piątek, 7 lutego 2014

SKAZANY PRZEZ III RP. RZECZ O PUŁKOWNIKU (2)


2.

Do dziś w narracji publicznej na temat pułkownika Ryszarda Kuklińskiego obowiązują zasady ustalone przez esbeckich propagandystów, a następnie utrwalone w wystąpieniach rzecznika peerelowskiej junty Jerzego Urbana. Dokumenty, w których sformułowano te zasady przypomniałem w pierwszej części cyklu. Z tego zasobu pochodzą podstawowe epitety, jakimi opisuje się postać pułkownika. „Zdrajca”, „dezerter” „agent i szpieg CIA”, „megaloman i prowokator”, „rzekomy ideowiec i zbawca Polski”, „człowiek który opluwa i szkaluje Solidarność” – to tylko niektóre z określeń zaproponowanych Urbanowi przez SB.
III RP kontynuując kłamstwa PRL-u przedstawia osobę płk Kuklińskiego w zgodzie z tym wzorcem i przez dwie dekady utrzymuje Polaków w przeświadczeniu, iż mają do czynienia z postacią „kontrowersyjną” i „niejednoznaczną”. Warto wspomnieć, że na podobnym fundamencie wsparta jest interpretacja przyczyn wprowadzenia stanu wojennego. Wzorcem były argumenty zawarte w tajnym opracowaniu: „Propozycje działań związanych z ósmą rocznicą wprowadzenia stanu wojennego w Polsce” z listopada 1989 roku, przygotowanym w tzw. Zespole Programującym KC PZPR, MON, MSW i Prokuratury Generalnej. Tam właśnie sformułowano generalną tezę historiozofii III RP, w której stan wojenny nazywa się „mniejszym złem”: „W propagandzie należy łączyć rzeczową analizę przyczyn wprowadzenia stanu wojennego z ukazywaniem tego, w jaki sposób przerwanie groźnego biegu wydarzeń z 1981 r. umożliwiło późniejsze porozumienie, a w efekcie „okrągły stół” i głęboką transformację systemu politycznego Polski. Szczególnie mocno powinien być wyeksponowany motyw ‘mniejszego zła’”.
Jedno z najbardziej ordynarnych kłamstw związanych z osobą pułkownika Kuklińskiego dotyczy zarzutu nieprzekazania informacji o planach wprowadzenia stanu wojennego. Po raz pierwszy argument ten pojawił się na konferencji prasowej Urbana w roku 1986, gdy rzecznik wojskowej junty szkalował skazanego na śmierć pułkownika, działając ściśle według esbeckich instrukcji. Urban dowodził wówczas, iż Amerykanie (i Kukliński) zachowali się „nielojalnie” nie zawiadamiając ani „Solidarności”, ani Kościoła w Polsce o planowanym stanie wojennym, o czym przecież dzięki Kuklińskiemu doskonale wiedzieli. Interpretacja zmierzała do wykazania, iż nie informując „polskich sojuszników” o zamiarach rozwiązań siłowych Amerykanie chcieli doprowadzić w ten sposób do rozlewu krwi, zaś sam pułkownik okazywał obojętność wobec losu zdradzonych rodaków. 
Urban twierdził też, że prezydent Reagan "mógł zapobiec aresztowaniom i internowaniom" przywódców "Solidarności", ale nie zrobił tego, gdyż miał nadzieję sprowokować "krwawą łaźnię na europejską skalę". Miał zamiar użyć "Solidarności" jako narzędzia w geopolitycznej rywalizacji ze Związkiem Sowieckim. Reagan - dowudził Urban - nie był przyjacielem Polski, a jego polityka była "moralnie odrażająca".
Identyczną argumentację odnajdziemy w artykule Andrzeja Brzezieckiego „Zachód wiedział, niewiele powiedział”, opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” z roku 2009 , w którym autor pytał:
Co "Solidarność" zrobiłaby z wiedzą o stanie wojennym? I tak musiałaby ulec przemocy. [...] Kukliński nie znał dokładnej daty wprowadzenia stanu wojennego, ale "Solidarność" mogłaby w porę zabezpieczyć część sprzętu, wycofać pieniądze związkowe z kont, mogłaby wreszcie nie zwoływać beztrosko do Gdańska całej Komisji Krajowej. Wszystko to wpłynęłoby kapitalnie na formę działalności opozycji po 13 grudnia. [...] Tej szansy nie dał jednak "Solidarności" Waszyngton.” Autor GW twierdził, jakoby „Kukliński był przekonany, że Amerykanie uprzedzili o stanie wojennym Polaków. Amerykanie tego nie zrobili. I to pokazuje, jak instrumentalnie traktowali i Kuklińskiego, i Polskę.” oraz dywagował :„W cynicznej postawie Zachodu ginie bohaterstwo Kuklińskiego. Per saldo stan wojenny opłacił się Waszyngtonowi, był argumentem na rzecz wyścigu zbrojeń, pozwalał grzmieć na komunistów z moralnych wyżyn, ale nie zmuszał do ryzyka bezpośredniego zaangażowania.”
Wprawdzie w roku 2000 historyk CIA Benjamin B. Fischer w artykule „Utracona cześć pułkownika Kuklińskiego”, ("Studies in Intelligence" nr 9, 2000) przedrukowanym przez „Rzeczpospolitą” (nr 299/2000) skutecznie rozprawił się z tezami komunistycznej propagandy i wykazał na czym polegało urbanowskie kłamstwo – do dziś jednak pokutuje przeświadczenie, że w roku 1981 Amerykanie i Kukliński „zdradzili polskie społeczeństwo”.
Jak bardzo bano się ujawnienia prawdy niech świadczy fakt, że w roku 1994 dokonano włamania do redakcji „Tygodnika Solidarność”, gdzie znajdowały się kopie dokumentów przekazanych przez Kuklińskiego dziennikarce tygodnika Marcie Miklaszewskiej. Z redakcji skradziono wówczas kopie telegramów podpisanych przez Jacka Stronga (pseudonim Kuklińskiego) informujące właśnie o zamiarze wprowadzenia stanu wojennego.
Sam Ryszard Kukliński zdawał sobie sprawę z wagi tych oskarżeń. W wywiadzie udzielonym paryskiej „Kulturze”  (nr 4/475, z kwietnia roku 1987), wiele miejsca poświęcił wyjaśnieniu przyczyn swojej postawy i podkreślił, że zdecydowałby się na publiczne ujawnienie planów stanu wojennego, gdyby w ocenie skutków tej decyzji kierował się wyłącznie emocjami. Warto przypomnieć ówczesną argumentację pułkownika i podkreślić fakty, o których milczą współcześni apologeci urabanowskich łgarstw.
 Kukliński dowodził, że decyzja o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, podjęta w początkach listopada 1981 roku była nieodwołalna, a operacje stanu wojennego miały prowadzić wyłącznie siły policyjno-wojskowe.
Gdyby jednak z jakichkolwiek powodów nie były one w stanie złamać oporu społeczeństwa, do akcji miały wkroczyć czekające u granic Polski w pełnej gotowości dywizje radzieckie, czeskie i niemieckie. W dniu 7 listopada 1981 roku (gdy Kukliński opuścił Polskę, przyp. moje)  do uruchomienia całej policyjno-wojskowej maszyny wystarczyło tylko naciśniecie przysłowiowego guzika. Jedynym problemem do rozwiązania pozostało spreparowanie [...] pretekstu do rozpoczęcia konfrontacji oraz wybór najlepszego momentu uderzenia.” Wnioski były logiczne:  „Ujawnienie przeze mnie planów uderzenia nie mogło ich w żadnym stopniu udaremnić lub choćby opóźnić. Mogło je tylko przyśpieszyć.” – uznał Kukliński i zauważył, że „jeśliby Solidarność uwierzyła w to ostrzeżenie, wówczas niemal na pewno doszłoby do natychmiastowego ogłoszenia strajku generalnego, a w konsekwencji do zorganizowanego oporu w setkach fabryk, zakładów pracy i uczelni”. „Wiedziałem – twierdził pułkownik, że w takiej sytuacji [...] .musiałoby nastąpić uderzenie sil pancernych, przede wszystkim czołgów; ze wreszcie przy ewentualnym powszechnym oporze ludności, sił polskich byłoby za mało i na pewno do akcji wkroczyłyby również pozostające w strategicznych rezerwach dywizje radzieckie, a nawet czeskie i niemieckie”.
Konkluzja ujawniała tragizm dylematu, przed którym stał wówczas Kukliński:
Nie mogłem wziąć na siebie odpowiedzialności za tego typu posuniecie. Powiem więcej, gdyby ktokolwiek inny, łącznie z rządem Stanów Zjednoczonych chciał takie ostrzeżenie przekazać, to mógłby to uczynić tylko wbrew mojej opinii. Zdawałem sobie sprawę, ze powstrzymanie się od takiego ostrzeżenia może się kiedyś w przyszłości spotkać z krytyka. Krytykę te przyjmuje w pokorze. [...] Dziś - mimo ciążącego na mnie wyroku śmierci - śpię spokojnie, dlatego, ze na moim sumieniu nie ciąży żadne ludzkie życie.
Tego samego nie mogą powiedzieć twórcy stanu wojennego, którzy w imię obrony interesów sowieckiego okupanta skazali na śmierć setki naszych rodaków. Nie mogą tego powiedzieć również ci z propagandystów III RP, którym urbanowskie kłamstwa były bliższe niż świadectwo polskiego bohatera. 
Józef Szaniawski opowiadając przed laty o śmierci pułkownika przypomniał, że była ona następstwem wylewu, jakiego Kukliński doznał, gdy pracował nad odpowiedzią na artykuł Bartosza Węglarczyka z „Gazety Wyborczej”. Gazeta zamieściła wówczas recenzję książki Benjamina Weisera „Ryszard Kukliński. Życie ściśle tajne”. Recenzja została tak skonstruowana, iż wynikało z niej, że Kukliński potwierdza motywy wprowadzenia stanu wojennego, o których mówi Jaruzelski. 
W ten sposób, komunistyczne kłamstwo, które w latach 80. ubiegłego wieku miało zabić prawdę o bohaterstwie pułkownika i skazać go na miano zdrajcy, dopadło go po latach w „wolnej Polsce”.

CDN…

8 komentarzy:

  1. Państwo które "wielokrotnie skazywało Ryszarda Kuklińskiego" jest silne w swoich fundamentach. Dlaczego III RP trudno będzie obalić? I czy dokonają tego dzieła zwykli chłopcy z ulicy, ale nikt z wybranych przez naród reprezentantów, od lewa do prawa?

    Podobno Prawo i Sprawiedliwość poparło uchwałę o 25. rocznicy Okrągłego Stołu. Największy symbol, fundament obecnej III RP, na którą tak narzekamy.

    http://www.polskieradio.pl/9/1279/Artykul/1043009,Marzena-Wrobel-dziwi-mnie-ze-PiS-popiera-uchwale-o-25-rocznicy-Okraglego-Stolu?google_editors_picks=true

    Czy PiS będzie słusznie i stanowczo torpedowało rocznicowe obchody i propagandę Belwederu? Już od kilku miesięcy denerwujemy się na tym blogu, że ani ta partia ani prawicowe media nie próbują stawić oporu takiemu pisaniu historii od nowa (np. zrównywaniu rangi Okrągłego Stołu i Magdalenki z odzyskaniem przez Polskę niepodległego bytu państwowego w 1918 roku po 123 latach rozbiorów, czy kreowaniu płk Ryszarda Kuklińskiego na zdrajcę ojczyzny przy jednoczesnym uznawaniu gen. Wojciecha Jaruzelskiego za męża stanu).

    Ale skoro PiS poparło laurkową uchwałę, to trudno się spodziewać zdecydowanych akcji ze strony naszej partii. Może cała nadzieja w ulicy? W zwykłych obywatelach?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez komentarza - wywiad Dukaczewskiego u Olejnik o Kuklińskim:

    http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15415156.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. viva cristo rey
      ponura komedia sięga dna.

      Usuń
    2. Dukaczewski sie juz starzeje, albo od poczatku byl przyglupem, co by sie zgadzalo z ocena Cenckiewicza i danych z Raportu z Weryfikacji WSI. Moze tez alkoholizm... W tym co mowi nic sie kupy nie trzyma. Podwojny agent ktoremu synow zaciukano i to dlugo po tym, jak informacje ktore przekazal dla Amerykanow przestaly miec wartosc operacyjna. Po drugie, to przeciez Rosjanie poinformowali polska rozwiedke, ze maja u siebie agenta na wysokim stanowisku. Te WSIoki za istotnie zalosne... Faktycznie, Leszek Pietrzak w swoim artykule os soldatokracji podsumowal ich prawidlowo:
      http://www.rodaknet.com/rp_art_3802_czytelnia_soldatokraci_pietrzak.htm

      Jasiu z Hameryki

      Usuń
    3. Wojciech Miara, Jasiu z Hameryki

      Jeśli posiada on cechy typowego "oficera WSI" ze wskazanego tekstu L. Pietrzaka, które muszą skutkować różnego rodzaju wyparciami, projekcjami, racjonalizacjami i w efekcie rozszczepieniem osobowości, a dochodzi jeszcze alkoholizm, to mamy typową sowiecką duszę: "alkoholizm i schizofrenia".

      Gdy dodać do tego władzę, bezkarność i samowolę, to efekt może budzić grozę:

      http://wpolityce.pl/wydarzenia/73634-boguslaw-nizienski-o-nagonce-na-macierewicza-jeszcze-zanim-po-objela-rzady-byla-zapowiedz-my-was-z-tej-weryfikacji-rozliczymy-nasz-wywiad

      Podzielam jednak wielokrotnie wyrażane na tym blogu przekonanie, nie tylko przez Autora, że nie ma takiej afery, takiej "ponurej komedii" i takiego dna, którego by sowieciarze III RP w mundurach, z mikrofonami i za mównicami nie mogli przekroczyć.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. No, no, Koziej opowiada ciekawe rzeczy: okazuje się, że "ludzie w mundurach" mają trudności z akceptacją (sytuacja trudnokonsensusowa?) służby dla obcego państwa. Jakże więc musieli cierpieć, służąc obcemu państwu? Nieszczęśnicy...

    Pozdrawiam uprzejmie

    OdpowiedzUsuń