Podpisanie przez lokatora Pałacu Prezydenckiego tzw. ustawy
degradacyjnej (ustawy z dnia 6 marca 2018 r. o pozbawianiu stopni
wojskowych osób i żołnierzy rezerwy, którzy w latach 1943–1990
swoją postawą sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu), zostanie
okrzyknięte „aktem
sprawiedliwości dziejowej” i wykorzystane przez
rządowych propagandystów do umocnienia wizerunku „patriotycznego”
partii rządzącej i A. Dudy.
„Tym projektem chcemy
przywrócić podstawowy porządek moralny. Chcemy nazwać po imieniu
zło złem, dobro dobrem, zdradę zdradą, bohaterstwo bohaterstwem”
- perorował M. Morawiecki, ogłaszając przyjęcie przez rząd
projektu ustawy.
„Bardzo
długo czekaliśmy na ten akt sprawiedliwości. WRONA Orła nie
pokona. Orzeł zwyciężył. Ta ustawa ma wymiar symboliczny.
Przywraca normalność i sprawiedliwość” -
z emfatycznym zadęciem
chwalił
obecny szef MON.
Prawda
– ta ustawa ma wymiar symboliczny. Symbolizuje ogrom fałszu i cynizm grupy rządzącej. Wskazuje na intencję
oszukania Polaków i zastąpienia autentycznej sprawiedliwości jej
propagandowym erzacem.
Prawda
również, że przywraca
normalność. Czyni
to w takim zakresie, w jakim ochrona interesów rzeczywistych
decydentów III RP, należy do priorytetów każdego rządu.
Pod
koniec 2016 roku, powstał pierwszy projekt ustawy degradacyjnej MON.
Dotyczył wprowadzenia zmian w ustawie o powszechnym obowiązku
obrony i przewidywał degradację "za
służbę na rzecz totalitarnego państwa".
Projekt wymieniał trzy przypadki:
-
popełnienia
czynu świadczącego o utracie wymaganych wartości moralnych,
- dokonania
czynu uwłaczającego godności posiadanego stopnia wojskowego,
- służby na
rzecz totalitarnego państwa w okresie od dnia 22 lipca 1944 r. do
dnia 31 sierpnia 1990 r. w wojskowych instytucjach i formacjach -
jednostkach organizacyjnych Ministerstwa Obrony Narodowej.
Gdyby ustawa została przyjęta w takim brzmieniu, dotyczyłaby
wszystkich żołnierzy tzw. „ludowego wojska” i obejmowała
czyny popełnione w latach 1944-1990.
W tym samym czasie, pojawił się też projekt ustawy
dezubekizacyjnej MON, w którym proponowano drastyczne obniżenie
wojskowych emerytur i rent inwalidzkich żołnierzom, „którzy
pełnili służbę na rzecz totalitarnego państwa w latach 1944-90
oraz rent rodzinnych po tych żołnierzach”.
Komunikat MON głosił, iż „projekt ten dotyczy wyłącznie
tych osób, które wysługiwały się komunistycznym wojskowym
służbom specjalnym działającym na rzecz umocnienia imperium
sowieckiego w Polsce i na świecie”.
W przypadku generałów LWP, emerytury mogły zostać obniżone nawet
o 8 tys. zł miesięcznie, zaś objęci ustawą żołnierze niższych
stopni i służący na niższych stanowiskach, mogli stracić od 8
tys. do kilkuset zł miesięcznie.
Datowany na 2 grudnia 2016 roku i podpisany przez premier Beatę
Szydło projekt ustawy nie został zamieszczony na stronie Rządowego
Centrum Legislacji, otrzymał natomiast numer jako druk sejmowy.
O tym, dlaczego projekty MON nie zostały wówczas przyjęte i kto
podjął decyzję o ich „zamrożeniu”, mogliśmy dowiedzieć się
z wywiadu jaki Jarosław Kaczyński udzielił Onetowi w marcu 2017
roku.
Zapytano prezesa PiS:
„Dlaczego
zdecydował się pan zatrzymać dezubekizację w wojsku, czyli cięcie
świadczeń wojskowym z czasów PRL? Ten projekt Antoniego
Macierewicza został wycofany z sejmowych obrad. Nie słychać także
o innym projekcie Macierewicza-dotyczącym degradacji komunistycznych
oficerów, nawet po śmierci, co mogłoby być wykorzystane do
pozbawienia stopni generalskich Jaruzelskiego i Kiszczaka”.
Padła odpowiedz:
- „Nie wycofujemy się. Ale wszystko w swoim czasie”.
Na pytanie - „co to znaczy”, Kaczyński sprecyzował:
- „To znaczy, że zrobimy to w momencie, który uznamy za
właściwy”.
Kolejny projekt ustawy degradacyjnej MON powstał w maju 2017 roku i
został opublikowany na stronach Rządowego Centrum Legislacji pod nr
UD267. W art.1 tego projektu proponowano dokonanie następującej
zmiany:
„W ustawie z dnia 21 listopada 1967 r. o powszechnym obowiązku
obrony Rzeczypospolitej Polskiej (Dz. U. z 2016 r. poz. 1534 oraz z
2017 r. poz. 60) po art. 78 dodaje się art. 78a w brzmieniu:
„Art. 78a. 1. Osoba, która z racji ukończonego wieku lub stanu
zdrowia nie podlega obowiązkowi służby wojskowej, oraz żołnierz
rezerwy, którzy:
1)byli członkami Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego,
2)pełnili służbę w organach bezpieczeństwa państwa, o
których mowa w art. 2 ustawy z dnia 18 października 2006 r. o
ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa
z lat 1944-1990 oraz treści tych dokumentów (Dz. U. z 2016 r. poz.
1721, 1948, 2260 i 2261)
– mogą być pozbawieni stopnia oficerskiego lub
podoficerskiego.”
Ustawa proponowała jeden tryb odwoławczy:
„Na postanowienie w sprawie pozbawienia stopnia oficerskiego lub
podoficerskiego służy odwołanie do wojskowego sądu okręgowego w
terminie 30 dni od dnia jego doręczenia stronie. Do postępowania
odwoławczego stosuje się odpowiednio przepisy działu IX ustawy z
dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks postępowania karnego (Dz. U. z
2016 r. Poz. 1749).”
Projekt został skierowany do uzgodnień, przy czym na uwagę
zasługują opinie zgłoszone wówczas przez szefa BBN P. Solocha.
Zdaniem prezydenckiego urzędnika, należałoby określić przesłanki
stosowania degradacji, tak „by nie istniała możliwość
wybiórczego stosowania omawianej regulacji”. Wątpliwości
Solocha wzbudził również tryb odwoławczy.
9 stycznia 2017 roku, po trwającej blisko rok kombinacji operacyjnej
„esbeckiego gambitu”, zdymisjonowano Antoniego Macierewicza.
Nowa ekipa MON – namaszczona przez lokatora Pałacu Prezydenckiego
natychmiast przystąpiła do przeprowadzenia gruntownych czystek
personalnych, pozbywając się z resortu wszystkich „ludzi
Macierewicza”.
Dokonano również błyskawicznej operacji, podmieniając
wcześniejszy projekt ustawy degradacyjnej na tekst, który nie był
wcześniej ogłaszany i konsultowany. Zakres tej szalbierczej
operacji można dostrzec na podstawie pisma nowego wiceministra
obrony narodowej Tomasza Zdzikota, skierowanego do sekretarza
Komitetu Rady Ministrów Małgorzaty Hirszel, w dniu 27 lutego 2018
r.
Zdzikot napisał:
„W nawiązaniu do ustaleń Stałego Komitetu Rady Ministrów z
dn. 22 lutego br. w zakresie konieczności dopracowania postanowień
projektu ustawy o zmianie ustawy o powszechnym obowiązku obrony
Rzeczpospolitej Polskiej (UD267) w załączeniu przesyłam w miejsce
dotychczasowego projektu nowy projekt ustawy po pozbawianiu stopni
wojskowych osób i żołnierzy rezerwy, którzy w latach 1943-1990
swoją postawą sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu oraz o
zmianie ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczpospolitej
Polskiej – z uprzejmą prośbą o jego rozpatrzenie na posiedzeniu
stałego Komitetu Rady Ministrów w dniu 28 lutego br. (...)
Dodatkowo informuję, że w nowym projekcie ustawy:
1. uwzględniono kwestię dodania Prezesa Rady Ministrów do kręgu
podmiotów uprawnionych do wnioskowania o pozbawienie stopnia
wojskowego;
2. wskazano, że organem właściwym do pozbawiania wszystkich
stopni wojskowych będzie Minister Obrony Narodowej; pozbawienie
stopnia wojskowego Marszałka Polski, generałów i admirałów
będzie wymagało zgody Prezydenta RP;
3. doprecyzowano zakres podmiotowy ustawy, danych jakie ma
zawierać wniosek o pozbawienie stopnia wojskowego, kwestie wniosków
dotyczących pośmiertnego pozbawiania stopnia wojskowego;
4. opracowano nową szczególną procedurę przeprowadzania
postępowania w przedmiocie pozbawiania stopnia wojskowego.”
28 lutego 2018 roku, MON zwróciło się do Rządowego Centrum
Legislacji (RCL) z prośbą o zwolnienie nowego projektu z obowiązku
rozpatrzenia przez komisję prawniczą. Tego samego dnia RCL wyraziło
taką zgodę, a projekt ustawy został przyjęty przez Stały Komitet
Rady Ministrów.
Wskazane powyżej okoliczności oraz tempo i zakres dokonanych
zmian, pozwalają zrozumieć, co miał na myśli Jarosław Kaczyński,
mówiąc o „właściwym momencie”.
Taki moment nadszedł z chwilą dymisji Antoniego Macierewicza.
Tempo, w jakim „przepchnięto” projekt dowodzi natomiast, że
chodziło o ukrycie treści ustawy za efektem propagandowym – tak,
by ogłoszenie o jej przyjęciu wypadło w Dzień Żołnierzy
Niezłomnych i mogło zostać wykorzystane w celach „wizerunkowych”.
To dodatkowa okoliczność obciążająca.
Na czym polega szalbierstwo?
Choć nazwa nowej ustawy - z dnia 6 marca 2018 r. o pozbawianiu
stopni wojskowych osób i żołnierzy rezerwy, którzy w latach
1943–1990 swoją postawą sprzeniewierzyli się polskiej racji
stanu, sugeruje, że dotyczy ona wszystkich żołnierzy tzw. LWP
oraz wszystkich czynów niegodnych munduru żołnierskiego, wprowadza
się „doprecyzowanie” zasadniczo sprzeczne z takim rozumieniem.
Kluczem jest art.3 ustawy, w którym enumeratywnie wymieniono katalog
czynów, za które może grozić degradacja:
„Pozbawia się stopnia wojskowego osobę, która z racji
ukończonego wieku lub stanu zdrowia nie podlega obowiązkowi służby
wojskowej, lub żołnierza rezerwy, którzy w latach 1943–1990
swoją postawą sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu:
1)pełniąc funkcje służbowe lub zajmując stanowiska dowódcze
kierowali działaniami mającymi na celu zwalczanie polskiego
podziemia niepodległościowego w latach 1943-1956 albo uczestnicząc
w tym okresie w zwalczaniu polskiego podziemia niepodległościowego
dokonywali drastycznych czynów;
2)wydając
rozkazy użycia broni palnej wobec ludności cywilnej;
3)będąc sędzią lub prokuratorem w organach Wojskowej Służby
Sprawiedliwości lub w jednostkach podległych oskarżali albo
wydawali wyroki w latach 1943–1956 wobec żołnierzy i osób
cywilnych ze względu na działalność na rzecz niepodległości
i suwerenności Polski;
4)będąc w stopniach wojskowych generałów, pełniąc funkcje
służbowe inicjowali lub dopuszczali się prześladowań żołnierzy
ze względu na wyznawaną religię lub pochodzenie.
Zapis ten oznacza, że zdegradować można tylko tych bandytów w
mundurach polskich oficerów, którzy działali w latach 1943-1956.
Ponieważ większość z nich już zmarła, uchwalony przez PiS „akt
sprawiedliwości dziejowej” będzie obejmował głównie
nieboszczyków.
Na podstawie tej ustawy, nie można natomiast zdegradować ludzi
wydających rozkazy w ramach „braterskiej interwencji” LWP w
Czechosłowacji ani pozbawić stopnia wojskowego łobuzów
nakazujących strzelanie do robotników w grudniu 1970 roku. Żaden
oficer sowieckiej agendy, pod nazwą „ludowe wojsko polskie” nie
zostanie też zdegradowany za zbrodnie dokonane w czasie stanu
wojennego i w latach 80.
Ustawa nie obejmuje zatem bezpośrednich sukcesorów sowieckiej
Informacji Wojskowej i sowieckiego Oddziału II Sztabu Generalnego–
powstałych po roku 1956 Wojskowych Służb Wewnętrznych (tzw.
kontrwywiadu wojskowego PRL) oraz ludzi Zarządu II Sztabu
Generalnego Wojska Polskiego (tzw. wywiadu wojskowego PRL). W roku
1991, z połączenia tych dwóch sowieckich formacji, powstały
Wojskowe Służby Informacyjne.
Zapis art.3 oznacza, że ludzie WSW/Zarządu II SGWP i WSI, mogą
spać spokojnie. Żaden oficer tzw. wojskówki nie poniesie nawet
symbolicznej odpowiedzialności – utraty stopnia wojskowego- za
czyny popełnione po roku 1956.
Na potrzeby propagandowe, rządowe media zachłystują się natomiast
zapisem art.2, w którym postanawia się, iż wszyscy członkowie
WRON stracą stopnie oficerskie z mocy ustawy. Ta regulacja
najpełniej wskazuje na prawdziwe intencje „dobrej zmiany”. Z 22
ówczesnych członków WRON, przy życiu pozostało dziś zaledwie 7
osób, zatem wolno mówić wyłącznie o żałosnej „symbolice” i
pośmiertnie stosowanym „akcie sprawiedliwości”.
Nietrudno też zauważyć, że ustawa MON uwzględnia zastrzeżenia
zgłoszone w roku 2017 przez P.Solocha. Nie tylko w zakresie
„określenia przesłanek” degradacji (czyni to art.3 ustawy), ale
odnośnie trybu odwoławczego. O ile projekt Antoniego Macierewicza
zakładał odwołanie do wojskowego sądu okręgowego i tryb
postępowania karnego, o tyle obecna ustawa przewiduje odwołanie do
sądu administracyjnego oraz niezwykle szczegółowy (i korzystny dla
„pokrzywdzonych” ustawą) tryb wznowienia postępowania.
Rozwinięto przy tym katalog osób uprawnionych do przystąpienia do
postępowania w sprawach pośmiertnego pozbawienia stopnia wojskowego
– od bliższej i dalszej rodziny poczynając, po „stowarzyszenia
zrzeszające kombatantów, weteranów lub żołnierzy”.
Przypomnę, że na etapie senackiej debaty nad ustawą, głosami
partii rządzącej odrzucono jedną z istotnych poprawek zgłoszonych
przez sen. Jana Żaryna. Dotyczyła ona dyspozycji art.3. Żaryn
zaproponował, by zakreślony ustawą zakres odpowiedzialności
(1943-1956) sięgał lat osiemdziesiątych (do roku 1990) i obejmował
też sędziów i prokuratorów stanu wojennego.
Odrzucenie tej poprawki i przyjęcie ustawy w kształcie
uniemożliwiającym degradację za czyny „oficerów ludowego
wojska” z lat 1956-1990, wynika z konsekwentnej realizacji
przesłanek, jakimi kieruje się Jarosław Kaczyński i jego partia.
Wielokrotnie wskazywałem, że we wszystkich działaniach
podejmowanych przez „dobrą zmianę”, można wyróżnić jeden,
zasadniczy mianownik – nie dotyczą one środowiska „wojskówki”
i nie obejmują osób związanych z tym środowiskiem. To nie
przypadek.
Parasol ochronny nad Komorowskim, obecność ludzi WSW/WSI w BBN i
w otoczeniu A. Dudy, odstąpienie od wojskowej ustawy
dezubekizacyjnej, ukrycie Aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI,
niepodjęcie śledztwa w sprawie zbrodni założycielskiej III RP –
zabójstwa księdza Jerzego, zamilczenie afery marszałkowej,
stoczniowej i podsłuchowej, „wygaszanie” sprawy Smoleńska,
wymuszona przez Pałac dymisja Antoniego Macierewicza oraz
tzw.”rekonstrukcja” rządu i związane z nią konsekwencje –
należą do katalogu spraw, za którymi skrywa się intencja ochrony
interesów środowiska b.WSI.
Ustawa, którą ta władza ma czelność nazywać „aktem
sprawiedliwości dziejowej” i przedstawiać Polakom jako
„przywracanie porządku moralnego” - jest kolejnym dowodem, że
interesy „długiego ramienia Moskwy” nadal podlegają ochronie.
Szanowny Panie Aleksandrze!
OdpowiedzUsuńPo tej lekturze, jeszcze bardziej wolam na glos, i pytam sie: dlaczego Antoni (Atomi) Macierewicz milczy o tych (i innych) sprawach i co (kto) stoi na przeszkodzie aby powiadomic Polakow o sprawach "wagi najwyzszej". Milczenie, lub jak kto woli, niepowiedzenie wprost o co chodzi w polskiej polityce moze byc uznawane za ukrywanie sie za parawanem tzw. "racji stanu". I tym samym A. Macierewicz "pozwala" na rozpychanie sie w Polsce "dlugiego ramienia erzaca komunistycznego".
Co myslec jesli ten, najwyzszej proby, PATRIOTA nie dziala tak jak powinien Maz Stanu? Jestem, poprostu, zdumiony postawa A. Macierewicza, choc chcialbym go widziec na najwyzszym urzedzie w Polsce. O co chodzi w tym wszystkim?
Pozdrawiam ...
a) Atomi uważa zapewne, że "nulla salus extra Ecclesia" (gdzie Kościół=PiS). Pozostając w PiS i przytakując, a raczej w zawoalowany sposób przedstawiając diagnozę sytuacji (patrz: ostatnie odcinki "PP" w TVR, o wpływie nie tylko sowietów, ale sino-sowieckim), będzie miał jakieś dojście do "ucha Prezesa" i jakiekolwiek możliwości gry. AM zdaje się twierdzić, że tylko PiS daje Polsce możliwość nie tyle jakichkolwiek realnych zmian, ale "trzymania nogi w drzwiach" realnej polityki.
UsuńEmancypacja AM od Kaczyńskiego siłą rzeczy musiałaby spowodować wykrojenie z PiS frakcji antykomunistyczno-patriotycznej jako odrębnej partii. Wówczas PiS zostałby opanowany przez wzajemnie się gryzące frakcje: centrystyczną (z centrum w postaci gowinowców) i endekoidalną, obie byłyby georealistyczne i prorosyjskie/prosowieckie, tylko inaczej byłyby rozłożone akcenty owych georealizmu i prosowieckości.
Tym samym, scena polityczna powróciłaby do stanu z lat 1989-2004...
"Emancypacja AM od Kaczyńskiego siłą rzeczy musiałaby spowodować wykrojenie z PiS frakcji antykomunistyczno-patriotycznej jako odrębnej partii. Wówczas PiS zostałby opanowany przez wzajemnie się gryzące frakcje..."
UsuńW mojej ocenie oznaczałoby to szybką degradację PiS do roli marginalnej a "wykrojona frakcja" miałaby ogromną szansę na zdominowanie polskiej sceny politycznej. Czy tego się boi p. Macierewicz? Nie znam myśli ani rzeczywistego świata wartości p. Macierewicza, jednak z jego życiowej postawy domniemuję, że istnieją inne powody jego wiernej postawy przy p. Kaczyńskim. Otwartym pozostaje pytanie jakie te powody rzeczywiście są?
Antoni Macierewicz powinien teraz chwycić za szablę, zawołać:
OdpowiedzUsuń"za mną!" i ruszyć "na Belweder"!
"... powinien ...". Tak, zgadzam sie ze powinnoscia Atoniego Macierewicza jest poprowadzic, z okrzykiem na ustach, "na Belweder".
UsuńTak samo jak Kain POWINIEN zapanawac nad swoim gniewem, "Oto grzech stoi u twoich dzwi, a ty powinienes zapanowac nad nim ..." dalej znamy te historie.
Ale w przypadku A. Macierewicza POWINIEN on dzialac, dazyc do rozbicia tego ukladu pookraglostolowego a nie tylko omawiac bierzaca polityke. POWINNOSCIA kazdego polityka jest stac w prawdzie, a co za tym idzie, mowic prawde wyborcom (Polakom). I caly czas jest to pytanie (wszyscy wiemy i tylko czekamy co AM postanowi): czy Antoni Macierewicz stanie w tej POWINNOSCI jako "Marszalek".
Uklony ...
Wydaje się, że Polski Lew przemówił w TV Trwam w cotygodniowym felietonie. Zarzucił rządowi tyle niedociągnięć, które kwalifikują się na zdradę stanu. Wydaje się, że Macierewicz nie wytrzymał i wychłostał MSZ i Radę Ministrów.
OdpowiedzUsuńPolonia w USA toczy samotną walkę bez najmniejszego wsparcia ze strony Warszawy. Więcej, próby zawiadomienia spotkały się z żądaniem wyciszenia akcji polonijnej. Ustawy S-447 HR-1226, to nie tylko zagłada Polski, ale przejęcie całej gospodarki światowej. Dla Polonii to walka o byt. Polacy w USA nie ustąpią, nawet wobec braku zainteresowania Warszawy.
Rafał Stańczyk16; M. Lappalainen;
OdpowiedzUsuńA może by tak najpierw policzyć szable?
Chris Z,
OdpowiedzUsuńNie tylko Polonia w USA, bo również w Australii czy w Kanadzie nasi rodacy nie otrzymują wsparcia do tego rządu. W ostatnich miesiącach docierało do mnie wiele sygnałów świadczących o (co najmniej) obojętności na sprawy polonijne.
Przykład Polonii amerykańskiej jest jednak symptomatyczny, bo jaskrawo pokazuje prawdę, której wielu z nas nie chce dostrzec – dążenia i interesy rządu III RP, są sprzeczne z tym, co Polacy zagranicą postrzegają jako polską racje stanu.
Ten rząd nie jest zainteresowany postawą Polonii-jeśli nawet obłudnie deklaruje co innego, bo wsparcie takich postaw, prowadziłoby do zasadniczej zmiany polityki zagranicznej i narażało partyjne „ciepłe kluchy” na widmo prowadzenia autentycznej walki.
Dotyczy to nie tylko Smoleńska, ale sprawy roszczeń żydowskich, w tym ustawy, o której wspomniał Antonii Macierewicz.
Rząd Morawieckiego (a precyzyjnie rząd Dudy), będzie prowadził politykę „na kolanach”, bo tylko taka postawa - w rozumieniu "pragmatystów" - zagwarantuje im kolejne lata rządów. A tylko o to w tym wszystkim chodzi.
Zasada, o której pisałem w tekście „PRZEPAŚĆ”, wyrażona niedawno przez doradcę Dudy, prof.Zybertowicza - „Prawda bardzo często w polityce przegrywa. Aby polityk mógł zabiegać o prawdę, musi zachować władzę, a żeby zachować władzę, często musi ulegać siłom zewnętrznym, które na to pozwolą i w tym pomagają” - zdeterminuje wszystkie działania tego rządu i jeśli ktoś spodziewa się obrony polskich interesów, dozna srogiego rozczarowania.
Szanowni Panowie
OdpowiedzUsuńM. Lappalainen
Jaszczur
Rafał Stańczyk
Kazimierz B.
Ponieważ komentarze Panów dotyczą wspólnego tematu i osoby Antoniego Macierewicza, pozwolę sobie udzielić zbiorczej odpowiedzi.
W wypowiedziach Panów i pytaniu, jakie sformułował Pan Lappalainen -”dlaczego Antoni (Atomi) Macierewicz milczy o tych (i innych) sprawach i co (kto) stoi na przeszkodzie aby powiadomic Polakow o sprawach "wagi najwyższej”, dostrzegam cechę szczególną – przekonanie, że tylko Antoni Macierewicz jest politykiem zasługującym na zaufanie i tylko od niego powinniśmy oczekiwać reakcji na szalbierstwa „dobrej zmiany”.
Jest to przekonanie tak silne, że Pan Kazimierz B. chciałby nawet widzieć Antoniego Macierewicza z szablą w reku, na czele pospolitego ruszenia „na Belweder” :)
Uważam takie opinię za głęboko słuszne.
W ostatnim roku napisałem dwa teksty ( ESBECKI GAMBIT CZY MAT MACIEREWICZA?, z kwietnia 2017 i SMOLEŃSK – ŹRÓDŁO NADZIEI, z lutego br.) w których pojawił się projekt stworzenia nowej siły politycznej, wsparty na przeświadczeniu, że jej liderem zostanie Antoni Macierewicz. To przeświadczenie, nie opiera się na normie wiary w polityka (taka norma jest mi obca) ale wypływa z racjonalnej kalkulacji.
Obecny przewodniczący komisji smoleńskiej, jest jedynym człowiekiem w obszarze polityki III RP, który autentycznie dąży do wyjaśnienia zbrodni smoleńskiej. Cytowałem już dwie, ważne wypowiedzi Antoniego Macierewicza. W roku 2013, odbierając Wielkopolski Medal Przemysła II, przyznany mu przez Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Macierewicz złożył deklarację – „Magdalenki w sprawie Smoleńska, póki ja żyję, nie będzie”.
Powtórzył to niedawno w TV Trwam – „Bez względu na to, co będę w życiu robił, to doprowadzę do dojścia do prawdy w sprawie tragedii smoleńskiej. W tej sprawie proponuję, aby nikt nie miał wątpliwości”.
Moja pewność, że są to deklaracje prawdziwe, wynika z oceny życiowej drogi i postawy Antoniego Macierewicza oraz tego, co od 2010 roku zrobił w sprawie Smoleńska.
Pan Macierewicz jest człowiekiem na tyle mądrym i dalece uczciwym, by wiedzieć, że decyzja o jego dymisji jest ściśle związana z tematem zbrodni smoleńskiej i niesie zapowiedź rezygnacji PiS z obowiązku wyjaśnienia tej tragedii.
Jest też na tyle dojrzałym politykiem, by mieć świadomość, że pozostając w partii Jarosława Kaczyńskiego, nie ma szans na wypełnienie swoich deklaracji.
Kierunek, w jakim zmierza dziś „dobra zmiana”, wytyczony partyjnym „pragmatyzmem” i wolą budowania rządów „ponad podziałami”, wyklucza możliwość kontynuowania prac nad tą sprawą. W tym układzie politycznym, nie będzie miejsca dla ludzi dążących do prawdy o 10 kwietnia.
Uważam więc, że Antoni Macierewicz stanie wkrótce wobec zasadniczego wyboru – pozostać w partii J. Kaczyńskiego i nadal żyrować polityczne szalbierstwo, czy też, wypełnić swoją życiową misję i stworzyć siłę polityczną, która sprawę Smoleńska podniesie do rangi polskiej racji stanu?
Traktując tę sprawę, jako ponad polityczną i ponad partyjną, nie można jej podporządkować kategoriom lojalności, konwencjom towarzyskim itp. dylematom. Decyzja dotyczy tylko jednej kategorii – chcę lub nie chcę dojść do prawdy o Smoleńsku.
Nie chcę dywagować – dlaczego Antoni Macierewicz zachowuje się dziś tak, jak się zachowuje, ani narzucać własnych wyobrażeń „właściwej postawy”.
W odniesieniu do tego i tylko tego polityka – byłoby to żałośnie śmieszne.
cdn
Zakładam, że celem bieżącym, jak stawia sobie były szef MON, jest doprowadzenie do publikacji raportu z prac komisji smoleńskiej. To rzecz niezwykle ważna, bo konkluzje tego raportu przyniosą prawdę – a zatem staną sie „bolesnym cierniem”, ale też historycznym wyzwaniem dla każdego rządu, który mieni się być polskim.
UsuńJeśli rząd Morawieckiego (czy jakikolwiek inny) zignoruje ten przekaz i „wygasi” sprawę zbrodni smoleńskiej, poniesie taką samą historyczną odpowiedzialność, jaką ponoszą „polscy” komuniści za ukrywanie sprawy Katynia.
Jeśli nawet dziś osłonią ich rządowi propagandyści, następne pokolenia Polaków odpowiednio ocenią postawy ludzi „dobrej zmiany”. Nie mam co do tego wątpliwości.
Ważność tego raportu, jego polityczne i historyczne znaczenie, jest powodem, dla którego prowadzi się dziś kampanie dezinformacji. Niedawne łgarstwa, zamieszczone na portalu panów Karnowskich (a zatem medium bliskiego Pałacowi) pokazuje skale tych manipulacji. Zablokowaniu publikacji raportu, służą też działania podejmowane przez MON – dokonane tam czystki personalne, utrudnienia w pracy komisji. Służy temu obstrukcja ze strony różnych instytucji państwowych.
Wypowiedzi J. Kaczyńskiego i jego akolitów, jednoznacznie wskazują, że sprawa smoleńska zostanie „wygaszona” z chwilą postawienia warszawskiego pomnika. Pisałem o tym obszernie ( SMOLEŃSK-ŹRÓDŁO NADZIEI), zatem nie ma powodu powtarzania wszystkich argumentów.
Mogę jedynie dodać, że obecną postawę Antoniego Macierewicza oceniam wyłącznie w kontekście realizacji bieżącego celu – sporządzenia raportu z prac komisji. Można to zrobić tylko w ramach zakreślonych przez partię rządząca i tylko będąc jej lojalnym członkiem.
Jeśli zaś chodzi o temat tekstu, pod którym rozmawiamy i pytania dotyczące braku reakcji, przypomnę wypowiedź Antoniego Macierewicza z 1 marca br., z dnia w którym uchwalono obecną ustawę degradacyjną:
„Trzeba się zastanowić, czy rzeczywiście można pozostawić ludzi, którzy całe swoje życie poświęcili walce przeciwko Polsce, przeciwko Polakom, którzy cały swój wysiłek skierowali na zniszczenie samej idei polskości, czy można im pozostawić tytuły oficerskie, tytuły generalskie? Czy rzeczywiście jest tak, że można to ograniczyć do nielicznego grona tych najbardziej znanych? To dobrze, że pan Kiszczak czy Jaruzelski - jak mówiłem przed rokiem - nigdy już nie będą mogli być przywoływani jako generałowie polscy. Tak powinno być, bo nie byli generałami polskimi.
Nie można jednak pozostać tylko przy symbolicznym rozwiązaniu tej sprawy.
Jeżeli Wojsko Polskie ma być naprawdę wojskiem polskim, to musi być wojskiem, w którym nie będzie ludzi związanych z systemem komunistycznym. Musimy się wreszcie pozbyć tego bagażu, który wciąż nad nami dominuje i który wciąż deprawuje kształt polskiego życia codziennego. To jest także nasz obowiązek”.
http://www.radiomaryja.pl/informacje/u-nas-a-macierewicz-zolnierze-wykleci-potrzebuja-odswietnych-przemowien-potrzebuja-obecnosci-tego-walczyli-walczyli/
Z pewnością – nie jest to bezpośrednia krytyka szalbierczej ustawy, ale nietrudno w tej wypowiedzi zauważyć negatywne odniesienie do „symbolicznego rozwiązania sprawy”. A ostatnie zdania – to już mocny cios w pałacowe środowisko i nową ekipę MON.
Z ocenami końcowymi, zaczekałbym do czasu publikacji raportu i tego, co później nastąpi.
Pozdrawiam Panów
Panie Aleksandrze.
OdpowiedzUsuńMój komentarz odnośnie "marszu na Belweder" pod przywództwem A.Macierewicza, był ironią. I tylko tak należy go czytać.
Ani Antoni Macierewicz, ani nikt inny w obecnej sytuacji, nie jest w stanie "porwać naród" i doprowadzić Polskę do rzeczywistej wolności.
Stąd mój kolejny komentarz (właściwie pytanie czysto retoryczne): "A może by tak najpierw policzyć szable?"
Pozdrawiam Pana.
Jedno zdanie z wypowiedzi p.Sciosa jest tu bardzo istotne:
OdpowiedzUsuńMogę jedynie dodać, że obecną postawę Antoniego Macierewicza oceniam wyłącznie w kontekście realizacji bieżącego celu – sporządzenia raportu z prac komisji. Można to zrobić tylko w ramach zakreślonych przez partię rządząca i tylko będąc jej lojalnym członkiem. Tylko tyle i az tyle. Na te "szabelki", mam nadzieje tez przyjdzie tez czas.
Informacja dla Maszerujących
OdpowiedzUsuńw #MarszPrzeciwMitom i dla zainteresowanych realizacją I-go etapu marszu:
promocja książki "Nudis verbis...".
Po 3 miesiącach na podium listy bestsellerów księgarni Multibook, książka Maszerujących, "Nudis verbis przeciwko mitom" za miesiąc luty jest na 10 miejscu. Lista zdominowana została przez książki dr Ewy Kurek. Z racji tematyki i czasu to świetnie, ale wynik wskazuje, że nasze działania promocyjne muszą przybrać na sile. Promujemy "Nudis verbis przeciwko mitom"! Ten etap jest kluczowy w realizacji następnych etapów mających nas poprowadzić do "wspólnoty myśli" będącej w stanie wyłonić elitę dla Polski.
Lista tutaj:
https://twitter.com/RODAKvision1/status/974860924791111685
albo tutaj:
https://www.facebook.com/Multibookpl/photos/a.408218473133.198887.315518448133/10156153830133134/?type=3&theater
W tym miejscu nawiązanie do pytania pana Kazimierza B.16 marca 2018 13:54
"A może by tak najpierw policzyć szable?"- wydaje się oczywiste.
Zanim zaczniemy liczyć trzeba ustalić zasady i metodę. Dobrze byłoby zatrudnić profesjonalistów, statystyków, ale to oczywista mrzonka. Pozostaje "chałupnictwo" dostępnych źródeł informacji:komentatorzy na blogu, na tt, w mniejszym stopniu czytelnicy Bez dekretu, bo to raczej kibice sprawy niż "szable". Cyfry jakie są każdy łatwo sprawdzi. Nie napawają optymizmem. Gospodarz cudem utrzymujący swą niezależność stara się mimo ogromnych trudności nie pozostawiać nas samych, a liczba komentujących i komentarzy niestety maleje. Ilość polubień na tt nie przekłada się na "szable" w żaden sposób.
Na obecnym etapie jedyny naprawdę liczący się czynnik wskazujący na ilość "oręża" to posiadacze książki, a jeszcze precyzyjniej ci, którzy ją skutecznie polecili i spowodowali jej nabycie. Niestety brak jest danych, bo osoby te nie informują o swoich sukcesach. Ta godna pochwały skromność nie pozwala na zorientowanie się jak liczne są hufce "pod Hodowem", jakim jest To Miejsce dla Polaków. Tam pod polskimi Termopilami skutecznie stawało 400 husarzy i pancernych. W posiadanie "szabel" weszło kilkakrotnie więcej osób. W realiach demokratycznych to ilość nieistotna, ale czy Gospodarzowi, czy nam o ilość chodzi, czy raczej o jakość? Zdecydowanie o jakość. Taką jakość, która potrafi działać samodzielnie w wyznaczonym, przyjętym kierunku. To jest niebywale trudne zadanie, ale tylko taka postawa jest elitotwórcza. Wszak podążamy w kierunku "wspólnoty myśli", a to wymaga samodyscypliny i wytrwałości. Oczywiście im będzie nas więcej tym łatwiej i skuteczniej zbliżymy się do Niepodległej.
Czego Polsce, Państwu i sobie życzę.
Aleksander Ścios,
OdpowiedzUsuńtemat WSI praktycznie zniknął z ,,agendy" środowiska PiSu, można o nim usłyszeć tylko po ,,opłotkach" medialnych, w publicystyce Pańskiej, Michalkiewicza, Sumlińskiego. Tymczasem ostatnio doszły mnie słuchy, wiarygodne, o tryumfalnym objeździe dokonywanym w terenowych garnizonach przez Marka Dukaczewskiego. Wszędzie ponoć witany był jak król. Nie jestem wielkim zwolennikiem Antoniego Macierewicza, ale w tej sprawie (WSI) był on jednak ,,hamulcowym", eliminujacym tę ekipę z wojska i okolic. Nie wierzę, że pozostali decydenci PiSu, a przede wszystkim Kaczyński, są tak ślepi, naiwni czy słabi (leniwi, gnuśni), żeby takich faktów (jak objazd ,,króla" Dukaczewskiego) nie widzieć. Pytam zatem: kto normalny, nawet będąc łajdakiem politycznym chcącym wykorzystywać emocje patriotyczne wyborców dla trwania u władzy bez obciążania się rzeczywistą odpowiedzialnością za rozliczenie bezpieki, tolerowałby jednak takie działania podważające jego władzę (bo Dukaczewski w terenie występuje raczej jako totalny przeciwnik nie tylko Macierewicza, ale całej dobrej zmiany)? Kto, nawet cynik i łajdak, nie użyje potężnej władzy, jaką ma w ręku, żeby takiego człowieka jak Dukaczewski nie powstrzymać od takich działań? - nie dla celów ideologicznych, ale dla ochrony własnej władzy? Są to pytania o być może największym znaczeniu dla zrozumienia istoty dobrej zmiany. Albowiem Andrzej Duda może koniunkturalnie łączy się z WSI, widząc w nich jakieś zaplecze dla swojej pozbawionej własnego istotnego środowiska politycznego osoby, ale Jarosław Kaczyński, który ma w reku rzeczywiste narzędzia? I nie zależy wyborczo od nikogo, tylko od siebie?
Pozdrawiam Pana
@rodakvision1, @Kazimierz B.
OdpowiedzUsuńMi również, kilka miesięcy temu, podstawowym działaniem wydawało się „policzenie szabli”. Jednak dziś uważam, że jest to nie tylko niewykonalne działanie, co jest również działaniem bezcelowym. Pytając dziś o polityczne preferencje statystycznego Polaka, z automatu myśli tego nieszczęśnika skierują się na wybór PO v PiS. „Młodzi, wykształceni” mogą ewentualnie dorzucić .N, Kukiz lub Razem, a starsi, mający dość hipokryzji obecnego układu, wracają do SLD („bo co prawda też kradli, ale dawali kraść innym”). Czterdziestoprocentowe poparcie PiS to głównie elektorat negatywny, z braku alternatywy. Jestem skłonny zaryzykować tezę, że taka alternatywa zgromadziłaby sporą ilość „szabel” i dopiero wówczas liczenie mogłoby mieć sens. Warto, myślę, w tym miejscu przypomnieć starą prawdę – koncentracja na zysku powoduje utratę oglądu na czynniki zysk generujące; jeżeli naprawdę dobrze wykonasz swoją robotę, to zysk przyjdzie sam.
@Wojciech Miara
Brak reakcji p. Kaczyńskiego na działania p. Dukaczewskiego odbieram jako dowód na to, że p. Kaczyński nigdy nie miał zamiaru przekreślić okrągłego stołu i jakkolwiek może wydawać się to nielogicznym, czy wprost naiwnym, istnieją tacy ludzie, którzy wierzą w możliwość samooczyszczenia się sytuacji w Polsce (twierdzenia typu: potrzeba kilku kadencji, czy: dopiero pokolenie urodzone i wychowane w „wolnej Polsce”…). Nie zamierzam odgadywać intencji p. Kaczyńskiego, wystarczy mi fakt, że owoce tego drzewa są złe.
Pozdrawiam
Mój komentarz odnośnie "marszu na Belweder" pod przywództwem A.Macierewicza, był ironią. I tylko tak należy go czytać.
UsuńAni Antoni Macierewicz, ani nikt inny w obecnej sytuacji, nie jest w stanie "porwać naród" i doprowadzić Polskę do rzeczywistej wolności.
Stąd mój kolejny komentarz (właściwie pytanie czysto retoryczne): "A może by tak najpierw policzyć szable?"
Rafał Stańczyk,
Usuńto jasne, że dzisiejszy Kaczyński OS nie chce naruszać, ale nawet w ramach tego układu zadziwia, że tak słabo broni swojej pozycji przeciwko bezpiece. Mógłby przecież użyć wobec Dukaczewskiego środków nacisku choćby w formie aktywowania śledztwa w którejś z licznych afer z udziałem WSI, czy coś podobnego, żeby powstrzymać go od aktywności. Ale nie robi nic. To zadziwia.
Pozdrawiam Pana
PiS odniósł sukces wyborczy, bo był potrzebny. Potrzebny głownie dla środowiska Dukaczewskiego, by z niezadowolenia Polaków nie zrodził się realny ruch zagrażający WSI. Jeżeli prawdziwym jest założenie, że jedynym celem J. Kaczyńskiego jest władza, to najskuteczniejszą obroną pozycji jest uleganie bezpiece, pozostanie użytecznym. Z powyższych powodów nic nierobienie J. Kaczyńskiego mnie nie dziwi.
UsuńPozdrawiam
Gdzie jest UD?!!
OdpowiedzUsuńOstatni komentarz 15.02....
Mnie bardziej martwi porzucenie przez prokuratura dochodzenia w sprawie paszkwilanckiej, tfu! książki niejakiego, z pewnością zadaniowego Piątka.
OdpowiedzUsuńA już wyczyszczenie sektora zbrojeniowego z "ludzi min Macierewicza" sygnalizuje uzłośliwienie jakiejś latentnej infekcji w organizmie PIS-u.
Ile jeszcze takich niespodzianek szykują nam owi gromcy piewcy patriotyzmu??
UD szkoda, owszem, ale dzięki dobremu Panu Jezusowi wciąż mamy Ściosa. Plurimos Annos w ten pierwszy dzień wiosny!
Szanowny Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuję za ten tekst porządkujący wiedzę o rzeczywistych działaniach i intencjach partii rządzącej w sprawie, która podlega ciągłemu zakłamywaniu przez usłużne media.
Powoli otrzymujemy też odpowiedzi na pytania, które stawiał Pan na tym blogu. Trafnie przewidywał Pan los ustawy o IPN - tryby mielą powoli, emocję muszą wszak opaść, tymczasem łódź już raz pchnięta w wiadomym kierunku dryfuje niechybnie do celu: ostatnio z właściwą intencją i werwą machnęli wiosłami Prokurator Generalny i Rzecznik Praw Obywatelskich (nota bene: bohatersko tkwiący na stanowisku i sam tym faktem zadziwiony).
Zastanawialiśmy się tutaj kiedyś, jak doszło do wyboru Andrzeja Dudy jako kandydata PiS na prezydenta. Wyskoczył z teczki prezesa czy z jego laptopa?
Przy okazji afery związanej z wyciekiem danych osobowych z łagru pana Zuckerberga i ich spożytkowaniu przez Cambridge Analytica, brytyjski "The Guardian" napisał, że podczas kampanii wyborczej w 2015 roku zespół pracujący dla Andrzeja Dudy wykorzystywał narzędzia Facebooka do wpływania na wyborców. Hm... I tu pojawia się myśl natrętna... Zwłaszcza że złotousty prezydent zazwyczaj wystrzegający się tematów trudnych i ryzykowanych, do tej akurat sprawy postanowił się odnieść. "Pierwsze słyszę" - oświadczył. "Nic nie wiem o współpracy z tą firmą (Cambridge Analytica), nigdy o niej nie słyszałem".
03.06.2015 r. w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" Jarosław Kaczyński powiedział, że aby wybrać kandydata PiS na prezydenta spośród kilku osób branych pod uwagę "były też badania socjologiczne dotyczące oceny tych kandydatów".
Czy Dudę wybrał program dostarczony przez Cambridge Analytica weryfikujący jego szanse na bazie danych o zachowaniach, priorytetach i preferencjach wyborczych użytkowników Facebooka? Czyż na wybór kandydata i następnie odpowiednią jego kampanię w mediach społecznościowych mogły mieć wówczas wpływ osoby mające realny dostęp do danych CA tj. będące w ich posiadaniu bądź mające do nich dojście?
A może miała miejsce jeszcze jedna okoliczność: osoby oferujące skuteczną kampanię w mediach społecznościowych narzuciły kandydata Dudę a prezes uwierzył na słowo w niemożliwy dlań do zweryfikowania wynik aplikacji?
Pozdrawiam serdecznie
Szanowni państwo,
OdpowiedzUsuńKilka refleksji nt Cambridge Analytica.
Mówi się o tym, że CA pomogło wygrać wybory D. Trampowi, A. Dudzie, doprowadzić do Brexitu - cecha wspólna? Wyniki tych wyborów były nie na rękę rządzącym wcześniej kręgom lewicowym. Ośmielę się powiedzieć, że wyniki tych wyborów niejako zapoczątkowały odwrócenie trendu.
Christopher Wylie, który nagłośnił aferę już jako nastolatek związany był z polityką, a pracował dla partii Liberalnych Demokratów. Nie uzyskamy nigdy wiarygodnych dowodów czy działalność CA pomogła wygrać wybory, ale wkrótce się dowiemy jak mocno nagłośniona afera podważy wiarygodność zamieszanych polityków.
Czy sprawa byłaby nagłaśniana, gdyby wygrała p. Clinton?
Instalacja nawet prostej aplikacji typu latarka wymaga zgody na dostęp do różnych danych, pliki cookies zbiera już prawie każda strona. Jakie jest prawdopodobieństwo, że tylko CA zbudowało i wykorzystało bazy danych?
Nie odnajduję jeszcze powiązania, ale sposób rozgrywania afery mi mówi, że najbardziej skorzysta na zamieszaniu nowo wybrany władca na Kremlu.
Pozdrawiam
Anar Che
OdpowiedzUsuńJestem, jestem :) => KLIK! /jakby nie kliknęło - https://www.youtube.com/watch?v=tN74kos861s /
...i żeby przynajmniej te nagrody co to je rząd i partia sobie poprzyznawały, a potem pooddawały (też sobie?) zaaranżowano jakoś malowniczo, np. nocą, na cmentarzu... żeby jakiś inwestor katarski, ech!
Bardzo sie cieszę, że Pani jest.
UsuńPozdrawiam
Ach, dziękuję!
UsuńA parafraza wiersza KIG się nie spodobała? Bo jakoś jej tu nie widzę? ;)
Pozdrawiam nieustająco,
Urszula Domyślna,
UsuńParafraza wiersza się podoba, a nie zobaczyła jej Pani, bo nie dostrzegłem tekstu w komentarzach nieopublikowanych.
Moja wina.Błąd został naprawiony.
Pozdrawiam
Uffffffffffffff.....! :)
Usuń:)) Pozdrowienia
UsuńJWP Ścios
OdpowiedzUsuńChciał pan naprawiać błędy systemu?
(pucz w nowoczesnej pucz w nowoczesnej)
Był tu już taki. Wiek prawie temu.
(pucz w nowoczesnej śledź)
Także szlachetny. Strzelał. Nie wyszło.
(pucz w nowoczesnej pucz w nowoczesnej)
Krew się polała, a potem wyschło.
(pucz w nowoczesnej śledź!)
PS. Zamiast "ustawa degradacyjna" przeczytało mi się "degeneracyjna". Signum temporis? :)
Rodakvision1
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie Mirosławie,
Dziękuję za cierpliwe i konsekwentne propagowanie „Nudis verbis-przeciwko mitom”.
W odniesieniu do ilości naszych „szabel”, wspomniał Pan o bitwie pod Hodowem-symbolu, o którym onegdaj napisałem.
Jak podają kronikarze, stosunek sił tureckich do polskich wynosił wówczas 100:1. Przez wiele godzin, 300 pancernych i 100 polskich husarzy odpierało ataki ok.40 tysięcy Tatarów.
Ta bitwa symbolizuje nie tylko niezłomność polskich żołnierzy, ale jest dowodem, że o zwycięstwie nie decyduje liczba walczących, lecz mądra taktyka, hart ducha i odwaga.
Ilość sprzedanych książek, to oczywiście rzecz ważna. Pokazuje stopień zainteresowania twórczością autora i podejmowaną przezeń tematyka. Dla wydawcy, ale też dla wielu piszących, jest istotnym probierzem popularności określonych poglądów lub wyznacznikiem nastrojów społecznych. Nie poczytuje jej jednak za rzecz najważniejszą.
Pisałem o tym wielokrotnie, że moim celem nie jest dotarcie do „mas” (to nieładne słowo trzeba opatrywać cudzysłowem). Prezentowane tu oceny i poglądy, nigdy nie znajdą powszechnego odbioru i nie zostaną przyjęte przez tzw. większość.
Sądzić inaczej - po półwieczu komunistycznego zniewolenia i trzech dekadach indoktrynacji III RP – byłoby absurdem.
Liczę natomiast, że myśli zawarte w „Nudis verbis” i kreślone na tym blogu, znajdą odbicie w umysłach wolnych i nieograniczonych polityczną „dogmatyką”, że trafią do ludzi zdolnych do samodzielnego postrzegania świata, do tych, którzy nie uchylają się od obowiązku odważnego zanegowania „prawd objawionych III RP”.
Choćby miały to być jednostki, ot - tych „300 pancernych i 100 husarzy”, ich siła oddziaływania i sposób prowadzenia walki, ich zaangażowanie i myśl, będą miały większe znaczenie, niźli wysiłek tysięcy „przeżuwaczy” partyjno-propagandowej papki. Nie mam co do tego wątpliwości.
Wielu nieszczęśników i ludzi ograniczonych na umyśle, mówi o „sekciarskim” charakterze bloga bezdekretu. Nie wiedzą, że to „sekciarstwo” , tą wspólnotową elitarność, uważam za najcenniejszy dar i najlepsze dzieło dziesięciu lat aktywności publicystycznej.
Zadał Pan pytanie i udzielił nań celnej odpowiedzi: „czy Gospodarzowi, czy nam o ilość chodzi, czy raczej o jakość? Zdecydowanie o jakość.”
Chcę jedynie dodać, że nie chodzi o jakość opartą na pysze, wyobcowaniu i pogardzie wobec innych osób i ich poglądów.
Musi być to „jakość niezamknięta” - wciąż pytająca i szukająca, stawiająca sobie wysokie cele i takież wymagania, wytyczona nie przeciwko komuś, lecz ku wspólnocie polskiej myśli i tradycji.
Bardzo Panu dziękuję i serdecznie pozdrawiam
Wojciech Miara,
OdpowiedzUsuńNie trzeba wielkiej znajomości realiów III RP ani wyjątkowych zdolności analitycznych, by dostrzec tę prawidłowość – rząd PiS nie uczynił żadnego (podkreślam) kroku, nie podjął żadnych działań, by ograniczyć wpływy lub zlikwidować środowisko b.WSI.
Wyborcy PiS nie mają dość odwagi, by postawić sobie pytania: dlaczego ich wybrańcy roztoczyli parasol ochronny nad Komorowskim, skąd obecność ludzi WSW/WSI w BBN i w otoczeniu Dudy, dlaczego odstąpiono od wojskowej ustawy dezubekizacyjnej i ukryto Aneks do Raportu z Weryfikacji WSI, czemu nie podjęto śledztwa w sprawie zbrodni założycielskiej III RP – zabójstwa księdza Jerzego, dlaczego zamilczano aferę marszałkową, stoczniową i podsłuchową, dlaczego „wygaszono” sprawę Smoleńska i zdymisjonowano Antoniego Macierewicza, dla jakich celów utworzono rząd złożony z miernot i partyjnych klakierów?
A skoro nie mają odwagi o to pytać, lub nawet nie wiedzą, że pytać trzeba- jakże ta władza może poważnie traktować wyborców i dlaczego miałaby brać pod uwagę ich oceny?
Napisałem wczoraj na twitterze - po tym,jak wyborcy PiS gładko przełknęli wygaszenie sprawy Smoleńska i dymisję A.Macierewicza ,nie ma draństwa, którego układ rządzący nie mógłby popełnić.
Wspomniał Pan o objazdach Dukaczewskiego. To informacje sprzed kilku tygodni. Dziś poczucie bezkarności i buty środowiska b.WSI i pomniejszych esbeków, jest zdecydowanie większe. Proszę odwiedzić strony internetowe tych środowisk i dostrzec ich narracje. Oni wiedzą, że pod rządami Dudy-Morawieckiego, nie mają się czego obawiać.
By odpowiedzieć na pytanie – skąd to wiedzą i dlaczego ta władza nie odważy się uderzyć w ich środowisko, trzeba sięgnąć do wydarzeń z lat 2013-2015 i dostrzec kombinację „nowego rozdania”. Wielokrotnie tu opisywaną.
Rząd „dobrej zmiany” i prezydentura obecnego lokatora Pałacu, są wynikiem tej kombinacji. I błędem jest rozdzielanie postaw Dudy od intencji Kaczyńskiego. Ci ludzie działają wspólnie i w porozumieniu.
Ten pierwszy, ma stać się „delfinem” kolejnej mutacji agenturalno-politycznej, ten drugi, emerytowanym „wielkim mężem stanu”, który zapewni partyjnym kolegom tłuste lata prosperity i budowę kilku pomników.
Drobne „defekty”, w postaci powierzenia MON-u Antoniemu Macierewiczowi, już usunięto. Odtąd droga do stworzenia „nowej siły” - politycznego potworka POPiS-u, stoi otworem.
Pozdrawiam Pana
Aleksander Ścios,
Usuńrozumiem Pana, ale czy mogę wprost zapytać, jak Pan ,,widzi" relacje WSI-PiS? Np. Stanisław Michalkiewicz sugeruje, że w 2014/15 r., kiedy Ameryka wróciła na Ukrainę i do Polski, WSI złożyły ,,hołd lenny" bezpiece izraelskiej a w konsekwencji amerykańskiej, i zostały uznane za element sceny politycznej szachujący PiS (gdyby chciał być zanadto samodzielny). Dlatego PiS, nawet gdyby chciał, nie może ich ruszyć. Moje wrażenie jest przy tym takie, że PiSowcy nie mają w sobie już żadnej energii niezależnie od układów międzynarodowych, do walki z bezpieką, jakby ich siły wyczerpały się w 2006/2007 r., kiedy ,,niewdzięczne społeczeństwo" nie doceniło ich potyczki z WSI, i przegrali wybory. Więc teraz - szkoda już wysiłku na takie zapasy, lepiej trawić i dogadać się z Dukaczewskim, skoro Polacy tego chcą! Przy czym przypominam sobie, jako dobre scharakteryzowanie mentalności PiSowców, onegdaj udzieloną na twitterze odpowiedź Joanny Lichockiej na jakieś Pańskie zapytanie ws. WSI, w stylu: to sam Pan niech sobie popróbuje, jak Pan taki mądry. Na marginesie, uważam, że siła WSI to mit, dobry właśnie dla takich żałosnych ludzi jak Joanna Lichocka, bo silny intelektualnie rząd rozkopałby to towarzystwo w dwa tygodnie. Jednak mentalność i osobowość Lichockiej odzwierciedla chyba ogólny poziom w rządzącej formacji od dołu do samej góry.
Rozumiem, że Pańskie spojrzenie na te sprawy różni się od opinii Stanisława Michalkiewicza, przede wszystkim przypisuje Pan większą rolę sprawczą Rosji. Ale niezależnie od uwarunkowań zewnętrznych, czy uważa Pan, że między WSI a PiSem zawarto jakieś rzeczywiste porozumienia, czy też ten modus vivendi jest dorozumiany, bo wygodny dla obu stron? Czy jest to objęte zewnętrzną gwarancją? Słowem, z wielką chęcią poznałbym Pańską opinię na ten temat, bo sam się zastanawiam cały czas, jak te dwie siły, które dziś rządzą Polską (PIS i WSI) układają swoje wzajemne interesy i relacje.
Dziękuję za poprzednią wypowiedź i pozdrawiam Pana.
jan kowalski,
OdpowiedzUsuńMożna się dziwić, że prokuratura nie dostrzega „interesu społecznego” w ściganiu czynów wymierzonych w bezpieczeństwo państwa, ale w III RP takie zadziwienie, byłoby objawem głupoty.
Podjęto taką decyzję, bo istnieje dyspozycja polityczna – Antoni Macierewicz nie będzie chroniony. Przeciwnie – ma być atakowany i uczynimy wszystko, by znaleźć „haki” na byłego szefa MON i „jego ludzi”.
Myślę, że niewiele osób rozumie, jak wielka nienawiść i jak potężny strach, dyktuje niektóre decyzje rządu Dudy-Morawieckiego.
Zacny Panie Kazefie,
OdpowiedzUsuńPostawił Pan wyśmienite pytania i naświetlił arcyważne okoliczności.
Gdy zacząłem zagłębiać się w aferę (to właściwe słowo) z firmą Cambridge Analytica, moją uwagę zwróciła rzecz wyjątkowa -dla nas,żyjących w III RP.
Otóż, natychmiast po ujawnieniu tej sprawy, rządy W. Brytanii i USA przystąpiły do wielorakich działań. Uruchomiono odpowiednie instytucje, wszczęto postępowania, zaangażowano służby. Natychmiast też temat podjęły media i stał się on przedmiotem publicznych wystąpień i dyskusji.
Rozważa sie również wprowadzenie zmian w przepisach o ochronie danych osobowych, by w przyszłości uniemożliwić tworzenie podobnych „generatorów”.
Stało się tak wyłącznie z jednego powodu – podejrzenia (zaledwie podejrzenia), że nastąpiła ingerencja w proces wyborczy.
Nie ma znaczenia, czy aferę ujawnili lewacy, prawacy, cykliści lub Żydzi. Ma znaczenie, że dotyczy sprawy najważniejszej dla funkcjonowania państwa i dotyka kwestii bezpieczeństwa narodowego.
Nie trzeba było nic więcej, by ludzie żyjący w demokracji zostali zobowiązani do poruszenia machiny państwowej. Choćby sami tego nie chcieli lub było im to nie na rękę.
Nie musimy nawet zadawać pytania – czy jest to możliwe w III RP?
Tej III RP, o której Kaczyński i wszyscy politycy PiS zapewniają nas, że jest krajem kwitnącej demokracji i prawa.
Tej III RP, w której tenże Kaczyński wołał w roku 2014 o sfałszowanych wyborach samorządowych, a A.Duda o konieczności likwidacji PKW, by cztery lata później namawiać wyborców do uczestnictwa w farsie organizowanej przez ten sam, wielokrotnie skompromitowany organ, zwany Państwową Komisją Wyborczą.
Jak pokazują realia oraz tragikomiczna reakcja lokatora Pałacu – nie jest to możliwe.
W III RP ta sprawa zostanie wyciszona, nie zajmą się nią żadne media i żaden organ państwa nie odważy się badać zasadności zarzutu o wykorzystywaniu obcych „narzędzi” w procesie wyborczym A. Dudy.
A ponieważ milczy o tym również tzw.”opozycja” - „naczynie połączone” z obecną władzą, można mieć pewność, że waga afery przekracza nasze wyobrażenia.
Na tym też polega istotna różnica - między państwami autentycznej demokracji i prawa, a tworami sukcesji komunistycznej, w których rządzą mitolodzy demokracji.
Pozdrawiam serdecznie
Rafał Stańczyk,
OdpowiedzUsuńTrudno nie mieć podejrzeń o istotny udział CA w procesie wyborczym w USA, gdy ujawnia to sam naczelny dyrektor firmy A.Nix (i inni ludzie CA), a dodatkowo wiemy, że wiceprezesem CA był Steve Bannon-szef kampanii wyborczej Trumpa i jego główny doradca.
Można się jedynie zastanawiać -czy ujawnienie tej afery nie jest formą odwetu ze strony Bannona, którego rozstanie z Trumpem miało mocno burzliwy przebieg. Ale nie jest to moje zmartwienie.
Rozpatrywanie afery w kontekście lewicowych lub prawicowych konotacji, uważam za bezzasadne. Nie ma to nic do rzeczy, bo jeśli doszło do ingerencji w proces wyborczy i jakaś firma zadbała o odpowiednie „sformatowanie” wyborców – zrobiono to dla pieniędzy i wpływów, a nie z „pobudek ideowych”.
Błędne też byłoby przeświadczenie, że tylko lewacy zdolni są do draństw. To,co dzieje w III RP, ale też w USA, dowodzi, że „konserwatywna rewolucja” ma nieco inna gębę niż wmawiają nam propagandyści.
„Konserwatyzm” i „prawicowość” Trumpa - człowieka, który pięciokrotnie zmieniał barwy partyjne i nie ma żadnych poglądów politycznych, nadto przypomina te same cechy A.Dudy,byłego działacza tzw. Unii Wolności.
Pozwolę sobie przypomnieć fragment tekstu „KONSERWATYŚCI WSZYSTKICH KRAJÓW, ŁĄCZCIE SIĘ!” z grudnia 2016 roku:
„Ponieważ Rosjanie dość dawno dostrzegli, że (wywołane w dużej mierze przez ich agenturę) lewackie anomalie zostaną wkrótce skompromitowane i odrzucone przez „wolny świat”, skroili nową „teorię konwergencji”, pod inny typ odbiorcy. Znaleziono go w środowiskach „konserwatywnych” i „narodowych”, wśród polityków odwołujących się do chrześcijaństwa lub „tradycyjnych wartości”. Nazwy te celowo opatruję cudzysłowem, bo rzeczywiste postawy tych ludzi oraz ich stosunek do spadkobiercy Związku Sowieckiego, całkowicie przekreśla sens takich określeń.
Nie można być konserwatystą i dążyć do współpracy z państwem, które łamie wszelkie zasady ludzkie i boskie i wyznaje skrajny relatywizm etyczny.
Nie można deklarować szacunku dla interesów narodowych i sprzymierzać się z ludźmi, którzy gwałcą prawa innych narodów, a swoją wspólnotę traktują niczym stado niewolników.
Nie sposób też usprawiedliwić takich postaw chrześcijańskich, które w społeczności kompletnie zdegenerowanej, w zamęcie zła, nierozliczonych zbrodni i cierpień milionów ofiar, chcą widzieć rys Ewangelii.
Zainicjowana przez Putina wymiana, ma mocną, racjonalną podstawę. Jaki bowiem pożytek operacyjny z agenta ulokowanego w partii socjaldemokratycznej, czy innym, lewackim organie, o którym każdy wie, że wyznaje „marksistowskie idee”? Dopiero pozyskanie przyjaciół wśród „prawicowców” i „katolików” daje pole do rozgrywania ważnych kombinacji operacyjnych i gwarantuje solidne „przykrycie” polityczne.(...)
Od kilku lat można obserwować zjawisko wymiany rosyjskiej agentury oraz rotacji kategorii „gawnojedów”. Wysłużony garnitur światowych lewaków, liberałów itp. użytecznych, zostaje zastąpiony menażerią „narodowców”, „prawicowców” i „konserwatystów” oraz poszerzony o wyznawców „wspólnych krucjat” i „propagowania chrześcijańskich wartości”.
Jeśli zaś chodzi o „skorzystaniu na zamieszaniu” przez Putina, przypomnę, że w raporcie Kongresu USA z maja 2017 roku stwierdzono, że CA mogło koordynować rozprzestrzenianie rosyjskiej propagandy „za pomocą narzędzi targetowania”.
Prawdą jest natomiast, że każde zamieszanie w „wolnym świecie” działa na korzyść kremlowskiego satrapy. I nie dlatego, by był tak silny i wszechwładny, ale z powodu przerażającej słabości, głupoty i uległości polityków Zachodu.
Pozdrawiam Pana
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńJestem przekonany o tym, że nie tylko CA wykorzystuje bazy danych do targetowania przekazu i mnie to wcale nie dziwi. Jeżeli są dostępne nowe skuteczne narzędzia, tylko głupiec ich nie wykorzystuje. Z mojego punktu widzenia działania CA nie były w niczym gorsze od uzgadniania pytań przed debatą (Clinton) czy choćby niedopuszczanie do mediów publicznych głosów krytykujących jakieś określone środowisko. Dlatego nie specjalnie interesuje mnie fakt "targetowania" (google od dawna, prawie oficjalnie, ogranicza konserwatywne treści na youtube, przez co "formatuje" wyborców nieustannie), co zainteresował mnie sposób i czas nagłośnienia "afery" (celowo piszę w cudzysłowie).
Jest tuż po "demokratycznym" zwycięstwie Putina, w którego wybór oczywiście żadne fejsbuki nie ingerowały. Temu "uczciwie" wybranemu prezydentowi chcą wprowadzać sankcje za Skripala ludzie, którzy nieuczciwie doprowadzili do Brexitu, czy tacy co nieuczciwie wygrali wybory. Oczywiście ewentualne "rewelacje" kwietniowe o TU154 też będą od człowieka z "zaplecza" prezydenta zawdzięczającemu funkcję CA.
Co do "ideowości" (celowo nazwałem tylko kręgi lewicowe, gdyż o konserwatyzmie czy prawicowości w wymienionych środowiskach trudno mówić), chciałem jedynie zaznaczyć, że oskarżeni mają wspólny mianownik i odnoszę wrażenie, że Putinowi w tej chwili by bardzo pasowało ich skompromitowanie.
Pozdrawiam
Panie Aleksandrze.
OdpowiedzUsuńW odpowiedzi Panu Rodakvision1 napisał Pan:
"Choćby miały to być jednostki, ot - tych „300 pancernych i 100 husarzy”, ich siła oddziaływania i sposób prowadzenia walki, ich zaangażowanie i myśl, będą miały większe znaczenie, niźli wysiłek tysięcy „przeżuwaczy” partyjno-propagandowej papki."
„300 pancernych i 100 husarzy” - tylu z pewnością znalazłoby się, gorzej z "ich siłą oddziaływania". Przez krótki czas był tylko jeden człowiek dysponujący realną siłę - Antoni Macierewicz. I co się z nim stało? A to prawdopodobnie to jeszcze nie koniec niszczenia Go.
Ci "pancerni" i "husarze" powinni być nie tylko ludźmi wybitnymi, lecz także mieć realną "siłę oddziaływania".
I - zasadnicze pytanie - jaką metodę walki obrać?
W czasach "nieograniczonych możliwości prania mózgów", nie dysponując odpowiednimi środkami - jest to niezwykle trudne. Co nie znaczy (a mam taką nadzieję), że niemożliwe.
Pozdrawiam Pana.
Nie chcę się spoufalać ale mam trochę podobnie jak @UD.
OdpowiedzUsuńWyłączyłem się kompletnie. Przebywam na wewnętrznej emigracji. Wiem, że to nie jest postawa godna pochwały, to jest nie wskazane i trzeba śledzić i być aktywnym i uczestniczyć i namawiać i zachęcać i prostować i odkręcać. Ale każdy ma swoją wytrzymałość.
Mam swoje problemy, i słaby jestem, ale od dawna zastanawiam się nad zdrowiem psychicznym narodu. Tzn. nawet nie zastanawiam się ale wiem: jest nie dobrze. (Inna rzecz, że, ten stan jest dyskretnie podtrzymywany. To było właśnie coś co zauważyłem kiedyś po powrocie z zagranicy – z w miarę zdrowej Islandii.)
Nie jest możliwe by najbardziej prymitywne plemię z głębi buszu, ale które ma nie skażony, własny ogląd spraw, tak się zeszmaciło. Jeśli Buszmenom zabiliby wodza albo czarownika to zdrowy Buszmen nie przyjmie tłumaczeń od wrogiego plemienia, nie będzie negocjował, nie będzie słał posłańców, nie przyjmie darów, a tych spośród siebie, którzy by tego próbowali zamknie w klatce, wygna z wioski albo usmaży na wolnym ogniu.
Tymczasem zbliża się epokowa chwila i po 8 latach wielki tysiącletni naród polski wyda swoje szczytowe osiągnięcie w danej sprawie: raport techniczny podkomisji zdymisjowanego ministra. Po czym uroczyście schowa raport do archiwum X i odsłoni jebutny pomnik swojego byłego wodza (zapewne karykaturę, jak zawsze gdy górę bierze zadęcie). Wzmożenie patriotyczno-religijne osiągnie oczekiwany, kontrolowany poziom by bez trudu skierować je na inne tory. Następnie pojedzie po wskazówki do Brukseli, Berlina, Telawiwu a pośrednio, jak zawsze, do Moskwy by nie wyjść na awanturników i wykazać dobrą wolę. Z Waszyngtonu od spróchniałego klauna dostanie koraliki. I ogólnie dokona skoku cywilizacyjnego.
To nie jest moja cywilizacja.
Rafał Stańczyk,
OdpowiedzUsuńWprawdzie temat afery z firmą Cambridge Analytica jest pasjonujący, to raczej daleki od spraw związanych z tekstem, pod którym rozmawiamy. Chyba, że dostrzeżemy w niej postać lokatora Pałacu i jego kampanie wyborczą z roku 2015. Doskonałe pytania zadał tu Pan Kazef.
Kłopot z tym, że w III RP żadna instytucja państwowa, żadna służba lub medium, nie odważy się wszcząć śledztwa/postępowania.
Proszę zatem wybaczyć, ale nie chciałbym pogłębiać tematyki, w której zdani jesteśmy na spekulacje i przypuszczenia.
W udzielonej już Panu odpowiedzi przypomniałem fakty, które mogą sugerować, iż CA było zaangażowane w amerykański proces wyborczy. Jeśli taką okoliczność uznalibyśmy za bezsporną, dalsza dyskusja wydaje się zbędna.
Bo choć prawdą jest, że wiele firm „wykorzystuje bazy danych do targetowania przekazu”, nie każda z tych firm uczestniczy w „formatowaniu” odbiorcy w kontekście procesu wyborczego.
Zastosowany przez CA „oscylator” nie jest tym samym narzędziem, jakim posługują się Google. Tu ingerencja idzie nadzwyczaj daleko i dotyczy wręcz inspirowania (nakłaniania) odbiorcy do dokonania określonego wyboru. Dla porządku przypomnę, że nie chodzi o wybór proszku do prania czy koloru samochodu, ale wybór prezydenta największego mocarstwa.
I jeszcze jedna kwestia.
Jak Pan zapewne wie, na moim blogu nie brakuje tekstów poświęconych Rosji i udziałowi tego państwa w wielu zbrodniach, przestępstwach i aferach. Bardzo sie staram, by zasłużyć na miano „rusofoba” - bo jest ono nierozerwalnie związane z polskim patriotyzmem.
Nie podzielam jednak opinii, jakoby za ujawnieniem afery z CA stał Putin.
Rosyjskie służby nader często produkują różne „newsy”, mające spełniać role „zasłony medialnej”.
Są to zwykle dość prostackie kombinacje, obliczone na percepcję i zdolności intelektualne odbiorców z Zachodu. Ale nawet ci odbiorcy wiedzą już, a w ostatnich dniach zobaczyli na własne oczy, że tzw. wybory w Rosji są żałosną farsą i nie mają nic wspólnego z demokracją.
W tym roku, Putin nie krył się z fałszerstwami i nie próbował (jak robił to wcześniej) odgrywać demokraty. Może sobie na to pozwolić, bo i tak stada idiotów polecą do Moskwy ściskać jego prawicę z okazji Mundialu.
Po cóż zatem byłaby kombinacja mająca uwiarygodnić „wybór” na kolejną kadencję? Po co kombinacja, która demaskuje ważny element (nawet potencjalnych) metod wpływania na wybory?
Dodam, że kombinacja bardzo niebezpieczna dla Putina, bo sprawa z CA odświeżyła temat rosyjskiej ingerencji w wybory amerykańskie i (w przypadku rzetelnego śledztwa) może mieć poważne konsekwencje dla relacji Rosji z USA i Wielką Brytanią.
Próba gry takim tematem, jest więc nazbyt ryzykowna. Szczególnie, gdyby miała „przysłonić” sprawę zamachu na Skripala, która to sprawa wkrótce „rozejdzie się po kościach” i zakończy kilkoma tyleż widowiskowymi, jak pustymi gestami.
Pozdrawiam Pana
Kazimierz B.
OdpowiedzUsuń„Siła oddziaływania”, to nie tylko kwestia reprezentacji politycznej. Pisząc o tym, miałem na myśli wpływ owych „300 pancernych i 100 husarzy” we własnych środowiskach, w najbliższym otoczeniu, w rodzinie.
To jest fundament wszelkich zmian i „rewolucji”.
Pewnie – nie tak spektakularny, jak występ w tv czy w radiu, ale niemniej ważny i na tym etapie długiego marszu, konieczny.
Ta siła oddziaływania, to również kwestia stworzenia nowych „kadr” - autentycznej elity, która będzie miała odwagę zerwać więzy mitologii III RP. Dziś – co zauważam ze smutkiem, nie ma w przestrzeni publicznej żadnej osoby, która byłaby wolna od tego ograniczenia.
Ludzie, którzy mienią się „patriotyczną elitą”, w większym lub mniejszym stopniu ulegają mitologii demokracji i ani im w głowach podważać partyjne dogmaty pana Kaczyńskiego lub dążyć do obalenia magdalenkowego truchła. Tak nie tworzy się nowej elity, lecz stado starych klakierów
Również ten proces nie wymaga budowy nowej siły politycznej, bo „dorastanie” do bycia elitą dokonuje się poprzez indywidualne osiągnięcia, wybory, drogę życiową.
Budowa nowej partii, to tylko jedna z metod walki. Bynajmniej nie najskuteczniejsza, bo byłoby nonsensem nazywać III RP sukcesją komunistyczną, a jednocześnie pokładać nadzieję w uczciwym procesie wyborczym. Partia, siła polityczna, ma być po to, by zorganizować ludzi podobnie myślących, nadać kierunek ich działaniom i poszerzyć możliwości wpływu. Nie zaś po to, by wygrać wybory i przejąć władzę.
Jak PRL nie upadł pod wpływem kartki wyborczej, tak jego hybryda nie może polec pod naciskiem „mechanizmów demokracji”.
Wiele lat temu, w tekście „Długi marsz” z roku 2011 napisałem, że „państwa realnego komunizmu nie upadają pod ciosami demokracji. Anektują jej fasadę, by ukryć własne draństwa, jednak nie po to, by oddać władzę obywatelom. Odzyskać ją można tylko w taki sposób, jak została narzucona. Możemy liczyć na zbieg korzystnych okoliczności lub przypadkową iskrę, która wyzwoli pożar. Pokładanie nadziei w demokracji byłoby równie niedorzeczne, jak wiara, że większość ma zawsze rację.”
Trzeba zatem takich metod i takich działań, które będą adekwatne wobec autentycznych „fundamentów ustrojowych” III RP.
Jeśli była przemoc-niech będzie dyktat siły. Jeśli było draństwo-niech będzie podstęp. Jeśli kłamstwo i szalbierstwo – potraktujmy wroga w taki sam sposób.
Pozdrawiam Pana
Marcin Ís,
OdpowiedzUsuńNapisał Pan na temat swojej „wewnętrznej emigracji”: „Wiem, że to nie jest postawa godna pochwały, to jest nie wskazane i trzeba śledzić i być aktywnym i uczestniczyć i namawiać i zachęcać i prostować i odkręcać. Ale każdy ma swoją wytrzymałość” - zatem nie będę komentował tej postawy.
Mogę jedynie powiedzieć, że po wielokroć i niemal każdego dnia, dopada mnie chęć udania się na taką emigrację.
Tym większa, że ze świadomością, ile problemów rozwiązałaby taka decyzja, ile kłopotów pozwoliła zaoszczędzić.
Chociaż wiem, co Pan odczuwa, nie napiszę, że rozumiem. Powiem raczej, że bycie mężczyzną, Polakiem, zobowiązuje. Od tego nie da się „emigrować”.
Pozdrawiam
"Od tego nie da się „emigrować”"
UsuńNawet gdy pół życia jest się emigrantem.
Pozdrawiam mężczyz i Polaków
Wojciech Miara,
OdpowiedzUsuńPrawda, moje spojrzenie na „te sprawy” różni się od opinii pana Michalkiewicza. Również dlatego, że przedstawiając jakiekolwiek hipotezy, a tym bardziej formułując wnioski, staram się (w miarę sił) oprzeć je na racjonalnych podstawach, wskazać fakty, dowody, rzeczowe przesłanki.
To kwestia pewnej formacji intelektualnej, ale też szacunku wobec czytelnika.
Chętnie poznałbym takie fundamenty ocen pana Michalkiewicza, ale podejrzewam, że nie dostąpię tego zaszczytu.
Bo, napisać, że „w 2014/15 r.,Ameryka wróciła na Ukrainę i do Polski” może tylko ktoś, kto posiada arcytajną wiedzę na temat procesów geopolitycznych. Ja, który takiej wiedzy nie posiadam, uznałbym, że właśnie w tych latach USA szczególnie oddaliły się od spraw europejskich.
A dlaczego WSI miałyby składać „hołd lenny bezpiece izraelskiej” - nie odgadłbym nawet za cenę wspólnej kolacji z Dukaczewskim.
Jeśli pan Michalkiewicz potrafiłby obronić taką hipotezę na gruncie rozumu, prof. Cenckiewicz już powinien brać się za pisanie „Długiego ramienia Tel Awiwu”.
Wprawdzie Amerykanie, Sowieci i Niemcy, przejęli po II wojnie wielu agentów Abwehry, a pół wieku później kraje b. bloku komunistycznego chętnie przygarnęły „sieroty” po KGB, to kompletnie nie wiem, po co Żydzi lub Amerykanie mieliby dziś stawiać na „wielokrotnie przewerbowanych” (oszczędzę dosadniejszego słowa) ludzi b.WSI.
Jeśli byli oni „ruscy” (a byli), nigdy nie będą „żydowscy” lub „amerykańscy”. Nieładnie posądzać służby USA i Izraela aż o taką głupotę.
Proszę mnie zatem nie pytać o poglądy pana Michalkiewicza, bo nie zwykłem dyskutować na takim poziomie abstrakcji i arcytajności.
To, czego nie wiem, o tym nie piszę, a czego nie potrafię racjonalnie uzasadnić, pozostawiam fantastom i agentom wpływu.
cdn
Zadał Pan natomiast ciekawe pytanie: „czy między WSI a PiS-em zawarto jakieś rzeczywiste porozumienia, czy też ten modus vivendi jest dorozumiany, bo wygodny dla obu stron? Czy jest to objęte zewnętrzną gwarancją?”
UsuńOdpowiedź może dotyczyć tylko „ogólnych reguł”.
O żadnych spotkaniach ludzi b.WSI z politykami PiS, nic mi nie wiadomo. A jeśliby się odbywały – ani Pan ani ja, nie będziemy o tym wiedzieć.
Skłaniałbym się do podejrzeń o „dorozumianym modus vivendi”, bo ten rodzaj „umów społecznych” wynika ze specyfiki wpływów, jakimi dysponuje środowisko b. WSI.
Tu musielibyśmy sobie wyjaśnić, co to jest to „środowisko WSI”.
Pozwolę sobie nakreślić taki obrazek:
Gdy ważny polityk X spotyka się z kolegą Y ze swojej rodzinnej miejscowości, nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Gdy tenże kolega Y ma brata Z, który na drugim krańcu Polski prowadzi spółkę z kolegą V – nie doszukamy się w tym sensacji. Bo trzeba byłoby wiedzieć, że kolega V jest b. oficerem „wojskówki”, u którego kolega Y od lat „siedzi w kieszeni”, zaś polityk X wyjątkowo polubił kolegę Y, szczególnie od chwili, gdy przed 10 laty tenże Y zatuszował jego wypadek samochodowy,spowodowany pod wpływem alkoholu.
Ja Pan widzi, nie ma tu żadnych umów ani pisanych porozumień. Są zwykłe koleżeńskie relacje, czasem duże pieniądze, czasem interesy i „haki”.
Ważny polityk X, nie będzie rozmawiał z kolegą Y o wyniku wyborów czy strategiach politycznych. Tym bardziej, o porozumieniu jego partii z jakimś środowiskiem. Polityk X chętnie natomiast posłucha, że jakiś „wybitny specjalista” z ważnej dziedziny jest właśnie wolny i chętnie wspomógłby partię „dobrej zmiany”.
Polityk X będzie o tym pamiętał i w odpowiedniej chwili zarekomenduje „wybitnego specjalistę” swojemu partyjnemu koledze-ministrowi lub samemu prezesowi partii. O tym, że „wybitny specjalista” został „spreparowany” przez kolegę V lub przez kamratów kolegi V, nie warto chyba wspominać.
Nakreśliłem tu pewien schemat, który miałby zobrazować realizm „mechanizmów politycznych” III RP. Na tym poziomie nie ma „twardych dowodów”, a tym bardziej, dokumentów.
Jest natomiast sprawa, którą radzę prześledzić każdemu, kto chciałby zrozumieć mechanizmy, jakie doprowadziły do wykreowania „dobrej zmiany”.
Myślę o tzw. „aferze podsłuchowej”, opisywanej przez media III RP jako farsa z udziałem „kelnerów”. Ta rozgrywka pozwoliła znacząco osłabić poprzedni układ rządzący i wyeliminować postaci nazbyt skompromitowane (bezużyteczne). Pozwoliła też zgromadzić pewną „bazę danych”, niezwykle użytecznych wobec różnych polityków i tzw.biznesmenów.
To była precyzyjna, a rzekłbym finezyjna „gra nagraniami”.
Wpuszczano je do zaprzyjaźnionych „dziennikarzy śledczych” i „wolnych mediów”, kanalizując w ten sposób nastroje społeczne, eliminując zbędne figury, wysyłając sygnały lub ostrzeżenia do określonych grup i środowisk.
Fakt, że jednym z bohaterów tych nagrań jest obecny szef rządu i do tej pory nikt nie wie, ile i jakich rozmów jeszcze nie ujawniono, ma kolosalne znaczenie dla oceny logiki tzw. „rekonstrukcji rządu”.
To jedyna odpowiedź, jakiej mogę udzielić.
Jeśli niezadowalająca, proszę o wybaczenie. Z nadzieją, że nieobca jest Panu umiejętność czytania „między wierszami”.
Pozdrawiam Pana
Panie Aleksandrze.
OdpowiedzUsuńUtkneliśmy na niemożliwej do opłynięcia mieliźnie. Poszukiwaliśmy wspólnie z Panem prawdy, słusznie porzucając bezpłodne dywagacje o ONYCH, a dzięki Pana przenikliwości tropiliśmy narastające symptomy gnicia "dobrej zmiany". Koniec końców nim nastąpił całkowity kolaps układu rządzacego ukoronowany eksmisją Macierewicza przeszliśmy przez most na drugą stronę. I tu po drugiej stronie jesteśmy. Patrzymy możliwie czystym spojrzeniem na sprawy polskie, a nie widząc dla siebie żadnej politycznej siły, która była by emanacją naszych dążeń tkwimy na mieliżnie, za jedyny skrab mając odwagę poszukiwania i przyjmowania prawdy.
Stąd myśli o wewnetrznych emigracjach, bezruch wśród komentujacych i nurtująca pokusa beznadzieji.
Ja jednak mam do Pana pytanie poza tematem notki, ale myslę że nie tylko dla mnie, niezwykle istotne. Otóz "dobra zmiana" wraca wielkimi krokami pod spódnice kanclerz Merkel, otwiera się szeroko na towarzyszy chińskich, a coraz wiekszego fucka pokazuje amerykanom. Czy w Pana opini Polska może i powinna indywidualnie i bez oparcia o sojusze zewnętrzne pozycjonować się na mapie Europy i świata. Jeśli uznaje Pan, że sojusz zewnętrzny, przynajmniej na stan obecny jest Polsce niezbędny, to czy maja to być Niemcy, Chiny ( i w efekcie niezawodnie Rosja), czy jednak Ameryka ( choćby z Trumpem niosącym na barana przedstawiciela środowisk żydowskich :-)?
Pozdrawiam.
" to czy maja to być Niemcy, Chiny ( i w efekcie niezawodnie Rosja), czy jednak Ameryka "
OdpowiedzUsuńNie do mnie ale że mnie aż świerzbi.... pytanie po ilu głębszych postawione!!??
Ano właśnie wydawało by się, że pytanie nie tyle retoryczne,co głupie. Jednak po zawierusze z Izraelem oraz po zaprezentowaniu amerykańskiego stanowiska wydaje się nieuniknione. Szczególnie w świetle wielu emocjonalnych wypowiedzi po patriotycznej stronie.
UsuńSzanowny Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńEuforia, która otacza tzw. deal dotyczący obrony antyrakietowej Polski przyprawia mnie o niepokój.
Polecam Panu mój artykuł, napisany wspólnie z byłym wice szefem ds. operacyjnych amerykańskiej agencji obrony antyrakietowej AMD, w randze trzy-gwiazdkowego generała, opublikowany dwa lata temu. Nikt w Polsce nie chciał go opublikować. Poruszamy w nim kilka super ważnych spraw.
1. Patrioty, to znakomite anty-rakiety.
2. IBCS jeszcze nie ma. Departament Obrony jeszcze nie zadecydował o kupnie, ponieważ testy się nie udały, a Northrop Grumman dostał 4 lata na naprawę, do 2020 roku.
3. IBCS, Zintegrowany System Dowodzenia Bitwą, jak sama nazwa wskazuje, jest rozwiązaniem operacyjnym. Nie wolno więc nazywać go kryptonimem Wisła. Może być jedynie częścią Wisły, "polskiego NORAD". Amerykanie posiadają NORAD, który nazywa się ITB (Integrated Test Bed).
ITB jest opisany w artykule http://www.poloniainstitute.net/expert-analyses/security-policy/defend-polish-skies/. Jest tam też polska wersja językowa tego artykułu.
Polecam
Panie Aleksandrze.
OdpowiedzUsuńWypisz wymaluj. Przepowiada Pan przyszłość Polski.
Jest veto!
OdpowiedzUsuńhttps://twitter.com/prezydentpl/status/979650767874412544
Trzeba w końcu spojrzeć prawdzie w oczy, a mianowicie:
OdpowiedzUsuńgdyby, wśród rzeczywistych decydentów od dziesięcioleci rządzących Polską nie było pewności, że Duda będzie kontynuatorem działań Komorowskiego - nigdy nie zostałby prezydentem.
A Kaczyński doskonale o tym wiedział. I tylko należałoby zastanowić się czy był współorganizatorem tego "dilu", czy wybrał wg niego "mniejsze zło"?
Wychodzi na to, że mamy do czynienia z kolejnym, wielkim przekrętem.
Komuna w dalszym ciągu ma się dobrze, a "ciemny lud to kupuje".
Panu Aleksandrowi Ściosowi i wszystkim uczestnikom "długiego marszu", na przekór przeciwnościom - Błogosławionych i Wesołych Świąt Wielkanocnych.
OdpowiedzUsuńSursum corda! Alleluja!
WRACA STARE
OdpowiedzUsuńMarcin Ís, Aleksander Ścios
Panie Marcinie,
Tak długo komentujemy na BEZDEKRETU, że naprawdę nie musi się Pan aż tak dystansować. :)) Wiele razy pisałam, że bardzo lubię czytać komentarze Marcina Ís, bo są szczere, ciekawe, bez nieznośnych już dla mnie pohukiwań, moralizatorstwa i zadęcia, które czasem zdarzają się nawet naszemu Autorowi.
Przyznaję, że wiele razy przydarzały się i mnie, szczególnie po zamachu 10.04.2010. Dopóki wreszcie nie otworzyły mi się oczy na prawdę i przestałam dawać się ordynarnie nabierać jednej ze zmian okrągłostołowców.
Jednak nie udaję się na emigrację ani zewnętrzną, ani wewnętrzną, tylko nie mam tyle hartu, zawziętości i siły woli (słynne Ściosowe "sprosta(wa)nie wyzwaniom"), żeby komentować tak często jak kiedyś, zachowania nędznych ludzi, którym ZA DŁUGO wierzyłam. Może to się zmieni... zobaczymy. ;)
Ale nie zaniedbuję działania "podprogowego" :) w tzw. terenie, bo widzę, że stopniowo wielu kupionych przestaje się łudzić, szczególnie po aferze z tzw. starszymi braćmi w wierze i obrzydliwie zakłamanemu zachowaniu hiper-ultra-mega-patryotycznego rządu Andrzeja Dudy, zwanego dla niepoznaki rządem Morawieckiego.
Na tzw. "naczelnika Kaczyńskiego", pomimo usiłowań niemal wszystkich propagandystów obecnego etapu - nikt przytomny nie powinien się dłużej nabierać.
Przypuszczam, że jak tak dalej pójdzie, to wbrew przypochlebnym (póki co) "sondażom", dyscyplinującym zhołdowany rząd A. Dudy w korzystnym dla WSI kierunku, już w najbliższych wyborach zaskakująco dobry wynik może uzyskać nie żaden Tusk na białym koniu, ale czysta żywa komuna w postaci choćby SLD. Na pojawienie się czegoś prawdziwego i nowego rzeczywiście przyjdzie nam jeszcze długo czekać. Ale co tam. Doczekamy! Byle się nie poddawać i nie dać się zwodzić politycznym mitologom i kreatorom znaczących faktów [ Ⓒ A. Ścios ].
Serpentyny i pobocza wyczuwamy,
raz na ziemi, raz pod ziemią, drogi kręte,
Radio Taxi, proszę czekać. Zaczekamy,
coś być musi, coś być musi do cholery za zakrętem!
PS. Tak w 1987 (!) śpiewał niezrównany Przemysław Gintrowski klik w głupim, "pieriestrojkowym" serialu o zaskakująco proroczym tytule "Zmiennicy". :)
Pani Urszulo. SLD wystawi Monikę Jaruzelską w następnych wyborach. Będzie bal :))
OdpowiedzUsuń@Aleksander Ścios,
OdpowiedzUsuńPanie Aleksandrze. Prezydent Andrzej Duda bardzo dziwnie się zachowywał na przemówieniu (spotkaniu z studentami) w Rzeszowie.
Link do filmu:
https://www.youtube.com/watch?v=c-nZDbPQb84
Nie rozumiem, tej paplaniny, i tego machania i potrząsania głową. Dla mnie to wygląda tak jakby nasz prezydent zażywał jakieś środki odurzające.
Co Pan o tym myśli?