Publikacja pierwszej części tekstu „FAŁSZYWA ALTERNATYWA” pozwoliła mi zrozumieć, jak głęboko sięga obszar mitologii III RP i jak mocno zakorzenione są kłamstwa o „mechanizmach politycznych” tego państwa.
Przeświadczenie, że wystarczy powołać nową partię i wejść z nią w obieg systemu III RP, jest dziś równie powszechne, jak wiara w możliwość obalenia tego systemu na drodze „przemian politycznych”.
Mogę podejrzewać, że nawet uważnym czytelnikom bezdekretu, ten fragment „FAŁSZYWEJ ALTERNATYWY” mógł sprawić niemałą trudność:
„Trzeba odrzucić optykę sprowadzoną do budowania „trzecich dróg”, tworzenia kanapowych partyjek lub środowisk wzajemnej adoracji. Trzeba zapomnieć o „wynikach wyborów”, „sondażach”, programach politycznych i walkach parlamentarnych. Są to iluzje, mające utrzymać nas w karbach mitologii obecnego państwa.
Trzeba przyjąć za pewnik, że nie da się obalić porządku III RP w drodze wyborów parlamentarnych i wolnej gry politycznej. Znając prawdę o genezie tego tworu i historię ostatnich dekad, nie można pokładać nadziei w fasadowych cechach parlamentaryzmu i pseudo-demokracji. Nie wolno też wierzyć w mit państwa prawa, gdy tym obszarem zarządzają ludzie służący sowieckiemu okupantowi.
Byłoby absurdem widzieć – czym jest to państwo i znać jego reguły, a jednocześnie przyjmować narzędzia narzucone przez wroga.”
Problem z odbiorem takiej optyki, dotyczy przezwyciężenia naturalnych skłonności naszej percepcji i sprowadza się do odrzucenia zmodyfikowanej „nowej świadomości”.
W czasach okupacji sowieckiej, świadomość ta prowadziła do uznania PRL-u za państwo polskie i „oswojenia” nas z obcym tworem komunizmu.
III RP uczyniła z niej broń stokroć groźniejszą, bo powstały w Magdalence projekt „państwa socjalistycznego nowego typu”, kazała uznawać za Niepodległą, zaś rządzące nim mechanizmy, określić mianem zasad prawa i demokracji.
Tak dalece przekonano Polaków o istnieniu tych wartości, że klasyczne simulacrum – pozorujące zaledwie stan rzeczywisty, okryte zasłoną zdrady, kłamstwa, a nawet zbrodni, zaczęli postrzegać jako domenę wolnej państwowości. Wystarczyła falsyfikacja języka i podważenie podstawowych pojęć (jak: naród, patriotyzm, wolność, demokracja, itd.), by oszukać Polaków i wykorzystać nasze marzenia o Niepodległej.
U podstaw tej mistyfikacji leży strach przed zdefiniowaniem PRL-u, komunizmu i jego sukcesorów. Gdyby taka definicja powstała i została przyjęta - z całą konsekwencją, nikt zdrowy na umyśle nie mógłby utrzymywać, że twór powołany w Magdalence jest wolną i niepodległą Rzeczpospolitą.
Jest tu ten sam rodzaj „zaczadzenia bolszewickim fetorem”, o którym mówił Zbigniew Herbert w trakcie rozmowy z Jackiem Trznadlem: „Na początku była mała grupka agentów, którzy uczepili się intelektualistów, a intelektualiści odegrali na cześć „nowego” symfonię patetyczną... To było małe, głupie, nędzne, zakłamane”.
Robić z tego „małego, głupiego, nędznego i zakłamanego” „wolną Rzeczpospolitą” – jest więcej niż zbrodnią.
Po trzech dekadach celebrowania rozmaitych „świąt demokracji”, słuchania tzw. polityków i oglądania obrazków w tv, zdecydowana większość naszych rodaków jest jednak święcie przekonana, że o realiach ich życia decydują procesy wyborcze i spektakle parlamentarne.
Nawet ci, którzy realia te oceniają nadzwyczaj krytycznie i w magdalenkowym tworze widzą kontynuację komunistycznej hybrydy, nie potrafią rozstać się z poglądem, jakoby droga do obalenia porządku III RP wiodła przez partyjniackie manowce i miraże „walki politycznej”.
To tragiczne pokłosie „nowej świadomości”, tworzy nieprzekraczalną, bo osadzoną w nas samych ,barierę.
Zamknięty, „zabetonowany” układ III RP wytworzył bowiem skuteczną truciznę i nasze dążenia do wolnej państwowości sprowadził do praktycznego sofizmatu: chcesz zmian – stwórz własną partię, wejdź z nią do sejmu, wygraj wybory. Chcesz obalić komunistyczną sukcesję – działaj w ramach mitologii demokracji i zasad systemowych tego państwa.
Przed działaniem tej trucizny, nie chroni wiedza o genezie III RP, o sfałszowanych wyborach roku 1989 i wykluczeniu z „obiegu politycznego” wszystkich środowisk antykomunistycznych oraz ludzi przeciwnych magdalenkowej zdradzie.
Nie chroni też wiedza o kolejnych fałszerstwach wyborczych, o mafijnych i agenturalnych układach, zabójstwach politycznych, grach służb specjalnych – o łańcuchu prawdziwych czynników, które regulują życie publiczne tego państwa.
Przeświadczenie, że w III RP istnieją patologie, które można pokonać narzędziami mitycznej demokracji - jest więc głęboką aberracją, rodzajem nieuleczalnej schizofrenii i zamyka wyznawców tego poglądu w klatce fałszywej alternatywy.
Przykład: gdy widzę młodych ludzi, którzy w tworzeniu jakiejś kanapowej partyjki, pod wodzą lubelskich „polityków”, chcą widzieć „jedyną alternatywę”, mam świadomość, jak długa czeka nas droga. Jest w tym mocny dowód owej schizofrenii politycznej, z którą boryka się wielu naszych rodaków, niezadowolonych i rozczarowanych mistyfikacją „dobrej zmiany”.
Potrzeba działań okazjonalnych i populistycznych oraz błędne przekonanie, że w polityce III RP jest miejsce dla „radykałów”, będzie skłaniała do poszukiwania „trzecich sił” i tworzenia fałszywych alternatyw. Stąd tylko krok do „zagospodarowania” tych inicjatyw przez rozmaitą agenturę i skierowania ich na manowce.
Publikacja pierwszej części tekstu uświadomiła mi również, że proponowana tu terapia, musi napotykać na opór i odrzucenie.
Stanie się tak, bo wszelka radykalizacja poglądów – wywołana nędzą „dobrej zmiany”, sprowadza się w istocie do formułowania werbalnych deklaracji, do aktywności internetowej oraz reakcji na poziomie emocjonalnym. Ten model pseudo-opozycyjności został mocno zakorzeniony w III RP i wynika z niskiej świadomości politycznej naszych rodaków, jak też z pospolitego strachu i konformizmu.
Nie ma woli prowadzenia konkretnych działań lub zaangażowania wykraczającego poza sferę wirtualną. Nie ma potrzeby organizowania życia społecznego na poziomie elementarnym (rodzina, bliscy, krąg towarzyski i zawodowy) ani świadomości, że to co wartościowe, musi kosztować i wymagać ofiar. Tym bardziej - nie ma zrozumienia dla projektów przekraczających miarę szybkich, bieżących efektów.
Tworzy to sytuację, w której niezadowoleni z „dobrej zmiany” ograniczają aktywność do formułowania pytań - „jaka jest alternatywa” i „co dalej”, a nie znajdując wskazania palcem banalnych, błyskawicznych rozwiązań, poddają się apatii lub – wiedzeni przez rozlicznych hochsztaplerów, podążają szlakiem „trzeciej siły”.
Jesteśmy dziś w położeniu, o którym pisałem w roku 2011, w tekście „Długi marsz”:
„Większość z dzisiejszych czterech milionów pochłonie dżuma codzienności: przejdą na stronę „sytych umarłych”, stracą wiarę i zęby, zaszyją się w głąb siebie lub uciekną ze skowytem przekleństw.”
Poważną przeszkodą przed przyjęciem proponowanej terapii, może się okazać postawa ministra Antoniego Macierewicza, z którym wielu Polaków łączyło nadzieję na stworzenie nowej siły politycznej. Dalsza obecność tego polityka w kręgu „dobrej zmiany” - jeśli nawet motywowana pragmatyką prac nad sprawą smoleńską, może przekreślić szansę na takie rozwiązanie i pozbawić potencjalny ruch polityczny mocnego przywództwa.
Przypomnę natomiast, że logika długiego marszu nie opiera się na dogmacie wiary w tego czy innego polityka i nie jest zależna od politycznych kalkulacji. Trzeba przyjąć, że – niezależnie od decyzji Antoniego Macierewicza oraz okoliczności, w jakich się znajdziemy, terapia fałszywej alternatywy, musi przekraczać podobne ograniczenia. Gdyby było inaczej – długi marsz przeciwko mitom nie odróżniałby się od szalbierstwa „trzech kadencji” pana Kaczyńskiego.
Fundamentem terapii powinna być zasada sformułowana w pierwszej części „FAŁSZYWEJ ALTERNATYWY”: „Nie można wierzyć, że powstała na gruncie PRL sukcesja, legnie pod ciosem kartki wyborczej i ciężarem akcji politycznych. Ten system nigdy nie dopuści do udziału w życiu publicznym ludzi o poglądach sprzecznych z dogmatyką III RP.”
Jeśli przyjmiemy taką zasadę, staje się oczywiste, że metody walki z sukcesją komunistyczną nie mogą ograniczać się do działań prowadzonych w ramach mitologii demokracji.
Ten system nie da się „oszukać” opozycją jawną, podporządkowaną sztucznym „mechanizmom politycznym” (programy,sondaże, debaty) i zwodniczym regułom wyborczym. Nie dopuści do jej powstania lub dopuściwszy (z powodu błędu), doprowadzi do dezintegracji i klęski.
Obecne status quo, w którym działają dwie, główne siły polityczne, pozornie skonfliktowane i przeciwstawne, odzwierciedla zasadniczą symbiozę tego systemu. Dla istnienia PiS-u. konieczne jest PO - dla istnienia PO, potrzebny jest PiS. Jedna i druga siła dysponuje swoimi ośrodkami propagandy i w jednakowym stopniu zabiega o utrzymanie elektoratu w obszarze fałszywej alternatywy. Już tylko próba odpowiedzi na pytanie: czym zajmowaliby się luminarze partii Kaczyńskiego, gdyby zabrakło partii Schetyny, o czym pisaliby żurnaliści jednej partii, gdyby odebrać im adwersarzy z drugiej – dostatecznie obnaża konstrukcję tej symbiozy i nakazuje z ogromnym dystansem traktować rozmaite „konflikty” i „pola walki”.
Mając do dyspozycji cały aparat państwa i pozostając pod kontrolą różnych grup interesu, partie systemowe nie mogą więc dopuścić do powstania autentycznej opozycji. Różne formy cenzury oraz przemilczania niewygodnych poglądów, są jednym ze sposobów utrzymywania status quo.
Co dzieje się z fałszywymi „antysystemowcami” po wejściu w ustrój III RP, dowodzi zaś przypadek tzw. partii Kukiza – jednego z projektów mających imitować „pluralizm polityczny”.
To oznacza, że prawdziwa opozycja, mogłaby zaistnieć tylko w formie struktur utajnionych i w żadnym stopniu niezwiązanych z systemem parlamentarnym III RP. Trzeba też zakładać, że pozyskiwanie jej zwolenników, nie mogłoby odbywać się przy udziale powszechnych środków medialnych (w tym internetowych) i musiało obejmować wyłącznie relacje osobiste.
Ujawnia się tu pierwszy poziom trudności, związany z pojęciem działań niejawnych, konspiracyjnych. W prawodawstwie III RP nie wolno tworzyć tajnych struktur politycznych, a próba upowszechniania podobnych koncepcji, zostanie natychmiast zaliczona do kategorii antypaństwowego spisku. Nie mam nawet wątpliwości, że w przypadku obecnej władzy i poglądów prezentowanych na tym blogu, taki zarzut zostałby błyskawicznie wykorzystany.
Istnienie jawnej partii antysystemowej, można sobie wyobrazić tylko w jednym przypadku – gdyby posiadała silnego, wiarygodnego i rozpoznawalnego przywódcę i w żadnym zakresie nie wchodziła w system zależności od państwa. Jej organizacja służyłaby wówczas zewnętrznym formom prezentowania określonych poglądów, a sama partia spełniałaby role katalizatora.
Byłaby potrzebna po to, by organizować ludzi podobnie myślących, nadawać kierunek ich działaniom i poszerzać obszar wpływu. Nigdy po to, by wygrać wybory i przejąć władzę.
Przyjęcie powyżej zasady, wymusza kolejne, jeszcze bardziej „kontrowersyjne” rozwiązania. Bo jeśli sukcesja komunistyczna nie może ulec „ciosom kartki wyborczej”, oznacza to, że cały arsenał działań demokratycznych staje się nieprzydatny.
Przez trzy dekady obecnej państwowości wmówiono nam, że tylko akcje wyborcze, aktywność parlamentarna oraz partyjne ”gry polityczne”, mogą kształtować polską rzeczywistość. Nawet demokracja bezpośrednia – wsparta na ruchach społecznych, niekontrolowanych przez partie i środowiska wpływu, jest nam kompletnie obca i – za sprawą „strażników demokracji” III RP, kojarzy się ze złowrogą „rewolucją”. Obcy też jest cały katalog środków, o których wielokrotnie pisałem na tym blogu – choćby w tekście „GDYBY PAN COGITO ODWAŻYŁ SIĘ STRZELAĆ...”. Sprawia to, że ludzie zaczadzeni mitologią demokracji, nawet nie próbują zachowań w ramach „logiki mackiewiczowskiej”. To dla nich utopia i „marzycielstwo” - a tylko dlatego, że wymaga rozstania z kilkoma mitami i wykazania minimum konsekwencji.
Tym trudniej przyjąć, że autentyczna partia antysystemowa nie może wygrać żadnych wyborów, a jeśli – jakimś cudem, znalazłaby się w parlamencie, zostanie tam zmarginalizowana i zniszczona. Stanie się tak, ponieważ pluralizm polityczny i związany z nim parlamentaryzm, są narzędziami magdalenkowych szalbierzy i w systemie reglamentacji praw i obowiązków (te pierwsze-dla kasty rządzącej, drugie-dla „suwerena”), służą tym, którzy akceptują „porządek” okrągłego stołu i wytyczone wówczas granice.
Gdyby ktokolwiek ogłosił – w ramach owego pluralizmu, że zamiast pseudo-demokracji, chce władzy dyktatorskiej i ograniczenia destrukcyjnego partyjniactwa, a w miejsce mafijnych zasad „państwa prawa”, marzy mu się elementarna sprawiedliwość – znalazłby się w kręgu „wyklętych” i został zaliczony do „politycznych terrorystów”.
Z podobną reakcją, spotkałoby się odrzucenie dogmatu „obrony demokracji” - na rzecz obrony polskości czy zanegowanie kanonu „integracji europejskiej” - na rzecz budowania państwa narodowego.
Ten aspekt – zakazu głoszenia poglądów sprzecznych z dogmatyką III RP, jest nie tylko mocnym dowodem mitologii demokracji, ale z każdej grupy rządzącej tym państwem, czyni zakładników magdalenkowego szalbierstwa. Procesy, o których wspominałem w pierwszej części tekstu (wykluczenie „sił wstecznych, hamujących rozwój”, fałszerstwa wyborcze, zawłaszczenie instytucji państwa), wzmocnione o medialny „rząd dusz” i pogardę wobec głosu (rzekomego) suwerena, sprawiają również, że tzw. zasady społeczeństwa obywatelskiego, są w III RP kompletną fikcją.
Szukając terapii wobec fałszywej alternatywy, trzeba uwzględnić te okoliczności i sięgnąć po działania niedostępne „strażnikom” systemu.
Do takich, można zaliczyć tworzenie wspólnot na poziomie relacji osobistych i organizowanie się w obszarze osób bliskich, środowisk zawodowych, kręgu towarzyskiego. Oddzielenie tej aktywności od systemu nadzoru (służby,media,sądy) i państwowego rozdawnictwa, jest kluczowym warunkiem powodzenia i daje - choćby elementarną, gwarancję niezależności.
Pisałem już o budowaniu „małych grup oporu” - dwu, trzy, a choćby dziesięcioosobowych, które aktywnością we własnym środowisku, poprzedzą powołanie ogólnokrajowej reprezentacji.
Mogłaby ona powstać jako nieformalny ruch społeczny, budowany oddolnie, na fundamencie owych małych struktur. Każda inna forma organizacyjna – partia, stowarzyszenie, itp., w przypadku jawnego głoszenia postulatu „obalenia III RP”, będzie narażona na poważne ataki, infiltrację lub represje. Tylko taki ruch – niepodatny na „moderację” systemową, mógłby inicjować protesty społeczne lub akcje wymierzone w patologie tego państwa.
Analogie z czasami komuny, nie są pozbawione sensu. Szczególnie w tym zakresie, w jakim każde zbliżenie ówczesnej „opozycji demokratycznej” do ośrodków władzy, kończyło się zaprzaństwem i obróceniem (nawet) szlachetnych pobudek na potrzeby komunistycznej watahy. Zapominać o tym doświadczeniu, byłoby głupotą.
Jakkolwiek nazwać podobną terapię - „pracą u podstaw”, „robotą organiczną”, problem z akceptacją sprowadza się do trzech czynników: perspektywy czasowej, małej efektowności oraz potrzeby osobistego zaangażowania.
Nie ma tu miejsca na szybkie, spektakularne rezultaty i demagogię „zwycięstwa”.
Zbędne są internetowe celebracje, gromkie manifesty oraz epatowanie łatwym „radykalizmem”.
Na nic też przydadzą się pyskówki na forach, obwieszanie patriotycznymi emblematami, pisanie petycji lub płacenie „ludowym trybunom”.
Rzecz wymaga własnej pracy, długich lat aktywności i podjęcia niemałego trudu.
Przeświadczenie, że wystarczy powołać nową partię i wejść z nią w obieg systemu III RP, jest dziś równie powszechne, jak wiara w możliwość obalenia tego systemu na drodze „przemian politycznych”.
Mogę podejrzewać, że nawet uważnym czytelnikom bezdekretu, ten fragment „FAŁSZYWEJ ALTERNATYWY” mógł sprawić niemałą trudność:
„Trzeba odrzucić optykę sprowadzoną do budowania „trzecich dróg”, tworzenia kanapowych partyjek lub środowisk wzajemnej adoracji. Trzeba zapomnieć o „wynikach wyborów”, „sondażach”, programach politycznych i walkach parlamentarnych. Są to iluzje, mające utrzymać nas w karbach mitologii obecnego państwa.
Trzeba przyjąć za pewnik, że nie da się obalić porządku III RP w drodze wyborów parlamentarnych i wolnej gry politycznej. Znając prawdę o genezie tego tworu i historię ostatnich dekad, nie można pokładać nadziei w fasadowych cechach parlamentaryzmu i pseudo-demokracji. Nie wolno też wierzyć w mit państwa prawa, gdy tym obszarem zarządzają ludzie służący sowieckiemu okupantowi.
Byłoby absurdem widzieć – czym jest to państwo i znać jego reguły, a jednocześnie przyjmować narzędzia narzucone przez wroga.”
Problem z odbiorem takiej optyki, dotyczy przezwyciężenia naturalnych skłonności naszej percepcji i sprowadza się do odrzucenia zmodyfikowanej „nowej świadomości”.
W czasach okupacji sowieckiej, świadomość ta prowadziła do uznania PRL-u za państwo polskie i „oswojenia” nas z obcym tworem komunizmu.
III RP uczyniła z niej broń stokroć groźniejszą, bo powstały w Magdalence projekt „państwa socjalistycznego nowego typu”, kazała uznawać za Niepodległą, zaś rządzące nim mechanizmy, określić mianem zasad prawa i demokracji.
Tak dalece przekonano Polaków o istnieniu tych wartości, że klasyczne simulacrum – pozorujące zaledwie stan rzeczywisty, okryte zasłoną zdrady, kłamstwa, a nawet zbrodni, zaczęli postrzegać jako domenę wolnej państwowości. Wystarczyła falsyfikacja języka i podważenie podstawowych pojęć (jak: naród, patriotyzm, wolność, demokracja, itd.), by oszukać Polaków i wykorzystać nasze marzenia o Niepodległej.
U podstaw tej mistyfikacji leży strach przed zdefiniowaniem PRL-u, komunizmu i jego sukcesorów. Gdyby taka definicja powstała i została przyjęta - z całą konsekwencją, nikt zdrowy na umyśle nie mógłby utrzymywać, że twór powołany w Magdalence jest wolną i niepodległą Rzeczpospolitą.
Jest tu ten sam rodzaj „zaczadzenia bolszewickim fetorem”, o którym mówił Zbigniew Herbert w trakcie rozmowy z Jackiem Trznadlem: „Na początku była mała grupka agentów, którzy uczepili się intelektualistów, a intelektualiści odegrali na cześć „nowego” symfonię patetyczną... To było małe, głupie, nędzne, zakłamane”.
Robić z tego „małego, głupiego, nędznego i zakłamanego” „wolną Rzeczpospolitą” – jest więcej niż zbrodnią.
Po trzech dekadach celebrowania rozmaitych „świąt demokracji”, słuchania tzw. polityków i oglądania obrazków w tv, zdecydowana większość naszych rodaków jest jednak święcie przekonana, że o realiach ich życia decydują procesy wyborcze i spektakle parlamentarne.
Nawet ci, którzy realia te oceniają nadzwyczaj krytycznie i w magdalenkowym tworze widzą kontynuację komunistycznej hybrydy, nie potrafią rozstać się z poglądem, jakoby droga do obalenia porządku III RP wiodła przez partyjniackie manowce i miraże „walki politycznej”.
To tragiczne pokłosie „nowej świadomości”, tworzy nieprzekraczalną, bo osadzoną w nas samych ,barierę.
Zamknięty, „zabetonowany” układ III RP wytworzył bowiem skuteczną truciznę i nasze dążenia do wolnej państwowości sprowadził do praktycznego sofizmatu: chcesz zmian – stwórz własną partię, wejdź z nią do sejmu, wygraj wybory. Chcesz obalić komunistyczną sukcesję – działaj w ramach mitologii demokracji i zasad systemowych tego państwa.
Przed działaniem tej trucizny, nie chroni wiedza o genezie III RP, o sfałszowanych wyborach roku 1989 i wykluczeniu z „obiegu politycznego” wszystkich środowisk antykomunistycznych oraz ludzi przeciwnych magdalenkowej zdradzie.
Nie chroni też wiedza o kolejnych fałszerstwach wyborczych, o mafijnych i agenturalnych układach, zabójstwach politycznych, grach służb specjalnych – o łańcuchu prawdziwych czynników, które regulują życie publiczne tego państwa.
Przeświadczenie, że w III RP istnieją patologie, które można pokonać narzędziami mitycznej demokracji - jest więc głęboką aberracją, rodzajem nieuleczalnej schizofrenii i zamyka wyznawców tego poglądu w klatce fałszywej alternatywy.
Przykład: gdy widzę młodych ludzi, którzy w tworzeniu jakiejś kanapowej partyjki, pod wodzą lubelskich „polityków”, chcą widzieć „jedyną alternatywę”, mam świadomość, jak długa czeka nas droga. Jest w tym mocny dowód owej schizofrenii politycznej, z którą boryka się wielu naszych rodaków, niezadowolonych i rozczarowanych mistyfikacją „dobrej zmiany”.
Potrzeba działań okazjonalnych i populistycznych oraz błędne przekonanie, że w polityce III RP jest miejsce dla „radykałów”, będzie skłaniała do poszukiwania „trzecich sił” i tworzenia fałszywych alternatyw. Stąd tylko krok do „zagospodarowania” tych inicjatyw przez rozmaitą agenturę i skierowania ich na manowce.
Publikacja pierwszej części tekstu uświadomiła mi również, że proponowana tu terapia, musi napotykać na opór i odrzucenie.
Stanie się tak, bo wszelka radykalizacja poglądów – wywołana nędzą „dobrej zmiany”, sprowadza się w istocie do formułowania werbalnych deklaracji, do aktywności internetowej oraz reakcji na poziomie emocjonalnym. Ten model pseudo-opozycyjności został mocno zakorzeniony w III RP i wynika z niskiej świadomości politycznej naszych rodaków, jak też z pospolitego strachu i konformizmu.
Nie ma woli prowadzenia konkretnych działań lub zaangażowania wykraczającego poza sferę wirtualną. Nie ma potrzeby organizowania życia społecznego na poziomie elementarnym (rodzina, bliscy, krąg towarzyski i zawodowy) ani świadomości, że to co wartościowe, musi kosztować i wymagać ofiar. Tym bardziej - nie ma zrozumienia dla projektów przekraczających miarę szybkich, bieżących efektów.
Tworzy to sytuację, w której niezadowoleni z „dobrej zmiany” ograniczają aktywność do formułowania pytań - „jaka jest alternatywa” i „co dalej”, a nie znajdując wskazania palcem banalnych, błyskawicznych rozwiązań, poddają się apatii lub – wiedzeni przez rozlicznych hochsztaplerów, podążają szlakiem „trzeciej siły”.
Jesteśmy dziś w położeniu, o którym pisałem w roku 2011, w tekście „Długi marsz”:
„Większość z dzisiejszych czterech milionów pochłonie dżuma codzienności: przejdą na stronę „sytych umarłych”, stracą wiarę i zęby, zaszyją się w głąb siebie lub uciekną ze skowytem przekleństw.”
Poważną przeszkodą przed przyjęciem proponowanej terapii, może się okazać postawa ministra Antoniego Macierewicza, z którym wielu Polaków łączyło nadzieję na stworzenie nowej siły politycznej. Dalsza obecność tego polityka w kręgu „dobrej zmiany” - jeśli nawet motywowana pragmatyką prac nad sprawą smoleńską, może przekreślić szansę na takie rozwiązanie i pozbawić potencjalny ruch polityczny mocnego przywództwa.
Przypomnę natomiast, że logika długiego marszu nie opiera się na dogmacie wiary w tego czy innego polityka i nie jest zależna od politycznych kalkulacji. Trzeba przyjąć, że – niezależnie od decyzji Antoniego Macierewicza oraz okoliczności, w jakich się znajdziemy, terapia fałszywej alternatywy, musi przekraczać podobne ograniczenia. Gdyby było inaczej – długi marsz przeciwko mitom nie odróżniałby się od szalbierstwa „trzech kadencji” pana Kaczyńskiego.
Fundamentem terapii powinna być zasada sformułowana w pierwszej części „FAŁSZYWEJ ALTERNATYWY”: „Nie można wierzyć, że powstała na gruncie PRL sukcesja, legnie pod ciosem kartki wyborczej i ciężarem akcji politycznych. Ten system nigdy nie dopuści do udziału w życiu publicznym ludzi o poglądach sprzecznych z dogmatyką III RP.”
Jeśli przyjmiemy taką zasadę, staje się oczywiste, że metody walki z sukcesją komunistyczną nie mogą ograniczać się do działań prowadzonych w ramach mitologii demokracji.
Ten system nie da się „oszukać” opozycją jawną, podporządkowaną sztucznym „mechanizmom politycznym” (programy,sondaże, debaty) i zwodniczym regułom wyborczym. Nie dopuści do jej powstania lub dopuściwszy (z powodu błędu), doprowadzi do dezintegracji i klęski.
Obecne status quo, w którym działają dwie, główne siły polityczne, pozornie skonfliktowane i przeciwstawne, odzwierciedla zasadniczą symbiozę tego systemu. Dla istnienia PiS-u. konieczne jest PO - dla istnienia PO, potrzebny jest PiS. Jedna i druga siła dysponuje swoimi ośrodkami propagandy i w jednakowym stopniu zabiega o utrzymanie elektoratu w obszarze fałszywej alternatywy. Już tylko próba odpowiedzi na pytanie: czym zajmowaliby się luminarze partii Kaczyńskiego, gdyby zabrakło partii Schetyny, o czym pisaliby żurnaliści jednej partii, gdyby odebrać im adwersarzy z drugiej – dostatecznie obnaża konstrukcję tej symbiozy i nakazuje z ogromnym dystansem traktować rozmaite „konflikty” i „pola walki”.
Mając do dyspozycji cały aparat państwa i pozostając pod kontrolą różnych grup interesu, partie systemowe nie mogą więc dopuścić do powstania autentycznej opozycji. Różne formy cenzury oraz przemilczania niewygodnych poglądów, są jednym ze sposobów utrzymywania status quo.
Co dzieje się z fałszywymi „antysystemowcami” po wejściu w ustrój III RP, dowodzi zaś przypadek tzw. partii Kukiza – jednego z projektów mających imitować „pluralizm polityczny”.
To oznacza, że prawdziwa opozycja, mogłaby zaistnieć tylko w formie struktur utajnionych i w żadnym stopniu niezwiązanych z systemem parlamentarnym III RP. Trzeba też zakładać, że pozyskiwanie jej zwolenników, nie mogłoby odbywać się przy udziale powszechnych środków medialnych (w tym internetowych) i musiało obejmować wyłącznie relacje osobiste.
Ujawnia się tu pierwszy poziom trudności, związany z pojęciem działań niejawnych, konspiracyjnych. W prawodawstwie III RP nie wolno tworzyć tajnych struktur politycznych, a próba upowszechniania podobnych koncepcji, zostanie natychmiast zaliczona do kategorii antypaństwowego spisku. Nie mam nawet wątpliwości, że w przypadku obecnej władzy i poglądów prezentowanych na tym blogu, taki zarzut zostałby błyskawicznie wykorzystany.
Istnienie jawnej partii antysystemowej, można sobie wyobrazić tylko w jednym przypadku – gdyby posiadała silnego, wiarygodnego i rozpoznawalnego przywódcę i w żadnym zakresie nie wchodziła w system zależności od państwa. Jej organizacja służyłaby wówczas zewnętrznym formom prezentowania określonych poglądów, a sama partia spełniałaby role katalizatora.
Byłaby potrzebna po to, by organizować ludzi podobnie myślących, nadawać kierunek ich działaniom i poszerzać obszar wpływu. Nigdy po to, by wygrać wybory i przejąć władzę.
Przyjęcie powyżej zasady, wymusza kolejne, jeszcze bardziej „kontrowersyjne” rozwiązania. Bo jeśli sukcesja komunistyczna nie może ulec „ciosom kartki wyborczej”, oznacza to, że cały arsenał działań demokratycznych staje się nieprzydatny.
Przez trzy dekady obecnej państwowości wmówiono nam, że tylko akcje wyborcze, aktywność parlamentarna oraz partyjne ”gry polityczne”, mogą kształtować polską rzeczywistość. Nawet demokracja bezpośrednia – wsparta na ruchach społecznych, niekontrolowanych przez partie i środowiska wpływu, jest nam kompletnie obca i – za sprawą „strażników demokracji” III RP, kojarzy się ze złowrogą „rewolucją”. Obcy też jest cały katalog środków, o których wielokrotnie pisałem na tym blogu – choćby w tekście „GDYBY PAN COGITO ODWAŻYŁ SIĘ STRZELAĆ...”. Sprawia to, że ludzie zaczadzeni mitologią demokracji, nawet nie próbują zachowań w ramach „logiki mackiewiczowskiej”. To dla nich utopia i „marzycielstwo” - a tylko dlatego, że wymaga rozstania z kilkoma mitami i wykazania minimum konsekwencji.
Tym trudniej przyjąć, że autentyczna partia antysystemowa nie może wygrać żadnych wyborów, a jeśli – jakimś cudem, znalazłaby się w parlamencie, zostanie tam zmarginalizowana i zniszczona. Stanie się tak, ponieważ pluralizm polityczny i związany z nim parlamentaryzm, są narzędziami magdalenkowych szalbierzy i w systemie reglamentacji praw i obowiązków (te pierwsze-dla kasty rządzącej, drugie-dla „suwerena”), służą tym, którzy akceptują „porządek” okrągłego stołu i wytyczone wówczas granice.
Gdyby ktokolwiek ogłosił – w ramach owego pluralizmu, że zamiast pseudo-demokracji, chce władzy dyktatorskiej i ograniczenia destrukcyjnego partyjniactwa, a w miejsce mafijnych zasad „państwa prawa”, marzy mu się elementarna sprawiedliwość – znalazłby się w kręgu „wyklętych” i został zaliczony do „politycznych terrorystów”.
Z podobną reakcją, spotkałoby się odrzucenie dogmatu „obrony demokracji” - na rzecz obrony polskości czy zanegowanie kanonu „integracji europejskiej” - na rzecz budowania państwa narodowego.
Ten aspekt – zakazu głoszenia poglądów sprzecznych z dogmatyką III RP, jest nie tylko mocnym dowodem mitologii demokracji, ale z każdej grupy rządzącej tym państwem, czyni zakładników magdalenkowego szalbierstwa. Procesy, o których wspominałem w pierwszej części tekstu (wykluczenie „sił wstecznych, hamujących rozwój”, fałszerstwa wyborcze, zawłaszczenie instytucji państwa), wzmocnione o medialny „rząd dusz” i pogardę wobec głosu (rzekomego) suwerena, sprawiają również, że tzw. zasady społeczeństwa obywatelskiego, są w III RP kompletną fikcją.
Szukając terapii wobec fałszywej alternatywy, trzeba uwzględnić te okoliczności i sięgnąć po działania niedostępne „strażnikom” systemu.
Do takich, można zaliczyć tworzenie wspólnot na poziomie relacji osobistych i organizowanie się w obszarze osób bliskich, środowisk zawodowych, kręgu towarzyskiego. Oddzielenie tej aktywności od systemu nadzoru (służby,media,sądy) i państwowego rozdawnictwa, jest kluczowym warunkiem powodzenia i daje - choćby elementarną, gwarancję niezależności.
Pisałem już o budowaniu „małych grup oporu” - dwu, trzy, a choćby dziesięcioosobowych, które aktywnością we własnym środowisku, poprzedzą powołanie ogólnokrajowej reprezentacji.
Mogłaby ona powstać jako nieformalny ruch społeczny, budowany oddolnie, na fundamencie owych małych struktur. Każda inna forma organizacyjna – partia, stowarzyszenie, itp., w przypadku jawnego głoszenia postulatu „obalenia III RP”, będzie narażona na poważne ataki, infiltrację lub represje. Tylko taki ruch – niepodatny na „moderację” systemową, mógłby inicjować protesty społeczne lub akcje wymierzone w patologie tego państwa.
Analogie z czasami komuny, nie są pozbawione sensu. Szczególnie w tym zakresie, w jakim każde zbliżenie ówczesnej „opozycji demokratycznej” do ośrodków władzy, kończyło się zaprzaństwem i obróceniem (nawet) szlachetnych pobudek na potrzeby komunistycznej watahy. Zapominać o tym doświadczeniu, byłoby głupotą.
Jakkolwiek nazwać podobną terapię - „pracą u podstaw”, „robotą organiczną”, problem z akceptacją sprowadza się do trzech czynników: perspektywy czasowej, małej efektowności oraz potrzeby osobistego zaangażowania.
Nie ma tu miejsca na szybkie, spektakularne rezultaty i demagogię „zwycięstwa”.
Zbędne są internetowe celebracje, gromkie manifesty oraz epatowanie łatwym „radykalizmem”.
Na nic też przydadzą się pyskówki na forach, obwieszanie patriotycznymi emblematami, pisanie petycji lub płacenie „ludowym trybunom”.
Rzecz wymaga własnej pracy, długich lat aktywności i podjęcia niemałego trudu.
Do wyjaśnienia pozostaje jeszcze jedna kwestia.
Wielokrotnie pisałem, że jak PRL nie upadł pod wpływem kartki wyborczej, tak jego hybryda nie może polec pod naciskiem „mechanizmów demokracji”. To teza sformułowana już w roku 2011, gdy w tekście „Długi marsz” twierdziłem : „państwa realnego komunizmu nie upadają pod ciosami demokracji. Anektują jej fasadę, by ukryć własne draństwa, jednak nie po to, by oddać władzę obywatelom. Odzyskać ją można tylko w taki sposób, jak została narzucona. Możemy liczyć na zbieg korzystnych okoliczności lub przypadkową iskrę, która wyzwoli pożar. Pokładanie nadziei w demokracji byłoby równie niedorzeczne, jak wiara, że większość ma zawsze rację.”
Słuszna jest więc konkluzja, że trzeba takich metod i działań, które będą adekwatne wobec autentycznych „fundamentów ustrojowych” III RP.
Co to oznacza? Tyle, że zdrada i antypolska agresja, musi być powstrzymana dyktatem siły.
Jeśli na przeszkodzie dobra obywateli stoją fałszywe „zasady demokracji”, a ich praktykowanie może zagrozić polskiej racji stanu - trzeba je odrzucić. Nie demokracja lecz niepodległość jest tu najwyższą wartością.
Patologie i układy mafijne – muszą być do szczętu rozbite, bez względu na okoliczności czy „reperkusje” międzynarodowe.
Na dywersję i dezinformację, trzeba odpowiedzieć likwidacją wrogich ośrodków i represjami wobec dywersantów.
Jeśli „integracja europejska” zagraża naszej narodowej tożsamości lub groźnie wnika w materię suwerenności państwa, nie wolno jej dłużej praktykować.
Rozwiązania, które miałyby obalić magdalenkowy twór, nie mogą być „drogą kompromisów” ani podlegać „regułom demokracji”.
Ci, którzy dla własnych kamaryli stworzyli to państwo, posługiwali się kłamstwem, przemocą i podstępem. Nam, którym przyszło tu żyć, narzucili zasady, którym nigdy nie podlegali i założyli obręcze, jakich sami nie noszą. W tej asymetrii tkwi źródło mafijnych relacji i przyczyna największych patologii. To dość, by zostały odrzucone.
Warto też przyjąć, że działanie bierze początek w myśleniu. Nigdy odwrotnie.
Wielokrotnie pisałem, że jak PRL nie upadł pod wpływem kartki wyborczej, tak jego hybryda nie może polec pod naciskiem „mechanizmów demokracji”. To teza sformułowana już w roku 2011, gdy w tekście „Długi marsz” twierdziłem : „państwa realnego komunizmu nie upadają pod ciosami demokracji. Anektują jej fasadę, by ukryć własne draństwa, jednak nie po to, by oddać władzę obywatelom. Odzyskać ją można tylko w taki sposób, jak została narzucona. Możemy liczyć na zbieg korzystnych okoliczności lub przypadkową iskrę, która wyzwoli pożar. Pokładanie nadziei w demokracji byłoby równie niedorzeczne, jak wiara, że większość ma zawsze rację.”
Słuszna jest więc konkluzja, że trzeba takich metod i działań, które będą adekwatne wobec autentycznych „fundamentów ustrojowych” III RP.
Co to oznacza? Tyle, że zdrada i antypolska agresja, musi być powstrzymana dyktatem siły.
Jeśli na przeszkodzie dobra obywateli stoją fałszywe „zasady demokracji”, a ich praktykowanie może zagrozić polskiej racji stanu - trzeba je odrzucić. Nie demokracja lecz niepodległość jest tu najwyższą wartością.
Patologie i układy mafijne – muszą być do szczętu rozbite, bez względu na okoliczności czy „reperkusje” międzynarodowe.
Na dywersję i dezinformację, trzeba odpowiedzieć likwidacją wrogich ośrodków i represjami wobec dywersantów.
Jeśli „integracja europejska” zagraża naszej narodowej tożsamości lub groźnie wnika w materię suwerenności państwa, nie wolno jej dłużej praktykować.
Rozwiązania, które miałyby obalić magdalenkowy twór, nie mogą być „drogą kompromisów” ani podlegać „regułom demokracji”.
Ci, którzy dla własnych kamaryli stworzyli to państwo, posługiwali się kłamstwem, przemocą i podstępem. Nam, którym przyszło tu żyć, narzucili zasady, którym nigdy nie podlegali i założyli obręcze, jakich sami nie noszą. W tej asymetrii tkwi źródło mafijnych relacji i przyczyna największych patologii. To dość, by zostały odrzucone.
Warto też przyjąć, że działanie bierze początek w myśleniu. Nigdy odwrotnie.
Do tej zasady sprowadza się wskazana tu terapia, jak i cała moja publicystyka. Zmiana świadomości Polaków i odrzucenie szeregu mitów pustoszących nasze umysły, jest pierwszym i nieodzownym warunkiem odzyskania wolności.
Dlatego długi marsz jest drogą dla ludzi odważnych i cierpliwych, niepoddających się populistycznym nastrojom i wolnym od schematów myślenia. Na tej drodze ma powstać „oferta dla radykałów” i wizja prawdziwej, antysystemowej opozycji. Chcąc osiągnąć więcej – trzeba obalić kolejne mity i przekroczyć zakazane granice. Zasłużyć na nienawiść i samotność, poczuć się mniejszością we własnym kraju.
Mogę raz jeszcze powtórzyć słowa napisane przed siedmioma laty:
Czeka nas długi marsz. Tak długi, jak przewlekła będzie agonia III RP. Można zostać po drodze z milionami polskojęzycznych apatrydów lub dojść do wolnej Polski.
Na tym będzie polegał wybór.
Dlatego długi marsz jest drogą dla ludzi odważnych i cierpliwych, niepoddających się populistycznym nastrojom i wolnym od schematów myślenia. Na tej drodze ma powstać „oferta dla radykałów” i wizja prawdziwej, antysystemowej opozycji. Chcąc osiągnąć więcej – trzeba obalić kolejne mity i przekroczyć zakazane granice. Zasłużyć na nienawiść i samotność, poczuć się mniejszością we własnym kraju.
Mogę raz jeszcze powtórzyć słowa napisane przed siedmioma laty:
Czeka nas długi marsz. Tak długi, jak przewlekła będzie agonia III RP. Można zostać po drodze z milionami polskojęzycznych apatrydów lub dojść do wolnej Polski.
Na tym będzie polegał wybór.
Jest dla mnie całkowicie zrozumiały pański pogląd. Jedyne czego nie potrafię pojąć, to jak sprawić aby większość Polaków to ogarnęła, szczególnie w kontekście funkcjonowania w tyglu zwanym Europa?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Pana Serdecznie
Pisząc o większości wpada Pan chyba w znaną pułapkę :))
UsuńTo prawda z tą "większością", nie dobrze się wyraziłem. Może lepiej gdyby wpływowi ludzie zaczęli postępowali mądrze, roztropnie, uczciwie a a ta "większość" będzie się za nimi kierować. (:trochę utopia:)
UsuńPost Scriptum. Chciałem jeszcze dodać, że ogólnie nasze prawo nie jest respektowane (i może nie będzie) przez wpływowe, ale nie tylko, przede wszystkim przez wpływowe państwa Europy.
OdpowiedzUsuńZainspirowany kolejnym programowym wykładem Autora i komentarzem: "jak sprawić aby większość Polaków to ogarnęła?", podzielę się kilkoma propozycjami. Nie po raz pierwszy bowiem zadaję sobie pytanie "co robić?" i wiem, że zadaje je sobie wielu rodaków, zainteresowanych tym, co się z nami i wokół nas dzieje.
OdpowiedzUsuń(Zgadzam się z przenikliwą tezą, że „dla istnienia PiS-u konieczne jest PO, a dla istnienia PO potrzebny jest PiS”. Porównuję tę sytuację do dwóch równoległych projektów kultury masowej: the Beatles i the Rolling Stones, oficjalnie konkurujących ze sobą. Wybory prezydenckie w USA ustawiane są w ten sposób, by pod pozorami demokracji wyborca miał wybór między masonem a masonem.)
Skoro „system nie da się oszukać” w ramach reguł, które sam narzuca i aktywnie podtrzymuje, a które można w skrócie określić „demokracją”, to należy ten system osłabiać działaniami, które się w tak pojętej „demokracji” nie mieszczą lecz pochodzą z odrębnych kategorii, takich jak: zdrowy rozsądek, logika, niezależność myślenia i świadomość własnej tożsamości.
Przechodzę do meritum i liczę na Pana pomoc, Panie Aleksandrze, oraz na pomoc Pańskich Gości w udoskonalaniu poniższych propozycji.
Co robić?
1. Przetrwać
2. Starać się niczego nie uznawać za pewnik
3. Poznawać historię, zwłaszcza XX wieku
4. Czytać Ściosa i rzeczy pokrewne (o ile dadzą się znaleźć)
5. Rozmawiać „o polityce” także z „myślącymi inaczej”
6. W ocenie rzeczywistości polegać na własnej obserwacji i doświadczeniu
7. Zauważać to, co jest, a także to, czego nie ma
(czyli dociekać, dlaczego pewne informacje lub opinie są rozpowszechniane w taki sposób, że zajmują w przestrzeni publicznej znacznie więcej miejsca, niż wskazywałoby ich rzeczywiste znaczenie, a inne – jakie? – zgoła nie istnieją, chociaż są istotne dla naszej teraźniejszości i przyszłości).
Czego nie robić?
1. Nie bać się
2. Nie być naiwnym
(jak „młody inżynier”, grany przez Bogusława Lindę w „Człowieku z żelaza”. Film wprawdzie Wajdy, ale mimo to ma parę dobrych scen, m.in. taką: w październiku 1956 r. „młody inżynier” chwali się Birkutowi entuzjastycznymi życzeniami, które chce wysłać Gomułce z okazji „wyboru” na I sekretarza partii. Birkut - Radziwiłłowicz - z kamienną twarzą przyczepia kartkę do guzika na piersi inżyniera i mówi: „Tu to noś, wiesz?”).
3. Nie chodzić na wybory
4. Nie czytać gazet ani popularnych portali internetowych, nie oglądać telewizji, nie słuchać radia
(a jeśli nie jesteśmy w stanie wyeliminować mediów głównego nurtu nawet z własnego życia, to przynajmniej się nimi nie denerwować, bo szkoda zdrowia, tylko myśleć i wyciągać wnioski: dlaczego dana teza lub opinia została podana w taki właśnie a nie inny sposób, i dlaczego akurat teraz, zwracając uwagę na kontekst – zob. pkt 7 w części „Co robić?”).
punkt 5 wyjechać, bo bez aktywności, co pan proponuje, to jedynie nieobecność jest dopełnieniem.
UsuńZ całym szacunkiem dla wysiłku Autora ... utopia. Kształcić się, dyskutować, trwać, rozmnażać a kiedy będzie nas już dostatecznie wielu, to założyć partię i stanąć do wyborów, czy wyrżnąć aktorów fałszywej alternatywy?
OdpowiedzUsuńWitam Pana. Chciałbym zapytać czemu nie uwzględnia Pan w swoich analizach czynnika żydowskiego lub mało eksponuje? Premier Izraela spotkał się z Putinem 9 maja bieżącego roku? Wydaje się, że to bardzo poważna sprawa, może nawet decydująca dla Polski.(za wiedzą i przyzwoleniem USA) Nowy sojusz przeciw Polsce sie szykuje, tak czuję, choć trudno mi to uzasadnić.
OdpowiedzUsuńPaweł
TAK. To właśnie chciałam przeczytać. Jeżeli kogoś interesowałoby jaką drogą doszłam do podobnych wniosków, napisać mogę później,bo może to być komuś pomocne, ale teraz obowiązki. Jeszcze tylko dodam, że i tutaj zaczęło mi przeszkadzać egzemplifikowanie kolejnych przypadków PAD czy kogo tam jeszcze. Założyłam bowiem, że wokół tego bloga gromadzą się ludzie mniej lub więcej świadomi w czym utknęliśmy. Może jednak egzemplifikacje takie utwierdzają w wyborze.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGlenn,
OdpowiedzUsuńRecepty na przekonanie „większości Polaków”, nie znam i przyznaję, że nie zaprząta to mojej uwagi. „Większość” jest tu pojęciem mitycznym.
Nie od jej woli zależy bieg historii i sprawy polskie.
Zawsze decydują jednostki.
Nie zmienimy też naszego położenia geograficznego i „funkcjonowanie w tyglu zwanym Europą” jest koniecznością. Warto jedynie wyciągać wnioski z historii i czerpać z tych rozwiązań, które – na przestrzeni wieków, pozwalały tworzyć silną państwowość i trzymać w ryzach naszych najbliższych sąsiadów.
Z cała pewnością, takim rozwiązaniem nie jest mitologia demokracji ani „georealizm”, praktykowany przez współczesnych polityków.
Dlatego, nie nasza obecność w Europie stanowi zagrożenie, lecz zgubna, pro-jałtańska polityka grup rządzących III RP.
To jest prawdziwa przeszkoda na drodze do Niepodległej.
Dziękuję za tą uwagę, bo faktycznie nie o "większość" tu chodzi.
UsuńJeremiasz Późny,
OdpowiedzUsuńWszystkie zalecenia, dotyczące samodzielnego myślenia i odrzucania mitów III RP – są bezcenne.
Na tym polega wolność ludzkiego umysłu, że nie musi, nie powinien przyjmować prawd „na wiarę” i wszędzie tam, gdzie wymaga tego nasze dobro, powinniśmy dążyć do niezależność sądów i opinii.
Obcowanie z wytworami mediów III RP – bez wyjątku, nie tylko nie sprzyja takiej wolności, ale wręcz ją niszczy.
Nie ma dziś mediów, które opisywałyby realia III RP ani takich, które działałyby w interesie społecznym. Są zaledwie przekaźniki partyjne oraz ośrodki obcej propagandy. Jedne i drugie tworzą zatrute źródło, które należy zdecydowanie odrzucić.
Przedstawił Pan bardzo konkretne postulaty i wskazał – czego nie robić.
Ja dodałbym zalecenie – co robić. Bo tworzenie „małych grup oporu” nie jest – w moim rozumieniu, drogą do klubów dyskusyjnych itp. zajęć.
Rzecz dotyczy sprawy elementarnej – obowiązku działania we własnym środowisku, w miejscu zamieszkania, w pracy, w gminie, mieście, wszędzie tam, gdzie dostrzegamy patologie, pospolitą głupotę lub prywatę.
Dość przełamać wszechobecny marazm, strach i apatię, nie bać się reagować.
Jeśli potrafimy tak na poziomie naszych spraw osobistych, będziemy zdolni do działania w sprawach polskich.
Tym, którzy chcieliby dowiedzieć się, jak spełnić taką powinność, mogę polecić naśladownictwo działań Pani Halki - wieloletniej komentatorki bezdekretu. To,co robi Pani Halka, jest doskonałym przykładem mądrej i dalekowzrocznej postawy.
Kiedyś padło tu pytanie – tylko, jak żyć?
Pozwolę sobie powtórzyć moją ówczesną odpowiedź, bo jest ona ściśle związana z terapią fałszywej alternatywy:
Żyć jak najpełniej, pogodnie i z nadzieją, czerpiąc radość z każdej chwili i darowanego nam czasu.
Troska o nasz kraj, nie może burzyć umysłu i zabijać spokoju. Nastrój przygnębienia i apatii, nie przystoi ludziom wolnym.
Jeśli dzieje się zło – trzeba z nim walczyć i stawiać mu czoła. Trzeba je nazywać po imieniu i nie bać się niedogodności związanych z taką postawą.
Jak przypominał Poeta -„w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy”.
Dziękuję Panu i pozdrawiam
dobromir,
OdpowiedzUsuńJest taki stan umysłu, w którym każda idea, każda myśl związana z obowiązkiem pracy,wyrzeczeń i trudu, będzie nazywana utopią.
Nie znam lekarstwa na ten stan umysłu.
Tym bardziej, nie znam antidotum na pokonanie fałszywych wyobrażeń na temat mojego tekstu.
To kwestia zrozumienia słowa pisanego – rzecz niezwykle trudna i rzadka wśród naszych rodaków.
Unknown-Paweł,
OdpowiedzUsuńA czemu to, pisząc o pokonaniu fałszywej alternatywy, miałbym uwzględniać „czynnik żydowski”?
Co to ma wspólnego z drogą marszu przeciwko mitom?
Wiem, że są osoby, które każdą kwestie odnoszą do Żydów – lub cyklistów i tylko w tym obszarze snują skojarzenia. Obawiam się, że szukając takich osób, źle Pan trafił.
Dla wyczerpania tematu, polecam tekst „PRZEPAŚĆ” -
https://bezdekretu.blogspot.com/2018/02/przepasc.html
Panie Aleksandrze.
UsuńOczywiście czytałem 'PRZEPAŚĆ', większość Pana tekstów i jeszcze raz chętnie przeczytam.
Uważam, że dobrze trafiłem. Mało się udzielam w dyskusjach. Sądziłem, że jest coś na rzeczy, ale może akurat nie do tego tekstu.
Pozdrawiam
Paweł
Martyna Ochnik,
OdpowiedzUsuńJeśli przeszkadzało Pani coś, do czego nasi mili rodacy musieli „dochodzić” przez trzy lata prezydentury pana Dudy, to trzeba pogratulować zdolności analitycznych. Niestety, nie potrafiłem pokazać niektórych ważnych procesów, bez sięgania po postać lokatora Pałacu.
Bardzo dziękuję za przekonanie, że „wokół tego bloga gromadzą się ludzie mniej lub więcej świadomi w czym utknęliśmy”. W pełni je podzielam. Dlatego nie opisuję tzw.”bieżączki” i nie zaprzątam głowy tematami zastępczymi, lecz staram się rozmawiać o sprawach ważnych i pomijanych w oficjalnym przekazie.
To nie było do Pana, miałam na myśli raczej nas, komentatorów, że nie potrafimy często pohamować się przed kolejnymi egzemplifikacjami tego nieszczęścia, kiedy wiadomo już, jaką mamy sytuację. Ale może to też potrzebne, każdy musi przejść swoją drogę. Pan rzeczywiście tyka bieżączki w stopniu absolutnie koniecznym dla jasności wywodu. Z innej jeszcze strony - musimy wiedzieć co się dzieje, znać fakty, żeby móc wyrabiać sobie opinię o ludziach i zdarzeniach. Ja z coraz większą niechęcią zaglądam na wszystkie już portale informacyjne, telewizji nie oglądam od lat, jeszcze Twitter jest czasami źródłem informacji, ale też trzeba przedzierać się przez gąszcze śmieci. Skąd więc ostatecznie czerpać informacje? Jeżeli mógłby Pan podpowiedzieć, byłabym wdzięczna. A co do zdolności analitycznych - u Agaty Christie jest panna Marple, która siedzi w fotelu, dzierga na drutach i nie wiadomo skąd wysnuwa trafne wnioski. A to dlatego że żyje na świecie dość długo, by nauczyć się dostrzegać związki między rzeczami, sprawami przeszłymi i aktualnymi oraz niezmienność ludzkiej natury.
UsuńPrzepraszam Pani Martyno, że odnoszę się jako czytelnik tekstów Aleksandra Ściosa po tygodniu do Pani tekstu a prawie jednego zdania tj: " jeszcze Twitter jest czasami źródłem informacji, ale też trzeba przedzierać się przez gąszcze śmieci.
Usuń". Myślę, że bardzo prostym zachowaniem się w tej sprawie jest subskrybownie. I w ogóle izolowanie się od chłamu informacyjnego. Trzeba trochę "oberwać" ale przecież nie jest to takie trudne: wyobraźmy sobie, że musimy żeglować na wzburzonych wodach. Oczywiście nie da to nam recepty na całe życie; moim zdaniem jest to rodzaj treningu niemal fizycznego.
Pozdrawiam Panią Serdecznie.
Panie Aleksandrze, dziękuję za ten tekst. Odpowiedział Pan na moje pytania. Co do kwestii "co dalej" osobiście zasugeruję jeszcze jedną możliwość. Uczyć się strzelać,POLECAM wstąpić do WOT (nienawiść jaką system odczuwa do tej formacji jest idealną rekomendacją).Pan Cogito MUSI umieć strzelać w sytuacji gdy siepacze zdejmą maski demokracji i wycelują w nas broń.I musi tego nauczyć się TERAZ, potem będzie już za późno. Zagadką jest dla mnie postać A. Macierewicza ale oceniając go przez pryzmat działań proobronnych to chyba jedyna osoba w aktywnej polityce mająca potencjał bycia zaczynem "długiego marszu".
OdpowiedzUsuńJest jeden pozytywny aspekt "dobrej zmiany". Poza wypaczeniem i zawłaszczeniem idei patriotyzmu narodowego,mimowolnie wzmacniają go ,katalizują pewne oddolne ruchy , postawy społeczne i przewartościowania Magdalenki nie jako zwycięstwa a jako "magdalenkowej zdrady". Mimo woli dla nas to krok w przód ,dla nich krok w tył. Osobiście uważam że nasz hymn podaje nam ostateczne rozwiązanie "co nam obca przemoc wzięła...."
Uczmy się szabli !
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńRumburak,
UsuńWszystko, co służy nauce walki – tak dla ciała, jak ducha, jest nam szczególnie potrzebne.
W pełni wspieram Pański apel – warto wstąpić do WOT i jest to doskonała droga dla ludzi młodych.
Ta formacja powstała wyłącznie za sprawą Antoniego Macierewicza i -mam nadzieję, że nawet podstępne projekty pałacowej „reformy systemu dowodzenia”, nie przeszkodzą w jej rozwoju.
A zatem - „uczmy się szabli” - bo służy to Polsce i Polakom.
Dziękuje Panu i pozdrawiam
Szanowni Państwo,
OdpowiedzUsuńGdybym zadał Państwu pytanie: Jaki jest cel „marszu”? zapewne odpowiedzią byłaby „Wolna Polska”. Czy potraficie Państwo sobie samym szczerze odpowiedzieć czym dla was ta „Wolna Polska” jest? Co sprawia, że Polska jest wartością, dla której warto się poświęcać? Czym różni się od innych państw? Dlaczego chcemy być Polakami? Czy poza językiem mamy coś szczególnego, co jest lepsze od innych narodów? Co sprawiało, że Polacy mężnie stawali do boju przeciw znacznie większym siłom wroga, że zwyciężali z nawet kilkunastokrotnie większym przeciwnikiem? Co sprawia, że dziś dla większości młodych (ale nie tylko) Polaków względy ekonomiczne są główną miarą wyznaczanych celów?
Rozumiem, że wolna Polska to dobry cel. Jednak co ta wolna Polska ma oznaczać dla przeciętnego Kowalskiego? Jakie wartości ze sobą niesie? Czy te wartości wciąż są pożądane? Czy walka o te wartości jest uzasadniona? Czy korzyści z tej walki są korzyściami dla ogółu? Czy jedynie mają stanowić wyróżnik na tle innych nacji?
Dołączając się do odpowiedzi na pytanie co robić, dodam – uczyć historii. Nie tylko po to by ją znać, czy nie popełnić błędów. W głównej mierze po to, by potrafić określić samych siebie.
Pozdrawiam
CZĘŚĆ 1.
OdpowiedzUsuńWitam wszystkich bardzo serdecznie.
Panie Aleksandrze Ścios! O masz ci los! „…, jest doskonałym przykładem mądrej i dalekowzrocznej postawy”. Nie napisał Pan, że to „wszystko Pańska wina”!!! Bo jak się człowiek naczyta „Bezdekretu”, to potem są tego, takie właśnie skutki.
Ustosunkuję się do tego fragmentu komentarza Aleksander Ścios 2018 12: 56 do Jeremiasz Późny, tak.
Ze względu tylko i wyłącznie na dobro sprawy, tytaniczną pracę p. Ściosa, uznałam, że dając takie moje nieporadne świadectwo, potwierdzę, że autor tego bloga pisze prawdę i że ma głęboki sens, to co robi i pisze. I być może Państwo z tego zrobią jakiś właściwy użytek, by odzyskać naszą Niepodległą!
Szanowni komentatorzy, ci jawnie komentujący i ci dyskretni, proszę mnie dobrze, prawdziwie zrozumieć. Pisząc ten komentarz proszę mnie absolutnie nie odbierać, jako osoby, która „przeżarła coś na własnej dupie” i teraz się tu mądrzy, bo rozbiła bank. Tak nie jest! I nie w tym rzecz.
Panie Aleksandrze, Panu tego tłumaczyć nie trzeba, Pan to wszystko – co tu na pisałam – wie z naszych prywatnych korespondencji.
Ale do rzeczy.
Chce Państwu powiedzieć, że… Gdzieś tam 6 lat temu tak potoczyło się moje życie, że osiadłam na takim sielskim, swojskim zadupiu. Zaznaczam już teraz, że nie osiadłam absolutnie z takim zamiarem, z jakim jestem „tu i teraz”, czyli aby zaorać IIIRP. Raczej chciałam tak osiąść na „wsi spokojna, wsi wesoła” i tak przepykać sprytnie czas, ukryć się do momentu, aż wreszcie ziści się to, o czym od lat przypomina przy każdej okazji Pan Ścios. Czyli, że przyjdzie „taki” moment, w którym to wzbudzi się w jakiejś części IIIRP ruch oddolny, który to obali tę IIIRP. I ja tak czekałam, „czając się w krzakach” i wśród mojej uprawy ekologicznej warzyw i owoców. Niestety nie długo mi dane było tak czekać, bo splot wydarzeń tak się ułożył – a mój wrodzony dar do „detonacji” mi pomógł w tym - że w jednej chwili zadarłam z całym takim można powiedzieć „klanem Brejzów” z UWAGA z ramienia PiS!!! A tak tak i 90% społeczności lokalnej zaczadzonych dżumą tych psubratów. A wszystko to wyhodował przez lata twór IIIRP na terenie, na którym przyszło mi żyć. Z woli Bożej tak się poukładało moje życie, że wraz ze mną „na pieńku” – chcieli nie chcieli, ale – miało jeszcze kilka miejscowych osób. W pewnym momencie sprawy zaszły już tak daleko, że mieliśmy do wyboru. Albo zostać zmasakrowanym przez tych bydlaków, bo ja wiem np. lincz lub tzw. śmierć cywilna albo przejść do ataku.
Chyba najgorsze w tym wszystkim było to, że:
- nie jacyś ateiści, muzułmanie nas niszczyli, ale najprawdziwsi nominalni chrześcijanie, ochrzczeni, deklarujący się na katolików. Tzw. Świętojebliwcy.
- nie margines społeczny, gangsterzy, bandyci i złodzieje, geje, ale ludzie mający się za porządnych, dobrze sytuowani, w miarę wykształceni, w tym przedstawiciele lokalnych urzędów (burmistrz, radny, sołtys) przeskoczywszy z PO, SLD, PSL w PiS.
- nie ktoś, o kimś się zwykło mawiać: „osoba bez znaczenia”, ale ludzie, którzy winni być autorytetami z racji swej profesji, piastowanych stanowisk a więc dyrektor szkoły, wielu nauczycieli.
- wreszcie nie obcokrajowcy, ale krajanie, rodacy, „ziomale”, a że świętujący rok rocznie Dzień niepodległości, zdawać by się mogło, że i patrioci.
Wiedziałam:
- że szukanie sprawiedliwości, prawdy wśród tubylców, jest z góry zakazane na niepowodzenie,
- że jest to zachowanie typowe dla ludności, gdzie brak postaw ludzkich, bo z ofiary zaraz robi się kata a z kata ofiarę i to strasznie, niesprawiedliwie pokrzywdzoną,
- że katom się tu stawia wręcz pomniki za życia.
Ot. Cała IIIRP w skali mikro!
Koniec części 1. CDN…
CZĘŚĆ DRUGA.
OdpowiedzUsuńTo, co stało się dalej, nie miałoby prawa zadziałać bez boskiej pomocy, interwencji. Piszę to z całą odpowiedzialnością i mam to gdzieś, czy to ktoś przyswoi czy nie. Dla mnie takie są fakty. „Moje wojsko” składało się z 6 osób. Mnie, antyklerykałki, antypisiora, jego żony i jeszcze 2 innych apatrydów. Dalej już było trochę jak u Asnyka: „odwaga tchnąca szałem, która na oślep leci bez oręża”. Ale cóż było robić? Nie podjęcie walki równoznaczne było z infamią i życiem w kłamstwie, niesławie. Zaś „lot bez oręża” dawał choćby nikłą szansę na zmianę naszego tragicznego status quo. Uznałam, że nawet jeśli przegramy, to przynajmniej próbowałam... Zrozumiałam wówczas jedno z wielu prawideł:
„Zrozumiałam, że gdy ludzie znają całkowicie, prawdziwie, wszelkie konsekwencje, jakie mogą im grozić w danej sprawie, to są gotowi przełamać najgorszy strach, byleby tylko nie ulec niesłusznemu pohańbieniu”.
Moja załoga – czy maiła tego świadomość czy nie – piorunem reorganizowała swoje postawy moralne, etyczne, światopoglądowe, polityczne. Zostali do tego wręcz zadarci za ryje wobec zaistniałej sytuacji.
Przez rok czasu „z hakiem” wiedliśmy życie – wiadomo nie dosłownie, ale jednak - outsiderów, skazanych na banicje przez tych psubratów! Ale ile przez ten czas napsuliśmy krwi tym psubratom, ile im tam szyków powywracaliśmy i jak zamieszaliśmy w tym garze ujawniając ICH pospólstwa, to nasze. Jedno jest pewne. ONI się już nigdy nie odnajdą tak, by było „po staremu”. I choć nie udało się psubratów przegnać, niejeden cwaniak draśnięty nie został, ani tym bardziej dobity, ale to, co się udało, to „to”, o czym napisał mi któregoś dnia prywatnie p. Ścios:, „Jeśli więc odważyli się Pani pomóc (ta moja załoga 5 osób – przypis mój) i przekonali o dobrych efektach swojej "rewolucji", są na dobrej drodze do uwolnienia z tych ograniczeń. I to za Pani sprawą. Nie wiem, jak potoczy się sytuacja, ale podejrzewam, że tchórze, (bo tylko tacy tworzą owe sitwy) odpuszczą. Tak robią zawsze, gdy napotkają stanowczy opór”.
A pewnie, że nie uwierzyłam p. Sciosowi, że tak będzie, ale czas pokazał, że tak – o dziwo!!! - Właśnie się stało! Ścios miał rację! Mój Boże który to już raz?
Naturalnie sitwa odpuściła, ale ludność miejscowa dalej zapatrzona (czy to ze strachu przed zemstą psubratów, czy z lęku przed utratą profitów, czy też z braku używania rozumu), dalej szczuła na mnie i moją załogę.
KONIEC CZĘŚCI 2. CDN.
CZĘŚĆ TRZECIA
OdpowiedzUsuńDlatego też tak 3 lata temu – w tamtej chwili wydało mi się to… - zrobiłam coś tak banalnego, że aż żałosnego. Ruszyłam w dosłownie długi marsz! Marsz na wylot wsi. A tak. Tam i z powrotem! I na przekór wszystkim, wymyśliłam sobie, że będę każdemu tak ostentacyjnie mówiła „Dzień dobry!”. Z tylu głowy miałam, że może mi nie wbiją wideł w dupę. Nie wychodziłam nigdy bez modlitwy do Świętego Michała Archanioła. Uznałam, że skoro bez powodu mnie nienawidzą, to niechże, chociaż mają powód do nienawiści – widząc mnie codziennie podczas marszu w moim zabójczym kapeluszu! Tak założyłam sobie, że w czasie 2-3 miesięcy powinni porzygać się moim widokiem, co do nogi. A żeby zająć sobie czymś myśli i nie dać się ewentualnie sprowokować, to sobie mówiłam podczas spaceru „Zdrowaś Maryjo”.
Następnego dnia zrobiłam to samo – kolejny spacer. I następnego... I tak do dziś.
Oczywiście to, co działo się dalej dla kogoś, kto funkcjonuje, na co dzień w normalnej społeczności – o ile taka jeszcze w IIIRP jest - nie będzie to żadne WoW. Ale Państwo – już z grubsza - teraz wiecie, na jakiej „niwie” przyszło mi „orać”/ siać i żniwować. Z czasem te drobne kroczki, które zdaje się zaczęły przynosić zupełnie nagle efekty, pokazują mi tylko jak fundamentalne dla mnie (i nie tylko) było wyjście któregoś dnia na zwykły spacer, po mojej wsi. Mowy nie ma tu o „daninie krwi”, no może potu, bo to teren obfitujący w góry i pagórki wiec... W każdym razie danina krwi jeszcze nie teraz. Ale na początku „długiego marszu” rozlew krwi nie jest wcale potrzebny. Zresztą tak lekkomyślne trwonienie krwi w początkowej fazie, byłoby zgubne, szalone, głupie. Niepotrzebne, nieopłacalne. Ot „Długi marsz na Dzień dobry” bez rozlewu krwi.
***
Początkowo reakcja mieszkańców na te moje przemierzanie wsi, tak głównie tych chodzących do kościoła, bo ich jest najwięcej – zwłaszcza ludzi starszych - była przeróżna. Tu nikt nie spaceruje, bo nie ma chodnika, a jeżdżą jak po autostradzie. Każdy się boi nosa za furtkę wystawić, a co dopiero maszerować. O tym, że piractwo ma się tu dobrze niech świadczą szczury i koty porozjeżdżane, i słupy porozwalane, i wypadki 2-3 w miesiącu. Bywa, że śmiertelne, tragiczne!
Miałam wrażenie, że tylko miejscowe pijaczki na swój sposób mnie akceptują i nawet im ulżyło. Z prostej przyczyny. Teraz już nie oni byli w najniższej „kaście” we wsi. Obserwowałam, więc jak jedni mieszkańcy w pogardzie odwracają głowę, gdy przechodzę, drudzy udają, że nie widzą, inni rozmowy ucinali, gdy nadchodziłam, po czym wznawiali (na mój temat), gdy przechodziłam. Jeszcze inni coś burczeli pod nosem, jakieś skinienie głowy. Byli i tacy, co jak już odpowiadali na moje dzień dobry, bo nie wypadało inaczej, to tak jakby ich jakaś kara za to miała spotkać, np.: zarażenie trądem. A ja chodziłam i obserwowałam. Przez ten czas poznałam dość dobrze, kto, gdzie, kiedy, z kim i dlaczego? Analizowałam, bo chciałam...? No właśnie, co ja chciałam? Przecież wiem, dlaczego taka nienawiść w obywatelach zamieszkujących teren IIIRP?!
Teraz to już trzeci rok jak „maszeruję”. W piękna pogodę i w brzydką. Jak tylko mi czas na to pozwala, ale staram się codziennie, urządzam te moje spacery przez wieś. Na wylot. To podczas tego mojego marszu zauważyłam, że konieczne jest we wsi zrobić „to”, „to” i „tamto”. Kilku mieszkańców podłapało temat. Zaczęli mi pomagać. Jedni być może z wyrzutów sumienia, inni widząc w tym głębszy sens. Ujawniliśmy tym samym po kolei prywatę, opieszałość, nieróbstwo tych „leniwców” z klanu Brejzy. Ale „to” wszystko, robiłam tylko tak przy okazji, bo nie „to” było przecież moim najważniejszym celem podczas spacerów, prawda? Chodziło o zintegrowanie tubylczej ludności ale na fundamencie prawdy, bezinteresowności itp.
KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ 3/4 CDN
CZĘŚĆ CZWARTA 4/4.
OdpowiedzUsuńRealia są takie na dzień dzisiejszy. Ogólnie obserwuję, że wielu mieszkańców - tak po kolei - w przedziwny sposób pozytywnie ewoluuje. Czasem trudno mi w to uwierzyć. Czasem mnie nawet urzekają, ale jestem mimo wszystko ostrożna, powściągliwa w ocenie. Tak bardzo pragnęłabym, by ta przemiana trwała i rozciągała się na innych. Bo co wiem jeszcze?
Moje działanie nie mogło ujść uwadze nawet największym zaślepieńcom. A podział na MY (ja i moja załoga apatrydów) i ONI (psubraty, które zaprzęgły się dla własnych profitów do kieratu IIIRP) jest tu fundamentalny. Czyn i ciągła modlitwa na różańcu zaczęły przynosić pomalutku efekty. Jakie? Zaczęłam sobie zjednywać powolutku tę ludność, która z wolna, po kolei zaczyna rozumieć, że to ja „OBCA” – ha nazwali mnie PRZYBŁEDĄ – chce dla nich dobra, że zrobiła dla nich więcej niż niejeden rdzenny mieszkaniec za swego długiego życia, zaś Ci, których ludność miejscowa uważała za SWOICH – inaczej wyjść nie mogło – okazaliście być PODŁOTAMI. Naturalnie, że każdego dnia trwa bój. Jest zmaganie. Czasem idzie coś nie tak, czasem mam zwątpienia, czy to, co robię ma sens? Ale przychodzą też chwile, że serce mi rośnie, gdy słyszę np. tekst: „Tu jest patologia, a Pani narobiła tu takiego szumu, że może coś się zmieni”. Bezcenne jest nawet słowo miejscowego acz nieszkodliwego zatraceńca – pijaczyny p. Antoniego, który złapał któregoś dnia moją dłoń na środku drogi, ucałował ją z szacunkiem i dodał: „a ja Panią zawsze szanowałem! Pani któregoś dnia się pojawiła w naszej wsi i wszystko się tu zmieniło”. Tym bardziej ważne jest każde dobre słowo, bo zawsze znajdą się – zwłaszcza gówniarze, wyrostki, rodziców, którym przywaliłam w odcisk, a będących w klanie Brejzów – którzy szczują. Ale wiem jedno. Zatrzymać mi się w długim marszu już nie wolno!
Ostatnio całkiem nie dawno koniecznym było dokonanie jeszcze jednego podziału. Tym razem MY (a bo ja wiem, może już około 30 osób, które przekonały się, że moja oferta jest bez porównania lepsza od oferty ONYCH (gownarzeri, mściwych gnojków ich rodziców, karierowiczów, czymś haczonych, lub kwiczących na posadkach urzędniczych, „stukaczek”, na które żal patrzeć, gdy przed utratą posadki w urzędzie, są gotowe odstawiać telemarki przed burmistrzem, a nade wszystko dbać tylko o interes prywatny).
O tym, że podział już się dokonał, niech świadczy wpis na FB jednego z ONYCH. Cytuję dosłownie, więc proszę się nie przerażać ani nie gorszyć, ale takie są realia:
„Była wieś spokojna, to się kurw za dużo tu sprowadziło i teraz jest tak…”. Inny drań mu wtórował, ale jakże: „To, że się kurwy tu sprowadziły to jest chuj! Najgorsze jest to, że niektórzy mieszkańcy są po stronie tych kurew!”. Miałam wewnętrzną radość, bo to jakiś mój połowiczny sukces jednak być musiał, że z grupy tego drania zawierającej 203 członków tylko jednego dnia odeszło lub zostało wyrzuconych 62. To byli zdaje się „ci niektórzy”.
Po ludzku brak nadziei na zmiany (przemianę serc mieszkańców), a z drugiej strony, jakby wszystko było możliwe. Na chwilę obecną na 700 mieszkańców: „Dzień dobry!” nie mówią mi może 3 osoby! Ktoś zauważył: „Halka aleś ich wytresowała!”. Mało tego w wielu przypadkach mówią do mnie Dzień dobry! – jako PIERWSI! Takich czasów dożyłam.
Dałby Bóg sił, bym domaszerowała/ dożyła – rzecz jasna nie sama, ale wśród ludzi prawych, szlachetnych, kochających Polskę - do Niepodległej. Czego Państwu i sobie życze.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Halka
KONIEC
Chryste Panie, chciałoby się poznać Panią osobiście :); zwłaszcza gdy przezywam podobne osamotnienie z powodu nie skrywania swoich poglądów politycznych. Serdeczności.
UsuńPS Egzemplifikacje zachowań przekonują, jak zawsze, najbardziej.
Witam.
UsuńSwoim komentarzem nie tyle poddał mi Pan pomysł, co jakby upewnił mnie w coraz to większym przekonaniu, że niebawem będzie potrzeba organizować się, tworzyć siatkę na wzór tzw. „piątek” rtm. Pileckiego. Jeśli jemu i to w „takich” warunkach udało się „je” zorganizować w obozie KL Auschwitz, to MY nie powinniśmy mieć w IIIRP najmniejszego problemu. Dla niewtajemniczonych polecam zagłębić się w „Raport Pileckiego”.
Na chwilę obecną wystarczy, że odetną internet i co? I gówno. Leżymy!
Pozdrawiam.
Gdyby ktokolwiek z Państwa miał problem z dotarciem do "Raportu Pileckiego" to znajdzie go tutaj: http://www.rodaknet.com/rp_czytelnia_pilecki_raport.htm
UsuńJest tam również wersja angielska dla wszystkich mogących dotrzeć z "Raportem" do ludzi poza IIIRP.
Pani Halce ukłony za tą sugestię:"Dla niewtajemniczonych polecam zagłębić się w „Raport Pileckiego”. Naprawdę warto.
Pozdrawiam
Pani Halko, nie jestem panem, jestem rodzaju żeńskiego :). Tak jak Pani jestem kobietą, nieskrywającą swoich poglądów ( a mylące "pomum", to pomum ligni-- łacińska jabłonka). Taki żywot (jawność poglądów) to droga przez mękę, ale czasem też satysfakcja. Ludzie dzisiaj są bardzo wygodni, materialiści, z zanikiem duszy, którzy w najlepszym wypadku powiedzą: Jest jak jest. Ale co my, zwykli ludzie, możemy na to poradzić? Nic. Dlatego spotkanie w tzw. realu osoby przyzwoitej i odważnej jest niemal cudem - stąd moje westchnienie o poznaniu Pani osobiście. Samemu niezmiernie trudno toczyć codziennie tego typu walkę z otoczeniem-- nawet Don Kichot miał swego wiernego Sancho Pansę. Dlatego bez łaczenia się "w konspirze" trudno mi sobie wyobrazić nasze, Polaków, dalsze losy.
UsuńPani Halko,
OdpowiedzUsuńTrudno o lepszy przykład dla nas Maszerujących.
Jeżeli po Pani komentarzu jeszcze ktoś nie będzie rozumiał o co chodzi naszemu Gospodarzowi, to kiep.
Kapelusza uchylam i życzę sił większych niż te wraże
Witam.
UsuńPanie rodakwison1 właśnie dlatego pozwoliłam sobie czytelników i komentatorów BEZDEKRETU zarzucić takim mega komentarzem, by wreszcie wpisy Ściosa przestały i dla Państwa być tylko utrapioną, być może już znienawidzoną teorią, marzeniem o szklanych domach.
Pozdrawiam Pana machając do Pana swoim odnalezionym kapeluszem :-)
Szanowna Pani Halko,
OdpowiedzUsuńpragnę pogratulować odwagi, a szczególnie ogromnej życzliwości w stosunku do obcych przecież ale także często wrogo ustosunkowanych do Pani współmieszkańców. Życzę również, aby nadszedł czas kiedy będą Panią przepraszać za swoją wrogość i nieżyczliwość na początku. Jak więc widać ludzie generalnie nie są żli, trzeba "tylko" poświęcenia i ciężkiej pracy z naszej strony aby stali się na powrót Polakami.
Pozdrawiam Panią
Szanowny Panie Jerzy z Chicago.
UsuńDziękuję!
Troszkę zburzę Panu obraz o „szczególnie ogromnej życzliwości do obcych…”. Niech mi Pan wierzy, że miewałam momenty, by każdego dnia tak pojedynczo brać ICH za stodoły i dokopywać po dupach. Wciąż jeszcze mam taką pokusę, tylko, co mi przyjdzie z jej realizacji? Oprócz diabelskiej satysfakcji?
Czy ludzie nie są generalnie źli? O ile nikt nie rodzi się zły, o tyle wielu ludzi przez swoje złe postępowanie, czyni się złymi, bywa, że nawet na wieczność. Jeśli się mylę, to dlaczego s. Faustyny nie przeraziło PUSTE piekło?
Przecież i ja każdego dnia jestem narażona na pokusy i nad sobą muszę pracować, ciągle się rozwijać. Absolutnie nie jest tak, że od teraz "żyli długo i szczęśliwie". Długi marsz trwa. To dopiero początek mojej pracy nie zaś koniec, czy nawet półmetek. Nad moją „piątką" nieustannie muszę pracować, aby dojrzewała, wzrastała, aby nie ustawała, nie zniechęcała się. Muszę dbać o ich morale.
Tak, ma Pan rację, potrzeba ciężkiej pracy, potrzeba społeczników. Ale wiem też, że potrzeba dosłownie garstki ludzi do tej misji. W Polsce jest ok. 43 tys. wsi. Niechby na każdy 1000 przypadł jeden społecznik, który zadałby sobie taki trud.
Pozdrawiam Pana
PS>
Aha. I jeszcze. Bo to tak wychodzi, że to wszystko to tylko JA (takie Me, My self and I - taka święta trójca Halki, tak sama + moja „piątka”). A tym czasem tam gdzie były moje ruchu do wykonania, to naturalnie wykonywałam je sama, ale za mną wówczas stali jak mur: od mojej najbliższej i dalszej rodziny począwszy, po przyjaciół i znajomych, których zostawiłam „na starych śmieciach” i ludzi dobrej woli, którzy się dosłownie brali z gwiazd jak np. w pewnym momencie postać tajemniczego prawnika. No, ale jest jeszcze inna taka tajemnicza postać, mój cichy wspólnik i cichy bohater – mój niestrudzony pomocnik. To 74letnia Anna (pewnie to przeczyta, bo czyta Bezdekretu, więc ja pozdrawiam :-) – osoba pasjonująca się grą w szachy. Na te okoliczność Anna musiała stać się na powrót 30latką, przypomnieć sobie jak bydło działało w PRL i porzucić życie statecznej emerytki. Razem rozgrywałyśmy już nie tyle partie szachowe, co strategiczne gry w oparciu o… nie zgadnie Pan, w oparciu o wpisy p. Ściosa.
Takimi wpisami były dla mnie przynajmniej w tamtej chwili kultowe wpisy: „MY i ONI”,
„Dlaczego milczeliście?”
„Nie będziemy razem”,
„O wykluczeniu i zaciskaniu pięści”,
"To jest moment na larum… i… i
„Golem”! Eh ten Golem, to mi pognał kota.
Kiedy rozgrywałyśmy grę „GOLEMA” myślałam wówczas: „Jezu jak się tym razem Ścios pierdzielnie w analizach, to łeb mam urwany jak nic, zaś moja załoga po takiej porażce nie tylko nie zechce ze mną mieć nic wspólnego, ale wręcz przejdzie do obozu wroga!!!
Miałam nieodparte wrażenie, że p. Ścios pisze te wpisy na specjalne, moje zamówienie. A przecież tak nie było. Na chwilę obecną np. na moich oczach rozgrywa się gra pt. „SBecki Gambit”.
Dziękuję Pani pięknie, za komentarz odnoszący się do mojego krótkiego wpisu.
UsuńNie udało się Pani zburzyć tego obrazu o ogromnej życzliwości, przecież z Pani komentarzy odczytuję ogromną miłość do Polski i Polaków. Nawet jeśli by Pani skopała dupę za stodołą jakiemuś zaczadzonemu to przecież nie z zemsty lub aby mieć satysfakcję -"ale mu dokopałam" -ale właśnie dla dobra naszej ojczyzny, dla dobra nas Polaków. Ja miałem podobne plany już kilka lat temu i z tą myślą kupiłem domek na wsi świętokrzyskiej, ale poważna choroba trochę je pokrzyżowała.
Za każdym razem będąc na urlopie w Polsce wykorzystuję ten krótki czas właśnie na rozmowy z sąsiadami lub z przygodnymi ludżmi spotkanymi na ulicy. Doświadczenie jakie tą drogą zebrałem w pełni potwierdza to co Pani opisuje, to ma być ciężka i wytrwała praca, ale warto. Jaką człowiek ma potem satysfakcję, gdy rozdając książki Pana Ściosa, pytają mnie czy nie mam więcej i są nawet skłonni za nie zapłacić. Oczywiście nigdy nie biorę za nie pieniędzy.
Pozdrawiam Autora bloga i Panią bardzo serdecznie.
Rafał Stańczyk,
OdpowiedzUsuńPostawił Pan fundamentalne pytania i byłoby doskonale, gdyby czytelnicy bezdekretu zechcieli podjąć trud znalezienia odpowiedzi.
Tym większy, że nikt z nas, urodzonych po roku 1939, nie wie – czym jest wolna Polska. Nikt z nas nie doświadczył wolności, jaka w II Rzeczpospolitej była udziałem naszych ojców i dziadów.
To może największa przeszkoda, bo próbując znaleźć odpowiedzi na takie pytania, jesteśmy zdani na intuicję historyczną.
Mamy więc jeszcze jeden dowód, że Pański postulat – uczyć się historii, jest ze wszech miar słuszny.
Gdybym, najkrócej jak potrafię, miał odpowiedzieć na pytanie – dlaczego warto być Polakiem, powiedziałbym: warto, bo nie ma w naszej historii kart, których musielibyśmy się wstydzić. Bycie Polakiem to powód do dumy.
Pozdrawiam Pana
Pani Halko,
OdpowiedzUsuńPrzyznaję-bardzo liczyłem, że zechce Pani odpowiedzieć na moją „zaczepkę” :)
Nie śmiałem jednak wierzyć, że tak obszernie i sugestywnie przedstawi Pani swój długi marsz.
Serdecznie za to dziękuję.
Moje pisanie na ten temat, obraca się wyłącznie wokół teorii i odwołuje do przymiotów intelektu.
Pani świadectwo jest stokroć ważniejsze, bo wypływa z osobistych doświadczeń i dotyczy konkretnych, realnych sytuacji. Przemawia do serca i do rozumu. Czytając je, można uwierzyć, że warto i trzeba podjąć taki trud.
Jest jest bezsprzecznym dowodem, że mądry upór, odwaga i konsekwencja, potrafią przełamać niejedną barierę. Nawet tę największą, bo wytyczoną w ludzkich sercach i umysłach.
W moim odczuciu, takie świadectwo ma kolosalną wartość dla ludzi szukających własnej drogi do wolnej Polski.
Jak napisał Pan Mirosław - „jeżeli po Pani komentarzu, jeszcze ktoś nie będzie rozumiał o co chodzi, to kiep.”
Pani Halko. Życzę Bożego wsparcia, wielu sił i wytrwałości.
Zapewniam też, że Pani nie musi już czytać bezdekretu :) Autor bloga i Czytelnicy powinni od Pani uczyć się długiego marszu.
Pozdrawiam serdecznie
Witam.
UsuńOdpowiem Panu tak: „Uwiódł” mnie Pan, ale ja pozwoliłam się Panu „uwieść” :-)
Pozdrawiam serdecznie
Bardzo dziękuję. W takiej relacji, zgoda "uwiedzionej" ma znacznie większą wartość :)
UsuńWitam Pani Halko,
OdpowiedzUsuńserce rosnie po takim "sprawozdaniu ze sprawy". Jezeli zwrot ONYCH na NASZYCH okaze sie wartoscia constant to jest to "nasz" (;-)) prawdziwy sukces.
Dalby Bóg aby Polsce sie poszczescilo.
Uklony i powodzenia!
Panie Aleksandrze, szanowni komentatorzy,
OdpowiedzUsuńW poprzednim komentarzu postawiłem trudne pytania wszystkim nam, więc sam też spróbuję się do nich odnieść. Nie ma tu miejsca na szczegółowe opisywanie tematu, a i ja nie jestem specjalistą, więc proszę wybaczyć, gdyby pewne skróty myślowe były niejasne.
Wychodząc z definicji państwa formułowanych przez różnych badaczy, możemy znaleźć części wspólne w postaci terytorialnej organizacji społeczeństwa posiadającej monopol na przemoc i podmiotowość międzynarodową z prawem do samostanowienia. Owa organizacja winna mieć na celu ochronę jednostek w ramach ustanowionego prawa w kwestiach, w których jednostka nie byłaby w stanie chronić się sama. Obowiązujące prawo natomiast winno odzwierciedlać podstawowe wartości kultywowane w społeczeństwie.
Nie da się nie zauważyć, że obecna Polska nie spełnia żadnego z powyższych warunków. Nawet nie potrafi utrzymać monopolu na przemoc. Powód jest banalny – jesteśmy krajem podbitym, więc nie ma tu mowy o państwowości, a funkcje państwowości obecny twór wypełnia na rzecz obcych.
Rozważając różne definicje państwa pod kątem możliwości uformowania organizacji spełniającej definicyjne wymagania, szybko musimy dojść do wniosku, że nie jest możliwe odgórne działanie. Organizacja spełniająca wszystkie definicyjne wymagania może powstać tylko i wyłącznie oddolnie. Tu jest miejsce na podkreślenie słuszności formy i kierunku „marszu”.
Warto też odnotować, że obecność w UE również wyklucza własną państwowość (w przeciwieństwie do wspólnoty węgla i stali, czy późniejszej EWG oraz układu z Schengen – przy czym nie twierdzę, że gwarantowały niepodległość, ale jedynie, że jej nie wykluczały).
O ile sens własnej państwowości jest łatwiej wytłumaczyć, o tyle trudniejszym zadaniem jest uargumentowanie, że dobrym rozwiązaniem jest państwowość właśnie polska. Panie Aleksandrze, napisał Pan, że warto być Polakiem „bo nie ma w naszej historii kart, których musielibyśmy się wstydzić. Bycie Polakiem to powód do dumy”. Ja napiszę, że dzięki temu nie mamy powodu, by polskość odrzucać. Traktuję to, jako warunek konieczny (wstyd za naród uniemożliwiłby zbudowanie prawdziwie wolnej państwowości), ale nie jest to dla mnie warunek wystarczający. Jeżeli pod kątem owego wstydu spojrzymy na tuskowe „polskość to nienormalność”, będziemy mogli zauważyć, że faktycznie inne państwa/narody mają czego się wstydzić i te wstydliwe karty historii są ową „normalnością”. Tu dopiero zahaczamy o to „coś”, co może być warunkiem wystarczającym dla pragnienia posiadania wolnej Polski właśnie. Amatorsko szukałem w książkach historycznych czym jest to „coś”. W mojej ocenie Norman Davis to „coś” widzi, ale nie potrafi nazwać. Andrzej Nowak nieśmiało przekonuje, że to może być potrzeba samostanowienia z jednoczesnym brakiem zgody na dyktaturę. Ja osobiście przychylam się do tego twierdzenia. Wciąż poznając historię Polski, zdumiewa mnie to, co nazwałbym swoistą „asertywnością narodową” Polaków. Nie odnajduję w historii innych narodów owej cechy. I to jest ta „nienormalność”, która sprawia, że dumny jestem z przynależności do narodu, który swoje państwo zbudował na takich wartościach. Dumny jestem z tego, że w moim DNA zawiera się klucz tak zacnych przodków i czuję obowiązek dbania o ten klucz.
Rafal Stanczy Tusk nie odbiega stopniem inteligencji i degeneracji moralnej od pozostalej czesci elit politycznych ale to stwierdzenie o negowaniu swojej narodowosci i podwazaniu zaszdnosci istnienia panstwa polskiego na forum europejskim powinno mu zamknac droge powrotu do Wolnej Polski na zawsze.
UsuńW mojej opinii Tusk wypowiedział publicznie to, co większość "elit" w naszym kraju myśli. Polska jest inna od "reszty świata" i to nazywają nienormalnością, tak jak nienormalnością w dzisiejszym świecie jest postępowanie choćby moralne. Sposób widzenia tej nienormalności świadczy o człowieku. Sposób w jaki ludzie odbierają Tuska świadczy więc o zasobach intelektualnych tych ludzi. Nie jest przypadkiem, że osoby popierające PO zazwyczaj nie potrafią sformułować własnej myśli, zaś dobitnie wygłaszają tezy wyuczone podczas tępego śledzenia "wydarzeń" w narracji TVN/GW. Fakt, że wielu ślepych wyznawców PIS w identyczny sposób powtarzaja choćby narrację TVP.
UsuńPozdrawiam
Rafal Stanczyk Mysle,ze nienormalnosc o ktorej mowil Tusk to obrona naszej godnosci i tozsamosci narodowej oraz dazenie do Niepodleglosci. Ludzie u wladzy nie szukaja terapi choc sa martwi duchowo i zyja dzis z dezkredytowana ideologia.Ich walka w imie chorej demokracji niszczy zdrowa tkanke spoleczna i powoduje upadek chrzescijanskiej moralnosci.Percepcja rzeczywistosci jest zaklamana a nowa frazeologia wyklucza niepodleglosciowe dazenia narodu.Jaka jest przyszlosc takiego panstwa? .Na czym polega ta moralnosc ,kto ja ksztaltuje i co ja wyznacza, na jakich zasadach i po co?Dokladna analiza tekstu pana Aleksandra pozwala dojsc do oczywistych wnioskow jest tez odpowiedzia na moje pytania.Mam nadzieje, ze wielu naszych rodakow wie i nie ma watpliwosci do jakich wartosci i jakiej moralnosci powinnismy powrocic by odzyskac niepodlegle panstwo. Swiadomosc to dusza narodu a moralnosc to jego kregoslup. Dziekuje za komentarz.Pozdrawiam JZ
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńJanusz Zukowski2 czerwca 2018 22:57
"Edukacja to nowa swiadomosc,nowe elity to NIepodlegla Polska."
Musimy wreszcie zdać sobie sprawę, że to jest(edukacja) podstawa do dalszych działań.
Środowiska żydowskie w Chicago, a pewnie też w innych rejonach USA organizują w prywatnych domach spotkania kulturalno- edukacyjne, czytają swoich, ale i światowych klasyków, wcielają się w zespół aktorów i przedstawiają sztuki teatralne.
Uczestnicy tych spotkań różnią się wiekiem jak i pozycją społeczną, od naukowców, często z nagrodą Nobla do zwykłych prostaczków.
Uczmy się od najlepszych.
Pozdrawiam Pana.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJurek z Chicago Mysle,ze fundamentem marszu ku niepodleglosci jest szeroko pojeta edukacja mlodziezy i uswiadamianie jej koniecznosci zachowania suwerennego panstwa oraz tozsamosci narodowej.Trzeba sie uczyc od naszych przodkow i pielegnowac te tradycje,ktore pozwolily nam odzyskac panstwo i niepodleglosc.Ludziom nie trzeba wyjasniac lecz ich uswiadamiac dac im orez juz dzis a nie ulotne nadzieje.Niewybaczalnym bledem bylo oczekiwanie na przebudzenie mlodego pokolenia.Stracilismy 29 lat zbyt wiele czasu na bezowocne dyskusje o niedoli narodu polskiego.Tylko narod solidnie przygotowany i swiadomy swoich dazen w jednosci ducha moze wyegzekwowac swoje prawo do samostanowienia.Jesli zbudujemy spoleczenstwo obywatelskie i nowe elity to odzyskamy niepodleglosc.Pan Aleksander wyjasnil od czego zaczac i jak edukowac a czego sie wystrzegac. Ja osobiscie zgadzam sie z tymi zaleceniami w zupelnosci. Dziekuje za komentarz i Serdecznie pozdrawiam. JZ
UsuńPanstwo demokratyczne jako okreslona jednostka z upolityczniona wladza oraz jego nadmiernie rozbudowana administracja i przepisami prawnymi stanowi strukture demokracji parlamentarnej czyli bierna wspolnote narodowa.Ten rodzaj demokracji sprawia,ze urzednicy i politycy podatni sa na korupcje a banki i korporacje stanowia jej glowne pozywienie.Panstwo skorumpowane i niepraworzadne lecz sklonne do tolerowania opozycji oparte na systemie nakazowym i strukturach partyjnych jest latwe do zarzadzania lecz niemozliwe do zreformowania.Jego niewydolnosc strukturalno-systemowa oraz polityczna nie podlega jakiejkolwiek modyfikacji,ten system jest poprostu zly. Demokracja partyjna z pominieciem realnego nadzoru samorzadu czyli suwerena to czysta utopia .Wiekszosc ludzi to obywatele podlegajacy nakazom i zakazom bez prawa wyboru.Ci ludzie juz dawno zostali podzieleni wedlug kryterii przydatnosci spolecznej,pozbawieni wlasnej tozsamosci i zaszeregowani do kilku antagonizujacych miedzy soba grup.Nigdy nie bedzie i nie moze byc zadnych wspolnych interesow pomiedzy tymi grupami,gdyz to co ich wlasnie dzieli i pozostawia w niemocy buduje sile rzadzacych.Komunizm zdewastowal kulture,dokonal nieobliczalnych szkod w swiadomosci naszego narodu a takze zniszczyl wartosci moralne sporej czesci spoleczenstwa a najgorsze,ze zmienil postrzeganie panstwa jako wartosci nadrzednej.Panstwo nazywane opiekunczym bylo dla wielu Polakow komfortem ale wielu z nich nie zauwazalo ,ze to panstwo jest zarazem tworem biurokratycznym i symbolem degeneracji oraz bezgranicznym narzedziem kontroli spolecznej. Poddajac sie solennym zapewnieniom politycznych magow czasami nieswiadomie w imie wyzszych celow i przyziemnych trosk pozbawiamy sie sami niepodleglosci i samostanowienia.Niezaradnosc zyciowa to niewydolnosc ktora nie dotyczy wszystkich, ale jest zalezna od roznego rodzaju okolicznosci ktore czesto nie moga byc bezposrednim miernikiem ludzkiej glupoty.Edukacja to nowa swiadomosc,nowe elity to NIepodlegla Polska.
OdpowiedzUsuńWitam Panie Aleksandrze>
OdpowiedzUsuńCóż za propozycje!Szczególnie dla młodych, a to oni przecież są naszą nadzieją.
Zamiast wirtualnego świata, wirtualnego towarzyskiego życia i intensywnych, krótkich, nieistotnych spotkań w pubach - rzetelna, długotrwała konspira, oparta na bliskich relacjach, zaufaniu i współdziałaniu w realu.
Zamiast ekshibicjonizmu w sieci, dyskrecja i niejawne działania "na mieście".
Takie kwiatki jak brak natychmiastowych, spektakularnych efektów, a zamiast tego
długi marsz sam Pan wypisał.
Trzeba odkopać, nie wiem jak starego dobrego Polaka, albo lepiej stworzyć Polaka nowego. Odważnego, patriotę, cierpliwego, mądrego, kochającego, zdeterminowanego, prącego do celu za wszelkącenę i co najważniejsze czyniącego to wszystko dla dobra wspólnego, nie własnego.
Prawda najczęściej jest trudna. Trudna do przyjęcia i zaskakująca. Cierpka.
Prawda którą Pan wygłosił jest obca wszystkiemu, czym jest w zaokrągleniu przeciętny Polak.
Pozdrawiam.
My nie mamy czasu na powolne działanie i u podstaw. To czekanie pozbawi nas domów, zostaną nam tylko ulice.Poza tym, jakim niby cudem z tą społecznością przywykłą do niewolnictwa dojdzie pan kiedykolwiek do prawdziwej wolności. Jak narzucić małą grupką nas, wielką niepodległą Polskę, skoro oni jej nie potrzebują. Uważam inaczej. Należy własnie zwyciężyć w wyborach i wprowadzić zdecydowane rządy prawdziwego prawa, prawa wartości chrześcijańskich i zdrowego rozsądku oraz rozliczyć zdrajców i wszelkiej maści szkodników, nie zważając na UE, korporacje żydowskie i podpisy prezydenta. Mówię o wygranej większością konstytucyjną, a dojść do tej wygranej przy pomocy metod mniej demokratycznych, a bardziej psychologicznych,tylko nie widzę takiej siły politycznej, której by się to udało. Obawiam się, że pana sposób na prawdziwie wolną Polskę może się udać jedynie w naszych marzeniach i nie na tym świecie.
OdpowiedzUsuńCyt. " Uważam inaczej. Należy własnie zwyciężyć w wyborach i wprowadzić zdecydowane rządy prawdziwego prawa, prawa wartości chrześcijańskich i zdrowego rozsądku oraz rozliczyć zdrajców i wszelkiej maści szkodników, nie zważając na UE, korporacje żydowskie i podpisy prezydenta. Mówię o wygranej większością konstytucyjną, a dojść do tej wygranej przy pomocy metod mniej demokratycznych, a bardziej psychologicznych,tylko nie widzę takiej siły politycznej, której by się to udało. "
UsuńPani Koro. To zapewne krzyk rozpaczy, bo przecież nie zamierzony brak logiki. Choć ja również całym sobą buntuje się przeciw temu co napisał Autor, to On najprawdopodobniej nie myli się w ocenie.
A zapewne bardzo chciałby.
Pozdrawiam.
Zbierałem się do napisania obszerniejszego komentarza, również w odniesieniu do opowieści pani Halki.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mi się uda sklecić taki tekst, w którym objaśnię mój punkt widzenia bo to nie łatwa materia. Na szybko mogę tylko napisać, że przychylam się do raczej opinii @Kora Jabłońska 9 czerwca 2018 00:15.
Kilka chaotycznych zdań:
Czasu nie mamy bo życie codzienne go nie daje (z całym szacunkiem ale to oferta dla ludzi ze środkami utrzymania i czasem - emerytów?). Aczkolwiek wygranie wyborów przez taką siłę o jakiej mowa nie jest możliwe. Kaczyński okazał się (dobrze jeśli tylko) głupcem albo frajerem a PiS ma wprowadzić w Polsce to czego nie mogła wprowadzić PO. Ta myśl sprzed 2 lat sprawdza się co do joty.
Sorry ale 500+ to jest jak usunięcie kóz przez rabina. Bez łaski, odzyskajcie zagrabione majątki, całe gałęzie gospodarki i rekompensatę za stracony czas, wygnanie, życie.
Do kogo ta mowa. Oddadzą ale żydowskim geszefciarzom.
To co się dzieje nie jest tylko problemem Polski, to trend ogólnoświatowy. Jeśli światowy majątek należy do coraz węższej grupki to ta ośmiornica musi zasysać wszelką produktywność ludzką i ją obracać przeciwko nim.
Jedyny zdrowy odruch w światowej polityce to Brexit, który się zresztą ociąga. Owszem, Brexit wygrał tylko na prowincji. Brytyjskiej wielowiekowej prowincji a nie przesiedlanej. Metropolie (wszędzie) są stracone. Mapy wyborcze (http://wyborynamapie.pl/) od lat to pokazują przejrzyście i oni o tym wiedzą - ludność napływowa (miast i wsi) wybiera mafie. Dlatego muszą być imigranci w każdym kraju a UE promuje "mobilność" za pracą. To oficjalne. Tak ma być.
To co napisała Pani Halka to opowieść o wiosce z lokalną społecznością jak z jakiegoś serialu. A produkcja idiotów trwa na masową skalę od dziesięcioleci i tylko przyspiesza.
Ilość bodźców jest tak gigantyczna, że młodzi się im nie oprą albo popadną w depresję.
Nie wiem czy chciałbym się nawet z państwem spotkać (a co dopiero mówić o zaczepianiu kogoś na mieście, o ględzeniu w pracy nie ma mowy, żadne korpo na to nie pozwoli). Pewnie problem byłby nawet z doborem miejsca, lokalu, menu itp. Trochę żartuję ale interakcje międzyludzkie odbywają się na wielu płaszczyznach i zależą od mnóstwa czynników. Jestem akurat typem samotnika a nie wodzireja.
Aha, i ta terapia wyklucza polonię. Łatwiejszego życia się zachciało a wy się tu męczcie, co nie? ;-)
Ja nie mam z kim rozmawiać na te tematy. Rodzina jest impregnowana przez media, pracę i życie. Najlepszy przyjaciel, z którym dogadywałem się emocjonalnie, politycznie jest idiotą i to najcięższym przypadkiem - po 15 latach znajomości okazało się, że jest gotów dziękować Stalinowi za Szczecin.
Wspominam o tym również w kontekście przypadku @Barbara Hanson. Niemożność ustalenia imponderabilii.
Nie dawno tłumaczyłem pobieżnie synowi dlaczego piłkarze nie powinni jechać na mundial do Rosji. W sumie nie mam pewności czy zrozumiał. Syn ma 10 lat oraz wiedzę o świecie, no właśnie, 10 latka. To dobrze i źle. Pewne rzeczy łatwiej zrozumie inne nie jest w stanie.
A jeśli dorosłym trzeba coś wytłumaczyć tak jak 10 latkowi?
Król jest nagi ale wszyscy mają łuski na oczach.
Żyjemy w psychiatryku. Pięć procent zdrowych ludzi nie zmieni tego.
I to nie jest przypadek, to jest zarządzane. Wiedza o tym co i dlaczego się dzieje w Polsce jest... bardzo duża wśród zarządzających tą masą. Są oni jak ktoś, kto studiował medycynę nie po to by ludziom pomóc i ich leczyć, lecz po to by wykorzystać wiedzę przeciwko nim, by ich bardziej zatruć, chorobę podtrzymać, rozwinąć i ich wykorzystać. To się tyczy wielu dziedzin: prawo, ekonomia, marketing i zarządzanie, itp. Każda dziedzina jest wypraną karykaturą przeciwko dobru wspólnemu.
Rządzą najwięksi dranie. "Będziemy zapier*alać i rowy, ku*wa, kopać, a drudzy będą zasypywać, będziemy zadowoleni." - format obecnego premiera. By być prezesem banku (nie tylko w IIIRP) trzeba było wykazać się takim podejściem do ludzi, nie innym. On nie zawalczy o nasze dobro.
Przypadek Tuska jest na przykład też prosty. Nawet się dziwię, że tego szerzej nie podnoszono.
OdpowiedzUsuńJeśli w latach 60-ych dość wątły chłopak, rudy, miał na imię Donald i na dodatek nie mówił "R" - to miał chyba przechlapane. Jego musieli gnębić na każdym kroku, w szkole, na podwórku, na wakacjach. Sam wspominał też o surowym ojcu. Nie trzeba dużej wiedzy by znać mechanizm jaki tu zadziałał. Chorobliwą ambicję i mściwość widziałem w nim od początku.
Problem polega na tym, że Polacy sami wybierają sobie swoich katów i ich wielbią. To zostało wpojone psychologicznie. Tak jak Rosjanom (?).
Na marginesie. Ilość pozytywnych Ukraińców jakich spotykam jest zadziwiająca. Dziwne, bo nawet statystycznie rzecz biorąc powinienem już trafić na jakichś drani. Ukrainki też wydają się jakby normalniejsze.
Może nieprzypadkowo tzw. narodowcy tak najeżdżają na nich bo są zaprzeczeniem ich proruskiej układanki.
W sumie to daje pewną nadzieję, że nawet w sowieckiej republice ostali się normalni ludzie.
Że tak optymistycznie, trochę zaprzeczając powyższemu wywodowi, zakończę.
Rafał Stańczyk,
OdpowiedzUsuńPanie Rafale,
Do tych bardzo trafnych uwag, dodam, że za czynnik najważniejszy w budowaniu wolnej państwowości uważam tożsamość.
Ta zaś, to nic innego, jak właśnie poczucie dumy - z posiadania wspólnych wartości, z wyznawania tych samych norm, ze wspólnoty celów i interesów.
By była to tożsamość autentyczna, musi dostrzegać różnice i uwzględniać dychotomię My-Oni.
Nie po to, by pogardzać innymi lub uznawać ich wspólnoty za gorsze, ale dlatego, że taka dychotomia organizuje i porządkuje świat, pozwala odnaleźć grupowe relacje i wydobyć się z nieokreśloności.
Jak pisałem wiele lat temu - „Poczucie odrębności wyznacza granice tego, kim jesteśmy, do jakiego kręgu kultury należymy, co identyfikujemy jako nasze. Wskazanie wrogów, nazwanie obcych - pełni ważną funkcję i buduje grupową solidarność. Jest konieczne, by świat stał się uporządkowaną rzeczywistością, a nie chaosem przypadkowych, nienazwanych relacji.”
Przez półwiecze okupacji sowieckiej odbierano nam prawo do posiadania polskiej tożsamości. A nie tylko je odbierano, ale polskość próbowano połączyć,zainfekować komunizmem - tworem wrogim i nienawistnym.
III RP – jako sukcesja komunistyczna, uwierzytelniła tę antypolską infekcję, każąc zdrajców i komunistycznych pachołków, zwać politykami, biznesmenami, sędziami itd. Ten proces, w którym targowice nazywa się dziś „opozycją”,a wrogów polskości -”ludźmi o odmiennych poglądach”, ma doprowadzić do utraty tożsamości narodowej.
Nie bardzo natomiast rozumiem ostatnie zdania z Pańskiego komentarza.
Tym „czymś”, „warunkiem wystarczającym dla pragnienia posiadania wolnej Polski” , jest głód/potrzeba wolności.
Człowiek wolny chce przebywać we wspólnocie ludzi wolnych, pragnie jej nie tylko dla siebie, ale dla innych. Jednostki i społeczności, które zatracają ten głód, są skazane na niewolnictwo. Przyjmujące dziś różne formy – od „ubogacania” przez hordy muzułmańskie, po rezygnację z suwerenności na rzecz „ponadnarodowych”,kosmopolitycznych tworów, na wzór UE.
Dlatego w perspektywie odbudowy wspólnoty narodowej, akces III RP do UE, był czynem samobójczym. O tyle bardziej, gdy tym państwem rządzą mitolodzy „georealizmu” i „demokracji”, którzy dla celebrowania tych pseudo-wartości, gotowi są poświęcić nawet niepodległość.
Panie Meewroo,
OdpowiedzUsuńDziękuję Panu za tak doskonałe wykazanie „atrakcyjności” tych propozycji. Ujmuję to słowo w cudzysłów, bo obawiam się, że dla większości młodych ludzi, rezygnacja z „wirtualnego świata, wirtualnego towarzyskiego życia i intensywnych, krótkich, nieistotnych spotkań w pubach”, o „ekshibicjonizmie w sieci” nie wspominając, byłaby udręką, nie atrakcją.
Wprawdzie duże zainteresowanie obroną terytorialną świadczy, że młodzi dostrzegają potrzebę realnych działań i wykazują wolę walki, to rzecz dotyczy raczej aktywności fizycznej. Trzeba dużo więcej dojrzałości, by w „długotrwałej konspirze, opartej na bliskich relacjach, zaufaniu i współdziałaniu w realu”, dostrzec równie atrakcyjną propozycję.
Przyznaję, bardzo bym chciał, by młodzi tak właśnie postrzegali swoje powinności wobec Polski.
Ale – jak Pan napisał – prawda, którą tu próbuję znaleźć, „jest obca wszystkiemu, czym jest w zaokrągleniu przeciętny Polak”.
Najwyraźniej, jest to wyzwanie nazbyt trudne...lub kierowane do ponadprzeciętnych.
Dziękuję i pozdrawiam
Kora Jabłońska,
OdpowiedzUsuńNie uważam za konieczne tłumaczenie mojego tekstu.
Jeśli na ten dwuczęściowy wywód i szereg racjonalnych argumentów, ripostuje Pani - „Należy własnie zwyciężyć w wyborach i wprowadzić zdecydowane rządy prawdziwego prawa, prawa wartości chrześcijańskich i zdrowego rozsądku oraz rozliczyć zdrajców i wszelkiej maści szkodników, nie zważając na UE, korporacje żydowskie i podpisy prezydenta” - zamyka to pole do poważnej rozmowy. Bo i o czym?
„Marzycielstwem” jest właśnie pomysł „zwycięstwa w wyborach”. I nie dlatego, że sama Pani nie wie, kto miałby zwyciężyć i dokonać tych heroicznych czynów, ale z tej przyczyny, że w III RP nigdy nie było, nie ma i nie będzie wolnych wyborów.
Grzechy pierworodne tego państwa są nazbyt poważne, by można je przekreślić kartką wyborczą.
Odsyłam zatem do wypowiedzi Pani Halki i komentarza Pana Mirosława - „jeśli jeszcze ktoś nie będzie rozumiał o co chodzi, to kiep”.
Bez cienia pychy czy złośliwości, proponuje też, by nie zaprzątała Pani głowy lekturą bezdekretu. Nie w trosce o stracony przez Panią czas, ale z powodu mojej niechęci do odpowiadania na nonsensowne "polemiki".
Janusz Żukowski.
OdpowiedzUsuńDla pokonania tych ograniczeń konieczne jest jedno – stworzenie państwa „w sprzeczności z naturą”. Co to oznacza?
Otóż, w dziejach Europy, nie było narodu, który – jak Polacy - przetrwałby tak długi czas bez kośćca państwowości. Odrodzenie Polski w roku 1918 musiało być szokiem dla tych wszystkich głupkowatych liberałów, którym pojęcie naród kojarzyło się z niszczycielskim nacjonalizmem i było czymś kompletnie irracjonalnym.
Co więcej, zadaliśmy też cios koncepcjom wyrosłym z tradycji anglo-amerykańskiej, których sens sformułował onegdaj lord Acton, twierdząc, iż „Naród może czasem zostać stworzony przez państwo, ale tworzenie państwa przez naród jest sprzeczne z naturą”.
II Rzeczpospolita powstała zatem w „sprzeczności z naturą”, na przekór opiniom światłych Europejczyków i wbrew woli sąsiadów. Zbudowaliśmy niepodległe państwo, nie mocą paktów i sojuszy i nie dzięki „zdobyczom demokracji”, lecz dlatego, że przez sto kilkadziesiąt lat przetrwaliśmy jako naród.
Ten wzór i tą kolejność konstrukcji, trzeba mieć wciąż na uwadze, gdy mówimy o budowaniu wolnej państwowości.
Aleksander Scios Mysle,ze dzis Polska znajduje sie w analogicznej sytuacji i winna o swa Niepodleglosc sie upomniec..Jest jednak dla mnie w tym cos niezrozumialego,czyzby komunizm poczynil wieksze szkody i spustoszenie w swiadomosci narodu niz wczesniejsi zaborcy.A moze ta namiastka dzisiejszej panstwowosci i zludnej wolnosci zadawala zbyt wielu.Chcialbym aby wreszcie ktos, ktoregos dnia napisal prawdziwa historie ,ktorej uczyc sie beda nasze dzieci w szkolach i powiedzial nam jasno i wyraznie, jaki jest prawdziwy powod utraty naszej niepodleglosci i wynikajace z niej konsekwencje ,ktore przeciez trwaja do dzisiejszego dnia czyli juz 79 lat.Wolnym Polakom nalezy sie prawda ktorej nie mozna juz ukrywac,bez niej tozsamosc narodu nie istnieje. Dziekuje i Serdecznie Pozdrawiam JZ
UsuńNajwiększym zwycięstwem komunistów w Polsce było przekonanie Polaków, że ich rządy są „normalnymi” rządami w „normalnym kraju”. Dobitnie ilustruje to przykład uczestnika strajku w kopalni Wujek Krzysztofa Pluszczyka, który wspominał, że „nikt się jednak nie spodziewał, że mogą do nas strzelać, że mogą zabijać ludzi”. To była słabość dziesięciomilionowego ruchu społecznego. Wierzyli, że gdy wyjdą na ulicę i pokarzą swoje niezadowolenie, to komuniści ustąpią, bo w końcu to też Polacy. Ja jestem za młody, by móc pamiętać tamte czasy – urodziłem się pół roku przed stanem wojennym, więc proszę wybaczyć, jeżeli urażam któregoś uczestnika strajków, ale taki jest mój punkt widzenia.
OdpowiedzUsuńDzisiaj również widzimy, jak to przekonanie w społeczeństwie funkcjonuje. „Trzeba wygrać wybory”, „w końcu musi pojawić się siła polityczna…” i tym podobne kłamstwa. Otóż nie wygramy nigdy wyborów, bo nasza siła polityczna nigdy nie powstanie. Komuniści nigdy do tego nie dopuszczą. Jak już udowodnili, są w stanie strzelać otwarcie, więc chyba nikogo nie powinien dziwić choćby „seryjny samobójca”. Dla tych pytających jak to możliwe, proszę poczytać np. książeczkę „Pajęczyna. Syndrom bezpieki” D. Wilczak, B. Stanisławczyk. Ta drobna lektura wystarcza, by zrozumieć, że system działa i działał będzie, bo z niego nie da się wyjść.
W mojej opinii jedyną możliwością na wyrzucenie obcych jest powtórzenie milionowego ruchu społecznego, ale tym razem świadomego, że to jest walka na śmierć i życie. Ta walka może zakończyć się zwycięstwem tylko po siłowym pokonaniu (rozbiciu i likwidacji bądź uwięzieniu) wroga. Oni o tym wiedzą i nie cofają się przed niczym: mordują, niszczą, zamykają. W historii ostatnich choćby dziesięciu lat mamy na to wystarczająco przykładów. Pytaniem otwartym pozostaje, kiedy będziemy gotowi na taki ruch? Kiedy uświadomimy sobie, że za rzeczy wartościowe trzeba płacić, a znając cenę najwyższą, czy zdecydujemy się ją ponieść?
Jeżeli nie, to mamy to, co mamy.
Pozdrawiam
Jest oczywiście też inne wyjście. Możemy poczekać, aż beneficjenci obecnego układu dobrowolnie dojdą do wniosku, że ich postępowanie jest nieetyczne i oddadzą władzę, pieniądze, luksusy, zaryzykują gniew tłumów, swą wolność i życie po to, byśmy demokratycznie mogli utworzyć partię polityczną, uczciwie wygrać wybory i przejąć władzę nad naszym krajem z nadzieją, że docenimy ich poświęcenie i sprawiedliwie ich nie osądzimy. Wówczas uczciwie będą pracować, na równych warunkach konkurować w biznesie, przyjmą na siebie ryzyko porażki itd.
UsuńTak niewiele potrzeba, by spełnić marzenie o Niepodległej w sposób w pełni pokojowy. Wystarczy by hiena dobrowolnie przeszła na wegetarianizm.
Pozdrawiam
1/2
UsuńPanie Rafale, ściskam prawicę,
ale ja nadto dobrze pamiętam tame czasy. Pierwsza Solidarność była zaprzeczeniem, że przekonali "Polaków, że ich rządy są „normalnymi” rządami w „normalnym kraju”. Oni to osiągnęli znacznie później. Dopiero po zdradzie OS i latach "wolności IIIRP" opartej na "zdobyczach demokracji" na tyle rozprzestrzenił się gen michnikoidalnych, że z obecnej perspektywy peerel wciskją nam jako "normalny kraj". Wtedy żaden zdrowy na umyśle Polak nie kupiłby chłamu, który dzisiaj na codzień sprzedają nam "wolne media". Jako dzieci oglądaliśmy "Czterech pancernych", a przy ogniskach śpiewaliśmy "Legiony" i spotykaliśmy się z AK-owcami. Dzisiaj razem z waadzą śpiewamy "Legiony" i dalej dzieci oglądają "Czterech pancernych". Dostrzega pan tę różnicę? Tamta propaganda była zeroskuteczna wobec Polaków, a dzisiejsza odnosi sukcesy.
Tamta szkoła nie zmieniła nas w polskie zombie, a dzisiejsza to robi. Tamte studia kształtowały Ściosów, Gwiazdów i czerwonych zaprzańców, a dziesiejsze Morawieckich, Dudów, Dworczyków, Cimoszewiczów juniorów, Czaskowskich... Jakieś zasadnicze różnice? Tak-tamci Polacy odzyskiwali cechy "elity walki". Dzisiejsi utwierdzają cechy "elity trwania". Trwa symbolika, opakowanie i płytkie, ckliwe emocje.
Walkę sprowadzili do niegodziwości dziejących się pod szyldem "poprawności demokratycznej", "dyplomacji", "polityki", "urzędów państwowych"... Zaszczyty stały się szczytem prostactwa i instrumentami "kija i marchewki".
Wtedy „nikt się jednak nie spodziewał, że mogą do nas strzelać, że mogą zabijać ludzi”. Dzisiaj nikt nie jest gotów się spodziewać.
Wtedy stanęli "naprzeciw tankom". Dzisiaj nie staną.
I dlatego próżno liczyć na "powtórzenie milionowego ruchu społecznego", bo nie ta świadomość, nie to przygotowanie i determinacja. Podkreślmy: najpierw była kiełbasa i kasa, a potem dopiero żądania poltyczne. Dzisiaj nazbyt dużo "ciepłej wody w kranie" i "plusów" w dodatku przecież mamy wreszcie "dobrą zmianę". Nie można liczyć na powszechny ruch. Przecież pan to wie. Musimy maszerować do najdalszych zakątków polskości "w tym kraju" zanim będzie komu poprowadzić nas do Niepodległej.
Nawet się pan nie obejrzał, a to już niemal 40 lat minęło panu od tamtych czasów.
Lat szarpania, nadziei, demokratycznych wyborów, pro i antyrządowych inicjatyw, "ruchów z i pod prąd" i gdzie jesteśmy. Gdybyśmy zaczęli maszerwać 30 lat temu...?
Kiedy nasz Gospodarz pisał o Smoleńsku to "pastor z Lublina" terminował na Bezdekretu, a dzisiaj jego wyznawcy Ściosowi:" niektorzy tez nie odwazyli sie,zeby podpisac petycje do Donalda Trumpa o wyjasnienia zbrodni smolenskiej", tak postrzegają kwestie odwagi. W chwili kiedy siłom sprawczym IIIRP "nie przeszkadza" aktywność "lubelskich liderów", a Ścios ścigany jest na zlecenie dobrozmianowego lokatora pałacu dla prezydenta Polski. Pomoc w "ukrywaniu" Ściosa niesie z soba przykre konsekwencje ze strony psów "naszych" qźwa wybrańców. O jakim szerokim ruchu można mówić, gdy choć jeden nasz jest przez "naszych" flekowany?
cdn
2/2
UsuńW komentarzu do tt Pana Aleksandra odnośnie "referendum konstytucyjnego" napisałem:
"Nie ma na tyle dużej świadomości wśród Polaków, żeby wyszli na ulice z żądaniem Konstytucji Polski Niepodległej-23.04.1935. Wszystko inne to "poprawny demokratycznie" bullshit. Np. rotacyjny "obóz niepodległościowy" przed siedzibą lokatora pałacu dla prezydenta.Idzie ciepło".
Padają i tutaj różne bojowe zawołania i pytanie o konkret.
To proszę - z pominięciem utrapionego, nieefektownego marszu - zwołać kilkadziesiąt tysięcy ludzi pod pałac, ogłosić powyże żądanie, i rozpocząć "obóz niepodległościowy" do skutku. Być przygotowanym na stawanie "naprzeciw tankom", ustawić obozowisko w try miga zanim "nasza waaadza" zdąży zareagować. Zapewnić fundusze....
Kto miałby to zrobić? Jakimi siłami? Trzeba nam nie marnować kolejnych lat na "konkrety", tylko wytrwale iść w ślady Pani Halki, aby kiedyś nie trzeba było stawiać pytań: kto i jakim siłami. Pan Macierewicz zaczynał, gdy "wszystkim żyło się równo i każdy miał g...o". Pół wieku minęło i dalej jest z grupką ludzi, bo zaczadzeni są "poprawnością demokratyczną", a naczelnikiem okrzyknęli nam Kaczyńskiego i "wiśta wio" w "łańcuchach zwanych biżuterią".
Raz jeszcze prawicę ściskam i pozdrawiam
rodakvision1
UsuńZgadzam się z Panem, że dzisiejsze społeczeństwo jest dużo bardziej zniewolone mentalnie i zindoktrynowane niż 40, czy 50 lat temu. Widzę brak chęci na zmianę, znikomą (w zasadzie pomijalną) gotowość do dania czegoś z siebie połączoną z wciąż podsycaną przez władzę roszczeniowością, itd. Dlatego zgadzam się, że bez długiego marszu nawet szanse na przetrwanie są marne.
Odnośnie p. Macierewicza. Jego trwanie przy wodzu, brak reakcji na podłości obozu władzy ("trzeba zaufać"), brak zakomunikowania powodu takiej postawy niestety, ale zaczyna mi przypominać postawę p. Korwin-Mikkego - udawana opozycja celem odciągnięcia bardziej konserwatywnych Polaków od możliwości stworzenia realnej siły i co najwyżej zmiany frakcyjne w ciągle tej samej sile okrągłostołowej. Nie dowiemy się nigdy, czy choćby ustawa degradacyjna nie była zasłoną dymną połączoną ze z góry wiadomym wetem prezydenta.
Co do obozu niepodległościowego - ja jestem gotowy.
PS. W temacie konkretów. Uważam, że dobrym krokiem w długim marszu byłoby umieszczanie przez pracodawców (choćby na początku tylko tych odwiedzających BD) na odcinku płacowym wyraźnej informacji o kwocie wypłaconej przez pracodawcę za pracę i podkreślenie ile z tej kwoty zabrało państwo.
Pozdrawiam i również prawicę ściskam
Urszula Domyślna 8 listopada 2016 12:00 Napisała: KLIK
OdpowiedzUsuńJaka jest, według Pana, OFICJALNA WERSJA KATASTROFY 10 KWIETNIA 2010 R., UZNAWANA PRZEZ PAŃSTWO POLSKIE AD 2016?
PiS, Kaczyński, Duda, Morawiecki... - dlaczego mamy się bunkrować jak za zaborów i komuny zamiast zadać im to pytanie? I każdemu Polakowi. Zresztą faktycznie, ich odpowiedź może być tylko mętnym, zbywającym frazesem zaraz zagłuszonym lawiną śmieci.
P.S.
Rozmumiem strategię przetrwania, naprawdę. Sprawdziła się wtedy i teraz też bedzie jedynym sposobem. We mnie też jest wściekłość, że muszę patrzeć na to wszechobecne kłamstwo wypisane na twarzach "partriotów" jak na "katyńskie" i żyć następne dziesięciolecia wśród zombies.
P.S.2
Ja generalnie od sportowców nie wiele wymagam, a już najmniej od piłkarzy.
Nawet Stoch nie powinien jechać do Soczi ale wykonał piękny gest, zwyciężył i wrócił z tarczą.
"Rozmumiem strategię przetrwania, naprawdę. Sprawdziła się wtedy i teraz też bedzie jedynym sposobem. We mnie też jest wściekłość, że muszę patrzeć na to wszechobecne kłamstwo wypisane na twarzach "partriotów" jak na "katyńskie" i żyć następne dziesięciolecia wśród zombies."
UsuńTak było i będzie, bo Polska nie jest bytem suwerennym.
Po 1989 przeszliśmy ze strefy wpływów ZSRR/Rosji do strefy wpływów USA/Zachodu.
Bezpośredni nadzór na IIIRP hegemon-zwycięzca zimnej wojny powierzył Niemcom a od 1994 roku(stowarzyszenie z UE), niemieckiej UE.
W Okresie polityki resetu USA-Rosja IIIRP miała być kondominium rosyjsko niemieckim(ustępstwo USA na rzecz Rosji w stosunku do porządku pozimnowojennego).
Po klęsce polityki resetu USA-Rosja w 2013 roku nastąpiła rewizja porządku resetowego i USA?Izrael przejęły IIIRP pod bezpośrednią kontrolę w kontrze do Niemiec i UE, proponując projekt Trójmorza, który wchodzi w fazę realizacyjną(rząd M.Morawieckiego, sprowadzenie do Polski banku JP Morgan Chase i ustawa o CPK).
Różnica między PO a PiS jest taka jak między Bierutem a Gomułką. Mając taki wybór w każdej sytuacji poparłbym Gomułkę, ale to nie znaczy że uważałbym że jest rozwiązaniem polskich problemów.
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńI.
Zastanawialam sie, czy nam Polakom potrzebna jest prawda, jesli tak, to dlaczego? Wedlug mnie odpowiedz jest prosta: potrzebujemy prawdy, poniewaz chcemy byc narodem wolnym. Polacy, którzy maja polskosc w sercach, powinni czuc sie moralnie zobowiazani do aktywnego uczestnictwa w ukazaniu trudnej prawdy o IIIRP.
“Kto prawde mówi, ten niepokój wszczyna” – C.K. Norwid. Mówienie prawdy nieraz kosztuje, bo powoduje kolizje dwóch wartosci naczelnych, jakimi sa prawda i pokój. Trzeba wybrac jedna wartosc kosztem drugiej. Która wybrac? Jakim wartosciom chcemy sluzyc? Nasze poczucie godnosci i wartosci wlasnej podyktuje nam odpowiedz. A tymczasem nasi politycy wybrali i wybieraja za nas, decydujac o nas bez nas. Dzisiaj juz namacalnie zamiera swoboda krytyki, a za nia wolnosc slowa. Jesli swiat twierdzi, ze nadal uznaje wolnosc mysli i slowa, to znaczy, ze ta deklaracja legitymuje nas do szukania prawdy.
Znowu pozwolilam sobie siegnac do filozofii, bo filozofia nie zajmuje sie tym, co ludzie sobie wyobrazaja i mysla, tylko tym jak jest naprawde. Filozofia rozwaza równiez problemy etyczne i mówi o zyciu i o tym, jakim ono byc powinno. Mówi o prawdzie, której nie mozna zamknac w granicach zadnej grupy, bo prawda zawsze rwie sie na wolnosc. Tak wiec, filozofia stoi po prostu po stronie prawdy, tak jak nieugiecie po stronie prawdy stali Mackiewicz i Herbert, i tak jak pan, panie Aleksandrze, i wielu innych ludzi. Prawi ludzie chca prawdy, natomiast ci którzy nie stoja w obronie prawdy lub ci, którzy milcza, oznacza to, ze godza sie na klamstwo i na falsz. Klamstwo plami i jest szpetne, zatruwa nas i pociaga za soba nieobliczale i tragiczne w skutkach konsekwencje, jak tragedia w Smolensku i wygaszanie Polski.
W dalszym ciagu toczy sie walka o prawde. Tylko prawda czyni czlowieka, spoleczenstwa, narody naprawde wolnymi, jak powiedzial JPII, a my, Polacy, chcemy zyc w Polsce naszych marzen. I oby nikt nigdy wiecej nie wazyl sie przerwac polskiego transferu miedzypokoleniowego. Obysmy juz nigdy nie byli zalezni od cynicznej i zawsze nam wrogiej polityki appeasementu.
Pani prof. Anna Pawelczynska napisala, ze okupacja niemiecka przyczynila sie do degradacji moralnej jednostek, lecz nie naruszyla etosu narodowego Polaków, ani wiezi laczacych spoleczenstwo, bo to byl wróg zewnetrzny.
Natomiast komunistyczny totalitaryzm przeniknal wszystkie tkanki spoleczenstwa w sposób niejawny i podstepny, od wewnatrz. To spowodowalo atomizacje spoleczenstwa i rozbicie jego spójnosci, atakujac takze postawe oraz swiadomosc moralna kazdego czlowieka. Krótko mówiac spoleczenstwo zostalo upodlone i okaleczone. Spoleczenstwo schamialo. Ten stan upodlenia trwa do dzisiaj. Nie jest tajemnica, ze pewna kategoria Polaków, moze wiekszosc, po dekadach komunistycznej indoktrynacji, tkwi w nieswiadomosci, ulegajac mitom i manipulacji. Po poznaniu prawdy wybór drogi zyciowej jest sprawa sumienia, bo “granica krzywdy lezy w sumnieniu, w sercu ludzkim”- S. Zeromski.
Osobiscie uwazam, ze trzeba przywrócic Polsce prawde, bo gdy przestaje sie dochodzic do prawdy, zycie traci sens. (Dostojewski mial racje mówiac, ze dla czlowieka wazniejszy od zycia, jest sens zycia). Bez poznania prawdy istnieje zagrozenie naszego jestestwa, naszej egzystencji. Dzisiaj nalezy wlozyc wiele pracy w odbudowe nowej Polski, na naszych polskich, trwalych wartosciach, tak aby istnienie narodu polskiego przetrwalo wszystkie próby w obliczu wielu nowych zagrozen, zarówno wewnetrznych jak i zewnetrznych.
II.
OdpowiedzUsuńNasza cywilizacja lacinska wytworzyła pojecie panstwa, etyki i prawdy i jako jedyna laczy wszechstronny rozwój kategorii prawdy. Bronmy jej. Wiele pokolen nawolywalo do rozpoczecia prawdziwej rewolucji moralnej polegalacej na zwyczajnym odkrywaniu prawdy. Kontynuujmy ta tradycje w przywracaniu wlasciwej hierarchii wartosciom z odniesieniem do naszej cywilizacji lacinskiej, która opiera się na greckiej filozofii, rzymskim prawie i etyce chrzescijanskiej. Dbajmy o przywrócenie pierwotnego znaczenia slowom, tak jak proponuje nam m.in. J. Mackiewicz oraz autor tego blogu. Na szczescie nie wszyscy chca poddawac sie konwencjom w zamian za spokojne zycie. Zyjaca w prawdzie jednostka stanowi wyzwanie wobec calego system, albowiem ujawnia jego prawdziwa nature.
Co robic?
„Komu dowcipu równo z wymową dostaje, Niech szczepi między ludźmi dobre obyczaje; Niechaj czyni porządek, rozterkom zabiega, Praw ojczystych i pięknej swobody przestrzega.”-Jan Kochanowski.
Wspomnialam poprzednio, ze potrzeba nam elit, które by mogly odbudowac panstwo i uruchomic process reedukacji i regeneracji spoleczenstwa. Wiemy, ze te zmiany wymagaja poswiecenia, cierpliwosci i czasu. Od czego zaczac? Zaczne skromnie, podajac kilka przykladów, bo to jest trudny temat i jeszcze nie do konca przeze mnie przemyslany. Do tego pobyt za granica kraju utrudnia mi w pewnym stopniu realizacje moich przemyslen, np aktywne uczestnictwo w zyciu spolecznym.
Mysle, ze wszelkie zmiany nalezy wprowadzac od podstaw, a przede wszystkim nalezy zaczac od siebie, bo takie widzisz wartosci, jaka/jaki jestes. Refleksja nad soba, kim jestem, jakie mam obowiazki i jakie mam motywy dazen i dzialan. Rozwijac w sobie polskosc, pielegnowac w sobie ojczysta kulture, religie, tradycje oraz patriotyzm. Miec swiadomosc, ze moze zajsc potrzeba, aby ponosic na rzecz ojczyzny ofiary osobiste, dlatego, ze sprawa ojczyzny jest etycznie wyzsza od interesu jednostki. Poswiecic sie na rzecz Polski to duza sprawa, która wymaga glebokiej refleksji, a przede wszystkim odwagi i glebokiej wiary w dobro sprawy. A propo, ciekawa jestem ile jest na tym blogu osób, które bylyby dzisiaj sklonne poswiecic swoje zycie dla dobra/obrony Ojczyzny? Pytanie jest oczywiscie retoryczne, ale uwazam, ze nadszel najwyzszy czas, aby zrewidowac swoje stanowisko.
III.
OdpowiedzUsuńOrganizowac sie oddolnie. Polska potrzebuje aktywnych i zaangazowanych obywateli, którzy organizuja sie oddolnie. Zorganizowane spoleczenstwo ma wiele funkcji do spelnienia, m.in. funkcje edukacyjne I kulturotwórcze, aktywny udzial w debacie publicznej, czy tez kontrola wladz na kazdym jej szczeblu. W naszym spoleczenstwie potrzebna jest debata o moralnych postawach wspólnoty politycznej, o narodowej tozsamosci i systemie wartosci. Takie spoleczenstwo moze stac na strazy wartosci i kultury.
Ujawniac swoje patriotyczne poglady uzasadniajac je – rzecz nie najprostsza, bo wymagajaca odwagi, poniewaz w dobie ograniczonej wolnosci slowa, polit-poprawnosci i neomarksistowskiej pseudotolerancji, moze nam przyniesc zaskakujace i nieprzyjemne konsekwencje. Chcialam dodac, ze jest wiele osob, którzy maja propolskie poglady, lecz sama ich obecnosc na blogach nie jest wystarczajaca. To jest jednak za malo, ale sama mysl jest wstepem do czynu i dzialania na rzecz prawdy i dobra.
Szukac, bronic i szerzyc prawde zaczynajac w najblizszym otoczeniu. Odradzac czytania prasy, która zawiera antypolska propagande, poniewaz klamstwa deformujac nasz umysl, destabilizuja nas. Pietnowac, rozglasniac i nazywac po imieniu ludzi, którzy szkaluja Polske i dzialaja na jej niekorzysc. Sprzeciwiac sie glosno tym, którzy atakuja poczucie godnosci narodowej.
Szanowac swoich rodaków, nie zapominajac o tych, którzy sa niewyksztalceni, bo inteligencja i wyksztalcenie nie musi isc w parze z poprawna postawa moralna.
Pomagac ludziom robiac dobre uczynki, wspierac moralnie tych, którzy przegrywaja w grze rywalizacji spolecznej. Tylko bezinteresowna pomoc, która przychodzi z wlasnej, autentycznej i wewnetrznej potrzeby, przynosi satysfakcje, daje radosc i w rezultacie sprzyja wzmacnianiu wiezi spolecznych.
Zwalczac prostactwo i chamsto, zjawisko które sie bardzo rozpowszechnilo w naszym otoczeniu.
Promowac wsród znajomych literature jak np. “Nudis Verbus” i która ujawnia i naswietla aktualny problem. (Osobiscie cenie równiez ”Glowy Hydry”-A. Pawelczynskiej). Pielegnowac tradycje historyczne.
Dla tych, którzy najczesciej korzystaja z wirtualnego swiata, mozna proponowac Youtube, który jest wspaniala kopalnia wiedzy i pozwala zrewidowac swoje poglady na temat wspólczesnej rzeczywistosci polskiej. Szczególnie polecam wywiad z dr Anna Mandrela o rotmistrzu Pileckim https://www.youtube.com/watch?v=MN7iiJtmvgY Oto cytat z ”Odezwy do mlodziezy”: ,,Wolność”, która nam dano, jest zgubniejsza dla naszej narodowo-społecznej postawy, dla stanu narodowej duszy, niż jawna niewola. Stworzono nam warunki fałszu i zakłamania, warunki, w których gwałt i nienaruszalność są niemal podstawą egzystencji, a solidność skazana na zagładę. Wszystko, co ma pozytywną wartość narodową jest systematycznie i planowo niszczone. Staczamy się na krawędź przepaści, w której czeka nas upodlenie i śmierć”.
Wychowanie mlodziezy w duchu patriotycznym jest sprawa oczywista. Tutaj godne polecenia jest “Patriotyzm, mestwo i prawosc zolnierska” - O. Józefa M. Bochenskiego, wydana przez Antyk.
Podoba mi sie propozycja pana Jurka z Chicago o organizowaniu spotkan kulturalno-edukacyjnych w prywatnych domach oraz cenie wytrwala postawe pani Halki. Odwaga w sluzbie dobrym sprawom tworza zdrowe tkanki spoleczne. Wazne jest, zeby uczestniczyc w budowaniu wokól siebie lepszego swiata, aby takie wartosci jak wiernosc prawdzie, uczciwosc, zyczliwosc i poczucie odpowiedzialnosci upowszechnialy sie w coraz szerszych kregach naszego spoleczenstwa.
Dziekuje panstwu za okazana mi zyczliwosc.
Pozdrawiam wszystkich/Barbara
Przepraszam pana, panie Aleksandrze, wydaje mi sie, ze zle napisalam tytul ksiazki, mialam oczywiscie na mysli "Nudis Verbis - przeciwko mitom".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam/Barbara
Zgadzam się z wszystkimi tezami tego felietonu. Mogę sobie pochlebić, że widziałem to również w roku 2007, jeszcze w sposób naiwny, intuicyjny, ale jednak dałem temu wyraz kilkukrotnie, również na piśmie.
OdpowiedzUsuńJest jednak jeszcze jeden wielki problem, który przeszkadza w skutecznej walce z pomagdalenkową, duszącą mgłą. Jest nią sfera obyczajowa.
PiS proponując wyborcom drogę obyczajowej histerii jest przecież ulokowane zaledwie w centrum tradycyjnego światopoglądu obyczajowego. Daleko bardziej rygorystyczny, biblijni wyborcy są jednak liczni o czym często przypomina o. Rydzyk i ta część kleru, która chce dyskontować finansowo swoją sympatię do PiS.
Tacy ludzie jak ja, obyczajowo niezależni, nie mieszczą się w wymaganych widełkach - to znaczy ci, którzy w homoseksualizmie nie widzą problemu, którzy szanują religie, ale uważają, że to prywatna sprawa wyznawców, że powinien być egzekwowany rozdział instytucji kościelnych i państwowych (także na gruncie finansowym ), którzy patrzą na sprawę aborcji przez pryzmat korzyści i strat dla państwa, a nie przez pryzmat moralności zbudowanej na gruncie biblijnym i nowotestamentowym.
Ileż było wypowiedzi,w których początkowa troska o państwo gasła w obliczu obyczajowej estetyki - dotyczy to wszystkich grup wyborczych. Umiejętnie podsycany w tej sferze konflikt jest kolejnym gwarantem utrzymania status quo i rządów bezideowych, magdalenkowych i pomagdalenkowych bandytów.
Samo stworzenie ruchu lub partii wymaga ogromnej energii i poświęcenia się temu zadaniu bez reszty. Kto ma taką siłę z tych, którzy mają życiowe obowiązki, które i tak dźwigają z trudem? Dlaczego w długim marszu nie możemy liczyć na aktywną postawę tych, którzy już osiągnęli pozycję polityczną i wpływy, aby móc animować długi marsz?
Medialne maszyny fałszywej alternatywy nie znają spoczynku, codziennie wypluwają fałszywe i półprawdziwe argumenty, w ogromnej liczbie. Już kiedyś pisałem, że na tym blogu jest garstka, która to zapewne rozumie, ale - trzeba przekonać miliony. A one żyją w świecie memów, fałszywych uproszczeń, ale przede wszystkim w absolutnej niechęci do poznania i zrozumienia modus vivendi systemu. Ludzie kłócą się o to, czy wolno, czy też nie przerwać ciążę, ale nie chcą wiedzieć dlaczego został zamordowany ks. Popiełuszko i dlaczego to był fundament dzisiejszych czasów.
Ludzie wolą być zniewoleni, gdyż przebudowanie własnego światopoglądu jest niezwykle bolesne (można tego doświadczyć na gruncie dyskusji obyczajowej, która i tu się pojawiała i - bywało - zaciemniała obraz tego, co najważniejsze).
Więc, podzielając wszystkie tezy, które przedstawił Autor, jestem sceptykiem co do wiary w zaistnienie siły sprawczej zmiany, zwłaszcza, że lata mijają i ostre granice nie zacierając się - blakną.
http://blogmedia24.pl/node/80520 Propozycja "WNIOSEK O DELEGALIZACJĘ TOTALITARNEJ OPOZYCJI" w której jest powołanie się na Aleksandra Ścios z roku 2007. Oraz komentarz
OdpowiedzUsuńhttp://blogmedia24.pl/node/80520#comment-398604 w którym Aleksander Ścios jest cytowany wprost. Chodzi o FAŁSZYWĄ ALTERNATYWĘ.