środa, 12 lutego 2014

AGENTURA - WYCHOWANIE DO NIENAWIŚCI


Fragment jednego z rozdziałów mojej książki „BEZPIEKA O MITOLOGII SŁUŻB SPECJALNYCH PRL” wydanej w roku 2013 przez wydawnictwo Bollinari Publishing House.

GPU dokonało największego cudu wszechczasów. Zdołało zmienić naturę Rosjanina, bowiem po raz pierwszy w Rosji uznano donosicielstwo za cnotę, a funkcjonariuszy tajnej policji za bohaterów” – głosił w roku 1925 główny ideolog partii bolszewickiej Nikołaj Bucharin.
Donosicielstwo – uznane za synonim „uspołecznienia” stanowiło jedną z podstawowych norm funkcjonowania systemu sowieckiego. Podniesione do rangi postawy cenionej  i prospołecznej stało się głównym czynnikiem ułatwiającym kontrolowanie i represjonowanie społeczeństwa. Sekretnyje sotrudniki (zwani seksotami) stanowili nieocenione „oczy i uszy” władzy komunistycznej, na nich również wspierała się działalność organów bezpieczeństwa. „Każdy pracujący jest funkcjonariuszem NKWD” – mógł deklarować Anastas Mikojan w przemówieniu z okazji 20-lecia istnienia służb sowieckich.
„Polskim” komunistom instalującym w naszym kraju zbrodniczy system, nigdy nie powiódł się zamysł stworzenia „społeczeństwa socjalistycznego”, w którym zdrada i donosicielstwo byłyby uznane za cnotę. 
Kolaboracja z bezpieką, donoszenie na sąsiadów i bliskich – zawsze uważane było za hańbiące i naganne. Donosicieli się bano, ale obdarzano ich pogardą, zaś ujawnienie zdrady groziło zwykle ostracyzmem i środowiskowym wykluczeniem. Nawet w latach największego terroru nie udało się zaszczepić Polakom norm „człowieka sowieckiego”. Zdecydowana większość odrzucała mentalność zdrajcy i gardziła seksotami bezpieki.
Warto mieć świadomość rzeczywistej skali tego zjawiska. W roku 1949 z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego współpracowało już ponad 53 tys. ludzi, w tym 5 tys. agentów i 48 tys. informatorów. Wielu z nich to ludzie „odziedziczeni” po Gestapo, jak np. Danko Redlich, przedwojenny komunistyczny agent, który po współpracy z Niemcami, donosił później dla Urzędu Bezpieczeństwa. W następnych latach liczba współpracowników uległa zwielokrotnieniu i w roku 1953 było ich już blisko 120 tys.
Jak podaje Filip Musiał w opracowaniu – „Mity historyczne - mity polityczne” ( w pracy zbiorowej „Rzeczpospolita 1989-2009: zwykłe państwo Polaków? - Ośrodek Myśli Politycznej 2009r): „u schyłku 1988 r. SB miała „na kontakcie” 98 tys. tajnych współpracowników. Do tej liczby należy dodać pozostałe kategorie osobowych źródeł informacji pionów SB działających w kraju (kontakty operacyjne, konsultantów), tzw. wywiadu MSW oraz służb wojskowych.
Mówimy zatem o liczbie znacznie przekraczającej 100 tys. osób, które w chwili wydarzeń 1989 r. tajnie wspierały komunistyczny aparat represji. Liczba ta jednak wciąż nie jest ostateczna, bowiem musimy do niej dodać wszystkie te osoby, które w 1989 r. nie utrzymywały już kontaktów z SB czy służbami wojskowymi, jednak wcześniej – z różnych względów, w różnych okolicznościach i w różnym zakresie – były uwikłane w tajne kontakty z komunistycznym aparatem represji. Ostrożnie szacując mówimy zapewne o kilkuset tysiącach osób (wśród których liczni byli reprezentanci byłej opozycji, środowisk naukowych, twórczych, artystycznych, dziennikarskich itp.), które nie były zainteresowane publicznym ujawnianiem swych kontaktów z komunistyczną policją polityczną.”
Istnieją również opracowania, z których wynika, że do roku 1989 bezpiece udało się pozyskać ponad 3 miliony tajnych współpracowników, przy czym chodzi tu o całą kartotekę TW, a nie stan na jeden rok.
„Cud wszechczasów”, którym chwalił się Bucharin dokonał się dopiero po rzekomym upadku komuny, gdy esbecy i ich pomagierzy przedzierżgnęli się w moralne „autorytety” i na mocy ustaleń „okrągłego stołu” stali elitą nowego państwa. Z perspektywy ostatnich dwóch dekad, wyraźnie widać, że okres III RP uczynił w świadomości Polaków większe spustoszenie niż 50 lat sowieckiej indoktrynacji. Wprawdzie komunistom nie udało się zbudować społeczeństwa agenturalnego, to ich sukcesorom powiodła się próba uodpornienia nas na dżumę donosicielstwa.
Może właśnie „mit nieważności donosicielstwa” (jak celnie nazwał tę chorobę Waldemar Łysiak) – jest największym zwycięstwem komunistycznej zgrai i pośmiertnym tryumfem ubeków. To, co nie udało się przez lata jawnej komuny, bez najmniejszego problemu narzuciły nam ośrodki propagandy i rzesze parcianych „autorytetów”.
Gdy Łysiak pytał - „Czy można unieważnić donosicielstwo? Usprawiedliwić czymkolwiek denuncjowanie kolegów, familiantów i ludzi mniej lub bardziej znajomych?” - jest to dziś tylko pytaniem retorycznym, na które odpowiedź zna każdy obserwator życia publicznego.
Gdyby po roku 1989 nie można było „unieważnić donosicielstwa” - nie powstałby żaden z rządów tego państwa, nie byłoby ministrów z przeszłością kapusiów ani prezydentów denuncjujących kolegów. Gdyby nie „unieważnienie donosicielstwa” - nie słuchalibyśmy ćwierćinteligentów obsadzonych w rolach autorytetów i nie czytali bełkotu seksotów nazywanych dziennikarzami. 
W roku 2008 autor „Mitologii świata bez klamek” mógł jeszcze napisać:
Autorytety” są  więc wśród nas, chwilowo pół anonimowe, bez szyldu TW. I coraz mniej boją się ujawnienia, gdyż wiedzą, że błogosławiony salonowy mit o nieważności kolaboracji i o chwalebnym męczeństwie kolaborantów nabiera rozpędu orlego. Jeszcze trochę, a donosicielstwo zostanie przez Salon zaliczone - jak niegdyś przez KGB na obszarze ZSRR - do kanonu cnót.”
Dziś to już słowa nieaktualne, bo rządzący III RP reżim przekroczył kolejne granice, nadając pospolitym kapusiom nimb cnoty, a nawet „opozycyjnego” bohaterstwa.
Być może kiedyś poważni socjologowie spróbują odpowiedzieć na pytanie: dlaczego Polacy zaakceptowali donosicieli na najwyższych stanowiskach i przyzwolili na rządy miernot, których jedynym atutem była kolaboracja z bezpieką? Skąd wzięło się to społeczne przyzwolenie na panoszenie kreatur, którym w czasach komuny nikt nie podałby ręki?
Będą musieli wówczas uwzględnić rolę byłych esbeków i zdefiniować mity funkcjonujące w polskim społeczeństwie.
To za sprawą ludzi „służb specjalnych” PRL wmówiono Polakom, że współpraca z organami represji była zaledwie „pomocnictwem w działalności polskich służb wywiadowczych”, a donoszenie na przyjaciół i znajomych „mieści się w granicach postawy obywatelskiej”. Posłużono się załganą logiką - skoro każdy z esbeków wiernie „służył Polsce”, ich seksotom przysługuje przecież miano patriotów.
Wprawdzie nietrudno dostrzec, że rozpowszechniając te łgarstwa esbecy bronili własnych życiorysów i usprawiedliwiali służbę okupantowi, kłamstwo to jest najmocniejszym fundamentem współczesnej nieważności donosicielstwa.
Widząc kapusiów na najwyższych stanowiskach, oglądając ich codziennie w telewizji bądź czytając w prasie – większość Polaków jest gotowa wierzyć, że współpraca z bezpieką nie była niczym kompromitującym, a policja polityczna to zwykła instytucja porządku publicznego nieróżniąca się od służb specjalnych działających w wolnym świecie. 
Z tej samej przyczyny pokutuje mit, jakoby większość donosów była tylko nieszkodliwą makulaturą gromadzoną przez zapobiegliwych esbeków w celu „sprawozdawczości” i wykazania się przed zwierzchnikami. Sami zaś kapusie (dopiero pod wpływem niezbitych dowodów) przyznają, że – owszem donosili, ale nikomu nie zrobili krzywdy i nie pomagali w prześladowaniu rodaków. Niemal każdy TW twierdzi, że jego współpraca była incydentalna lub on sam nie miał wiedzy o zarejestrowaniu przez bezpiekę. Innym powszechnym argumentem, jest wskazywanie na brak zobowiązania do współpracy lub brak pokwitowań odbioru wynagrodzenia, jako rzekomego dowodu niewinności. Esbecy z kolei bagatelizują najczęściej znaczenie tajnych współpracowników lub insynuują, że dochodziło do fałszowania akt i nadużyć, a rola TW w ich pracy nie miała istotnego znaczenia.
Rozpowszechnia się też kłamstwa o „społecznej przydatności” donosicielstwa, sugerując jakoby miało ono służyć ochronie interesów gospodarczych, bezpieczeństwu zwykłych obywateli, a nawet bezpieczeństwu Kościoła i samego papieża – czym byli TW tłumaczą kapownictwo podczas pielgrzymek papieskich czy uroczystości kościelnych.
Do pospolitego donosicielstwa dorabia się nawet tanią ideologię, bredząc o „chęci niesienia pomocy”, „motywacjach patriotycznych” lub „prowadzeniu własnych gier z bezpieką”.
Wokół takich mitów toczą się kampanie dezinformacyjne, budowane z twierdzeń o fałszowaniu dokumentacji operacyjnej (przede wszystkim agenturalnej) i powszechnych praktykach funkcjonariuszy, którzy wprowadzali w błąd swoich przełożonych, m.in. produkując teczki nieistniejących współpracowników.
 […]
O rzeczywistym znaczeniu agentury, musi świadczyć fakt, że organy bezpieki niezwykle serio traktowały „proces wychowawczy”, jakiemu poddawany był tajny współpracownik. Osoby podejmujące współpracę nie tylko instruowano, uczono określonych zachowań i procedur, ale poddawano wyjątkowej formacji mentalnej, czy - jak byśmy to dziś określili – praniu mózgu.
Ten szczególny proces związany z pozyskiwaniem donosicieli, świadczy w największym stopniu o powielaniu sowieckich wzorców pracy z agenturą. Jest również dowodem, że narzucony z zewnątrz system dążył do stworzenia społeczeństwa agenturalnego, w którym donosicielstwo nie tylko miało być cnotą, ale rodzajem misyjnego „powołania” w służbie „ludowej ojczyzny”.
Posługiwano się przy tym całym arsenałem metod, począwszy od „wytworzenia atmosfery zaufania”, po prowadzenie szkoleń ideologicznych, stosowanie systemu nagród i kar. Każda z dyspozycji zawartych w instrukcjach operacyjnych bezpieki świadczy o doskonałej znajomości ludzkiej psychiki i podkreśla intencje towarzyszące tworzeniu sieci agenturalnej.
Określenie tajnego współpracownika mianem - wiernego, oddanego nam człowieka, użyte w pierwszej instrukcji operacyjnej z roku 1945, wynika najprawdopodobniej z tłumaczenia rosyjskiego rozporządzenia, na którym opierała się instrukcja. Bez wątpienia – właśnie ta nazwa najpełniej charakteryzuje ludzi podejmujących współpracę z reżimem i niezwykle trafnie oddaje istotę relacji łączących donosicieli z esbekami.  
[…]
Instrukcja nr 04/55 o zasadach pracy z agenturą w organach bezpieczeństwa publicznego PRL stanowiła:
Wyniki pracy agenturalnej zależą od prawidłowego kierowania i umiejętnego wychowania agentów, informatorów i rezydentów.
Wychowanie tajnych współpracowników polega na systematycznym wpajaniu im uczucia miłości do Polski Ludowej i nienawiści do jej wrogów (wytł.moje), jak również na przygotowywaniu agentury do wykonania trudnych i odpowiedzialnych zadań, zlecanych przez organy bezpieczeństwa publicznego.
[…]
Komunistyczna bezpieka werbowała donosicieli nie tylko w celu „realizacji zadań organów bezpieczeństwa” lecz rozbudowie sieci agenturalnej towarzyszył swoisty zamysł wychowawczy. O ile w latach powojennych kładziono nacisk na „uświadomienie polityczne”, o tyle po roku 1956 można zauważyć, że akcenty położono głównie na „zacieśnianie więzi TW ze służbą bezpieczeństwa”. W praktyce oznaczało to najczęściej uzależnianie tajnego współpracownika od kontaktów z oficerem prowadzącym. 
Uzależnienie to mogło przyjmować różne formy, poczynając od utożsamiania się TW z zadaniami bezpieki, (co było postawą najwyżej ocenianą) po wytworzenie silnych relacji płatnik-wykonawca. W każdym przypadku stosowano bodźce psychologiczne: metodę nagród i kar, szantażu lub pochwały, które miały wychowywać TW i uzależniać go od współpracy z bezpieką. Warto zauważyć, że zawarty w instrukcjach nakaz „zjednywania tajnego współpracownika i wiązania go z nami” podyktowany jest głębszymi potrzebami, niż wynikałoby to z „realizacji zadań”.
System wychowawczy, stosowany przez aparat bezpieczeństwa szedł bowiem znacznie dalej i w swojej warstwie psychologicznej bardziej przypominał proces tresury i przysposobienia do niewolnictwa niż kształtowania postaw przydatnych w pracy operacyjnej.
Tego rodzaju „dydaktyki” próżno szukać w dokumentach regulujących pracę innych wywiadów i kontrwywiadów. Po raz kolejny trzeba zauważyć, że nie ma na świecie służb specjalnych, które w swoich instrukcjach pracy operacyjnej zawierałyby nakaz „wpajania miłości” do „ludowej ojczyzny”, a jednocześnie „wychowywały do nienawiści”. […]
Sens takich określeń staje się zrozumiały dopiero w perspektywie celów, do jakich powołano organy bezpieki - czyli wówczas, gdy do działalności owych „służb specjalnych” przyłożymy miarę sowieckiego planu, w którym zniewolenie Polaków i stworzenie „społeczeństwa socjalistycznego” zajmowało poczesne miejsce.
Tajny współpracownik SB miał nie tylko donosić na swoich bliskich, ale przede wszystkim – być narzędziem w procesie zaplanowanym przez okupanta. Jako współuczestnik organu represji miał być narzędziem bezwzględnie posłusznym i  podporządkowanym „sprawie socjalizmu”. Trwałość tego podporządkowania do dziś zatruwa polską rzeczywistość. […]
Nie jest prawdą, jakoby sformułowania „dydaktyczne” zawarte w dokumentach normatywnych SB wynikały z ówczesnych „uwarunkowań politycznych”, powszechnego stosowania komunistycznej nowomowy lub były efektem sztucznego ideologizowania pracy bezpieki. Opracowania naukowe podejmujące problematykę pracy z agenturą, pomijają zwykle ten wątek lub traktują „aspekt wychowawczy” marginalnie, jako uboczny produkt komunistycznej terminologii, niemający głębszego związku z pracą tajnych współpracowników. [...]
Takiej klasyfikacji zjawiska przeczy przede wszystkim obserwacja dzisiejszych zachowań i postaw ludzi, którym dowiedziono współpracy z bezpieką. Szczególnie tych, którzy zajmują eksponowane stanowiska i mają możliwość oddziaływania na sprawy polskie. Odczuwają oni nie tylko poczucie silnej więzi z rzeczywistością PRL (ujawniające się np. w relatywizowaniu zbrodni komunistycznych), ale stanowią najsilniejszą grupę broniącą interesów byłych esbeków i funkcjonariuszy partii komunistycznej. Poczucie lojalności wobec magdalenkowych towarzyszy, czy histeryczną obronę ustaleń „okrągłego stołu” trzeba widzieć jako oczywistą konsekwencję długoletniego „procesu wychowawczego”.
Ze wszystkich poleceń i instrukcji przewijających się przez dokumenty bezpieki wytworzone w czasie 50 lat istnienia „służb specjalnych” PRL - ich funkcjonariusze najlepiej wykonali zadanie „wychowania do nienawiści”.


Aleksander Ścios „BEZPIEKA. O MITOLOGII SŁUŻB SPECJALNYCH PRL” Wydawnictwo Bollinari Publishing House 2013.

32 komentarze:

  1. Witam
    1. Czy my jako kraj się z tego donosicielstwa uwolnimy? Bo te donosy są w kolenym pokoleniu. Tylko trochę w innej edycji. Donoszą w pracy, znajomi na sieebie itd. link: http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1033188,Ludzie-skargi-pisza-Polacy-donosza-na-potege
    2. Jaka zdaniem Pana może być liczba dawnej agentury SB, która się przewerbowała do "naszych sojuszników", czyli BND, Mosadu, czy FBI. Jakaś część chyba została przy GRU (to chyba środowisko Komorowskiego)
    Pozdrawiam

    Paweł

    OdpowiedzUsuń
  2. Istnieją również opracowania, z których wynika, że do roku 1989 bezpiece udało się pozyskać ponad 3 miliony tajnych współpracowników, przy czym chodzi tu o całą kartotekę TW, a nie stan na jeden rok.


    Panie Aleksandrze,

    Jeśli nawet było tych seksotów 10 razy mniej, to i tak wystarczyło do obsadzenia kluczowych (nomenklaturowych) stanowisk w III RP. Z wszystkimi urzędami: od Belwederu po Zarząd Zieleni Miejskiej, mediami: naszymi, waszymi i dwupłciowymi, w tym internetu, ze szczególnym uwzględnieniem tzw. blogosfery, etc. etc.

    Wcale mnie teraz nie dziwi, że znikomą uwagą obdarzane są niezwykle istotne ujawnienia nawet najgroźniejszej agentury (lub najbezczelniejszych afer), natomiast ad mortem usrandum, wrrróć! - ad nauseam, uprawiane jest "kreowanie znaczących faktów", po czym następuje ich drobiazgowe rozważanie, deliberacje & dywagacje. A fakty (te bezprzymiotnikowe) zalegają odłogiem.

    Tak się dzieje od dwóch dni, kiedy okazało się, że jeden z najgroźniejszych szpicli, z tych, którzy mają krew na rękach, to aktualny nuncjusz papieski w Macedonii, abp Janusz Bolonek.

    Zaobserwowałam - po początkowym szoku i niedowierzaniu, natychmiastowy "odpór" internetowy. Zamiast zajmować się istotą sprawy, powiązaniami w/w z jego oficerem prowadzącym, ostatnio niezwykle aktywnym esbekiem Makowskim, pojawia się (kierujące na manowce) pytanie: DLACZEGO TO TERAZ WYPŁYNĘŁO? Po czym następuje "przećwiczone" odwracanie uwagi od szpicla i kierowanie jej w ślepą uliczkę gdybań i rozważań. Aż po tygodniu wszyscy o wszystkim zapomną.

    Dokładnie odwrotnie mają się sprawy z faktami "wykreowanymi". Tu przywołam dla przykładu - powodowana kobiecą solidarnością ;)) - mistrzynie gatunku, osławione "dziennikarki śledcze": red. Annę Marszałek i red. Kublik (imienia nie pamiętam). Ich - zwykle spreparowane i fałszywe "doniesienia" - roztrząsane są miesiącami, jeśli nie latami. I tu nie do przecenienia okazuje się rola "obywatelskiej", że się tak wyrażę, blogosfery. Która aż się pali do drobiazgowego roztrząsania każdego zapodanego idiotyzmu, natomiast fakty zwykle jej nie interesują.


    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. --

    Informacja podana przez NIEPOPRAWNE RADIO.PL

    Jutro 10:00 sprawa Sumlińskiego, przesłuchanie Macierewicza.

    W środę o godz.10:00 lub raczej po godz.10:00 postaramy się (o ile sąd wyrazi zgodę), nadać relację na żywo z procesu Wojciecha Sumlińskiego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Panie Aleksandrze,


    Cóż za piękna koincydencja!

    Przed chwilą wspomniałam red. Marszałek, która, jak się dowiaduję z WIKI, "w 2011 roku zakończyła karierę dziennikarską i rozpoczęła pracę w departamencie analitycznym Najwyższej Izby Kontroli" :)))) - a teraz informacja o procesie Wojciecha Sumlińskiego.

    Wobec tego MUSZĘ przypomnieć Pański artykuł sprzed prawie 4 lat!


    _____________________________________________________________


    KREATORZY „ZNACZĄCYCH FAKTÓW”

    wtorek, 30 marca 2010

    Gdy przed trzema laty ukazał się artykuł Anny Marszałek „Aneks do raportu o WSI na sprzedaż” opatrzony nagłówkiem – „Każdy może kupić tajne dokumenty” – zapewne niewiele osób mogło się spodziewać, że mamy do czynienia ze zwiastunem akcji medialnej pt. „afera aneksowa”. Dzień później - 20 listopada 2007 r. ta sama autorka w tej samej gazecie opublikowała artykuł „Nocne gry i zabawy polityków PiS”, w którym mogliśmy przeczytać : „Takiego numeru jeszcze żadna odchodząca władza swoim następcom nie wycięła. Decyzja o skopiowaniu i wywiezieniu archiwów komisji weryfikującej żołnierzy zlikwidowanych Wojskowych Służb Informacyjnych oznacza, że przez następne lata czeka nas nieustanny wysyp "hakowych" informacji”.

    Zdolności profetyczne dziennikarki miały znaleźć wkrótce potwierdzenie w rozwoju kombinacji operacyjnej, znanej jako afera marszałkowa. Celem wielomiesięcznej gry było uzyskanie dostępu do aneksu Raportu z Weryfikacji WSI, a gdy okazało się to niemożliwe - zdezawuowanie zawartych w nim treści i uprzedzenie ewentualnych zarzutów dotyczących powiązań polityków PO ze środowiskiem byłych WSI. Priorytetem pozostawała osłona politycznego patrona wojskowych służb - Bronisława Komorowskiego.

    Te same intencje, przyświecają inspiratorom obecnych działań.

    Za akt pierwszy, można uznać wypowiedź Bronisława Komorowskiego z 8 lutego 2010 roku z programu „Kropka nad i” . Padły wówczas „prorocze” słowa - „Moi przeciwnicy będą szukali na mnie haków, ale ja się prawdy nie boję, bo ta jest dla mnie korzystna. Jestem przygotowany na walkę, również tę z użyciem haków”. Natychmiast zawtórował mu były szef WSI gen. Marek Dukaczewski i w wywiadzie dla „Polska The Times” z dn.15 lutego br. stwierdził: „Za chwilę wybory prezydenckie, jestem gotów się założyć, że w ciągu dziesięciu dni od naszej rozmowy skopiowane nielegalnie materiały WSI zostaną użyte przeciwko jednemu z kandydatów”.

    Dukaczewski zakład przegrał, nie przeszkodziło to jednak Pawłowi Wrońskiemu z „Gazety Wyborczej” zadać wkrótce „dramatycznego” pytania - „Czy wrócą haki z WSI?” i informować, że „gen. Dukaczewski twierdzi, że materiały WSI mogą być nadal politycznie rozgrywane. Podlegające prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu BBN ma bowiem część tych dokumentów.”

    Kilka dni później Komorowski, mówiąc o Raporcie z Weryfikacji WSI nie krył, że obronę dobrego imienia tej formacji utożsamia z własnym, politycznym interesem. Ocenił bowiem, że „znaczna część tego dokumentu została wymierzona w niego, jako narzędzie do zwalczania go. "Na tej zasadzie, że jako były minister obrony w sposób naturalny musiałem się przeciwstawić próbie zlikwidowania, skutecznej niestety próbie zlikwidowania, wojskowego wywiadu i kontrwywiadu" – wyznał marszałek Sejmu.

    Usłyszeliśmy także - „Jestem przekonany, że papiery WSI nadal będą używane” oraz dowiedzieliśmy się, że „specjalnością PiS jest polityka hakowa”.

    Niezastąpieni w rezonowaniu głosów przyjaciół WSI - Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski w tekście „Co kryją lochy Lecha” stwierdzili zatem, że wiedzą, iż urzędnicy prezydenta Kaczyńskiego „ukrywają w czeluściach jego kancelarii nagrania zeznań oficerów WSI, polityków i innych osób składane przed komisją weryfikacyjną Macierewicza”. Skąd dziennikarze posiedli tajemną wiedzę – niestety, nie zechcieli nas poinformować.
    ...

    OdpowiedzUsuń
  5. II.

    Cel obecnych działań – stanowiących kontynuację afery marszałkowej jasno wyłożył przed kilkoma tygodniami Paweł Graś, formułując żądanie: „Prezydent powinien przekazać premierowi aneks do raportu WSI. - Nie może być tak, że ten dokument może czytać tylko ktoś o nazwisku Kaczyński”. Tym samym – Graś potwierdził, że ludzie Platformy mają realne podstawy obawiać się treści zawartych w aneksie, a celem obecnej kombinacji jest wydobycie dokumentu lub wyprzedzające zdezawuowanie jego treści.

    Dlatego „gra hakami” – zapoczątkowana przez Komorowskiego i Dukaczewskiego, może nie skończyć się na pobrzękiwaniu medialną szabelką. Duża stawka, jaką jest prezydentura dla Komorowskiego i otwarte zaangażowanie ludzi WSI uprawnia do podejrzeń, że w zbliżającej się kampanii wyborczej zostaną zastosowane środki właściwe dla arsenału służb.

    Na taki zamiar, może wskazywać medialna ofensywa pomówień, jaką od wielu dni prowadzą politycy PO, wespół z gen. Dukaczewskim – oskarżając opozycję o zamiar posługiwania się wiedzą, uzyskaną podczas procesu likwidacji WSI.

    Jeśli formułuje się oskarżenie, że opozycja chce posłużyć się „hakami” skrywanymi w „lochach” Pałacu Prezydenckiego – czyż legalizacją poważnego zarzutu nie może być publikacja treści dokumentu pochodzącego rzekomo z aneksu, lub materiałów znajdujących się w posiadaniu Kancelarii? Nie od dziś wiadomo, że w III RP kreowanie rzeczywistości, a cóż dopiero jej faktyczne uzasadnienie - jest zadaniem, które tajne służby chętnie wykonują.

    Możemy sobie wyobrazić, że w odpowiednim momencie jedna z gazet ujawnia treść tajnego dokumentu, bądź nagrania, do którego mieli dostęp ludzie Komisji Weryfikacyjnej. Publikacja dotyczy któregoś z polityków, startujących w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. Reakcja mediów i polityków PO jest łatwa do przewidzenia. Następuje festiwal pełnych oburzenia wystąpień, przypuszcza się atak na prezydenta i opozycję, gromi „brudną grę hakami” i rozpacza nad likwidacją służby, która „dawała gwarancje ochrony tajemnic”.

    Czy taki scenariusz wydaje się nierealny? Niekoniecznie.

    Nie wolno zapominać, że wielu ludzi WSW/WSI może dysponować "prywatnymi archiwami", w tym materiałami z akt dotyczących rozpracowania polityków. Już w roku 2003, przewidując rozwiązanie tej formacji, na jednej z odpraw ścisłego kierownictwa poinformowano oficerów, że najprawdopodobniej służba zostanie zniesiona i należy się do tego przygotowywać. Można podejrzewać – bo taka praktyka była realizowana w trakcie rozwiązania SB, że wielu oficerów przygotowało dostatecznie rozbudowane archiwa, by zapewnić sobie spokojną starość i zabezpieczyć się przed skutkami likwidacji. One głównie, decydują dziś o roli, jaką środowisko WSI pełni w życiu publicznym.

    Ludzie WSI posiadają również wiedzę z przesłuchań przed Komisją Weryfikacyjną, potrafią zatem przewidzieć obszar tematów, o jakich mówi aneks do Raportu. Nie można też wykluczyć prowokacji ze strony obcych służb, zainteresowanych generowaniem konfliktów politycznych w okresie kampanii wyborczej.
    ...

    OdpowiedzUsuń
  6. III.


    Przed kilkoma dniami, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło, nawiązując do informacji medialnych o przechowywanych przez BBN dokumentach z prac komisji weryfikacyjnej WSI oskarżył Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, że jest źródłem przecieku dla "Gazety Wyborczej". Jeśli takie, poważne oskarżenie padło - prawdopodobieństwo prowokacji z udziałem ludzi tajnych służb istotnie wzrasta.

    Joseph Conrad w powieści „Tajny agent” przedstawił ciekawy dialog sekretarza ambasady rosyjskiej Vladimira z prowokatorem – anarchistą Adolphem Verlocem: „Czego sobie w obecnej chwili życzymy, to zaakcentowanie niepokoju… fermentu, który niewątpliwie istnieje…” wyznaje Rosjanin. I stwierdza: „Obecnie potrzebne jest nie pisanie, ale spowodowanie jakiegoś określonego, znaczącego faktu, powiedziałbym niemal – faktu przerażającego”.

    Granica między opisem nieistniejącej rzeczywistości, a jej wykreowaniem, jest nieprzekraczalna dla pisarza. Również dla mediów – choćby najbardziej zaangażowanych w wspieranie rządzących. Doświadczenia z przebiegu afery marszałkowej uczą jednak, że tylko ludzie służb potrafią zrealizować to, co media zaledwie antycypują w oparciu o przecieki.
    Jeśli powtarza się kłamstwa o „lochach” skrywających tajemnice i straszy Polaków „hakami z WSI” – może się okazać, że fikcja ma przybrać całkiem realny kształt.

    Artykuł opublikowany w miesięczniku „Nowe Państwo” nr.3/2010

    OdpowiedzUsuń
  7. Awidyne,

    Witam,

    Wprawdzie donosicielstwo nie jest dziedziczne, ale informacja o skłonnościach Polaków świadczy, że uodporniliśmy się na tę zarazę. Nie traktujemy jej w sposób na jaki zasługuje i nie dostrzegamy zła, które kroczy za każdym przypadkiem donosicielstwa.
    Donoszenie na innych jest zawsze i wszędzie rzeczą naganną, jednak współpraca z komunistyczną bezpieką ma szczególnie destrukcyjny wymiar. Ja nazwałem go "wychowaniem do nienawiści", ale w dokumencie, o którym polscy hierarchowie już dawno zapomnieli, zatytułowanym "Memoriał Episkopatu Polski w sprawie współpracy niektórych duchownych z organami bezpieczeństwa w Polsce w latach 1944-1989" napisano m.in:
    " Istota zła współpracy z wrogami Kościoła polega na dobrowolnym podporządkowaniu się totalitarnej władzy i oddaniu się do jej dyspozycji. Takie podporządkowanie uderza wprost w sumienie tego, kto się podporządkowuje. Nie musi on nic innego uczynić, ale samo przyrzeczenie lojalności wobec władzy wrogo nastawionej do Kościoła i religii jest ciosem wymierzonym w jego własne sumienie. Organom bezpieczeństwa PRL wbrew pozorom nie zależało tylko na przekazywanych wiadomościach, ale na związaniu sumienia tego, kto podpisał współpracę z nimi. On nie musiał przekazać żadnej wiadomości; wystarczyło, że szedł przez życie ze świadomością zdrady, jakiej dokonał, podpisując "umowę o współpracę" z władzami niszczącymi wartości religijne i moralne."

    Nie znam liczb mówiących o przypadkach przewerbowania i myślę, że nikt nie jest w stanie wskazać takich statystyk. Przed wieloma laty Henryk Piecuch twierdził, że według rachunku prawdopodobieństwa, analizy metod działania oraz znajomości stopnia zinfiltrowania peerelowskich służb przez obce wywiady wolno przyjąć, że procentowy skład obcej agentury w strukturach "oddelegowanych" do służby w III RP jest następujący:
    - dla służb sowieckich pracuje ok 55-65 %
    - dla służb niemieckich - 15-25 %
    - dla izraelskich 5-15 %
    - amerykańskich- 5-10 %
    - dla innych(francuskie, brytyjskie) - 10-15%

    Oczywiście, nie sposób dowieść, na ile prawdziwe są takie szacunki.
    Proszę też pamiętać, że pełne dossier tzw. służb specjalnych PRL znajduje się w Moskwie. Są tam nie tylko dane funkcjonariuszy, ale materiały dotyczące agentury. W tym również takiej, o której nie wiedzieli pomniejsi i najwięksi esbecy.
    Ten fakt ma istotne znaczenie, gdybyśmy chcieli ocenić "przydatność" agentury pracującej na rzecz SB, Stasi, StB czy innej megasowieckiej formacji. Ci ludzie są całkowicie transparentni dla służb rosyjskich, co sprawia, że ich wykorzystanie "na odcinku wschodnim" (ale też w innych miejscach) nie wchodzi w rachubę.
    Dlatego m.in między bajki można włożyć opowieści Tomasza Turowskiego o "zdekonspirowaniu" jego misji w Moskwie (a taką też argumentację podzielił sąd lustracyjny). Bo jakże można zdekonspirować człowieka, który był wieloletnim oficerem SB działającym na rzecz Sowietów i został w roku 1998 opisany przez rosyjską prasę jako pracownik wywiadu III RP?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam

      A co według Pana stało się na Węgrzech? Bo przecież tam podobnie jak u nas też została zainstalowana bezpieka. Wg Michalkiewicza Frnacja, Niemcy, Rosja tak "wyślizgały" tamte służby, że one jednym susum przeskoczyły na stronę umęczonego narodu, żeby im coś odwojował - ale trzeba mu pozwolić i pozwalają. I Michnik jedzie na Orbana, Żydzi (amerykańscy) jadą na Orbana. Unia jedzie na Orbana i ci wszyscy banksterzy też. A tam na Węgrzech on nie ma praktycznie żadnej opozycji. A on przykręca śrubę Węgrom. Ale ostatnio był też w Rosji i podpisał kontrakt z Rosatomem na budowę elektrowni atomowej. Czy tamtejsze służby mu pozwalają? czy trzeba jakoś inaczej tłumaczyć ich działanie. I co mogą zrobić 'nasze" służby jak nasz kraj się już totalnie zwinie. Wczoraj podali w gazecie prawmej że w 2013 roku mogło z naszego kraju wyjechać ponad pół miliona osob (na pewno do Niemiec wyjechało 200 tys - bo to jest oficjalnie podane przez tamtejsze urzeędy) link: http://serwisy.gazetaprawna.pl/praca-i-kariera/artykuly/776911,emigracyjne_tsunami_2013_w_ciagu_ostatniego_roku_z_kraju_wyjechalo_nawet_pol_miliona_osob.html,1,4
      A Węgrzy tak podobno zostali wyślizgani że przeciętny Węgier musi płacić państwowej firmie francuskiej za wodę z Dunaju

      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Pani Urszulo,

    "Kreowanie znaczących faktów" (ale także pomniejszych bzdur) zostało opanowane do perfekcji przez rządzący reżim. Znać w tym oczywiście rękę "fachowców" z SB, bo wiele spraw ma cechy wręcz klasycznych kombinacji operacyjnych, ale ta łatwość ma jeszcze inną przyczynę. Wielokrotnie o tym pisałem, zatem dodam tylko, że podatność "naszych" mediów (przoduje w tym niezalezna.pl) i blogerów na rozmaite "wrzutki" i tematy zastępcze, jest wręcz żenująca.
    To już nie pojedyncze przypadki głupoty, ale epidemia.
    Myślę, że w wielu przypadkach ma ona jednak "drugie dno".
    Arcyważną sprawę "Lamosa"/abp.Bolonka przemilcza się (jak sądzę) w imię zachowania "dobrych relacji" z hierarchami Kościoła i zadowolenia tych środowisk, które uznają się za "prawicowe". Ta sprawa parzy w ręce koncesjonowanych katolików i tych, którzy przymykali oczy na rozliczne akty zgorszenia z udziałem hierarchów.
    Jest to postawa szczególnie haniebna w przypadku miejsc, w których pisze się dziś o 10 rocznicy śmierci płk Ryszarda Kuklińskiego. Owszem - broni się polskiego bohatera przed pomówieniami esbeków i ich agentury, ale słowem nie wspomina o "księciu Kościoła", który jest prawdopodobnie odpowiedzialny za dekonspirację pułkownika i sprowadzenie nań śmiertelnego zagrożenia.
    Przykłady takiej faryzejskiej postawy są coraz liczniejsze, bo - jak kiedyś pisałem - przyzwolenie na jedno draństwo, pociąga zgodę na inne. Dziś np. przeszła przez "nasze" media fala oburzenia na postawę wojewody lubelskiego Jolanty Szołno-Koguc, która sprzeciwiła się, aby na pomniku Polaków pomordowanych na Wołyniu przez Ukraińców znalazło się sformułowanie, że było to ludobójstwo. W tym "świętym" oburzeniu przodowały tzw. katolickie media. Nigdzie jednak nie przypomniano, że to historyczne łgarstwo wynika nie tylko z antypolskiego charakteru obecnego reżimu, ale było efektem swoistego konsensusu dwóch bliskich sobie środowisk: hierarchów i Belwederu. Określenie zastępcze - „czystka etniczna” zostało po raz pierwszy użyte w "deklaracji o pojednaniu” podpisanej 28 czerwca 2013 r. przez Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski i Metropolitę Kijowsko-Halickiego Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Następnie powtórzył je lokator Belwederu. Oba środowiska szczególnie wystrzegały się używania określenia "ludobójstwo".
    To są współcześni "ojcowie" postawy wojewody lubelskiego, ale o tym wymiarze "ojcostwa" "nasze" media nawet nie wspomną.


    Wiadomość o jutrzejszej rozprawie Sumlińskiego jest bardzo ważna. To jedna z tych spraw, o których nie dowiemy się od "naszych" dziennikarzy. Jak napisał jeden z blogerów: "bliżej jest z warszawskich redakcji na Majdan,niż na ulicę Kocjana".

    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za przypomnienie dawnego tekstu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam, w artykule p. Aleksander napisał, że trudno jest zrozumieć postawę społeczeństwa polskiego w ciągu ostatnich 25 lat, akceptującego donosicielstwo. Może przyczyną jest zamazanie obrazu. Przed '89 było duże poczucie wzajemnych więzi społecznych i oczywiste potępienie donosicieli. Po '89 radykalni z Solidarności zostali celowo odsunięci, nastąpił czas zmiękczania społeczeństwa, czas tzw grubej kreski.Społeczeństwo zostało dodatkowo przygniecione walką o chleb codzienny - mam na myśli ogromną inflację z początku lat '90. Można powiedzieć, że Polacy odczuli ogromną dezorientację, stąd ta bierność. Z dopustu Bożego nastąpił zamach w Smoleńsku, abyśmy się obudzili i rozejrzeli dookoła - w jakim kraju żyjemy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aleksander Ścios

    W komentarzach pod poprzednim artykułem napisał Pan:
    „`Gotowość` (…) zawsze oznacza wiedzę. Po to, by być gotowym, trzeba wpierw wiedzieć: na co, gdzie i jak oraz kim jest przeciwnik i jakimi środkami można go pokonać. Choćby dlatego, by nie czekać aż ktoś `u góry jaśniej się wysłowi`.
    Nie ma dziś miejsca dla `pospolitego ruszenia`. Jest natomiast konieczność budowania `kadrówki`, głównie wśród ludzi młodych, nieskażonych piętnem III RP.
    Obawiam się też, że tak pojmowanej gotowości Polacy jeszcze nie posiadają.”

    Muszę się z Panem zgodzić w zasadzie. W szczególe nie pomijałbym jednak, nie bagatelizował roli pospolitaków. Któż bowiem, gdy zajdzie potrzeba, stanie zajadlej, niż przekonany, świadomy wolentarz? – zwłaszcza, gdy, jak wyjaśniał to pan Zagłoba, zamiast włóczyć go końmi po majdanie, przekonać go argumentem i ładnie poprosić? :)) Kto stworzy atmosferę w kraju, bez której „kadrówka” wprawdzie może wykonać najtrudniejszą, najbardziej profesjonalną robotę, przejmując kontrolę nad centralnymi ośrodkami decyzyjnymi, ale w dłuższej perspektywie będzie musiała działać w środowisku przychylnie nastawionych obywateli. Kto, jeśli nie pospolitacy, wyczyści kraj z tych 3 milionów teczek, nie tylko z najwyższej półki, ale i tych rozpełźniętych po spółdzielniach, stowarzyszeniach działkowców i hodowców rybek, lokalnych gazetkach, samorządach?

    Polacy nie są gotowi, nie wszyscy, nawet nie większość. Zawsze jednak zmiany dokonują się poprzez aktywność tych najbardziej świadomych i gotowych do poświęceń, którzy są w mniejszości. Tym bardziej, gdy zaczynają pojawiać się pierwsze jaskółki wiosny i sytuacja zewnętrzna zaczyna nam sprzyjać: „New Dimensions of U.S. Foreign Policy Toward Russia” – by George Friedman.

    Dlatego jeszcze raz Wieszcz:

    Wiecie, słuch dawno chodzi między zaściankami,
    Że się na wielkie rzeczy zanosi na świecie;
    Ksiądz Robak o tem gadał, wszakże wszyscy wiecie?"
    "Wiemy!" - krzyknęli. - "Dobrze. Owoż mądrej głowie -
    Ciągnął mowca spojrzawszy bystro - dość dwie słowie,
    Nieprawdaż?" "Prawda!" - rzekli. - "Gdy cesarz francuski -
    Rzekł Klucznik - stąd przyciąga, a stamtąd car ruski:
    Więc wojna, car z cesarzem, królowie z królami
    Pójdą za łby, jak zwykle między monarchami;
    A nam czy siedzieć cicho? Gdy wielki wielkiego
    Będzie dusić, my duśmy mniejszych, każdy swego.
    Z góry i z dołu, wielcy wielkich, małych mali,
    Jak zaczniem ciąć, tak całe szelmostwo się zwali

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń


  11. Jest jak przewidywaliśmy, Panie Aleksandrze.

    Nie trzeba było nawet tygodnia!

    Arcyważny temat identyfikacji agenta w mitrze - "Lamosa"/ Bolonka, który wydał na śmierć bohatera, zniknął totalnie! Także z internetu.

    Najwyraźniej okazał się, jak Pan sygnalizował, niewygodny dla wszystkich. Także dla patryotów i patryotycznych portali. Na "kościelnych" cenzura pełną gębą od samego początku, a PiS już w blokach startowych przed wyborami,

    Słychać gromkie okrzyki przedbitewne, przepraszam, przed-biegowe: "100 dni do eurowyborów. PiS na czele wyścigu". Jasne! Kto by się teraz biskupom narażał?

    A żeby kościół zbadał sprawę sam z siebie? Hospody, pomyłuj!!! Cóż za pomysł niedorzeczny? Ks. Dziwisz powiedział, że nie wierzy, i... wystarczy!

    Ciekawe, czy Watykan będzie równie pryncypialny?

    Wprawdzie nuncjusza Wesołowskiego z Dominikany odwołano, ale... za pedofilię.

    Wszystko potoczy się pewnie tak, jak przewiduje ks. Isakowicz-Zaleski, który akurat w sprawach kościelnych rzadko się myli. Cytuję z jego blogu:

    "Co zrobi Kościół? Przypuszczam, że tak jak dotychczas zastosuje zasadę: przemilczeć i zadeptać. Przynajmniej do czasu, gdy władze w strukturach kościelnych sprawować będą "Cappino", "Zefir" i "Dąbrowski" vel "Wiktor"."


    A i sam pułkownik - dziś jeszcze przemknął tu i ówdzie, ale i on sam i jego śmieszne bohaterstwo ucicha... ucicha...

    Dla dzisiejszej GP z "wystrzałową" (do bólu) okładką i leadem 'KUKLIŃSKI OSKARŻA MICHNIKA" >klik< - tylko ten fakt okazał się godny szczególnego upamiętnienia...

    Żałosne czasy, żałośni ludzie.


    Pozdrawiam Pana bardzo serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
  12. Są też, na szczęście, wyjątki.

    Z wielką przyjemnością linkuję wypowiedź dla TVR - generała Romana Polko:

    http://www.youtube.com/watch?v=EXe470TRLTU

    OdpowiedzUsuń
  13. Do Wszystkich

    Czy można powiedzieć to jeszcze jaśniej?

    "W czasie przesłuchania wiele razy padło nazwisko Bronisława Komorowskiego, omawiana była sprawa udziału obecnego prezydenta w prowokacji wymierzonej w komisję weryfikacyjną. Skoro rzecz dotyczy głowy państwa to znaczy, że sprawa dotyka bezpieczeństwa Polski. Jak ważne dla bezpieczeństwa narodowego jest zatem wyjaśnienie tej prowokacji?

    Uważam, że sprawa prowokacji wobec komisji weryfikacyjnej jest częścią ataku na bezpieczeństwo państwa polskiego. Ona jest jedynie narzędziem, używanym przeciwko bezpieczeństwu państwa. To narzędzie jest wykorzystywane w celu zmian zarówno wewnętrznego ładu Rzeczypospolitej opartego na wolnych wyborach i demokracji oraz ładzie niepodległościowym, jak i w celu zmiany naszego umiejscowienia geopolitycznego w kierunku osłabienia więzi ze Stanami Zjednoczonymi i przesunięcia Polski w stronę większego uzależnienia od Rosji."

    http://wpolityce.pl/wydarzenia/74091-macierewicz-sprawa-prowokacji-wobec-komisji-weryfikacyjnej-jest-czescia-ataku-na-bezpieczenstwo-panstwa-polskiego-nasz-wywiad

    Co do "Lamosa": sprawa zamknięta - zanim Rzym przemówił choć słowem.

    OdpowiedzUsuń
  14. .

    Bardzo smutna wiadomość: umarł Pan Zbigniew Romaszewski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to również wiadomość bardzo smutna, bo odszedł człowiek niezwykle prawy, odważny i wrażliwy na ludzką krzywdę. Coraz mniej postaci z "takiej" gliny.
      Niech Bóg da mu wieczną nagrodę w niebie.

      Usuń
    2. Wieczny odpoczynek
      racz mu dać Panie
      a Światłość Wiekuista
      niechaj mu świeci
      niech odpoczywa
      w Pokoju Wiecznym

      Usuń
  15. Anna13,

    Słusznie Pani zauważyła, że przyczyna akceptacji dla donosicielstwa i zdrady tkwi w "zamazaniu obrazu". To temat znacznie szerszy, gdyż obejmuje nie tylko nasz stosunek do prawdy ale do komunizmu i całej rzeczywistości PRL-u.
    Proces „oswajania” Polaków z tymi obcymi tworami i infekowania nimi polskości, nie miałby szans powodzenia, gdyby komuniści nie posłużyli się starym podstępem i nie znaleźli ludzi gotowych do odegrania podwójnej roli: partnerów komunistycznej zgrai, a jednocześnie rzekomych reprezentantów interesów społeczeństwa.
    W pewnym momencie zdecydowano, że zamiast zmuszać Polaków do przyjęcia obcej tradycji, trzeba stworzyć fikcyjny obraz „przeciwnika”, żarliwego „opozycjonisty” walczącego z reżimem z pobudek ideowych. Taka postać mogła liczyć na akceptację społeczeństwa, a nawet stać się nośnikiem nadziei na niepodległą Polskę.
    Nasza rodzima odmiana tzw. koncepcji konwergencji, prowadząca do narzucenia fałszywej teorii „zbieżności” komunizmu z polskością, rozpoczęła się właśnie od wykreowania „opozycji demokratycznej” i namaszczenia jej członków na wyrazicieli dążeń narodu. To oni mieli przekonać Polaków, że komunizm jest reformowalny i ewolucyjny, a „polscy komuniści” zasługują na miano patriotów i ludzi zatroskanych o Polskę. I choć wytypowani do tej roli „opozycjoniści” wywodzili się najczęściej ze środowisk bliskich komunizmowi i stosowali środki socjotechniczne właściwe dla propagandy komunistycznej, zostali przez Polaków uznani za antykomunistów i przeciwników systemu. Tak bardzo przecież chcieliśmy wolnej Polski.
    Gdy zaakceptowano ten fałszywy obraz, następny krok był łatwy. Wystarczyło, że ci, których obdarzono zaufaniem nazwali kilku bandytów "ludźmi honoru", a rzeszę donosicieli "autorytetami". Polacy uwierzyli. Niestety, wierzą do dziś, bo gdyby uświadomili sobie skalę oszustwa i pogardę z jaką ich potraktowano, dni owych "autorytetów" i "ludzi honoru" byłyby policzone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A. ŚCios,

      obawiam się, że może Pan się mylić. Uświadomienie sobie skali oszustwa i pogardy mogłoby wywołać u wielkiej części społeczeńswta raczej chęć pójścia w zaparte w ocenie rzeczywistości. ,,Nikt nie godzi się z ochotą, z tym, że zwykłym jest idiotą".

      pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  16. viva cristo rey,

    Otóż na tym polega problem, że my takiej "kadrówki" nie mamy i długo mieć nie będziemy. Nie da się jej stworzyć pod "linię partyjną" ani wyhodować na tym,co nazywamy "naszymi" mediami.

    Odnośnie "jaskółek". Od dobrej analizy Friedmana do praktyki działań politycznych jeszcze daleka droga. Proszę też zauważyć, w jaki sposób postrzegają Rosję "nasi" publicyści i eksperci. W ich oczach ten cherlawy twór urasta do rangi światowego mocarstwa, zaś straszenie Polaków iskanderami jest wręcz patriotycznym obowiązkiem.

    Pozdrawiam Pana

    OdpowiedzUsuń
  17. Pani Urszulo,

    Zasada: przemilczeć i zadeptać, okazywała się dotąd skuteczna, więc dlaczego nie stosować jej nadal? Tym chętnie, że jest ściśle przestrzegana przez "nasze" media i grono koncesjonowanych katolików.
    Zawsze też można ogłosić kolejną odsłonę "ataków na Kościół" i przystroić się w szaty "prześladowanych" hierarchów.
    Mam jeszcze nadzieję, że sprawą Lamosa będą zainteresowane niektóre środowiska polonijne i to one zwrócą się do Watykanu.
    Jednocześnie nie spodziewam się reakcji na "najwyższym szczeblu". Zapytałem przedwczoraj pytanie panu Gmyzowi: czy z jego wypowiedzi, iż "Stolica Apostolska mogła być poinformowana o dosyć niejasnej roli abp. Bolonka" należy wnioskować, że materiały na temat Lamosa były znane w Watykanie przed 2011r? Otrzymałem odpowiedź twierdzącą, co oznacza, że nominacja tego hierarchy na stanowisko nuncjusza apostolskiego w Macedonii została podjęta wówczas, gdy wiedziano już o jego przeszłości.

    Z Pani komentarzem w sprawie artykułu 'Kukliński oskarża Michnika" w pełni się zgadzam.
    To żałosne i smutne, jeśli postać polskiego patrioty i bohatera staje się w takim momencie swoistym "narzędziem" do dokopania komuś pokroju Michnika.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  18. Aleksander Ścios i Komentatorzy

    http://wiadomosci.onet.pl/kraj/abw-chce-scigac-antoniego-macierewicza/wxrxm

    Oni chyba naprawdę myślą, że uderzając szykanami w naszych liderów i nas samych, zniechęcą nas i przestraszą. Jeśli rzeczywiście tak uważają, to jest to kolejny dowód, że stanowią z gruntu obcą, wrogą narośl na ciele polskiego narodu, nie rozumiejącą czym jest polska natura.

    Knut skuteczny jest w ich ojczyźnie, gdzie pojęcie wolności niewolników definiuje samowola ich pokracznego władcy. U nas wysysamy ją z mlekiem matki, dlatego ich pohukiwania tylko bardziej nas rozjuszą.

    Trzeba ZAPAMIĘTAĆ WSZYSTKIE IMIONA I NAZWISKA tych "jujów" - niech mają świadomość, że są namierzeni, a ich "zasługi" w bandyckiej służbie nie zostaną zapomniane. Jeśli chcą na nas polować, to niech wiedzą, że my możemy zapolować na nich. Nie tacy "twardziele" dostawali od naszych po d.....

    I jeśli się nie opamiętają - ZAPOLUJEMY.

    http://www.youtube.com/watch?v=JUmqt7uDRhE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. viva cristo rey,

      Proszę wybaczyć, ale tego typu deklaracje są całkowicie bezprzedmiotowe, a wręcz niepoważne. Może budują jakiś korzystny nastrój, ale nic ponadto.
      Nikt nie będzie na NICH "polował".
      Również dlatego, że Polacy nawet nie wiedzą jaką winę ponoszą ci ludzie.
      Póki słyszą bajania o demokracji, modernizacji i reformach - nie pozbędą się mentalności niewolniczej.

      Usuń
    2. A, bo to, panie Aleksandrze, szlag człowieka trafia...

      Może z tym polowaniem to faktycznie przesada, choć pewnie są tacy, którzy i na tym dobrze się znają. Ale że trzeba ich zapamiętać, to trzeba. Kiedyś znajdą się dla nich właściwe sądy.

      Co do działania PiS (programowanie, dialogowanie, perswadowanie itp) to ma Pan rację. Słabo to wszystko wygląda.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  19. C.D.

    http://niezalezna.pl/51852-koalicja-sluzb-specjalnych-przeciw-macierewiczowi-trwa-szukanie-paragrafu-na-posla-pis

    OdpowiedzUsuń
  20. dzień dobry,

    Bardzo przepraszam za post nie na temat, szukałem i nie mogę znaleźć. Pan Ścios kiedyś pisał o lutracji podając liczby i jak to wyglądało. Nie mogę znaleźć tego artykułu, czy ktoś z państwa może ma gdzieś link? Będę bardzo wdzięczny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. Dawid,

    Nie bardzo wiem, o jakie informacje Pan pyta.Gdyby Pan uściślił, wskazałbym tekst.
    Owszem, pisałem wielokrotnie o lustracji, ale chyba tylko w tekście "W KOMUNISTYCZNYM GORSECIE SŁUŻALCZOŚCI" podałem liczby dotyczące środowiska sędziowskiego:
    http://bezdekretu.blogspot.com/2011/08/w-komunistycznym-gorsecie-suzalczosci.html

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  22. Witam.
    „Ten zwycięża (choćby był powalony, zdeptany), kto miłuje, a nie ten, kto w nienawiści depcze. Kto nienawidzi ten przegrał. Kto mobilizuje nienawiść, ten przegrał. Kto walczy z Bogiem miłości, już przegrał. (…)”.Kard. Wyszyński
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  23. AGENTURA - WYCHOWANIE DO NIENAWIŚCI

    Panie Aleksandrze .

    Komuna Wychowywała do nienawiści ,a III RP tylko to kontynuuje .

    SYMBOLE : Stocznia Gdańska im.Lenina , Nowa Huta im. Lenina ,były Stalinogród - bardzo dużo się przyczyniły do upadku (?) Komunizmu ( a może przemiany) w tej chwili już powoli zapominanej nazwy Komunizm (bardziej modny jest w tej chwili nazizm ,antysemityzm polski ,polskie obozy zagłady itp.) .

    Potem te SYMBOLE i Ci co te symbole wspierali zaczęli zgodnie z Prawem Rzymskim ginąć .

    Niewolnik zabija Pana - to wszyscy Niewolnicy tego Pana z czasem też giną.
    ===========================================================

    /Włochy: Obrona Lenina
    We Włoszech całodzienną wartę zaciągną dziś działacze partii marksistowsko-leninowskiej przed pomnikiem wodza rewolucji. Będzie to zadośćuczynienie za próbę zbezczeszczenia go niedawno przez “nieznanych sprawców”./


    Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/swiat/news-wlochy-obrona-lenina,nId,1106742?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome



    WSI , Tusk TVN zaczęli walkę z kibolami .

    Walka się toczy nadal

    Zobaczymy co będzie dalej .

    Oby, już Niewolników nie krzyżowano tak jak za Powstania Spartakusa ,chociaż z czasem ...po tych tysiącach Krzyży .....,których uwieńczeniem był Krzyż Chrystusa .
    Państwo Rzymskie i tak upadło ,a w nim potem rządziła Wiara Niewolników ,czyli Chrześcijaństwo .

    W obecnym czasie stosuje się bardziej wyrafinowane metody .

    Polecam do obejrzenia oprawę meczu a w środku płonący wóz TVN-u .

    Mecz :
    Legia Warszawa -Korona Kielce

    "Oprawa na początek meczu z Koroną - Sorry taki mamy klimat"



    http://www.youtube.com/watch?v=dEOPYGnfFhg



    Wcale się nie dziwię ,że - Właściciel TVN pozbył się Legii Warszawa .

    http://www.press.pl/newsy/telewizja/pokaz/43941,Wlasciciel-TVN-pozbywa-sie-Legii-Warszawa


    Kiedyś - Św. Piotr ,przed tym gdy zdecydował się wrócić ,aby Go ukrzyżowano ...w czasie największej Potęgi Rzymu ...

    -zadał Pytanie


    Quo vadis, Domine?

    OdpowiedzUsuń
  24. ŻAŁOSNE CZASY, cd.

    http://niezalezna.pl/51964-kaczynski-wyznacza-termin-debaty-3-marca-rozmawiajmy-merytorycznie-o-zdrowiu

    "W tym kontekście pojawia się [...] problem powinności człowieka honorowego. Ten bowiem nie podejmuje polemiki ani dyskusji z kimś, kto nie zasługuje na miano godnego przeciwnika, kto posługuje się fałszem, zdradą i przemocą, a z własnego państwa uczynił folwark prywaty i obcego dominium."

    http://bezdekretu.blogspot.com/2011/08/nie-rozmawiac.html

    OdpowiedzUsuń
  25. !!!

    Gdyby pan Kaczyński zapomniał, z kim staje do "debaty": trzy zdjęcia przypominające, że zamierza rozmawiać z człowiekiem, który nad okaleczonymi zwłokami prezydenta Polski - usiłował robić "żółwiki" z Putinem:

    KLIK

    Po czym szukał "ukojenia" w jego objęciach (zimny wzrok Putina starczy za wszystkie trybunały):

    KLIK

    KLIK

    Tydzień temu obchodzili(śmy) 46 miesięcznicę smoleńską...


    WSTYD, taki, że aż dławi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Urszulo

      Ciśnie się też na usta pytanie: PO CO???

      Czy nie po to, by w nagrodę za układność i kindersztubę uzyskać lawinę pochwał tego pokroju?:

      http://wiadomosci.onet.pl/kraj/olbrychski-jestem-pod-wrazeniem-kunsztu-aktorskiego-kaczynskiego/kq1b8

      Jak już zaczyna się wszystko dobrze układać, gdy zgnilizna obecnego reżimu staje się coraz bardziej nie do zniesienia dla coraz szerszych kręgów zjadaczy chleba, gdy zaczynają nam sprzyjać procesy zewnętrzne, gdy można by podejmować z dużymi widokami na powodzenie walkę na całkowite przetrącenie kręgosłupa sowieckiemu zombie - taki POMYSŁ (???).

      PO CO???

      Pozdrawiam serdecznie


      Usuń