czwartek, 12 marca 2015

NIEBEZPIECZNIE JAK ZA KOMOROWSKIEGO


Największym zagrożeniem, przed jakim stoją dziś Polacy, jest perspektywa drugiej kadencji Bronisława Komorowskiego. Gdyby w systemie prawnym III RP nie istniały tak szerokie uprawnienia prezydenta w zakresie bezpieczeństwa i obronności państwa i był on (jak utrzymują niektórzy) „strażnikiem żyrandola”, kolejne pięć lat sprawowania urzędu przez polityka PO narażałoby nas wyłącznie na ryzyko rozlicznych gaf, lapsusów i skandali dyplomatycznych. 
Niestety, Bronisław Komorowski jest nie tylko zwierzchnikiem Sił Zbrojnych i reprezentantem państwa w stosunkach zewnętrznych, ale wytycza strategię bezpieczeństwa narodowego, zatwierdza plany operacyjne użycia Sił Zbrojnych, może wprowadzać stany nadzwyczajne i posiada prawo mianowania najwyższych dowódców i urzędników państwowych. W trakcie pierwszej kadencji lokator Belwederu zadbał o znaczące poszerzenie swoich uprawnień m.in. poprzez zgłoszenie noweli ustawy o stanie wojennym oraz kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych, ustawy o powszechnym obowiązku obrony oraz ustawami dotyczącymi „reformy armii i służb specjalnych”, które powstały na postawie tzw. rekomendacji Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego (SPBN).
W czasie obecnej kampanii prezydenckiej, Komorowski kreuje się osobę szczególnie przygotowaną do pełnienia funkcji zwierzchnika armii i podkreśla swoje doświadczenia związane z wojskowością. Predyspozycje lokatora Belwederu mają wynikać z pełnionych w przeszłości funkcji wiceministra i ministra obrony narodowej oraz wypracowania w ostatnich latach tzw. doktryny Komorowskiego, która miałaby stanowić fundament bezpieczeństwa III RP.
Te propagandowe slogany warto skonfrontować z rzeczywistością i przypomnieć, że Bronisław Komorowski był nie tylko wyjątkowo nieudolnym i słabym wiceministrem ON oraz najgorszym w dziejach III RP szefem tego resortu, ale jego dokonania z czasów pierwszej kadencji dyskwalifikują go w roli zwierzchnika armii i gwaranta bezpieczeństwa Polaków.
Z nieznanych do dziś powodów ten były nauczyciel historii trafił na początku lat 90. do MON i objął funkcję wiceministra. Atutem Komorowskiego miał być fakt, że umiał rozmawiać z „czerwonymi” generałami i ułożyć sobie stosunki z generałem satelickiej armii LWP Florianem Siwickim. „Ułożenie stosunków” polegało w istocie na przyjęciu optyki „czerwonej” generalicji oraz na negatywnym stosunku do lustracji i dekomunizacji w wojsku.
Ówczesną rolę Komorowskiego podkreślają m.in. dokumenty Stowarzyszenia Patriotycznego VIRITIM, organizacji antykomunistycznej, założonej w latach 1988-1989 przez młodych oficerów. Wskazywali oni, że „Onyszkiewicz i Komorowski nie spełnili pokładanych w nich nadziei. Pozwolili wycinać odważnych, dlatego dalej, kto służy w armii, ten się boi. Tzw. restrukturyzację wojska wykorzystuje się do zwalniania młodych, niezależnie myślących oficerów, dzięki czemu zachowują wpływy starzy, poddawani przez długie lata indoktrynacji. […] wiceminister B. Komorowski winien być rozliczony za obniżenie dyscypliny w wojsku oraz drukowanie i rozwożenie samochodami wojskowymi materiałów wyborczych dla Unii Demokratycznej.”
Komorowski nie tylko chronił aparat postsowiecki, tłumacząc np., że wywiad wojskowy nie pracował na rzecz ZSRR, a zarzuty o patologiach istniejących w WSI są „efektem inspiracji służb cywilnych”, ale awansował oficerów szczególnie zasłużonych w walce z polskim społeczeństwem, jak np. płk. Lucjana Jaworskiego – byłego szefa Zarządu WSW, powołanego przez Komorowskiego na stanowisko szefa kontrwywiadu wojskowego.
Krótki okres szefowania Komorowskiego w MON (16.06.2000- 19.10 2001) to m.in. czas, gdy w polskim Sejmie grupa oficerów WSI podsłuchiwała rozmowy posłów sejmowej Komisji Obrony, którzy decydowali o losach trzech ogromnych przetargów. To także czas przestępczej działalności fundacji „Pro Civili” zarządzanej przez ludzi WSI, storpedowania reformy szkolnictwa wojskowego, kombinacji operacyjnej przeciwko wiceministrowi Szeremietiewowi, gospodarczej „aktywności” oficerów WSI w WAT, działalności prywatnej Szkoły Wyższej Warszawskiej i Fundacji Rozwoju Edukacji i Techniki, które również okazały się biznesem kierowanym przez WSI, sprzedaży gruntów Wojskowego Instytutu Medycznego firmie Euro-Medical Lilianny Wejchert czy zakupu bez przetargu samolotów CASA, pozbawionych w Polsce centrum serwisowego.
W tym okresie doszło też do zapaści budżetu MON (finansowanie było niższe od przyjętego o około 1,1 mld zł) oraz zmniejszenia stanów etatowych (w okresie 2001-2003 zwolniono 15 tys. żołnierzy zawodowych, a stan armii zmniejszył się o prawie 54 tys. stanowisk). Brakowało pieniędzy na żołd i jak nigdy wcześniej wzrosła kolejka kadry oficerskiej czekającej na mieszkanie. Z powodu problemów z negocjacją offsetu kwota 89 mln zł przeznaczona na nowoczesne systemy bezpiecznego lądowania została niewykorzystana i zwrócona do państwowej kasy. Tym samym nie zrealizowano umowy offsetowej i nie wykonano zobowiązań wobec NATO. Ostatnia decyzja Komorowskiego na stanowisku ministra ON (podjęta miesiąc po atakach terrorystycznych na Nowy Jork i Waszyngton) dotyczyła zaś drastycznego obniżenia zarobków żołnierzy jednostki GROM. Na skutek tej decyzji, w lutym 2003 r. odeszło z GROM 41 doskonale wyszkolonych żołnierzy, czyli połowa składu jednostki.
Wszystkie wcześniejsze dokonania Bronisława Komorowskiego w sferze obronności, bledną jednak w zestawieniu z zagrożeniem, jakie wywołały „koncepcje bezpieczeństwa” powstałe w Belwederze. Ich kierunek można było dostrzec już w roku 2010, gdy w trakcie szczytu NATO w Lizbonie lokator Belwederu zadeklarował: „Polska w pełni popiera szukanie sposobu na współpracę z Rosją, to jest w interesie sojuszu jako całości i w interesie Polski. Współpraca polsko-rosyjska będzie elementem ułatwiającym lub nawet warunkującym współpracę NATO-Rosja, bo my jesteśmy w sojuszu, Rosja nie”. Ówczesna wypowiedź  Komorowskiego –„Polsce w sposób szczególny zależy, aby sojusz nie zamieniał się w organizację bezpieczeństwa na całym świecie, ale aby utrzymał spoistość w sprawach podstawowych, czyli w sprawach zdolności do obrony terytorium krajów członkowskich” głęboko korespondowała z projektem tzw. "sektorowej obrony przeciwrakietowej" przedstawionym przez Dmitrija Miedwiediewa podczas posiedzenia Rady NATO-Rosja w Lizbonie. Pomysł rosyjski zmierzał de facto do rozbicia integralności Sojuszu, ograniczenia jego roli w świecie i powrotu do podziału Europy na strefy wpływów politycznych i militarnych. To, co proponował Komorowski –„otwarcie na zewnątrz i szukanie partnerskich rozwiązań także z krajami spoza sojuszu”, musiało być było witane na Kremlu z radością.
Środowisko belwederskie od początku dążyło do całościowego podważenia koncepcji bezpieczeństwa narodowego i „przestawienia” Polski na całkowicie inne priorytety.
Zwracam na to uwagę, ponieważ w tym zakresie nie może być mowy o pomyłce lub stworzeniu złej strategii w oparciu o błędne przesłanki.
Pomysły powstałe w ramach SPBN budowano w oparciu o dwa czynniki: pozytywny i wyjątkowo demagogiczny obraz Rosji oraz niepewną rolę NATO i sojuszu z USA. Zgodnie z pierwotnymi rekomendacjami ekspertów BBN, Rosję należało przyjąć „taką jaka ona jest i chce być”. Należało „zrezygnować z misyjności i życzeniowej polityki zmierzającej do skłonienia Rosji do pełnego przyjęcia zachodniego modelu ustrojowego”, zaś Polska „musi zdecydować się na pojednanie z Rosjanami i traktowanie ich państwa nie jako tradycyjnego przeciwnika, lecz istotnego gwaranta bezpieczeństwa europejskiego, w tym naszego bezpieczeństwa.”
W tzw. priorytetach SPBN wymieniano wprawdzie umacnianie „solidarności sojuszniczej, pozycji oraz roli Polski w NATO i Unii Europejskiej”, ale przede wszystkim podkreślano potrzebę „aktywnego włączenia się w realizację wzmocnionej Traktatem z Lizbony unijnej Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony; umacnianie relacji z partnerami europejskimi (Francją i Niemcami) oraz reaktywowanie Trójkąta Weimarskiego”. Te preferencje znakomicie służyły tendencjom dezintegracyjnym NATO i ułatwiały proces „wypchnięcia” Stanów Zjednoczonych z Europy, o co od dawna zabiegają sojusznicy Putina -Niemcy i Francja. Dopiero na ostatnim miejscu wskazywano „partnerstwo strategiczne z USA”, przy czym w stosunkach z Ameryką eksperci Komorowskiego zalecali „odejście od polityki bezwarunkowego, a wręcz bezrefleksyjnego popierania wszystkich działań tego mocarstwa.”
W opublikowanym w styczniu 2013 roku dokumencie SPBN, jako podstawę strategii bezpieczeństwa przyjęto „scenariusz ewolucyjny-realistyczny”, który nie tylko nie uwzględniał
ryzyka otwartego konfliktu zbrojnego, ale przemilczał militaryzację państwa Putina i ani razu nie wspomniał o zagrożeniach wynikających z położenia geopolitycznego III RP.  We wnioskach zawartych w rozdziale „zadania operacyjne dla Sił Zbrojnych RP” umieszczono za to postulat „budowania zaufania w stosunkach z Rosją przez rozszerzanie współpracy w dziedzinie wojskowej w ramach istniejących możliwości wynikających z członkostwa w NATO”. Stratedzy Komorowskiego nic nie wiedzieli o zagrożeniu aktywnością służb Federacji Rosyjskiej, nie słyszeli o nowej doktrynie wojskowej Kremla, o wzroście nakładów na zbrojenia, wrogich posunięciach militarnych w obwodzie kaliningradzkim, czy o agresywnej i konfrontacyjnej polityce propagandowej.
Tzw. doktryna Komorowskiego, na którą Polacy mają w najbliższych latach wyłożyć kolosalne pieniądze, została oparta na nonsensownym założeniu „samodzielnej reakcji” i równie abstrakcyjnym „własnym potencjale obronnym”. Ma ona obowiązywać w latach 2014-2023 i zagwarantować finansowanie tzw. „polskiej tarczy antyrakietowej”.Przewiduje się, że w ramach 1,95 proc. PKB, które co roku w budżecie jest zapisywane na obronność, kwoty wynikające ze wzrostu gospodarczego będą przeznaczane na wyposażenie wojska w środki obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej. Wprawdzie „polska tarcza” nie zostanie nigdy zbudowana, pomysł ten pozwoli na polityczną eksploatację tezy o tworzeniu „własnego potencjału obronnego” oraz generowanie olbrzymich środków na rzecz środowisk związanych z przemysłem zbrojeniowym. Jednym z elementów planu wydaje się zamysł powierzenia ludziom byłych WSI nadzoru nad technologiami wojskowymi oraz zaangażowanie w procesy gospodarcze związane z tzw. modernizacją Sił Zbrojnych. W wymiarze globalnym, „doktryna Komorowskiego” wychodzi naprzeciw rosyjskim oczekiwaniom: służy m.in. utrąceniu projektu amerykańskiej tarczy przeciwrakietowej oraz dalszemu ograniczaniu obecności USA na Starym Kontynencie. Tak też zostały odebrane przez rosyjskich komentatorów, którzy podkreślali, że „Komorowski proponując zbudowanie w kraju własnego systemu obrony przeciwrakietowej uznał za błąd udzielenie przez Polskę zgody na budowę europejskiego systemu obrony przeciwrakietowej”.
Obok tworzenia groźnych „koncepcji i strategii”, w czasie prezydentury Komorowskiego doszło do osłabienia potencjału obronnego. Polska, która w latach 2003-2007 zajmowała 15 miejsce na liście eksportu cięższej broni konwencjonalnej, w latach 2008–2012 spadła na pozycję 23. W zakresie importu broni zanotowano spadek aż o 47 proc. w porównaniu z latami 2003-2007. Drastycznie również obniżył się realny udział wydatków obronnych w wykonanym PKB. W latach 2005-2007 wzrastał sukcesywnie i wynosił odpowiednio: 1,99, 2,00 i 2,04 proc. by natychmiast po przejęciu władzy przez reżim PO-PSL obniżyć się do 1,71 proc. W roku 2012, gdy ogłaszano pierwsze „plany modernizacyjne”, udział w PKB wynosił zaledwie 1,76 proc. i taką samą wartość wykazano w roku następnym.
Rosyjska agresja na Ukrainę obnażyła wyjątkowe dyletanctwo Komorowskiego w kwestiach bezpieczeństwa narodowego. Środowisko Belwederu ignorowało realne zagrożenia i dążyło do rewizji polskiego systemu bezpieczeństwa. Koncepcje SPBN, mimo ich rażącej ogólnikowości i pseudonaukowego żargonu, zawierały czytelną myśl: współpraca z państwem Putina ma być gwarantem naszego bezpieczeństwa i stabilności. 
Jest to teza kompromitująca - nie tylko w wymiarze politycznym, ale naukowym i kompetencyjnym. To oznacza, że środowisko Bronisława Komorowskiego nigdy więcej nie powinno decydować o bezpieczeństwie Polaków i winno zostać odsunięte od jakichkolwiek decyzji związanych z obronnością.


Artykuł opublikowany w nr 10/2015 Gazety Polskiej

46 komentarzy:

  1. Panie Aleksandrze,

    To Pańska sto dziewiętnasta publikacja poświęcona Komorowskiemu.

    Przedstawiająca z przeraźliwą jasnością prawdziwe, niezwykle groźne dla niepodległości państwa polskiego, cele (i "osiągnięcia") jego prezydentury. Zarazem ostrzegająca Polaków przed ich niewątpliwą eskalacją, podczas prawdopodobnej drugiej kadencji.

    Ci, którzy sądzą, że z takim przeciwnikiem (wspieranym przez WSI, służby cywilne oraz - przede wszystkim - państwa ościenne: Rosję i Niemcy, a także przez "szczerych przyjaciół" III RP z Unii Europejskiej), można wygrać "przez ośmieszenie", głupie opowiadania o "żyrandolowej prezydenturze" i podobne facecje - już niedługo przekonają się, jak bardzo błądzili.

    Z NIM(I) nie da się wygrać układnością, sympatycznymi uśmiechami i "obywatelską kontrolą wyborów". Tym bardziej - usilnymi naleganiami na debaty. Do których, nawet gdyby doszło, zostaną przegrane. Na nic bowiem zdadzą się najsłuszniejsze argumenty, przeciwko butnemu "zmilitaryzowanemu" chamstwu, wywijającemu maczugą bełkotu.

    Zresztą - jak się okazuje - i to ze źródła w 100% wiarygodnego, które linkował Pan dziś na tt: http://www.cprdip.pl/main/index.php?id=polska-rosja.-diagnoza-spoleczna-2015---raport-z-badan-opinii-publicznej-w-polsce-i-rosji

    - z którym warto aby się wszyscy zapoznali, zwłaszcza sztab wyborczy kandydata Andrzeja Dudy, - nastroje społeczne uległy w ciągu ostatniego roku radykalnej zmianie. I większość Polaków nie życzy sobie żadnych porozumień, dialogów i pojednań z Rosją. Do czego przez lata dąży Komorowski i jego "sztab WSI".

    Niestety, istnieją małe (żeby nie napisać: zerowe) szanse, aby zostało to wykorzystane przez opozycję. Którą usatysfakcjonują układne debaty, w których chce zwyciężyć "siłą argumentu". Zmiany nastrojów społecznych nie zauważając. (?)

    Dlatego, choć nie sposób odrzucić Pańskiego końcowego memento: "środowisko Komorowskiego nigdy więcej nie powinno decydować o bezpieczeństwie Polaków i winno zostać odsunięte od jakichkolwiek decyzji związanych z obronnością." - w tej chwili widzę na to naprawdę niewielkie szanse.

    Już nas zresztą poniektórzy "nasi" strofują za "defetyzm".
    Tym przypominam nieśmiertelne: OPTYMIZM NIE ZASTĄPI NAM POLSKI.
    I proponuję zamiast zaklinania rzeczywistości, poważną, głęboką refleksję.

    Pozdrawiam Pana serdecznie

    OdpowiedzUsuń

  2. "Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia".


    Polska-Rosja. Diagnoza społeczna 2015 - raport z badań opinii publicznej w Polsce i Rosji

    Prezentujemy najnowsze badania poświęcone wzajemnemu postrzeganiu Polaków i Rosjan.

    Pierwszy pomiar stanu stosunków polsko-rosyjskich, na zlecenie Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, przeprowadzono w listopadzie i grudniu 2012 r. (sondaż na losowej próbie 1036 dorosłych Polaków).

    W dwa lata później, w listopadzie i grudniu 2014 r., zrealizowano kolejną falę badania monitorującego społeczny odbiór relacji polsko-rosyjskich. Przeprowadzono je metodą ogólnopolskiego sondażu na reprezentatywnej próbie 1000 Polaków w wieku 15 lat i więcej, odzwierciedlającej populację pod względem następujących cech: płeć, wiek, wykształcenie, wielkość miejscowości oraz województwo zamieszkania. Terenową część badania zrealizowała firma TNS Polska w dniach 12–17 grudnia 2014 roku. Analizę wyników przeprowadziła i raport przygotowała firma ARC Rynek i Opinia. Tam, gdzie było to możliwe, wyniki niniejszego badania zostały zestawione z wynikami sondażu sprzed dwóch lat.

    Z komentarza Łukasza Mazurkiewicza:

    O ile wyniki poprzedniej fali omawianych tu badań – przeprowadzonej pod koniec roku 2012 – dawały obraz „małej stabilizacji” w relacjach polsko-rosyjskich, o tyle pomiar zrealizowany w grudniu 2014 roku przynosi zupełnie inne rezultaty, które określić można jako głęboki regres. Na wszystkie te pytania, które dotyczą bezpośrednio oceny Rosji, Rosjan i stosunków polsko-rosyjskich, padły tym razem znacznie bardziej krytyczne i negatywne odpowiedzi. Także poglądy Rosjan na temat Polski i Polaków uległy zmianom w podobnym, negatywnym kierunku, choć z nieco mniejszym nasileniem. Stabilne pozostały w zasadzie tylko te oceny, które nie poddają się tak bardzo doraźnym oddziaływaniom – jak np. przekonania na temat bliskości kulturowej.


    Członkowie Rady Centrum

    prof. Adam Daniel Rotfeld
    - przewodniczący Rady Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, współprzewodniczący polsko-rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych

    Jerzy Bahr - były ambasador RP w Moskwie, członek polsko-rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych

    dr Andrzej Grajewski
    - współprzewodniczący zarządu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, członek Grupy do Spraw Trudnych

    dr Adolf Juzwenko - dyrektor Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu

    Jacek Miler - dyrektor Departamentu Dziedzictwa Kulturowego w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego

    prof. Jerzy Pomianowski
    - redaktor naczelny kwartalnika „Nowaja Polsza”, członek Grupy do Spraw Trudnych

    prof. Władysław Stępniak - naczelny dyrektor Archiwów Państwowych, członek Grupy do Spraw Trudnych



    Członkowie Międzynarodowej Rady Centrum

    Adam Daniel Rotfeld - przewodniczący Międzynarodowej Rady Centrum, współprzewodniczący polsko-rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych,

    Jerzy Bahr
    - były ambasador RP w Moskwie, członek polsko-rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych

    dr hab. Jarosław Bratkiewicz - dyrektor polityczny w Ministerstwie Spraw Zagranicznych

    dr Andrzej Grajewski - współprzewodniczący zarządu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, członek Grupy do Spraw Trudnych

    dr Adolf Juzwenko - dyrektor Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu

    dr Łukasz Kamiński
    - prezes Instytutu Pamięci Narodowej - !!!

    dr Andrzej Kunert - sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, członek Grupy do spraw Trudnych

    Jacek Miler - dyrektor Departamentu Dziedzictwa Kulturowego w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego

    prof. Daria Nałęcz - członek Grupy do Spraw Trudnych

    prof. Włodzimierz Marciniak - członek Grupy do Spraw Trudnych

    prof. Jerzy Pomianowski - redaktor naczelny kwartalnika „Nowaja Polsza”, członek Grupy do Spraw Trudnych

    prof. Władysław Stępniak - naczelny dyrektor Archiwów Państwowych, członek Grupy do Spraw Trudnych

    OdpowiedzUsuń

  3. I kolejne rozwinięcie z Pańskiego tt: "O NASTROJACH".


    Ponad połowa Polaków uważa, że w sytuacji, jaka panuje w naszym kraju, podejmowanie akcji strajkowych jest słuszne, a niezadowolenie niektórych grup społecznych może przekształcić się w masowy ruch protestu - wynika z sondażu TNS Polska.

    Na początku tego roku protestowali górnicy i rolnicy, protesty zapowiedziały też pielęgniarki. Z przeprowadzonego w lutym badania TNS Polska wynika, że 61 proc. Polaków uważa, że w obecnej sytuacji, jaka panuje w naszym kraju, podejmowanie akcji strajkowych jest słuszne. Przeciwnego zdania jest nieco ponad jedna czwarta ankietowanych (27 proc.) . Częściej akcje strajkowe uważają za słuszne mieszkańcy wsi niż miast (65 proc. wobec 58 proc.) . Odsetek osób, które uważają, że akcje strajkowe są obecnie zdecydowanie słuszne, jest dwukrotnie większy od odsetka tych, którzy oceniają takie działania jako zdecydowanie niesłuszne (16 proc. wobec 8 proc.).

    Na przestrzeni lat z liczebną przewagą +przeciwników+ strajków mieliśmy do czynienia do 1999 roku, kiedy to sytuacja uległa odwróceniu. W tamtym czasie wejściu w życie ważnych reform strukturalnych towarzyszyły protesty grup zawodowych (m.in. górników i anestezjologów). Obecnie również odnotowujemy wyraźną przewagę +zwolenników+ nad +przeciwnikami+ akcji protestacyjnych. Aktualny wynik akceptacji dla strajków należy do stosunkowo wysokich spośród dotychczas notowanych przez nasz ośrodek

    — podkreślają autorzy badania.

    Zdaniem ponad połowy Polaków (65 proc.) niezadowolenie niektórych grup społecznych w obecnej sytuacji może przekształcić się w masowy ruch protestu. Przeciwnego zdania jest jedna piąta respondentów (22 proc.). Częściej o tym, że w Polsce może dojść do masowych ruchów protestu, przekonani są mieszkań wsi niż miast, a także osoby, które deklarują zainteresowanie polityką.

    Na przestrzeni ostatnich 20 lat odsetek osób uważających, że możliwe jest przekształcenie się społecznego niezadowolenia w masowy ruch protestu osiągał wartości od 40 proc. (IX/X 1995) do 80 proc. (III 2003). Aktualny wynik – 65 proc. – nie odbiega znacząco od tych uzyskanych w ciągu ostatnich 15 lat

    — komentują autorzy sondażu.

    Gotowość poparcia masowego ruchu protestu – gdyby do niego doszło – deklaruje 45 proc. Polaków. Niewiele mniej osób – ponad jedna trzecia respondentów (37 proc.) – wyklucza możliwość udzielenia poparcia dla takiej inicjatywy. W poprzednim pomiarze – w marcu 2003 r. – udział osób deklarujących gotowość poparcia masowego ruchu protestu był znacząco wyższy niż aktualnie (7 punktów procentowych różnicy). Częściej gotowość do poparcia masowego protestu deklarują mieszkańcy wsi niż miast (50 proc. wobec 42 proc), osoby zainteresowane polityką, a także ci, którzy sądzą, że gospodarka naszego kraju znajduje się stanie kryzysu i źle oceniają pracę rządu.

    Badanie przeprowadzono w dniach 13-18 lutego na ogólnopolskiej, reprezentatywnej próbie tysiąca Polaków powyżej 15 roku życia.

    mc,PAP

    http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/236776-zloty-okres-dla-polski-ponad-polowa-polakow-przyznaje-masowy-protest-bylby-uzasadniony

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Urszulo,

    119 tekstów na temat Komorowskiego (w rzeczywistości jest ich więcej, bo nie wszystkie były opatrzone tym tagiem) świadczy raczej, że pewna znana i bardzo niezależna pani redaktor miała rację, gdy przed dwoma laty sugerowała mi, że wykazuję „jakąś obsesję” pisząc tyle o lokatorze Belwederu. Ponieważ pisałem o nim w czasach, gdy przez wiele miesięcy nikt nawet nie wspominał o dokonaniach BK – moja wina jest tym większa.
    Wprawdzie dziś, dwa miesiące przed wyborami podobną obsesję wykazują również „wolne” media i prześcigają się w tropieniu gaf i śmieszności Komorowskiego, to jest to praktyka całkowicie słuszna.
    Wiemy bowiem, że według oficjalnej, partyjnej wykładni(wspartej autorytetem pana Dudy i kilku czołowych żurnalistów), lokator Belwederu jest śmiesznym i niegroźnym „strażnikiem żyrandola”, a zatem zasługuje na wyśmianie, dowcipy i internetowe memy. Jak poucza nas inna, równie znana i niezależna pani redaktor, jest to niezwykle mądra i skuteczna broń w kampanii wyborczej, o której wynik możemy być spokojni.
    W tej sytuacji wydaje się oczywiste, że moje pisanie mogłoby tylko zaszkodzić kampanii pana Dudy, wprowadzałoby zamęt, siało defetyzm i godziło w „słuszną linię”.
    Nie można przecież pogodzić tezy o groźnych następstwach tej prezydentury i budowie reżimu belwederskiego z przekazem o prezydenturze śmiesznej i biernej. Nie można przestraszać Polaków wizją tej prezydentury, jeśli zaszczepia się im przekonanie, że dla obalenia Komorowskiego wystarczy broń śmiechu i ironii. A pogodzić się tego nie da.

    Wspomniała Pani o dokumencie, na który zwróciłem dziś uwagę – „Polska-Rosja. Diagnoza społeczna 2015 - raport z badań opinii publicznej w Polsce i Rosji”.
    http://www.cprdip.pl/main/index.php?id=polska-rosja.-diagnoza-spoleczna-2015---raport-z-badan-opinii-publicznej-w-polsce-i-rosji
    Oczywiście, spełnia on wszystkie wymagania czcicieli sondaży, powinien więc być pilnie przestudiowany w sztabie PiS. Są tam rzeczy, które obalają w pył tezy tweeterowych mędrków, jak choćby tę, iż eksploatacja tematu Rosji w kontekście BK byłaby dla Polaków obojętna.
    Wczoraj pojawił się jeszcze jeden tzw. sondaż, autorstwa TNS Polska. Mam przeświadczenie, że on również nie znajdzie uznania w sztabie PiS.
    A to dlatego, że znajdują się tam groźne herezje, być może rozpowszechniane w okresie wyborczym jako prowokacja, a nawet zachęta do rozruchów. Dowiemy się zatem, że zdaniem 65 proc. Polaków niezadowolenie niektórych grup społecznych może przekształcić się w masowy ruch protestu, że 61 proc. Polaków uważa, iż w sytuacji, jaka panuje w naszym kraju, podejmowanie akcji strajkowych jest słuszne oraz to, że gotowość poparcia masowych protestów deklaruje 45 proc. Polaków.
    http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/236776-zloty-okres-dla-polski-ponad-polowa-polakow-przyznaje-masowy-protest-bylby-uzasadniony
    Ponieważ oficjalna wykładnia partyjna mówi, że nie wolno odwoływać się do żywiołowych reakcji elektoratu, a ludzie są zastraszeni, otumanieni i niezdolni do działania – ten „sondaż” nie może być ani słuszny ani przydatny.

    Pozdrawiam serdecznie


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a propos bardzo niezaleznych pań Redaktor
      Genialne zdjęcie pani Lichockiej

      https://twitter.com/nurni11/status/574684024599416832

      Usuń
  5. JASNE!

    Słuszne i miarodajne są jedynie sondaże wpisujące się w AKTUALNĄ wykładnię partii opozycyjnej. Pozostałe są natychmiast odrzucane, żeby nic nie zakłócało "radosnej i pokojowej = sympatycznej" kampanii. Nastrojów "buntowniczych" się naturalnie nie zauważa, bo jeszcze by, nie daj Boże, elektorat wyległ na drogi i ulice, psując szyki sztabowi wyborczemu.

    Ale nad analizą TPPR-u radziłabym się jednak zastanowić, ponieważ, jak wspomniałam, uważam ją za zdecydowanie trafną i w 100% wiarygodną. ONI sami siebie przecież by nie oszukiwali, a już w ogóle niewyobrażalne byłoby oszukiwanie "radzieckich" prawda? :)

    To tak, jak z rzekomymi "fałszerstwami" esbeków, którzy mieli wpisywać do swych rejestrów - jako TW, KO i co tam jeszcze -, całe rzesze martwych dusz, albo (z zemsty, czy "przez pomyłkę") - rzesze zupełnie niewinnych ofiar! Jakbyśmy nie wiedzieli, że kopie (a może oryginały?) akt wędrowały równocześnie na Łubiankę, a tych oszukiwać nikt by się nie poważył!

    O zmieniających się poglądach i ocenach, (w zależności od wytycznych z centrali), państwa dziennikarstwa, proszę mi nawet nie wspominać, bo to są standardy. Zresztą jedynie słuszne i właściwe. A ci, którzy to widzą i ośmielają się wypominać - to odstępcy, defektyści, źle życzący PiS-owi i Polsce. No!


    Pozdrawiam Pana raz jeszcze i cieszę się, że to się jednak ukazało w GP, choć podejrzewam, że gdyby Pan dodał choć jedno zdanie o "strategii opozycji" - już by to (na fali euforii wyborczej) - nie przeszło! :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak powinna postępować opozycja jest napisane tu:

    http://www.jimcollins.com/tools/discussion-guide.html

    Sztab Andrzeja Dudy, otoczenie Jarosława Kaczyńskiego nie słyszało chyba dotąd jednak o "core values", "20 Mile March" lub o paradoksie Stockdale'a. A szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przemek łośko,

      Gdy obserwuję przebieg tej kampanii oraz wypowiedzi kandydata i członków jego sztabu, mam nieodparte wrażenie deja vu. I nie jest to złudzenie pamięciowe, bo dokładnie ten sam scenariusz oglądaliśmy w roku 2010.
      Gdy skończy się ta farsa, przyjdzie czas na (zbyt późne) otrzeźwienie.

      Usuń
    2. W tym kontekście odbieram "zaniepokojenie" wyrażane przez TVN i TVP o los Komorowskiego w II turze. Wydaje mi sie ono "generowane" po to, aby nadać tym wyborom pozór realności. Skoro w wyborach samorządowych oddano 5 milionów "nieważnych" głosów, to w prezydenckich mozna będzie oddać ich 5 i więcej.

      1 lipca wchodzi w życie nowelizacja kodeksu karnego, w ramach której przemycany jest "kodeks psychuszkowy". Niepokorni szybko okażą się "uzależnieni", być może nawet dożywotnia "terapia" będzie bezradna wobec formy i treści "zdiagnozowanych uzależnień".

      Nie mam wątpliwości, już nie mam najmniejszych, że dopiero wojna i rewolucja dadzą szansę (ale nie gwarancję) zmiany tego nieprawego, niesprawiedliwego systemu. Potwór Pana Cogito jest naszą rzeczywistością, a rządzą - na każdym wyższym szczeblu - Szmaciaki. I dyfundują w dół.

      Usuń
    3. przemek łośko,

      Trafnie Pan zauważył, że najważniejszą gwarancje wygranej BK dają sfałszowane wybory samorządowe. Były one podwójnym testem - możliwości techniczno-organizacyjnych fałszerstwa oraz reakcji opozycji i jej elektoratu.
      Oba teksty wypadły nad podziw pozytywnie. Zdołano dokonać fałszerstw na ogromną skalę, nie ponosząc przy tym najmniejszych strat i odpowiedzialności. Brak reakcji opozycji i wygaszenie przez nią zarzewia buntu społecznego dało zaś reżimowi pewność, że ze strony partii pana Kaczyńskiego nie grozi żadna kontrakcja. Warto zauważyć, że o tym fałszerstwie wspomina się dziś wyłącznie w blogosferze. Temat jest nieobecny w wypowiedziach polityków PiS, zaś w tzw. wolnych mediach obowiązuje narracja o "zafałszowaniu".
      Nietrudno zrozumieć, że skoro opozycja pozwoliła na tak spektakularną, brutalną ingerencje w wynik wyborów samorządowych, nie podejmie realnych działań po porażce w wyborach prezydenckich. Tym bardziej, gdy porażka ta zostanie uprawdopodobniona drugą turą lub zwycięstwem Komorowskiego w stosunku 52:48.

      Usuń
    4. Panie Aleksandrze,

      O fałszowaniu wyborów wspomina jedynie min. Antoni Macierewicz np. tutaj:

      http://niezalezna.pl/64280-skandaliczna-decyzja-sadu
      http://www.radiomaryja.pl/multimedia/glos-polski-pos-antoni-macierewicz-14/

      Ale niestety wygląda na to, że to głos wołającego na puszczy.

      Dzisiaj min. Macierewicz zamieścił też ciekawy wpis nt. usunięcia z rezolucji PE wniosku o umiędzynarodowienie śledztwa smoleńskiego

      http://niezalezna.pl/65048-polscy-ludzie-putina

      Idealnie potwierdza to o czym pisał Pan niedawno na tt:

      "Śmiertelnym zagrożeniem dla Polski nie są ruskie tanki i bomby,lecz ludzie obecnego reżimu-zakładnicy zbrodni smoleńskiej i rzecznicy Putina"

      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Panie Aleksandrze!

    A ilu Polaków potrafi ocenić zagrożenie płynące ze strony "Prezydęta"?
    Bardzo niewielu: są to ludzie, którzy mieli tę wątpliwą przyjemność poznać go osobiście (jak piszący te słowa) i przekonać się o jego "walorach", są to ludzie, którzy dzięki niemu ponieśli wymierne straty materialne czy psychiczne (vide Wojtek Sumliński, choć i ja się do nich mogę zaliczyć), wreszcie są to ludzie o przenikliwych umysłach, którzy - nawet nie znając Komorowskiego - potrafią trafnie ocenić zagrożenie, jakie jego rządy niosą.

    I to wszystko, to garstka ludzi! Dla reszty rodaków, zwłaszcza POlaków, pozostaje on rubasznym, niezbyt lotnym i popełniającym ciągle gafy sympatycznym leśnym dziadkiem, którego wypowiedzi jako żywo przypominają kazania wiejskiego proboszcza (z całym szacunkiem dla tego ostatniego).

    Boję się zatem, że druga kadencja - tym bardziej wobec nieudacznictwa kamaryli Kaczyńskiego - jest nam zagwarantowana!
    Zapowiadana zaś na koniec kwietnia książka Sumlińskiego o lokatorze Belwederu i jego związkach z WSI może się w ogóle nie ukazać (zwłaszcza, jeśli niesie takie rewelacje, jak to zapowiada Autor), a jeśli nawet się ukaże, to zostanie programowo przemilczana.

    No, chyba że Opatrzność straci cierpliwość, co daj Boże!

    Pozdrawiam

    dr Krzysztof Borowiak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysztof Borowiak,

      Szanowny Panie,

      Od początku tej prezydentury "temat Komorowskiego" stanowił pewne tabu w przestrzeni "wolnych mediów". Mogę potwierdzić, że pisanie o poczynaniach lokatora Belwederu, było rzeczą niełatwą i związaną z wieloma utrudnieniami.
      Grupa wpływowych "niezależnych" żurnalistów przekonywała nas (a wielu czyni to do dziś), że Komorowski jest zaledwie wykonawcą poleceń Tuska, że nie dysponuje realną władzą i spełnia rolę zabawnego, ofermowatego "strażnika żyrandola".
      Na ile, było to wynikiem błędu w ocenie rzeczywistości, na ile zaś świadomym jej fałszowaniem - nie chcę rozstrzygać.
      Dość zauważyć, że obecna kampania prezydencka została oparta na tym właśnie, fałszywym wizerunku i jest prowadzona według najgorszego scenariusza.

      Ma Pan oczywiście rację pytając - ilu Polaków potrafi ocenić zagrożenie ze strony BK i wskazując na nieliczną grupę. Ta grupa (co trzeba podkreślić), jest nadal izolowana lub spychana na margines.
      Dlatego warto sobie uświadomić, że obecna kampania nie może być skuteczna i nie może zagrozić pozycji Komorowskiego. Nie tylko dlatego, że przez pięć lat zaniedbano obowiązek informowania o rzeczywistych "dokonaniach" tego pana i nadrobienie tej zaległości nie jest możliwe w czasie kilku miesięcy, ale z tej przyczyny, że dzisiejszy przekaz jest zbyt powierzchowny, jednokierunkowy i skoncentrowany na tematach drugo, a nawet trzeciorzędnych.
      Próby ośmieszenia lokatora Belwederu muszą okazać się nieskuteczne, bo ta kategoria kompromitacji nie obowiązuje w społeczeństwie akceptującym rządy największych miernot i głupców. Gdyby mądrość, wiedza lub kompetencje stanowiły dla Polaków istotne wartości, jakże od ośmiu lat mogliby wybierać tandem PO-PSL?
      Konstruując obecną kampanię całkowicie zignorowano doświadczenia ostatnich lat i odrzucono wiedzę o preferencjach naszego społeczeństwa.
      Najgorsze jednak, że w tej kampanii zrezygnowano z sięgnięcia po broń niezwykle skuteczną i efektywną.
      Agresja na Ukrainę i związany z nią wzrost nastrojów antyrosyjskich oraz zaszczepiany Polakom lęk przed "ruską siłą", nakazywałby sięgnięcie po argumenty z najwyższej półki i wykazanie, że obecność u władzy "przyjaciół Moskwy" stanowi dla nas śmiertelne zagrożenie. To oznacza, że zamiast "śmieszyć" Komorowskim należałoby nim przestraszyć Polaków, bo ta wizja jest znacznie bliższa rzeczywistości i (stosunkowo) łatwa do przekazania.
      Ponieważ tego nie uczyniono i nie ma szans naprawienia błędu, pozostaje nam (wyrażona przez Pana) wiara w Opatrzność.

      Pozdrawiam


      Usuń
    2. Pozwolę sobie zamieścić link do Pańskiej strony internetowej - http://krzysztof.borowiak.pl/mon.html bo zawarte tam treści znakomicie powiększają wiedzę o Bronisławie Komorowskim - ministrze obrony narodowej.
      Wskazując w swoim tekście m.in. na storpedowanie reformy szkolnictwa wojskowego, miałem w pamięci Pańskie działania na stanowisku Dyrektora Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON i ówczesną kontrakcję Komorowskiego.

      Usuń
    3. Oczywiście po to na mej stronie opisałem swą historię w MON, aby potomni wiedzieli "who is who" - pytanie, czy zechcą z tej wiedzy skorzystać...
      My mamy obowiązek trwać i dawać świadectwo.

      Pozdrawiam

      KB

      Usuń
  8. 1.
    Strategia PiSu jest oparta na sentencjach kucyka Pony albo lalki Barbie: Jeśli czegoś bardzo chcesz to musisz w to uwierzyć a na pewno się spełni.
    Panie Aleksandrze, proszę uwierzyć, że w drugiej turze słupek naszego kandydata wygenerowany przez komputer będzie wyższy od słupka komorry. I zakrzyknąć: Zwyciężymy!

    A tak poważnie to czy oni myślą, że zdobędą władzę wchodząc kuchennymi drzwiami?

    Ks. Popiełuszko i Jan Paweł II byli duchowymi przewodnikami narodu. Czy oni wyśmiewali PRL? Stanowili śmiertelne zagrożenie dla systemu kłamstwa bo przekazywali narodowi kodeks wartości oparty na prawdzie a nie mrzonkach i budzili w ludziach odwagę. Obecnie nie ma w Polsce takich przewodników.
    Owszem można też wyśmiewać kłamców i zdrajców ale tyle co splunąć.

    2.
    Dla mnie jest bardzo prawdopodobne, że w PiSie jest jeszcze wysoko kilku Bolków i oni wcale nie chcą zdobyć władzy. A jeśli już to do władzy może zostać dopuszczony właśnie tylko któryś z Bolków.
    Kiedyś kilku komentatorów wyraziło też moje obawy:
    Piotr B.:działania PiS-u wyglądają na pozorowane, zawsze krok za przeciwnikiem.

    Mariusz Molik : Nie uważam by wszystkie zachowania opozycji trzeba by tłumaczyć "dworskością" czy dosyć ubogimi horyzontami. Ja w tych zaniechaniach, błędach czy jak to nazwać - widzę i pewną logikę.


    Nie chcę odsądzać Pani red. Lichockiej od czci i wiary ale czuję się trochę „targetem” dla ludzi, że tak powiem, robiących w opozycji. Ta opozycja nie jest antysytemowa i nawet nie ma takich ambicji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marcin Ís,

      Od wyborów z 2010 roku opozycja ma jeden, "niezawodny" sposób na zwycięstwo - wiarę, że można wygrać. Ma ona mobilizować elektorat i niwelować wszelkie wątpliwości. Mógłbym wskazać szereg wypowiedzi polityków PiS i żurnalistów "wolnych" mediów z lat 2010-2014, które odwołują się do tej wartości i są niemal identyczne z obecnym przekazem.
      Ja zaś wolałbym, by zamiast tej czczej wiary sięgnięto wreszcie po wiedzę. Po pierwsze - o przyczynach dotychczasowych klęsk, po drugie - o mechanizmach rządzących III RP. Wydawało się, że doświadczenia związane z ubiegłorocznymi wyborami wymuszą taką refleksję, położą kres mitologii demokracji i otrzeźwią ludzi ogarniętych manią "sondaży" i cudownych "koncepcji wyborczych".
      Niestety, nie wymusiły. Również dlatego, że zabrakło mądrości i odwagi po stronie zwolenników opozycji.
      Napisałem niedawno, że taka postawa świadczy o obojętności, głupocie lub skrajnym infantylizmie i przypomniałem myśl mistrza Henryka Elzenberga, który napisał kiedyś, że surowość jest wyrazem szacunku, wyrozumiałość zaś - lekceważenia.
      Tej postawy surowości bardzo nam brakuje i póki panuje bezmyślna akceptacja dla wszystkiego co robi opozycja i związane z nią media, póty pozostaje nam atrapa wiary zamiast oręża rozumu.

      Pozdrawiam

      Usuń
  9. Panie Aleksandrze
    Pańskie pytania wróciły na tapetę...;)
    http://kontrowersje.net/w_demokracji_nie_ma_wi_tych_kr_w_pytania_do_kandydata_bronis_awa_komorowskiego_cz_i_50_pyta

    Skromnie bo skromnie na razie ale zapewne będą kolportowane...
    Szkoda, że opozycja nie zechce ich zadać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tomasz Ptak,

      Przyznam, że gdyby zależało to ode mnie, zastanawiałbym się nad sensem kolportowania tych pytań. I całą pewnością nie na blogu należącym do blogera o ps."matka kurka", którego teksty i zachowania z lat ubiegłych doskonale pamiętam.
      Rozumiem dobre intencje osób, które sięgają dziś do tych 50 pytań, ale mam też świadomość, że po pięciu latach milczenia na temat BK, ich treść jest nieczytelna dla większości odbiorców. To, co w roku 2010 mogło mieć wartość informacyjną i (w domyśle) miało stanowić podstawową bazę wiedzy na temat BK, teraz nie wydaje się spełniać tej funkcji.
      PiS nie zadał tych pytań w roku 2010 i nie zada ich obecnie. Nie zada także pytań dotyczących ostatnich pięciu lat, a związanych z aktywnością Komorowskiego w obszarze relacji polsko-rosyjskich i spraw obronności. I choć bez problemu można sformułować co najmniej kilkadziesiąt takich kwestii, również one byłyby skazane na byt kilkudniowych, internetowych sensacji.

      Usuń
    2. Panie Aleksandrze,

      Czy jako potencjalny wyborca PiS-u powinienem doszukiwać się jakiegoś drugiego w zachowaniu tej partii w ostatnich latach? Nie chcę powtarzać oczywistych faktów, ale...: ciągłe uprawianie "mitologii demokracji", tłumienie wszelkich objawów niezadowolenia wyborców i potencjalnych strajków. Ostatnio oglądając w TV Trwam rozmowę p. Mariusza Błaszczaka z ojcem prowadzącym kląłem pod nosem - ani słowa o fałszowaniu wyborów, "tą władzę można zmienić" (oczywiście za pomocą kartki wyborczej), nawoływanie do głosowania w tegorocznych wyborach. sondaże itp. Jako czytelnik Pańskiego bloga jestem już wyczulony na tego typu teksty.

      Przytoczę również trzy fakty, które pierwsze przychodzą mi do głowy:
      - zablokowana lustracja za rządów PiS
      - Andrzej Kryże, syn Romana Kryże, sędzia, sekretarz stanu i podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości za rządów K. Marcinkiewicza i J. Kaczyńskiego
      - Ryszard Czarnecki, zięć Mirosława Hermaszewskiego, członka WRON

      Zastanawiam się, co sprawiło, że PiS działa tak asekurancko? Co robią tacy ludzie w szeregach PiS, na takich stanowiskach? Odnoszę wrażenie, że istnieje jakaś wyraźna blokada (wcześniej jej nie zauważałem), a z drugiej strony nie wydaje mi się, by była to zwyczajnie "zasługa" złych doradców/agentów. Jarosław Kaczyński ma przecież swój rozum, a i w jego wypowiedziach brak odwagi. I powtórzę z początku mojego wpisu - czy trzeba się doszukiwać jakiegoś drugiego dna w takiej postawie głównej partii opozycyjnej? Być może nie istnieje prosta odpowiedź, ale mimo wszystko prosiłbym o odniesienie się do moich rozterek.

      Pozdrawiam serdecznie Autora i Czytelników

      Usuń
    3. Piotr B.

      Rzeczywiście, nie istnieje prosta odpowiedź, a przynajmniej ja nie potrafiłbym takiej udzielić. Rozumiem, że pod określenie „drugie dno” ma Pan na myśli sytuację, w której PiS, w sposób świadomy i celowy nie zamierza wygrać żadnych wyborów i w realiach III RP spełnia rolę koncesjonowanej (fałszywej) opozycji.
      Nie mogę powiedzieć, bym był zaskoczony takim stawianiem tematu i przypomnę, że w ubiegłych miesiącach wielokrotnie określałem rolę PiS-u jako opozycji groteskowej i systemowej (działającej wyłącznie w ramach systemu).
      Za tezą wyrażoną w Pana pytaniu przemawia szereg czynników, ale za najpoważniejszy uznałbym okoliczność, iż partia pana Kaczyńskiego popełnia systematycznie te same błędy i popełnia je w takich samych okolicznościach. Musi więc pojawić się pytanie – czy sytuacje zaistniałe w latach 2010-2015 (by skupić się tylko na okresie posmoleńskim) wolno analizować wyłącznie w kategoriach fatalnych pomyłek i błędów (a zatem również przypadkowości), czy też należy dopatrywać się celowych, zamierzonych działań?
      Dla uważnych obserwatorów życia publicznego jest oczywiste, że (co najmniej) od roku 2010 partia Jarosława Kaczyńskiego nie stworzyła sytuacji, która mogłaby zagrozić reżimowi, nie przeprowadziła ani jednej efektywnej kampanii politycznej, nie odebrała skrawka władzy i nie wykreowała wydarzeń, które uderzałyby w grupę rządzącą. Jednym pozytywnym przykładem jest zespół parlamentarny ds. zbadania przyczyn tragedii smoleńskiej, przy czym efekty jego pracy są przede wszystkim osobistą zasługą ministra Macierewicza i zebranej przezeń grupy ekspertów i współpracowników.
      Chcąc rzetelnie odpowiedzieć na powyższe pytanie, należałoby dokonać drobiazgowej analizy zachowania członków tej partii, zbadać źródła poszczególnych decyzji, odkryć mechanizmy istotne dla strategii wyborczej. Tego oczywiście nie mogę zrobić w odpowiedzi na komentarz, ale nawet pobieżna refleksja ujawnia dwie, wielce charakterystyczne rzeczy: po pierwsze, iż członkowie sztabów wyborczych (2010 i 2011) odchodzili z PiS po przegranych wyborach, tworzyli nowe formacje lub znajdowali miejsce w szeregach przeciwnika. Po drugie, że w czasie ostatnich pięciu lat nie dokonano (choćby symbolicznego) rozliczenia błędnych kampanii, nie określono przyczyn porażek i nie wypracowano wniosków na przyszłość. Jak to możliwe – chciałoby się zakrzyknąć, w przypadku formacji, która grzeje ławy opozycyjne już drugą kadencję i przegrała wszystkie wybory od 2007 roku? Kto za to odpowiada?
      Odpowiedź wydaje się oczywista – to sfera osobistej odpowiedzialności prezesa Kaczyńskiego, sfera błędnych decyzji personalnych i chybionych wyborów. A skoro to odpowiedzialność prezesa, czy on sam jest przyczyną porażek i „głównym hamulcowym” środowiska opozycji? Tu odpowiedziałbym przecząco i wbrew partyjnej narracji uznał, że prezes PiS nie jest tytanicznym i nieomylnym mężem stanu, jakiego przedstawia się nam w tzw. wolnych mediach, lecz człowiekiem ulegającym rozmaitym wpływom, podatnym na słabości, sugestie lub wewnętrzne inspiracje. Ma też prawo ( i to jest czynnik oczywisty, ludzki) być człowiekiem zmęczonym i naznaczonym cierpieniem. Obraz nieomylności i monolitu zbyt mocno kontrastuje się z faktami, by nie wolno go było podważać. Uważam, że utrwalanie tego spiżowego wizerunku nie leży w interesie opozycji, a tym bardziej nie powinno być praktykowane wobec wyborców. Choćby dlatego, by nie pojawiały się pytania o fałszywą opozycję i jej celowe działania.

      cdn.

      Usuń
    4. Piotr B,

      cd.

      W tym momencie docieramy do kolejnego mitu, a mianowicie przeświadczenia, że wszyscy politycy PiS to ludzie bezwzględnie uczciwi, prawi i praktykujący wysokie standardy moralne i etyczne. To oczywiście nieprawda, o czym można się przekonać pamiętając listę rozlicznych uciekinierów, renegatów czy zdrajców.
      Politycy PiS wykazują często tchórzliwość, małostkowość czy koniunkturalizm, są słabo dysponowani intelektualnie, podatni na manipulacje i dezinformacje. Jeszcze gorzej bywa w ogniwach regionalnych, a zasady wyznawane przez niektórych działaczy PiS w niczym nie odróżniają ich od ludzi PO czy SLD. Myślę natomiast, że wśród członków tej partii są ludzie, którzy w sposób szczególny wywierają wpływ na decyzje pana Kaczyńskiego i odgrywają ogromną, a zwykle zakulisową rolę w kształtowaniu tzw. strategii partyjnej. Od lat mówi się o panu Lipińskim czy Brudzińskim, a w ostatnich miesiącach wyjątkowego znaczenia nabiera postać R. Czarneckiego. Nie można też zapominać o rozmaitych relacjach finansowych (tu sen. Bierecki) oraz wpływie grupy określanej mianem „zaufanych”.
      Przyznaję, że gdybym miał potwierdzać wiarygodność takich osób – nawet w kategoriach politycznych, nie postawiłbym złotówki. To jednak nie mój problem.
      Obawiam się natomiast, że od wielu lat o przebiegu kampanii wyborczych nie decyduje cudowna strategia Kaczyńskiego (choć to on ponosi odpowiedzialność), ale ci, których darzy zaufaniem i względami. O silnej pozycji tych osób świadczy fakt, że nigdy nie widziano i nie słyszano o rozliczeniu przegranych wyborów. Tak będzie również tym razem.
      Sądzę, że póki podobne persony będą miały znaczenie w PiS-ie, możemy zapomnieć o wygranych wyborach. Ilu z tych ludzi jest „kretami”, ilu działa we własnym interesie, ilu zaś wykazuje pospolitą głupotę – nie zamierzam rozstrzygać. I tak kiedyś się dowiemy.
      Gdym więc miał odpowiedzieć na Pańskie pytanie o „drugie dno”, wskazałbym raczej sferę relacji wewnątrzpartyjnych, zastanowił się nad różnymi zależnościami, ale także nad pewną ułomnością pana Kaczyńskiego w podejmowaniu decyzji personalnych. Pisałem kiedyś, że długi poczet polityków – od Marcinkiewicza i Sikorskiego, po Wiplera czy Kamińskiego, jasno dowodzi, że w tym zakresie prezes PiS ma ogromne problemy.
      Trzeba natomiast powiedzieć o tym, co zdecydowanie przemawia przeciwko tezie o fałszywej, koncesjonowanej opozycji i traktowaniu całej formacji, jako tworu służącego kanalizowaniu nastrojów społecznych.
      To przede wszystkim zamach smoleński i śmierć kilkudziesięciu osób związanych z partią Jarosława Kaczyńskiego. To niezwykle agresywna, totalna kampania nienawiści rozpętana przeciwko prezydentowi Kaczyńskiemu i jego bratu. To nieskrywana nienawiść, z jaką reżim III RP traktuje ludzi PiS-u oraz kampania wzniecania lęku w perspektywie wygranej opozycji.
      Tych czynników nie wolno bagatelizować ani traktować w kategorii gier lub pozorów.

      Pozdrawiam Pana

      Usuń
    5. Szanowny Panie Aleksandrze,

      Bardzo dziękuję za rozwianie moich wątpliwości i tak obszerną odpowiedź. Niejako na usprawiedliwienie chciałbym tylko dodać, że pamiętam o przemyśle pogardy wobec braci Kaczyńskich, posiadam dwie publikacje książkowe na ten temat - moje wątpliwości nasiliły się w ostatnim czasie, również pod wpływem Pańskich artykułów. Wcześniej aż takiego asekuranctwa w działaniach PiS-u nie widziałem, i ta "blokada" (od pewnego czasu bardzo wyraźna) wydała mi się podejrzana.

      Domyślam się, że ludzi mających podobne wątpliwości jest znacznie więcej, stąd też jeszcze raz dziękuję za rozjaśnienie tych okoliczności. Będę polecać tę odpowiedź znajomym (blog oczywiście również).

      Nurtuje mnie jeszcze jedna kwestia związana z Pana szerszym poglądem na temat Ruchu Narodowego. Chciałbym jedynie zauważyć, że spora część ludzi głosujących dotychczas na partię Jarosława Kaczyńskiego deklaruje oddanie swoich głosów na RN. Ja się przed tym wzbraniam, ale nawet znajomi czytelnicy Pańskiego bloga są w gronie tych osób. To jest kwestia, którą chciałbym, by Pan kiedyś (kiedykolwiek) szerzej poruszył, coś na wzór publikacji "NOWY EKRAN - STARE METODY". Wiem, że nie jest to sprawa wagi państwowej, ale myślę, że ten twór skutecznie odciąga od PiS część wyborców. Ale w sumie, czy to Pański problem? Wiem, że nie i zrozumiem, jeśli nie zechce Pan tracić czasu na tak marginalne kwestie.

      Z góry dziękuję, jeśli kiedykolwiek napisałby Pan coś na ten temat.

      Pozdrawiam serdecznie szanownego Autora

      Usuń
    6. Piotr B,

      To naturalne, że przed każdymi wyborami pojawiają się tzw. trzecie siły i dążą one do przyciągnięcia elektoratu opozycji. W realiach III RP znamy ten model od czasu Tymińskiego i był on kontynuowany poprzez projekt Samoobrony, partii JKM czy różnych "Ekranów".
      Zawsze więc będą istniały "alternatywy" przyciągające nieświadomych i zagubionych wyborców. Dziś staje się to szczególnie ułatwione, bo miałka retoryka PiS-u skutecznie oddala od niego wyborców o poglądach radykalnych. Dawno temu pisałem, że partia pana Kaczyńskiego robi bardzo wiele, by ludzie młodzi zostali przekonani, że "wszyscy oni jednakowi".
      Nie przewiduję, bym w okresie przedwyborczym miał o tym napisać.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  10. Napisał Pan, że Targalski głosi tezę dokładnie taką jaką życzą sobie Rosjanie, o powrocie Putina. Czemu ? Jak rozumiem Targalski jest zdania, że każde zbliżenie na linii RU - EU czy USA, odbędzie się kosztem europy środkowej w tym Polski. Suma potencjałów faktycznie wówczas wskazuje, że kraje te nie będą miały nic do powiedzenia. Warunkami takiego zbliżenia jest usunięcie Putina. Stąd wniosek, że aby do tego zbliżenia nie doszło, Putin musi trwać. Nie zgadza się pan z tym ? Czemu ?

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzień dobry. Odnośnie "bezpieczeństwa": słusznie pani @UD przypomniała skład CP-RDiP,przypomnę więc inną grupę w odniesieniu do reklamowania tzw. Grupy Wyszehradzkiej: -19.01.2012r Harmoza i Mika podpisują porozumienie o współpracy marketingowej z Przemysłowym Instytutem Telekomunikacji SA (prezes I.Żmudziński,czł. zarz.R.Suchta (obecny skład na http://wwwpitradwar.com); można powiedzieć: jakie "piękne" zawłaszczanie wpływów,-2.06.2012r ta sama organizacja podpisuje porozumienie ze Słowacją (gen.mjr.inż. F.Blana'rik i 21.05.2014r z Czechami (gen.mjr.inż.J.S^ibu); i znów można powiedzieć: jaka aktywność kontaktów "byłych emerytów" z klubu czerwonych jenerałów.[źródło: http://www.klubgeneralow/wspolpraca],-pełną współpracę "różnych" widać także w dialogu (umownie cofając się do okresu od 31.31.2014r w górę) na stronie twitter.com/ boguslawpacek "w stanie spoczynku",dlatego,z całym uznaniem w opisanym przez Autora epizodzie w aferze marszałkowej pana prof.R.Szeremietiewa,trudno zaakceptować "wallenrodyzm" za granty z ręki komorry. PS: Właśnie przeczytałem http://www.niezalezna.pl/65085-wypijmy-za-zdrowie-putina. Na pierwszy rzut oka tytuł ściąga skojarzenia z piciem wódy przy magdalenkowym stole koncesjonowanych ze zbrodniarzami,powtórzone w szampańskim toaście z okazji wygranej komorry przez Dukaczewskiego.Jednak to nie to wyłącznie budzi zgrozę,a inne dwie sprawy: 1) próba podłączenia się pod słuszny moim zdaniem antyglobalizm za pośrednictwem...akceptacji płk.KGB/FSB Putina /reżimu terrorystów państwowych putlerlandu,2) grożna niekonsekwencja zawarta we fragmencie "nawet rząd suwerennej Polski nie będzie miał pola manewru" : najpierw więc nawołuje się do "wyborów",tworzenia organizacji kontroli wyborów i to w liczbie mnogiej,by za chwilę detonować kapitulanctwo/spadochroniarstwo/wycofanie "na z góry upatrzone pozycje" zwycięstwa BK (wysokopłatne/wysokonakładowe) "nawet rządu suwerennej Polski". Podobne głupoty wygaduje się zresztą przy okazji rozwodzenia się w nieskończoność nad medialnymi wrzutami rządzących z serii "Madzi z Sosnowca"(mówiąc wprost-to ściema),przy których powielanie nieskutecznych "aniołków" (w słitfociach) jest zaledwie śmiesznym dodatkiem do udawania nierozpoznania służbowych gier wyborczych komorry. Pozdrowienia dla wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wsojtek,

      Skoro poruszył Pan temat tekstu pana Targalskiego, odsyłam do odpowiedzi udzielonej panu Tomaszowi Kępas. Myślę, że warto było poświęcić więcej czasu tezom zawartym w tym tekście, bo wydają się on reprezentatywne dla pewnej grupy "niezależnych" publicystów. Trafnie tę cechę nazwał pan Krzysztof Wyszkowski, gdy komentując mój tweet napisał o "gonieniu w piętkę".
      Ja dodałbym, że to "gonienie" jest możliwe tylko dlatego iż czytelnicy uciekają od samodzielnej refleksji i w odniesieniu do tekstów i działań owych publicystów wykazują pamięć godną złotej rybki.

      Pozdrawiam Pana

      Usuń
    2. Fragment wywiadu pana C.Krysztopy z dr J.Targalskim ze stycznia 2014r: CK: Po co wracać do przeszłości? Nie lepiej wybrać przyszłość? JT: Nie ma przyszłości bez przeszłości,chyba,że chcemy zmienić tożsamość.Wtedy jednak musimy wybrać przeszłość kogoś innego,np. bolszewików.Jak już napisał Orwell:"Kto kontroluje przeszłość ,ten ma władzę nad przyszłością",czyli O PRZYSZŁOŚCI DECYDUJE PRAWDA LUB KŁAMSTWO O PRZESZŁOŚCI. [źródło: strona WZZW,artykuł pt. 'Jeżeli się będzie opłacało nas zlikwidować to taka decyzja zapadnie',podkreślenie własne]. Dlatego uważam za duży błąd sugerowanie nagłej amnezji dotyczącej prawdy o przeszłości płk.KGB/FSB Putina ,stanowiącej zresztą zaprzeczenie jego wcześniejszych słów choćby z cytowanego fragmentu tego wywiadu. Wywiad ten ukazał się w czasie zbliżonym do wydania książki 'Resortowe dzieci-media',pożytecznej książki (choć prof.JRN i jego 'Czerwone dynastie' były poniekąd pierwsze).Obecnie w okolicy czerwca br. mają się ukazać kolejne części o resortowcach- po co więc antyreklama w postaci tego rodzaju proputinowskich sugestii? Zresztą mam zapisane różne inne starsze teksty pana dr JT (np. ten o gazpromowych kleszczach czy o pasożycie,który nie może żyć bez żywiciela), prezentujące zgoła odmienne stanowisko wobec putlerlandu ,niż ten ostatni jego ukłon w stronę płk.KGB/FSB Putina i w stronę proputinowskich organizacji "sojuzników rodzimych".Ma Pan rację: to jak zjadanie swojego ogona, makiawelizm przeciw prawdzie,całkiem jak komorowszczyzna. PS1: Tylko dwóch Autorów cenię "w ciemno",bo nie klękają przed zaprzaństwem: A.S. i W.S.;są constans. Także ich Zwolenników. PS2: A do ronina niech zamówią shoguna; to i to "jaPOńskie",więc będzie "na czasie". Pozdrowienia.

      Usuń
  12. Panie Aleksandrze,

    Sztab kandydata Komorowskiego dzieci z przedszkola na ulice zapędza, sterroryzowani/zblatowani burmistrzowie alarmowymi SMS-ami na wypadek klęsk żywiołowych - nomen-omen "frekwencję" na spotkania zabezpieczają, protestującym ludziom - jak za najczarniejszej komuny - esbeccy ochroniarze kleją usta taśmą, - a w sztabie kandydata Dudy nadal radosna atmosfera "pokonywania śmiechem".

    Ktoś miał "super-pomysła" i wie Pan co zrobili?
    Muzeum Zgody im. Bronisława Komorowskiego otworzyli.
    Z eksponatami typu "ciupaga", itp. Ze śmiechu można dosłownie pęc!
    Najlepiej, jak zwykle, bawią się sztabowcy.

    Deja vu jak w pysk strzelił!

    Ciekawe tylko za kogo się na koniec poprzebierają nowe kluzice, poncyle i migale? Dzieci-kwiaty + PIS & LOVE już były, to może teraz delie, żupany, kontusze i "mociumpanie z nami zgoda"?

    A Putin*** siedzi i zawija w te sreberka...


    Pozdrawiam i przepraszam za swój komentarz, ale humor mam ostatnio wisielczy.

    ____________________________________________________________

    ***którego powrotu jak jarmużu bedłki wyczekuje wyklęty-powstań-ludu-ziemi oraz pan redaktor Targalski z płk. Polko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Urszulo,

      Cóż mogę powiedzieć? Niech się bawią. Szkoda tego zapału, nadziei, pieniędzy.
      Nie próbuję nawet komentować tej hucpy, bo nie tylko nie znalazłoby to cienia zrozumienia wśród wyborców PiS, ale w żaden sposób nie wpłynie na zmianę "słusznej koncepcji".
      Jest dla mnie oczywiste, że po przegranych wyborach, zwolennicy PiS prędzej zlinczują Ściosa za "sianie defetyzmu" niż rozliczą polityków opozycji i luminarzy "wolnych mediów".

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń


    2. Eee, tak źle to nie będzie! Nie damy Pana tknąć. :)

      Inna sprawa, że przykro patrzeć jak z porządnych ludzi, zdawało się, że posługujących się własnym, a nie zbiorowym rozumem, robią się jakieś... antylemingi.

      A antyleming - też leming, różnica taka, że skoczy w przepaść z drugiej strony.

      Zresztą, czym my się martwimy? Za pięć lat podobno ma zabraknąć miejsca na twardych dyskach, a wtedy wszystko i tak p...adnie na amen. (Redaktor naczelny Terlikowski wieszczy dziś nawet na politycznym portalu TVR, ze to będzie jeszcze wcześniej - powołuje się przy tym na św. Faustynę i mateczkę Kowalską).

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  13. Tomasz Kępas,

    Zwracając uwagę na tt na tekst pana Targalskiego - Wypijmy za zdrowie Putina - http://niezalezna.pl/65085-wypijmy-za-zdrowie-putina, obszedłem się z nim bardzo łagodnie, bo gdybym miał otwarcie napisać, co sądzę o tezie, iż „koniec Putina dla Polski oznacza katastrofę”, pewnie szacowny autor z niezależnej mocno by się na mnie obraził. Ilość błędnych ocen zawartych w tak krótkim tekście przekracza bowiem miarę zwykłej kompromitacji.
    Chętnie Panu wyjaśnię, dlaczego tezy tego artykułu uważam za błędne, a nadto, zgodne z intencjami Kremla.
    Po pierwsze, autor zdaje się nie brać pod uwagę dwóch, istotnych faktów. Do resetu z Moskwą doszło w czasie prezydentury Putina i Obamy (nie przeszkodziła w tym napaść na Gruzję) i to właśnie my- Polacy doświadczyliśmy już najgorszych skutków tej polityki. Mam na myśli zamach smoleński, umowę gazową oraz wieloletni proces zacieśniania „przyjaźni” z państwem Putina, skutkujący m.in. poparciem Zachodu dla reżimu PO-PSL.
    Jeśli pan Targalski śmie twierdzić, że odejście kremlowskiego satrapy mogłoby wywołać skutki jeszcze gorsze, to należałoby zapytać o konkrety. Co gorszego może spotkać Polskę, ponad doświadczenia wynikające z dotychczasowych relacji USA-Rosja i prezydentury Putina? Jakich upokorzeń i strat moglibyśmy doznać? Z tych kilku zdań pana doktora przebija wręcz skrajny dogmatyzm „georealizmu”, bo jak inaczej wytłumaczyć opinię niepopartą żadnym racjonalnym argumentem – „rząd suwerennej Polski nie będzie miał pola manewru”.
    Okoliczności druga dotyczy oceny obecnej sytuacji. Z wizji autora wynika, jakoby ostatni okres rządów Putina spowodował istotne zaostrzenie kursu polityki amerykańskiej, zaś zmiana władzy na Kremu (liberalizacja) miała przyczynić się do powrotu „polityki resetu i miłości Ameryki do Rosji w celu zneutralizowania jej w konflikcie chińskim (USA będą płaciły interesami naszego regionu) ”. Znajduję tu kumulację trzech błędnych tez.
    Wprawdzie w kilku innych tekstach autor wyrażał opinie odmienną i ganił USA za „gadanie zamiast czyny”( http://niezalezna.pl/63652-gadanie-zamiast-czynow), to przyjmijmy, że w ostatnim tekście doszedł do ostatecznej konkluzji. Problem w tym, że jest ona błędna, bo polityka USA i reakcje UE na poczynania Putina w żaden sposób nie pozwalają sądzić, że mamy do czynienia z trwałym procesem zamrożenia relacji Moskwa-reszta świata. Obama trwa w nieutulonym żalu po resecie, czekając chwili, by ponownie uściskać dłoń Putina, zaś politykę eurołajdaków nieodmiennie wytycza linia niemiecka. Gdyby było inaczej, Ukraina mogłaby cieszyć się już pełną wolnością, a Putin został zepchnięty na właściwą mu pozycję regionalnego watażki.
    To przecież Targalski napisał przed kilkoma tygodniami opinię, którą na tym blogu wyraziłem już przed rokiem: „Dzięki naciskowi Niemiec na Ukrainę i obietnicom kolejnych pożyczek dla ukraińskiej oligarchii Rosja zrealizowała wszystkie cele taktyczne na Ukrainie i otworzyła drogę do przywrócenia sowieckiej strefy wpływów oraz wasalizacji Europy.”
    http://niezalezna.pl/64266-niemcy-zandarmem-putina
    A skoro Rosja już „otworzyła drogę” i „zrealizowała cele”, to skąd przeświadczenie, że zmiana władzy na Kremlu wywołałaby powrót do polityki resetu? Wszak polityka ta nigdy nie umarła i znajduje się tylko „w zawieszeniu”. Polacy odczuwają to najboleśniej, bo realne wsparcie Zachodu i USA dla reżimu III RP, jest podyktowane właśnie obawą przed „polską rusofobią” i groźbą pogorszenia stosunków z Moskwą.

    cdn.

    OdpowiedzUsuń
  14. cd.
    Autor tekstu nie bierze również pod uwagę, że za półtora roku zakończy się kadencja najgorszego w dziejach prezydenta USA i istnieją poważne przesłanki, by sądzić, że władzę w Białym Domu przejmą republikanie. Głęboko wątpię, by którykolwiek z kandydatów tej partii mógł powrócić do fatalnej polityki resetu, nawet, gdyby na Kremlu zasiadały gołąbki pokoju.
    Trzeci błąd dotyczy oczywiście oceny relacji Chiny-Rosja, bo pan Targalski najwyraźniej zakłada, że USA mogłyby „rozgrywać” Rosję w konflikcie z Chinami. Tymczasem prawda o relacjach chińsko-rosyjskich zawiera się w niedawnej deklaracji Moskwy, iż jest gotowa oddać Chińczykom dostęp do ponad 50 proc. swoich zasobów ropy i gazu. To bardzo ważna deklaracja, oznaczająca w istocie akt kapitulacji ekonomicznej i politycznego wasalizmu.
    Po cóż zatem USA miałyby zaspokajać roszczenia rosyjskie i „płacić” Chińczykom „interesami naszego regionu”, jeśli Chiny zajmują wyraźną pozycję dominującą w relacjach z Rosją i nie są zagrożone wizją „neutralizowania” państwa Putina?

    Końcowy wniosek pana Targalskiego, jest całkowicie zbieżny z celami inscenizacji „kryzysu putinowskiego”. Jeśli bowiem przyjmiemy, że Putin żyje i ma się całkiem dobrze, a ów medialny „kryzys” ma potęgować wrażenie chaosu i pustki po władcy Kremla, to jest oczywiste, że szczęśliwy powrót kagebisty zostanie przyjęty z zadowoleniem. Przez samych Rosjan (to ważny element gry propagandowej) i przez przywódców „wolnego świata”.
    Profesor Andrzej Nowak zwrócił wczoraj uwagę, iż - „efekt takiego udawanego zejścia ze sceny, jak wycofanie się Iwana Groźnego z Moskwy, które doprowadziło do krwawo stłumionego powstania bojarów, jest już widoczny. Wtedy lud prosił o powrót cara” i napisał - „Już widać, że pewien efekt Putin osiągnie w stosunkach za zagranicą. Cały świat będzie patrzył kiedy wróci Putin, z którym będzie można rozmawiać o odpowiedzialnym zamknięciu kryzysu”
    http://wpolityce.pl/polityka/237109-prof-nowak-chca-nam-wmowic-ze-zawsze-bedziemy-musieli-zyc-pod-wladza-tych-klamcow-i-zlodziei
    Taka byłaby istota obecnej mistyfikacji. Jeśli zatem ktoś twierdzi (nie podając na to żadnych argumentów), że obecność Putina daje gwarancje jakiejś stabilności, zaś jego odejście mogłoby wywołać katastrofalne skutki – całkowicie wpisuje się w narrację Moskwy. Dokładnie o takie myślenie chodzi tym, którzy przygotowali „kryzys putinowski”.
    Dodam tylko, że w mojej ocenie, nie ma i nie będzie na Kremlu postaci groźniejszej i bardziej antypolskiej, jak W.Putin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Aleksandrze,

      Jak Pan skomentowałby wypowiedź Antoniego Macierewicza o "kryzysie putinowskim"?

      http://niezalezna.pl/65105-tylko-u-nas-posel-macierewicz-o-tym-co-oznacza-nieobecnosc-putina-wideo

      P.S. Pozwalam sobie zapożyczyć od Pana to właśnie określenie.

      Usuń
    2. Każdy nowy car to GWARANCJA idiotycznego zachowania elit zachodnich.
      Oziębienie jakie ma dziś miejsce nie wynika z jakiejś refleksji - nie warto przy tej okazji używac słowa analiza - ono jest konsekwencją bezczelności pułkownika Putina.

      Ale nawet rachityczne sankcje w długofalowej perspektywie przyniosą Rosji krach nie mniejszy niż w czasach Reagana.

      Wydaje mi się że Targalski jest zwolennikiem bliskiej mi tezy, iż nie ma dla Polski lepszego scenariusza niż "zimna wojna". A pułkownik ją tak zwyczajnie gwarantuje.
      I to jest ta "stabilność" na której powinno nam zależeć.

      Mam wrażenie że doktor Targalski i prof Nowak piszą o dwóch różnych rzeczywistościach i obaj mają racje. Pan Nowak obawia się resetu przy okazji zmartwychwstania Putina - pan Targalski obawia się tych samych skutków przy okazji carobójstwa.

      Za tezą Targalskiego przemawia to, że pułkownik ma dziś całkiem zszarganą opinię.
      Nowy car byłby pretekstem do kolejnego resetu. Krótkotrwałego, ale wszystkie zainteresowane strony potrzebują dziś trochę oddechu.

      Najważniejszy jest punkt wyjścia przy okazji takich rozważań. Niczego tak nie potrzebujemy dzisiaj jak czegoś na kształt nowej "zimnej wojny". I nie widzę tu między oboma panami żadnej różnicy.

      Usuń
    3. W Rosji wszystkie metody zostały dawno wypracowane. Nawalny pisze tak:

      "Как говорили классики театра: если в первом акте на стене висят бандиты из «антимайдана» или бородатые басмачи, то в третьем акте они должны начать стрелять."

      Więcej tu: https://navalny.com/p/4156/#cut

      Pisze o tym dlatego, że z zacytowanego przykładu widać, iż media głównego nurtu mają u nas jeszcze wiele oceanu pod sobą. Wystarczy na 20 lat eksploatacji. Ludzie tak osaczeni i ogłupiani jak w Rosji mają swojego Nawalnego i co? I godzą się z tym stanem, na ulicach nie ma ich wielu, żeby sprzeciwić się FSB.

      I u nas tak będzie. Mocodawcy BK zdają sobie z tego sprawę. Do punktu zapalnego jest bardzo, ale to bardzo daleko. Kolejne fałszerstwo wyborów niczego nie zmieni, ani ten, czy ów, którego spotkają kłopoty za prawdomówność, ani kolejni, którzy zderzą się z ciężarówką ze żwirem.

      Jeśli te wybory zakończą się poorażką, trzeba wywołać nowy, radykalny ruch, ruch zdeterminowany i krok po kroku dążący do celu, z fanatyczną dyscypliną realizujący codzienny, 20-milowy marsz, ruch twórczy, zarazem obsesyjnie produktywny.

      Usuń
  15. Jaszczur,

    W wypowiedzi ministra Macierewicza są dwa, ważne wątki. Pierwszy to stwierdzenie, iż "Putin tę zasadę przed kilkunastoma dniami złamał" ,a zatem sugestia, że to pułkownik KGB ponosi odpowiedzialność za śmierć Niemcowa. Wprawdzie pan Macierewicz przywołuje opinię Iłłarionowa o "bardzo poważnym kryzysie władzy", to w kwestii wskazania sprawców zbrodni wyraźnie różni się od opinii byłego doradcy Putina.
    Druga rzecz, to scenariusz przyszłych wydarzeń. Tu pada stwierdzenie, że "w pobliżu terytorium Ukrainy gromadzą się potężne siły wojskowe rosyjskie i analitycy amerykańscy przypuszczają, że jesteśmy w przededniu wielkiej rosyjskiej ofensywy na Zachód".
    O takim scenariuszu mówi się już od dawna (wiosenna ofensywa na Mariupol) i nie byłby on zaskakujący:
    http://www.dailymail.co.uk/news/article-2972027/Putin-planning-seize-key-Ukrainian-port-Mariupol-spring-warns-America-s-intelligence-official.html
    Czy tak się stanie - nie wiem. Można się zastanawiać - czy koncentracje wojsk to istotnie zapowiedź inwazji czy, może "moneta przetargowa", mająca skłonić Zachód (po odwołaniu wojsk) do ustępstw? Rosja jest dziś w katastrofalnym położeniu ekonomicznym i bardzo wątpię, czy byłoby ją stać nawet na wojnę z Ukrainą.
    Dlatego bezpośredni atak rosyjski na Ukrainę (a dalej - na Zachód) uważam za scenariusz mało prawdopodobny, zaś obecny "kryzys putinowski" wydaje się potwierdzać to założenie.

    Pozdrawiam Pana


    OdpowiedzUsuń
  16. Mariusz Molik,

    Wprawdzie nie chciałbym kontynuować tego wątku (i tak poświęciliśmy mu wiele miejsca), to Twój komentarz wymusza (!) jednak udzielenie odpowiedzi. Tym bardziej, że przeczytałem go z dużym uznaniem i uważam, że pan Targalski powinien rozważyć możliwość powierzenia Ci funkcji rzecznika prasowego :)
    Mówiąc zaś serio, obawiam się, że chyba przeczytaliśmy dwa różne teksty.
    Ja, o czekającej Polskę katastrofie na wypadek odejścia Putina, Ty zaś, o korzystnym dla Polski scenariuszu "zimnej wojny". Według mojej interpretacji, Targalski mówi nam - "lepszy stary bandyta niż bandyta nowy", według Twojej - wyraża troskę przyszłość polskich spraw.
    Przyjmijmy więc, że to ja nie dostrzegłem głębi intelektualnej przekazu pana Targalskiego
    i odczytałem jego krótki tekst w sposób nazbyt prostacki.
    Puśćmy też wodze fantazji i wyobraźmy sobie, że Putin właśnie stracił władzę, a jego miejsce zajmuje np.Miedwiediew, traktowany (jak wiemy) przez euroidiotów jako tzw.liberał.Załóżmy także, że w stosunkach Moskwa-reszta świata następuje radosne odprężenie i (zgodnie z wizją
    p,Targalskiego) powrót resetu. Gdy już ułożymy sobie taki scenariusz, pojawi się dręczące pytanie - jakież to nowe i straszne niebezpieczeństwo czyha teraz na Polaków?
    Autor artykułu mówi wyraźnie o "katastrofie". Pytajmy zatem - czy w panującej wówczas idylli można obawiać się zbrojnej napaści Rosjan? Na pewno nie. Czy wyślą do nas "zielonych ludzików" lub zaatakują nas w cyberprzestrzeni? W także trzeba wątpić.
    Nie będzie zatem bezpośredniego zagrożenia obecnego status quo.Nie będzie groźby wojny
    atomowej (którą tak chętnie nas straszą na niezalezna.pl) ani obawy przed zakusami Rosjan
    na naszą niepodległość. Po odejściu Putina, Kreml będzie musiał pokazać pokojową gębę i może nawet przykładnie ukarze kilku "separatystów".
    A skoro tak, to w jakim obszarze i w jakim stopniu położenie III RP będzie się różniło od
    sytuacji z roku 2010 czy 2012? Na czym miałyby polegać symptomy owej katastrofy, skoro
    przeżyliśmy już najgorsze skutki resetu; zamach smoleński, utratę suwerenności energetycznej, podporządkowanie polityki zagranicznej celom rosyjskim, posmoleńskie harce "nowej elity", hańbę "pojednania" i długoletnie panowanie partii rosyjskiej?
    Powiem Ci, że ja w tej wizji nie widzę cienia logiki, o czym już wspomniałem wcześniej.
    A gdy jeszcze pan Targalski wieści, że "nawet rząd suwerennej Polski nie będzie miał pola manewru i że Polacy jak zwykle przespali okres koniunktury, że nie chcieli niepodległości,bo wybrali los służalców i nimi pozostaną" - uważam to stwierdzenie za wzorcowy przykład postsowieckiego "georealizmu" lub (jak kto woli) za Himalaje nonsensu i wodolejstwa.
    Autor najwyraźniej uważa, że gdyby (nawet) powstał rząd realizujący polskie interesy, to na skutek nowego resetu z nową władzą na Kremlu, byłby on skazany na porażkę.
    Jak to wytłumaczyć? I w jaki sposób ten "rząd suwerennej Polski" miałby utracić swoją suwerenność i zostać przymuszony do "przyjaźni" z Moskwą? Rad bym poznać choćby jeden argument.
    Nie wiadomo też, czy słowa o "przespaniu koniunktury" dotyczą obecnego kresu, czy może czasu po odejściu Putina? Jeśli autor ma na myśli ten straszny czas, gdy Putin utraci już władzę, to skąd wzięło się określenie "koniunktura"? Jeśli zaś myśli o czasie obecnym, to jakim prawem ruga Polaków, a nie opozycję, która rzeczywiście odpowiada za "przespanie koniunktury"?

    cdn.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mariusz Molik,

    cd.

    Zakładam, że masz pełne prawo znajdować dowolne treści w tych kilku zdaniach pana Targalskiego.Ale nawet Twoja wizja "zimnej wojny" w dzisiejszych czasach Putina, skonfrontowana z "katastrofą" poputinowską, nie ma w sobie grama racjonalności.
    Tak nie kreśli się poważnych scenariuszy, lecz opowiada bajki dla naiwnych czytelników. Zakładam, że przeczytałeś mój obszerny komentarz powyżej i zgadzasz się, że reakcje USA i eurołajdaków pozorują jedynie odwrót od tzw.resetu. Gdzież zatem nowe zagrożenie i wizja katastrofy?
    "Zszargana opinia" pułkownika KGB to zdecydowanie za mało, by obalić ład jałtański i
    uprawianą przez dziesięciolecia mitologię "zbliżenia" z Rosją.

    Dlatego uważam, że odejście Putina byłoby dla nas doskonałym, pozytywnym scenariuszem. Takim, który stawia wyzwania i który należy bezwzględnie wykorzystać.By tak się stało, trzeba jednak myśleć w całkowicie innych kategoriach i zamiast trwożliwego oglądania się na intencje Zachodu i skutki roszad na Kremlu - robić swoje.
    To właśnie stanowi największą trudność, o której nie przeczytasz w tekstach "niezależnych"
    publicystów. Oznacza bowiem, że taki czas należałoby wykorzystać do obalenia reżimu III RP
    i budowania wolnej Polski. Bez oglądania na "geopolityczne uwarunkowania" i cudze opinie.
    Do tego trzeba jednak autentycznej opozycji, odważnego społeczeństwa (kto miał je nauczyć odwagi?) i elit myślących jak ludzie wolni.

    OdpowiedzUsuń
  18. przemek łośko,

    Pisałem już o scenariuszu powstania takiego ruchu. Myślę jednak, że jest to temat bardzo daleki, a z pewnością nie pojawi się tuż po przegranych wyborach.
    Perspektywa długiego marszu, to przede wszystkim wstrząs, a następnie apatia, zniechęcenie. Dopiero później może pojawić się refleksja nad koniecznością przewartościowania dotychczasowych ocen (mitologii demokracji, wiary w opozycję parlamentarną, w przekaz "wolnych mediów" itp.) oraz wola budowania nowej "kadrówki".

    OdpowiedzUsuń
  19. Mam Aleksandrze takie wrażenie że ten wydawałoby się że poboczny wobec Twego tekstu wątek - wcale takim nie jest.
    Trudno wszak abstrahować przy okazji rozważań czy Putin żyw, czy właśnie balsamowany, czy może wręcz przeciwnie: typuje przy okazji tego theatrum osoby do dobrowolnych samobójstw - trudno abstrahować od jego najlepszych aktywów w Polsce.

    Jest jednak sprawiedliwość na tym świecie.
    Po wielu miesiącach czytania że jestem cieniem Ściosa, jego kopistą, akwizytorem wcale tam nie swoich myśli, pojawiła się koncepcja iż powinienem (być może) być rzecznikiem doktora Targalskiego.
    Nigdy nie znajdowałem czasu na protesty przy okazji takich uwag:)

    Postaram się jutro odnieść do Twego komentarza.
    Zakładając roboczo że inscenizacja na Kremlu jest tym razem czymś innym, niż badaniem reakcji.

    Pozdrawiam serdecznie:

    MM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariuszu,

      Skoro do tej pory byłeś posądzany o bycie "cieniem Ściosa, jego kopistą, akwizytorem wcale tam nie swoich myśli", to rola rzecznika pana Targalskiego jawi się jako solidny awans :) Pozwoliłem sobie na taką uwagę, bo bardzo udanie przełożyłeś krótki tekst pana doktora "z polskiego na nasze" i przystroiłeś go w interpretację dalece doskonalszą niż zrobił to sam autor.
      Skoro wspomniałeś o aktywach putinowskich w III RP, to czy nie sądzisz, że najważniejsze pytanie, jakie należałaby stawiać w obecnej sytuacji brzmi - co dziś robi opozycja i w jaki sposób wykorzystuje zainteresowanie "wolnego świata" zbrodniami Putina?
      Wzmianka o zwrocie wraku tupolewa w rezolucji PE jest oczywiście sukcesem i dobrym początkiem na drodze umiędzynarodowienia sprawy smoleńskiej. Choć pamiętając reakcje Zachodu na wygraną PO w roku 2011, nie pokładałbym w tym cienia nadziei.
      Takie pytanie trzeba jednak odnieść do realiów III RP i obecnej kampanii wyborczej. Nie ma przecież łatwiejszego zadania, jak pokazywać Polakom, że rządzi nimi reżim zależny od woli Putina i poddany Moskwie. To zaniechanie (a możemy już mówić o zaniechaniu celowym) będzie największą winą środowiska opozycji.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  20. Bez uwzględnienia tego, rozmowy o rosyjskiej satrapii nie mają sensu. Mowa o polityce Chin oczywiście, nie koniecznie o tezach artykułu.
    http://www.tvn24.pl/nowy-jedwabny-szlak-azja-centralna-wedlug-chin,524245,s.html

    OdpowiedzUsuń
  21. Co do tego zaś wniosków "mitologii demokracji, wiary w opozycję parlamentarną, w przekaz "wolnych mediów" oraz wola budowania nowej "kadrówki" " pełna zgoda z tym, że taka refleksja już się pojawiła wszędzie tylko nie u sympatyków PiS, dlatego myślę, że się obudza z ręką w nocniku, gdy będzie już za późno aby mieli wpływ na nowy kształt rzeczywistości. Koniunktura zaś zewnętrzna geopolityczna powinna temu przewartościowaniu sprzyjać. Tutaj nieco nie zgodzę się z panem Targalskim, że wymiana jednego satrapy na innego zmieni system sterowania Rosji bez zmiany sterowania tego systemu. Takiej sprzeczności się zrobić nie da.

    OdpowiedzUsuń
  22. Witam, oczywiście zgadzam się z tezami p. Ściosa dotyczącymi Putina i "dramatu" jaki wywołałoby jego odejście opisanym w tekście p. Targalskiego. Jednak w jednej sprawie pozwole się nie zgodzić, chyba ,że nie mam racji to prosze mnie wyprowadzić z błędu. Często pisze Pan, ze odejście Obamy (słusznie uwazanego za najgorszego prezydenta USA) i wygrana republikanina zmieni sytuacje. Po pierwsze społeczeństwo amerykańskie zmienia sie, do głosu przeważajacego w kolejnych elekcjach będą dochodzić "kolorowi" mieszkańcy ( w wiekszości wyborcy demokratów) i wygrana prawej strony nie jest pewna. Po drugie - a pisał już o tym nieodżałowany Jacek Kwieciński - u samych republikanów źle sie dzieje.Ruch "Tea Party" był własnie odpowiedzią na nieruchawość i skostniałość partii republikańskiej. Jeżeli ponownie ich kandydatem będzie taki mydłek jak Mitt Romney to biada. Przecież republikańscy prezydenci jak Bush junior, a szczególnie katastrofalny senior rzeczywistą, niepodległą Polske mieli w poważaniu. Podejrzewam, ze nawet niezły republikanin znacząco nie naruszyłby swiatowego staus quo , a co za tym idzie dla Polski nic dobrego by to nie oznaczało......a niestety drugiego Regana nie widac. Pozdrawiam autora blogu i czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń