Kwiecień 2010 roku musiał być dla rosyjskich służb specjalnych jednym z najbardziej pracowitych miesięcy. W tym samym czasie, gdy wokół pułapki smoleńskiej rozkręcała się kampania dezinformacji, Rosja pilnowała przebiegu krwawej rewolucji w dalekim Kirgistanie. Dla wielu obserwatorów sceny politycznej było jasne, że usunięcie prezydenta Bakijewa stanowiło karę za paktowanie z Amerykanami w sprawie bazy lotniczej Manas, a płk Putin postanowił wymienić nazbyt samodzielnego satrapę i pokazać światu, kto sprawuje władzę w tym rejonie Azji Środkowej. Przyszło mu to tym łatwiej, że Kirgistan jest krajem niemal całkowicie zależnym od Rosji, a wszelkie formy aktywności publicznej i politycznej są w pełni kontrolowane. Od lat też Rosja dba, by nowe pokolenia Kirgizów wyrastały na obywateli przyjaźnie nastawionych do wielkiego sąsiada i wykazywały zrozumienie dla dominującej roli Moskwy.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, na straży podległości sowieckich republik i krajów satelickich stała Armia Czerwona, sowieckie służby i lokalna agentura. Dziś nie wydaje się to już konieczne, skoro Kreml doskonale rozwinął równie skuteczne narzędzia wpływów, a rolę „sowieckich doradców” przejęli menadżerowie rosyjskich koncernów. Jedna z największych uczelni Kirgizji – Kirgisko-Rosyjski Słowiański Uniwersytet (KRSU) w Biszkeku od lat korzysta ze wsparcia Gazprom Neft-Asia, a przyznawane przez rosyjski koncern rozliczne stypendia naukowe i socjalne pozwalają Rosjanom prowadzić niezwykle efektywną „politykę wychowawczą”. To dzięki rosyjskiej firmie, młodzi Kirgizi mogą zdobywać wyższe wykształcenie, a szczególnie utalentowani odbywają szkolenia na rosyjskich uczelniach, otrzymując przez cały okres nauki ufundowane przez Gazprom stypendia. Tak zdobyte wykształcenie daje szansę, że po powrocie do kraju absolwent zostanie zaliczony do kirgiskiej elity i znajdzie lukratywne zajęcie. Ponieważ studia na wyższych uczelniach Kirgistanu są wyjątkowo drogie, a całe szkolnictwo wyższe płatne, system stypendialny Gazpromu w tym małym i skorumpowanym państwie spełnia tę samą rolę, jaką przed laty spełniały rezydentury KGB.
Przykład Kirgistanu wart jest dostrzeżenia, gdy uświadomimy sobie, że metody pozyskiwania agentury, w tym tej najcenniejszej - agentury wpływu, nie muszą być związane wyłącznie z aktywnością oficerów wywiadu, a rosyjska strategia ekspansji, twórczo rozwinięta przez Putina, nakłada również obowiązki na wielkie koncerny energetyczne i rosyjskie firmy państwowe.
Z ujawnionej niedawno przez Wikileaks notatki amerykańskiego dyplomaty ze spotkania z wysokim przedstawicielem Gazpromu wynika, że do celów rosyjskiego koncernu należy "uzyskanie maksymalnej kontroli nad globalnymi zasobami energetycznymi". Firma jest ponadto narzędziem polityki socjalnej, a jej priorytety to zaopatrywanie w gaz samych Rosjan oraz "wypełnienie pewnych socjalnych zobowiązań". Przedstawiciel Gazpromu opisał swoją firmę jako socjalistycznego monopolistę. Na tym jednak nie kończy się misja koncernu. Co najmniej od kilku lat, jest on jednym z najważniejszych narzędzi rosyjskiej polityki zagranicznej, służąc utrwalaniu dotychczasowej strefy wpływów oraz odzyskaniu przez Moskwę mocarstwowej pozycji. To m.in. dzięki Gazpromowi rosyjska ropa i gaz stanowi broń równie skuteczną, jak w czasach Związku Sowieckiego stanowiły czołgi i rakiety Czerwonej Armii, a szefowie koncernu prowadzą politykę służącą interesom kremlowskich „siłowików”. O tym, że Gazprom nie jest tradycyjną firmą nastawioną na zysk, świadczy udział w przedsięwzięciach niedochodowych, jak Nord Stream czy projektu budowy linii kolei magnetycznej Berlin - Moskwa biegnącej przez Białoruś i Polskę. W pierwszym przypadku, mamy do czynienia z „ekonomicznym paktem Ribbentrop-Mołotow”, w drugim - z ustanowieniem kolejnego (obok gazociągu Jamał) eksterytorialnego korytarza do Niemiec i Europy Zachodniej. Oba są projektami politycznymi, w których zysk zdefiniowano w perspektywie rosyjskiej ekspansji na Europę.
O rzeczywistym znaczeniu Gazpromu nie świadczą niekorzystne dla firmy wskaźniki ekonomiczne, lecz walory, jakich nie posiada żadna inna spółka. To dzięki nim, Gazprom mógł w roku 2005 powierzyć stanowisko szefa rady nadzorczej Nord Stream Gerhardowi Schröderowi i obsadzić konsorcjum ludźmi Stasi, a na początku 2008 zaproponować Romano Prodiemu, „człowiekowi KGB we Włoszech”, by stanął na czele spółki budującej gazociąg South Stream. Możliwość wykorzystania aktywów sowieckich megasłużb jest atrybutem, jakiego nie posiadają żadne firmy energetyczne, a podążające za koncernem zastępy agentów nadal wykonują robotę na rzecz swoich dawnych mocodawców.
Przykład Kirgistanu wart jest wspomnienia również dlatego, że podobną strategię działania Gazprom planuje w Polsce. „Miejmy nadzieję, że w Polsce wejdzie w życie nowe pokolenie, które nie ma uprzedzeń. Ono być może zrozumie, że Polska musi szukać przyjaciół nie tylko w Ameryce, ale także w Rosji" - pisał we wrześniu 2009 roku komentator agencji Interfax po wizycie premiera Putina na Westerplatte.
Trudu wychowania nowego pokolenia „przyjaciół Rosji” podjął się Gazprom, fundując stypendia doktoranckie dla młodych naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego. Dzięki umowie, podpisanej z Uniwersytetem w maju 2010 r., Gazprom Export i EuroPol Gaz stali się na początek fundatorami 18 stypendiów. W programie stypendialnym mają uczestniczyć młodzi naukowcy prowadzący badania „na temat stosunków polsko-rosyjskich w wymiarze politycznym, gospodarczym lub kulturowym”. Choć wytłumaczeniem dla tego typu działań ma być poszukiwanie środków na dalszy rozwój kadry naukowej, trudno nie dostrzec konsekwencji sponsorowania polskich naukowców przez rosyjską „firmę specjalnego znaczenia”.
Zadziwiająco, a miejscami szyderczo muszą brzmieć zapewnienia dyrektora generalnego Gazpromu Aleksandra Miedwiediewa, gdy przekonuje, że firma „nie szkoli rosyjskich agentów”, a „program stypendialny jest wielkim wysiłkiem skierowanym na poprawę relacji polsko-rosyjskich”. Szyderczo, ponieważ w zakres tych samych wysiłków służących „poprawie stosunków”, Miedwiediew zalicza zawarcie skrajnie niekorzystnej umowy gazowej z Polską, zapisanej już w historii, jako haniebny symbol wasalnych i asymetrycznych stosunków między Warszawą, a Moskwą. Wydaje się też, że szef Gazpromu zapomniał, iż w roku 2005 jego koncern otrzymał polecenie od ówczesnego prezydenta Putina, by nowa strategia eksportowa Gazpromu zmierzała do przejmowania przez firmę udziałów w spółkach gazowniczych i elektroenergetycznych, w zamian za przedłużenie kontraktów na dostawy gazu. W zgodzie z tą strategią, na początku 2009 roku Gazprom wymusił od rządu Donalda Tuska renegocjację umowy rządowej z 1993 roku i przejął władzę w spółce zarządzającej polskim odcinkiem Jamalu. Tak dalece płk Putin musiał być pewny swojej strategii, że w lipcu 2009 roku rząd rosyjski postanowił nie podnosić podatków od Gazpromu, które w latach 2010-12 miały przynieść budżetowi 1,5 do 2 mld dolarów rocznie. Ponieważ dodatkowe dochody zostały już zaplanowane w budżecie Rosji, Gazprom obiecał, że zapewni je rządowi, zwiększając eksport gazu i podnosząc jego ceny dla zagranicznych odbiorców. Zawarcie umowy z Polską, w imię „poprawy stosunków”, pozwoliło firmie wypełnić to zobowiązanie.
Prawdą jest natomiast, że Gazprom nie musi szkolić rosyjskich agentów. To zadanie ostatecznie wykonują ludzie z Łubianki, a o najcenniejsze wpływy agenturalne w Polsce zadbał już w latach 80. gen. Witalij Pawłow. Okres ostatniego dwudziestolecia służył tylko umocnieniu tych wpływów.
Dyrektor Gazpromu wyjawił natomiast, jak będzie wyglądała dalsza strategia rosyjskich podbojów i warto potraktować ten głos z najwyższą uwagą. „Następnym krokiem – napisał Miedwiediew, jest odejście od kontraktów biznesowych i rozpoczęcie wymiany kulturalnej i akademickiej. Właśnie dlatego inwestujemy w młodych ludzi z nadzieją, że będą kontynuować budowanie lepszych relacji pomiędzy naszymi krajami, by pomóc nam przezwyciężyć zimnowojenne stereotypy”.
Mamy zatem do czynienia ze śmiałym, choć nie nowatorskim wytyczeniem kierunków długofalowej strategii kremlowskich siłowików. Dotychczas bowiem, sowieckie rezydentury prowadziły energiczne kampanie werbunkowe na niemal wszystkich uniwersytetach „wolnego świata”. Zwabieni do „rewolucyjnego podziemia”, otumanieni lewackim bełkotem i „walką z faszyzmem”, młodzi ludzie z wpływowych rodzin zasilali następnie struktury państwowe USA, Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemiec. Wielu z nich przyniosło potem chlubę swoim oficerom prowadzącym i polityczne zyski swojej przybranej ojczyźnie. „Piatiorka z Cambridge”, czyli Kim Philby, Guy Burgess, Anthony Blunt, Donald Maclean oraz John Cairncross nie byli jedynymi, głęboko ukrytymi agentami Kremla, zwerbowanymi podczas studiów uniwersyteckich. Można sądzić, że wielu, prawdziwie cennych agentów nadal nie zostało zidentyfikowanych, a niektórych nazwisk nie poznamy nigdy.
Również zapowiedź „przezwyciężania zimnowojennych stereotypów” nie jest niczym nowym, jeśli pamiętać, że już po 1945 roku agenci Moskwy przystąpili do budowania sieci organizacji międzynarodowych sterujących opinią publiczną, by wymienić tylko: Światową Federację Młodzieży Demokratycznej, Międzynarodową Demokratyczną Federację Kobiet, Międzynarodową Organizację Dziennikarzy, Międzynarodową Organizacja Radia i Telewizji, Międzynarodowy Związek Studentów, itp. Wiele z nich, stosując retorykę „walki o pokój” wiernie służyło interesom Kremla.
Jest jednak w cytowanej wypowiedzi Miedwiediewa nowy, ważny wątek dotyczący „rozpoczęcia wymiany kulturalnej i akademickiej”. Brzmi sensownie i całkiem nieszkodliwie, bo kto we współczesnej „globalnej wiosce” podważałby potrzebę kontaktów akademickich i kulturowych?
Warto zatem dostrzec, że przez ostanie trzy lata identyczny cel przyświecał działaniom Tomasza Turowskiego - moderatora procesów „zbliżenia” polsko-rosyjskiego, zdekonspirowanego jako komunistyczny szpieg i wieloletni oficer megasłużb sowieckich. W latach 2007-2010 Turowski, występując jako ambasador tytularny w Moskwie oraz doradca szkół wyższych, prowadził ożywioną działalność na rzecz integracji środowisk uniwersyteckich. Jego bliskie związki z moskiewską Akademią Ekonomii i Prawa (MAEiP) zaowocowały podpisaniem szeregu umów o współpracy tej uczelni z Akademią Humanistyczną im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku, Wyższą Szkołą Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie czy Wyższą Szkołą Hotelarstwa i Gastronomii w Poznaniu. W listopadzie 2008 roku, Turowski asystował przy podpisaniu umowy o współpracy MAEiP z Uniwersytetem Warszawskim. Umowa zakładała m.in. powołanie na UW nowego wydziału prawa rosyjskiego, wymianę publikacji prac naukowych oraz wymianę wykładowców, studentów i doktorantów uczelni partnerskich. Nie wiadomo, czy i na ile ten fakt zaważył o późniejszym podpisaniu umowy stypendialnej z Gazpromem.
Moskiewski MAEiP należy do uczelni kultywujących tradycje ZSRR, „dzieła Wojny Ojczyźnianej” i wojny afgańskiej oraz pamięć weteranów Armii Czerwonej. W gronie wykładowców i profesorów znajdziemy pracowników rosyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz weteranów służb sowieckich. Do bardziej znanych absolwentów tej uczelni, można zaliczyć kuzyna obecnego premiera Rosji, Igora Putina.
W październiku 2007 roku Moskiewska Akademia powołała do życia tzw. Klub Polski w Moskwie. W deklaracji założycielskiej klubu napisano.: „Z zadowoleniem zauważamy, że charakter współczesnych relacji między naszymi narodami jest w pełni zgodny z podstawowymi interesami Rosji i polskiej młodzieży. Uważamy, że naszym obowiązkiem jest dalszy rozwój i wzmocnienie tradycyjnej przyjaźni i wielowymiarowej współpracy między uczniami i nauczycielami z rosyjskimi i polskimi.”
Pięć miesięcy później, 10 marca 2008 roku, z inicjatywy uczelni moskiewskiej i jej polskich partnerów powstał Klub Rosyjski w Warszawie, któremu patronowali m.in. były ambasador PRL w Moskwie Stanisław Ciosek, prezes Stowarzyszenia "Polska-Wschód" (wcześniejsza nazwa: Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej) Stefan Nawrot oraz „przyjaciel uczelni” Tomasz Turowski. Zwieńczeniem działalności Turowskiego, jako rzecznika integracji środowisk uniwersyteckich, są wydarzenia kończące rok 2010, gdy 6 grudnia odbyło się wspólne posiedzenie „Klubu Rosyjskiego” w Warszawie i „Klub Polskiego” w Moskwie. Oficjalny komunikat głosił, iż „w oparciu o zasady dobrego sąsiedztwa i pojednania, podpisano porozumienie w sprawie utworzenia na ich bazie, "Polsko-Rosyjskiego Centrum” w Warszawie i "Polsko-Rosyjskiego Centrum” w Moskwie”. Wśród głównych celów działania „Centrów” wymieniono: „wspieranie współpracy w zakresie szkolnictwa wyższego, nauki i kultury, wymianę młodzieży i studentów” oraz „realizację wspólnych projektów i programów w dziedzinie edukacji i nauki”.
Trudno przypuszczać, by związek między aktywnością Tomasza Turowskiego, moskiewskiej uczelni oraz kręgami „rosyjskich przyjaciół”, a „planami inwestycyjnymi” Gazpromu, był dziełem przypadku. W tak strategicznych kwestiach polityka Putina nie pozostawia miejsca na koincydencję, a wszystkie struktury formalne i nieformalne zostają podporządkowane jednemu dążeniu.
Nie sposób nie zauważyć, że wspólnym celem tych działań jest polska młodzież i polskie środowiska uniwersyteckie, a zatem te grupy społeczne, które w znacznym stopniu decydują o kierunkach rozwoju i naszej przyszłości.
„Właśnie dlatego inwestujemy w młodych ludzi z nadzieją, że będą kontynuować budowanie lepszych relacji pomiędzy naszymi krajami, by pomóc nam przezwyciężyć zimnowojenne stereotypy” – wyjawił Aleksander Miedwiediew.
Trzeba te słowa odebrać jako zapowiedź realnego, zasadniczego zagrożenia. Nie tylko ze względu na perspektywę działań werbunkowych w środowiskach uniwersyteckich i groźbę pozyskiwania cennej agentury wpływu. W tym dążeniu chodzi o rzecz znacznie poważniejszą – o intencję kreowania nowego pokolenia „przyjaciół Rosji” i wpływania na postawy ludzi niedoświadczonych i podatnych na demagogię. Dziś, tylko niewielka część Polaków rozumie, na czym polega „budowanie lepszych relacji” w wykonaniu putinowskiego reżimu, a jeszcze mniej pamięta, jaki „model wychowawczy” narzucali nam sowieccy okupanci. Większość ludzi młodych jest całkowicie bezbronna wobec rosyjskiej strategii, ponieważ dwie dekady III RP wykorzystano na stworzenie pokolenia historycznych analfabetów. Nawet, jeśli przykład Kirgizji wyda się daleki od polskich realiów, stanowi mocny znak ostrzeżenia przed skutkami kremlowskiej polityki..
Fałszywe przesłanki propagandowego procesu pojednania, zainicjowanego nad smoleńskimi trumnami, demaskują prawdziwe intencje Rosjan. Są one tym groźniejsze, że korzystają ze wsparcia „firm specjalnego znaczenia” i wrogiej, doskonale ulokowanej agentury, a kierują się w stronę młodego pokolenia Polaków, by za fasadą „wymiany kulturalnej i akademickiej” poszerzać obszar kolonialnej dominacji.
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńSukces tej kolonizacji bedzie zalezal od jej skali i moze zostac stosunkowo latwo zneutralizowany poziomem naszej edukacji patriotycznej.
Patrze z rosnacym optymizmem na przebudzenie narodowe w Polsce.
Zebysmy tylko potrafili to spontaniczne i oddolne zjawisko skanalizowac w procesie wyrywania kraju z rak postsowieciarzy i agentur wszelkiej masci.
Na poczatek, upamietnimy , w sposob widoczny i z duma - rocznice Zamachu - wepnijmy mak w butonierki, nie ukrywajmy zaloby , wbrew purpuratowi Nyczowi, wywiesmy flage.
Pozdrawiam i gratuluje sukcesu kolejnej ksiazki.
zoom
Mak w butonierce...piękny brytyjski zwyczaj...przypomina mi to o pewnej dyskusji z gospodarzem tego bloga.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że kluczem do IV RP, o której dziś wspomniał Kaczyński, jest edukowanie młodzieży w duchu patriotyzmu. Być może po wygranych przez PiS wyborach należy zmienić programy nauczania w szkołach, tak aby młodzież nabrała więcej szacunku do własnego kraju i własnej historii? Nie wiem, czy nie należy skorygować (cofnąć) przy okazji reformy edukacyjnej (wprowadzenia gimnazjów) - ale czy my coś wiemy o takim zamiarze od przywódcy partii opozycyjnej?
Ministerstwo Spraw Zagranicznych być może należałoby rozwiązać tak jak WSI i stworzyć od podstaw? Jest tam zbyt wielu ludzi z PRL-u i od Geremka. Słabi z nich patrioci, bo ciągle (i to bez przymusu, a głównie z własnej inicjatywy) tłumaczą się za Polskę, za Kaczyńskich, za krzyże, za rzekomą polską rusofobię czy antysemityzm. Więcej szkody, niż tacy dyplomaci to sami sobie nie możemy wyrządzić. Zatrudnienie harcerzy i młodych patriotów w MSZ przyniosłoby Polsce większe korzyści, niż kontynuowanie misji (tzn. braku misji) Radosława Sikorskiego. Tylko, ponowię pytanie, czy jest jakaś strategia przygotowywana w tej sprawie, bo ja słyszę krytykę i narzekania, ale nie słyszę o rozwiązaniach???
mazur
@mazur,
OdpowiedzUsuńMalkontent jestes i kwita!;)
Dobrze podsumowales, co nalezy zmienic. Teraz zaloz (minimalistycznie jak tylko mozna), ze PiS to zmieni po dojsciu do wladzy. Malo? Ja mowie: az tyle, wystarczy odsunac oboz zdrady , czyli rzadzic "negatywnie", zeby uzyskac progres zgodny z polska racja stanu ... nasza sytaucja jest az do tego stopnia krytyczna.
Pozdrowienia,
zoom
W tej dziedzinie mogą nam skoczyć, robili to przez dziesięciolecia z przeciwnym skutkiem, młodzieży nam nie zabiorą, ale gospodarczo mają nas w garści i nie wiem czy z tego "bratniego" uścisku możemy się uwolnić.
OdpowiedzUsuń