środa, 4 marca 2015

O KANCIASTEJ GRANICY


„Stan wojny z najeźdźcą nie znaczy, jak go chcą niektórzy ośmieszyć, porywanie się „z kłonicą na bombę atomową”. Ale znaczy tego rodzaju postawę moralną, która by wpływała hamująco na spadek po równi pochyłej, po której toczy się w tej chwili cały naród. Tej właśnie równi pochyłej, spowodowanej przez pewne środowiska na emigracji i w kraju, której dziś, dla zatuszowania swej odpowiedzialności, nadają niewinne miano: „przemiany społeczno-polityczne”! – Nie wyobrażam sobie bowiem, jak można na dłuższą metę wychowywać naród politycznie, bez przeprowadzenia „kanciastej” granicy pomiędzy pojęciami tak prymitywnymi jak: „sojusznik” i „najeźdźca”, „wierny” i „zdrajca”, „swój” a obcy, czy wrogi „agent”.  Tymczasem wiemy z praktyki, że granica tych pojęć się zaciera”– napisał przed 70 laty Józef Mackiewicz w artykule „Dlaczego nie mogę wziąć udziału w ankiecie”, opublikowanym w czasopiśmie „Lwów i Wilno”.
Słowa pisarza pochodzą z epoki, do której chętnie odwołują się współcześni politycy „obozu patriotycznego”, publicyści, środowiska opozycji. Nie tylko dla wykazania własnego patriotyzmu, ale źródeł inspiracji i narodowych idei. To z postaw Żołnierzy Niezłomnych i czasów okupacji sowieckiej, mamy czerpać przykłady heroizmu i uczyć się polskości. Oni mają być się znakiem dla młodych pokoleń i źródłem narodowej dumy.
Z tej powszechnej, medialnej wizji, umyka jednak świadomość, że walka z bronią w ręku i czynny sprzeciw wobec okupanta, nie byłby możliwy bez przyjęcia fundamentalnej „kanciastej granicy”, o której przypominał Józef Mackiewicz.
Gdy w dniach poświęconych Żołnierzom Niezłomnym słuchałem wypowiedzi ludzi opozycji, rozlicznych zaklęć i dumnych deklaracji, odniosłem wrażenie, że przypisujemy sobie tradycję, od której oddziela nas nieprzebyta, historyczna bariera. Próby odwoływania się do dziedzictwa powojennego antykomunizmu, przy jednoczesnej negacji obowiązku wytyczenia „kanciastej granicy”, prowadzą nie tylko do zafałszowania prawdy o polskich bohaterach, ale stanowią haniebne nadużycie.
Choć w roku 1944 Mackiewicz nie mówił nic nowego, jego ówczesny „radykalizm” wywoływał sprzeciw londyńskich elit, a dla społeczeństwa doświadczonego wojną i podziałami, wydawał się nazbyt skrajną propozycją. Pisarz przypominał, że aby ocalić naród, trzeba oddzielić od siebie dwa, nieprzystające światy – zdrady i męstwa, swoich i obcych, trzeba nazwać rzeczy po imieniu i uporządkować system podstawowych pojęć. Wskazanie nieprzyjaciół, nazwanie wrogów – pełniło nie tylko funkcję integrującą, ale budowało grupową solidarność. Bez tego nakazu nie można było oddzielić dobra od zła ani uformować narodowej tożsamości. Taka postawa chroniła przed relatywizmem i błędną identyfikacją. Była konieczna, by świat stał się uporządkowaną rzeczywistością, a nie chaosem przypadkowych, nienazwanych relacji.
Ludzie, których nazwaliśmy Żołnierzami Niezłomnymi być może nie zaprzątali sobie głowy socjologicznym fundamentem swoich ocen. Ruski żołdak, moskiewski agitator czy polskojęzyczny ubek – byli wrogami tej samej kategorii, delegatami obcej, antypolskiej zgrai, z którą należało walczyć na śmierć i życie lub ulegając jej – zginąć.  
Tak rozumiany antykomunizm oznaczał w istocie przyjęcie żelaznej dychotomii My-Oni, w której nie ma miejsca na światłocienie i pseudo moralne dylematy, w której nie praktykuje się kompromisów i odrzuca pośrednie wybory. Mądrość takiej postawy polegała na zrozumieniu, że próba połączenia dwóch nieprzystających rzeczywistości musi skończyć się klęską wartości i pochłonięciem ich przez „rozbestwione kłamstwo”. Ci ludzie nie tłumaczyli sobie, że z kolaboracji ze złem wychodzi się zwycięsko lub idąc z nim na ustępstwa, można ocalić dobro. Nie szukali „dróg kompromisu”, bo każda łatwa droga prowadziła do upadku i zaprzaństwa. Nie próbowali odnajdywać „zgody budującej”, bo mieli świadomość, że jednymi budowlami komunizmu, były baraki obozów i miliony bezimiennych grobów.
Od takiego „radykalizmu” oddziela nas nie tylko półwiecze sowieckiej okupacji, ale ogromna przepaść wytyczona fałszem „nowej świadomości”, w której wzrastały kolejne pokolenia Polaków.
Gdy Adam Michnik w rozmowie z Żakowskim na temat „Traktatu o gnidach” mówił: „Nigdy nie przyjąłem formuły, ze w Polsce przez czterdzieści lat de facto trwała sowiecka okupacja. Byłem zdania, ze PRL to jest polska państwowość pozbawiona suwerenności. Ta państwowość jednak istniała i stanowiła pewną wartość” – wyrażał pogląd środowiska tzw. opozycji demokratycznej, ale też beneficjentów PRL-u i tych milionów „dobrych Polaków”, którzy pogodzili się z hańbą komunizmu i uznali sowieckiego bękarta za trwały element polskości.  Wraz ze śmiercią ostatnich Żołnierzy Niezłomnych nastąpiła rezygnacja z dychotomii My-Oni i wyzbycie się świadomości, że komunizm jest wytworem  wrogim i obcym. Dokonała się ona nie tylko w tradycji intelektualnej nowych „elit”, ale wniknęła w samą istotę bytu narodowego, zatruwając go szaleństwem „linii porozumień”, „dialogów” i systemowych „transformacji”, – z których sowieccy zdrajcy wywodzą prawo do rządzenia Polakami.

Z miejsca, w którym dziś jesteśmy, nie możemy odwoływać się do dziedzictwa antykomunizmu ani chełpić pamięcią o Żołnierzach Niepodległości. To nadużycie – podobne roszczeniom głupców, którym się wydaje, że wystarczy przeczytać książkę o Legionach, by mienić się spadkobiercą Piłsudskiego. Refleksji historycznej nad biografiami wolnych Polaków nie można ograniczać do zewnętrznej symboliki lub taniego sentymentalizmu. Jeśli ma być prawdziwa i stanowić wzorzec dla następnych pokoleń, musi uwzględniać doniosłość tych postaw i etyczny monolit myśli i czynów.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie dziś namawiał do rozstrzeliwania moskiewskich wasali lub golenia łbów kolaborantom i antypolskim reżimowcom. Nazwać ich po imieniu, naznaczyć wzgardą i wykluczyć ze społeczności ludzi wolnych – to minimum, na jakie winni zdobyć się ludzie odwołujący do tradycji Niezłomnych.
Nie możemy nawiązywać się do takiej tradycji, bo w III RP nie ma środowisk ani grup społecznych, zdolnych do wyznaczenia „kanciastej granicy”. Gdyby Mackiewicz powtórzył dziś swoje dictum – zostałby wyklęty i uznany za radykalną ekstremę. Takie słowa wywołałyby wściekłość lub wymowny gest pukania w czoło. Partie i środowiska, które przyznają sobie miano opozycji, nie tylko uciekają przed ostrą definicją rzeczywistości, ale wzdrygają przed podziałem na My-Oni, i za szczyt patriotyzmu przyjmują dezyderat „zgody narodowej”, ze wszystkich sił odżegnując od posądzenia o intencje „dzielenia Polaków”. 
Nie ma też w Polsce środowisk, które punktem wyjścia refleksji politycznej uczyniłyby pogląd, że linia dzisiejszych podziałów jest konsekwencją półwiecza okupacji sowieckiej, efektem zdrady narodowej i budowania sztucznego tworu – III RP.
W miejsce odważnych wniosków dominuje wiara, że przed 25 laty Polacy odzyskali wolność i na jej fundamentach budują dziś państwo prawa i demokracji. Ten irracjonalny pogląd, sprzeczny z doświadczeniami ćwierćwiecza spycha nas w „pułapkę georealizmu”, wywołuje destrukcyjny dysonans poznawczy i przesądza o naszej słabości. Nie można bowiem mówić o wolnym społeczeństwie, jeśli uwierzyło ono w „śmierć” komunizmu, a w postaciach politycznych III RP dostrzega reprezentantów interesu narodowego. Nie można też widzieć „obcych” w strukturach władzy, jeśli uznaje się ją za konstytucyjną i demokratyczną – tylko dlatego, że o jej powołaniu zdecydowali magicy karty wyborczej i grupka medialnych demiurgów. Nie ma miejsca na wytyczenie relacji My-Oni w przestrzeni zakłamanej i zagarniętej przez ośrodki propagandy, w której „strażnikami podziałów” stają się semantyczni terroryści, a piewcami „zgody narodowej” użyteczni idioci deliberujących o potrzebie pojednania.
Tym zaś, którzy zastanawiają się, jak w „demokratycznej” III RP można dzielić Polaków na „swoich” i „obcych” lub nawiązywać do realiów powojennego komunizmu, odpowiadam: nie można - jeśli wyznaje się „filozofię” Michnika i sankcjonuje państwowość PRL-u. Nie można - jeśli kultywuje się zabobon o „śmierci komunizmu”, odrzuca wiedzę o genezie tego państwa i jego komunistycznej sukcesji. Nie można - jeśli ponad logikę i doświadczenie historyczne przedkłada demagogię i prostacką propagandę. Takim „dobrym Polakom”, nie mam nic do powiedzenia. Oni nie zrozumieją tych słów, ja nie pochylę się nad ich ograniczeniem.
Nade wszystko, nie można tego zrozumieć, jeśli zamyka się oczy na doświadczenie tragedii smoleńskiej i zachowania ogromnej części społeczeństwa III RP. Ten czas odkrył niewyobrażalne pokłady obcości i nienawiści, obnażył obojętność na zło, ogrom fałszu i hipokryzji, odsłonił upiorną pustkę i niewolniczą mentalność. Ujawnił też najgłębsze podziały, biegnące nie wzdłuż rzekomych „różnic politycznych”, lecz w głąb ludzkich sumień i systemów wartości, dotykających samych podstaw człowieczeństwa i narodowej tożsamości.  
To wówczas okazało się, że terytorium tego państwa zaludnia ogromna armia apatrydów – bękartów bez ziemi i poczucia wspólnoty narodowej, całkowicie obca polskiej kulturze i tradycji. Nikt nie zapytał – jak to możliwe, że znaleźli się ludzie powtarzający rosyjskie łgarstwa, szydzący ze śmierci własnych rodaków? Skąd wzięła się wataha oddająca mocz na znicze i „stróże prawa” kopiący kwiaty złożone ofiarom? Ci sami ludzie czcili pamięć sowieckich najeźdźców, honorowali bandytów i kolaborantów, słali dziękczynne adresy do kremlowskich ludobójców. Nawoływali Polaków do „pojednania”, „łączyli w żałobie” i załganym frazesem - „bądźmy wszyscy razem” próbowali  zatrzeć nieprzekraczalne granice.
Nazywać ich rodakami i obdarzać mianem Polaka - tylko dlatego, że zrządzeniem losu urodzili się w mojej ojczyźnie - byłoby nonsensem i ujmą dla polskości.
Ale i tego nie zrozumiano i nie podjęto odważnej refleksji. Uciekli od niej politycy, publicyści i „nasze” środowiska intelektualne. Pierwsi z troski o „sondażowe słupki” i chęć pozyskania „centrowego elektoratu”, drudzy w obawie przed wykluczeniem ze środowiskowej kasty i spadkiem dochodów, trzeci zaś, bo wymagałaby korekty błędnych ocen i rewizji życiorysów.
Ci ludzie – sami podobni ślepcom, wystawiają dziś Polaków na kolejne upokorzenia i traumę porażki. Za cenę ukrycia intelektualnych ograniczeń, własnych leków i kompleksów, uciekają od wytyczenia „kanciastych granic” i wskazania wroga wewnętrznego. Do głowy im nie przyjdzie, że w koncepcję autentycznego oppositio wpisany jest totalny sprzeciw, wola walki i burzenie złych fundamentów. Nie przyjmują myśli, że ucieczka od takiej odpowiedzialności prowadzi do absurdu, w którym miarą „demokracji” staje się serwilizm i uległość, a wyrazem skuteczności - amoralny koniunkturalizm.
Każą nam wierzyć, że z armią apatrydów można wygrać bez otwartego konfliktu lub pokonać ją mocą gładkich słówek i partyjnej paplaniny. Siebie i innych oszukują mirażem „sondaży”, mamią „umowami programowymi” i po stokroć skompromitowaną mową „dialogu i porozumienia”. Wmawiają nam, że ludzi paktujących z obcym mocarstwem trzeba traktować jak reprezentację narodu i odbiorcę społecznych roszczeń. Udowadniają, że współpraca z politykami tego reżimu służy polskim interesom i wyznacza normę propaństwowej odpowiedzialności. Dziś zaś wspierają antypolskie asekuranctwo wobec Ukrainy i przyklaskują projektom belwederskiego decydenta.
Gdyby jeszcze robili to na własny rachunek i sami płacili za popełnione błędy, gdyby nie odwoływali się do patriotyzmu i tradycji Żołnierzy Niezłomnych – pal sześć. Biorąc jednak takie symbole na partyjne sztandary i uciekając przed „ostrym widzeniem świata”, oszukują własnych rodaków i naigrywają z polskich doświadczeń.

Jeśli moja ocena wydaje się komuś zbyt surowa, ten nie rozumie, że dzisiejsza walka nie toczy się w „przestrzeni politycznej” III RP i nie dotyczy zwycięstwa wyborczego. To nie jest bój o wynik pana Dudy ani przyszłość prezesa Kaczyńskiego.
Dopóki mamy wśród nas nienazwanego wroga wewnętrznego, zakładników zbrodni i kłamstw – nikt nie może czuć się bezpieczny ani mówić o wygranej.
Bezpieczeństwo Polaków nie jest dziś zagrożone przez „czynniki zewnętrzne” (jak straszą nas w „wolnych” mediach), lecz przez rażącą niekompetencję ludzi reżimu, przez słabość polskiej amii i brak profesjonalnych służb. O istocie zagrożenia nie świadczą postępy armii Putina, lecz stan bezwzględnej podległości wobec kremlowskiego satrapy – wytyczony ustaleniami z września 2009 roku, potwierdzony w trakcie zamachu smoleńskiego i usankcjonowany procesem „pojednania” polsko-rosyjskiego. Jeśli Putin miałby napaść na nasz kraj, to nie dlatego, że Rosja jest mocarstwem i „w trzy dni może być w Warszawie”. Jest to możliwe, bo w samej III RP mamy potężnego wroga wewnętrznego, zakładników Rosji i ludzi „partii rosyjskiej”, którzy nigdy nie odejdą od niewolniczej podległości. Oni i stworzony przez nich układ, wytycza realne zagrożenie. Tych ludzi obciąża nie tylko paktowanie z Rosją przeciwko polskiemu prezydentowi, nie tylko oddanie śledztwa, współuczestnictwo w łgarstwach i wprowadzanie w błąd opinii publicznej, ale przede wszystkim dobrowolne przyjęcie wynaturzonej i potwornej w zbrodniczej logice narracji o „pojednaniu polsko-rosyjskim”. To była zbrodnia przeciwko narodowi, próba narzucenia Polakom sowieckiego jarzma zniewolenia, w którym ofiara zostaje upodlona aktem przymusowej „miłości” z katem. Każdy, kto w ostatnich latach był rzecznikiem takiego „pojednania” – czy nosi mundur, sutannę czy garnitur – jest dla Polaków śmiertelnym wrogiem i powinien być nazwany po imieniu.
Jakiej więc Polski chcą dla nas ludzie opozycji, jeśli nie mają odwagi ostrzec rodaków przed tym zagrożeniem? Do czego chcą „mobilizować” naród, skoro boją się wrzasku medialnych terrorystów i czcicieli truchła politpoprawności? Do jakiej niezłomności się odwołują, jeśli każą nam zginać karki pod pręgierzem „zgody budującej” i sami uciekają przed odpowiedzialnością?
Nie wyobrażam sobie, jak można na dłuższą metę wychowywać naród politycznie, bez przeprowadzenia „kanciastej” granicy pomiędzy pojęciami tak prymitywnymi jak: „sojusznik” i „najeźdźca”, „wierny” i „zdrajca”, „swój” a obcy, czy wrogi „agent”.
U kresu życia, Józef Mackiewicz napisał słowa na miarę wielkiego geniuszu. Nie ma w nich żalu ani pretensji. Nie ma politycznej egzaltacji. Są tak wstrząsające, że nie wolno dopuścić, by ktoś je powtórzył:
Kiedyś nazwałem tę drogę "donikąd". Dziś uznana została przez "instynkt narodu" za docelową. W tym zdaniu nie ma (złośliwej) ironii. Jest tylko stwierdzenie faktu. Nie ja wygrałem. Wygrali ci, którzy organizują "instynkt narodu". Ja przegrałem z kretesem. Więc proszę o pobłażanie."

42 komentarze:

  1. Słowa Pana Jezusa do Sł.B. Wandy Malczewskiej:
    Zbliżają się czasy przewrotne. Ojczyzna wasza będzie wolna od ucisku wrogów zewnętrznych, ale ją opanują wrogowie wewnętrzni.
    http://wandamalczewska.republika.pl/index6.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Aleksandrze,

    To prawda. Wszystko co Pan napisał, to prawda!

    Dzisiejsza NIENAZWANA WALKA nie toczy się w "przestrzeni politycznej" III RP i nie dotyczy zwycięstwa wyborczego. To jest walka na śmierć i życie z wciąż tym samym wrogiem wewnętrznym: zdradzieckimi zakładnikami (i żyrantami) komunistycznej zbrodni i kłamstwa.

    Nie uczestniczyłam w "pierwszych demokratycznych" (35%) wyborach, ale z radością słuchałam opowiadań ludzi, którzy byli wtedy w komisjach wyborczych. O tym, jak liczyli karty, gdzie komuchów wyrżnięto w pień. Że ludzie kreślili na krzyż listę komuszą z taką furią, aż robiły się dziury w papierze, a komuchy z komisji (95% składu) bladły i nie ośmielały się nawet pisnąć. To dlatego nie dało się tego sfałszować (proszę mnie poprawić, jeżeli się mylę) i potrzebna była "dogrywka", żeby pacta servanda erant.

    Przyznaję, mało kto się wtedy nad tym zastanawiał. A trzeba było! Wówczas może nie dalibyśmy się zwodzić jak dzieci - i wiedzielibyśmy od początku, że to, co się przed nami rozgrywa, to nie żadne "[demokratyczne] przemiany społeczno - polityczne", nawet nie "Nowe kłamstwa w miejsce starych" (jak chciał Golicyn), ale TE SAME, KOMUSZE, BOLSZEWICKIE KŁAMSTWA, ćwiczone od wieku, w których NAWET REŻYSERA NIE ZMIENIONO! Zmieniono tylko scenografię i dodano parę "efektów specjalnych" - żeby było "po zachodniemu".

    I wtedy nie denerwowałbym się tak bardzo, obserwując w TV HANIEBNY WYBÓR Jaruzela na prezydenta - przeszedł, zdaje się, jednym głosem, jakiegoś posła z ZCHN (?), który na czas dostał dyplomatycznej biegunki. Nie uwierzyłabym w to, że jakieś komuchy się "nawróciły" i dlatego głosowały przeciw - oni się przez to na długie lata tylko uwiarygodnili!

    Nigdy nie przypuszczałabym, że "nasi reprezentanci" (wtedy nie wiedziałam, że w większości samozwańczy) już od początku będą ODGRYWAĆ PRZED NAMI SPEKTAKL. I że scenariusz (i reżyser) nie przewidują "sypek" aktorskich, w razie czego - "suflerzy" już czekają!

    I tak się toczy komedyja; w nowej odsłonie - od przeszło trzydziestu lat. A my wciąż boimy się uwierzyć, ŻE TO WIELKA MISTYFIKACJA, a prawda (wraz z naszymi duszami) jest od dawna zapisana w cyrografie z Magdalenki.

    Pojedynczy, którzy usiłowali się wyrwać, ratować swoje i nasze dusze, spotykali się z seryjnym samobójcą, "panami od śrubek", albo z ciężarówkami ze żwirem. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, pierwszego przywódcę, który odważył się wytyczyć Mackiewiczowskie "kanciaste granice" - wyeliminowano w Zamachu Smoleńskim, wraz z innymi, wśród których wielu było godnych dziedzictwa Żołnierzy Niezłomnych.

    Takimi "strasznymi czynami" przypomina się pozostałym "żyrantom", w czym uczestniczą, i przywołuje się ich do posłuszeństwa.

    A "przypadkowemu społeczeństwu" co parę lat urządza się atrakcyjne spektakle, w postaci tzw. "demokratycznych wyborów".

    Jesteśmy w trakcie kolejnej odsłony...

    Napięcie rośnie z dnia na dzień. Wyciekają "tajne słupki sondażowe", idiotyzm "naszych" redakcji sięga II prędkości kosmicznej, niedługo pokonają grawitację i zaczną lewitować; już na pewno mamy drugą turę, niedługo będziemy zwycięzcami. Sondaży.

    A we mnie rodzą się ponure podejrzenia. Że Buda Ruska skacząca po japońskich fotelach - to wytrych, ustawka dla mas, żeby się pośmiały i nie zauważyły co (i kto) naprawdę kryje się za maską błazna: TWARZ OPRAWCY.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Urszulo
      Miałam to szczęście być blisko Joanny i Andrzeja Gwiazdy już od końca lat 80-tych. Dzięki nim, mogłam już wtedy rozumieć, co się dzieje w Polsce. Jest taka książka, ,,Gwiazda, miałeś rację'' (napis, który został namalowany przez dwóch członków Solidarności Walczącej na stołówce studenckiej w Gdańsku w czasie zjazdu NeoSolidarności) - wywiad Wiesi Kwiatkowskiej z Andrzejem. To Joanna i Andrzej, jako pierwsi użyli określenia ,,lemingi'' do pewnej części naszego narodu. Ich przenikliwość i dalekowzroczność (książka ukazała się w 1990 a wiele artykułów Joanny i Andrzeja ukazywało się w Poza Układem jeszcze wcześniej) jest niedoceniana nawet dziś. A wręcz zapomniana, gdyż wiele analiz jest wciąż aktualnych.
      To Oni, jak właśnie Żołnierze Niezłomni, każdy dzień życia poświęcają Polsce. Andrzej Gwiazda w tym roku skończy 80- lat. Dzięki Bogu, są wciąż wśród nas.

      Usuń
    2. Pani Beato,

      Państwo Gwiazdowie zawsze byli dla mnie wzorem
      i drogowskazem. To rzeczywiście Ludzie Niezłomni.

      Szczerze Pani zazdroszczę takiej znajomości. :)
      A książkę muszę koniecznie przeczytać.

      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  3. Wczoraj zresztą, dobrodusznym śmiechom położono kres: porechotali ... i chwatit! Film z Japonii wykasowano z YT, a BK (już bez maski) - zapowiedział - cyt.: "Pamiętamy i mamy w zasadzie jasny plan działania związanego z potrzebą odbudowy w narodowym wymiarze pamięci o ofiarach czasów stalinowskich, o ofiarach, które były ofiarami właśnie tych Żołnierzy Wyklętych” - oraz przyjął z honorami twórców "oskarowej" gloryfikacji jednej z najbardziej plugawych postaci PRL - Heleny Wolińskiej-Brus, stalinowskiej prokurator, oprawczyni Niezłomnych - m. in. generała Nila.

    I najgorsze: obawiam się, że sympatycznemu panu Dudzie przydzielono rolę efektownego młodego przeciwnika, dla utrzymania w ryzach patriotycznego elektoratu, który - zamiast w konspirację przeciwko Czerwonej Oberży - ma się angażować w widowiskowe prace dla jego zwycięstwa.

    ==========================

    Ciężko było mi to napisać, Panie Aleksandrze. Przypuszczam, że równie ciężko jak Panu, kiedy pisał Pan swój wspaniały tekst. Za który bardzo dziękuję.

    Pozdrawiam Pana najserdeczniej

    OdpowiedzUsuń
  4. ... ,którzy będą starali się wpływać na młodzież i dowodzić, że religia w szkołach nie jest potrzebna. Przez młodzież pozbawioną wiary zechcą w całym narodzie wprowadzić niedowiarstwo: „Nauka bez wiary nie zrodzi świętych ani bohaterów narodowych. Zrodzi szkodników”.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam ponownie:)
    Pragnę uzupełnić, że mój powyższy komentarz jest dalszym ciągiem wpisu Pana Pablo o słowach Pana Jezusa do Sł. B. Wandy Malczewskiej.
    Panie Aleksandrze, wszystko to prawda. Nie mamy prawa odwoływać się do Niezłomnych. Wydaje się, że musiałyby chyba minąć wieki, abyśmy mogli odzyskać duszę, którą zabrał nam komunizm.
    Ja wielką nadzieję odnajduję w Księżach Kościoła Katolickiego. Jest to jedyna duża część naszego społeczeństwa, dobrze wykształcona, świadoma wartości, na których powinno opierać się życie ludzkie. Dlatego pewnie spotyka się z tak ostrym atakiem. Jest Ksiądz Małkowski, który nazywa rzeczy takimi jakie są. Są też wśród nas ci, którzy dzień w dzień proszą ,,o Polskę, wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii oraz o wypełnienie Ślubów Jasnogórskich Narodu Polskiego''. Jest ich w tej chwili 119029 :)
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. We wczorajszej rozprawie red. Wojcecha Sumlińskiego Płk Grzegorz Reszka(były szef SKW) złożył zeznania sprzeczne z zeznaniami PBK. Będzie złożony wniosek o konfrontację świadków.

    Sumliński o aferze marszałkowej: Albo kłamał Komorowski, albo fałszywe zeznania składa były szef SKW

    – Albo wszyscy w tej sprawie kłamali, także Bronisław Komorowski, albo dziś fałszywe zeznania składa Grzegorz Reszka. Nie ma możliwości, by obie strony mówiły prawdę – mówił o dzisiejszych zeznaniach byłego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego ws. afery marszałkowej Wojciech Sumliński.


    http://telewizjarepublika.pl/sumlinski-o-aferze-marszalkowej-albo-klamal-komorowski-albo-falszywe-zeznania-sklada-byly-szef-skw,17829.html

    Relacja z rozprawy:

    http://ander.salon24.pl/634599,wojciech-sumlinski-rozprawa-z-dn-03-03-2015-r

    Oświadczenie Wojciecha Sumlińskiego na koniec rozprawy:

    "Wojciech Sumliński, za zgodą Sądu, wygłosił na koniec oświadczenie, w którym stwierdził, że świadek Grzegorz Reszka podważył zeznania złożone przez Bronisława Komorowskiego, złożone w Prokuraturze w styczniu 2009 r, w związku z czym złoży odpowiedni wniosek do Sądu. Oświadczył także, że z zeznań złożonych przez Grzegorza Reszkę jasno wynika, że płk. Leszek Tobiasz popełnił przestępstwo przekroczenia uprawnień, co oznacza, że Prokuratira oparła swój akt oskarżenia na zeznaniach przestępcy. Jego zdaniem, płk. Leszek Tobiasz zrobił jednak jeszcze gorszą rzecz - nie tylko prowadził prywatną grę operacyjną w sytuacji domniemanego przestępstwa, ale, co więcej, sam tę sytuację wytworzył, wykreował i sprowokował, co znajduje nawet potwierdzenie na pierwszych nagraniach, które zaczynają się od słów, że ta sprawa jest prowokacją."

    Wojciech Sumliński po rozprawie w "Wolnych głosach" w TV Republika:

    https://www.youtube.com/watch?v=hlEiTJzrUSI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michał Toporny,

      To są bardzo istotne informacje, ale pozwoli Pan, że pozostawię je bez komentarza.
      Nie dlatego, bym lekceważył temat, ale szczególnie pod tym tekstem, nie chciałbym prowadzić rozmów na dowolne tematy bieżące.

      Pozdrawiam Pana

      Usuń
    2. Panie Aleksandrze,

      Przepraszam, troszkę niepotrzebnie "wyskoczyłem" z tym tematem. Wydawał mi się on jednak bardzo istotny, a ponadto uderzył mnie niemal zupełny brak zainteresowania ze strony "naszych mediów".
      Być może w niedługim czasie będzie lepsza okazja, aby o procesie red. Wojciecha Sumlińskiego podyskutować :-)

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  7. Pani Urszulo,

    Przypominałem kiedyś te słowa, ale warto po nie sięgnąć ponownie:
    "To co się działo w 1989 r. nie miało nic wspólnego z wyborami i w tamtym czasie wszyscy to jeszcze nie tylko rozumieli ale i głośno mówili, nawet zwolennicy tej operacji. [...]Dla ludzi Platformy Obywatelskiej wywodzących się z ugrupowania powstałego przy okrągłym stole i z niego czerpiących swoje siły fikcja demokracji u źródeł III RP jest przesłanką usprawiedliwiającą ograniczenie, a nawet likwidację demokracji obecnie. Platforma wychodzi bowiem z założenia, że społeczeństwo, które nie potrafiło wywalczyć demokracji i niepodległości, a następnie pogodziło się z ich fikcją da sobie odebrać istniejące wciąż namiastki demokratycznych instytucji” - napisał przed sześcioma laty Antoni Macierewicz w referacie wygłoszonym podczas sejmowej konferencji zorganizowanej przez Annę Walentynowicz.

    Jest w tych słowach istota ówczesnego fałszerstwa i celna diagnoza dzisiejszej mitologii demokracji. Proces powstawania III RP nawiązywał wprost do tradycji sfałszowanych wyborów z roku 1947, z których komunistyczni najeźdźcy wywodzili swoje prawa do rządzenia Polakami. Jak tamto historyczne fałszerstwo stało się jednym najważniejszych elementów mitu założycielskiego PRL, tak wyborcza farsa z roku 1989 jest do dziś fundamentem układu OS. Samozwańcze „elity” III RP uczyniły z tych „częściowo wolnych” wyborów podstawę ułomnej państwowości i na nich oparły prawo do obecności komunistów w życiu publicznym.
    Problem polega na tym, że podobnie, jak nikt nie odpowiedział na pytanie- kiedy nastąpiła konwalidacja nieprawego pochodzenia PRL, że stał się nagle "państwowością stanowiącą pewną wartość", tak do dziś nikt nie odpowiedział - jakim sposobem "częściowa demokracja" III RP osiągnęła status niepodległego, suwerennego państwa? To tak, jakby twierdzić, że z istoty bez rąk i nóg wyrósł maratończyk.
    Dlatego w ubiegłym roku, nikt ze środowiska opozycji nie zechciał dostrzec, że fałszerstwo wyborcze nie było efektem "wadliwego funkcjonowania organów państwa" bądź "niewydolności systemu wyborczego", lecz całkowicie rozmyślną, normatywną praktyką uwidaczniającą intencję kontynuowania fałszerstwa założycielskiego III RP. W ubiegłym roku nie mieliśmy do czynienia z „błędem ludzkim”, „kryzysem” czy nadzwyczajnym zaburzeniem w ramach demokracji, lecz z prawidłowością wynikającą z fundamentów dzisiejszej państwowości.
    Ale takich rzeczy nie można dostrzec bez wytyczenia mackiewiczowskiej "kanciastej granicy" - z której wynika postulat obalenia III RP.
    Jeśli przez wiele lat odpowiada się brednie o sile karty wyborczej i wodzi miliony Polaków po manowcach, sankcjonuje się kłamstwo założycielskie i pomaga oszustom w uprawianiu ich procederu.

    "Sympatyczny pan Duda" byłby zaś realnym przeciwnikiem, gdyby burzył mity wokół BK i miał odwagę nazywania rzeczy po imieniu. Niewielką nadzieję na taki potencjał dawało jego wystąpienie podczas konwencji. Ale nadzieja ta minęła, z chwilą, gdy Duda przedstawił tzw.'umowę programową" (dialog,porozumienie i rozmowy), zaprezentował swoje "aniołki" i zajął się uprawianiem partyjnego pijaru. Jak wygląda kampania tego pana, trzeba zapytać lokalnych działaczy PiS i tych ludzi, którzy próbowali (a takich sygnałów dostałem już wiele) wesprzeć kandydata.
    Póki trwa festiwal trzeciorzędnych bredni na temat lokatora Belwederu *ów Szogun doskonale się w to wpisuje), a kandydat opozycji jest chętnie cytowany przez ruskie kołchoźniki (wypowiedź o niewysyłaniu wojsk na Ukrainę), Komorowski może spać spokojnie, a my czekać na drugą kadencję.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Bardzo się cieszę, że pojawił się Pan na blogu.

      Końcowe słowa publikacji - cytat z Mackiewicza - „Kiedyś nazwałem tę drogę "donikąd". Dziś uznana została przez "instynkt narodu" za docelową. W tym zdaniu nie ma ironii. Jest tylko stwierdzenie faktu. Nie ja wygrałem. Wygrali ci, którzy organizują "instynkt narodu". Ja przegrałem z kretesem. Więc proszę o pobłażanie." - zabrzmiały mi jakoś... ostatecznie. I się zaniepokoiłam.

      Mam nadzieję, że nie składa Pan broni, i że to nie jest wstęp do pożegnania?

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

    2. Jeszcze dopisek, bo niemal zapomniałam!

      Niedawno pan Kazef podawał wiadomość o publikacji Sławomira Cenckiewicza w "DoRzeczy-Historia". Pełną wersję "Zdrady okrągłego stołu" autor opublikował dwa dni temu na swoim blogu. Polecam wszystkim!

      http://www.slawomircenckiewicz.pl/aktualnosci/cenckiewicz-o-zdradzie-okraglego-stolu-pelna-wersja-tekstu

      Usuń
    3. Pani Urszulo,

      Staram się tak pisać, by nie umieszczać słów przypadkowych. Końcowy fragment ma zatem swój cel i starałem się go zasygnalizować.
      O "składaniu broni" nie może być mowy, bo broni się nie oddaje ani nie porzuca.
      Nie ma też mowy o zmianie profilu, nagłych woltach i łatwych metamorfozach.
      Ale nie jesteśmy panami własnego losu, nie dostajemy sił ponad miarę i nie zawsze dochodzimy do końca wytyczonej drogi.
      Może dlatego jest to tekst osobisty.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    4. Wiem.
      Ale proszę tak więcej nie pisać, bo mi się na płacz zbiera.
      I o szlachetne zdrowie dbać proszę, bo ono dla nas bezcenne.

      Usuń
  8. Beata Kuna,

    Każdy, kto daje świadectwo własnym życiem - jest dziś bezcennym bohaterem. Jeśli są księża, których nie zgorszyły postawy biskupów- pasterzy, trzeba je dostrzegać i doceniać.
    Nie jestem jednak przekonany, czy to są przykłady niezłomności, o której traktuje mój tekst. Ta bowiem dotyczy konieczności dokonywania twardych wyborów publicznych i politycznych i - natury- będzie prowadzić do podziałów i napięć. Kapłan może być wzorem niezłomności w głoszeniu wiary i w wierności Ewangelii. To jest największe świadectwo heroizmu, które pokazał nam ksiądz Jerzy. On był Kapłanem Niezłomnym.Aż do świętości.
    Po to jednak, by ocalić naród trzeba "oddzielić plewy od ziarna", zło nazwać złem i uchronić dobro od pomieszania. Trzeba to zrobić w sferze życia publicznego, polityki, mediów. Trzeba wytyczyć granice między tym, kto "swój" i "obcy", "wróg" i "przyjaciel". Nie po to, by krzywdzić innych ludzi lub osądzać ich miarą naszych wyobrażeń o sprawiedliwości, ale po to, by nie dokonało się 'straszliwe zamazanie" i nie pogrzebało żywych wraz z upiorami.

    Pozdrawiam Panią

    OdpowiedzUsuń
  9. Panie Aleksandrze,

    Na słowo: "porozumienie" zaczynam mieć autentyczną alergię.

    Żeby się z kimś po-ro-zu-mieć trzeba go najpierw zro-zu-mieć. Jak ja mam zrozumieć kogoś o umysłowości pratchawca?

    O lumpach i fornalach pozujących na elytę (PO) lub WSI-miliarderach - zarządzających funduszami wiadomego pochodzenia, w ogóle nie wspominam. Są zbyt... lepcy i mnie brzydzą. Żadnych porozumień z nimi sobie nie życzę!

    Podobnie jak pokajań, pojednań, zgód narodowych i międzynarodowych, ze szczególnym uwzględnieniem braci Moskali, etc. etc.

    Jak PiS chce, to niech się "jedna". Mnie nic do tego.

    Smutnym signum temporis jest informacja o polskich orlich pisklętach, wykradanych z gniazd przez motłoch tubylczy i sprzedawanych Niemcom jako "przydomowa atrakcja". Podana naturalnie pod załganym tytułem: "Niemcy kradną polskie orły".

    http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/235991-niemcy-kradna-polskie-orly-i-robia-z-nich-przydomowa-atrakcje

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Urszulo,

      Istotnie, słowo porozumienie dotyczy sytuacji, w której możemy znaleźć z kimś wspólnotę myśli i potrafimy zrozumieć jego racje. Ale sięga też dalej.
      Mogę więc porozumieć się z Papuasem (nawet nie znając jego języka) jeśli on wie, że nie przyszedłem zburzyć jego dom, naigrywać się z jego matki czy urządzać tańce na grobach jego rodziny. Ja zaś muszę wiedzieć, że wymachując mi przed nosem dzidą, ten człowiek nie chce mnie zabić, lecz w ten (choć dziwny) sposób wyraża radość ze spotkania.
      Z tym człowiekiem już łączy mnie więź emocjonalna, ale też pewien system ustalonych zasad, pojęć. Mamy minimalną podstawę - szacunek i brak wrogości.
      Jak jednak porozumieć się z kimś, kto wprawdzie zna mój język, ale przyszedłszy do mojego domu okazuje pogardę mojej rodzinie, wyśmiewa zasady mojej kultury, okłamuje mnie i oczernia i woli uwierzyć mojemu śmiertelnemu wrogowi niż tym, wśród których się znajduje?
      O czym mam z nim rozmawiać i jakiej szukać płaszczyzny porozumienia, jeśli ten człowiek okazał wzgardę wszystkiemu, co dla mnie ważne i święte?

      Ma Pani rację. Niech oni "jednają się" z Gowinami, Pawlakami i Jurkami, niech szukają "dialogu" z byle przygłupem, który ma pięć głosów w Sejmie, niech rozmawiają we wrogich telewizjach i wdzięczą do terrorystów. Nam nic do tego.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Michale,

      Bardzo dziękuję za przytoczenie tego fragmentu świetnej książki profesora Nowaka. Podobnie jak Pan marzę, aby jej przesłanie się spełniło.

      Tylko gdzie dzisiaj szukać hetmana Żółkiewskiego?

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. W książce „Uległość czy niepodległość” prof. Andrzej Nowak przytacza fragment staropolskiego poematu Jana Jurkowskiego z 1606r.

      Zazdrość pyskiem jaszczurczym sprawy mądrym szpoci,
      Zasługa cierpi guzy, kłamstwo niesie dary,
      Głowy mózgu nie mają, własne z nich maszkary,
      Prawdzie język uroniono, głupstwo mądrość depce,
      Ateuszowie mnodzy Boga ważą lekce.

      http://e-wpis.pl/pl/stoimy-wlasnie-przed-dylematem-uleglosc-czy-niepodleglosc

      "To jest poemat z XVII wieku, który, wydawałoby się, mówi wprost o naszej współczesnej codzienności, o tym, czym jesteśmy co dzień zalewani, czym jesteśmy na co dzień chłostani, czym chce się nas – wychowywać. Bo przecież nie jest prawdą, że Polska nie zmieniała się w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat. Polska się zmienia, ale tak, jak pokazuje ten wiersz. Kierunek zmian wyznaczają na przykład systematyczne telewizyjne występy pseudodziennikarzy i pseudopolityków, uczniów propagandy stanu wojennego, którzy pouczają nas, czym jest patriotyzm, czym jest rodzina, czym jest Polska i oczywiście czym jest Kościół oraz wiara katolicka. Codziennie otrzymujemy lekcję, której nie powstydziliby się autorzy plakatu „AK – zaplute karły reakcji”."

      W 1606 r. Polska pogrążyła się w wojnie domowej, a ówcześnie żyjącym wydawało się, że niżej już upaść nie można. Polska jednak szybko podniosła się – pisze prof. Andrzej Nowak – do najwyższej chwały, najwyższej potęgi, najwyższej mocy i najwyższego triumfu zarówno ustrojowego, duchowego jak i politycznego. 4 lata później, po błyskotliwym zwycięstwie pod Kłuszynem polska załoga stanęła na Kremlu.
      To jest przesłanie, które niesie ta książka: nie ma takiej zapaści, nie ma takiego dramatu, z którego naród polski nie mógłby się wydostać. Warunek jest jeden: że oprze się na swoich fundamentalnych wartościach, oprze się na wierze katolickiej, na patriotyzmie, na umiłowaniu wolności.

      Oby przesłanie które niesie ta książka ziściło się obecnie, oby dzisiejsze analogie do 1606r. w najbliższych miesiącach i latach przyniosły nam na myśl triumf roku 1610r. Obyśmy dziś obserwowali jak Polska ponownie szybko się podniosła!

      Dziękuję Panie Aleksandrze za kolejny wspaniały tekst!

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Publikuję jeszcze raz komentarz, chciałem wprowadzić pewne poprawki, ale teraz wyszło jeszcze gorzej. Nie będę już poprawiał.

      Będzie dziwnie wyglądać w pierwszej kolejności odpowiedź Pani Urszuli, a potem komentarz.

      Tylko gdzie dzisiaj szukać hetmana Żółkiewskiego?

      Sam chciałbym to wiedzieć, być może dziś jeszcze go nie dostrzegamy, ale nastąpi to wkrótce. Musi nastąpić!

      Pozdrawiam Panią serdecznie

      Usuń
    5. Szukajcie, a znajdziecie.
      Jest! Na razie na blogu p. Yarroka na blogpressie, klik
      ale kto wie, kto wie... :)

      Usuń
  11. Michał Toporny,

    Bardzo dziękuję za ten wyśmienity tekst i komentarz. Pan profesor Nowak definiuje naszą rzeczywistość z perspektywy bardzo mi bliskiej - poprzez mądrą refleksję nad polskimi dziejami. Mądrą zaś dlatego, że tylko taka perspektywa (najtrudniejsza dla ludzi żyjących tu i teraz) pozwala dostrzec logikę wydarzeń i znaleźć drogi wyjścia. Bo wprawdzie historia się nie powtarza, ale niezmienne (w wymiarze ludzkim) są nasze idee, systemy wartości, dążenia, cele.
    Tylko głupcom się wydaje, że XVII wieczne realia nie przystają do naszej "nowoczesności" i tylko głupiec może wierzyć, że nasza technologia i "zdobycze cywilizacji" czynią z nas ludzi lepszych i mądrzejszych.
    Myślę, że to, co proponuję w tym tekście doskonale koresponduje z diagnozą profesora Nowaka i jest jakby odpowiedzią (choć nie całkowitą) na obecne zagrożenia. Taką odpowiedź trzeba mocno wyartykułować. Nie bać się jej, tylko dlatego, że wzbudzi jazgot antypolskiej zgrai lub nie zadowoli czcicieli poprawności. To jest nasz kraj i mamy prawo nazywać obcych po imieniu.
    Gdyby nasi przodkowie rezygnowali z wytyczania "kanciastych granic", gdyby nie piętnowali zdrajców i nie wskazywali wrogów wewnętrznych, nie byłoby tryumfu pod Kłuszynem ani polskiej państwowości.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak, tak, nie, nie a co nadto, od złego pochodzi.
    Szatan jest ojcem kłamstwa. Jego dzieckiem jest kłamstwo.

    Szanowny Panie Aleksandrze,

    Opublikował Pan bardzo ważny, szarpiacy trzewia tekst. To swoiste rozlicznie z rzeczywistością ma, w moim odczuciu, głęboko osobisty wymiar.
    Wielu odbiorców nie dobrnie do konca, wielu pominie jego części. Tym którzy po powtórkach i zawieszaniu dobrną do końca, oferuje Pan smutną przestrogę goryczy. I wyrzuty sumienia.
    Ale, jednocześnie przecież, to nic co by zaskoczyło trzeźwo myślacych czytelników tego bloga. Perspektywa, a dziś już (moje osobiste przekonanie) czas "długiego marszu", to doskonały okres refleksji i podsumowań.
    Przed nami, jako społeczeństwem, w najblizszym czasie wiele jeszcze gorących i zapewne emocjonalnych wydarzeń. Wielu wybudzi się z krańcowej stagnacji i marazmu, wielu odkryje, że było oszukiwanych. Oni bedą poszukiwac wzorca.
    Pierwszym, który ich sformatuje, bedzie przekaz opozycji i "naszych mediów". Niestety, odległość dzieląca taki sposób myślenia od tego rodem z "bezdekretu" - to przepaść!
    Taka sama jaka dzieli małe, codzienne konformizmy od kanonu, wzorca opisanego w biblijnych słowach z początku mojego komentarza.

    Jak Pan to w jednym z komentarzy wspomniał, trudno o "przykłady niezłomności, o której traktuje mój tekst. Ta bowiem dotyczy konieczności dokonywania twardych wyborów publicznych i politycznych i - (z) natury- będzie prowadzić do podziałów i napięć."
    Dodam, że bywa ona w realu kosztowna i skrajnie przykra.

    Konieczność dokonywania twardych, "kanciastych" wyborów, od których nie ma ucieczki, to umiejetność której opanowanie, jako wymóg konieczny, daje szanse ominięcia politycznych i mentalnych raf tego, "... co nadto, co od złego pochodzi"!

    Tak się wyjatkowo składa, że w naszym rodzimym, polskim wydaniu, wybór pomiedzy pojeciami dobra i zła, prawdy i fałszu, w niepomiernie wiekszym zakresie niż u jakiejkolwiek innej nacji pokrywa się z wyborem pomiedzy rozumieniem pojęcia patriotyzmu, Polskości, a tym wszystkim co stoi do nich w sprzeczności. W szczególności z komunizmem i jego dzisiejszymi, "hybrydowymi" twarzami.

    Owa niezłomnośc wobec egzekwowania i stosowania zasad, to alter-ego motta "róbta co chceta", to odwrotność ducha czasu nieustannie pchającego kazdego z nas łatwiejszą drogą.

    Dziekuje, że tak trafnie ujął Pan to, co we mnie samym kotłuje się od dawna, a czego sformułowania, znajac swoje ograniczenia, nigdy bym sie publicznie nie podjął.

    Z wyrazami szacunku

    Zaścianek

    OdpowiedzUsuń
  13. Szanowny Panie Zaścianku,

    Henryk Elzenberg - mistrz Zbigniewa Herberta, człowiek wielkiego umysłu, napisał kiedyś:„Jeśli chcesz, żeby ludzie za tobą poszli, to stawiaj im wymagania jak największe”.
    Taki etyczny maksymalizm jest w zasadzie obcy współczesnym Polakom, a z całą pewnością nieznany w środowisku mieniącym się opozycją patriotyczną. I nie jest to zarzut, lecz stwierdzenie faktu.
    "Wymagania jak największe" oznaczają, że zawsze trzeba mówić prawdę, bez oglądania na sondażowe słupki i "starty wizerunkowe". Oznaczają, że trzeba być odważnym i nie okazywać lęku wobec medialnych terrorystów i łajdaków. Oznaczają, że nie ma miejsca na kompromisy i uleganie "strategiom wyborczym". Oznaczają, że jeśli składa się deklarację - "Polacy zasługują na więcej", to nie można dawać im tyle samo, co dają inni, tylko w nieco ładniejszym opakowaniu.
    Gdy pisałem ten tekst, zastanawiałem się - czy wolno mi w takich kategoriach oceniać postawy tych ludzi, czy zakreślone tu wymagania nie będą postrzegane niczym etyczna utopia i nie spotkają się z zarzutem całkowitej abstrakcyjności?
    No bo - jakie znaczenie ma ignorowanie wypowiedzi reżimowych polityków, odwracanie wzroku od barwnych pism, błyskotliwych TVN-ów i Polsatów, jak w opiniach "uznanych" luminarzy pióra i ekranu dostrzec martwotę, nonsens i pustkę - niewarte naszej uwagi? Po co ludziom małym i zawistnym okazać wzgardę, jak nie tłumaczyć się wciąż z rzeczy oczywistych i nie bać wrzasku utytułowanych kanalii? Jak odwrócić się plecami do miłego kolegi, który pluje na pamięć moich rodaków, jak zrugać urzędasa, gdy mieni się panem życia i śmierci, jak odmówić propozycji, która uczyni z nas świnię?
    Pan zaś napisał - "Owa niezłomność wobec egzekwowania i stosowania zasad, to alter-ego motta "róbta co chceta", to odwrotność ducha czasu nieustannie pchającego każdego z nas łatwiejszą drogą."
    Te "łatwiejsze drogi" rozchodzą się dziś na wszystkie strony, są zawsze kuszące i prześcigają w oferowaniu dobrych rozwiązań i miłych perspektyw. Są też wszechobecne w "wolnych" mediach i wypowiedziach "naszych" polityków.
    Wcale nie musimy sobie i innym stawiać wymagań jak największych. Ani w sferze etycznej, politycznej czy społecznej. Zdaniem wielu - wystarczy być "przyzwoitym człowiekiem" i "dobrym Polakiem".
    Słowa Elzenberga są dlatego tak arcyważne i mądre, że ten człowiek wiedział - czym jest przykład własnego życia, czym osobiste świadectwo, jaką wartość (również dla innych) mają nasze wybory i decyzje i dlaczego tylko ci, którzy sięgają wysoko mogą pociągnąć innych.
    Nie tłumy, bo te nigdy nie będą chciały "więcej", ale jednostki.
    Jeśli po przeczytaniu tego tekstu, choć kilka osób zada sobie pytanie: czy warto stawiać wymagania jak największe - spełni on swój cel.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  14. Panie Aleksandrze,

    Nie poruszyła mnie specjalnie wiadomość, którą podawał Pan na TT:

    Poparcie "strategii Berlina w/s Ukrainy" - jedynie potwierdza bezwzględną podległość tego reżimu wobec Moskwy i Berlina. - od pewnego czasu to oczywiste.

    Jednak wczorajsze wydarzenia w Parlamencie Europejskim, wprawiły mnie w osłupienie i wywołały autentyczny gniew.

    Nie chodzi bynajmniej o informację, że "europosłowie" kategorycznie odmówili przyjęcia (zgłoszonej przez PiS) rezolucji ws. katastrofy smoleńskiej, ale o fakt, że trwają obecnie targi o "wzmiankę o Smoleńsku" w innej rezolucji PE - dotyczącej zabójstwa Borysa Niemcowa.

    To jest po prostu upokarzające!

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Urszulo,

      Czy przerażające? Śmierć 96 Polaków lub zabójstwo 300 obywatel "wolnego świata", to wielkości nieistotne w matematyce "georealistów". Sprawą Niemcowa zajmują się tylko dlatego, że miał możnych protektorów wśród zachodniego lewactwa.
      Ale i to wkrótce przycichnie.Jak napisała Waleria Nowodworska - "cywilizowany świat nie będzie oskarżać. Wszystko pokryje ropa, gaz i mgła".
      Przerażająca jest natomiast wiara Polaków (niepodważona doświadczeniami 1939,1945, 1989 i 2010 roku) w dobrą wolę i pomoc Zachodu. Gdyby podobne wydarzenia miały moc wzbudzenia uczciwej refleksji, należałoby powrócić do kwestii poruszonych w moim tekście "Nudis Verbis - 2 Terapia".
      Tylko - czy to nie nazbyt trudne?

      Pozdrawiam Panią

      Usuń

    2. Jak się okazuje, nie tylko "nazbyt trudne", ale i tchórzliwie odrzucane!

      Siedemdziesięcioletnie "ukąszenie komunizmem" okazuje się, niestety, nieuleczalne!

      Pozdrawiam Pana

      Usuń
  15. A. Ścios, Pani Joanna Lichocka (o ile czyta Pani komentarze pod tym tekstem...),

    z pewnych względów wstrzymuję się do czasów utworzenia nowego rządu pod koniec roku z komentowaniem na blogu Pana Sciosa, ale ten raz nie wytrzymam - jesli można, nawiązać do dialgu Pani Joanny Lichockiej i Pana Sciosa na Twitterze (niestety, nie mam tam konta, więc dosyć mało zgrabnie wrzucam to tutej).

    Szanowna Pani Lichocka, jeżeli powtórzę za Panem Sciosem jego argumenty, albo bardzo podobne, pod swoim nawiskiem - co mi Pani wtedy odpowie? Bo zasłania się Pani anonimowością autora tego bloga... Otóż ja w swoim imieniu pytam: dlaczego PiS pozwolił Tuskowi i Komorowskiemu wykreować się na obrońców przed Rosją po wieloletnim ,,pojednaniu" w wykonaniu tych ludzi? Kto oklaskiwał w Sejmie Tuska w sprawie Ukrainy, zamiast [przytoczyć kilkuletni dorobek intekeletualny PO w sprawie polityki rosyjskiej? Dlaczego w chwili podniesienia sie nastrojów socjalnych (kopalnie, rolnicy, lasy państwowe) PiS i Pan Duda tak twardo walczą o elektorat socjalny, że Pan Duda nawet nie pojawił sie wsród rolników czy górników? Dlaczego w kontekście błazenady MON w sprawie szkoleń wojskowych PiS nie ma nic do powiedzenia, dlaczego na listach PiSu nie ma tych kilku nielicznych wojskowych, którzy mieli odwagę publicznie wystąpić przeciwko bandzie (np. Polko nazywający ekipe Dukaczewskiego sbkami : https://www.youtube.com/watch?v=ZXopbx67mtU) . ???

    Jak PiS zareagował na sfałszowanie wyborów samorządowych? Czy w tym roku zamierza identycznie zareagować?

    Wtreszcie, jeśli chodzi nie o sam PiS, ale o ,,niezaleznych", mam pytanie: czy Wy, dziennikarze ,,niezależni", robicie swoją prace za darmo i czy w przypadku kleski wyborczej zamierzacie zmienić zawód?

    Bo napisał Pani, że A. Ścios ,,tryka głową w ścianę". Otóż jako publicysta, na razie trafia w cel, przedstawiając w większosci sprawdzajace się oceny. Natomiast jeśli środowsiko PiSU i niezaleznych przegra te wybory, to Wy własnie trykniecie po raz kolejny łbem w mur - to Wazsza sprawa - ale tracicie mandat do ględzenia, że popieranie Was jest koniecznością - wobec takiej impotencji, nie będzie.

    Niezaleznie, ile dobrej roboty robicie, ustawiacie źle zasadnicze wektory i to podlega ocenie tak długo, jak ubiegacie się o poparcie publiczne.

    pozdrawiam Państwa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę by Pan uzyskał jakąkolwiek odpowiedź.
      Z moich doswiadczeń na "Niezalezna.pl" wiem tyle, iż prawie każdy mój wpis z odniesieniem do "bezdekretu" był blokowany .
      Pod tekstami tej pani, zawsze.
      Ponadto, próba jakiejkolwiek krytyki środowiska równiez była kasowana, niezależnie już od powoływanych źródeł.
      To chyba skutek przyjętych w redakcji metod działania, "pryncypiów"!

      A ta pani zapewne należy do osób sumiennie realizujacych powierzone zadania, tym sumienniej im bardziej da się wierzyć w głoszone poglądy.

      Tyle, że nie pamięta, nie wie o tym, iż by różnić się od "urzędnika medialnego", którego jej srodowisko tak często widzi w innych redakcjach (co często jet prawdą) , należy nade wszystko myśleć niezaleznie ( w tym także niezaleznie od własnego srodowiska, grupy) i mieć w sobie pokorę.

      pozdrawiam Pana

      Usuń
    2. Zaścianek,
      Nie zapominajmy, że przewodniczącym Rady Nadzorczej spółki wydającej Gazetę Polską Codziennie"/niezalezna.pl jest p. Ryszard Czarnecki. Wybrany do PE z 1 pozycji listy PiS. Czołowa postać partii. Znamy opinie p. Ściosa o środowisku "niezależnych".

      Brak słów...

      Pozdrawiam

      Usuń
  16. Wojciech Miara,

    Dziękuję, że zechciał się Pan wypowiedzieć w tej sprawie. Co ważne – pod własnym nazwiskiem. Jest mi nieco niezręcznie poruszać ten temat, ale muszę przyznać, że „dyskusja” z panią Lichocką (bo chodzi o wymianę 140 znaków) była wielce pouczająca. Z kilku powodów.
    Po pierwsze, odniosłem wrażenie, że po uderzeniu w stół obserwuję przysłowiową reakcję nożyc - choć całkowicie niewspółmierną do treści mojego tweeta. Byłby to zdrowy objaw, świadczący, że „niezależni” żurnaliści zdają sobie sprawę, jaki będzie finał obecnej kampanii i chcą nieco „zabezpieczyć” się przed krytyką.
    Chwilę później dowiedziałem się jednak, że chodzi o rzecz ważniejszą – o to, iż moje postulaty i prognozy są całkowicie błędne i nieprzystające do rzeczywistości – „To bardzo miłe postulaty - obalic system,wywołac rewolucję. Tylko, że w Polsce Polaków do tego chętnych jest mało.”
    Gdybym takiej rewelacji dowiedział się od publicysty, który sporządza obszerne analizy, używa twardych argumentów i narzędzi analitycznych, pewnie bym potraktował zarzut serio i próbował polemizować na tym samym poziomie. Chciałbym się np. dowiedzieć – ile osób potrzeba do obalenia systemu, dlaczego nikt nie mobilizuje elektoratu do demokracji bezpośredniej i jak stwierdza się, że Polacy są do niej niezdolni?
    Tu jednak miałem do czynienia z kilkuwyrazowymi banałami i pustymi twierdzeniami. Które (co najmniej) świadczyły, że ich autorka nie zna moich tekstów lub ich nie rozumie. Co więcej –treści przekazywane w kilkudziesięciu miejscach nt. błędów opozycji (od 2011 r) oceniała osoba, której spektrum poglądów najpełniej oddaje publikacja „Musimy działać jak w PRL” z tezą, że „po pierwsze PiS wygrało wybory samorządowe” i konkluzją, że PiS przegrywa z powodu braku mobilizacji, zbędnej krytyki, działania przeciwników i wpływu księżyca.
    http://niezalezna.pl/62128-musimy-dzialac-jak-w-prl
    Oczywiście, pozwalam sobie na pewną złośliwość, ale jak inaczej traktować biadolenia kogoś, kto jeszcze nie pojął, że wróg jest po to, aby przeszkadzać i psuć szyki, że propaganda kłamie, a esbecja bije, zaś prawdziwa cnota krytyki się nie boi?
    Nadto, pani Lichocka oskarżyła mnie na tt, iż ją „zablokowałem”, podając w formie uzasadnienia – „ boleśnie nastąpiłam na odcisk widocznie:)” Ponieważ nie mam odcisków i nigdy nie blokowałem tej pani, musiałem zaprotestować.
    Jednak najciekawszy tłem tej „dyskusji” był zarzut, że jako autor anonimowy nie mam prawa krytykować odważnych dziennikarzy, występujących pod własnym nazwiskiem. Otrzymałem życzenia „nieco więcej odwagi” i pouczenie, bym był „odważny pod własnym nazwiskiem nie pseudonimem”. Nie chcę pisać, co sądzę o takim dictum ( bardzo łagodnie mówiłem o tym, gdy użyła go pani Fedyszak-Radziejowska), ale na podstawie własnego życiorysu powiem, że znałem tylko dwie grupy ludzi, którzy pytali mnie o pseudonim - esbeków i tych, którym w dyskusji brakowało rzeczowych argumentów. Ponieważ byłoby absurdem zaliczać pani redaktor do pierwszej grupy, pozostał przypadek drugi. Przykre jedynie, że niewiele osób na tt zrozumiało nieprzyzwoitość takiego zachowania.
    Czytając kolejne wystąpienia pani Lichockiej zastanawiałem się już – czy w istocie chodzi tu o wygraną PiS i refleksję nad strategią opozycji, czy raczej o obronę własnego środowiska, które poczuło się zagrożone nazbyt trafną krytyką?
    Myślę, że gdyby rzecz dotyczyła pierwszej kwestii, byłoby obojętne, czy zarzuty stawia anonim czy profesor uniwersytetu. Rozmawialibyśmy o konkretach, doświadczeniach, faktach, bo obojgu nam zależy na wygranej opozycji.

    cdn

    OdpowiedzUsuń
  17. cd

    Wojciech Miara,

    Dlatego powziąłem niecne podejrzenie, że może chodzić o urażoną ambicję i obawy przed „detronizacją”. Miło bowiem i wygodnie jest bronić własnych błędów i słabości, gdy wieloletni zbiór analiz i argumentów stawia się pod pręgierzem „anonimowości” i obala jednym tweetem. Powiedzieć zaś, że „mijają się z nastrojem społecznym” i „prowadzą do poparcia na poziomie 10%”, można tylko wtedy, gdy nigdy nie próbowało się zastosować ich w praktyce, gdy boi się powiedzieć prawdę własnemu społeczeństwu, kolekcjonuje sondażowe słupki i na każdą, niepartyjną aktywność patrzy pod kątem „prowokacji”.
    Jedno jest pewne – gdybym do tej chwili nie wiedział, jak może wyglądać „linia obrony” wolnych i niezależnych dziennikarzy, dowiedziałem się właśnie, że w moim przypadku będzie oparta o zarzut anonimowości.
    Cóż w takiej sytuacji? Ujawniać się nie zmierzam, zatem zwolennikom jawności pozostają zabiegi zmierzające do wytropienia delikwenta, który śmie krytykować to przezacne środowisko. Zawsze też możliwy jest ostracyzm i przemilczenie.
    A ponieważ obie metody okazywały się dotąd mało skuteczne, obawiam się, że to nie ja mam problem, ale ci, którzy „anonimowością” chcieliby mnie zakneblować.
    Istota tego problemu, może się ujawnić dopiero pod koniec roku.

    Pozdrawiam Pana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleksander Ścios,


      "Tu jednak miałem do czynienia z kilkuwyrazowymi banałami i pustymi twierdzeniami. Które (co najmniej) świadczyły, że ich autorka nie zna moich tekstów lub ich nie rozumie."

      Pani Lichocka wyjaśniła niedawno iż jest osobą która ma pewną władzę w GP i z tej władzy przynajmniej raz skorzystała: nie dopuszczając do publikacji nadesłanego tekstu.

      To oczywiście bardzo dobrze że jest ktoś taki, kto czuwa nad poziomem niezłej w końcu Gazety.
      Dzięki temu bywa tak, że w jednym numerze GP spotykam aż dwa teksty członka ścisłego aparatu partyjnego, p Ryszarda Czarneckiego. Ich cechą wspólną jest to, że już następnego dnia nikt o nich nie pamięta. Może być i tak że nikt ich po prostu nie czyta - nie spotkałem się nigdy z polemiką z tymi banałami.

      Oczywiście nie mam pojęcia kto zadecydował o tym, by teksty AŚ nie ukazywały się już w Gazecie Polskiej. Prawdopodobnie stały się za bardzo "anonimowe", źle napisane, nie wnoszące niczego istotnego.

      Może być i tak że Autorowi brakuje siły przebicia.
      Jak ujawnił niedawno Targalski, wyjątkowo płodny wiceprzewodniczący PiS Ryszard Czarnecki, potrafi nawet wydzwaniać do dziennikarzy i upominać się o to, by przeprowadzić z nim wywiad......

      Tak czy siak na mediach niezależnych spoczywa duża, nawet jeśli kompletnie nieuświadomiona, odpowiedzialność. Idziemy w kierunku już dawno wydeptanym:

      "To była najlepsza z dotychczasowych kampanii wyborczych w wykonaniu Prawa i Sprawiedliwości. Znów przegraliśmy, ale ten bardzo dobry wynik to zaczyn naszego sukcesu w przyszłości"


      Pozdrawiam,

      MM

      Usuń
  18. Dobry wieczór. To wprost nie do wiary,że zamiast zasady "primum non nocere"(przynajmniej w okresie tzw. kampanii wyborczej wspieranej przez GP) tak zwany "saloon" kolejny raz ad personam atakuje pana A.Ściosa; wcześniej ta sama osoba(i inne z tego samego kręgu) zaatakowała pana G.Brauna w czasie czynnego protestu przeciw PKW;to tyle na temat tej gorszącej publicznej (twitterowej) sceny. W związku nie tyle z kanciastą granicą,co z przekroczeniem cienkiej czerwonej linii dwie informacje: 1) ze styku koncepcji Prus Wschodnich/konceocji hanzeatyckiej i "bratniej pomocy" niemieckiej w formie drenażu Polski z młodzieży na rzecz niemieckiej armii,uzasadnianej ostatnio przez gen. Kasdorfa tworzeniem batalionów wzajemnego podporządkowania [źródło (proszę wybaczyć): http://www.wyborcza.pl/1,91446,17531736,Niemcy__Bundeswehra__wzajemne_podporządkowanie_batalionow.html ] przy jednoczesnej krytyce niemieckiej pod adresem gen.Ph.Breedlove'a ,2) ze strony amerykańskiej m.in. zapowiedzi modernizacji i zaostrzenia walki informatycznej w liście J.Brennana [źródło: http://www.cia.gov/news-information/press-releases-statements/2015-press-releases-statements/message-to-workforce-agencys-blueprint-for-the-future] w połączeniu z informacjami(sprzecznymi) dotyczącymi dozbrojenia Ukrainy i alergiczną reakcją reżimu Putina w formie eskalacji działań zbrojnych [źródło: http://www.wmeritum.pl/gdy-amerykanie-dozbroja-ukraine-putin-ruszy-na-kijow ]. Ta cienka czerwona linia to,moim zdaniem,tworzenie czegoś na kształt antynarodowego NWO (w przypadku Polski-euromolocha),zmierzającego do totalnej kontroli informatycznej nad społeczeństwami i pod nadzorem sił represji (wojsko/policja/służby) ,gdzie będzie miejsce tylko na coraz wyraźniejsze ograniczanie suwerenności krajów takich jak obecny PRL-bis: z łaski globalnych decydentów zarządzać takimi krajami będą współczesne antynarodowe targowice ,a cała reszta będzie skazana na różne formy współczesnego niewolnictwa: wygnanie za chlebem,wegetacja i eutanazja słabszych,"wyrównanie deficytu" liczby niewolników importem obcych i jeszcze tańszych niewolników dla utrzymania odpowiedniego poziomu drenażu. W obecnym PRLbis rolę targowicy pełni rządząca koalicja PO/PSL z Komorowskim na czele i to komorra,która zadarła z każdym(oprócz zdrajców polskiej suwerenności) powinna być stałym celem ataku z każdej normalnej strony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To katastroficzna, lecz nie pozbawiona realnych przesłanek wizja przyszłości.
      Od pierwszych prób nazwania NWO, przez recydywę, zdefiniowanie na nowo przez śp. Lecha Kaczyńskiego pojęcia "kondominium", po dzisiejsze wydarzenia ekspansji putinowskiej Rosji i abdykacji świata wartości zachodu - wszystko to elementy puzzli, których obraz, wyłaniajacy sie powoli z pozornego chaosu niepowiązanych ze sobą zdarzeń zaczyna przerażać swoją wizją.
      Świat systemowo podporzadkowany interesom wąskiej grupy ponadnarodowej oligarchii, zarządzajacej swymi interesami ( a de facto, całymi państwami - jak pokazują to przykłady - np. zachowania banków w Polsce w swietle zapadłych wyroków sądowych) w krainach o zróżnicowanych prawach zamieszkujących tam narodów, aksjologicznie niewolnicze w swej istocie systemy ubrane w maski demokracji - to coraz realniejsza wizja nadchodzących czasów dla nas i naszych dzieci.
      W komentarzu pod poprzednim tekstem użyłem w odniesieniu do naszej rzeczywistosci określenia "kija", którego jeden koniec ma twarz popierestrjkowej Rosji (niekoniecznie jednak stricte putinowskiej, bo ta chyba popełnia właśnie błąd ślepej uliczki), a drugi koniec twarz "zachodniego bankiera". To dwa końce tego samego kija.
      Pośrodku zaś kraina, niegdyś będąca Polską.

      I choć temat bardzo ważny i pojemny, na tym zakończę. Dalsza dyskusja pod aktualnym, arcyważnym wpisem naszego Gospodarza, była by niegrzeczna.

      pozdrawiam

      Usuń
  19. Dobrym u mnie historykiem
    Jest mąż, co przyszedł pod koniec epoki,
    I widzi rozkład z głuchym serca ściskiem,
    I proste fakta pisząc, jest głęboki -
    I żadną partią, ani się nazwiskiem
    Promiennym uwieść nie dał jednostronnie…
    Norwid



    Panie Aleksandrze,

    Nie rozumiem celu przeniesienia "wymiany 140 znaków" z twittera na blog. Zwłaszcza, jeśli się kilkanaście komentarzy wcześniej napisało: "szczególnie pod tym tekstem, nie chciałbym prowadzić rozmów na dowolne tematy bieżące".

    Tylko patrzeć, jak za przyczyną m. in. takich reakcji - to Pańska anonimowość, a nie Pańskie poglądy i spiżowe teksty - zostanie "centralną osią sporu". Czy Pan tego nie dostrzega?

    Że (być może) taki znaleziono sposób na "zneutralizowanie Aleksandra Ściosa" - i stawianych przez niego elementarnych pytań, które prędzej czy później - wszyscy będziemy musieli sobie zadać i stanąć przed nieuniknionym wyborem:


    1) Albo wytyczenie ostrej ("kanciastej") granicy pojęciowej, a co za tym idzie: realna (a nie pozorowana) walka o niepodległość Polski.

    2) Albo przystanie na "uchybienia demokracji" - i stoczenie się na dziesięciolecia w kondominium terra nullius - dla wielu obszar syty i intratny: w tym, niestety, dla "opozycji" oraz obsługujących ją dziennikarzy, świadomych, że "elektorat patriotyczny" - to ich jedyne (i ostatnie) żerowisko.

    Wyspiański w upominku:

    Duch się w każdym poniewiera,
    że czasami dech zapiera;
    tak by gdzieś het gnało, gnało,
    tak by się nam serce śmiało
    do ogromnych, wielkich rzeczy;
    a tu pospolitość skrzeczy,
    a tu pospolitość tłoczy,
    włazi w usta, uszy, oczy;
    duch się w każdym poniewiera
    i chciałby się wydrzeć, skoczyć,
    ręce po pas w krwi ubroczyć,
    ramię rozpostrzeć szeroko,
    wielkie skrzydła porozwijać,
    lecieć, a nie dać się mijać;
    a tu pospolitość niska
    włazi w usta, w ucho, w oko;
    daleko, co było z bliska
    serce zaryte głęboko,
    gdzieś pod czwartą głębną skibą,
    że swego serca nie dostać.


    Oraz serdeczne - jak zwykle - pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  20. @Szanowny Panie Aleksandrze

    Wielki tekst. Porządkujący nasz, polski świat; nazywający rzeczy po imieniu. Czyż można "jeszcze bardziej stwierdzić fakty"?
    Jasny drogowskaz wśród błędnych ścieżek.
    Do wielokrotnego czytania i przemyśleń. Do stosowania na co dzień.
    Bardzo ładnie podsumował go Pan Zaścianek.

    Ukłony

    ps. co do Pani Lichockiej - szkoda słów. Ta Pani przeszła na "niezależną" po tym, jak ją pozbawiono etatu w reżimowej TV. Walka o wolną od komuny i niepodległą Polskę myli jej się z zabiegami o nakłady "Gazety Polskiej". Ocena wyborczych zachowań Polaków plącze z troską o napływ stałych prenumeratorów.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja niestety nie urodziłem się w Polsce niepodległej, tylko zniewolonej. Oddal bym wszystko by urodzić się w 1919, takie tam marzenie...
    Ale bylem harcerzem i przysięgę harcerska składałem Bogu i Polsce. Za co później rozwiązano nasza drużynę. Jedna z najlepszych w Chorągwi.Ten wiersz nauczył mnie mój tata gdy bylem mały...

    — Kto ty jesteś?
    — Polak mały.
    — Jaki znak twój?
    — Orzeł biały.
    — Gdzie ty mieszkasz?
    — Między swemi.
    — W jakim kraju?
    — W polskiej ziemi.
    — Czem ta ziemia?
    — Mą Ojczyzną.
    — Czem zdobyta?
    — Krwią i blizną.
    — Czy ją kochasz?
    — Kocham szczerze.

    — A w co wierzysz?
    — W Polskę wierzę.
    — Coś ty dla niej?
    — Wdzięczne dziecię.
    — Coś jej winien?
    — Oddać życie.

    OdpowiedzUsuń