Gdy przeczytałem dziś wystąpienie Bronisława Komorowskiego wygłoszone w 72. rocznicę napaści sowieckiej na Polskę, po raz kolejny zrozumiałem, że państwo, którego przedstawicielem jest ten człowiek nigdy nie wyzwoli się ze stanu haniebnego upodlenia.
Każdy, kto poznał dzieje naszego kraju i wie, czym była rozciągająca się nad Polską noc sowieckiej okupacji, musi odczuwać głębokie upokorzenie czytając słowa Komorowskiego. Upokorzenie – ale i gniew, że moi rodacy wybrali prezydentem postać tak niegodną i daleką od rozumienia polskiej historii.
Nie znajduję w języku konwenansów słów dostatecznie mocnych, by wyraziły odrazę wobec wykorzystywania tej daty dla wygłoszenia prostackiej, nacechowanej żałosną próżnością mowy, w której megalomania miesza się z intencją zamazywania prawdy historycznej. Można byłoby pytać: co wspólnego z agresją sowiecką mają opowieści o budowaniu pomników, recenzja marnego filmu Wajdy czy pogadanki o bohaterskich bojach Komorowskiego, okraszone ukraińskimi reminiscencjami? Jaki historyczny przekaz płynie dla Polaków od kogoś, kto nie potrafi nawet nazwać agresora po imieniu i chce w tragicznej dla nas dacie upatrywać „dobry dzień”? Nie zamierzam jednak cytować nawet fragmentów tego wystąpienia, pozostawiając jego lekturę zainteresowanym.
Tak brzmi głos człowieka, którego nie stać na prowadzenie odpowiedzialnej i godnej niepodległego państwa polityki historycznej. Człowieka, który z racji swoich słów i czynów -nie ma moralnego prawa, by stać się reprezentantem narodu zdradzonego o świcie 17 września 1939 roku.
Pamięć o tym dniu, pamięć o milionach ofiar sowieckiego bestialstwa wymaga, żebyśmy dziś właśnie usłyszeli głos człowieka odważnego i dumnego. Kogoś, kto mówił językiem wolnych Polaków i nie kłaniał się kremlowskim satrapom.
Dlatego chcę przypomnieć słowa mojego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wygłoszone 17 września 2009 roku pod warszawskim pomnikiem Poległych i Pomordowanych na Wschodzie:
„Dokładnie siedemdziesiąt lat temu Polska otrzymała cios w plecy. Wojsko Polskie walczyło wtedy w Warszawie, Modlinie, na Helu, w rejonie Lwowa, na Lubelszczyźnie i w wielu innych miejscach naszego kraju; trwała jeszcze bitwa pod Kutnem. Tego dnia około drugiej w nocy ponad sześćsettysięczna armia sowiecka wdarła się w granice Rzeczypospolitej – dokonała aktu agresji; nie było to wkroczenie. O godzinie trzeciej nad ranem polski ambasador został wezwany do sowieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, żeby dowiedzieć się, że państwo polskie nie istnieje, a rząd uciekł. W rzeczywistości rząd Rzeczpospolitej urzędował wtedy na jej terytorium.
Doszło do najzwyklejszego aktu agresji – aktu, który był aktem wojennym. Polska stała się ofiarą dwóch agresorów w trakcie, gdy wojna jeszcze trwała. Wiem, że powtarzam to nie po raz pierwszy, ale tę prawdę trzeba choćby i codziennie powtarzać.
Nasza armia w niejednym miejscu stawiała opór sowieckiemu agresorowi. Niektóre z licznych bitew i potyczek zostały przed chwilą przypomniane. Bohaterska była obrona Grodna, bohaterstwo żołnierze polscy wykazali w wielu innych miejscach, chociaż działali bez wyraźnego rozkazu. Po prostu bronili swojej ojczyzny i był to akt spontaniczny i normalny; żołnierze są od tego, żeby ojczyzny bronić.
Wielu z nich, w szczególności wielu oficerów dostało się do niewoli i decyzją z 5 marca 1940 roku, która formalnie była decyzją Biura Politycznego, a w rzeczywistości decyzją Stalina, zostali wymordowani. Jeżeli tego rodzaju akt, dotyczący 30 tysięcy ludzi, nie jest aktem ludobójstwa, to co nim jest? Pytam, bo to zostało w Polsce zakwestionowane, i to nie przez byle kogo. Świetnie rozumiem potrzebę pojednania, ale narody jednać się mogą tylko i wyłącznie w prawdzie, powtarzam: tylko i wyłącznie w prawdzie, szczególnie jeżeli chodzi o duży naród, taki jak polski, i jeszcze większy. Prawda natomiast jest prosta: pakt Ribbentrop-Mołotow, czyli w istocie Hitler-Stalin, to był pakt dwóch wyjątkowo agresywnych imperializmów i totalitaryzmów.
Czy mord katyński był aktem zemsty? Tak, bo jego rzeczywistym motywem był odwet za rok 1920. Czy nie był to akt szowinizmu, wielkoruskiego szowinizmu? Tak, był. Już wtedy, w 1940 roku tak to należało określić. To nie były już lata 20., lecz czasy, gdy ten wielkoruski szowinizm zaczął dominować także w ramach komunizmu. I taka jest prawda – i taką tylko prawdę jesteśmy w stanie przyjąć.
Lata 1939-1941 na terenie, który obejmował więcej niż 50 procent terytorium przedwojennej Drugiej Rzeczypospolitej, to lata nie tylko mordów na oficerach. To także tysiące egzekucji działaczy politycznych, w tym, co ciekawe, i działaczy lewicy, którzy w pierwszej chwili myśleli, że oto nadchodzą dobre czasy; szybko się skończyły, przed sowieckimi plutonami egzekucyjnymi. To niszczenie polskiej inteligencji, to wywiezienie setek tysięcy ludzi do Kazachstanu, na Zabajkale, do republik w północnej Europie, republik autonomicznych. To obozy i śmierć dzieci, kobiet i mężczyzn. Taka jest prawda o tych czasach i jest w naszym interesie, także politycznym, żeby o tym pamiętać – szczególnie wtedy, gdy 1 września, w 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej na Westerplatte, w miejscu, które jest symbolem, słyszymy o planie nowej architektury Europy.
Mówiłem przed kilkoma godzinami na zjeździe Polskiego Towarzystwa Historycznego, że miejsce Polski w tej nowej architekturze musi być niezwykle ciasne; z natury rzeczy można powiedzieć. Nie próbujmy się więc w to miejsce wpisywać!
Szukajmy Europy partnerskiej, w której naszemu krajowi należy się miejsce wynikające z jego wielkości i historii. Od historii bowiem nie da się uciec. Nasz świat to – dla dziś żyjących pokoleń – oczywiście przede wszystkim przyszłość, ale jej nie da się oddzielić od przeszłości.
Pojednanie w Europie, rozumianej w tym momencie szeroko, jest potrzebne. Ale podstawą tego pojednania musi być niejednokrotnie twarda prawda. Powtarzam raz jeszcze: Polska nie ma powodów do odrabiania lekcji pokory. Polska zachowała się tak, jak należało się zachować. Niech lekcję pokory odrabiają ci, którym niejedna taka lekcja się należy. W imię czego? Właśnie w imię przyszłości”.
linki:
wystąpienie Bronisława Komorowskiego:
wystąpienie Lecha Kaczyńskiego:
Link do przemówienia Komorowskiego zwraca błąd ([404] Plik nie istnieje : File Not Found). Prezydent wstydzi się swych słów ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Michal
Jak to często bywa Gajowemu nie wyszło.
OdpowiedzUsuńJak to nie wyszło przemówienie - wręcz przeciwnie - PEŁNĄ GĘBĄ REZYDENT...
OdpowiedzUsuńRR
Zamazywanie historii ma genezę w zamazywaniu historii rodzinnej.Na podstawie autoryzowanych przez BK wywiadów w czasopiśmie "Gala" w czasach przedmarszałkowskich,pytam o ojca pana BK: 1. Z czyim świadectwem maturalnym i pod jakim nazwiskiem studiował na Uniwersytecie w Poznaniu? 2.W jaki sposób ukończył te studia gdy wydało się ,że nie posiada matury? 3.Czym zasłużył na czerwony paszport i co ekonomista badał w krajach afrykańskich? 4.Po jakich kursach /moskiewskich?/ ekonomista z wykształcenia został prefesorem afrykanistyki na UW? 5.Jakie miał doświadczenie dyplomatyczne gdy ogłoszono go "hrabią" /akcja prasowa/ i mianowano ambasadorem w Rumunii /promoskiewskie centrum agenturalne /?
OdpowiedzUsuńKim dla ojca i syna Komorowskich był / jest Aleksander HALL ?
OdpowiedzUsuńKim dla ojca i syna Komorowskich był / jest Aleksander HALL ?
OdpowiedzUsuńaktualny link: http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wypowiedzi-prezydenta/wystapienia/art,123,wystapienie-prezydenta-w-72-rocznice-napasci-zsrr-na-polske.html
OdpowiedzUsuńtutaj
GALA: Używa Pan takiego staroświeckiego słowa jak dzielność... BRONISŁAW KOMOROWSKI: ... której nie należy mylić z brawurą. To jest odwaga bycia po stronie słabszych, przegranych. GALA: Myśli Pan: „Polska” – co Panu staje przed oczami? BRONISŁAW KOMOROWSKI: Mój ojciec. Tata był poetą. Wzruszał się łatwo, a my razem z nim. Kiedyś, gdy miałem kilkanaście lat, zabrał mnie na granicę z ZSRR, kazał klęknąć, zmówić pacierz. Ze łzami w oczach wskazał na drugą stronę granicy za drutami kolczastymi i powiedział: „Tam jest ojczyzna naszych przodków. Masz ją kochać”.
OdpowiedzUsuńEuronews: „Ale panie Delors, ta Europa nie mówi jednym głosem...”
OdpowiedzUsuńJacques Delors, były przewodniczący Komisji Europejskiej:
„Ci wszyscy rozgadani przywódcy, czy oni martwią się faktem, że prezydencja Rady Europejskiej jest sprawowana przez Polskę? Czy uważa pani, że to jest normalne, iż tak pomija się polską prezydencję?”
Euronews:
„Uważa pan, że jest ona ignorowana?”
Jacques Delors:
„Jest ignorowana! Tak, jest ignorowana! I czy sądzi pani, że to jest dobry znak dla Europy?”
euronews: Aber Monsieur Delors, dieses Europa spricht nicht mit einer Stimme…
Jacques Delors: Alle diese großen Chefs, die da das Wort ergreifen, machen die sich eigentlich klar, dass die Ratspräsidentschaft bei den Polen liegt ?
euronews: Sie meinen, das wird ignoriert?
Jacques Delors: Und wie! Und wie!
Ist das vielleicht ein gutes Zeichen für Europa?
Euronews: “But Mr Delors, this Europe isn’t speaking with one voice…”
Jacques Delors: “All these leaders who are talking, do they care that the Presidency of the European Council is Polish?
“Do you think the way the Polish presidency is ignored is a good thing?”
Euronews: “You think it’s being ignored?”
Jacques Delors: “Yes, it’s being ignored!
“And do you think that that is a good sign for Europe?
=========================
J. Delors - president of the European Commission – between 1985 and 1995 – he witnessed the birth of Economic and Monetary Union in Maastricht in 1992.
http://de.euronews.net/2011/09/13/jacques-delors-sarkozy-und-merkel-haben-das-eu-system-auf-zwischenstaatliche-/
I taki kmiot jest "prezydentem" POLSKI !!! kiedy pytają mnie jakie mam antypatie -ja odpowiadam:są dwie twarze, na które nie mogę patrzeć i słuchać ich: Tusk i Komorowski...
OdpowiedzUsuńłączę się w bulu
"Szukajmy Europy partnerskiej, w której naszemu krajowi należy się miejsce wynikające z jego wielkości i historii. Od historii bowiem nie da się uciec. Nasz świat to – dla dziś żyjących pokoleń – oczywiście przede wszystkim przyszłość, ale jej nie da się oddzielić od przeszłości."
OdpowiedzUsuńPiękne i mądre słowa. I takiego człowieka nieraz okrzyknięto oszołomem? Bo czy my nie chcemy być w Europie? Tylko my oczekujemy prawdy i godnego miejsca w tej wspólnej europejskiej rodzinie. Bo w rodzinie nie może być tematów tabu, bo rodzina to równe traktowanie jej członków. Gdy tego wszystkiego zabraknie to taka rodzina wcześniej czy później się rozpada.