Zestrzelenie rosyjskiego Su-24 to najbardziej
znaczące wydarzenie w relacjach Rosja-NATO od czasu zakończenia „zimnej wojny”.
Po raz pierwszy, jeden z członków Paktu zastosował środek skuteczny i adekwatny
do zachowań agresora.
Gdyby nad obszarem analiz politycznych nie ciążył
cień lewackiej poprawności i koligacji agenturalnych, wydarzenie to musiałoby
doprowadzić do rewizji polityki „wolnego świata” wobec Rosji i skłonić NATO do
zmiany dotychczasowej „strategii pokojowej”.
Powinno również wywołać poważną refleksję nad naszym systemem
bezpieczeństwa.
Jedna, udana akcja tureckiej armii ujawniła bowiem
prawdę, o której nie chcą nawet słyszeć zachodni politycy i wojskowi – wobec
Rosji trzeba stosować wyłącznie argumenty siłowe i tylko one mogą powstrzymać agresywne
plany Putina.
Trzeźwa ocena rosyjskich reakcji na zestrzelenie
Su-24, pokazuje zaś, że mamy do czynienia z państwem słabym, imitującym jedynie
mocarstwowość i potęgę militarną. Ta - najistotniejsza cecha sowieckiej i
rosyjskiej polityki umyka zwykle opiniom analityków „wolnego świata”.
W marcu 2013 roku, w tekście „ROSJA – IMPERIUM CZY
POTĘGA MITU” napisałem m.in.- „Na
przykładzie wielu zdarzeń rozgrywanych na arenie międzynarodowej, widać, że
specyfika rosyjskiej (a wcześniej sowieckiej) dezinformacji polega na tym, że
czerpie ona ze słabości zachodnich i amerykańskich polityków, niezdolnych do
postrzegania Rosji w jej rzeczywistym wymiarze politycznym i militarnym. Obecna
mistyfikacja jest tym łatwiej akceptowana, że spełnia oczekiwania tych, którzy
z powodu błędu, strachu lub z wyrachowania, chcą w państwie Putina dostrzegać
równorzędnego partnera lub groźnego przeciwnika. Znajdziemy tu analogię do
postawy, jaką w latach 80. wobec Związku Sowieckiego przejawiał „wolny świat”.
Tylko niewielu wówczas rozumiało, że ma do czynienia z mocarstwem, które
najbardziej obawia się otwartej, zbrojnej konfrontacji, a swoją siłę czerpie z
dezinformacji i propagandowej ofensywy.”
Wyrazem bezradności Putina były jego żałosne
pohukiwania oraz tzw. sankcje gospodarcze nałożone na Turcję. Nie ma
wątpliwości, że w starciu z twardą postawą Ankary, Rosja zostanie szybko zmuszona
do kapitulacji. Blokada rosyjskich okrętów nad Bosforem oraz zapowiedź Erdogana
o poszukiwaniu innych dostawców energii, niosą dla Putina poważne problemy.
Nietrudno jednak
dostrzec, że zdecydowana reakcja armii tureckiej jest całkowicie odosobniona na
tle polityki NATO. Turcy – zachowując się jak na żołnierzy przystało, wywołali
niemałą konsternację wśród europejskich „przyjaciół Moskwy”, dlatego reakcję tę
należy rozpatrywać w oderwaniu od natowskich standardów.
Odkąd szefem Paktu Atlantyckiego został polityk
norweski, któremu KGB nadało kryptonim „Stiekłow”, Sojusz stracił podstawowe znaczenie
militarne i stał się pacyfistycznym klubem dyskusyjnym. Nazwanie Stoltenberga
politykiem „przyjaznym” dla Moskwy, byłoby zaledwie eufemizmem. Odnoszę
wrażenie, że rzeczywiste relacje sięgają znacznie głębiej, a dzisiejszą
sytuację należy kojarzyć z doniesieniami tygodnika „The Economist” z roku 2009,
gdy ostrzegano o wyjątkowej aktywności wywiadu rosyjskiego w strukturach NATO. Wpływom
rosyjskich agentów przypisywano wówczas rezygnację z rozszerzenia NATO i UE na państwa,
które Kreml uważał za swoją strefę wpływów, a jako skutek działań agenturalnych
przewidywano „wyłonienie się nowej
równowagi między Europą, Rosją, a USA".
Wypowiedzi Stoltenberga-„Stiekłowa” świadczą, że
nie tylko doskonale rozumie potrzeby kremlowskich graczy, ale sprawnie dostosowuje
do nich własną narrację i według tej normy wytycza kierunki działań NATO.
Niedawna deklaracja Stoltenberga – „NATO nie da się wciągnąć w wyścig zbrojeń z
Rosją”, musiała szczególnie ucieszyć Putina i jego generałów. Jeśli szef
struktury militarnej najbogatszych państw świata oświadcza, że nie zamierza pogrążyć
agresora-bankruta i nie chce wykorzystać przewagi militarnej i technologicznej – czy
może być lepszy prezent dla „mocarstwa” stojącego nad przepaścią?
Reakcja Stoltenberga na zestrzelenie rosyjskiego
samolotu, nie odstaje od wcześniejszych norm „użyteczności”. „Apeluję o spokój i deeskalację” –
podkreślił szef NATO, doskonale wyczuwając, że obie te „wartości” są w świecie
zachodnim synonimem obojętności i amnezji i tworzą klimat wyjątkowo korzystny
dla interesów rosyjskiego agresora.
Wprawdzie Turcy usłyszeli tradycyjne zapewnienia o
„solidarności i wsparciu”, to
przecież nie gwarancje NATO były podstawą działań ekipy Erdogana. Tureccy
wojskowi szybko zrozumieli, że ekspansja armii rosyjskiej w Syrii nie spotka
się z reakcjami Sojuszu. Pozwalanie Rosjanom na kolejne prowokacje oraz rozgrywanie
tematu kurdyjskiego i irackiego, było szczególnie niebezpieczne dla interesów
Ankary i groziło wyeliminowaniem Turcji z pozycji gracza politycznego na
Bliskim Wschodzie. Dlatego akcję Turków trzeba oceniać jako samodzielny akt prewencyjny, podjęty w sytuacji ewidentnego
konfliktu interesów. Była to demonstracja siły, z którą Rosja (ale też bierne
wobec Putina NATO) muszą się liczyć.
Jak trafnie zauważył jeden z analityków Ośrodka
Studiów Wschodnich – „Decydując się na
tak bezprecedensowy krok (do podobnych incydentów między wojskami państw NATO i
Moskwą dochodziło wyłącznie w latach pięćdziesiątych XX wieku), Turcja dąży
również prawdopodobnie do rozbicia rysującego się sojuszu Zachodu i Rosji w
kwestii syryjskiej. Jednocześnie stawia Zachód w bardzo trudnej sytuacji
(konieczność wsparcia nieprzewidywalnego sojusznika) i pokazuje własny potencjał
destabilizacyjny, którego może również używać w przyszłości.” (Mateusz
Chudziak – „Turecka gra va banque: napięcia po zestrzeleniu rosyjskiego
bombowca”)
Byłoby wielce pożądane, gdyby polscy politycy
wyciągnęli twarde wnioski z obecnej sytuacji. Nadchodzi moment, gdy
dotychczasowy dogmat polskiej polityki bezpieczeństwa (oparty na gwarancjach
NATO), powinien zostać zrewidowany i rozszerzony o dwa czynniki – ścisły pakt
militarny z USA oraz przystąpienie do projektu Nuclear Sharing i podjęcie starań o obecność broni jądrowej na
naszym terytorium.
Obecna postawa NATO wobec Rosji, nie daje nam bowiem
żadnych gwarancji bezpieczeństwa. Zawdzięczamy to w równej mierze słabości
przywódców Zachodu, jak działaniom rosyjskiej agentury oraz konsekwentnej
polityce Niemiec i Francji, dążących do dezintegracji Paktu i wyparcia USA z
obszaru europejskiego. Jeśli tego kierunku nie zmieniła rosyjska agresja na
Gruzję i Ukrainę – nie należy spodziewać się żadnego przełomu. Póki europejskie
interesy NATO są zdominowane przez prorosyjską politykę Merkel i zależne od
lewackich szaleństw Paryża i Brukseli – nie mamy prawa oszukiwać się papierowymi
gwarancjami.
Przynależność Polski do sojuszu militarnego, w
którym warunki użycia siły dyktuje faktyczny sprzymierzeniec Putina, zaś o
zasadach bezpieczeństwa decydują tzw. czynniki geopolityczne oraz obawa przed
„drażnieniem Rosji” – stwarza jedynie iluzję bezpieczeństwa. Ostatni szczyt
NATO potwierdził to wyraźnie, a przesłanie skierowane do Polaków - radźcie
sobie sami, jest nadto czytelne i powinno przywołać analogie z rokiem
1939.
Na uwagę zasługuje opinia jednego z najbliższych
„przyjaciół Moskwy”, Zbigniewa Brzezińskiego, który w marcu br. pytany o realne
gwarancje NATO, odpowiedział wprost: „Polska
powinna się zbroić, kupować sprzęt, modernizować i zwiększać armię. Liczyć na
siebie, by być w stanie jak najdłużej bronić się sama. Bo oczywiście istnieje
wspomniany artykuł 5 i solidarność z zaatakowanym sojusznikiem. Ale w NATO
obowiązują procedury i zasada jednomyślności.”
Nawet fanatyczny „georealista” i zwolennik
„dobrosąsiedzkich” relacji z Niemcami, nie potrafiłby obronić tezy, że w
przypadku ataku na Polskę, nasi zachodni sąsiedzi pospieszą z pomocą. Postawa
Niemiec wyraźnie wskazuje, że ten najważniejszy sojusznik Putina skorzysta wówczas
z zapisów związanych z zasadą jednomyślności i odmówi wsparcia w ramach
gwarancji NATO.
Realna strategia bezpieczeństwa narodowego powinna
zatem przewidywać scenariusz, w którym polityka rosyjska i niemiecka będzie
traktowana jako wspólne, choć zróżnicowane zagrożenie. Doświadczenie
historyczne przekonuje, że Moskwa i Berlin będą zawsze wrogami polskości. Historycznym dążeniem tych
państw jest ustanowienie na Wiśle granicy rosyjsko-niemieckiej i wymazanie
Polski z mapy świata. To, czego nie
sformułuje dziś żaden polityk niemiecki, jest już realizowane na mocy sojuszu
Merkel-Putin i przez ostatnie osiem lat było dokonywane przy współudziale
„elit” III RP. Różnica między obecną sytuacją, a rokiem 1939 polega jedynie na
odwróceniu ról i modyfikacji akcentów: dziś konflikt zbrojny ma wywołać Rosja,
zaś Niemcom przewidziano rolę politycznego i ekonomicznego wspornika. Udawać,
że tego nie widzimy – byłoby szaleństwem.
Przypominałem niedawno tekst Georga Friedmana „Strategia
dla Polski”, w którym autor napisał: „Członkostwo
w organizacjach międzynarodowych jest rozwiązaniem wątpliwym także z tego
względu, że zakłada, iż NATO i Unia Europejska są instytucjami stabilnymi.
Jeżeli Rosja stanie się agresywna, zdolność paktu do wystawienia sił zdolnych
powstrzymać Rosjan będzie w większym stopniu zależeć od Amerykanów niż od
Europejczyków.”
W innej wypowiedzi Friedmana, z roku 2009, padły
słowa bardzo stanowcze – „Polacy muszą
zrozumieć, że Unia nie przetrwa. Niemcy będą bronić swoich interesów, układając
się z Rosją przeciwko pozostałym krajom Europy.”
Wydaje się, że Turcy dobrze zrozumieli zasadę
„licz na siebie”, a jeszcze lepiej ocenili sprzeczność interesów NATO z ich
własnymi interesami i zadbali o właściwą hierarchię bezpieczeństwa. Stanowcza
reakcja na rosyjskie prowokacje nie wynikała jednak z wiary w pomoc NATO, lecz
z siły tureckiego potencjału militarnego oraz ze ścisłego sojuszu z USA,
potwierdzonego obecnością amerykańskiej broni jądrowej. Żadne polityczne
deklaracje ani zapisy artykułu 5, nie zastąpią tej najważniejszej karty
gwarancyjnej.
Warto odnotować, że
niedawna wypowiedź wiceministra MON na temat „prac nad zapewnieniem Polsce dostępu do broni jądrowej”, wywołała już
histeryczną reakcję przedstawiciela Rosji przy NATO i lament naszych rodzimych
„przyjaciół Moskwy”. Ta ważna wskazówka ze strony wrogów polskości, powinna
determinować narodową koncepcję bezpieczeństwa.
Przykład tureckich sojuszy i amerykańskich gwarancji
nuklearnych jest wzorem, z którego trzeba skorzystać. Jest to jedyny sposób na
przezwyciężenie przekleństwa geopolitycznego i uczynienie z naszego miejsca w
Europie ważnej karty przetargowej.
Taka sugestia pojawiła się już przed sześcioma
laty, w wypowiedzi Georga Friedmana. W wywiadzie dla „Polska Times” szef
Stratfor Global Intelligence stwierdził: „Znakomicie
zdajemy sobie sprawę z roli, jaką Polska odgrywa w stosunkach
amerykańsko-rosyjskich. Może nie macie w tej chwili takiej militarnej siły jak
Turcja, ale w ciągu 10-15 lat to może się zmienić. Obama poparł wejście Turcji
do UE po to, żeby pokazać, że Amerykanie bardziej przejmują się problemami
Turków niż Niemcami. Turcja to potężny kraj z silną armią.(…) Turcy nie są
specjalnie przyjaźnie nastawieni do Niemców. Ich interesy są rozbieżne. Chociaż
Turcja i Polska nie mogą wzajemnie dla siebie wiele zrobić, mają wspólne
problemy - Niemcy i Rosję. W dodatku jest to również problem dla Amerykanów.
(…)
USA mogą
zasadniczo wzmocnić waszą pozycję w regionie. Polska stoi w tej chwili przed
historycznym wyborem. Jest słaba i znów znalazła się między Niemcami, od
których jest gospodarczo zależna, a Rosją. Niemcy zachowują się tak jak zawsze,
bronią własnych interesów, zresztą
udowodnili to w czasie obecnego kryzysu. Polska musi podjąć więc decyzję. Albo
się umocni, albo stanie się ofiarą.”
W roku 2009, gdy Friedman formułował swoją
sugestię, reżim III RP umacniał „przyjaźń” z Moskwą i Berlinem i nie był
zainteresowany sprawami bezpieczeństwa Polski.
Dziś musi się to zmienić. To dobry, ale ostatni
czas na podjęcie zasadniczych decyzji i wyborów. By tak się stało, trzeba
pokonać jeden z najgorszych mitów pustoszących myślenie o polskiej racji stanu
- przekonanie, że nasze bezpieczeństwo opiera się na sojuszu z państwami
europejskimi i musi być wynikiem wypracowania georealitycznego konsensusu
między Rosją, a Niemcami. To rozumowanie doprowadziło Polaków do zguby w wieku
XVIII, zdecydowało o klęsce II Rzeczypospolitej i narzuceniu nam okupacji
sowieckiej i do dziś niweczy wszelkie próby wybicia na Niepodległość.
O antyrosyjskim sojuszu Polski z Turcją mówił także parę dni temu pastor Paweł Chojecki: https://youtu.be/2ILTncMlxAQ
OdpowiedzUsuńCiekawe są analizy P. Chojeckiego. Nie tylko polityczne. Polecam.
UsuńWczoraj minęło 68 miesięcy od zamachu smoleńskiego. Po raz pierwszy "miesięcznicy" towarzyszyła honorowa asysta WP. Zdaje się, że tylko w Warszawie.
OdpowiedzUsuńPan min. Macierewicz w wypowiedzi dla RM oświadczył, że wydał rozkaz, "by we wszystkich miastach wojewódzkich (także w Warszawie) miejsca pamięci tych którzy polegli nad Smoleńskiem były uhonorowane przez żołnierzy WP". - Nie odnalazłam jednak wzmianki o podobnych asystach w innych miastach. Być może się mylę i ktoś z czytelników Bez Dekretu spoza Warszawy nadeśle sprostowanie.
https://www.youtube.com/watch?v=jsbGJxLmSH4
Ile jest warte liczenie na przyjaciół z UE i NATO mogliśmy się przekonać 18 kwietnia 2010 podczas uroczystości pogrzebowych Lecha i Marii Kaczyńskich w Krakowie. W Kościele Mariackim i na Wawelu zabrakło przywódców Zachodu, nie tylko z Europy, ale także ze Stanów Zjednoczonych Ameryki oraz, co symptomatyczne, z Watykanu. Był za to obecny prezydent Rosji, któremu kardynał Dziwisz złożył od ołtarza swoiste hommagium.
Groteskowym pretekstem maskującym strach "wolnego świata" przed Putinem i zgodę na drugą Jałtę był... wybuch wulkanu na Islandii.
Nikt nam nie pomoże w wydobyciu się ze strefy nienaruszalnych wpływów Rosji (z tymczasowym niemieckim zarządem powierniczym), jeżeli sami sobie w tym nie pomożemy.
Postulowany przez autora Nudis Verbis sojusz ze Stanami Zjednoczonymi zależy przede wszystkim od ich woli politycznej. Przyszłoroczne zmiany w Białym Domu nie wydają się rokować pomyślnie. Największe szanse na posadę po Obamie ze strony partii republikańskiej ma pajacujący "prawicowy" lewak Donald Trump - założyciel lewackiej CNN. Zachowując właściwe proporcje - ktoś w rodzaju polskiego Palikota.
Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO. Rydzyk: Rezygnujemy ze współpracy z kancelarią prezydenta Dudy
Wcale nie zależy im na Kościele. Co najwyżej wieszają się na Kościele. Na mszę przyjdą, a co robili z ojcem Hejmo? A co robili z księdzem arcybiskupem Wielgusem? A to taki lincz na cały świat bez sędziego i zasady posłuchaj drugiej strony? I to są prawicowe media? – pytał o. Rydzyk. – Nie jest wesoła ta sprawa, dlatego musimy walczyć o dobre media i etycznych dziennikarzy, którzy będą mówić prawdę .
http://telewizjarepublika.pl/o-rydzyk-rezygnujemy-ze-wspolpracy-z-kancelaria-prezydenta-dudy,27197.html
O. Rydzyk powinien być zadowolony skoro TW - wielu pseudonimów - Bogusław Kowalski został szefem PKP, a Marian Szołucha (rzecz związana pośrednio z tematem wpisu) dostał ciepłą posadkę w radzie nadzorczej PGZ. Obaj związani z M.Piskorskim. Związek Eurazjatycki, Zmiana Znaków Drogowych, jakoś tak to się nazywało, przynajmniej w l.20. ;)
UsuńAd Marian Szołucha
UsuńNowy zarząd PGZ
Przemysł zbrojeniowy, 09 grudnia 2015
Dzisiaj odwołano zarząd Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Na jej miejsce powołano trzy nowe osoby z Arkadiuszem Siwko jako prezesem. Było to możliwe po zmianie rady nadzorczej, co nastąpiło wczoraj.
PGZ została utworzona oficjalnie 2 września 2014, a odpowiednia uroczystość odbyła się w czasie kieleckiego MSPO (Radom siedzibą Polskiej Grupy Zbrojeniowej, 2013-12-11). Prezesem został Wojciech Dąbrowski, a członkami zarządu: Michał Świtalski, Dariusz Sokólski, Krzysztof Trofiniak i Tomasz Nita. Radę nadzorczą tworzyli: Tomasz Siemiątkowski, Andrzej Tyszkiewicz i Marek Kachaniak.
Wczoraj władze MON odwołały radę nadzorczą. Z dawnego składu pozostał jej przewodniczący. Nowymi członkami zostali: Marian Szołucha, Piotr Sulewski, Dariusz Lasocki i Bogusław Kaczmarek.
Dzisiaj wybrali oni nowy zarząd Grupy. Nowym prezesem został Arkadiusz Siwko, a członkami zarządu Maciej Lew-Mirski i Radosław Obolewski. Wszyscy są bliskimi współpracownikami Antoniego Macierewicza.
Zmiany były możliwe po tym, jak w połowie listopada minister skarbu państwa przekazał Antoniemu Macierewiczowi, szefowi resortu obrony, nadzór właścicielski nad PGZ.
http://www.altair.com.pl/news/view?news_id=18141
= = = =
Marian Szołucha publikuje m. in. na portalu geopolityka.org, gdzie w indeksie - redakcja portalu/index autorów można odnaleźć nie tylko Aleksandra Dugina, ale także... Władimira Putina.
http://www.geopolityka.org/redakcja-portalu/index-autorow/latest/
Szanowny Panie,
OdpowiedzUsuńniezmiernie się cieszę, że ma Pan zdanie podobne do mojego.
W dniu rzeczonego incydentu napisałem - " Turcja pokazała język w jakim trzeba rozmawiać z Rosją i jaki ona jedynie rozumie, a także na naszych oczach obala mit rosyjskiej potęgi. ", co spotkało się z dziwną dosyć kontrą na facebook-u obserwowanych przeze mnie "ekspertów".
Nie chcę wymieniać z nazwiska, część z nich chadza do TV Republika, ale zaczęli oni formułować jakieś absurdalne tezy, że konsekwencje tego zdarzenia poniesie Ukraina, a także może i Polska.
Do śmiechu doprowadziło mnie natomiast stwierdzenie jednego z nich, że Turecka armia nie może się równać z armią Putina, a także że jest od niej słabiej wyszkolona.
Doprawdy zadziwiające jest to, co mają w głowach ci rzekomi eksperci i jak daleko w ich mózgach zadomowiła się rosyjska propaganda.
Mógłbym jeszcze trochę się nad nimi poznęcać jednak pomimo śmiechu, przerażające jest to, i nie wiem czy oni sobie nawet z tego zdają sprawę, jak bardzo ten ich georealizm jest niebezpieczny dla losów "wolnego świata".
Pozdrawiam serdecznie
Ma Pan na myśli Wojciecha Szewko może? Sprawa bezpośrednio związana z tematem wpisu :)
UsuńNo dobrze, skoro Pan nalega : )
UsuńMam na myśli Witolda Repetowicza. Cenię go za wiedzę jaką posiada o tamtym regionie, bo szczerze mówiąc dużo rzeczy się od niego dowiedziałem, na wiele rzeczy otworzył mi oczy.
Jednak jest on przeciwnikiem Turcji, czego nie ukrywa i niestety tu się kończą jego chłodne analizy i zajmuje pozycję w kontrze do Ankary.
Asymetria ocen podstawą wpływania. U ludzi wysokiej wiedzy rzuca się w oczy. Oni nie mogą nie posiadać tej wiedzy. Stosunek zbrodni Erdogana do Assada to 1/200. Frontu Islamskiego i Nusry do Shabichy, gwardii republikańskiej i wywiadu lotniczego 1/50.
UsuńPani Urszulo,
OdpowiedzUsuńPolskie rachuby nie muszą opierać się na wynikach amerykańskich wyborów prezydenckich.
Niezależnie, kto zasiądzie w Białym Domu, interesy USA w naszej części świata pozostaną niezmienne.
Pod tekstami "Nudis Verbis" wielokrotnie przypominałem, że Ameryka ma w Europie dwóch, ważnych przeciwników - Rosję i Niemcy. Wyraźnie sygnalizował to również Georg Friedman, w wywiadzie z 2009 roku, zatytułowanym "Możecie być jak Turcja". Na pytanie - "Na najpoważniejszego sojusznika USA w Europie wyrasta na razie Turcja. Dlaczego?", padła odpowiedź:
"Właściwie już dwa tygodnie przed wizytą prezydenta Obamy w Europie było wiadomo, że zakończy się ona fiaskiem. Dlatego postanowił także odwiedzić Turcję. W ten sposób dał do zrozumienia Europejczykom, że miło było z nimi pogawędzić, ale prawdziwe i poważne rozmowy będą się toczyć dopiero w Stambule. To był przekaz skierowany głównie do Niemców.
Niemcy i USA różnią interesy. Amerykę bardzo niepokoi przebudzenie się Rosji, podczas gdy Niemcy są uzależnieni od rosyjskich surowców i nie chcą żadnej konfrontacji."
To jest obszar, w którym nasze i amerykańskie interesy pokrywają się całkowicie. Im słabsze będą Niemcy i Rosja, tym większe będą wpływy USA na sprawy europejskie. Im słabsze będą Niemcy i Rosja, tym silniejsza będzie pozycja Polski w Europie.
Dziś wiemy, że ta sama wspólnota interesów rozciąga się także na sprawy Bliskiego Wschodu.
Turcy potrafili to wykorzystać i stali się dla Ameryki niezastąpionym sojusznikiem. Dlaczego nie moglibyśmy podążyć tą drogą?
Pozdrawiam serdecznie
"
G. Friedman sugerował, byśmy byli drugą Turcją w r. 2009. Rozumiem, że po r. 2010 takiej możliwości już nie widział? I przestało go niepokoić "przebudzenie się Rosji"?
UsuńW 2014 doszła jednak do skutku wiekopomna wizyta Obamy w Warszawie - akurat w 25 rocznicę tzw. "zwycięskich wyborów z czerwca 1989" - wyniku komunistycznych układów OS, które dały początek III RP.
http://www.tvn24.pl/raporty/obama-w-polsce,846
Thermogrip,
OdpowiedzUsuńNie znam w Polsce żadnego "eksperta", który byłby wolny od mitologii "georealizmu". Jednym z najmocniejszych elementów tego mitu jest przeświadczenie o wyjątkowym znaczeniu i roli Rosji, wsparte na tezie, że jest ona światowym hegemonem.
Ani dane ekonomiczne, ani obserwacja wojen (przegranych) toczonych przez Rosję, ani nawet ocena procesu "modernizacji" sił zbrojnych, nie mają wpływu na oddziaływanie tego mitu.
Może dlatego, że nie opiera się on na racjonalnych przesłankach lecz czerpie wiarę z sowieckiej/rosyjskiej dezinformacji.
Przez półwiecze sowieckiej okupacji przekonywano Polaków, że Rosja jest światowym hegemonem, a jej polityczna i militarna obecność wytycza granicę nieprzekraczalną dla naszych aspiracji
Zaszczepiany przez dziesięciolecia lęk przez Sowietami miał tłumić dążenia niepodległościowe i sprawić, że wszelkie koncepcje istnienia Niepodległej będą musiały uwzględniać interes rosyjski. Ze straszaka "wojny z Rosją" namiestnicy PRL-u uczynili podstawowy element indoktrynacji społeczeństwa i główny paralizator naszych aspiracji.
Ten sam straszak z powodzeniem wykorzystywali ludzie „demokratycznej opozycji” – namaszczeni przez Kiszczaka na narodowych przewodników, zaś cała dogmatyka „georealistów” została przejęta przez komunistyczną hybrydę III RP i przez ostatnie ćwierćwiecze skutecznie paraliżuje polską myśl polityczną.
Nie może dziwić, że nie ma w niej miejsca na antyrosyjskość i antykomunizm – dwa filary polskiej racji stanu.
Dziś jest dobry czas, by ludziom powołującym się na spuściznę Lecha Kaczyńskiego przypomnieć słowa prezydenta z 2008 roku, wypowiedziane w Tibilisi, w czasie napaści Rosjan na Gruzję:
„Jesteśmy po to, żeby podjąć walkę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nasi sąsiedzi z północy, dla nas także z północy, ze wschodu, pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy nie!
Ten kraj to Rosja. Ten kraj uważa, że dawne czasy upadłego, niecałe 20 lat temu, imperium wracają. Że znów dominacja będzie cechą tego regionu. Otóż nie będzie. Te czasy się skończyły raz na zawsze. Nie na dwadzieścia, trzydzieści, czy pięćdziesiąt lat! Wszyscy w tym samym okresie, lub w okresach nieco innych poznaliśmy tą dominację. To nieszczęście dla całej Europy. To łamanie ludzkich charakterów, to narzucanie obcego ustroju, to narzucanie obcego języka.
Stykałem się jako polityk już i jako prezydent mojego kraju z takim przekonaniem, że Rosja ma jakieś szczególne prawo do godności. Ja chciałem zapytać, skąd ona się bierze? Kto Rosji dał to prawo? Dlaczego największe państwa europejskie sugerują, jakby Rosja miała tego rodzaju prawo, dlaczego Rosja może komuś dawać nauczki, to jest rzecz, którą trzeba odrzucić i dziś jest dobra okazja do tego, żeby to powiedzieć.”
Pozdrawiam serdecznie
Szanowny Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńG. Friedman pośrednio odpowiedział na Pańskie pytanie - dlaczego nie moglibyśmy podążyć tą drogą?
http://www.rp.pl/artykul/936594-George-Friedman--Polska-musi-bronic-sie-sama.html
"Wydajemy na obronę narodową niecałe 1,95 proc. PKB. Nie mamy pieniędzy na armię według izraelskiego wzorca.
Oczywiście, że macie. Jeśli kraj chce chronić swoje bezpieczeństwo, wymaga to wyrzeczeń. Jak w Izraelu.
Izrael na obronę narodową wydaje ponad 6 proc. PKB , a ma podobny udział państwa w gospodarce co Polska. Na czym oszczędza?
Izrael pamięta o swojej historii i chroni siebie najlepiej jak potrafi - kosztem państwa opiekuńczego. Zatem Polacy muszą podjąć jakieś decyzje. Pamiętajcie, że NATO dziś niewiele znaczy. Nie ma sojuszu. Są jakieś spotkania urzędników i oficerów w Brukseli."
Moim zdaniem rewizjonizm stoi w sprzeczności ze sprawą Niepodległej. Prawo i Sprawiedliwość musiałoby zarzucić swój program gospodarczy. Przypomnę, że pierwsze propozycje zwiększenia wydatków na armię wg PiS, miały być, o zgrozo, sfinansowane z obligacji europejskich (poseł Czarnecki), którym wiarygodność może nadać tylko Berlin!!!
Odwołuje się Pan często do Józefa Mackiewicza, otóż podobne opinie do G.Friedmana głosił autor "Kontry", krytykując budowę COP-u i biurokrację II RP czy postulując zwiększenie wydatków na armię. Warto też wspomnieć o zapatrywaniach płk. Ignacego Matuszewskiego, zbieżnych z ww.
pozdrawiam.
Rafael Pleson,
UsuńPiS jest partią "georealistów", dlatego nie oczekuję natychmiastowej i dogłębnej rewizji poglądów. Trzeba też pamiętać, że wbrew zapewnieniom pani premier i polityków tej partii, sprawy bezpieczeństwa są dość dalekie od zainteresowań partii pana Kaczyńskiego.
Warto jednak sięgnąć po Program 2014, by przeczytać wielce obiecujące stwierdzenia:
"Powyższe uwarunkowania oznaczają konieczność konsekwentnej modernizacji polskiej armii, zapewnienia odpowiednich nakładów na bezpieczeństwo militarne państwa oraz reorganizację sił zbrojnych i nowelizację prawnych uwarunkowań jej funkcjonowania. Modernizacja armii musi służyć bezpośrednio podniesieniu naszych zdolności do obrony polskiego terytorium.(...)
Polska obecność wojskowa w świecie zostanie ściśle powiązana z polskimi interesami narodowymi, a nasz potencjał wojskowy będzie służyć budowie militarnego statusu Polski we wszystkich
aspektach współczesnego pola walki."
Stawiając sobie takie cele, wykonawcy muszą pomyśleć o zabezpieczeniu finansowym i zwiększeniu wydatków na wojsko.
Sądzę, że osoba ministra Antoniego Macierewicza daje nam gwarancję, że nie będą to puste obietnice.
Niestety, ten sam dokument (Program 2014) zawiera powtórzenie wszystkich, najcięższych błędów "georealizmu" i w żadnym miejscu nie wspomina o amerykańskich gwarancjach bezpieczeństwa. Mowa jest wyłącznie o "gwarancjach sojuszniczych":
"Zdolność do obrony terytorialnej musi zostać powiązana z silnymi gwarancjami sojuszniczymi w ramach Paktu Północnoatlantyckiego oraz innych form pogłębionej współpracy wojskowej państw członkowskich NATO i UE. Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości będzie zabiegała o zachowanie przez Sojusz Północnoatlantycki charakteru organizacji, której podstawową funkcją jest obrona."
Przykład Izraela (choć w innym, politycznym kontekście) przywoływałem już w pierwszej części "Nudis Verbis". Zwiększenie nakładów na zbrojenia wynikało tam z przyjęcia racjonalnej tezy, iż państwo Izrael musi funkcjonować we wrogim i niebezpiecznym otoczeniu najbliższych sąsiadów.
Owe 6 proc. PKB było ceną niepodległości Izraela.
Politycy III RP nigdy nie dopuszczali do siebie podobnej myśli i od roku 1990 nad naszą polityką militarną (ale też zagraniczną) dominował dogmat o "dobrosąsiedzkich" relacjach z Rosją i Niemcami.
Biorąc pod uwagę doświadczenia naszej historii, był to (i jest nadal) najbardziej groźny, nonsensowny i antypolski pomysł na funkcjonowanie państwa polskiego.
Póki w naszej rzeczywistości nie objawi się siła polityczna gotowa zerwać z tą zgubną mitologią, nie mamy wielkich szans na zbudowanie Niepodległej.
Pozdrawiam Pana
Witam.>Bóg-Honor-Ojczyzna<: nie istnieje osobno żaden z tych podmiotów,także w ramach doktryny bezpieczeństwa. Na marginesie:klub antylustratorów(obojętnie jakiej barwy światopoglądowej) wyklucza podmiot honoru (którego w pewnym sensie synonimem jest prawda),a zatem powinien być wykluczony z budowy systemu bezpieczeństwa państwa opartego o prawdę. Bóg-oczywiście,że pomaga w budowie bezpieczeństwa państwa.Więcej:używanie podmiotu >Bóg< w sposób nieuprawniony jako alibi dla tworzenia systemu rozbrojenia podmiotu >Ojczyzna< jest nadużyciem jednego podmiotu względem drugiego. Jeszcze inaczej: rozbrojenie podmiotu >Ojczyzna< powoduje taki ujemny efekt,że i podmiot >Bóg< ma mniej swoich obrońców w Ojczyźnie. Może dość naiwnie,ale tak mniej więcej tłumaczę sobie w wielkim skrócie to,o czym mówi m.in.pastor P.Chojecki,chociaż np.nie ze wszystkim się z nim zgadzam (np. co do oceny śp. kard.S.Wyszyńskiego). Uważam,że inicjatywa ROMB jest dobra ze względu na wzmacnianie sił obronnych podmiotu >Ojczyzna<.Oczywiste,że uważam za złe wszystkie inicjatywy obniżające siły obronne podmiotu >Ojczyzna< i to bez żadnych obciążeń "geopolitycznych"-ani wewnątrz podmiotu >Ojczyzna<,ani na zewnątrz tego podmiotu.Zaliczam do tych szkodliwych inicjatyw koncepcję nowego jedwabnego szlaku (zbliżenie chińskie)jak i koncepcję Prus Wschodnich-czyli hanzeatycką.Tu uwaga: zgadzam się co do tez pana G.Friedmana przedstawionych przez Autora,ale nie zgadzam się z opinią pana M.Fleming-Williamsa z 9.12.2014r z artykułu "Seeking the Future of Europe in the Ancient Hanseatic League".Nie akceptowalne są też dla mnie metody zwalczania jednego diabła innym-a takie sugestie pojawiały się niedawno wśród niektórych "amerykańskich" publicystów przy okazji tworzenia "międzynarodówki antydżihadystycznej" (z FR zresztą);ewentualny kontrargument z okresu lądowania aliantów na Sycylii (podobno dzięki mafii)podczas IIWW odrzucam,zaś "resetowcom"...dziękować można za sankcje po wieloletnim letargu wciągającej pułapki pieriestrojki. O bzdurnych wynaturzeniach EWG w stronę IV rzeszy niemieckiej też już spisano rzekę słów;zasługuje na nazwę eurokołchoz idąc ręka w rękę z Rosją Putina/Cyryla i rozdając swoje eurołapówki: odpada ze względu na sprzeniewierzenie się wszystkim trzem podmiotom: >B-H-O<. To samo dotyczy NATO,które kontynuuje barwy spółdzielni NATObis pod egidą "Stiekłowa".Co do tej właśnie organizacji: nie sądzę,aby "ponadnarodowa zgoda" na baterię Redzikowo wytworzyła właściwą siłę odstraszania,za to może być używana jako kontrargument przez antyatomowe lobby "pokojowego współistnienia i pojednania". Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuń@Rafael Pleson
OdpowiedzUsuńW sytuacji dogadania Hitlera ze Stalinem realizmem dla Polaków był wariant czeski. Poglądy na COP Mackiewicza czy Matuszewskiego można skwitować jedynie wzruszeniem ramion, jako bezprzedmiotowe.
Zupełnie nie wiem na jakiej podstawie Autor żywi przekonanie, że ścisła współpraca z Amerykanami jest możliwa , gdy aktualnie nie można sie od nich doprosić pozostawienia na stałe choćby atrap Patriotów nie mówiąc o reszcie. Szalejący antypolonizm żydowski w USA jest i będzie skuteczną zaporą przed postulowanymi naszymi bliższymi bilataralnymi relacjami w dziedzinie obronności.
Nasza Polski kondycja moralna i chęć/niechęć dochodzenia swego jest obrazowana przez entuzjastyczne zapalanie Chanuki, że o nadal i wciąż stojących w publicznej przestrzeni pomnikach sowieckich nie wspomnę.
Reasumując - zbrojenia tak ale bez wchodzenia w ryzykowne zachowania a' la Erdogan, a przede wszystkim praca nad świadomością i poczuciem godności Narodu.Dobrym wstępem do wzrostu poczucia bezpieczeństwa może być powszechne szkolenie obronne i umożliwienie swobodnego dostępu do broni.
Ktoś poprosił o te "atrapy"? Bo jak nie to Pański wywód leży. A ja wiem, że nie :) Dodam, że w zeszłym roku, w szczytowy momencie agresji rosyjskiej na Ukrainę Kanada zaproponowała przekazanie kilkudziesięciu używanych F - 18, a USA tzw. "zbrojeniowy swap" - polega on na tym, że Chorwacja lub Słowenia dostaje używane Black Hawki czy inne "cuda", te państwa z kolei przekazują Ukrainie Mi-8 i amunicję. Skoro Ukrainie można pomóc, to Polsce nie?
UsuńPS. Inaczej J.Mackiewicz rozumiał realizm, a i płk Matuszewski nie miał okazji poznać myśli Zychowicza :) Z tą Chanuką to Pan pojechał ;) Ale rzeczywiście bardzo to dziecinne :) 2 inicjatywy ustawodawcze, parę paczek, świeczek i wycieczek :)
wsojtek,
OdpowiedzUsuńW negocjacjach obowiązuje zasada żądania wyższej ceny - tylko po to, by można było ją bezpiecznie obniżyć do właściwego poziomu.
Ta sama zasada powinna przyświecać ludziom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo Polski. Tak też postrzegam wyznaczanie celów i kierunków strategicznych.
Napisał Pan - "nie sądzę,aby 'ponadnarodowa zgoda' na baterię Redzikowo wytworzyła właściwą siłę odstraszania,za to może być używana jako kontrargument przez antyatomowe lobby 'pokojowego współistnienia i pojednania".
Owszem, takiej reakcji należy się spodziewać.
Dlatego negocjacje trzeba rozpoczynać z bardzo wysokiego pułapu - żądania obecności broni jądrowej na naszym terytorium. To jest adekwatny do stopnia zagrożenia poziom gwarancji.
Nie wyobrażam sobie, by rząd, który poważnie myśli o zabezpieczeniu naszych interesów narodowych, mógł brać pod uwagę jazgot "przyjaciół Moskwy" itp. pacyfistów.
Pozdrawiam Pana
Czy ja jestem w błędzie odnosząc wrażenie, że Szanowny Pan uważa NATO za organizację, która jest niechętna USA?
OdpowiedzUsuńPan Stoltenberg, sekretarz, jest politykiem i jego funkcja jest polityczna, ale dowódcą faktycznym ( sił zbrojnych NATO), jest w dalszym ciągu amerykański generał.
Polityka jest zazwyczaj czymś innym niż na to wygląda. Historia niczego podobno nie uczy. Nas na pewno. O kilkuset co najmniej lat mamy dwu wrogów między którymi los nas umieścił: Niemcy i Rosję. I od kilkuset lat jesteśmy przegrani , bo nie można być niezależnym miedzy dwoma wrogami znacznie od nas silniejszymi, co jasno pokazał tak krótki okres naszej samodzielności jak dwudziestolecie. I z wyjątkiem tego okresu jesteśmy tylko podmiotem polityki (globalnej, czy europejskiej) a nie jej przedmiotem, niezależnie jakbyśmy nie potrząsali szabelką i zawsze jesteśmy tylko kartą przetargową w tej polityce.
Z domu wyniosłem wiedzę o tym, że największym, śmiertelnym naszym wrogiem jest Rosja , czy nazywa się sowietami, czy carstwem albo demokracją.
Z własnej zaś obserwacji jak dalece anglosasi nas oszukiwali od zawsze można powiedzieć.
To im zawdzięczamy, że znaleźliśmy się w wojnie z Niemcami a nie znaleźliśmy się w wojnie z sowietami w 1939 - bo naciskali na Rydza, żeby takiej wojny nie ogłosić, ze skutkami do chwili obecnej, czyli utratą większej części Polski. Potrzebni byliśmy anglosasom, żeby dać im czas na zorganizowanie obrony przed Niemcami i przede wszystkim do obrony przed Niemcami Związku Sowieckiego, czyli Rosji, naturalnego sojusznika anglosasow co najmniej od czasów Napoleona.
Za to, że wykrwawiliśmy się w ich interesie, stracili inteligencje i zasoby materialne, nie byliśmy nawet godni uczestniczyć w świętowaniu zwycięstwa.
Czy teraz też nie będziemy ochłapem rzuconym Rosji dla ratowania pokoju?
Szanowny Pan jak mi się wydaje, nie podziela też mrzonek o "miedzymorzu".
Niestety jesteśmy w pułapce, bo porozumienie z Niemcami tez nie jest chyba realne, bo Niemcami rządzą teraz Schulze i Merkele. Jesteśmy zatem skazani na bycie zapchaj dziurą między wrogami. I oby naszej niepodległości nie musiała znowu przynieść wojna światowa.
Co do obecności broni atomowej na naszym terytorium, to niedawno bardzo staraliśmy się, żeby taka broń nas opuściła, bo jej obecność implikowała zaistnienie teatru wojennego, którego tak obawiał się św pamięci płk Kukliński. Obecność czyjejś (nie naszej) broni atomowej na naszym terytorium może służyć wyłącznie jednej ze stron konfliktu, nie nam.
"jeden z najgorszych mitów pustoszących myślenie o polskiej racji stanu - przekonanie, że nasze bezpieczeństwo opiera się na sojuszu z państwami europejskimi"
OdpowiedzUsuńBlog PT Ściosa jest unikatowym zródłem, gdzie można znalezć odważne dookreślanie rzeczy takich jakimi są. Rzeczywiście - budowa strategicznych rurociągów Nord Streem I iII jest dowodnym potwierdzeniem nieprzyjazni tzw. Zachodu do Polski.Podobnie niemiecki sprzeciw wobec baz amerykańskich w Polsce już nie mówiąc o traktowaniu mniejszości polskiej w Niemczech.To są fakty.
Jednak moje obawy idą w kierunku takim oto, że skierowanie silnego strumienia pieniędzy na armię zamiast na "drugi COP" w perspektywie zwiększy naszą podległość zamiast niepodległości.Bo utrzymanie się dotychczasowego, zresztą głośno deklarowanego przez młodych Polaków, upływu "polskiej krwi" będzie nas bardzo a le to bardzo osłabiać.Demografia w perspektywie to jedyna realna broń.
Skracając - czy jest już tak zle, że musimy wszystko rzucać dla obronności, czy też lepiej, zabezpieczając się przez szeremietiewową rozbudowę obrony cywilnej, dodatkowo upowszechniając dostęp do broni- odbudowywać gospodarkę,demografię, także świadomość narodową drogą reformy oświaty i mediów - stać nas na takie ryzyko??
Lęk przed Rosją jest wygodnym narzędziem cynicznie podsycanym i wykorzystywanym przez agenturę i lewactwo a nie realnym faktem.Konflikt Putina z Turcją zaś, wg mnie , jest czasem dla nas korzystnym.
Pozwoliłem sobie na kilka zdań, fakt, w większości trybu pytającego.
Radziłabym Panu nie wymieniać na tym blogu nazwiska współtwórcy "trzeciej siły" sponsorowanej przez towarzyszy z WSI, piszącego onegdaj na portalu NeON, założonym przez WSI- Oparę. My tu za dobrze znamy dokonania tego pana i jego pokrętną drogę życiową. Zapewne zna ją też obecny minister ON, Antoni Macierewicz.
UsuńJak bańka mydlana prysły neonowe rojenia o gen. Wileckim na białym koniu z p. R. Sz. u jego boku. Proszę się więc dłużej nie kompromitować.
jan kowalski,
UsuńPyta Pan - lepiej się bogacić, czy zbroić? Poza tym, że jedno nie wyklucza drugiego, to na czas obecnych zagrożeń odpowiedziałbym jednoznacznie - lepiej się zbroić.
Kwestie demograficzne pomijam, bo dziś nie jest to element istotny dla obronności Polski. Nie da się ich "naprawić" w czasie kilku lat.
Bezpieczeństwo naszego kraju nie zależy od formacji obrony cywilnej czy upowszechnienia dostępu do broni.To są środki na czas pokoju, służące budowaniu dojrzałego społeczeństwa. Ale tylko środki pomocnicze.
Dziś potrzebujemy silnej armii, nowoczesnych technologii, sił szybkiego reagowania i obrony cyberprzestrzeni. Współczesna wojna nie rozgrywa się na polach wielkich bitew, lecz w kilku "punktach zapalnych". By je kontrolować, trzeba mieć sprawne oczy i uszy. By ich bronić - silną pięść.
Muszą być zatem sprawne służby(wojskowe i cywilne),wojska specjalne, ochrona przestrzeni powietrznej i systemów informacyjnych. "Pięść" zaś, to zdolność do szybkiego kontrataku, również przy użyciu broni jądrowej.
Na taki system nie wolno żałować pieniędzy.
Jeśli przyjmiemy postawę kiepskiego buchaltera lub zabawimy się w tanią demagogię, nie będzie czasu na "odbudowę gospodarki,demografię, także świadomość narodową".
Bo nie będzie Polski.
Siła na zewnątrz wynika z siły wewnetrznej. Także duchowej.
OdpowiedzUsuńNie będę odnosić się tu do polityki "georealistów", bo jej kretynizm dokładnie i konsekwentnie obnaża Gospodarz tego miejsca.
Odniosę się do siły wewnętrznej, jednym pytaniem:jakże i skąd mamy czerpać wszyscy wewnętrzną siłę potrzebną do zmiany Polski, skoro szefem PKP zostaje skończony sk...syn?
Wiem, poecie nie przystoi. Ale nie daję rady. W tym czasie - a trwa czas, o którym pisał Herbert w Potędze smaku - nie tylko piekło jest byle jakie. Również Raj, jak się okazuje, jest byle jaki.
Dla mnie sprawa jest jasna - albo ta gnida będzie na urzędzie, albo PiS może liczyć na mój głos. Póki co, wycofuję się z poparcia dla PiS.
Poeto! Dzisiaj znów takie czasy, że "nie w pieśni troska" :)
UsuńPodzielam Pańską opinię odnośnie nominacji żarliwie prorosyjskiego TW Mieczysława. Tacy jak on najgorliwiej wypełnią zadanie uruchomienia połączenia kolejowego na trasie Berlin - Kaliningrad, przed którym niedawno AŚ ostrzegał na Twitterze.
@SciosBezdekretu: Rosja i Niemcy planują rozwinąć "projekt Prusy Wschodnie" i od 2016 uruchomić stałe połączenie kolejowe Kaliningrad-Berlin
Jednak znacznie bardziej niepokoi mnie awans do Polskiej Grupy Zbrojeniowej niejakiego Mariana Szołucha - o podobnych jak TW inklinacjach i "piskorskim" rodowodzie. O którym wczoraj wspominaliśmy wraz z panem Rafałem Plessonem. Dlatego niecierpliwie czekam na reakcję ze strony MON. Bo PKP zdaje się PiS zdecydował odpuścić. Pewnie dla scementowania Zjednoczonej Prawicy...
Nad przedziwnymi nominacjami rządowymi (i prezydenckimi) rozmaitych dziennikarzy - np. Bartosza Marczuka, v/naczelnego Wprost, wolę się nawet nie zastanawiać.
Pozdrawiam
przemek łośko,
UsuńTakie nominacje potwierdzają, że PiS podporządkowuje sprawy bezpieczeństwa kwestiom partyjnym.
Chodzi przecież o kierowanie tzw. infrastrukturą strategiczną, obszarem bardzo ważnym, nie tylko na czas wojny. Posadzenie tam prorosyjskiego figuranta, agenta SB, jest kpiną z naszego bezpieczeństwa.
Tak postrzegam tę nominację. Pytanie zatem - jeśli partia pana Kaczyńskiego lekceważy kwestie naszego bezpieczeństwa i robi partyjny "deal" z prorosyjskim środowiskiem B.Kowalskiego, dlaczego mielibyśmy wspierać takie działania?
Wprawdzie większość wyborców PiS przedkłada umiłowanie naszych "przywódców narodu" nad sprawy bezpieczeństwa własnych rodzin, to taką postawę uważam za patologię.
Ważny temat poruszyła Pani Urszula, zwracając uwagę na włączenie w struktury rządowe wielu dziennikarzy, w tym z pism ściśle wykonujących "służbowe dyrektywy". Sądzę, że mamy do czynienia z polityczno-handlowym kontraktem, zawartym przez PiS ze środowiskami,które decydowały o publikacjach tych mediów.
Pozdrawiam
TW zrezygnował. I jakie pismo wysmażył. Błe.
UsuńDla odtrucia umysłu, taka piosenka: https://www.youtube.com/watch?v=cbhXuBK9UEU
Trzeba wybierać: albo się z nimi bratamy albo robimy Polskę.
Przeczytałam te lamenty przed chwilą na onecie. Rzeczywiście "błe".
UsuńCiekawa jestem, czy kiedykolwiek się dowiemy /w zn. czy ktoś z "niepokornych" odważy się o to zapytać?/ kto (imiennie) tę osobę tak usilnie promował i doprowadził do kompromitującej nominacji.
A co jeśli jest ich legion? Jutro trza ujawnić zbiór zastrzeżony :)
UsuńTak, zbiór zastrzeżony to taki ich Szmaciany Szaniec.
UsuńAle warto zrobić jeszcze jedną rzecz - zbadać legalność wyborów do Sejmu z 23 marca 1980 i z 13 października 1985 roku. Nie bałbym się tego - jak pamiętacie mandaty wtedy były przyznawane organizacjom należącym do FJN (później do PRON). Ordynację wyborczą wyborów w 1985 "zaproponował" PRON, można zatem zbadać, czy istniał legalny kodeks wyborczy, czy PRON miał takie uprawnienie, itd.
Jeśli te wybory okażą się nielegalne, podobnie, działanie wybranych taką drogą "sejmów", to w kolejnym kroku można unieważnić podważyć legalność ustaw z 26 marca 1982 roku oraz z 29 kwietnia 1985 (powołująca do życia ustawę z 82 roku).
Takie działanie pozwoliłoby przygotować nową ustawę, tym razem powołującą prawidłowo Trybunał Konstytucyjny, który musiałby zbadać legalność i zasadność wszystkich wcześniejszych wyroków ciała, które uzurpowało sobie prawo pełnienia roli Trybunału Konstytucyjnego.
Uff. Szołucha zrezygnował: http://www.mpolska24.pl/post/10811/oswiadczenie
UsuńSzwoleżer,
OdpowiedzUsuńPańskie refleksje o naszym położeniu, są oczywiście zbieżne z tezami mojego tekstu. Idę jedynie krok dalej i nie poprzestając na ubolewaniu nad naszym położeniem geograficznym, wyprowadzam rzeczowe (jak sądzę) wnioski.
Odniosę się natomiast do dwóch Pańskich stwierdzeń.
Wprawdzie dowódcą sił NATO jest amerykański generał, to o polityce Paktu i kierunkach działania decyduje Rada Północnoatlantycka, na której czele stoi sekretarz generalny. Ten zaś jest otoczony rozmaitymi "ciałami doradczymi", a swoje decyzje musi konsultować z ambasadorami poszczególnych państw członkowskich. Mamy tu do czynienia z zasadą "cywilnego nadzoru" nad armią, co w tym przypadku oznacza uczynienie z NATO jeszcze jednej, pacyfistycznej organizacji międzynarodowej.
Dlatego podkreślam rolę Stoltenberga oraz wpływ jego politycznych wypowiedzi. Nie znam też żadnej decyzji tego gremium, która służyłaby powstrzymani rosyjskiej ekspansji.
NATO nie jest "niechętne" Ameryce, ale na obszarze europejskim zostało zdominowane przez Niemcy i ich interesy. Ponieważ ta sytuacja jest dla nas wielce niekorzystna, trzeba myśleć o innych paktach i rozwiązaniach.
Sprawa druga dotyczy Pańskich uwag na temat obecności broni jądrowej na naszym terytorium. Znajduję tu ogromne pomieszanie kwestii całkowicie różnych - tak z punktu widzenia sytuacji międzynarodowej, planów strategicznych, jak i naszych realiów.
Proszę w żaden sposób nie porównywać obecności sowieckich ładunków atomowych(od połowy lat 60 było ich 180 na obszarze PRL)z projektem Nuclear Sharing. Sowieci traktowali nasz kraj jako poligon atomowy, z którego mogą zaatakować kraje zachodnie. Mieliśmy być "mięsem armatnim". I niczym więcej.
Plany sowieckie zakładały (co wiemy dzięki pułkownikowi Kuklińskiemu),że po rozpoczęciu III wojny światowej,LWP miało wystrzelić 178 głowic w kierunku celów znajdujących się w Europie Zachodniej. Oczywiście NATO odpowiedziałoby kontruderzeniem. Według założeń sztabu sowieckiego, mogło w nim zginąć nawet 53 proc. żołnierzy polskich. Szanse przeżycia cywili szacowano na 4 proc. ludności.
To był zbrodniczy, ludobójczy plan, w którym nie chodziło o obronę i bezpieczeństwo Polski lecz interes Związku Sowieckiego.Te ładunki nie chroniły naszego kraju, lecz miały sprowadzić na niego pierwszą falę kontruderzenia NATO.
Proszę przyjąć, że obecność amerykańskiej broni atomowej na naszym terytorium nie służy planom ofensywnym i nie ma na celu zapewnienia bezpieczeństwa Ameryce. Obroni się ona i bez tych kilku polskich wyrzutni.
W przypadku państw, które przystąpiły do Nuclear Sharing, chodzi o wzmocnienie ich potencjału obronnego, a zatem wzmocnienie gwarancji bezpieczeństwa. Ta broń służy krajom, na których obszarze się znajduje i ma głównie funkcję odstraszającą potencjalnych agresorów.
Dlatego porównanie takich planów do sytuacji z czasów PRL, jest poważnym nadużyciem i dezinformacją.
Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńjan kowalski,
UsuńNie ma potrzeby eksponować gesty rejtanowskie. Wybrał Pan złe miejsce.Proponuję też, by czytał Pan z uwagą kierowane doń uwagi. Nie ma w nich mowy o "związkach agenturalnych Szeremietiewa" i nie wiem, gdzie wyczytał Pan podobne rewelacje.
Ponieważ nie jestem zainteresowany "ideami obrony terytorialnej na wzór Szwajcarii", a tym bardziej postacią i wywodami pana Szeremietiewa, proszę o zakończenie tego tematu.
"by czytał Pan z uwagą kierowane doń uwagi. Nie ma w nich mowy o "związkach agenturalnych Szeremietiewa"
Usuń"Radziłabym Panu nie wymieniać na tym blogu nazwiska współtwórcy "trzeciej siły" sponsorowanej przez towarzyszy z WSI"
???
Szanowny Panie,
UsuńNie miałam i nie mam najmniejszego zamiaru "pochylać się" ani nad Panem, ani nad Pańską "myślą".
Odzywam się tylko dlatego, że pomimo uzyskania rzeczowych odpowiedzi od Aleksandra Ściosa, nadal próbuje Pan swoich dawnych sztuczek.
Witam wszystkich,
OdpowiedzUsuńTo może być przełomowy wywiad! We wtorek lub środę najprawdopodobniej gościem telewizji Ryszarda Hołubowicza będzie prokurator Andrzej Witkowski. Pisze "najprawdopodobniej", gdyż zgodę musi wyrazić przełożony prokuratora Witkowskiego, jednak jest na to duża szansa. Po wielu informacjach udzielanych przez Wojciecha Sumlińskiego podczas spotkań jakie odbywa, po kilku ostatnich informacjach od ks. Stanisława Małkowskiego to właśnie ten wywiad może dostarczyć nam kluczowych i najważniejszych informacji, bo od samego źródła jakim jest Andrzej Witkowski.
Również napisałem ponownie e-maila do Pana Wojciecha Sumlińskiego z zapytaniem o losy petycji. Tydzień temu odpisał, że petycja zostanie złożona w tygodniu, który właśnie mija. Nie została złożona, więc ponowiłem pytanie. Jak tylko dostanę odpowiedź to ją przekażę na tym blogu.
Pozdrawiam
Szanowny Autor i Komentatorzy
OdpowiedzUsuńChoć ostatnio nie zgadzałem się z niektórymi powyborczymi ocenami Gospodarza – i pozostaję przy swoim - to z powyższym tekstem zgadzam się w całości.
W obliczu rosyjskiego (sowieckiego) zagrożenia, Polska powinna oprzeć swoją strategię obronną na wskazanych przez p. Ściosa, jak to się po polskiemu mówi :) – komponentach.
Po pierwsze – własna, silna i liczna armia zawodowa, doskonale wyszkolona i uzbrojona w najnowocześniejszy sprzęt konwencjonalny. W stanie pokoju, w pełnym ukompletowaniu powinno to być 150 tys. żołnierzy.
Po wtóre ścisły sojusz polityczny, gospodarczy i wojskowy z USA. Jeśli zgoda na powstanie baz NATO w Polsce jest uzależniona od Niemiec, to przecież jest jasne, że bazy te nie powstaną. Natomiast możemy osiągnąć wzmocnienie sojusznicze na drodze bilateralnych umów ze Stanami. W tym zakresie interesy Polski i Ameryki są zbieżne – ani im, ani nam nie jest potrzebne odrodzenie Rosji jako wojennego bandyty, tym bardziej w tandemie z Niemcami. Gdyby było inaczej, wówczas należałoby przyjąć, że Ameryka zapomniała o własnej daninie krwi w obydwu wojnach światowych w Europie.
Zatem silna obecność Ameryki w Polsce leży w jej żywotnym interesie – po to by zapobiec wybuchowi konfliktu. Przy okazji, jeśli dobrze rozumuję, obecność ta w najmniejszym stopniu nie łamie umów Rosji z NATO – wszak nie będzie baz NATO-wskich, a tylko amerykańskie :) zatem samopoczucie Rosji powinno pozostać niezmiennie doskonałe.
W mojej ocenie należy też zwrócić uwagę na ostatnie deklaracje ze strony brytyjskiej o strategicznym sojuszu z Polską. To chyba nie tylko kwestia wspólnego działania w ramach UE, do której Brytania ma coraz większy dystans. Może i tu warto poszukać ścisłej, dwustronnej współpracy, bo przecież w razie „W” Ameryka i Brytania będą razem.
cdn
cd
UsuńPo trzecie – uczestnictwo w programie Nuclear Sharing.
Nie wdaję się w oceny osoby p. Szeremietiewa. Uważam, że ma on rację w tym, iż powinna w Polsce powstać obrona terytorialna, to znaczy stosunkowo duża, odwołująca się do specyficznie polskich doświadczeń historycznych i mentalności, formacja w ramach sił zbrojnych, nie będąca zawodową armią, ale stanowiąca jej zaplecze. Gdy armia zawodowa będzie ponosiła główne trudy walki, ktoś musi zabezpieczać tyły, ważne obiekty, komunikację itd.
Natomiast nie zgadzam się z nim, gdy mówi, że obrona terytorialna ma być czynnikiem odstraszającym potencjalnego agresora – czytaj Rosję – od okupowania terytorium, a jednocześnie nie będzie jej prowokowała do ataku bronią jądrową. Zgodnie z jego argumentacją, nie powinniśmy posiadać broni atomowej, bo to potencjalny pretekst do prewencyjnego ataku nuklearnego Rosji w bazy z bronią atomową w Polsce.
W mojej ocenie to nonsens. Nie bez przyczyny Putin otwarcie wygraża użyciem ograniczonych uderzeń jądrowych, ostatnio pod adresem bliżej nieokreślonych „terrorystów” (i warto sobie w tym kontekście przypomnieć słowa rzeczniczki putinowskiego MSZ-u o Polsce, która usuwając sowieckie pomniki „upodabnia się do islamskich terrorystów”).
Przyczyną tych atomowych gróźb jest słabość sowieckiej armii w jej wymiarze konwencjonalnym. Putin nie będzie chciał okupować polskiego terytorium, bo to nie jest mu do niczego potrzebne i nie ma środków na prowadzenie kosztownej, pełnoskalowej wojny konwencjonalnej. Natomiast dla osiągnięcia swoich celów w Polsce może przeprowadzić jakiś ograniczony atak konwencjonalny (stąd potrzebna jest polska armia) oraz, za pomocą stosunkowo niewielkiego ładunku jądrowego, uderzyć np. w Warszawę i za jednym zamachem zniszczyć ośrodki decyzyjne państwa. Obrona terytorialna przed tego typu atakiem go nie odstraszy. Może go odstraszyć tylko realne zagrożenie odwetem o porównywalnej skali – za pomocą broni jądrowej.
Zatem posiadanie przez Polskę broni atomowej, jako czynnika odstraszającego przed agresją, uważam za konieczne w obliczu tych zagrożeń, przed którymi dziś stoimy. Pojawia się wiele kwestii szczegółowych, bo Nucelar Sharing to chyba wyłącznie bomby, a te można przenieść tylko samolotami, zatem rodzi się problem przenoszenia głęboko na terytorium wroga, gdy posiada on rozbudowaną obronę przeciwlotniczą. Stawia to przed polskim rządem również wiele problemów politycznych, choćby nacisk wewnętrznej agentury. Ponadto negocjacje Polski z USA – przy skali obu podmiotów – to przecież niełatwa sprawa.
Nie mamy jednak wyjścia, jeśli chcemy przetrwać, musimy pokonać własną słabość. Jeśli Polska ma w ogóle istnieć, to musi stać się graczem, który nie obawia się wejść „pomiędzy ostrza potężnych szermierzy”.
Pozdrawiam serdecznie
PS. Trochę się rozgadałem, mam nadzieję, że w miarę z sensem :)
Sir Alexander, Rafael Plesson, Przemek Łośko
OdpowiedzUsuńPanowie, ja już się boję kolejne życzenie na Bezdekretu wypowiedzieć, bo pan minister Macierewicz niczym złota rybka z bajki wszystkie je spełnia w trymiga, jak mawiał p. ppor. Dub, bloger z S24.
http://telewizjarepublika.pl/macierewicz-wylaczy-czesc-materialow-ze-zbioru-zastrzezonego-ipn,27302.html
Pozdrawiam serdecznie