W każdej sytuacji warto kierować się prostą zasadą:
jeśli wróg nas gani, krytykuje i osądza, najwyraźniej robimy coś dobrego – coś,
co osłabia jego pozycję i stanowi dlań realne zagrożenie.
Dlatego w żadnym stopniu nie podzielam obaw
związanych z zarzutem „wykorzystywania tragedii smoleńskiej” w czasie kampanii
wyborczej Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli w środowisku opozycji pojawiają się
głosy mówiące o konieczności „wyciszenia” sprawy Smoleńska i skoncentrowania
kampanii na „treściach merytorycznych”, są objawem ulegania terroryzmowi
ośrodków propagandy i dowodzą niezrozumienia obecnej sytuacji i mechanizmów
walki politycznej.
Histeria, jaka zapanowała po emisji spotu
wyborczego PiS oraz dziesiątki wcześniejszych wystąpień wszelkiej maści
hipokrytów i oportunistów, dobitnie świadczą, że temat Smoleńska jest
najgroźniejszą bronią, przed którą drżą zwolennicy „moskiewskiej prawdy”.
Rezygnować z tej broni tylko dlatego, że tak życzy sobie przeciwnik – byłoby
więcej niż szaleństwem.
Tym bardziej, że po stokroć powtarzane zarzuty o „politycznej grze tragedią” nie są
samodzielnym wymysłem polskojęzycznych ośrodków propagandy lecz powstały na
fundamencie moskiewskich instrukcji. Nie przypadkiem też, w głosach ludzi
krytykujących PiS za „wykorzystywanie” Smoleńska można dostrzec piętno tej
samej retoryki, która towarzyszyła atakom komunistów na „ośrodki reakcyjne
Zachodu”, gdy przedstawicielom polskiej emigracji zarzucano „polityczną
eksploatację” tematu zbrodni katyńskiej.
Już 13 kwietnia 2010
roku “Moskowskij Komsomolec” sformułował generalną zasadę dotyczącą
interpretacji działań partii opozycyjnej. Gazeta stwierdziła wówczas: “jest już pewne, iż śmierć Kaczyńskiego
zostanie wykorzystana do celów politycznych”. Kilka dni później, w tej
samej gazecie pojawiła się wypowiedź deputowanego Siergieja Markowa, który
wyraził obawę, że „katastrofa pod
Smoleńskiem i tragedia katyńska będą wykorzystane w kampanii wyborczej”.
W podobnym tonie, ówczesne wystąpienia Jarosława
Kaczyńskiego komentował dziennik “Wriemia Nowostiej”, pisząc, iż “Opozycja upolitycznia tragedię pod
Smoleńskiem. Za rozważaniami lidera PiS na temat przyczyn katastrofy kryją się
polityczne pobudki i emocje“.
Wkrótce po tych publikacjach pojawiły się prawilne reakcje „elit” III RP.
Formułowano zarzuty, jakoby Jarosław Kaczyński chciał wykorzystywać śmierć
brata w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego, zaś ówczesny kandydat Platformy
Bronisław Komorowski, nie omieszkał przestrzec: “druga strona, prowadząc kampanię, umiejętnie zagospodarowuje nastrój
żałoby. Trzeba bardzo uważać, żeby nie tworzyć wrażenia nadużycia nastroju
żałobnego”.
Jeden z ulubionych epitetów - zarzut uprawiania „tańca na grobach ofiar”, użyty po raz
pierwszy przez naczelnego „Izwiestii” Władimira Mamontowa, jest do dziś
perfekcyjnym paralizatorem, skutecznie obezwładniającym dążenia opozycji.
Jego skuteczność opiera się na amoralnej
konstrukcji semantycznej, w której prawo do piętnowania naszych reakcji
przyznali sobie ci, którzy ponoszą odpowiedzialność za tragedię smoleńską,
brali udział w matactwach i ukrywaniu prawdy lub w jakikolwiek sposób
przyczynili się do powstania owych grobów. Istota tej upiornej mistyfikacji
polega na dokonaniu tak głębokiej konwersji, iż sprawca staje się sędzią,
oszust przyjmuje rolę mentora, ofierze zaś imputuje się winę i stawia pod
pręgierzem oskarżeń.
Obowiązkiem ludzi prawych i rozumnych jest obalenie
tej fałszywej konstrukcji. Od tego obowiązku nie zwalniają pijarowskie
zabobony, wiara w sondaże czy partyjna pragmatyka. Nie ma najmniejszego powodu,
by w ocenie działań partii opozycyjnej kierować się miarą semantycznych
terrorystów lub w jakimkolwiek stopniu ulegać ich żądaniom. Od dnia, w którym
ludzie obecnego reżimu wyrzekli się polskich powinności i oddali sprawę śmierci
naszych rodaków w ręce największego wroga – nie mają prawa oceniać i
klasyfikować reakcji Polaków. Tego prawa nie posiadają także funkcjonariusze
ośrodków propagandy, którzy przez lata napędzali kampanię nienawiści i do dziś
zwodzą nas ordynarnymi łgarstwami. Żadne urzędy państwowe, tytuły i purpury nie
uprawniają do wyrokowania w sprawie „wykorzystania” tragedii smoleńskiej –
jeśli samemu sprzeniewierzyło się polskim obowiązkom i przyjęło jarzmo
rosyjskich łgarstw.
Ludzie obecnego reżimu tylko dlatego mogą
uzurpować sobie prawo smoleńskich mentorów, że godzimy się z ich semantycznym
terroryzmem i pozwalamy, by kłamliwy bełkot był postrzegany w kategoriach
racjonalnej myśli. Nie racje moralne ani normy prawne, lecz obsesja polemiki z wytworami propagandystów,
stwarza patologiczną sytuację, w której oszczercy i degeneraci mogą budować
swoje nienależne przywileje.
Trzeba by odwagi i mądrości Herberta, aby
przezwyciężyć ten stan. On jeden w czasach komuny miał czelność wyznać: „Nie było z kim polemizować i o co
polemizować. Nie było języka. Język był sprzedany, zakłamany, zupełnie jak w
czasach hitlerowskich. Bo to jest ustrój nierzeczywisty, ustrój widmowy, i
dlatego tak trudny do zwalczenia. Ja mu odmówiłem ontologicznego statusu.”
O tej postawie przypomniał nam niedawno inny poeta: „Polska należy do nas – pisał Jarosław Marek Rymkiewicz - , a oni niech sobie gadają w swoich
postkolonialnych telewizjach, co chcą, niech sobie piszą w swoich
postkolonialnych gazetach, co im się podoba. Nas to nie dotyczy.”
Na taki racjonalizm nie zdobyli się
przedstawiciele niezależnych mediów ani politycy opozycji – choć jedni i drudzy
chętnie dywagują o „polskim matrixie” i dostrzegają komunistyczne sukcesje
obecnej władzy.
Nie zastosowano go wobec bredni wygłaszanych przez
tzw. ekspertów, do pojękiwań zaczadzonych Rosją „artystów”, wobec dyrdymałów
Michnika i jego wyznawców. Wór pustosłowia i arsenał demagogicznych haseł
traktowany jest z intelektualnym patosem, nadaje mu się wartość dyskursywną, a
często nobilituje rzeczowymi polemikami.
Cztery lata po tragedii
smoleńskiej, w przeddzień kolejnych wyborów parlamentarnych i prezydenckich,
pojawia się szansa, by odrzucić tę zgubną praktykę i nie oglądać się na to, co
powiedzą Oni „w swoich postkolonialnych
telewizjach”. Wszystko, co wiemy o okolicznościach tragedii smoleńskiej, o
czym dowiedzieliśmy się z raportu „Cztery lata po Smoleńsku. Jak zginął
Prezydent RP" sprawia, że nie można pozwalać, by ludzie odpowiedzialni za
śmierć naszych rodaków nadal dyktowali nam, co mamy mówić i myśleć.
Działania opozycji nie mogą być sterowane przez
semantycznych terrorystów. Nie mogą wynikać z kalkulacji dokonywanych na
podstawie „sondaży” lub być podejmowane w rytm reakcji grupy rządzącej. Partia
Jarosława Kaczyńskiego i środowiska patriotyczne mają prawo dyktować warunki,
na jakich rozmawiamy o sprawach polskich. Tym, którzy z podległości
kremlowskiemu watażce uczynili fundament swojej władzy – nic do tego.
Dlatego obowiązkiem partii opozycyjnej jest „wykorzystanie”
narodowej tragedii. Do końca i bez względu na okoliczności. Po to, by Polacy
poznali sprawców i ich wspólników, by zrozumieli, do czego wiedzie nienawiść i
paktowanie z ludobójcami.
Sprawę Smoleńska trzeba „wykorzystać” dla pozbycia
się zdrajców i wrogów polskości, dla odebrania władzy miernotom i tchórzom.
Jest to obowiązek tym ważniejszy, że wymiarów tej zbrodni nie da się zamknąć w retoryce partyjnych roszad,
stylistyce „programów naprawczych” i „planów modernizacji”. Nasi rodacy zginęli
w Smoleńsku po to, by z ofiary ich życia wyrósł
fundament nowej Polski.
Artykuł
opublikowany w nr 16/2014 Gazety Polskiej.
Nie zrobią tego, Panie Aleksandrze!
OdpowiedzUsuńWmówiono im (Prezesowi?), że od poruszania sprawy smoleńskiej kury przestają się nieść i spadają słupki sondażowe. Ponieważ nadchodzą eurowybory - dla Polski nieistotne, dla polityków najważniejsze: każdy etat w PE się liczy w ciężkich euro! - będą na razie malować jaja, a sprawę wyjaśnienia Smoleńska, cyt. "zdaniem Kaczyńskiego należy przeprowadzić już po zmianie władzy w Polsce. Bo przy tej jest to niemożliwe."
Dlatego na nic się zdadzą Pańskie apele, kiedy przywódca opozycji zachowuje się tak, jakby udawał "pierwszą naiwną".
Za wPolityce:
Prezes PiS liczył na zmianę polityki rządu Tuska. "I znów się zawiodłem" - mówi J. Kaczyński.
http://wpolityce.pl/polityka/191615-jaroslaw-kaczynski-slowa-polskiego-premiera-sa-naprawde-bardzo-niepokojace-zaczynam-sie-obawiac-o-polska-demokracje
Za niezależna.pl
Kaczyński ocenił, że Polskę czekają duże zmiany.
Zapraszam do tego stołu, bo tylko razem możemy zmieniać Polskę.
A przed nami polska wiosna, przed nami zmiany - musimy tylko uczynić pierwszy krok
Po czym w towarzystwie kilkorga parlamentarzystów PiS malował jajka.
http://niezalezna.pl/54166-prezes-pis-liczyl-na-zmiane-polityki-rzadu-tuska-i-znow-sie-zawiodlem-mowi-j-kaczynski
...
MÓJ KOMENTARZ:
http://www.youtube.com/watch?v=-kl7Os7InME
Serdecznie pozdrawiam
A propos jaj:
OdpowiedzUsuńObudzili się ze snu zimowego starzy wyżeracze z "S".
Komandos Duda zapowiada 5 maja przedwyborczy marsz wiosenny na Warszawę.
Będzie rozliczać "polityków" za wiek emerytalny i inne niegodziwości.
Zapewne także za "uchybienia demokracji" (c) Jarosław Kaczyński.
http://wpolityce.pl/polityka/191691-szef-solidarnosci-bez-zludzen-tusk-to-klamca-tylko-ludzimy-sie-ze-zyjemy-w-panstwie-demokratycznym-5-maja-wielki-protest-solidarnosci
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńKsiądz Małkowski - który zawsze widział i nadal widzi to, co przestał dostrzegać prezes PiS, został wezwany "na dywanik" do belwederskiego kardynała Nycza. Nakazano mu "zmienić swoje zachowanie". (Ks. Stanisław dobiega 70-tki).
Wg Wojciecha Sumlińskiego w czasie obrony krzyża na Krakowskim Przedmieściu też mu grożono dyspensą. Zapłacił za to odebraniem duszpasterstwa w seminarium Res Sacra Miser, czyli służby, którą cenił, którą kochał. [LINK]
==
Teraz odbiorą mu nawet cmentarz?
PS. Serdecznie zachęcam do zapoznania się z imponującym życiorysem księdza Małkowskiego. Choćby w WIKI. [LINK]
Warto zobaczyć jak wysokiego rodu i wysokiej wiary i wykształcenia jest ten Ksiądz Niezłomny!
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńNie śmiałbym dawać "dobrych rad" prezesowi Prawa i Sprawiedliwości. Ma wokół siebie dość bufonów, którym wydaje się, że posiadają taką umiejętność. W tej kwestii od dawna dostrzegam prostą regułę: im większy bufon, tym łatwiej przychodzi mu dawanie takich rad.
W tekście wyrażam jedynie własny pogląd na sprawę Smoleńska i wskazuję, jakim błędem jest wsłuchiwanie się w bełkot apatrydów i wpatrywanie w wyniki tzw. sondaży. Myślę też, że po siedmiu latach doświadczeń, ludziom rozumnym nie trzeba nawet udowadniać, że dotychczasowa strategia opozycji była błędna i nieskuteczna.
Jeśli ktoś twierdzi, że ta sama strategia zaprowadzi PiS do zwycięstwa - jest patentowanym durniem.
Bardziej też zależy mi na zmianie postaw ludzi głosujących na PiS niż na "doradzaniu" politykom tej partii. To drugie uważam za mało sensowne.
Jeśli więc będzie nas stać na przyjęcie racjonalnych postaw (choćby dlatego, że służą one naszemu bezpieczeństwu, ochronie naszych domów i rodzin), jest szansa, że potrafimy zmusić panów polityków do "słuchania Polaków".
Pozdrawiam serdecznie
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWiW,
OdpowiedzUsuńZachowania sprawców i wspólników zawsze stanowią istotną wskazówkę. Tuż po 10 kwietnia 2010 roku pisałem, że najbardziej charakterystyczna cecha ówczesnego przekazu medialnego polegała na stosowaniu dezinformacji. Rosjanie nie mogli wybrać broni bardziej skutecznej.
Dezinformacja bowiem okazuje się szczególnie przydatna wśród społeczeństw uzależnionych od przekazu medialnego i powszechnego, bezkrytycznego przyjmowania dziennikarskich relacji. Jak wiemy, III RP należy do krajów, w których byle ćwierćinteligent może korzystać z miana "eksperta" lub "autorytetu". Byle pokazywał się w telewizyjnym okienku lub został uznany za dziennikarza.
O ile w normalnym przekazie medialnym informacja służy opisaniu jakiegoś faktu, o tyle w przypadku dezinformacji mamy zależność odwrotną – to sama informacja ma tworzyć wydarzenie w świadomości manipulowanego społeczeństwa. To strategia nadzwyczaj przydatna w czasach, gdy blokada informacyjna (nawet przy użyciu najdoskonalszych narzędzi cenzorskich) musi być skazana na porażkę. Dlatego w rosyjskiej koncepcji sprawowania władzy dezinformacja zawsze zajmuje miejsce wyższe niż siła militarna, a w przypadku operacji tajnych służb okazuje się wręcz niezastąpiona.
Dziękuję Panu i pozdrawiam
Jeśli więc będzie nas stać na przyjęcie racjonalnych postaw (choćby dlatego, że służą one naszemu bezpieczeństwu, ochronie naszych domów i rodzin), jest szansa, że potrafimy zmusić panów polityków do "słuchania Polaków".
OdpowiedzUsuńW tym też i moja nadzieja, Panie Aleksandrze,
i działanie pro publico bono, żeby do tego doszło.
Przede wszystkim w 2015 - podczas wyborów prezydenckich!
Bo teraz - obawiam się -, że PiS z JK na czele, gdyby przypadkiem wygrało, utwierdziłoby się tylko w swoistej polityce miłości-bis à la PiS, w której i tak nigdy nie przebije PO i Tuska.
Gdyż w wielu ludziach PiS - w co wierzę! - zachowały się jeszcze włókna duszy i chrząstki sumienia. (Herbert)
Sytuacja w polskiej pseudopolityce jest wprawdzie "dynamiczna" (przepraszam za mantrę prezenterów pogody, ale nie chcę się rozwodzić) i nie ma nawet pewności - jak to w kraju kolonialnym, zależnym od kichnięcia z centrali w Moskwie -, czy do wyborów 2015 w ogóle dojdzie, ale myślę, że jednak do nich dojdzie i wówczas nie należy już nikogo w nic gryźć (za JMR), tylko ZMUSIĆ PiS DO SKUTECZNEGO WYSŁUCHANIA GŁOSU SWEGO ELEKTORATU.
Wtedy wygramy.
Pozdrawiam serdecznie
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńPrzegrane wybory prezydenckie zdecydują również o klęsce wyborów parlamentarnych. To jest dla mnie oczywiste, bo fundamentem obecnego porządku jest reżim prezydencki.
Tej prawdy nie chcą/nie potrafią dostrzec środowiska opozycji.
Ponieważ PiS nadal nie pokazał kandydata w wyborach prezydenckich i nadal traktuje lokatora Belwederu niczym "nietykalnego" - szanse na wygraną są nikłe.
Pozdrawiam Panią
Lecz na szczęście w skład państwa rosyjskiego oprócz Rosji właściwej wchodzą i inne, przemocą ujarzmione i łańcuchem niewoli przykute do caratu, kraje. Ludność tych krajów – Polacy, Litwini, Łotysze, Rusini – zalega obszary, dawniej do Rzeczypospolitej Polskiej należące. Mają więc ona całkiem inną przeszłość historyczną, inne tradycje; wszystkie zaś cierpią pod caratem srogie prześladowania narodowościowe i religijne, które wśród nich wzbudzają nienawiść ku obecnym stosunkom politycznym (…) warunki każą przypuszczać, że stąd właśnie wyjdzie ta siła, która w proch zetrze potęgę caratu.
OdpowiedzUsuńMinęło 119 lat od chwili, kiedy Józef Piłsudski wypowiedział te słowa. To własnie jest różnica pomiędzy Fortynbrasem, który stara się dostrzegać szanse i naginać świat do własnej wizji, od Hamletów, którzy widzą głównie przeciwności i wobec świata stają bezbronni.
Niewiele się zmienił, Rosja ma nadal ogromną piątą kolumnę w postaci ciemiężonych nie tak dawno narodów. Nadal jest od nich, wziętych razem, słabsza. Ale elity narodów wolą kwękać, zamiast zwyczajnie ruskiemu synowi przy................ć. Tak, jak to zrobił Piłsudski.
To samo dotyczy opozycji i Komorowskiego. Kwękanie, puszczanie bączków i bąków, fumy, katoństwo, błeeee. Szkoda gadać. Piszę wiersze, nie dysponuję ludźmi i pieniędzmi. Gdybym miał piątą część zasobów opozycji coś takiego jak "obóz prezydencki" byłoby przestraszoną galaretą.
Myślałem, że wraz z odrodzeniem Polski materialnym i duchowym, Polska odradzać się zacznie, że wyzbywać się zacznie tchórzostwa i wyzwalać się zacznie od pracy agentur, że przestanie pracę dla obcych uważać za najrozumniejszą pracę dla Polski.
A o czym można myśleć, jeśli do odrodzenia duchowego nie dochodzi? Trzeba je wymusić. Tchórzostwo elit, które pogrąża Ukrainę, strach przed bitką również Polaków doprowadzi do smutnego końca. Po czasie noszenia siatkowych podkoszulków przychodzi czas, że trzeba dać w mordę bez dalszych dyskusji.
Nie łudzę się, i to absolutnie, że czy będziemy nazywali ruch powstaniem, czy proletariacką rewolucją – dojdziemy do tego, by się stykać z wojskiem. Wobec tego sądzę, że ludzie muszą być przygotowani do zetknięcia się z wojskiem; pomimo że uświadomienie ogromnie szanuję, sądzę, że Marksem żołnierza zabić nie można.
Czas na wojnę i nie ma się co tego bać.
@Szanowny Panie Aleksandrze
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za ten tekst i dobitnie wyrażony głos - apel o zmianę wyborczej strategii.
Przypominam sobie wybory z 2010 roku i haniebne, hipisowskie dance-owanie Kluzikowej, Poncyliusza i Migalskiego, które miało przyciągnąć (nie wiadomo jaki) elektorat. Odsunięto wówczas na bok twardą retorykę, zaniechano mówienia prawdy o nagonce na Prezydenta, o współdziałaniu namiestnika z Kremlem, resortowych korzeniach żony pierwszego obrońcy WSI, o wszelakich sprawach wynikających z Pańskich "pytań do kandydata".
Te pytania zresztą do dziś stanowią temat tabu, a Kaczyński mówi na ostatniej konwencji wyborczej PiS przed eurowyborami o ruskich serwerach w tonacji "gdzieś tam coś słyszałem", zaś o wpływach byłych WSI na pałac i Platformę niczym lekko zaambarasowany, co się dopiero o tym dowiedział: "dochodzą mnie jakieś słuchy". Najgorsze, że prezes partii opozycyjnej, która chce przejąć władzę, nie podaje przy tej okazji żadnych twardych faktów, nie informuje Polaków o stanie faktycznym, nie operuje dostępnymi danymi. Dzięki temu media mogą potem skutecznie wyśmiać i "oszołomić" podobne wypowiedzi. Niezmiernie i zawsze mnie wkurzają takie niefrasobliwe (?) wystąpienia prezesa. Dowodzi to jakiejś aberracji, jakiegoś otępienia, błędnej oceny sytuacji?
W 2010 roku poniechano również spraw na innym poziomie - celowo nie zagospodarowano ludzkiego entuzjazmu i woli tysięcy ludzi chcących włączyć się w kampanię PiS. Przekreślono społeczną atmosferę współczucia.
PiS robił wówczas, jak zapewne i teraz robi, własne wewnętrzne sondaże, niezależne od oficjalnych sondażowni. Pamiętam, że Marek Migalski opowiadał potem, już po przegranych wyborach, że Kaczyński mu popsuł narrację w kampanii prezydenckiej, bo się za ostro odezwał i w tych wewnętrznych sondażach wynik się pogorszył. A zwycięstwo było rzekomo tuż-tuż.
Tuż po porażce wyborczej pamiętam aferę wokół tych sondaży; Kaczyński miał do Migalskiego pretensje o rzetelność ich przeprowadzania i błędy hippisowskiej taktyki. Miało to wpływ na rozstanie się Migalskiego z PiS.
Zawsze pojawia się w tym miejscu jedno proste pytanie.
Nawet jeśli założyć, że wewnętrzne sondaże mówią, iż lepiej nie prowadzić kampanii wg "strategii Aleksandra Ściosa" (pozwalam sobie użyć takiej nazwy) i lepiej nie używać karty smoleńskiej, bo przynosi doraźną stratę, to dlaczego nie przeprowadzić i nie zbudować kampanii odwracającej te tendencje? Kampanii stałej, permanentnej, długotrwałej?
Dlaczego nie wyjaśniać, nie informować Polaków o prawdzie; dlaczego nie podjąć strategii edukowania społeczeństwa, nie mówić rzetelnie o rzeczywistości w której żyją, o praktykach medialnych terrorystów? Dlaczego nie przeciwstawiać się dyktaturze domów publicznych, pardon, medialnych? Dlaczego nie mówić stale i wciąż prawdy o namiestniku, o tysiącach przekrętów Platformy?
Był i wciąż jeszcze jest na to czas. Czas na budowę. Nie wierzę, że popsułoby to wynik wyborczy. Wierzę natomiast, że taka długotrwała kampania byłaby możliwa do zrealizowania i okazałaby się skuteczna.
Do wyborów parlamentarnych i prezydenckich ponad rok. Ostatni dzwonek, żeby pójść po rozum do głowy, ostatni czas, żeby wdrożyć "strategię Aleksandra Ściosa".
Pozdrawiam
Racja bez siły krócej żyje niż jętka. McCain to wie. Jarosław Kaczyński może też, ale tej wiedzy nie stosuje.
OdpowiedzUsuńnaprawdę już ostatni cytat z Piłsudskiego, na deser:
OdpowiedzUsuń"Wy, Królewiacy, macie śmieszną naturę. Kiedy jadących drogą napadnie pies natarczywym i hałaśliwym ujadaniem, bierze was zaraz ochota, aby wyskoczyć z pojazdu, stanąć na czworakach i zacząć mu się odszczekiwać. My, w Wileńszczyźnie, pozwalamy psu szczekać, bo taka już jego psia natura, ale nie przerywamy przez jego psie szczekanie podróży i bez wojny z psami spokojnie jedziemy do naszego celu. Wam zdaje się, na przeszczekaniu psa, na wygraniu wojny z byle parszywym szczeniakiem bardziej zależy niż na szybkim dojechaniu do celu podróży."
Takiego nam dziś zucha trzeba.
Ach! Cóż za piękny cytat z Marszałka.
UsuńSerdecznie dziękuję!
PS. Może by Pan wiersz(yk) "na wybory" stosowny ułożył?
Taki - dla wszystkich, nadający się też do spotów?
Rozumiem, że uchybiam tą propozycją poecie lirycznemu
i refleksyjnemu, ale kiedy Ojczyzna wzywa...? :)
Pozdrawiam
Panie Aleksandrze!
OdpowiedzUsuńCzy jest Pan pewien, że - jak wynika z zakończenia - Pański tekst istotnie opublikowano w ostatniej GP? Tak się złożyło, że nie miałam okazji jej dziś przeczytać, a ze spisu treści na: http://www.gazetapolska.pl/rocznik/nr-16-z-16-kwietnia-2014 - wynika, że Pana w tym numerze nie ma!
Czy ktoś z Państwa, kto czytał, zechciałby to potwierdzić?
Bo może "Trzeba wykorzystać tragedię smoleńską" - odrzucono "w ostatniej chwili"?
Pozdrawiam
Pani Urszulo,
UsuńTekst został zamieszczony w GP, natomiast wie Pani doskonale,że na niezaleznej.pl od dawna nie ukazują się moje publikacje.
Pozdrawiam
Panie Aleksandrze!
UsuńW dalszym ciągu artykułu nie ma w spisie treści na stronie GP, choć dodano tekst prof. Nowaka.
Czy miał Pan w ręku wydanie papierowe?
Na niezależnej.pl są w tej chwili:
- trzy Putiny, w tym jeden z karzącym paluchem - objaw skrajnego prostactwa
- dwa specnazy
- ustawka kiboli
Na szarym końcu nieśmiały obrazek przypominający, że dziś jest Wielki Czwartek.
Za to będą znów dołączać do gazety "święte" medaliki.
Pozdrawiam
Przepraszam, jeden z Putinów okazał się Sikorskim robiącym "ryjek".
UsuńJuż samo to paskudne, a jeszcze mu się przy tym obrzydliwie broda marszczy.
I GIGANTYCZNA, HANIEBNA AFERA, Panie Aleksandrze!
Ryjkowiec ośmielił się nakręcić spot reklamowy (on też chce do PE?) w MSZ-cie, i Niezależna się okropnie piekli, że to, że sio, że złamał prawo, etc. Jakby nie mieli większych zmartwień.
MÓGŁ - TO NAKRĘCIŁ!
I CO MU ZROBICIE?
Witam Autora i Komentatorów
OdpowiedzUsuńKiedy 9 kwietnia znaleźliśmy się pod radziecką ambasadą, okazało się, że było tam chyba trzykrotnie mniej ludzi niż rok temu. Było kilka dobrych, mocnych wystąpień, pojawiły się znane twarze, przemówił nawet poseł PiS, było kilka ukraińskich flag, które potem gdzieś się zapodziały.
Potem szliśmy na Krakowskie Przedmieście krzycząc, jak to „agresywny tłum”, różne nieprawomyślne hasła. Pesymizmem wiało, gdy naszą, może, najwyżej, kilkusetosobową grupę obstawiał długi, parokrotnie większy kordon glin, policyjne suki, borowcy spoglądający obojętnie.
Mijając wieczorem niepewne, przestraszone, czasem życzliwe i obojętne, ale i spokojne twarze warszawiaków, czułem się trochę jak harcownik, zwiadowca nowych ludów, barbarzyńca „smęcący ujęte snem grody, w bramy bijący urnami, gwizdający w szczerby toporów.”
Następnego dnia ludzi była już masa. Po wieczornej mszy tłum ruszył powoli z Placu Zamkowego, odmawiając różaniec. Widziałem twarze obcokrajowców zasłuchanych i zapatrzonych w tę modlitwę, może pierwszy raz w życiu zobaczyli tak wielu ludzi modlących się razem. Wychodzili z kawiarni, słuchali i patrzyli młodzi Azjaci, może uduchowieni i wrażliwi Japończycy.
Na pierwszej rocznicy miewałem styczność z „młodymi, wykształconymi z dużych miast”, którzy wynurzali się z „kultowych” knajp na Krakowskim Przedmieściu i głupkowatością próbowali zagłuszyć swój strach. W tym roku takie sytuacje się nie zdarzały, a w marszu spod ruskiej ambasady przyłączali się do nas młodzi ludzie z chodników.
Policja, chociaż w dużej liczbie, też jakby spokojniejsza, robili swoje, pilnowali porządku, ale w twarzach, poza paroma wyjątkami, nie dostrzegłem agresji, najczęściej niepewność, może i coś na kształt zadumania. W czasie emisji filmu „Anatomia upadku. Część 2”, zmieniający się na służbie borowcy spod Pałacu Prezydenckiego, uzbrojeni w szybkostrzelne, nowoczesne pistolety maszynowe, taksowali nas z wyższością. Im dłużej trwał film, tym mocniej dochodziło do wszystkich widzów pytanie: co zrobiliśmy, żeby tamtych, którzy zginęli, ochronić? I niknęła też pewność siebie borowików.
W którymś z przemówień Jarosław Kaczyński stwierdził, że za stan narodowej świadomości o Katastrofie Smoleńskiej, i w jej konsekwencji za stan Polski, nie ponosi odpowiedzialności ta część społeczeństwa, która nie jest w stanie oprzeć się propagandzie, ani ta, która pozostaje bierna. Za to co dzieje się z Polakami są odpowiedzialne elity, myślę, że mógł też odnosić się do opozycji. Ludzie są gotowi przyjąć prawdę, tylko trzeba im ją odsłonić, trzeba do nich dotrzeć.
Dziękuję Autorowi za ten tekst.
Pozdrawiam serdecznie
przemek łośko,
OdpowiedzUsuńSłowa Piłsudskiego przynoszą smutną refleksję: nie mamy i nie będziemy mieli przywódców zdolnych do takich postaw i takiej oceny zagrożeń. W konfrontacji z obecnym stanem polskich elit politycznych i wiedzą o polskim społeczeństwie, te słowa brzmią wręcz surrealistycznie.
Bardzo podoba mi się Pańskie stwierdzenie: "Gdybym miał piątą część zasobów opozycji coś takiego jak "obóz prezydencki" byłoby przestraszoną galaretą."
Dostrzegam jednak, że problem nie leży tylko w zasobach i zapleczu organizacyjnym, ale w braku woli politycznej i braku odwagi. To pierwsze wynika z błędnych kalkulacji, to drugie jest już cechą konstytutywną Polaków.
Wprawdzie przyzwyczailiśmy się do dokonywania ocen z perspektywy historycznej i sławienia naszej narodowej dumy i odwagi, to przecież dzisiejsza kondycja społeczeństwa zdecydowanie przeczy tez wizji. Gdyby choć w części była ona prawdziwa - czy znosilibyśmy rządy kanalii i miernot?
Szanowny Panie Kazefie,
OdpowiedzUsuńZgodzi się Pan zapewne z twierdzeniem, że sprawa zbrodni smoleńskiej nie ma odcieni politycznych i partyjnych. Ta sprawa przecięła naszą teraźniejszość według miary najprostszej i najmądrzejszej - miary człowieczeństwa. Powstała dychotomia My-Oni nie dotyczyła bowiem różnic w poglądach politycznych (jak starano się nam wmówić), sięgała za to w najgłębsze pokłady naszego systemu wartości.
Sprawa Smoleńska nie rozbiła nas na „dwie Polski” i nie przecięła linią politycznych podziałów. Obnażyła tylko to, co ukrywano przez dziesięciolecia i odsłoniła prawdę, której bano się wykrzyczeć przez dwie dekady III RP. Poznaliśmy wówczas efekty komunistycznej dżumy,która zabiła wspólnotę narodu i zamieniła część populacji zamieszkującej kraj nad Wisłą w skarlałą formę „człowieka sowieckiego”.
Wprawdzie mój tekst odnosi się do postaw polityków opozycji, to jestem głęboko przekonany, że to, co zechciał Pan nazwać "strategią Aleksandra Ściosa" musi być wyzwaniem dla każdego Polaka.W tej "strategii" nie ma nic wyjątkowego i nic heroicznego.
Uświadomienie sobie, że "Polska należy do nas", że istnieje podział na My i Oni, zaś świat, w którym żyją noce zmory "nas nie dotyczy" - nie wymaga ofiar i poświęceń lecz realizmu i odrobiny refleksji. A to niewiele, jeśli chce się zasłużyć na miano Polaka.
Nie wiem, co wykazują dziś wewnętrzne "sondaże" partii opozycyjnej i przyznam, że nic mnie to nie obchodzi. Ludzie, którzy pretendują do roli naszych reprezentantów mają obowiązek (to należy podkreślić) "wykorzystania" tematu zbrodni smoleńskiej. Taki obowiązek spoczywa na każdym Polaku, ponieważ rzecz dotyczy okoliczności śmierci naszych rodaków. Tu nie ma miejsca na dyskusję.
Jedyną formą złej i haniebnej "gry Smoleńskiem" jest traktowanie tej sprawy w kategoriach sondażowych lub kierowanie się wizją "doraźnej straty".
Dziękuję Panu i serdecznie pozdrawiam
viva cristo rey,
OdpowiedzUsuńDziękuję Panu za tak wyśmienitą relację. Bardzo bym chciał, by z takich spostrzeżeń można było wyprowadzić pozytywne wnioski.
Bez wątpienia - praca zespołu smoleńskiego ministra Macierewicza ma ogromny wpływ na stan świadomości Polaków i poziom wiedzy na temat przyczyn katastrofy. W tym obszarze, propaganda warszawsko-moskiewska ponosi klęskę. Po to jednak, by klęska była całkowita potrzebujemy rzeczy niewielkiej - odwrócenia wzroku od "postkolonialnych telewizji i gazet". Nie tylko dlatego, że szerzą systemowe kłamstwo, ale z tej przyczyny, że "nas to nie dotyczy".
Nie dotyczy zaś dlatego, że nie prowadzi się polemiki z propagandą i dezinformacją i nie dyskutuje z Obcymi. Wiedzieliśmy o tym w czasach komuny.
„Nawet nazywać ich nie warto – w ogóle nie warto się nimi zajmować, najlepiej jest uznać, że ich nie ma. Trzeba wychodzić, kiedy wchodzą, odwracać się, kiedy do nas podchodzą" - mówił poeta.
To nawet nie kwestia ocen politycznych, lecz nakazu zachowania trzeźwości umysłu i uporządkowania świata wartości.
Tu jest ogromne i dotąd niewykonane zadanie dla prawdziwie wolnych mediów. Nie wolno im czerpać z "zatrutego źródła", a tym bardziej traktować go jak przekazu racjonalnego i godnego polemiki. Takie zachowania prowadzą do zafałszowania rzeczywistości i wywołują stan głębokiej schizofrenii.
Nie zgadzam się natomiast ze stwierdzeniem prezesa PiS, jakoby odpowiedzialność za stan narodowej świadomości, spadała tylko na elity. W takich ocenach dostrzegam intencję omijania trudnego tematu kondycji naszego społeczeństwa i ucieczki od dychotomii My-Oni.
Nie można też traktować Polaków niczym stada bezwolnych owiec, prowadzonych przez fałszywych pasterzy.
Każdy z nas odpowiada indywidualnie - za to czego słucha, co ogląda, czemu daje wiarę i niwelowanie tej odpowiedzialności poprzez wskazywanie (oczywistych) win tzw. elity, tworzy fatalny i głęboko nieprawdziwy obraz relacji społecznych.
Niestety, polityków partii opozycyjnej nie stać na przeprowadzenie terapii wstrząsowej, bo wmówiono im, że powiedzenie Polakom prawdy mogłoby okazać się zabójcze dla notowań i spowodowałoby spadek liczby elektoratu. Oceniając rzecz w takich kategoriach, opozycja udowadnia, że nie wierzy we własne racje, a tym bardziej (choć głosi coś przeciwnego) - nie wierzy w dojrzałość i mądrość Polaków.
Dziękuję Panu i serdecznie pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji
OdpowiedzUsuń/Kwiecień 17, 2014 15:43
Putin chce gwarancji dla rosyjskojęzycznych regionów
Prezydent Rosji Władimir Putin powiedział w czwartek, że władze w Kijowie powinny dać gwarancje dotyczące praw ludności rosyjskojęzycznej w regionach południowo-wschodniej Ukrainy. Ponownie podkreślił, że Rosja uważa nowe władze Ukrainy za nielegalne./
http://zw.lt/swiat/putin-chce-gwarancji-dla-rosyjskojezycznych-regionow/
Szanowny Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńPodzielam, co oczywiste, Pański pogląd w w tej sprawie.
Cieszę się, że przedstawił go Pan w tak jasny, nie budzący wątpliwości sposób.
Pragnę jednocześnie zwrócić uwagę na kilka spraw powiązanych z tekstem.
Po pierwsze, jestem przekonany, że o ile ewentualne przyjęcie takiej retoryki (co momentami faktycznie zaczyna być widoczne, choć nie wiem, jak na razie, na ile ma to związek z obchodzoną czwartą rocznicą i na ile będzie trwałe za kilka tygodni, miesięcy?) będzie jeszcze mogło obrócić przewidywaną sekwencję zdarzeń, o tyle jestem absolutnie pewien, że jest to ostatni taki moment w historii, gdy będzie jeszcze skuteczne.
Gdy minie etap wyborczy i nie przyniesie on pożądanych zmian, układ stanie się nie tyle domknięty co zabetonowany, na wiele, wiele lat.
Po drugie.
Chciałbym odnieść się do dwóch cytatów z Pańskich komentarzy:
"... Uświadomienie sobie, że "Polska należy do nas", że istnieje podział na My i Oni, zaś świat, w którym żyją noce zmory "nas nie dotyczy" - nie wymaga ofiar i poświęceń lecz realizmu i odrobiny refleksji. A to niewiele, jeśli chce się zasłużyć na miano Polaka".
"... Nie można też traktować Polaków niczym stada bezwolnych owiec, prowadzonych przez fałszywych pasterzy.
Każdy z nas odpowiada indywidualnie - za to czego słucha, co ogląda, czemu daje wiarę i niwelowanie tej odpowiedzialności poprzez wskazywanie (oczywistych) win tzw. elity, tworzy fatalny i głęboko nieprawdziwy obraz relacji społecznych. "
Tak, uświadomienie sobie tej prawdy o własnej podmiotowości, poczucie bycia suwerenem w swoim własnym kraju, to podstawa samodzielnego myślenia i w dalszej perspektywie, skutecznego działania.
Mam jednak wrażenie, że w praktyce, dla większości z nas nie jest to ani łatwe, ani tak proste.
I wiąże się, najogólniej mówiąc, z ostracyzmem środowisk trzymających kiesę.
Odpowiadanie im tym samym, o czym mówią do nas Poeci, wymaga wspomnianej samoświadomości, oraz wynikającej zeń woli bycia właśnie takim człowiekiem. Wymaga świadomego, nieraz znacznego ograniczania własnych ambicji, marzeń i planów, a nade wszystko, rezygnacji z niejednej okazji zarobienia, czasem znacznego zubożenia.
cd.
OdpowiedzUsuńPo trzecie.
Politycy opozycji, jako wyraziciele naszej woli, powinni za każdym mozliwym razem być uswiadamiani przez nas o popełnianych błędach.
Nie powinniśmy mieć żadnych skrupułów w uświadamianiu im czego oczekujemy!
Wiem z obserwacji, że nawet prośby nieznanych internautów o np. ograniczenie osobisej aktywności w stacjach tv są czasem spełniane, gdy w grę wchodzi dobrze pojęty interes publiczny a adresat posiadł odpowiedni zasób cech dobrej kindesztuby.
Eschatologiczny wymiar przeżywanych świat pozwala też na nieco ogólniejsze spojrzenie na nasze, "Polskie sprawy".
Uczy nas dystansu do życia i niepowodzeń. Wiara w ostateczne zwycięstwo miłości i dobra leżąca u podstaw wiary w Zmartwychwstałego, daje siły o jakie często sami siebie nie podejrzewamy.
Na zakończenie pragnę Panu, Komentatorom i wszystkim odwiedzajacym ten blog życzyć dobrego przeżycia Świąt Zmartwychwstania Pańskiego i łaski wiary w ostateczne zwycięstwo Życia.
Zaścianek