okazało? Otóż okazało się iż p. Modzelewska odpowiadała w taki sposób iż po kilku chwilach zacząłem zastanawiać się - dokładnie tak jak p. Martyna:
O Co Tutaj Chodzi… ?!
Poczułem się dokładnie tak samo jak poczuł się każdy wyborca PiS i PAD w styczniu ub. roku...
Kobieta która - robiąc w służbach - nagle zaczyna publicznie i nachalnie obnażać swoje stany psychiczne i uchylać rąbki sekretów „naszych” służb „specjalnych”… ?!
(muszę w cudzysłowach choćby ze względu na treść powyższego artykułu p. Aleksandra)
Nie ma takich zwierząt na tej planecie.
Ja także nie jestem w stanie przytoczyć „merytorycznych argumentów” na słuszność swoich wywodów ale za to zakończę cytatem z mojego ulubionego klasyka:
https://www.youtube.com/watch?v=WGAvkFX89LQ
PS
Ukłony dla Gospodarza…
Nikt lepiej niż Pan nie potrafi uporządkować tego tańca derwiszy w głowach osób zatroskanych teraźniejszością i przyszłością naszego narodu a nie mających do tego dostatecznych zdolności czy instrumentów…
Szacunek.
Baaardzo dziękuję, że tak zdecydowanie stanął Pan w obronie mojego komentarza. Sama nie miałabym śmiałości dyskutować z panem Janem Kowalskim. W podobnych sytuacjach bowiem zaczynam od razu powątpiewać we własny rozum i zdolność oceny zjawisk. Myślę wtedy - no cóż, "po prostu struna pękła mi"... inni wiedzą lepiej... Podoba mi się, że zwrócił Pan uwagę na znaczenie intuicji w ocenie zjawisk oraz fakt, że intuicja nie jest niewieścią brednią lecz jednym z narzędzi poznawczych, takim za którym "mogą stać cechy wrodzone, doświadczenie, nabyta wiedza, etc" Bo tak właśnie jest. Ujął mnie Pan też spontanicznie wprowadzoną w życie chęcią pomocy pani J.M. Piękny odruch, który dał nie takie efekty, o jakich Pan myślał, ale kto wie czy nie stokroć bardziej wartościowe :)) Pozdrawiam Pana.
UsuńCzy to była:
OdpowiedzUsuńKLIK
dezinformacja, fake news, "fałszywa wizja historii"?
wygląda na zupełnie nieskomplikowane: oplucie całego Narodu. Ale też skuteczne, chyba nawet bardziej niż te wszystkie niebywale pogmatwane rosyjskie kombinacje.
Panie Aleksanderze, jak wytłumaczyć sobie informację z ostatnich dni,która trafiła do opinii publicznej(a może tylko ja nie byłem tego świadom) przy okazji wezwania Pani Magdaleny Fitas-Dukaczewskiej do składania zeznań w prokuraturze, tj. że Pani ta, żona ostatniego szefa WSI była tłumaczką Millera, Tuska ale i Lecha Kaczyńskiego? Czy był to element inwigilacji Prezydenta wspomniany przez Pana w powyższym tekście?Czy Lech Kaczyński nie zdawał sobie sprawy kim ta Pani jest.?Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUnknown,
UsuńWytłumaczyć należy to okolicznościami, o których wspomniałem w moim tekście:
„Nastąpił powrót do koncepcji „zbrojnego ramienia grupy rządzącej”, doszło do zablokowania procesu weryfikacji WSI i odbudowy wpływów tego środowiska, pojawiły się wielowątkowe kombinacje operacyjne, mające na celu inwigilację prezydenta oraz pozbawienie go buforów bezpieczeństwa; osłabiono system kontroli służb i notorycznie ignorowano zagrożenia ze strony rosyjskiej agentury”.
Dodałbym do tego rzecz równie decydującą – głupotę i nonszalancję ludzi PiS w kwestiach bezpieczeństwa.
To cecha wyróżniająca to towarzystwo i tak trwała, że do dziś święci tryumfy.
Przypomnę, że po ujawnieniu przez „Wprost”(w czerwcu 2007 roku), że tłumaczką prezydenta Kaczyńskiego była partnerka (wówczas) Dukaczewskiego, decyzji o zatrudnieniu tej pani bronił ówczesny szef MON A.Szczygło oraz sekretarz generalny PiS Joachim Brudziński.
Ten ostatni perorował:
„ Jeżeli ta pani jest tłumaczem przysięgłym, jeżeli gen. Dukaczewski pozostaje generałem Wojska Polskiego i nie ma tutaj żadnych przesłanek, żeby twierdzić, że coś złego się wydarzyło. Używanie argumentu, że ktoś jest komuś bliską osobą, jest argumentem może nośnym na potrzeby publicystki, natomiast niekoniecznie wymiarze politycznym czy prawnym".
A skoro takie standardy panowały w partii Kaczyńskiego, inwigilacja i osaczanie prezydenta było zadaniem bajecznie łatwym.
Dlatego na zadane przez Pana pytania, trzeba odpowiedzieć twierdząco, dodając przy tym, że wiele procesów, które poprzedzały, a nawet anonsowały Smoleńsk, mogło zaistnieć na wyraźnie życzenie i pozwolenie „mędrców” z PiS.
Pozdrawiam
Martyna Ochnik,
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, ale nie znam opisanego przez Panią przypadku- a zatem nie potrafię dokonać oceny.
Jedno jest pewne – powielanie (rezonans) dezinformacji - pod jakimkolwiek pretekstem oraz polemika z nią, jest czynnym współuczestnictwem w kampanii dezinformacyjnej i należy do powszechnych i kardynalnych błędów przekaźników, zwanych „wolnymi mediami”.
Nikt bardziej nie wspiera operacji dezinformacyjnych Obcych niż media Karnowskich, Sakiewicza, TV Republika, Fronda, itp. „niezależne” przekaźniki.
Prawdą jest natomiast, że „przestrzeń medialna” jest dziś miejscem setek kłamstw i dezinformacji, ale też – co czasem niemniej groźne dla odbiorcy, miejscem rozpowszechniania najnikczemniejszych bredni, nonsensów i brudów. Pojawiają sie tam postaci, które nigdy nie powinni mieć dostępu do oczu i uszu innych ludzi, a których specyfika polega na „umocowaniu” przy tej czy innej partii, redakcji czy „kółku wzajemnie adoracji”.
Czas „dobrej zmiany” przyniósł prawdziwy „wysyp” takich postaci i tylko niskiej wiedzy i jeszcze niższym aspiracjom odbiorców zawdzięczamy, że osoby te są uznawane za ekspertów, publicystów, polityków itp. autorytety.
Przypomina mi się dawna opowiastka o mędrcu starożytnej Grecji – Sokratesie i jego „trzech sitach”:
Oto przybiegł do Sokratesa jego znajomy i zdyszany zaczął opowiadać:
- Sokratesie, muszę ci coś powiedzieć, twój przyjaciel…
- Poczekaj – przerwał mu mędrzec. Czy to, co chcesz powiedzieć, przesiałeś przez trzy sita?
- Trzy sita? – zdziwił się sprawozdawca.
- Tak, przez trzy sita. Pierwsze to prawda. Czy jesteś pewny, że wszystko, co chcesz mi powiedzieć, jest zgodne z prawdą?
- No nie wiem... Opowiedział mi to…
- Ale – przerwał filozof – z pewnością przesiałeś to przez drugie sito, a jest nim dobro. Czy to, co chcesz mi powiedzieć, jest przynajmniej dobre i pożyteczne?
- Przeciwnie…
- To weźmy jeszcze trzecie sito i zapytamy, czy to, co chcesz mi powiedzieć, jest niezbędne?
- Niezbędne? Chyba nie…
- A zatem – uśmiechnął się Sokrates – jeżeli to, co chcesz mi powiedzieć, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani niezbędne, to nie obciążaj tym ani siebie, ani mnie.
Myślę - o ile lepszy byłby nasz świat, gdyby ci, którzy mówią, piszą i kreują się na „ważnych sprawozdawców od ważnych spraw”, przyjęli normę „trzech sit” Sokratesa.
A pewnie byłby jeszcze lepszy, gdyby ci, którzy słuchają, czytają i oglądają owych „sprawozdawców”, nauczyli się udzielać odpowiedzi Sokratesa.
Uniwersalność „trzech sit” byłaby też doskonałą linią obrony przeciwko wszelkim dezinformacjom i pomogła nam uwolnić się od – jakże groźnej, podległości medialnej.
Dziękuję Pani i pozdrawiam
Trzy sita - znakomite, nie znałam. Wykorzystam na pewno.
UsuńZasmucające potwierdzenie mojej własnej diagnozy oraz autodiagnozy: 'Jedno jest pewne – powielanie (rezonans) dezinformacji - pod jakimkolwiek pretekstem oraz polemika z nią, jest czynnym współuczestnictwem w kampanii dezinformacyjnej i należy do powszechnych i kardynalnych błędów przekaźników, zwanych „wolnymi mediami”.
Nikt bardziej nie wspiera operacji dezinformacyjnych Obcych niż media Karnowskich, Sakiewicza, TV Republika, Fronda, itp. „niezależne” przekaźniki." Czas na zmianę.
MP4 stycznia 2019 22:20
OdpowiedzUsuńOdpowiem Panu, bo odpowiedzieć przecież wypada - tak oto.
Nie mogę się wyzbyć z pamięci obrazka, gdy na kilka dni przed ostatecznym rozwaleniem koalicji śp. wicepremier A. Lepper i aktualnie miłościwie panujący "naczelnik państwa" a podówczas premier JK przyjmowali, jeden po drugim, Eucharystię do ust podczas Mszy na Placu Krasińskich.
Skracając - do dziś nikt palcem nie kiwnął w celu wyjaśnienia słynnego " samobójstwa". Czy pani mecenas Modzelewska poddana takiej specjalistycznej, dosłownie i w przenośni - "obróbce" nie powinna jakoś zatroszczyć się o siebie?
Według mnie powinna a że zrobiła to w sposób więcej niż subtelny to tym bardziej przekonujący. Smutne, że u niektórych miast uczuć empatii budzi się paleta zgoła odmiennych - powiedzmy- refleksji.
A i z pana komentarza, to, jak uwielbiam lodowate kąpiele - powiało mi jakimś nieprzyjemnym zimnem...
Panie Janie,
UsuńNie dość że zadał Pan pytanie retoryczne, na które odpowiedź jest oczywista to dodatkowo wplątał Pan wątek który prawdę mówiąc - nic nowego nie wnosi do takiej dyskusji - szczególnie na TYM forum... Jednocześnie podał Pan swoją wykładnię tej zagadki. W świetle tego sądzę iż zabieg ten miał inny cel niż dociekanie prawdy.
Pański problem polega na tym że - i p. Martyna i ja - zupełnie odmiennie interpretujemy rolę p. Modzelewskiej w tej sprawie.
A do Pana, jak rozumiem - jeszcze to nie dotarło albo z jakichś względów ignoruje to Pan - jest to uderzającym po takiej uwadze...
Wnioskuję więc że albo nie czyta Pan uważnie tekstów swoich rozmówców i nie rozumie kontekstu rozmowy albo inny cel Panu przyświeca uczestnicząc w tej wymianie zdań.
Jakoś ta pańska empatia w żaden nie przemawia do mnie...
Zadam Panu dwa pytania - uprzedzam że będą one także retoryczne jak i pańskie:
1. czy jest Pan w stanie dostrzec cokolwiek "przyjemnego" lub "ciepłego" w okolicznościach w jakich się znajduje nasz kraj i jego historyczni mieszkańcy - dającego podstawę do tego aby domagać się jedynie słodkich słówek?
2. Czy uważa Pan że mam jakikolwiek obowiązek aby Panu czy komukolwiek słodzić i lukrować?
PZDR
Martyna Ochnik, Jan Kowalski, MP,
UsuńSzanowni Państwo,
Rozmowa o atrybutach poszczególnych odpowiedzi jest z pewnością pouczająca, ale niewiele związana z tematem tekstu.
Jak napisałem Pani Martynie - nie znam opisywanego tu przypadku, a zatem nie potrafię dokonać rzeczowej oceny.
Za bardzo sensowną uważam natomiast wypowiedź Pana MP.
Przyznam też, że duże wrażenie zrobiły na mnie słowa: „Kobieta która - robiąc w służbach - nagle zaczyna publicznie i nachalnie obnażać swoje stany psychiczne i uchylać rąbki sekretów „naszych” służb „specjalnych”.
Tak się bowiem składa, że ten rodzaj zachowań i typ narracji jest mi znany. Pojawiał się zwykle w dwóch przypadkach: gdy rozmówcą był ktoś o kiepskich przymiotach intelektu lub ktoś, kto prowadził (dość prostacką) grę operacyjną. Oba przypadki są kompromitujące, przy czym drugi z nich, również potwierdza podejrzenie, że gra jest prowadzona przez osobę o niskich kwalifikacjach.
Ponieważ pogłębianie tego tematu, nie przybliży nas do zrozumienia istoty dezinformacji rosyjskiej, proponuję na tym zakończyć.
Pozdrawiam Państwa
Tomajan,
OdpowiedzUsuńJuż przed kilkoma miesiącami cytował Pan na moim blogu dokumenty unijne. Rzeczywiście, ten temat nie ma wiele wspólnego z dezinformacją i nie wnosi nic nowego do rozmowy.
Udzielę więc Panu odpowiedzi identycznej, bo tego rodzaju zagrożenia należy rozpatrywać wyłącznie z pozycji naszych, wewnętrznych spraw.
Rzecz dotyczy uwzględnienia właściwej hierarchii oraz właściwej metody walki.
Hierarchii, ponieważ nasza obecność w UE jest zaledwie konsekwencją zniewolenia sowieckiego, metod walki zaś, bo upatrywanie „diabła” w Brukseli, przy jednoczesnej akceptacji „szatana” w III RP, przypomina optykę ślepca.
To nie Bruksela jest zagrożeniem, ale ci politycy III RP, którzy nie znają i nie uznają innej drogi rozwoju Polski, poza zatopieniem nas w unijnym bagnie. Zagrożeniem jest ich „georealizm”, sprowadzony do bezmyślnego ulegania dyktatowi Niemiec i uprawiania polityki z pozycji petenta.
Napisałem kiedyś - „Nie można wygrać wojny z wrogiem zewnętrznym, jeśli we własnym kraju zezwala się na bezkarność targowiczan,aprobuje donosicielstwo i zdradę, hołubi wrogie ośrodki propagandy. Nie można obronić Polaków przed kombinacją obcych służb i szajką fałszerzy, jeśli rządzą nami wyznawcy zgubnej „strategii dialogu i kompromisu”, zaś politykę III RP kształtują mitolodzy „georealizmu”.
Każdy rząd III RP – w większym lub mniejszym stopniu, powielał błędy przeszłości i realizował tzw. proces integracji w ramach UE. W praktyce, proces ten został sprowadzony do narzucenia nam dyktatu ekonomiczno-politycznego, ze szczególnym uwzględnieniem interesów niemieckich i ta diagnoza wydaje się podstawowa dla oceny zjawiska.
Jakaś pseudo-ideologia i różne lewackie szaleństwa – na które zwraca Pan uwagę - służą jedynie usprawiedliwieniu żądzy posiadania i podboju i pełnią taką samą rolę, jak „doktryna marksistowska” w rękach komunistycznej bandy.
Są narzędziem do realizacji celu.
Warto pamiętać, że proces „integracji europejskiej” przeprowadzono w III RP według wzorców ładu jałtańskiego - nie przecinając wpływów sowieckich, lecz zabierając Polakom te dobra, które pozostały jeszcze po półwieczu okupacji. Osłabiona, zdezintegrowana i zdegenerowana Polska – ma stanowić tym łatwiejszy łup.
Jest również oczywiste, że nasza obecność w strukturach UE nie daje żadnych gwarancji bezpieczeństwa i nie ma wpływu na status III RP. Ten bowiem, nie jest zależny od papierowych umów i werbalnych deklaracji, które eurołajdacy złamią natychmiast, lecz od stopnia samowystarczalności i siły militarnej państwa.
Wierzyć, że z państwami Unii Europejskiej, w której Niemcy odgrywają rolę decydenta, a Rosja jest postrzegana jako partner, można budować realne warunki bezpieczeństwa - może tylko zdrajca, idiota lub mitoman.
Takich też mieliśmy rządców w III RP i tylko w takich kategoriach można oceniać postulat „integracji europejskiej”.
Tu potrzebny jest prawdziwy realizm.
Pisałem o nim w „Nudis verbis – Przeciwko mitom”.
UsuńTo realizm wykuty z doświadczeń historii, który nakazuje budować państwowość w oparciu o własną, polską drogę. Bez oglądania na Wschód i Zachód, bez liczenia na zachodnioeuropejskie gwarancje lub współpracę z Rosją.
Polska nie ma najmniejszego interesu w popieraniu prorosyjskiej i proniemieckiej polityki przywódców Unii Europejskiej. Od czasu ustanowienia ładu jałtańskiego, polityka ta tworzy największą barierę dla naszych dążeń niepodległościowych i wszędzie tam, gdzie uwzględnia priorytety Berlina i Moskwy – ignoruje lub podważa nasze.
Istota tej polityki nie polega bowiem na zapewnieniu bezpieczeństwa i równego rozwoju państwom Europy Wschodniej, lecz na zabezpieczeniu potrzeb ekonomicznych najbogatszych graczy Unii (ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec) oraz zagwarantowaniu Rosji „miejsca wśród narodów świata”. W oczach Zachodu, koegzystencja z Rosją jest możliwa, jeśli państwo to otrzyma „należną” strefę wpływów i zaspokoi swoje mocarstwowe ambicje.
Każda forma akceptacji tej polityki, wyrażana przez czynniki polskie, jest zatem aktem politycznej głupoty, ocierającym się o zdradę i tak powinna być traktowana przez ludzi świadomych obecnych zagrożeń.
Polska nie potrzebuje – ani Rosji ani Niemiec. Sąsiedztwo tych państw jest dla nas źródłem nieustannych konfliktów, wojen i ograniczeń państwowości. Jeśli syta i próżna Europa potrzebuje Rosji – niech brata się z nią na własny rachunek. Nigdy zaś kosztem Polski i naszej niepodległości.
Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że w najżywotniejszym interesie Polaków leży, by Rosja została rozbita i zniknęła z mapy świata, Niemcy zaś stały się krajem słabym militarnie i gospodarczo.
Taki realizm nigdy nie pojawił się w przestrzeni politycznej III RP i jest poglądem nieznanym naszym rodakom.
Bo też żaden z „mężów stanu” III RP nie ośmieli się uznać, że Moskwa i Berlin zawsze będą wrogami polskości. Historycznym dążeniem tych państw jest ustanowienie na Wiśle granicy rosyjsko-niemieckiej i wymazanie Polski z mapy świata.
Różnica między obecną sytuacją a rokiem 1939 polega jedynie na odwróceniu ról i modyfikacji akcentów: dziś konflikt zbrojny ma wywołać Rosja, Niemcom zaś przewidziano zadanie politycznego i ekonomicznego wspornika. Udawać, że tego nie widzimy – byłoby szaleństwem.
Prawdziwy georealizm nie polega zatem na myśleniu dostosowawczym i akceptacji ambicji rosyjskich i niemieckich, lecz na ich zanegowaniu i odrzuceniu.
Dopiera taka refleksja może być punktem wyjścia dla poszukiwania skutecznej terapii.
W związku z tematyką mojego tekstu, pozwolę sobie na jeszcze jedną refleksję.
UsuńJesteśmy dziś świadkami wielowątkowej i sprawnie prowadzonej operacji dezinformacyjnej. Ta ciekawa (dla analityka) operacja odbywa się przy udziale ludzi „dobrej zmiany” i środowisk unijnych i polega na zdeprecjonowaniu poglądów sprzecznych z dogmatyką „georealistów”.
Próbuje się nam udowodnić, że wszelkie postulaty antyunijne (związane z tzw.Polexitem) są dziełem ludzi ulegających rosyjskiej propagandzie i noszą znamię roboty na rzecz Rosji.
Bardzo łatwo powiązano te postulaty ze środowiskiem tzw. narodowców, a stąd był tylko krok do narzucenia nam przeświadczenia, iż każdy, kto krytykuje UE lub mówi o opuszczeniu niemieckiego tworu, należy do zwolenników Putina.
Na kanwie tej operacji, pojawiły się użyteczne dogmaty-wytrychy: jeśli nie Bruksela- to Moskwa. jeśli nie integracja z UE – to rozpad i wydanie na łup Putina.
To powiązanie krytyki antyunijnej z „opcją rosyjską” przyszło tym łatwiej, że przywódcy owych środowisk narodowców wykazują bezmierną ignorancję historyczną i polityczną i głoszą prymat zagrożenia unijnego nad rosyjskim. Wykorzystano zatem tą słabość, by wykazać, że zwolennikami Polexitu mogą być tylko ludzie sterowani przez Moskwę. Ja również spotkałem się z idiotami, którzy moje oceny realiów III RP sytuowali w sferze agenturalnej.
Dodatkowym atutem operacji jest niska wiedza polityczna naszych rodaków. Większość z nich nie dostrzega, że dzisiejsze wektory - Wschód-Zachód, rozumiane jako kierunki polityczne Moskwa-Berlin, są głęboko fałszywe. Niemcy i Francja są bowiem najwierniejszym sojusznikiem Putina i upatrywanie wyboru „opcji zachodniej” w sojuszu z tym państwami, to nonsens.
Trzeba sobie uświadomić, że pozostawanie III RP w strukturach unijnych oraz poddanie dyktatowi Berlina – jest wyborem „opcji moskiewskiej” i w żaden sposób nie służy zachowaniu cywilizacji Zachodu.
Jeśli cele tej kampanii dezinformacyjnej zostaną zrealizowane (a wiele na to wskazuje), realizm, o którym wspomniałem powyżej, stanie się synonimem poglądów antypolskich, a każdy, kto chciałby wyrwać nas z łap „georealistów”, zostanie okrzyknięty „agentem Rosji”.
(1) Dezinformacja rosyjska nie działa w pojedynkę.
OdpowiedzUsuńMyślę, że mamy do czynienia z grą na dwóch (albo i więcej) fortepianach. Tzn., że zagrożenie rosyjskie jest po prostu wykorzystywane przez naszych tzw. sojuszników. I im zagrożenie większe (albo nawet samo poczucie zagrożenia w Polsce) tym dla nich... lepiej.
A czym możemy przekonać naszych sojuszników do tego, że obrona Polski przed jakimś wrogiem im się opłaca? Lasami, złożami bogactw mineralnych, kamienicami?
Zatem zagrożenie i cena tylko rosną. Tymczasem to nie Rosjanie są głównymi beneficjentami zmian gospodarczych w Polsce od 30 lat.
Do czego to ma prowadzić, że dopiero jak nic nie będziemy mieli to wtedy będziemy bezpieczni?
Na śniadaniu u prezydenta przedsiębiorców z Izraela zachęcano do działalności ilością sprowadzonej do Polski taniej siły roboczej, amb. Mosbacher domaga się zniżek dla amerykańskich firm, broni TVN, teraz mówi by odczepić się od PKP Energetyka, itp. itd.
Wg mnie drugi fortepian zupełnie nie dba o niuanse tylko bezceremonialnie dyktuje co mamy robić, w świetle reflektorów i z pogardą dla urabianych tubylców, z którymi daniels pstryka sobie fotki jak w zoo.
(2) Drugi fortepian to USA-Izrael (sojusz oczywisty – ustawa 447).
Normalnie głosem, reprezentantem i wizytówką danego kraju za granicą jest jego ambasador (czy ja może czegoś znów nie rozumiem). Co zatem mam sadzić o działalności pań Mosbacher albo Azari?
Sprawy z planową likwidacją państwa polskiego w ramach UE widzę podobnie jak @tomajan. Innej interpretacji nie ma i PiS kontynuuje to dzieło. Oprócz indoktrynacji ideologicznej (wyzbycie się narodowości) to zagrożenie (podobnie jak (2)) dotyczy fizycznych podstaw egzystencji przez drenaż albo szantaż gospodarczy – chyba skuteczniejsze i powszechniejsze niż siła militarna.
(3) UE to byłby zatem trzeci fortepian, zresztą równie bezceremonialny jak drugi.
- (3) eurokraina z marionetkowym rządem, armią, monetą i polityką w ramach UESSR?
- (2) zaspokojenie miliardowych roszczeń lobby żydowskiego (wspartego przez USA ustawą 447), ale również uległość wobec dyktatu światowej finansjery (niewątpliwie powiązanej nieoficjalnymi, pozamerytorycznymi związkami)?
- (1) czy napaść rosyjska?
Czy to są główne zagrożenia dla Polski? Czy współpracują ze sobą jak dobry i zły policjant i jedno jest używane jako argument przeciw drugiemu? Które jest największe, najbliższe, najbardziej realne?
Czy głównie (1) napaść rosyjska?
Uważam,że pan Marcin trafnie ocenia sytuację. Bo nawet gdy uznajemy Rosję jako odwiecznego wroga, to musimy pamiętać kto pomógł czerwonej zarazie urosnąć do tego stopnia,by zatruła swym jadem cały Świat.
UsuńCzy nie zapomnieli Państwo jeszcze o tym, że to przecież złe i imperialne USA zrzucało na "nasz" kraj stonkę ? Z takim podejściem, to maszerować można co najwyżej do toalety.
UsuńPs. Taka konstatacja: Jak się nie da wcisnąć "ruskich" wprost, to chociaż umniejszyć i rozwodnić ich wrogość wobec Polaków "argumentami" jak w dwóch powyższych wpisach.
Pozdrawiam Autora.
"Które jest największe, najbliższe, najbardziej realne (zagrożenie dla Polski)?" Tym najwiekszym zagrożeniem jest TO co ma wladze nad umyslami Polakow czyli nauka Kosciola Katolickiego. Nauka KK nie wyzwala i nie czyni Polakow wolnym narodem, lecz utrzymuje ich niewolnikami intelektualnymi. Polacy, jesli chca byc wolnymi, powinni przebudzic sie duchowo! Tyle i az tyle.
Usuń@Marcin Is, @322691 darek,
OdpowiedzUsuńPanowie, odnoszę dziwne wrażenie, że wciąż słyszę podobną argumentację. Gdy się nad tym zastanowiłem, to jestem pewien, że jest to właśnie propaganda i dezinformacja prowadzona przez różne ośrodki na rzecz Kremla. Podobną argumentację znajdziemy u Michalkiewicza czy Brauna (nie twierdzę, że są agentami - równie dobrze mogą ulegać tej dezinformacji i nie widzieć ogółu), w Sputniku itd.
Myślę, że nie ma sensu ani miejsca, by szczegółowo obalać panów komentatorów tezy, dlatego odpiszę w kilku zdaniach.
Temat UE
Chyba nikt na tym blogu nie ma złudzeń, a autor podkreślał wielokrotnie, że ten socjalistyczny twór jest zarządzany przez Niemców w interesie Niemców i dla spełnienia celów strategicznych Niemców, Niemców będących w ciągłym przymierzu z Kremlem - czyli para naszych sąsiadów od wieków próbujących wygumkować Polskę z mapy. W takim kontekście głównym winowajcą polskiej uległości w stosunku do UE nie są Niemcy czy Rosjanie.. Głupiec oskarża lisa o to, że wkradł się do kurnika. Człowiek rozsądny wie, że winę ponosi gospodarz co kurnika nie zabezpieczył.
Temat USA - Izrael
Nieszczęsna ustawa 447 została przyjęta przy ostrożnej postawie senatorów (liczna absencja w trakcie głosowania) i przy wsparciu polskiego rządu - bo jak nazwać rządowe działania blokujące inicjatywę Polonii i akceptację medialną ustawy przed jej głosowaniem?
Po licznych tego typu haniebnych ruchach obecnego rządu, nie dziwi mnie wcale, że Izrael stara się wyciągnąć pieniądze od nas (wszak od wielu lat wyciąga szekle od słabych państw). Co do USA, odnoszę wrażenie, że skoro nie ma na naszym podwórku solidnego zarządcy, to swoje cele realizują jak na terenie niczyim - dlaczego nie mieli by tak robić? Czy był jakikolwiek sygnał ze strony naszego niby- państwa, że się na to nie zgadzamy?
Podsumowując, oskarżanie wszystkich wokół jest metodą od dziesięcioleci wykorzystywaną przez Obcych, by skłócać Nas. Dopóki nie weźmiemy pełnej odpowiedzialności za nasz kraj i miast wytykać innym ataki, nie zabezpieczymy się sami przed owymi atakami, nie będziemy zasługiwali na wolny kraj.
Pozdrawiam
OT - z mojego ulubionego konta na TT, na poprawę nastroju :)
OdpowiedzUsuńLarry the Cat
@Number10cat
‘Twas the night before Brexit vote
And all through the house
MPs were not budging
As Larry ate mouse...
15:49 - 14 sty 2019
Głosowanie dzisiaj wieczorem... Larry jest, oczywiście, ZA!
Pozdrowienia dla wszystkich :)
https://twitter.com/Number10cat
Marcin Ís,
OdpowiedzUsuńJest w Pana komentarzu taki zbiór półprawd, pustych sugestii i jałowych dywagacji, że rozplatanie tego węzła wymagałoby osobnego wpisu.
Nie poświęcę tyle czasu Pana wywodom, bo kwestie związane z „zagrożeniem amerykańsko-zydowskim” tłumaczyłem już w wielu tekstach i nie widzę potrzeby ich powtarzania.
Po raz kolejny napiszę, że wyznawcom takich teorii polecam zwykle studia nad mapą świata (ze szczególnym uwzględnieniem terenu Europy) oraz lekturę podręcznika historii Polski z niższych klas szkoły podstawowej.
A jeśli geografia i historia (na poziomie elementarnym), niczego nie nauczą, polecam zajęcie się innymi tematami niż sprawy polityczne.
Z rzeczy konkretnych, dwie uwagi.
Nim po raz kolejny napisze Pan - „to nie Rosjanie są głównymi beneficjentami zmian gospodarczych w Polsce od 30 lat”, radzę prześledzić tylko jeden temat - gazociągu jamalskiego oraz umów gazowych łączących III RP z Rosją.
Nadzór nad polskim odcinkiem tego gazociągu nieodmiennie pozostaje w rękach rosyjskich – o co zadbały wszystkie rządy tego państwa, a szczególnie ekipa PO- PSL. Oznacza to, że na terytorium III RP istnieje eksterytorialny obszar pod władzą rosyjską. To broń najgroźniejsza.
O takich „drobiazgach”, jak uwłaszczenie moskiewskiej agentury na majątku narodowym, fortuny „biznesmenów” – kasjerów bezpieki, z których budowano tu media i banki, czy (rzecz najnowsza) ogromny wzrost importu rosyjskiego węgla (11,2 mln ton ,o 77 proc. więcej niż rok wcześniej) – nie warto nawet wspominać.
Za nonsensowne uważam stwierdzenie -”Dezinformacja rosyjska nie działa w pojedynkę” i wskazywanie USA i Izraela, jako rzeczywistych „Klientów” dezinformacji. Tych, które najwięcej na niej zyskują i są zainteresowane jej umacnianiem.
Nonsensowne zaś dlatego, że ani USA ani Izrael nigdy nie rozpoznały celów moskiewskiej strategii podstępu i dezinformacji i od lat 60. ubiegłego wieku pozostają w roli faktycznej „grupy docelowej”, stając się ofiarą operacji prowadzonych przez służby ZSRR/Rosji. Gdyby było inaczej, teza o „śmierci komunizmu”, nie miałaby prawa zaistnieć w powszechnej świadomości.
Pana twierdzenie imputuje natomiast współuczestnictwo, a co najmniej czynny udział w celach tej strategii.
Proszę się zastanowić: jeśli (stosując skrót myślowy) określimy te cele, jako służące ekspansji światowego komunizmu (jawny w Chinach, utajniony w Rosji) oraz dominację nad światem, jakże pogodzić je z interesami USA i Izraela? Nie da się tego pogodzić nawet w obrębie naszych, polskich spraw, bo takie kwestie, jak energetyka czy zbrojenia nazbyt dzielą interesy Moskwy, Waszyngtonu i TelAvivu. Dlaczego USA czy Izrael miałyby dążyć do likwidacji polskiej państwowości (a to jest geopolitycznym celem Rosji ), jeśli czerpią stąd zyski i mają perspektywy jeszcze lepszych geszeftów?
Pisałem kiedyś, że Żydom może chodzić o nasze pieniądze, Niemcom o ziemie i bogactwa. Ale Rosjanom chodzi o „polską duszę” - o to, co czyni z nas naród i decyduje o polskiej tożsamości.
Które z tych zagrożeń uznamy za największe?
Najwyraźniej myli Pan różne porządki i dopasowuje swoje hipotezy do wyznawanych poglądów.
Jeśli - w kontekście bieżącej sytuacji III RP, możemy mówić o „grze na wielu fortepianach”, to (mając na uwadze cele strategii podstępu i dezinformacji), tylko dwa z nich tworzą monolityczny, melodyjny duet: rosyjski i chiński.
„Fortepiany” USA i Izraela rozbrzmiewają natomiast solowo, przy czym można dosłuchać się partii rozgrywanych wspólnie i w porozumieniu. Nie ma to jednak nic wspólnego z rosyjską dezinformacją i wrzucanie tych spraw do jednego worka, jest poważnym błędem.
Polecam też Pana uwadze doskonałą odpowiedź Pana Rafała Stańczyka, który trafnie zauważył, że „dopóki nie weźmiemy pełnej odpowiedzialności za nasz kraj i miast wytykać innym ataki, nie zabezpieczymy się sami przed owymi atakami, nie będziemy zasługiwali na wolny kraj.”
To ważna konkluzja, bo tylko uznając walkę z dezinformacją za nasz osobisty obowiązek (bez oglądania na to państwo i jego organy) możemy zyskać szansę na autentyczną wolność.
Dziękuję za odpowiedzi.
OdpowiedzUsuń"Polska jest ojczyzną dwóch narodów: polskiego i żydowskiego" - to chyba oficjalne stanowisko rządu IIIRP.
Dlatego zainteresowałem się poglądami tego narodu oraz polityką jaką prowadzi wobec Polski.
Ameryka to duży kraj i setki milionów ludzi. Ale polityka USA często realizuje postulaty wąskiej ale wpływowej diaspory żydowskiej a Izrael właściwie utrzymuje przy życiu.
Stosunki miedzy Izraelem i Rosją też nie są złe, a miedzy Netanyahu a Putinem chyba wręcz przyjazne.
Konkludując: gra na kilku fortepianach to zdaje się żydowska specjalność i dlatego wydaje mi się, że ten wrogi (niestety w większości) naród swoimi działaniami przyczynia się do powstawania antyamerykańskich nastrojów a w rezultacie równoważenia gry rosyjskiej.
PS. Można nie czytać, napisałem sobie wcześniej to zamieszczę:
Czy wie Pan co to są fandomy? Fandom to społeczność fanów jakiegoś młodzieżowego zespołu. Dotyczy to boysbandów, girlsbandów i korańskiego popu (k-pop).
Otóż w styczniu i lutym zeszłego roku zauważyłem na twiterze, że hasztag #GemanDeathCamps, który zyskał ogromną popularność, zaczęły podawać dalej nawet nastolatki z takich fandomów.
Było to o tyle dziwne, że na co dzień takie osoby w ogóle nie zajmują się polityką. Fandomy zajmują się informacjami o tym jaką fryzurę ma jakiś Dżejson albo kiedy dojdzie do powrotu One Direction oraz wojenkami fandomów, czyli który zespół jest lepszy – tak, to są zwyczajowe problemy egzystencjalne nastolatków od czasów Beatlesów.
Sęk w tym, że akcje tych fandomów mają bardzo duży zasięg: każdy nastolatek ma dziś dostęp do netu.
Dlaczego o tym w ogóle piszę i zaśmiecam Pana szacowny blog?
Otóż akcję związaną z obroną dobrego imienia Polski przed oszczerstwami ze strony światowego lobby żydowskiego, tę oddolną i spontaniczną akcję porównałbym do poruszenia i ZJEDNOCZENIA jakie wywołała (na krótko, zanim nie zostało wygaszone) katastrofa smoleńska.
Ta polityczna sprawa „#GermanDeathCampsNotPolish!” przeniknęła wtedy do nastolatków i zakorzeniła się (tak jak teraz niestety śmierć Adamowicza).
Co z tym szczerym patriotycznym odruchem zrobił PiS pół roku później wszyscy wiemy.
Dlatego twierdzę, że tu akurat nie dezinformacja rosyjska ale:
Nikt nie zrobił tyle dla powstania (długofalowo i w podświadomości) prorosyjskich sympatii w Polsce co PiS głosując ustawę IPN.
Szanowni,
OdpowiedzUsuńPolecam wykład dr.Brzeskiego absolutnie wspisujacy się w treść tekstu Pana Aleksandra. Rozważającym sensowność współpracy(!)z Amerykanami.
Odpowiem swoje:
Szwaby są pod Amerykańską okupacją od zakończenia wojny. Dzięki niej i pod jej osłoną dzisiaj są znowu tam, gdzie byli gdy ją wywołali. Są potęgą. Nie mam nic przeciwko temu, by Polska znalazła się na ich miejscu za kolejnych kilkadziesiąt lat. http://www.rodaknet.com/rp_mirek.htm
Brzeski powiedział, jak wstępnie można rozpoznać w sieci agentów wpływu:
piszą o zagrożeniach płynących ze strony USA, ale nigdy nie podają kto w zamian Amerykanów. No, kto?
https://www.youtube.com/watch?v=Bw1JX2sQnxs
Pozdrawiam