środa, 7 czerwca 2017

PYTANIE – CO DALEJ? - MUSI BYĆ ZADANE

Tezy „Białej księgi” zespołu parlamentarnego PiS, obalenie przez prof. Biniendę teorii „pancernej brzozy”, ujawnienie roli gen. Benediktowa i zadań moskiewskiego sztabu nadzorującego lot Tu-154, wnioski z opinii fonograficznej krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, informacje po ekshumacjach zwłok Zbigniewa Wassermanna i Anny Walentynowicz.
Każde z tych wydarzeń, mających miejsce w latach 2010-2012, było kamieniem milowym w procesie burzenia smoleńskich fałszerstw. Każde przybliżało nas do prawdy o zamachu smoleńskim i pogłębiało wiedzę o matactwach i zaprzaństwie reżimu PO-PSL.
Każde też - gdyby III RP, choć przez chwilę była państwem prawa, a jej mieszkańcy świadomymi obywatelami, miało moc obalenia rządu-wspólników Putina.
Wówczas, przed pięcioma laty, zadałem na blogu pytania.  Zawisły w próżni, bo, podobnie jak dziś nie było woli, by zmierzyć się z takim wyzwaniem:
Co jeszcze musimy wiedzieć i jak koszmarne poznać tajemnice, by uświadomić sobie ogrom zbydlęcenia osób mieniących się politykami, funkcjonariuszami czy dziennikarzami tego państwa?
Po której odsłonie tych tajemnic pojawi się świadomość, że rządzą nami ludzie odpowiedzialni za śmierć polskiej elity, za bezczeszczenie zwłok polskich obywateli, tysiące kłamstw i niegodziwości?
Co dalej - politycy partii opozycyjnej, brylujący w rządowych mediach i salonach „warszawki”? Czy nadal wierzycie w mechanizmy demokracji i cudowną moc karty do głosowania? Czy pokładacie nadzieję w ponadpartyjnym „rządzie fachowców” i podziałach na złych i dobrych polityków grupy rządzącej? Czy zdobędziecie się na odwagę  powiedzenia Polakom, w jak zniewolonym kraju żyją i z kim naprawdę mają do czynienia?
Co dalej – księża biskupi, ślący podziękowania za „życzliwość i wrażliwość rosyjskiego ludu”, składający homagium lokatorowi Belwederu i  jednający się z agentem zbrodniczego reżimu? Czy Polacy broniący krzyża smoleńskiego nadal będą „fanatyczną sektą” i „ludźmi zadymionymi PiS-em”?
Czy usłyszymy wasz głos potępienia dla nieludzkich praktyk obecnej władzy? Czy staniecie w obronie rodzin ofiar Smoleńska, haniebnie oszukanych i wydanych na pastwę prokuratorskich hien?
Co dalej – zacni panowie publicyści i „nasi” eksperci,  pouczający „lud pisowski” o potrzebie głębokich reform i demokratycznych przemian, dywagujący o zagrożeniach demokracji i wolnych mediach? Czy nadal będziecie podążać za każdą brednią rzuconą przez medialnych terrorystów i drżeć przed ich ocenami?
Kiedy zrezygnujecie z mitologii „wspólnoty narodowej” i zdobędziecie na rzetelne opisanie polskiej rzeczywistości, bez koniunkturalnych światłocieni i środowiskowych uzależnień?
Pytanie - co dalej, musi być zadane. Nim ogrom upodlenia uczyni z nas bezmyślnych niewolników.

Dziś, gdy ekshumacje ofiar Smoleńska ujawniają kolejne dowody barbarzyństwa reżimu Tuska i Komorowskiego i nikt przy zdrowych zmysłach nie może przejść obojętnie wobec zbydlęcenia „elit” III RP,  mogę – tylko wobec siebie, udzielić odpowiedzi na pytania zadane przed pięcioma laty.
Nie ma takiej wiedzy ani takiej świadomości społecznej, które w realiach tego państwa spowodowałyby narodowy wstrząs i doprowadziły do wytyczenia „ostrej granicy” My-Oni.  
Choćby nasi rodacy uzyskali pewność, że rządzili nami zdrajcy i wspólnicy w dziele zabójstwa 96 Polaków, będą wierzyli w mit demokracji i kłamstwo „wojny polsko-polskiej”, zaś Obcym nadadzą szlachetne miano „oppositio”.
Nie będzie żadnego „dalej”, bo politycy PiS, hierarchowie Kościoła i ludzie rządowych „wolnych mediów”, nigdy nie rozstaną się z mitem o demokratycznej III RP i nie powiedzą  Polakom – kim są Obcy. Żaden z nich nie znajdzie dość odwagi, by uwolnić się od przekleństwa politycznej poprawności i postawić Obcych poza narodową wspólnotą.
Owszem - dalej będą epatować emocjonalnym pseudo-patriotyzmem, „mobilizować” wyborców ogromem smoleńskiego bezprawia i dbać, by nastroje elektoratu nie wykraczały poza normę „walki o demokrację III RP”.
Gdy słyszę dziś zapewnienia polityków PiS: „Nie spoczniemy i nie zatrzyma nas żaden krzyk, żadne opętańcze wycie, żadne rzucanie się pod samochody. Dołożymy wszelkich starań, by wszystkie okoliczności tragedii smoleńskiej zostały wyjaśnione, aby stanąć w prawdzie”, gdy czytam ich deklaracje: „to była prowokacja, niebywały skandal i barbarzyństwo. Odpowiedzialni za to ludzie z PO powinni zniknąć ze sceny politycznej” i publiczne zapowiedzi „trybunału stanu” i „politycznego końca tej formacji” – mam jeszcze i tę pewność, że Komorowskiemu, Tuskowi, Kopacz, Sikorskiemu, Pawlakowi i pozostałym „opozycjonistom” z PO-PSL nie spadnie włos z głowy i nie poniosą żadnej odpowiedzialności politycznej bądź karnej.
Pewność czerpię nie tylko z doświadczeń dwóch lat rządów PiS, podczas których nie wyjaśniono żadnej zbrodni III RP i nie podjęto żadnego śledztwa w sprawach najważniejszych dla Polaków, ale z prawdy stokroć bardziej oczywistej – z niezdolności  do wykluczenia Onych i traktowaniu ich, jako integralnej części polskiej wspólnoty.
Zaledwie jeden z prezydenckich ministrów popisał się populistyczną retoryką i zagrzmiał w pewnej telewizji:
„Partia, która w tak ordynarny sposób kłamie powinna na stałe zniknąć ze sceny politycznej. Nie tylko Ewa Kopacz. Ta formacja nie ma prawa, z punktu widzenia politycznego na jakikolwiek byt. Społeczeństwo, które zostało i jest okłamywane - i co więcej – będzie okłamywane dalej nie może pozwolić na trwanie partii, jaką jest Platforma Obywatelska.”, by dwa dni później, inny prezydencki minister oznajmił: „Jeśli tylko będzie zainteresowanie PO, Nowoczesnej, PSL i pozostałych ugrupowań, to pan prezydent jest gotowy na debatę konstytucyjną z tymi partiami. Pan prezydent zaprasza wszystkich do debat konstytucyjnych”.
Nikt z tych, którzy słyszeli te skandaliczne słowa, nie odważył się zapytać – jak można pogodzić te dwie, skrajnie różne deklaracje? Jak nisko musi pan prezydent cenić swoich rodaków, jeśli mówiąc, że tylko oni „mają prawo wypowiedzieć się w sprawie konstytucji”, do grona uprawnionych  zalicza ludzi, którzy dopuścili do profanacji zwłok ofiar Smoleńska i przez lata okazywali nam nienawiść? Jaką wartość mają publiczne deklaracje prezydenckiego ministra o „zniknięciu ze sceny politycznej”, skoro nie podążą za nimi żadne refleksje, czyny i decyzje?
Odpowiedzi na takie pytania nikt nie udzieli, bo większość naszych rodaków jest przekonana, że polityka polega na robieniu z gęby cholewy, zaś Oni to tacy sami Polacy, tylko mający „inne poglądy polityczne”. Za „pogląd polityczny” uznaje się zatem łgarstwo o „winie pilotów”, oddawanie moczu na znicze na Krakowskim Przedmieściu lub śmiech nad trumnami ofiar i bełkot godny enkawudzisty- „najlepiej byłoby pochować wszystkich razem i nie analizować, jaka część ciała należała do kogo”. Świadomość, że czyny popełnione przez reżimowców PO-PSL wykluczają z polskiej wspólnoty i były wymierzone w naszą tradycję, kulturę i interes narodowy – jest obca zdecydowanej większości Polaków.
Obca dlatego, że ci, od których winniśmy spodziewać się prawdy o realiach III RP i spełnienia obowiązku ukarania zdrajców, okłamują nas pustą retoryką i wiodą do kolejnego etapu „zgody narodowej”.
Uznawanie ludzi PO-PSL za jakąś „opozycję”, nadawanie im praw honorowych, celebrowanie ich słów i traktowanie z polityczną atencją – jest więcej niż głupotą. Jest zbrodnią fałszu, dokonywaną na otumanionych i niezdolnych do obrony Polakach. Uczestniczące w tym procederze rządowe „wolne media”, w których każde plugastwo owej „opozycji”, może liczyć na uwagę i poczesne miejsce,  wykonują doskonałą robotę na rzecz Obcych i stanowią jedno z największych zagrożeń dla naszej wolności.
Ci ludzie nie tylko uciekają przed definicją państwa-sukcesji PRL, ale wbrew narodowym powinnościom odrzucają podział na My-Oni i za szczyt patriotyzmu przyjmują dezyderat „zgody narodowej”. Tej „zgody”, w której zło miesza się z dobrem, postępuje amnezja historyczna i wzrasta komuna Obcych z Polakami.
Ordynarne kłamstwo o „podziałach między Polakami” – szerzone dziś przez ludzi partii rządzącej, fałszuje genezę historycznego konfliktu i obarcza nas niepopełnioną winą. Ci politycy, gotowi są stawiać znak równości między II Rzeczpospolitą i sukcesją PRL-u i przekonywać, że naród winien „wznieść się ponad niepotrzebne podziały i spory”.
Nie usłyszymy od nich, że nie Polacy są dziś podzieleni i nie poglądy polityczne nas różnią. Nie dowiemy się, że nie naszą winą jest stan „wojny”, bo wrogami polskości są tutejsi Obcy. Nikt z nich nie przyzna, że jedynym „dialogiem” z  antypolską zbieraniną, winna być infamia, banicja i długoletnie więzienia.
Ewa Kochanowska, wdowa po śp. Januszu Kochanowskim, w jednym z wywiadów powiedziała ważne słowa: „ dla wielu rodzin, mimo że się je oskarża o najgorsze rzeczy, właśnie ten moment wyjęcia ich bliskich z tych worków, o których wiedzieliśmy od pierwszej ekshumacji i zapewnienie godziwego wiecznego spoczywania jest dziś najważniejszy. To taki moment emocjonalnego zamknięcia tej sprawy, która wisi nad nami od tylu już lat.
Czas, w którym dowiedzieliśmy się, jak poprzedni reżim potraktował zwłoki najlepszych Polaków, mógłby - dla nas wszystkich, stać się „momentem emocjonalnego zamknięcia tej sprawy”. Czasem oczyszczenia i narodowego przełomu.
Prawda o Smoleńsku zawiera również prawdę o nienazwanej i niedostrzeganej dychotomii My-Oni. O podziałach, które nie dotyczą „różnic politycznych”, lecz sięgają tragicznych doświadczeń okupacji sowieckiej, biegną w głąb ludzkich sumień i systemów wartości i ujawniają się w braku lub w poczuciu tożsamości narodowej.
Tej wiedzy najbardziej nam trzeba.
Już dziś moglibyśmy otworzyć drogę do prawdy o Smoleńsku, gdyby ludzie, w których pokładaliśmy nadzieję odważyli się nazwać ten podział po imieniu i odrzucili zabójczą dla narodu wspólnotę z Obcymi. Gdyby prawdę, jaka wyłania się z zachowań antypolskiej hałastry, potrafili pokazać - jako dowód obcości i zaprzaństwa.   
Emocjonalne „wzmożenie” i epatowanie „skandalicznym” zachowaniem Onych – a tylko tak obecna władza zamierza wykorzystać wstrząsające informacje, nie prowadzi do wyjścia ze smoleńskich mgieł. Nic nie wniesie wiedza o wynikach ekshumacji, jeśli będzie tylko pożywką dla politycznych tyrad i materiałem dziennikarskich wyrobników. Nie stanie się zarzewiem narodowego wstrząsu, bo nie ma takich wiadomości, które mogłyby obudzić Polaków. Ponieważ ta władza nie chce rozliczyć winnych zamachu i nigdy nie udźwignie ciężaru odpowiedzialności, kolejne odsłony smoleńskiego memento, będą służyły wyłącznie doraźnym celom politycznym.
Drogą jest prawda o podziale My-Oni, bo tylko ona otwiera oczy na grozę naszego położenia i może wyzwolić społeczny bunt.

Odpowiedź na pytanie – co dalej, byłaby niepełna, gdyby zabrakło w niej konkluzji.
Ta, sprowadzona tylko do moich planów i zamierzeń, zawiera się w jasnej deklaracji: partia pana Kaczyńskiego już nigdy nie uzyska mojego poparcia ani głosu w tzw. wyborach powszechnych. Tym bardziej, nie dostanie go fałszywy „projekt pijarowski” - prezydent Andrzej Duda.
Ubiegając idiotyczne pytania w rodzaju: czy lepiej by rządzili Tusk i Komorowski, odpowiem: lepiej, by zło było jawne i nazywane po imieniu, niż kryło się za fasadą „dobrej zmiany” i czyniło spustoszenie w umysłach moich rodaków.
Lepiej, żeby Polacy zostali siłą doprowadzeni pod mur upodlenia i hańby i musieli spojrzeć w prawdziwe ślepia Obcych, niż stojąc pod tym murem, nie dostrzegali zagrożenia i sławili tych, którzy wiodą ich do zagłady.

36 komentarzy:

  1. Szanowny Panie Aleksandrze,
    Za każdy Pana tekst dziękuję, bo każdy odbiera mi zdrowy sen zapomnienia. Każe cięgle od nowa rewidować otaczający świat i ustalone już zdawałoby się jego pojmowanie.
    Ten dystans z Antypodów i doświadczanie na własnej skórze demokracji jednej z najwyżej rozwiniętych napawa mnie obrzydzeniem do tego systemu, niestety. Te nasze nadwiślańskie politruki są tylko gorszą, prymitywniejszą odmianą tych "wyżej rozwiniętych" salonowców. Wszędzie to samo. Partia jest tylko po to, by zdobyła władzę i ją utrzymała, a demokracja temu celowi ma służyć. Tylko temu celowi. Próżno mieć pretensję do Polaków skoro zostali oni wytresowani na suwerena, czyli "ciemny lud". Wkodowano im tę wiedzę że są suwerenem i równocześnie, że nic nie mogą poza podpisaniem się krzyżykiem na karcie wyborczej wyrażającej zgodę na warcholstwo wybrańców. Suweren to oszustwo. Praktyka demokracji dzisiejszej jest stekiem "kłamstw demokratycznych" i wolni ludzie powinni je ścigać bardziej niż to "oświęcimskie".

    Z szacunkiem

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowny Panie,

    Osobiście uważam, że ci którzy nie dostrzegają Onych sami są Onymi. Są Onymi "z ludzką twarzą", czyli politycznymi mutantami stworzonymi przez system okrągłostołowy, żeby nas mamić i chronić PRL-bis przed gniewem społeczeństwa. Przypominam sobie sytuację, gdy kilka (może kilkanaście) miesięcy po tragedii smoleńskiej pan prof. Gliński pognał do Belwederu, aby z rąk Komorowskiego odebrać jakiś order czy inną aureolę. Podobnie postąpili wielcy patrioci (piszę bez ironii) prof. Andrzej Nowak i Jan Żaryn, nie stać ich było na odmowę przyjęcia profesury belwederskiej z rąk sojusznika Kremla. Tych trzech przedstawicieli obecnych elit nie stać było na zwykły gest przyzwoitości. Co gorsza, nie przeszkadza im to dziś klepać komunały o polskiej godności i honorze. Obłuda do nieba śmierdząca.
    Kłaniam się Panu
    Robert Kościelny

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny Panie Mirosławie,

    Gdyby tylko chodziło o ułomności tego najgłupszego ustroju, nie miałbym o czym pisać. Tam bowiem, gdzie owa demokracja realnie istnieje, można rozgrzeszyć rządzących i rządzonych. Choćby wiarą w dobro, jakie płynie z praktykowania „rządów większości”. Mogą w to wierzyć Australijczycy czy Amerykanie, którym ten system przynosi rzeczywiste profity.
    Mogą też dlatego wierzyć, że z ich krajów Sowieci nie uczynili „pola doświadczalnego”, na którym śmierdzący onucami bolszewizm, przemienił się w „kwitnącą demokrację”, a stada bandytów i funkcjonariuszy partyjnych stały „światłymi Europejczykami”, „lewicowcami” i „opozycją demokratyczną”.
    Ale jak usprawiedliwić wiarę naszych rodaków? Czym uzasadnić bałwochwalstwo nieistniejącej pseudo wartości? I jak pogodzić wiedzę o genezie tego państwa i tworzących go „elitach”, o rozlicznych fałszerstwach wyborczych i kreowaniu opinii publicznej przez ośrodki propagandy, z wiarą, że bękart PRL-u stał się państwem prawa i demokracji?
    Kiedyś na tym blogu, Pani Urszula użyła świetnego określenia -"samoograniczającą się niepodległość". Napisałem wówczas, że wbrew pseudointelektualnym łamańcom przedstawicieli "elit patriotycznych" uważam, że z niepodległością jest, jak z demokracją - jest lub jej nie ma. Stany pośrednie - pół lub ćwierć niepodległości, nie wchodzą w rachubę. Nie znam też sytuacji, którą można określić mianem pół lub ćwierć demokracji. Tam, gdzie się kończy, mówimy o dyktaturze lub totalitaryzmie.
    Jeśli zatem przyjmiemy stan "samoograniczenia", jako naturalny dla państwowości III RP, konsekwentnie należałoby powiedzieć, że „ograniczona niepodległość”, to nic innego jak brak niepodległości, zaś „ograniczona demokracja”, to pospolita dyktatura ciemniaków.
    „Samoograniczenie” nie jest zaś niczym innym, jak właśnie mitologią demokracji, która miast wiedzy o tym państwie, karmi się prymitywną demagogią i sofistyczną retoryką,

    Dziękuję Panu i pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Robert Kościelny,
    Szanowny Panie Robercie,

    To solidnie trafna uwaga – „ci którzy nie dostrzegają Onych sami są Onymi”. Jak w „Folwarku zwierzęcym” Orwella: „ Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim.”
    My też „nie możemy się połapać”, a przyczyną ulegania tej mistyfikacji jest wiara, że człowieka od owej świni odróżnia przynależność partyjna, werbalny patriotyzm, posługiwanie się pewnym schematem poglądów i ocen.
    To – w opinii naszych rodaków, dostateczny powód, by każdy polityk PiS (lub inny, przypisujący sobie miano „konserwatysty” i „prawicowca”) korzystał z szacunku „człowieka prawego” i był stawiany na społeczny piedestał. Sztandarowym przykładem takiej mistyfikacji jest dla mnie prezydent Duda, który bywa tam, gdzie wypada bywać, mówi to, co wyborcy chcą słyszeć, ostentacyjnie manifestuje swoją wiarę i zewnętrzny patriotyzm.
    Mistyfikacja zaszła tak daleko, że nikt nie ma ochoty ani odwagi pytać: co realnie zrobił dla Polaków pan Andrzej Duda, jakie inicjatywy czy wielkie projekty podjął, dlaczego ukrywa wiedzę o Aneksie, czemu atakuje najlepszego i najbardziej pracowitego ministra, dlaczego otacza się miernotami i sierotami po UW, czemu ucieka od tematów trudnych, lecz najważniejszych dla Polaków?

    Napisał Pan o braku przyzwoitości i obłudzie luminarzy środowiska patriotycznego”. To zrozumiałe, bo dla tych, którzy muszą (?) ukrywać prawdę o realiach III RP, Komorowski, Tusk czy Kwaśniewski, będą tylko politykami mającymi „inne poglądy”. Dla takich, jak Gliński lub Nowak, nie istnieje granica oddzielająca swoich od obcych, prawych od zdrajców, Polaków od apatrydów. Gdyby miała zaistnieć, nie tylko uniemożliwiłaby pewne zachowania (jak np. objęcie przewodnictwa tzw.Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, TPPR-bis) ale utrudniłaby życie przedstawicielom tej „elity”: zamknęła drogę do kariery, awansów i lepszych dochodów, skazała na nieobecność w mediach, brak publikacji i honorariów autorskich. Póki istnieje ów „system naczyń połączonych” i trwała (czasem skrywana) więź beneficjentów III RP, nie oczekujmy rzeczy tak prostych, jak przyzwoitość.
    Zdolność mistyfikacji jest w III RP niezwykle ceniona, a nawet podziwiana.
    Jak pisał Orwell - „Psy cyrkowe skaczą, gdy treser strzeli z bata, ale naprawdę dobrze wyszkolony pies wykonuje skok bez bata”.

    Pozdrawiam Pana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Panie,

      Bardzo dziękuję za odpowiedź.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  5. Szanowny Panie Aleksandrze,

    bardzo dziękuję za ten tekst.
    Jako wieloletni Pański komentator oświadczam z pokorą: mam trudności, żeby napisać coś w odpowiedzi.
    Dziś treserzy strzelają z bata w telewizorach, w radiach i w internecie. Większość tego bata nie potrzebuje, bo reaguje na bodźce niczym psy Pawłowa.
    Od dawna uważam tak, jak to określił Pan Robert Kościelny: "ci którzy nie dostrzegają Onych sami są Onymi". Mówię to wprost zwłaszcza tym, którzy zaczynają ze mną rozmowę w stylu: "mam wielu znajomych popierających PO, ale też znajomych Pisowców, a sam jestem pomiędzy". Na takie słowa reaguję alergicznie - gorzej, niż na szczere wyznania lewaków. Mówię takim umieszczającym się "pomiędzy", że są gorsi od najgorszych. Bo do swojej tępoty dokładają pychę bufonów, myśląc, że są niezależni w poglądach. Którą to pychę też im zaimplementowano w przekazach wszelakich.

    Pod ekologicznymi hasłami walczy się dziś z tradycją cyrkową i pokazami z udziałem zwierząt. Może oni nie chcą, żeby widz podczas przedstawienia odczuwał permanentne déjà vu?

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Panie Aleksandrze.
    Każda lektura Pańskiego tekstu przywodzi mi na myśl nieestetyczne, ale wydaje mi się, trafne skojarzenie. Otóż wokół setki tysięcy Polaków pływają w morzu kłamliwego gówna. Jedni kraulem, inni klasycznym. Są tacy, którzy sprawnie suną delfinem. Są tacy którzy za sport życia obrali nurkowanie swobodne i biją własne rekordy schodząc coraz głębiej. Są tacy co się unoszą swobodnie na pleckach i tacy którzy w niekończącej się agonii wierzgają dawno pod powierzchnią.
    W tym zalewie fekaliów są jednak, przyjmując kosmiczna terminologie - osobliwości. Jednak inaczej niż czarne dziury, te osobliwości przyciągają jedynie poszukujących prawdy. W środku takiej osobliwości stoi zaś nie zmiażdżona do punktu gwiazda, ale gość z łopatą. Tą łopata, ten gość bez końca i bez pardonu szufluje wszech napływające gówno i oczyszcza skrawek przestrzeni, aż do twardej skały. Do prawdy. Ciężko jest stać tu, widzieć i czuć te cuchnące, wszechogarniające odmęty. Jednak jak dobrze jest, jak po ludzku, stać tutaj twardo na własnych nogach, czuć swoją wagę i używać sumienia i rozumu.
    Za tę mozolną, niekończąca się robotę szuflą, panie Aleksandrze podziękowania :-)
    P.S. Pan ma szuflę, ja coś koło saperki, inni mają co kto może. Jednak nie szufluje Pan obecnie sam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Co dalej?” - pytanie fundamentalne!
    Pragnę zwrócić na jego inny nieco, choć nierozłączny aspekt - dla zamieszkałych w Polsce - często dotykający podstaw bytu. Dla tych zatrudnionych, jak znaleźć się w rzeczywistości gdzie źródło awansu, sukcesu, warunkowane jest przynależnością do jednej z partyjnych koterii, tzw. „układu”, dla prowadzących działalność, jak zaakceptować kod kulturowy klientów, inwestorów? Warto tu zauważyć, że w przyjętym sposobie redystrybucji dochodu narodowego, mowa głównie o środowisku budżetowym, ściśle powiązanym z polityką i pieniędzmi „niczyimi”. Sytuacja deprawująca i tworząca mnóstwo pokus. To w konsekwencji codzienne wyzwania zmuszające do wyborów, które często skutkują tym czy się ma, czy skazanym się jest na marginalizację, wykluczenie i najzwyczajniej biedę. Jasne, do pewnego poziomu drabiny społecznej jest to prawie niezauważalne, ale od pewnego szczebla, decydujące. Łatwiej zapewne też technikom/inżynierom. Tu wiedza fachowa i pracowitość pozwalają na osiąganie poziomu na ogół uznawanego za przyzwoity. Nie zmienia to jednak faktu, iż w dalszym ciągu skazuje na podległość środowisku, które rządzi się już innymi kryteriami oceny.
    Świadomy wybór zazwyczaj sprowadza się więc dzisiaj do rezygnacji z potencjalnych korzyści materialnych na rzecz pewnego dobra moralnego.
    Jak identyfikujemy owe „dobro”, to sprawa w gruncie rzeczy prosta i od co najmniej dwóch tysięcy lat opisana.
    Niestety, i tutaj interpretacje i rzeczywistość często stoją w sprzeczności z naszym wyczuciem tego pojęcia.
    W tym sensie, podobnie jak Gospodarz, mam poczucie wielkiego żalu wobec hierarchów KK.
    Napominam się jednak tym, że sam Jezus wybrał na swego następcę i jemu właśnie kazał „paść owce”, ułomnego i tchórzliwego Piotra. Piotra, który trzykrotnie zdradził i bał się stać pod Jego krzyżem, a nie wiernego Mu do końca Jana. Jan dostąpił innego wyróżnienia, jedynego w swoim rodzaju, ale o tym kto inny, w innym miejscu.
    Nie mniej jednak, odbieram to jako ważny przekaz wobec siebie i swoich pretensji!

    OdpowiedzUsuń
  8. I tu pojawia się sprawa naszej odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale za najbliższych i otoczenie.
    O ile łatwiej jest na dokonywanie moralnego wyboru ludziom w wieku, powiedzmy dojrzałym, z „odchowanym” potomstwem, to niezwykle trudno przekonać do takich postaw osoby trzydziestoparoletnie, zagonione i obarczone koniecznością zapewnienia sobie i dzieciom godnego bytu.
    Tu często brak czasu na refleksję, wyciszenie i przemyślenia musi być wspomożone przez otoczenie, głównie rodzinę, rodziców i dziadków. Ta słabość rodzin, postępująca wzorem zachodu atomizacja społeczeństw, przekłada się na panoszącą indolencję etyczną, brak umiejętności rozpoznawania dobra i zła, w konsekwencji na ogłupienie i obezwładnienie intelektualne tych którzy chcąc czuć się w roli „suwerena”, stają się bezwolnym narzędziem demiurgów.
    Dlatego tak ważne jest dla mnie, poza oczywistym wyborem politycznym, stawianie na rodzinę i jej etyczne oblicze.
    Panu „meewroo” gratuluję doskonałego obrazu. Podobnie widzę rolę Autora, doceniam ten heroiczny wysiłek i życzę „szerokiej szufli” :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Szanowny Panie Kazefie,

    Alergia, o której Pan wspomina, jest mi znana. To jeden z najlepszych „objawów chorobowych”, świadczący o zdrowiu psychicznym i moralnym „alergika”.
    Wyśmienicie skomentował Pan postawę „w rozkroku” – nie tylko wielce niewygodną i żałośnie wyglądającą, ale groźną dla tych „niezależnych w poglądach”.
    Jak przypomina nam Apokalipsa św. Jana - "Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich."
    „Letniość” i nijakość, jest zatem synonimem czegoś wyjątkowo parszywego i niestrawnego, znakiem obłudy, która - w realiach III RP, stroi się w szaty niezależności lub fałszywej mądrości.

    Bardzo dziękuję za wizytę i serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Panie Meewroo,

    Skoro już chce uczynić Pan ze mnie tego „szuflowego” i obarczyć tak niewdzięczną robotą, usilnie dopraszam się pomocy i wsparcia :)
    Dlatego cieszę się, że kreśląc ten sugestywny obraz rzeczywistości III RP, zaznaczył Pan, że nie skazuje mnie na samotne szuflowanie. To bardzo ważna deklaracja, którą, w odróżnieniu od zapewnień polityków, traktuję poważnie.
    Wiem, że gdyby tych „szuflujących” było dostatecznie wielu (a nie trzeba nam armii) problem naszego „szamba” można rozwiązać w sposób najprostszy – wyciągając zawór z tego zbiornika i spuszczając jego zawartość.
    Taki jest efekt działania prawdy. Taki, byłby efekt uwiadomienia naszym rodakom, że podział My-Oni ma moc oczyszczającą.
    A ponieważ niewiele jest scen bardziej zabawnych, jak widok ludzi, którzy próbują pływać w pustym basenie, mielibyśmy nie tylko korzyści ale i przednią zabawę z owych wyśmienitych "pływaków" III RP.

    Dziękuję Panu i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli tak jawna agresja Rosji, jaka miała miejsce w Smoleńsku, nie była w stanie zmusić Polaków do walki o własne państwo, do spuszczenia zawartości szamba, to żadne inne „jawne zło” nie będzie w stanie tego zrobić. Polacy nie mają żadnego zaufania do III RP, świadczy o tym milionowa emigracja. Problem nie polega na niedostrzeganiu tego co dzieje się wokół, a na braku woli zmiany tej sytuacji i wiary w taką możliwość.

      Usuń
  11. Panie Zaścianku,

    Piękne zdanie wyłuskałem z Pańskiego komentarza: „Świadomy wybór zazwyczaj sprowadza się dzisiaj do rezygnacji z potencjalnych korzyści materialnych na rzecz pewnego dobra moralnego”.
    W tym zdaniu znajduję odpowiedź na pytanie – co dalej?
    Bo właśnie taka postawa pozwala wybrać to, co lepsze, ponad to, co milsze, przyjemniejsze lub dostatnie.
    Nie jest to postawa znajdująca uznanie w naszym społeczeństwie, bo wiadomo – „prawdą nikt się nie nakarmi”, a kompromisem ze złem – i owszem. Ale tylko ona może wytyczać drogę do dobra wspólnego, do prawdziwej wolności i siły.
    Do hierarchów mojego Kościoła – nie mam żalu.
    Bo nie oczekuję od nich charyzmy i świętości – tylko dlatego, że przywdziali czerwone lub fioletowe szaty. Są ludźmi słabymi i ułomnymi, jak my wszyscy, i nie ja będę ich sądził za zgorszenie i zmarnowanie darów, jakie otrzymali.
    Bardzo trafnie przywołał Pan obraz świętego Piotra i jego trzykrotne zaprzaństwo. Słabość księży, biskupów czy papieży, jest „wpisana” w misję naszego Kościoła, nie pozwala zapomnieć o naszej grzeszności, ale też o tym, że Bogiem-człowiekiem był sam Jezus Chrystus. Gdyby Jego dzieło-Kościół Katolicki, opierało się tylko na człowieku – dawno zniknęłoby z historii.

    Mam natomiast pretensje do ludzi, którzy uzurpują sobie prawo przewodzenia narodowi i pouczania nas o tym, co złe i dobre dla Polaków. Do tych hierarchów, którzy wypowiadając się w sprawach społecznych (do czego mają prawo i obowiązek) nie chcą, lub nie potrafią powiedzieć prawdy o realiach tego państwa.
    Nie muszę chyba uzasadniać, że ich głos miałby znaczenie stokroć większe niż głos jakiegokolwiek polityka czy publicysty.
    Od tych hierarchów winniśmy wymagać tylko jednej rzeczy – odwagi w głoszeniu prawdy. Nie żadnej „dyplomacji”, „rozwagi” czy „przezorności” – bo tych w świecie nigdy nie zabraknie, ale darów znacznie trudniejszych.
    Jeśli więc owi hierarchowie dokonują świadomych wyborów (a nie mam prawa sądzić inaczej) to, biorąc pod uwagę Pana wyśmienitą definicję, rezygnują z dobra moralnego na rzecz dobra materialnego.
    Jeśli nawet nie robią tego dla pieniędzy i próżnych zaszczytów, robią to dla normy „świętego spokoju”, dla zachowania jakiegoś status quo, „wyciszenia nastrojów społecznych”, „zgody budującej” i kilku, tym podobnych pseudowartości.
    Co gorsze – nie mówiąc Polakom prawdy o otaczającej ich rzeczywistości, przypisują sobie prawo decydowania o tym - czy posiadamy zdolność przyjęcia takiej prawdy i udźwignięcia jej ciężaru.
    Uzurpują sobie prawo stanowienia o naszych wyborach i decyzjach, a zatem o naszej wolności lub naszym zniewoleniu.
    Wybory dokonywane w świecie fałszu i obłudy, nie mają bowiem cech wolnych i godnych człowieka rozumnego.
    Za to, można i trzeba winić polskich hierarchów.

    Dziękuję Panu i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za rozwinięcie tego ostatniego wątku. Widzę, że popełniłem błąd posługując się terminem z obszaru emocji. Racjonalizacja do konkretów, z którymi się całkowicie zgadzam, jest znacznie lepszym sposobem argumentacji.

      Proszę przyjąć wyrazy szczerego szacunku.
      Zascianek

      Usuń
    2. Pan Ścios nie ma do hierarchów żalu a ja mam.
      Bo ludzie tak bogato uposażeni intelektualnie, wolitywnie, materialnie "powinni od siebie wymagać", że posłużę się znanym cytatem. Truizmem jest też konstatacja, że mając pełnię kapłaństwa wręcz nurzają się w "basenach łaski nadprzyrodzonej".
      Więc mam żal i to ogromny. Bo odwaga w głoszeniu Prawdy przez nich nam się należy jak...psu micha!!!

      Usuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Wsojtek,

      Cierpliwie i usilnie prosiłem Pana o zaniechanie zamieszczania na moim blogu "przemyśleń" kompletnie niezwiązanych z tematem tekstu.
      Równie często prosiłem, by zadał Pan sobie trud edycji komentarzy i nie wrzucał tu tak niechlujnych, a przez to nieczytelnych wpisów.
      Zignorował Pan wszystkie moje prośby.
      Zapowiadam, że każdy Pański "komentarz", w takiej formie i stylistyce, będzie stąd usuwany.

      Usuń
  13. Witam. Czytam Pański blog bo poglądy tu wyrażane są ostre a diagnozy niczym biblijny miecz obosieczny. Z wieloma się zgadzam, inne przychodzi mi akceptować z trudem. Tak jest i tym razem. I choć zgadzam się z diagnozą obrazującą podział na My i Oni to proponowaną terapię trudno mi zaakceptować. Jeśli jest wielu Onych i taka rzesza zwiedzionych i nieświadomych tom ilu jest tych co mogą o sobie wraz z Panem powiedzieć – My. Czy zmieszczą się w jednym powiecie? Czy naprawdę pozostaje tylko wybór „albo-albo”? Lepiej polec w chwale niźli żyć w hańbie? Tylko taka alternatywa? (i czy można polec w chwale jeśli ofiara jest daremna bo nie wiedzie ku zwycięstwu)
    Przychodzi mi na myśl napis na nagrobku kierowcy: „tu leży ten co miał pierwszeństwo na skrzyżowaniu”. Czy nie lepiej brzmi hasło: „rób co możesz”. Czy nie lepiej, mimo wszystko, szukać tego co łączy niż tego co dzieli? Nie chodzi mi o bratanie z przeniewiercami ale robienie tego co się da i z kim się tylko da, by niejako holować tych mniej świadomych ku temu co lepsze (z mielizny na głębie). Nie zaniedbując przy tym głoszenia tego gdzie jest prawda i słuszność („meblować głowy”). Cóż da wytyczenie ostrej granicy My-Oni? Jak wielu zrozumie jej istotę i sens i dobro, które ma z tego wypływać? Ilu z takim podziałem się utożsami? Nie mam recepty na sytuację, w której jest nasz kraj i społeczeństwo. Ale czy nasza sytuacja nie wynika i z tego, że niemal przez wieki „strzelaliśmy z diamentów” w walce z historią? Czy patrząc według zasady koszt-efekt ten koszt nie był zbyt duży? Czy mizeria elit współczesnych nie wynika i z tego? I czy słusznym jest nie wspieranie tego co, choć nie najlepsze, lepsze jest od tego co złe? Czy „dobra zmiana” i prezydent nie jest takim przełożeniem zwrotnicy historii, która wytycza nowy kierunek, nieidealny ale lepszy. Kierunek, który należy modyfikować i precyzować, ale jednak wspierać. Ze wszystkich sił. Bo może jest to to, na co nas w tej chwili stać. Wiele spraw mogło potoczyć się lepiej, ale wiele mogło potoczyć się gorzej. Może to jest ten moment historii, który należy docenić i wspierać. By ktoś kiedyś nie zaśpiewał: „miałeś chamie złoty róg…”
    Nie czekać by ktoś – jak Pan pisze - poprowadził pod mur. Bo pod murem tysiącom moich rodaków strzelano w tył głowy. Strzelano i tym co światli, i tym co po prostu czuli się Polakami bez wzniosłych idei.

    OdpowiedzUsuń
  14. @phill ozoff

    "Nie chodzi mi o bratanie z przeniewiercami ale robienie tego co się da i z kim się tylko da, by niejako holować tych mniej świadomych ku temu co lepsze"

    Dużo ich już Pan przyholował?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo to określenie względne. Tu każdy ma znaczenie. A kilku holuje. Czasem ktoś mnie. Bo warto rozmawiać, nie? Temu też służy ten blog?

      Usuń
  15. Phill…
    Miałem podobne odczucia, ale potem przyszła myśl, że „czerwoni” nie chcą się dogadać, oni chcą nas pożreć. Danie im czasu tylko ich wzmacnia, a nas osłabia. Uśmiechną się do nas na chwilę, dopóki będzie im to odpowiadać, będą uprzejmi a kiedy ich zaczniemy naciskać- strzelą na w tył głowy. To nie są ludzie – to bandyci. Czym możemy walczyć, jeżeli jak Pan mówi brak nam elit. Dyskutować z nimi – kto to ma zrobić, zawiną nas argumentacją i leżymy na łopatkach. Prosta argumentacja – tak- tak, nie-nie; czarne – białe. To wielu prostych ludzi jest w stanie zrozumieć lub nawet intuicyjnie pojąć. Czasem myślę że inteligencja walczyła mężnie – ale przegrała Polskę.
    Może czas na chama z ulicy, który weźmie kamień do ręki i powie –TU JEST POLSKA.

    OdpowiedzUsuń
  16. phill ozoff,

    Owszem – „warto rozmawiać”, ale nie z każdym i nie zawsze. Są rozmowy, które nie prowadzą do dobra i rozmówcy, którzy na uwagę nie zasługują.
    To również myśl, którą trudno nam przyjąć.

    Zadał Pan wiele „retorycznych” pytań i wyraził szereg stwierdzeń. Mogłyby stanowić podstawę do ciekawej dyskusji, gdyby nie zawierały tak dużej dawki pustej retoryki.
    Bo spójrzmy. Na pytanie – „cóż da wytyczenie ostrej granicy My-Oni?”, może paść odpowiedź równie sugestywna –a co dotąd osiągnęliśmy, nie wytyczając żadnych granic?
    Na pytanie - „czy naprawdę pozostaje tylko wybór „albo-albo”?”, pojawi się kontra – a dokąd zaprowadziła nas ucieczka przed twardym wyborem i unikanie optyki albo-albo?
    Z kolei na pytanie – „ilu z takim podziałem się utożsami?”, ktoś odpowie – a kiedy to próbowano uświadomić Polakom ten podział, kiedy dano im szansę podjęcia wolnej decyzji?
    Przyjmuję, że postawę „rób co możesz” uważa Pan za wyraz realizmu i przeciwstawia ją (proponowanej przeze mnie) postawie „rób jak należy”, którą to kojarzy Pan raczej z jakimś idealizmem niż praktycznym podejściem do życia.
    Zadam więc jedno pytanie: na czym opiera Pan swoje stwierdzenia?
    Czy są wynikiem doświadczenia życiowego, dogłębnej analizy obecnej sytuacji, rezultatem badania faktów i zdarzeń i sięgają refleksji historycznej nad współczesnymi dziejami? Czy może wynikają z szeregu uproszczeń i medialnych schematów funkcjonujących w III RP, z narzuconych nam wzorców myślenia, z cech charakterologicznych, a wreszcie – z najmocniej utrwalonych w Polakach, postaw konformistycznych i zachowawczych?
    Jeśli wskazałby Pan na rzetelną analizę, to mamy problem, bo okazuje się, że prezentowane powyżej odpowiedzi wyrażają większy realizm niźli Pańskie pytania.
    Wyjaśnię, dlaczego tak się dzieje.
    Trzy dekady obecnej pseudo państwowości doprowadziły nas do określonego stanu. Jeśli nawet definiuje go Pan łagodniej niż ja to robię, zgodzimy się zapewne, że jest to stan daleki od ideału, a nawet od normalności.
    Zamach smoleński stanowi tu wydarzenie kluczowe i jest cezurą, która powinna, a nawet musi skłaniać człowieka rozumnego do refleksji. To, co widzieliśmy w ostatnich latach, czego wielu z nas doświadczyło na własnej skórze, nie da się zamknąć w definicjach „walki politycznej” i „różnic światopoglądowych”. Takiej dawki nienawiści, pogardy i wszelakich wynaturzeń, nie zna świat cywilizowany i nie wolno tego rodzaju zachowań rozgrzeszać prostackim kanonem politycznej pseudo wiedzy.
    Ponieważ napisał Pan, że zgadza się „z diagnozą obrazującą podział na My i Oni”, nie muszę dowodzić, że właśnie zamach smoleński i to, co po nim następowało, ukazał istnienie tej podstawowej dychotomii. A skoro ukazał, człowiek rozumny musi stanąć przed pytaniem – co dalej? Jak mam teraz postępować, jak żyć z tą świadomością i co zrobić, by ocalić moją wspólnotę?
    Dostrzeżenie tej dychotomii musi być wstrząsem.
    Musi też przerażać. Jeśli nie wstrząsa i nie przeraża – znaczy, że jej nie widzimy.
    Pan zadeklarował, że dostrzega podział na My-Oni. Jednocześnie, proponuje Pan, by zachowywać się tak, jakby nic się nie stało, by robić to, co dotąd robiono i postępować tak, jak przez dziesięciolecia postępowano.
    Nie ma w tym cienia racjonalności.


    cdn

    OdpowiedzUsuń
  17. cd
    Bo jeśli społeczeństwo III RP, w której przez trzy dekady nie robiono nic innego, jak szukano „tego co łączy”, „łączono ponad podziałami” i wybierano „mniejsze zło”, znajduje się dziś w stanie głębokiej zapaści, jeśli wokół jest tyle nienawiści, zła i pogardy, jeśli musimy bronić się przed agresją Onych i traktować ich jako wrogów polskości – zawdzięczamy to wyłącznie postawie „robienia co można”. Temu zabójczemu dla Polaków „pragmatyzmowi”(cudzysłów jest konieczny), który uczynił z nas niewolników „paru pojęć prostych jak cepy”.
    Stan III RP i obecność setek najpoważniejszych patologii – jest aktem oskarżenia przeciwko tym wszystkim, którzy przez trzy dekady proponowali nam takie „mądrości” – przeciwko politykom, elitom intelektualnym, hierarchom, publicystom.
    Okazuje się, że właśnie uczciwa analiza realiów tego państwa, zbadanie faktów i wydarzeń, a przede wszystkim refleksja nad Smoleńskiem, musi doprowadzić do wniosku, że dotychczasowe narzędzia polityczne i zachowania społeczne były błędne, a nawet szkodliwe, a to, co proponowano nam w ramach postawy „róbcie co można”, zostało doszczętnie skompromitowane.
    Jakakolwiek polityka „małych kroków”, wszelkie „strategie kompromisów”, próby „nawracania’ lub „zawracania” Onych – okazały się nieskuteczne. Można w nieskończoność udawać idiotę i zachłystywać się „skandalicznym” zachowaniem Onych, ale nie sposób zaprzeczyć, że z tymi, których PiS szalbierczo nazywa „opozycją”, nie ma dziś żadnych „wspólnych płaszczyzn” ani działania „dla dobra wspólnego”.
    To są ludzie Obcy, wrodzy Polakom i wyzuci z polskości.
    Traktować ich jak Polaków i rywali politycznych – to właśnie jest owym „strzelaniem z diamentów”.
    Nie widziałem „przyholowanych z mielizny na głębię”, nie dostrzegłem nigdzie skruchy ani woli zadośćuczynienia za popełnione winy. Jest za to przeogromna buta, jeszcze większa nienawiść, cynizm, zdrada, aroganckie i jawne działania przeciwko polskim interesom.
    Postawa, którą Pan proponuje, niczym nie różni się od tego, co było i jest czynione w III RP. Taki relatywizm jest mi obcy, bo nie wykracza poza dotychczasową praktykę działania i wytycza kolejną drogę donikąd.
    Tyle bowiem słyszymy każdego dnia od polityków PiS i światłych żurnalistów. Mogą to mówić, bo nikt nie zada im pytania – o realne efekty takiej strategii i o dobro, jakie miałoby płynąć z „robienia tego co możliwe”.
    To oznacza, że ci ludzie nie odebrali lekcji ze smoleńskiego memento. A jeśliby ją odebrali i wiedząc, że dychotomia My-Oni wymaga całkowicie innych środków, nie mówią tego Polakom – są po stronie Onych i trzeba ich odrzucić.
    Świadomość podziału na My i Oni jest prawdziwą rewolucją – jakkolwiek negatywnie kojarzy się to słowo. Jeśli nie prowadzi do radykalnych konkluzji i nie rewolucjonizuje naszych postaw, będzie tylko werbalnym wyznaniem ludzi mało rozumnych. Dlatego to, o czym piszę nie jest prostą receptą ani łatwym wyzwaniem. Nie każdy się na to poważy i nie wszyscy muszą to zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I na koniec jedna uwaga. Napisał Pan –„Jeśli jest wielu Onych i taka rzesza zwiedzionych i nieświadomych to ilu jest tych co mogą o sobie wraz z Panem powiedzieć – My”.
      To głęboko nieprawdziwa konkluzja.
      Oni – to nie jest mityczna grupa milionów, ale najdalej kilkudziesięciu tysięcy apatrydów zamieszkujących mój kraj. To główni politycy i różnej maści działacze tzw. ”opozycji”, decydenci i funkcjonariusze ośrodków propagandy, wysocy rangą esbecy i wojskowi LWP, oligarchowie i „znaczący biznesmeni” – ulokowani w zaraniu III RP jako kasjerzy bezpieki.
      Reszta – owi „nieświadomi”, to najczęściej beneficjenci Onych, ludzie uzależnieni od różnych patologicznych układów, ofiary ich propagandy i bezwolni przeżuwacze medialnej brei.
      Nas – są dziesiątki milionów, ich – zaledwie tysiące.
      Dlatego tak łatwe jest napiętnowanie tej niewielkiej grupy, skazanie ich na zamilczenie, publiczny ostracyzm i pogardę. Potraktowanie jako Obcych - nie zaś, jako części polskiej wspólnoty. „Nieświadoma reszta”, a głównie ci, którzy płyną ze ściekiem ośrodków propagandy, zostaliby odcięci od zatrutych źródeł i w naturalny sposób zmuszeni do dokonania wyboru.

      Usuń
    2. Szanowny Panie Aleksandrze,

      Pyszne. Co za prolog do wykładu godny wszechnicy polskiej którą dopiero wolni Polacy być może kiedyś stworzą. Te komentarze to są perły w koronie bezdekretu.

      Dziękuję.

      Usuń
    3. Szanowny Panie Aleksandrze,

      śledzę i czytam Pańskiego bloga prawie regularnie od wielu lat. Komentarze, których Pan udziela, angażując się w dyskusje nierzadko mają dla mnie wartość większą, niż same felietony. To perełki, jak słusznie zauważył ktoś wcześniej. Wiele było takich perełek do tej pory, wiele fundamentalnych, uderzających prawdą i pisanych świetnym piórem tekstów. Tym razem jednak uznałem, że nie można przejść obojętnie wobec tego, co Pan zawarł w tych kilku zdaniach. Być może pojawiało się to już wcześniej, może przegapiłem, niemniej w końcu wybrzmiała liczebność obu grup z podziału My-Oni. Myślę, że to bardzo, bardzo ważne. Proszę o tym przypominać. Polacy muszą mieć świadomość, łączyć fakty, wyciągać wnioski. I być może ta grupa Onych jest większa, bo aktywne jest już trzecie pokolenie, niemniej jest ich znacznie, znacznie mniej. O tym musimy pamiętać. To powinno dawać nam nadzieję i wiarę w to, że możemy podołać odpowiedzialności, która przed nami stoi.

      W marcu, po obejrzeniu filmu "Wyklęty" napisałem tekst (http://raczek.salon24.pl/765200,dlaczego-trzeba-obejrzec-film-wyklety), który kończył się konkluzją: "Druga strona – walczyła o to, żeby ten obcy, sowiecki porządek w Polsce utrzymać. A wymienione wcześniej daty wraz z 13 grudnia 1981 roku – to wszystko było lustrzaną, antypolską niezgodą na polskie porządki. To jest czarne albo białe. Jesteś albo tu albo tam. Tu nie ma dylematów. Takie były czasy, że dziadek musiał służyć w UB, że tata musiał służyć w SB, że ja musiałem służyć w ZOMO. Nie. Nie musiałeś. Nie musieli. Chcieli. Dla własnych korzyści. Z niskich pobudek. Dla antywartości, na jakich zbudowany był komunistyczny system, Imperium Zła. I ten film, kiedy spojrzymy na przedstawioną w nim Drugą Stronę właśnie przez pryzmat sztafety pokoleń, przez pryzmat dnia dzisiejszego, kiedy uświadomimy sobie, że ci źli wygrali, że wciąż tu są i że genetycznie nie rozumieją, nie czują Polski tak, jak my, to uświadomimy sobie, że żyją wśród nas obcy, którzy wciąż mają ogromny wpływ na polskie społeczeństwo. Obcy, którzy mówią po polsku, mieszkają na polskiej ziemi, pracują w polskich telewizjach, gazetach, ambasadach, sądach, urzędach, uczelniach wyższych – ale nie mają polskiego DNA. Bo są potomkami tych, którzy pełnili obowiązki polskie, którzy zostali dostarczeni zza wschodniej granicy, którzy awansowali w hierarchii społecznej, którzy byli tępi i posłuszni, którzy nie mają w sobie polskiej odwagi, hartu ducha, kultury i miłości do Ojczyzny, którzy nie rozumieją polskiego patriotyzmu i polskiej rycerskości. Nie pojmują, że katolicyzm jest nierozerwalnym elementem duszy polskiej. I że to rodzi określone postawy i katalog wzorców, zachowań, wartości. To jest dla nich obce. Tę wyliczankę można mnożyć. I każdy może to robić według siebie. Ale kluczowy jest namysł, refleksja nad tym, co stało się z łańcuchem, krótkim łańcuchem pokoleń, rozpiętym pomiędzy katów z powojennego aparatu represji a ich żyjących potomków. Gdzie są dzisiaj ogniwa tego łańcucha?" Pana komentarz, tak zgodny z tym, co myślę i czuję sprowokował mnie do tego, żeby zabrać dzisiaj głos, przywitać się i podziękować za Pański wkład i trud.

      Panie Aleksandrze, oczywiście już znacznie wcześniej zachęcałem przyjaciół, znajomych do lektury Pańskiego bloga, choć bez wątpienia jest to lektura wymagająca od czytelnika. Jeśli kojarzy Pan film "Przysięga Komorowskiego" z czasów kampanii prezydenckiej z 2015 roku (https://www.youtube.com/watch?v=KzAhr_6vd84), to być może zapadło Panu w pamięć, że polecam w nim Aleksandra Ściosa i blog bezdekretu. To Pański blog był szkieletem tej produkcji, którą udało mi się zrealizować z pomocą odważnych ludzi, którzy zdecydowali się dać swoje twarze i wystąpić w takim filmie. Piszę o tym, by po pierwsze się przedstawić, ale po drugie, by miał Pan świadomość, że słowo, które daje ujście Pańskim analizom i oglądowi rzeczy trafia do ludzi, do wielu ludzi.

      Serdecznie Pana i Państwa wszystkich pozdrawiam!

      Usuń
    4. Panie Tomaszu,
      śledzę Pana wpisy od samego początku na salon24, od tego pierwszego, tak poruszającego i osobistego, który zamieścił Pan kilka dni po 10 kwietnia 2010 roku. Oglądałam film "Przysięga Komorowskiego" i byłam pod ogromnym wrażeniem, szczególnie, że nikt w kampanii o nim nie mówił, a na pewno nie tak, jak to było od lat u gospodarza tego bloga. A tu nagle taki film! A w nim młodzi ludzie, mówiący wprost, odważni. A więc to Pan za tym stoi! Jest mi niezmiernie miło móc tak wirtualnie Panu podziękować i przywitać. Gratuluję Panu i Pańskim przyjaciołom. To był bardzo ważny film. I myślę, że zachowa tę ważność wraz z upływem lat. Pamiętam wiele różnych Pana bardzo dobrych tekstów i mądrych analiz, analizę krytyczną filmu "Pucz" dawałam moim znajomym, wszyscy przyznawali rację. Bardzo, bardzo się cieszę! Dlaczego Pan publikuje tylko na salon24?
      Sama jestem stałą czytelniczką doskonałych tekstów Pana Aleksandra Ściosa, ale nie zabieram głosu w dyskusjach, przekazuję te artykuły gdzie się da, ale skoro dziś skojarzyłam, że to Pan, to nie mogłam się nie odezwać. Też jestem z Gdańska Panie Tomaszu.
      Panie Aleksandrze, dziękuję i cieszę się, że młodzi ludzie, tacy jak Pan Tomasz czytają Pańskie artykuły. Myślę, że jest tu wielu czytelników, którzy nie udzielają się w komentowaniu. Mam taką nadzieję...

      Kłaniam się,
      Zofia Jadwińska

      Usuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. "Ta, sprowadzona tylko do moich planów i zamierzeń, zawiera się w jasnej deklaracji: partia pana Kaczyńskiego już nigdy nie uzyska mojego poparcia ani głosu w tzw. wyborach powszechnych. Tym bardziej, nie dostanie go fałszywy „projekt pijarowski” - prezydent Andrzej Duda.
    Ubiegając idiotyczne pytania w rodzaju: czy lepiej by rządzili Tusk i Komorowski, odpowiem: lepiej, by zło było jawne i nazywane po imieniu, niż kryło się za fasadą „dobrej zmiany” i czyniło spustoszenie w umysłach moich rodaków."

    Ja również nie zamierzam (już nigdy) głosować na PiS. Planuję tuż przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi wysłać do posłów PiS list, w którym dokładnie im wytłumaczę, dlaczego nie chcę ich już popierać. Najważniejszym powodem jest sprawa Zbrodni Założycielskiej i potraktowania prokuratora Andrzeja Witkowskiego. I te wszystkie sprawy, wymienione tutaj przez Autora.

    Głosowanie na mniejsze zło to przedłużanie żywota III RP.

    Pozdrawiam Wszystkich po dłuższej przerwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Iwono,

      Napisała Pani - „Głosowanie na mniejsze zło to przedłużanie żywota III RP.” Dodałbym, że to „mniejsze zło”, jest zawsze tym samy złem, tyle, że skrojonym na miarę umysłów zniewolonych.

      Dobrze, że przypomniała Pani powód najważniejszy.
      Gdy w kwietniu ubiegłego roku rozmawialiśmy pod tekstem „ZBRODNIA ZAŁOŻYCIELSKA III RP MUSI ZOSTAĆ WYJAŚNIONA”, w jednej z odpowiedzi do Pani napisałem:
      „Ten tekst jest "sygnałem alarmowym". Najmocniejszym, jaki mogę przekazać. I ostatnim, jaki kieruję w stronę PiS-u i "środowiska patriotycznego".
      Sam zaś tekst kończył się słowami:
      „Jeśli rządzący odrzucą nasze żądania i uciekną od obowiązku wyjaśnienia okoliczności zabójstwa księdza Jerzego – niech zostaną odrzuceni przez Polaków i skazani na infamię.
      Osądzi ich Bóg, gdy staną przed Jego obliczem.”

      Poważne traktowanie słów, czytelników, ale też i samego siebie, wymaga, by po takim dictum została podjęta decyzja. Czekałem kolejny rok, by mieć pewność, że nie będzie to decyzja pochopna i uwarunkowana emocjami. Ale musiała ona zapaść i jeśli ktoś zada sobie trud prześledzenia publikacji z ostatnich lat, zrozumie, że nie jest to wybór pochopny ani emocjonalny.
      Nie mam też wątpliwości, że Pani, jak i moja deklaracja, nie będą miały znaczenia dla polityków PiS. Racje tu przedstawione, jak i te, zawarte w tekstach o księdzu Jerzym, nie zostaną też zrozumiane przez gorliwych wyznawców pana Kaczyńskiego.
      Ci ludzie głęboko gardzą swoimi wyborcami, tych zaś, którzy mają odwagę samodzielnie myśleć, szybko napiętnują etykietą „wroga”.


      Pozdrawiam Panią

      Usuń
  20. Szanowny Panie Tomaszu,

    Witam Pana na bezdekretu i bardzo dziękuję za komentarz.
    Doskonale pamiętam film „Przysięga Komorowskiego” i to wyjątkowe wrażenie, jakie zrobiły na mnie wypowiedzi występujących w nim osób. Trzeba było wówczas niemałej odwagi, by nakręcić taki film i w równie bezpośredni sposób ujawnić swoje opinie na temat B. Komorowskiego.
    Zwrócił Pan uwagę na fragment komentarza, w którym próbuję oszacować liczebność Onych. Jeśli nawet pojawiałyby się inne szacunki, nietrudno dostrzec, że sam „rdzeń” tego środowiska liczy najwyżej kilkaset osób, a jego siła oddziaływania w żadnej mierze nie ma związku z liczebnością.
    Opiera się bowiem na dwóch, podstawowych czynnikach – pieniądzach i propagandzie.
    W pierwszym zakresie, obejmuje wpływy na tzw. środowiska opiniotwórcze (służą temu, kto daje kasę) i jest zależna od podległości finansowej, w drugim zaś – chodzi wyłącznie o zakres i zasięg oddziaływania zatrutego źródła.
    Dlatego tak ważne jest odcięcie Polaków od obcej propagandy i zmuszenie (to słowo adekwatne) do odwrócenia uwagi od Onych.
    Komu nie brakuje wyobraźni, może pozwolić sobie na eksperyment myślowy: gdyby już jutro ze wszystkich przekaźników rządowych ( a zatem również w tzw. ”niezależnych mediów”) całkowicie zniknęły fizjonomie Schetyny, Petru, Mazguły itp.”opozycjonistów”, gdyby zaprzestano tam rezonowania jakichkolwiek wypowiedzi i akcji tego środowiska, zaniechano idiotycznych „polemik” i propagowania każdego plugastwa, jakim posługuje się antypolska zgraja – ile czasu trzeba, by Polacy wyrzucili z pamięci takie postaci i odwrócili uwagę od zatrutych źródeł?
    Gdyby odważono się przejść proste (i bez kosztowe) „Trzy kroki”, o jakich pisałem w listopadzie 2015 roku, jak długo nadawałby jeszcze TVN, Polsat i ile trzeba byłoby czekać na upadek GW?
    Tu przypomnę, że miarą prawdziwych intencji PiS jest niedawna decyzja M. Morawieckiego o cofnięciu zakazu prenumerowania przez urzędy skarbowe takich źródeł propagandy, jak: „Newsweek”, „Polityka”, „Wprost”, czy „Rzeczpospolita”. To wymierny wkład „delfina” we wsparcie Onych i zabieg służący pozyskaniu przychylności dla tej groźnej postaci rządu PiS.
    Za łaskawość Morawieckiego zapłaci każdy z podatników.
    Proste i tanie środki, jakie już dziś można zastosować w walce z Obcymi, pokazują, że to środowisko nie jest wyjątkowo silne, a tym bardziej, nie jest liczne.
    Jego faktyczna siła tkwi w naszym przyzwoleniu i współuczestnictwie.
    Podobnie jak komunizm był obcym tworem zaszczepionym na polskim organizmie, tak jego sukcesorzy są tylko pasożytem, bytującym na zdrowej tkance - wspólnocie.
    Jeśli nie potrafimy ich wyciąć i wypalić siłą, to bez najmniejszego problemu można ich „zagłodzić”. Wystarczy świadomość dychotomii My-Oni i postawa, jaką proponuję od wielu lat.

    Bardzo Panu dziękuję i zachęcam do komentowania na blogu

    OdpowiedzUsuń
  21. Panie Aleksandrze
    Pozwolę sobie odnieść się do tych słów, którymi skomentował Pan mój wpis.

    Zgadzam się z Panem, co do oceny sytuacji oraz składu oraz proporcji społeczeństwa. Nie przekonuje mnie coś innego. Pisze Pan o zmarnowanych trzech dekadach. Dobrze. Ile w ciągu tych dekad było lat, kiedy opinie takie jak Pańska mogły być obecne w publicznej debacie, mogły być oficjalną linią polityczną w państwie, bez ryzyka , że zostanie ona zagłuszona medialnym szumem i potępieniem ze wszystkich stron? Wszak nie od dziś wiadomo, że ten kto ma władzę i kanały propagandy, ten ma wpływ na kształtowanie postaw tego społeczeństwa. Jeśli „nieświadoma reszta”, którą w mojej ocenie stanowi większość społeczeństwa, była zatruwana przez lata jadem obojętności na sprawy polskiej racji stanu, to nie da się jej wybudzić z letargu nagłym blaskiem Prawdy. Nie wystarczy „odciąć od zatrutych źródeł”. Nie wystarczy: „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką”.

    Załóżmy, że skupia Pan w swych rękach realną władzę prowadzenia polityki państwa a nadto liczne i profesjonalne kanały informacyjne. Co dalej? Wskazanie granicy My-Oni? Byłaby czytelna? Zostałaby przyjęta? I najważniejsze: jaka byłaby odpowiedz? Jest Pan pewien, że byłaby zadowalająca? „Zmuszeni do dokonania wyboru” jak by odpowiedzieli? Stać naszą Ojczyznę na stratę choćby jednego „nieświadomego” Polaka?

    Trzeba raczej mozolnej pracy, może dekady, by polskość stała się normalnością a państwo nie było jeno teoretyczne, by zniknęły tabliczki z napisem: „w tym kraju trzyma mnie tylko grawitacja”, a maturzyści na pytanie, jaki wybierają kierunek nie odpowiadali: Irlandia.

    Trzeba, by upowszechniło się poczucie dumy narodowej, poczucie własnej wartości oparte na konkretnych sukcesach na każdym polu poszczególnych ludzi, wspólnot i Państwa, na pamięci historycznej. By to, co Polskie znaczyło niezawodne i najlepsze. Trzeba uparcie i konsekwentnie i umiejętnie tłumaczyć i przekonywać do swoich racji. Żeby tak się stało trzeba utrzymać władzę bo to ona daje możliwości. Dlatego uważam, że należy wspierać każdego, kto ma serce z prawej strony i działa na rzecz Państwa. Dlatego wsparłbym PiS choć mam wiele zastrzeżeń. Na bezrybiu i rak ryba. I to jest racjonalne a pytania nie są retoryczne.


    Pańskie pytanie: „na czym opiera Pan swoje stwierdzenia?” I próba odpowiedzi.
    Mój syn ukończył podstawówkę i gimnazjum w prywatnej katolickiej szkole. Tam obok wartości chrześcijańskich przekazywano mu wartości patriotyczne. Wychowanie oraz szkoła odpowiednio go ukształtowały. Teraz jest licealistą szkoły „państwowej”. Nikt z jego zespołu klasowego nie podziela jego poglądów. Nauczyciel, mający poważanie wśród uczniów wygłasza opinie, że aby krytykować „Klątwę” trzeba najpierw kupić bilet i obejrzeć spektakl. Inny zbierał podpisy wśród licealistów pod wnioskiem o referendum w sprawie reformy edukacji. Jeszcze inny zachęcał do udziału w czarnym marszu 8 marca. Jak kształtowana jest ta młodzież? Jak odpowiedziałaby gdyby kazano jej określić się po jednej ze stron? Zrozumieliby kim są Oni? Czy to już stracone pokolenie? A wychowawcy i pedagodzy? Zastąpić ich? Kim?
    Tu znów jest potrzebna praca od podstaw a do niej trzeba przekonywać ludzi. A wtedy te kilkadziesiąt tysięcy Onych zostanie zepchniętych na margines. I to też jest racjonalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. phill ozoff,

      Niewiele nowego Pan dodał, ale za to szczerze zdziwiło mnie pytanie:
      "Ile w ciągu tych dekad było lat, kiedy opinie takie jak Pańska mogły być obecne w publicznej debacie, mogły być oficjalną linią polityczną w państwie, bez ryzyka , że zostanie ona zagłuszona medialnym szumem i potępieniem ze wszystkich stron?"
      Odpowiadam Panu - nie było nawet jednego dnia, w którym takie opinie miałby dostęp do debaty publicznej.
      A nie było dlatego, że w III RP obowiązuje dokładnie ta "linia programowa", którą Pan głosi, zaś postawa „rób co możesz” jest najwygodniejszym sposobem na nieróbstwo polityków i pasywność wyborców.
      Jeśli chciałby się Pan przekonać, na ile prawdziwe są przewidywania, jakoby tej nieświadomej reszty nie dało się "wybudzić z letargu nagłym blaskiem Prawdy" i „odciąć od zatrutych źródeł”, może warto postarać się, by w owej "kwitnącej demokracji" III RP takie poglądy, jak prezentowane na tym blogu miały dostęp do opinii publicznej i nie były blokowane mocą partyjnej cenzury?
      Gdybyśmy mieli państwo, w którym istnieją autentyczne elity intelektualne i prawdziwie wolne media, nie byłoby naszej obecnej rozmowy. Weryfikacja poglądów odbywałaby się w trakcie debaty publicznej i była weryfikowana poprzez postawy społeczne.
      Jeśli wychowa się stado baranów, nie można liczyć, że zachowają się jak wilki.
      Nie ma też sensu brać zachowań patologicznych (a te opisał Pan w realiach owej szkoły) za jakiś wzorzec społeczny. Znam wiele innych środowisk, w których takie patologie nie występują, ale stosowanie uogólnień uważam za błędne.
      Podobnie, jak błędny jest pogląd, jakoby liczyło się zdanie większości.
      Jeśli tej większości nie dano szansy poznać smaku prawdziwej demokracji, jeśli zabrano jej wolność wyboru i nie nauczono ją samodzielnie myśleć - nie można takiej anomalii używać w formie racjonalnego argumentu.


      Usuń
  22. Realia "3rp" na poranek 13 czerwca A.D. 2017, "Dobrej Zmiany" panowania rok II: 1 program PR - wywiad (obszerny, bo to wiadomość dnia!) z posłanką N niejaką Scheuring, Tvp info - długi wywiad z, a jakże, samym Millerem byłym premierem, który prawi... można się domyśleć...
    Z innych rzeczy - pani min edukacji właśnie przepchnęła czyli utrwaliła gender w polskiej edukacji w myśl zasady: diabłu ogarek się należy!!
    Zewsząd roznosi się lament - po zniesieniu wiz Ukraińcy nas opuszczą... W istocie dobra q...zmiana.

    OdpowiedzUsuń
  23. ESBECKA HUCPA "LEGENDY" SOLIDARNOŚCI

    Frasyniuk: "Reprezentuję wszystkich, którzy pooddawali życie w powstaniu styczniowym, listopadowym, czy warszawskim."

    = = = =

    Pomyśleć, że kiedyś czciłam takich jak półbogów. Tfu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Panie Aleksandrze, dzień dobry Państwu :))

      Jak miło powrócić na "Bez Dekretu"!

      Pięknego dnia wszystkim życzę :)

      Usuń