Nie można wygrać wojny z wrogiem zewnętrznym, jeśli we własnym
kraju zezwala się na bezkarność targowiczan,aprobuje
donosicielstwo i zdradę,hołubi wrogie ośrodki propagandy.
Nie można obronić Polaków przed kombinacją obcych służb i
szajką fałszerzy, jeśli rządzą nami wyznawcy zgubnej „strategii
dialogu i kompromisu”, zaś politykę III RP kształtują
mitolodzy „georealizmu”.
Za bezmiar słabości i głupoty rządzących,zapłacimy my i
następne pokolenia Polaków.
Mam świadomość, że analiza realiów pod rządami „dobrej
zmiany”, to czynność tyleż jałową, jak bezużyteczna. Nie jest
potrzebna – ani tym, którzy rządzą, mając w pogardzie fakty i
przyszłość mojego kraju, ani tym, którzy są rządzeni i za całą
„troskę o Polskę” wystarcza im propaganda i emocjonalny bełkot.
Jeśli sięgam po temat „konfliktu polsko-żydowskiego”, to tylko
dlatego, że konsekwencje skandalicznych zachowań ludzi PiS spadną
wyłącznie na nas i tylko po to, by przypomnieć, że prosta relacja
skutku i przyczyny, obciąża partię Kaczyńskiego największą
winą.
Poziom prymitywnej demagogii, łgarstw i bezczelnej cenzury,
przekroczył dziś miarę przyzwoitości i jeśli moi rodacy dotąd
nie dostrzegli – gdzie zmierza obecna władza i czym przyjdzie nam
zapłacić za jej polityczne geszefty, zawdzięczają to wyłącznie
własnym ograniczeniom.
Pierwsze, zasadnicze kłamstwo polega na fałszywej definicji
przyczyn obecnego „konfliktu”.
Ta władza i jej partyjne media usilnie narzucają nam wizję
rzekomego „nieporozumienia” i „niezrozumienia” w relacjach
polsko-żydowskich oraz utrzymują, że sprawa ma kontekst polityczny
i zostanie wyciszona po wyborach w Izraelu.
Kwintesencją takiej wizji są słowa minister B.Kempy:”Kiedyś
w Izraelu skończy się kampania wyborcza. Po wyborach zawsze opada
kurz i mam nadzieję na wielką refleksję również tych środowisk.
Dlatego, że my chcemy współpracować i chcemy wzajemnie bardzo się
szanować”.
To argumentacja rażąco sprzeczna.
Jeśli mamy do czynienia wyłącznie z nieprawidłową interpretacją
zapisów ustawy o IPN oraz „brakiem refleksji”, jakże pogodzić
kategorię błędu z przypisywaniem Żydom świadomych intencji
politycznych? Gdyby zaś, nagłośniono temat z powodu wewnętrznych
walk politycznych w Izraelu i miałby on pomóc Netanjahu w reelekcji
(jego kadencja kończy się w 2019), gdzież tu miejsce na narrację
o „nieporozumieniu”?
Nie ma też wątpliwości, że owa kategoria błędu, byłaby
najłatwiejsza do pokonania – nawet dla nieudolnego rządu PiS.
Wystarczyłoby wyjaśnić naszym „żydowskim przyjaciołom”
zamysł ustawy i jej formalne przesłanki oraz przyjąć, że
nierozgarnięty „partner” zdobędzie się na refleksję. W
przypadku premiera rządu Izraela, byłaby to nawet wielce pożądana
postawa.
Ten człowiek traktuje bowiem prawdę historyczną w sposób
prawdziwie żydowski – poprzez pryzmat interesów własnego narodu.
Przed trzema laty, podczas Światowego Kongresu Syjonistycznego,
premier Izraela stwierdził, że Hitler wcale nie planował
eksterminacji Żydów. Zdaniem Netanjahu, namówił go do tego wielki
mufti Jerozolimy Al-Hadżdż Muhammad Amin al-Husajni. Skoro dla
„dokopania” Palestyńczykom, Netanjahu sięgnął po taka
brednię, dlaczego dziś miałby nie oskarżać Polaków o pomoc w
Holocauście?
Problem w tym, że trwający w „niewiedzy” Żydzi unikają
kontaktów z rządowym spec zespołem i nie wykazują żadnej woli
prowadzenia „dialogu”. To sprawia, że argument – „z
niezrozumienia”, sypie się w gruzy.
Osobnym tematem, choć związanym z fałszem tej argumentacji, jest
udział w poszczególnych akcjach (elementach kombinacji) osób
związanych ze służbami specjalnymi Izraela.
Nie uważam za przypadek, że Ronen Bergman jest dziennikarzem współpracującym z Mossadem i posiada uprzywilejowany dostęp do wyselekcjonowanych tajemnic izraelskiego wywiadu. Nie zdziwiło mnie również, że inna postać rozgrywająca - Jay Ruderman, ma za sobą służbę w Siłach Obronnych Izraela i przez wiele lat był dyrektorem Amerykańskiego Komitetu Spraw Publicznych Izraela (AIPAC) - „grupy lobbingowej”, która w roku 2006 stała się bohaterem głośnego skandalu szpiegowskiego w USA.
Nie uważam za przypadek, że Ronen Bergman jest dziennikarzem współpracującym z Mossadem i posiada uprzywilejowany dostęp do wyselekcjonowanych tajemnic izraelskiego wywiadu. Nie zdziwiło mnie również, że inna postać rozgrywająca - Jay Ruderman, ma za sobą służbę w Siłach Obronnych Izraela i przez wiele lat był dyrektorem Amerykańskiego Komitetu Spraw Publicznych Izraela (AIPAC) - „grupy lobbingowej”, która w roku 2006 stała się bohaterem głośnego skandalu szpiegowskiego w USA.
Rozpoznanie logiki kombinacji „konfliktu wokół ustawy” oraz
dostrzeżenie sekwencji, w jakiej jest ona rozgrywana ( strategie
nożyczek, gra w złego i dobrego policjanta) – wydają się
niedostępne dla służb III RP. A gdyby nawet je rozpoznawano, te
służby nie są zdolne do żadnej kontry.
Dlaczego więc politycy PiS chcą postępować według fałszywej
normy i dlaczego narzuca się ją Polakom?
Wyjaśnienie może być dwojakie: albo mamy do czynienia z idiotami,
niezdolnymi do rozpoznania poważnych zagrożeń, albo - taka
definicja odpowiada interesom obecnej władzy i jest dla niej
użyteczna. Odrzucając pierwsze podejrzenie, pozostaje uznać, że
to kłamstwo odpowiada interesom władzy - ponieważ nie zmusza jej
do twardych i zdecydowanych reakcji, jest zaś dla niej wygodne, bo
umożliwia zachowanie status quo oraz dogadywanie się z agresorem
poza wiedzą społeczeństwa.
Dość zrozumieć, że przyjmując fałszywą kategorię błędu,
wzmocnioną nadto sugestiami o „grze Rosji i Niemiec” (to temat
osobny, na który zabraknie tu miejsca), nie ma potrzeby wytaczania
ciężkich dział (twardych reakcji dyplomatycznych, ograniczenia
działalności środowisk żydowskich, wprowadzenia ustawy
reprywatyzacyjnej niekorzystnej dla tych środowisk, zerwania
kontaktów handlowych, sankcji karnych, itp.) oraz zachowuje się
opcję dokonania zmiany zakwestionowanej ustawy.
Takie posunięcia zostaną milcząco zaakceptowane, jeśli przedstawi
się je Polakom, jako efekt „rzeczowego, pozbawionego emocji
dialogu” i osłoni stałą argumentacją mitologów - o
„nieuleganiu prowokacji”. Użycie tych narzędzi, będzie
zaś możliwe, gdy wmówi się społeczeństwu, że mamy do czynienia
zaledwie z niewiedzą i błędem, a sama zmiana ustawy – niezależna
już od woli polityków, obejmie tylko „kwestie interpretacji”.
Wypowiedź szefa MSZ Czaputowicza, wyraźnie anonsuje taką intencję:
„Obawy jakie pojawiły się przy przyjętej przez rząd polski
ustawy o IPN, będą poddane doprecyzowaniu. Trybunał
Konstytucyjny zapewne rozwiąże obawy związane z interpretacją
nowelizacji ustawy o IPN”.
To słowa niezwykle
znamienne, w których uważny obserwator dostrzeże prawdę o
realiach III RP. Wypada się dziwić, że żaden z „obrońców
demokracji” nie zapytał ministra spraw zagranicznych – skąd
czerpie wiedzę o przyszłej decyzji „niezależnego” Trybunału?
Pytanie okazałoby
się kłopotliwe, jeśli
pytający miałby w pamięci
informację o propozycji
złożonej przez ambasadora Izraela w Polsce, Annę Azari. W rozmowie
z „wysokiej rangi politykiem obozu rządzącego”, miała ona
zaproponować, „by izraelskie wątpliwości zostały
rozwiane nie poprzez zmianę podpisanej przez prezydenta ustawy, ale
za pomocą zmian w uzasadnieniu do tego aktu prawnego.”
Można podejrzewać, że „niezależny” Trybunał podejmie
decyzję, nie tylko zgodną z antycypującym oświadczeniem szefa
MSZ, ale z propozycją pani ambasador. Podejrzenie jest tym mocniej
uzasadnione, że faktyczny ośrodek władzy – środowisko lokatora
Pałacu, otwarcie utrzymuje, że ustawa musi zostać zmieniona.
Medialnym echem odbiła się prymitywna wypowiedź Zofii
Romaszewskiej, jednak na prawdziwą uwagę zasługują słowa innego
prezydenckiego doradcy, prof. A.Zybertowicza. Ten pan bardzo otwarcie
wyłożył sedno „filozofii georealistów” i w zgodzie z
dogmatyką partyjnego „pragmatyzmu” stwierdził: „Prawda
bardzo często w polityce przegrywa. Aby polityk mógł zabiegać o
prawdę, musi zachować władzę, a żeby zachować władzę, często
musi ulegać siłom zewnętrznym, które na to pozwolą i w tym
pomagają”.
Dokonując przekładu na język polski, możemy odczytać:
„Najważniejsze dla układu PiS jest zachowanie władzy. Nawet za
cenę prawdy czy podległości obcym interesom”.
Nie mam wątpliwości, że ustawa o IPN zostanie zmieniona przez
Trybunał Konstytucyjny, a dokonane przez ten organ „doprecyzowania”,
okażą się zgodne z dyrektywą władz Izraela i wolą środowisk
żydowskich. Tylko w tym celu nowela trafiła do TK i tylko tą
okolicznością tłumaczę decyzję lokatora Pałacu Prezydenckiego.
Temu również służyły pouczenia J.Kaczyńskiego podczas ostatniej
miesięcznicy smoleńskiej, gdy szef PiS nakazał Polakom walkę z
„pewną ciężką chorobę duszy, chorobę umysłu - tą chorobą
jest antysemityzm. Musimy go odrzucać, zdecydowanie odrzucać”.
Kaczyński przypisał nam „ciężką chorobę antysemityzmu” w
chwili, gdy środowiska żydowskie opluwają Polaków, zarzucają nam
zbrodnie niemieckie i posądzają o nikczemne intencje. Ten
bohaterski polityk znalazł w sobie dość odwagi, by takimi słowami
potępić urojoną chorobę „polskiego antysemityzmu”.
Zabrakło mu jej, by choćby słowem nazwać agresora i napiętnować
realny antypolonizm środowisk żydowskich.
Drugie kłamstwo rządzących, polega na forsowaniu narracji, jakoby
„konflikt polsko-izraelski” stanowił dla nich ogromne
zaskoczenie i był efektem „zaniedbań polityki historycznej III
RP”.
To wygodna, tradycyjna dla środowiska PiS półprawda, która ma za
zadanie ukryć rzeczywisty obraz relacji polsko-żydowskich i zdjąć
odpowiedzialność z rządu „dobrej zmiany”.
Dość sięgnąć po doniesienia z minionych miesięcy, by dostrzec
całkowicie inny obraz.
Osłonięta propagandowo wizyta A.Dudy w Izraelu, w roku 2016,
przyniosła jedną, znamienną informację. Abraham Foxman, szef
Ligii Przeciw Zniesławieniom (ADL) poinformował, że z lokatorem
Pałacu rozmawiano wówczas o legislacji – „zdaniem żydowskich
organizacji niezbędnej, która pomoże zwalczać przejawy
antysemityzmu” oraz o kwestii restytucji mienia żydowskiego w
Polsce. Opinia publiczna nie została poinformowana o deklaracjach
lub obietnicach, złożonych w tym zakresie przez pana Dudę, a nie
można wykluczyć, że są one istotne dla prawidłowej oceny
obecnego „konfliktu”.
W sierpniu ubiegłego roku, prezes Kaczyński spotkał się z
przedstawicielami środowisk żydowskich. Oficjalny, natrętnie
nagłaśniany komunikat głosił, że było to spotkanie „pełne
wzajemnego zrozumienia”, zaś jego uczestnicy „byli pod
wrażeniem głębokiego rozumienia historii, zwyczajów i religii
żydowskiej przez prezesa PiS”. Jak wyglądały
fakty?
„Jesteśmy przerażeni najnowszymi wydarzeniami i obawiamy się
o nasze bezpieczeństwo, jako że sytuacja w naszym kraju staje się
coraz bardziej niebezpieczna”- pisali wówczas polscy Żydzi w
liście skierowanym do Kaczyńskiego, a opublikowanym przez
„Washington Post”.„Narastaniu postaw antysemickich w
ostatnich miesiącach towarzyszy agresywna mowa nienawiści i
nacechowane przemocą zachowanie, skierowane przeciwko naszej
społeczności. Nie chcemy powrotu do 1968 roku”- twierdzili
przedstawiciele tych środowisk i domagali się od Kaczyńskiego
„zdecydowanego potępienia antysemityzmu”.
Ten list i nakręcana wówczas narracja, stanowiły preludium przed
obecną kombinacją, a jeśli zostały zignorowane przez mitologów
„georealizmu”, nie można się dziwić późniejszym wydarzeniom.
Jak zareagował Kaczyński, mogliśmy poznać po treści
propagandowych frazesów i słowach wypowiedzianych podczas
miesięcznicy.
20 października 2017, opublikowano projekt ustawy reprywatyzacyjnej,
który zakładał, żetylko obywatele Polski mogą żądać zwrotu
utraconej własności. Muszą przy tym potwierdzić, że w momencie
nacjonalizacji żyli w Polsce i posiadali polskie obywatelstwo. Kilka
dni później, ambasada Izraela w Warszawie wystosowała notę
protestacyjną, a ambasador RP w Izraelu został wezwany do
tamtejszego MSZ.
Uznać, że sprawa reprywatyzacji nie ma związku z obecnym atakiem,
mógłby tylko głupiec.
Ludzie PiS głupcami jednak nie są, dlatego wycofanie się z
dalszych prac nad „kontrowersyjną” ustawą reprywatyzacyjną,
świadczyło o prawidłowym zrozumieniu postulatów żydowskich.
Ustawa (gotowa już w październiku 2017) została niedawno „odesłana
do ministerstwa sprawiedliwości celem przeprowadzenia dalszych
niezbędnych analiz”- głosił oficjalny komunikat.
Akt kapitulacji „dobrej zmiany”, miał zatem wygasić „konflikt”
wokół ustawy IPN. Tak sobie wyobrażał „genialny strateg”,
przekonany, że tylko droga ustępstw (nazywana w partyjnej
nomenklaturze „drogą dialogu i mądrych kompromisów”)
pozwoli zachować władzę - z woli obcych mocarstw.
Identycznie postąpiono z nowelą ustawy o IPN, rozgłaszając wszem
i wobec, że to „formalnie obowiązujące prawo” nie
będzie stosowane, do czasu rozpatrzenia sprawy przez TK. Groteskowo
brzmią dziś dyrdymały partyjnych propagandystów, jakoby
tryumfalne doniesienia izraelskich mediów o „zamrożeniu ustawy”
stanowiły „nadinterpretację faktów”.
Nie kto inny, jak marszałek Karczewski pobiegł 20 lutego br. do
TVN, by pochwalić się, że „przez pewien czas ta ustawa nie
będzie działać". Usłyszeliśmy też znaną argumentację:
„Ktoś musiałby być straceńcem i osobą nieodpowiedzialną,
żeby zrobić coś, co mogłoby jeszcze wzbudzać jeszcze dalsze
emocje”- stwierdził polityk PiS.
Prawdziwy powód „zamrożenia” ustawy wyjawił tego samego dnia
szef MSZ. J.Czaputowicz, gdy w wywiadzie dla DGP otwarcie wyznał
”Z perspektywy Izraela kluczowe jest, czy od momentu wejścia w
życie ustawy, co nastąpi niebawem, do wydania orzeczenia przez
trybunał, osoby w Izraelu nie będą penalizowane za przedstawianie
wypowiedzi i świadectw historycznych. Minister sprawiedliwości w
rozmowie z panią ambasador Izraela wyjaśnił, że nie ma obaw o
takie sytuacje.”
Jeśli politycy PiS biadolą dziś o „zaskoczeniu” reakcją Żydów
na projekt noweli ustawy o IPN, to chyba w takim kontekście,w jakim
każdy nieudacznik i tchórzliwy asekurant może wykazywać
zdziwienie, że po oddaniu portfela, napastnik zażądał jeszcze
kluczy od domu.
Przez ostatnie dwa lata partia Kaczyńskiego, nie tylko nie dążyła
do jakiejkolwiek zmiany asymetrycznych, a wręcz patologicznych
relacji polsko-żydowskich, ale swoją kapitulancką polityką
zachęcała Żydów do formułowania dalszych roszczeń. Zabrakło
sensownej reakcji na wystąpienia środowisk żydowskich z sierpnia
2017 roku, które wyraźnie anonsowały kierunek obecnej kombinacji
Brak (choćby elementarnej) polityki informacyjnej oraz kompletne
zaniechanie w obszarze edukacji historycznej, dopełniają skali
zaniedbań.
Jeśli dodamy do tego chroniczną niezdolność do twardej rozprawy z
wewnętrzną agenturą oraz podatność na wpływy obcych ośrodków
propagandy, można mówić o planowej i dobrowolnej porażce PiS-u.
Nie chcę powtarzać argumentów sprzed dwóch i więcej lat, gdy
przy aplauzie wyborców partia Kaczyńskiego popełniała radosne
„samobójstwo w obronie demokracji” i ułatwiała agenturze
przeprowadzanie kolejnych „testów”, zatem zwrócę tylko uwagę
na prawidłowość widoczną również w obecnej kombinacji.
Po to, by była skuteczna, muszą ją poprzedzać poszczególne
etapy: rozpoznania (wywiadu) o reakcjach przeciwnika, działań
maskujących cel operacji oraz wytworzenia korzystnej (sprzyjającej
celom) atmosfery. Wszystkie z tych etapów, można dostrzec w
działaniach środowisk żydowskich. I nie tylko ich, bo identyczne (
i skuteczne) „testy” przeprowadzili w tym czasie Niemcy i
Rosjanie.
Nim nastąpi właściwy atak, trzeba ustalić - jak daleko można się
posunąć w antypolskiej retoryce, co jeszcze wolno wymyślić i
jakim pseudo zarzutem posłużyć. Trzeba ustalić, jakie zachowania
zostaną przemilczane i zaakceptowane przez ofiarę. We wszystkich
aspektach tej kombinacji, PiS sromotnie przegrał i nie odważył się
zablokować akcji napastnika ani przejąć inicjatywy.
Jak trudno sobie wyobrazić, by rządy Izraela lub Stanów
Zjednoczonych, zaatakowane przez agresywnych łgarzy i oszczerców,
odpowiedziały im bełkotem o „woli dialogu” i deklaracją
„zrozumienia racji drugiej strony”, tak dla partii Kaczyńskiego
i jej zwolenników niewyobrażalna jest reakcja wykraczająca poza
ramy mitologii demokracji. Tak dalece przekonano tych ludzi,
że to, co mówią w przekaźnikach odpowiada faktom, a to, co
deklarują politycy, jest zgodne z ich działaniem, tak otumaniono
ich partyjnym bełkotem o prymacie „dobrych relacji” nad
polską racją stanu, że niewyobrażalne stało się dewizą
niewolników.
Dramat jest tym większy, że zachowania „dobrej zmiany”
podlegają ścisłej osłonie propagandowej, nie są oceniane przez
autentyczną opozycję i zostały wyłączone z logicznej analizy
przyczynowej ( związku skutków i przyczyny).
Obserwowany dziś proces ciągłych ustępstw oraz tryumfu groźnej
dialektyki „dialogu i konsensusu”, jest prostą
konsekwencją operacji, którą partyjni wyrobnicy nazwali
„rekonstrukcją rządu”. Dokonane wówczas zmiany, nie dotyczyły
tylko roszad personalnych, ale sygnalizowały zasadniczą
transformację celów i przeniesienie ośrodka decyzyjnego w stronę
Pałacu Prezydenckiego.
Powierzenie steru rządów byłemu doradcy Tuska, bankierowi, jednemu
z „rozmówców Sowy”, (z których to rozmów taśmy nie zostały
ujawnione) tworzyło całkowicie nową sytuację. Nie tylko w
wymiarze „operacyjnym”. Ten „mój premier” (jak nazwał
Morawieckiego A.Duda) miał skierować „dobrą zmianę” na
manowce, zwane drugą kadencją. Manowce, bo takie przekierunkowanie
wymagało zatrudnienia bezwolnych, czyli „koncyliacyjnych”
ministrów oraz przyjęcia zasady unikania konfliktów i podążania
drogą kompromisów. Nie znaczy to, że rząd Beaty Szydło składał
się z samych „jastrzębi”. „Rekonstrukcja” polegała raczej
na zastąpieniu tych, którzy byli nadto samodzielni i
„niesterowalni” lub nie wykazywali entuzjazmu wobec projektów
płynących z otoczenia lokatora Pałacu.
Za taką transformacją, podążała zmiana w zakresie wpływów
różnych grup interesu, traktujących III RP jako swoją własność
lub domenę – poczynając od środowiska „brązowych
butów”,akuszerów nowego rozdania z roku 2015, po przedstawicieli
lobby niemieckiego, rosyjskiego czy żydowskiego. Ci ludzie
wiedzieli, że zasady „filozoficzne”, tak celnie wyłożone przez
prof. Zybertowicza - „musi ulegać siłom zewnętrznym, które
na to pozwolą i w tym pomagają” - awizują nowe obszary
zysków i zapowiadają kolejne ustępstwa rządu III RP.
Tryumfalne doniesienia o „dobrym dialogu z Komisją Europejską”,
czy nagły przypływ „przyjacielskich relacji” z Niemcami,
są konsekwencją procesów, które propaganda rządowa okrywa
szalbierczą dialektyką „sprawności i pragmatyzmu rządu M.
Morawieckiego”. Ile ta „sprawność” będzie nas kosztowała
i jaką cenę zapłacimy za ów „pragmatyzm”- nikt nam nie powie.
Przedstawiciele obcych interesów, żerujący lub aspirujący do
żerowania na majątku Polaków, szybko zrozumieli, że ten rzad
można zmusić do każdej kapitulacji. To tylko kwestia środków i
„punktu przyłożenia”.
Kombinacja środowisk żydowskich, prowadzona przy ewidentnym udziale
służb Izraela, nie jest więc ani przypadkowa ani zaskakująca.
Wybrano jedynie dogodny moment i zaatakowano wówczas, gdy szanse są
największe. A jaki czas, byłby bardziej odpowiedni od chwili, gdy
sytuację polityczną w III RP kontroluje środowisko piewcy „ziemi
Polin”?
Nie sądzę, by najpoważniejsze zagrożenie, płynące z tej
kombinacji, polegało na przypisaniu Polakom miana „wspólników
Holokaustu” lub obarczeniu nas winą za zbrodnie niemieckie. Te
zarzuty są traktowane wyłącznie jako środki nacisku i poddawane
instrumentalnej modyfikacji. Z równą łatwością, Netanjahu
potrafi oskarżyć palestyńskiego księcia, jak Polaków i równie
łatwo przyjdzie mu ogłosić naszą „niewinność” i wskazać
niemieckich winowajców. Prawda historyczna jest pojmowana przez tych
ludzi wyłącznie jako narzędzie dla osiągnięcia wpływów i
generowania zysków.
Momentem przełomowym w tej kombinacji, będzie chwila, w
której nastąpi (o tym jestem przekonany) radykalna zmiana
narracji żydowskiej i w miejsce dzisiejszych oskarżeń i oszczerstw
usłyszymy głosy „wybielające” Polaków. Ta chwila będzie
świadczyła, że rząd PiS doszedł do kresu drogi „dialogu i
porozumienia” i poczynił daleko idące ustępstwa na rzecz
środowisk żydowskich. Zmiana, choćby przecinka w ustawie o IPN lub
jej „doprecyzowanie” przez TK, nie ma dla Żydów większego
znaczenia. Oni wiedzą, że ta ustawa w niczym im nie zagraża.
Chodzi o stworzenie precedensu, w którym rząd III RP ugnie się pod
presją obcych mocarstw i dokona zmiany swojego prawodawstwa. Jeśli
ten precedens nastąpi, otworzy on drogę do kolejnych aktów
kapitulacji i przyspieszy rezygnację z resztek suwerenności. W taki
sam sposób, będzie można „sformatować” ustawę
reprywatyzacyjną, wymusić korzystny kontrakt lub zgodę na
przyjęcie regulacji UE.
To wydarzenie, będzie też wytyczało wyraźną cezurę w
świadomości Polaków.
Nie dlatego, byśmy mieli poznać zakres utajnionych geszeftów lub
chcieli wyrazić swój sprzeciw, ale z tej przyczyny, że trwając
pod medialną „narkozą” partyjnej propagandy, w atmosferze
„ufności” i entuzjazmu z sukcesów „naszego rządu”,
przekroczymy jedną z najważniejszych granic.
Gdy ją przekroczymy-dalej będzie tylko przepaść.
Moim komentarzem jest brak komentarza; nic dodać, nic ująć...
OdpowiedzUsuńMoże tylko jedno:
"Jeśli ją przekroczymy-dalej będzie tylko przepaść." - obawiam się, że już przekroczyliśmy; choć na razie to tylko równia pochyła, ale staczamy się po niej coraz szybciej, zgodnie z prawami fizyki zresztą..
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńnic dodać, nic ująć. Pana analiza jest jak zapalenie reflektora, który nagle oświetli złodziei skradających się w ciemnościach do naszego domu.
Nasuwa się pytanie - jeśli rządy PiS coraz bardziej upodabniają się do polityki PO, to właściwie po co oni chcą nadal trwać u władzy? I to przez trzy kadencje! Dla prywatnych korzyści?
Pozdrawiam Pana
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńZ wielkim smutkiem muszę pogratulować Panu niezwykle celnej oceny bieżącej sytuacji. Ze smutkiem, bo ta sytuacja przedstawia się jeszcze gorzej niż podejrzewałem. Być może będę musiał zrewidować swój ogląd na „dobra zmianę”, tzn. do tej pory uważałem, że mimo rażących niedociągnięć obecny rząd jest jednak lepszy dla Polski od poprzedniego…
Napisał Pan: „pozostaje uznać, że to kłamstwo odpowiada interesom władzy”. O jakich interesach mowa? Czy jedynym „interesem władzy” jest koryto? Czy widzi Pan może jeszcze jakiś „interes”? Przyznam się, że aż boję się pomyśleć, jaki to mógłby być interes. Moja opinia skłaniała się raczej do nieudolności władzy. Jeżeli nie jest to nieudolność to… zdrada?
Niezwykle interesującym jest dla mnie temat, na który „zabrakło tu miejsca”, tzn. o „sugestiach o grze Rosji i Niemiec”. Wedle mojej wiedzy, takie sugestie wyrażał głównie p. Macierewicz i przyznaję, że mu wierzyłem. Czy uważa Pan, że p. Macierewicz aktywnie uczestniczy w owym „kłamstwie”? Czy może kreował swoją wersję dla własnych celów?
Wyrazy szacunku dla Pana.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńW kwestii żydowskiej, z innej strony.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy twarde (wręcz odważne) stanowisko rządu PiS_u w sprawie nieprzyjmowania "uchodźców", ma jakikolwiek związek z polityką Żydów (nie tylko polskich) wobec Polski?
I jak to jest, że wystarczy by jakiś Żyd pierdnął, a na baczność stają najwyższe czynniki państwowe?
Ps. NUDIS VERBIS - PRZECIWKO MITOM - obowiązkową lekturą, szczególnie dla "elit" mieniących się patriotami, ale także dla wszystkich, którym na sercu leży dobro Polski (zwłaszcza tych niedoinformowanych).
Książkę oczywiście "puściłem w obieg". Czekam na efekty.
Swego czasu w komentarzu napisałem do A.Ściosa: "dzięki, że Pan jest". Teraz powtórzę: dzięki za ogrom pracy, że Pan jest i że jest takie miejsce.
Pozdrawiam Pana.
Oby ta odważna polityka nie okazała się Budapesztem w Warszawie... bo jeśli to już mamy na pokładzie con. 1300 Arabów czy bardziej realistycznie 5-7 tys.
UsuńWąż Wystygły,
OdpowiedzUsuńDziękuję Panu za wizję tego „reflektora”, ale obawiam się, że większość naszych rodaków widziałaby w takich tekstach „reflektor” skierowany w ich oczy. Oślepiający i dokuczliwy.
Wart zgaszenia.
Piosenka Kaczyńskiego o „trzech kadencjach” to element propagandowy, służący ukryciu błędów i maskowaniu słabości „dobrej zmiany”. I chyba jedna „wizja Polski”, na jaką stać tego męża stanu.
Nie bez znaczenia oczywiście jest perspektywa „fruktów” dla kolegów partyjnych, zaprzyjaźnionych biznesmenów, dziennikarzy oraz stadka zwanego „elitą”. Ci ludzie muszą wiedzieć, dlaczego warto wspierać PiS.
Trzeba też wmówić wyborcom, że „z przyczyn obiektywnych” ( o których „genialny strateg” oczywiście nie wiedział w roku 2015) nie uda się w przeciągu jednej kadencji dokonać zmian kosmetycznych III RP
Nikt nie może mieć pretensji do PiS-u, bo wiadomo – targowica, „opozycja”, sądy, Unia itd. „Dobrze my chcieli – ale inni nie dali”.
Trzeba zatem „zaufać” Kaczyńskiemu na kolejne kilkanaście lat i niezależnie, co zrobi i czego nie robi PiS, nadal wspierać „dobrą zmianę”. Wprawdzie trzy kadencje, to trochę wizjonerski projekt dla 70- latka, ale dowodzi przecież, że prezes dobrze życzy swoim następcom. O ile ktoś ich znajdzie.
Roztaczanie takich perspektyw, służy też utrąceniu i zablokowaniu scenariusza, którego Kaczyński najbardziej się obawia – powstania nowej siły politycznej, autentycznej opozycji antysystemowej, która zmiecie PiS i inne partie magdalenkowe.
Pozdrawiam Pana
Rafał Stańczyk,
OdpowiedzUsuńUtrzymanie władzy dla samej władzy, jest oczywiście związane z „korytem”. Nietrudno zauważyć, że wywody różnej maści żurnalistów i tzw. intelektualistów „obozu patriotycznego”, mają związek z pozycją środowiskową, posadą, finansowaniem, grantami, itd. To znana reguła.
Jeśli zaś chodzi o podstawowy interes partii Kaczyńskiego, nie jest to zagadka nadto skomplikowana.
Uprawienie mitologii demokracji (nikt nas nie posądzi o zapędy dyktatorskie) oraz „georealizmu” (nie jesteśmy rusofobami, antysemitami, nie jesteśmy antyniemieccy) wynika z potężnych kompleksów szefa PiS i jego przyjaciół.
Jest skazą nabytą w III RP.
Ci ludzie muszą (podkreślam) wciąż udowadniać, że są „nowocześni”, „pluralistyczni „i „otwarci” i aż do bólu demokratyczni. Pisałem już o tym, że najsłabszym punktem PiS-u jest mitologia demokracji, a zarzut pogwałcenia tej świętości wywołuje natychmiastową reakcję "obozu patriotycznego". Politycy tej partii prędzej potępią antysystemowych krytyków niż przyznają, że komunistyczna hybryda nie ma nic wspólnego z państwem prawa i demokracji.
Wystarczy zatem krzyknąć - "PiS niszczy demokrację", by zewsząd rozległy się zapewnienia o jej poszanowaniu, a partyjne i medialne pajacyki podskakiwały w rytm prostackiego wrzasku. Punktem honoru każdego polityka PiS i żurnalistów "wolnych mediów", jest uroczysta deklaracja o wierności ideom demokracji oraz "polemika" z zarzutami atakujących.
Pyta Pan - o jakich interesach mowa? Napisałem wyraźnie - „to kłamstwo odpowiada interesom władzy - ponieważ nie zmusza jej do twardych i zdecydowanych reakcji, jest zaś dla niej wygodne, bo umożliwia zachowanie status quo oraz dogadywanie się z agresorem poza wiedzą społeczeństwa.”
Naruszyć interesy PiS – to zmusić ich do reakcji sprzecznej z mitem demokracji III RP. Zmusić do działań, które będą zgodne z polską racją stanu (obrona tożsamość, prawdy historycznej, interesów geopolitycznych) i okażą się fatalne dla interesów niemieckich, żydowskich, rosyjskich.
Naruszyć interesy PiS – to sprawić, by runęły mity na temat tego państwa, na temat relacji polsko-żydowskich – niebotycznie zafałszowanych, by polski rząd zaczął walczyć z objawami antypolonizmu, a nie „pochylał się ze zrozumieniem” nad rzekomym „polskim antysemityzmem”.
Pyta Pan też - „jeżeli nie jest to nieudolność to… zdrada?”
To nie jest tylko nieudolność i nie są to niezamierzone błędy. Politycy partii Kaczyńskiego chcą uprawiać swoją mitologię, chcą bronić „demokracji III RP” i napychać nam głowy bełkotem o „dobrosąsiedzkich relacjach”.
Robią to nie dlatego, jakoby powiedzenie Polakom prawdy, podjęcie rozprawy z agenturą czy ostra reakcja na antypolskie ataki, mogły zagrozić likwidacją państwa czy zbrojną interwencją, ale z tej przyczyny, że postawa mitologiczna zdejmuje z nich trud prawdziwej walki i obowiązek obrony polskich interesów. Bo w ten sposób, tanim i nędznym kosztem, mogą uchodzić za reprezentantów „tradycji patriotycznych”.
Jeśli jest to zdrada, to zdrada prawdy, na rzecz politycznego szalbierstwa, zdrada- interesów narodowych, na rzecz partyjnych geszeftów.
Gdy zaś chodzi o „temat, na który zabrakło miejsca”, rzecz wygląda prosto.
UsuńRosja i Niemcy zawsze mają interes w tym, by Polakom działo się jak najgorszej. Każdy konflikt i spór, w którym Polska może coś stracić, był, jest i będzie wspierany przez naszych wrogów.
Tym bardziej, wspierany będzie atak ze strony Izraela i środowisk żydowskich.
Niemcy kupili sobie ich przychylność ciężkimi miliardami, Rosjanie kupują dziś rolą „żandarma” na Bliskim Wschodzie i kontraktami zbrojeniowymi.
Jedni mają dość pieniędzy, inni dostatecznie mocną sieć agenturalną. Wszyscy zaś – Rosjanie, Niemcy i Żydzi, mają interes w fałszowaniu historii i utrwalaniu „porządku jałtańskiego”.
Dlatego za rzecz oczywistą uznaję fakt, że Rosja i Niemcy współuczestniczą w rozpowszechnianiu oszczerstw żydowskich (przegląd tamtejszych mediów), a w III RP wspierają te środowiska, które uprawiają najbardziej prymitywną propagandę antyżydowską.
Nie ma w tym sprzeczności. Chodzi bowiem o to, by obraz Polaków był kreślony poprzez retorykę takich prymitywów i można go było wykorzystać do generowania kolejnych ataków.
W tym znaczeniu, Rosja i Niemcy uczestniczą w obecnej kombinacji. O udziale służb tych państw, można jedynie dywagować.
Tu dochodzimy do sedna groźnej i fałszywej „strategii” PiS-u.
Otóż, wmawia się nam, że ze względu na te okoliczności - „należy unikać prowokacji”. Przy czym, prowokacją ma być niemal każda wypowiedź, zachowanie i postawa, w której ujawnia się twarda obrona naszych interesów, gdzie wskazuje się sprawców obecnego „konfliktu” lub żąda zdecydowanej walki z antypolonizmem środowisk żydowskich. Te rzeczy są przedstawiane, jako „szkodzące wizerunkowi Polski” , „wprowadzające zamęt i niepokoje”, „korzystne dla naszych wrogów”.
Robi się to w państwie, w którym ci sami „unikający prowokacji” politycy PiS, uczestniczą w seansach telewizji i audycjach rozgłośni założonych przez kapusiów sowieckiej bezpieki, łażą do mediów finansowanych przez Niemców i wdzięczą do byle przygłupów z plakietką „światowych” gazet.
Robi się to w państwie, w którym tzw. dziennikarze „wolnych mediów” zachłystują się każdym plugastwem Obcych, rezonują antypolską dezinformację, uczestniczą w „dyskusjach” z funkcjonariuszami propagandy i traktują ich jako „kolegów po fachu”.
Nazwać to hipokryzją, to zdecydowanie za mało.
Nigdy i na żadnym etapie tej (i wielu innych obcych kombinacji), nie usłyszeliśmy jedynie racjonalnej i zgodnej z polskim dobrem deklaracji – zniszczymy wroga wewnętrznego, rozbijemy i zdelegalizujemy każde środowisko i grupę, które prowadzą robotę agenturalną i reprezentują rosyjskie, niemieckie czy żydowskie racje. Jeśli nie podporządkują się naszym interesom narodowym - nie ma tu dla nich miejsca.
Nie będziemy też obawiali się jakichś „prowokacji”, bo nie będzie miał kto ich dokonywać.
Taka postawa jest niestety kompletnie obca naszym rodakom. Wolą bełkot o „nieuleganiu prowokacji”, bo nie kosztuje nawet grama pracy i trudu.
Wolą pyskować na TVN-y i Polsat-y, byle nie rozstawać się z pilotem od telewizora.
Wolą biadolenia wymoczków z partii Kaczyńskiego, bo opowieści „dziewic z oblężonej wieży” milej poruszają wyobraźnię słabeuszy, niż podjęcie realnej walki z Obcymi.
Jeśli więc dziś, próbuje się rozgrywać temat „gry Rosji i Niemiec”, nie podejmując przy tym żadnych kontr – działań, nie angażując służb ochrony państwa i państwowych instytucji, jest to tylko kolejna wymówka ze strony szalbierzy „dobrej zmiany”.
Pozdrawiam Pana
A ja mam swoją teorię. Teoria jak teoria, może być poprawna bądź nie. Biorąc pod uwagę, ile razy Kaczyński i ten mąż swojej żony z domu Kornhauser (inaczej nie potrafię tego kogoś nazwać) spotykali się ze środowiskami żydowskimi w zeszłym roku to naszła mnie natrętna myśl. Czy aby doszło do czegoś - jest na to ładne słowo - 'deal' - i zgodzili się na zaspokojenie tych tzw. 'roszczeń za utracone mienie', na te dziesiątki miliardów dolarów, w takiej czy innej formie. Tylko nie wzięli pod uwagę jednego. Słabych i uległych nie tylko że się nie szanuje, ale stara się okazaną uległość i słabość wykorzystać maksymalnie. Obowiązuje to tak przy trzepaku pod blokiem na osiedlu jak i w polityce. Wielkiej i tej mniejszej. Ni i Żydzi doszli do wniosku - Polska okazała słabość i uległość no to podwyższymy im stawkę - do jakiej wysokości nie wiem. Gdzieś w internecie kilka razy czytałem o przerażającej kwocie 300 miliardów ... dolarów. No i ma mamy to co mamy ... Bezprecedensowe w naszej historii walenie w Polskę kijem bejsbolowym i gaz rurką. Jestem pesymistą, żeby nie napisać mocniej ... I jeszcze jedno mnie zadziwia, czego nie do końca nie pojmuję - od kiedy dzieje się to co się dzieje szef, było nie było rządzącej partii, zapadł się pod ziemię ... nie ma go, nie istnieje w przestrzeni publicznej. Złośliwie napiszę - Kaczyński poszedł w ślady Tuska, który w momentach kryzysowych jak to się pisało - chował się do szafy.
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńPanie Aleksandrze
Czy wróg zewnętrzny (Rosja, Niemcy a teraz „żydzi” z wymyślonego Izraela i wróg wewnętrzny, to różni od siebie wrogowie ze względu na warstwę - umiejscowienie, umocowanie? Czy to wrogowie ze sobą rywalizujący o Polskę?
Czy może być tak, że wróg zewnętrzny dawno przestał być dla Polaków tylko zewnętrznym, bo dawno wślizgnął się do wnętrza Polski i nie korzysta już z agentów, szpiclów - gównojedów? Oni tylko dla fasady?
Czy rzeczywiście ci propagandziści targowiczanie, donosiciele, to wróg wewnętrzny niemający związku bezpośrednio z wrogiem zewnętrznym a tylko przez pychę żywota (być może nieświadomie) robi dobrą robotę dla wroga zewnętrznego? Bo są rządni władzy i chętnie wskoczą na stanowiska, na jakie mógł wleźć byle homosovieticus po 1944 na terenach Polski?
Czy „mitolodzy georealizmu” nie są z nadania wroga zewnętrznego? Jeśli nie, to kto ich nadał, komu służą? Czy to tylko prywata, egoizm, pycha, nienawiść do wszystkiego, co jest polskie?
A jeśli, by nawet ten „wróg wewnętrzny” nie był z nadania wroga zewnętrznego, to czy nie zdążyli się już zbratać w pewnym momencie (kazus: wypowiedzi before Kaczyński: nie będę współpracował z nikim, kto był przeciwko memu bratu bla bla bla i after Kaczyński nawołujący do pojednań nawet z największymi ch… chamami)? Czy można wykluczyć taką fuzję?
Czy po tych wszystkich „wybrykach” w wydaniu partii PiS (i ich lokatora) można dalej sądzić, że są ONI tylko „amatorami”, „dziećmi we mgle”, pazerniakami, którym się popyliło, nastawionymi na chłapanie kasy, a czerpiącymi radość z krotochwil podczas sprawowania fikcyjnej władzy?
Czy ci z Pis są tylko „idiotami, niezdolnymi do rozpoznania poważnych zagrożeń, czy może taka definicja odpowiada interesom obecnej, a rzeczywistej władzy i jest dla niej użyteczna?
CDN...
Bo widzi Pan.
OdpowiedzUsuńOdkąd nastał nowy premier, inaczej już nie mogę go postrzegać (ani tego, co robi z moim krajem), jak tylko w kategorii kogoś pełniącego funkcję dyrektora. Dyrektora w jakiejś korporacji, który wdarł się na to stanowisko z nadania starego „sflaczałego” już prezesa, by realizować project: „innvations, research, solutions, logistic, PR. Revolutionizing Business with Strategic Sustainable Solutions. Merging sustainable practices with business strategies to create financial value and reduce environmental impacts tralalala. A wszystko po to, by wytrzebić resztki patriotyzmu i zastąpić nam naszego Boga, Honor i Ojczyznę tymi sowimi porównankami (rany jak mnie to wpier…).
„Myślę, że im więcej będzie takich Batmanów walczących o lepsze państwo, tym to państwo będzie lepsze”.
„… chcemy łowić takie talenty, podobnie jak FBI czy MI5 na takich eventach, jak ten”.
„To jest troszeczkę taka walka dobra ze złem - jakkolwiek by to patetycznie i manichejsko nie brzmiało - to ja wierzę w to gorąco, że mamy do czynienia z czymś takim, jak Batmani (...) walczymy w tych ciemnych mocach Gotham City…”
„Polska jako lokomotywa…”
Naprawdę nie oglądając TV ze dwa miechy, kiedy ostatnio włączyłam TVPINFO to zobaczyłam, że z mojego kraju zrobiono jakąś odnogę – filię korporacji a na jej czele przemawia nie premier niepodległego państwa, ale jakiś niemłody już byczek, któremu wyznaczono ostatnią misję. Nad naszymi głowami śmigają jakieś deal’e, geszafty, a Polacy w roli, jeśli nie gapiów to niewolników, pomagierów mielących ozorami, jeśli nie śliniącymi się, to przełykającymi ślinę i łypiącymi gałami, bo być może zaraz rzucą ochłap padliny. A "dalej będzie tylko przepaść"!!!.
I na koniec. Nie mogę zapytać Pana o Chazarów. Chciałam o to zapytać dwa posty temu, przy Pańskim komentarzu – odpowiedzi jaką Pan udzielił 12 lutego 2018 22:00 przemek łośko, Rafał Stańczyk, jan kowalski. Przywołał Pan wtedy nazwisko księdza prof. W. Chrostowskiego.
Zapomniał Pan wspomnieć jeszcze o Jonnym Danielsie (jak to się mówi, strach lodówkę otworzyć, bo tam też będzie) – odgrywającym dobrego policjanta ale w decydujących sprawach doskonale wiedzącego komu służy i po co go tu przysłano. Nie mam do tego cwaniaczka za grosz zaufania a jego natrętne promowanie w mediach IIIRP daje gwarancję, że to blef. Postać, która powinna normalnie budzić niechęć, dystans i rezerwę – zdrowe odruchy wobec kogoś rozpychającego się łokciami po najwyższych urzędach. Żaden polski wyborca nie ma takiego dostępu do polityków, którym dał władzę jak ten agent.
OdpowiedzUsuńTo natomiast jest upokarzające dla polskich obywateli:
"Głównym atutem Danielsa jest jego bliskość do nowych prawicowych elit politycznych w Polsce, głównie z rządzącej partii PiS. Jednym z wielu sposobów, w jaki uzyskał taką pozycję, były comiesięczne kolacje szabatowe organizowane przez Danielsa w jego prywatnym mieszkaniu w Warszawie.
>>Takie okoliczności zapewniają odpowiednią atmosferę dla członków parlamentu i polskich polityków by omawiać kwestie, których nie omawiają w biurze. Potem przychodzi jedzenie. Fascynuje moich polskich gości przekonać się, jak podobna jest żydowska żywność do polskiego jedzenia. To tworzy więź << - mówi Daniels i24News."
Żródło:
https://www.i24news.tv/en/news/international/europe/167818-180216-meet-jonny-daniels-the-man-behind-the-polish-holocaust-law-media-frenzy
Jeśli można jeszcze taki mój koment:
KLIK
(...)Gdyby zaś, nagłośniono temat z powodu wewnętrznych walk politycznych w Izraelu i miałby on pomóc Netanjahu w reelekcji (jego kadencja kończy się w 2019), gdzież tu miejsce na narrację o „nieporozumieniu”?(...)
OdpowiedzUsuńZ racji afery korupcyjnej wybory mogą być dużo szybciej.
Panie Aleksandrze.
OdpowiedzUsuńZa pasem wybory samorządowe, parlamentarne grubo po półmetku.
Niech nawalanka z Żydami, a w tym motywacje tych, co zostali po tamtej stronie nie zaciemniają nam tej perspektywy.
Gdzie i kiedy inicjatywa Macierewicza, ewentualnie gdzie inicjatywa ludzi przez niego namaszczonych. Na kogo głosować? Mamy się udać na wewnętrzną emigrację w długim marszu?
Pozdrawiam.
Zastanawiam się na ile możliwe jest przejęcie PiS, a w dalszej perspektywie jej transformacja w siłę antysystemową przez Pana Macierewicza? JK w końcu abdykuje z funkcji prezesa, a jest on jednym wiceprezesem organizacji. Czy jego trwanie przy partii (zadziwiająca lojalność charakteryzująca Jego wypowiedzi po usunięciu ze stanowiska szefa MON) mogłaby w ogóle być sensownie uzasadnione taką ambicją?
OdpowiedzUsuńŻadna ambicja nie uzasadnia zgody na wygaszenie Smoleńska.
UsuńAntoni Macierewicz doskonale wie z jakimi ludzmi (sortem czy to + , -) pracuje (pracowal) i w/g mnie czeka tylko na znak(i) o wiele szerszego poparcia swojego elektoratu. A czy zobaczy albo uslyszy to juz inna historia, choc Atomi wie, ze "beton" jest z nim na dobre i zle. Sonduje wiec jakie i gdzie ma poparcie. Przyszlosc pokaze ...
OdpowiedzUsuńZaczyna się w oczach Polaków krystalizować małość Trumpa.
OdpowiedzUsuńZnowu nasze nadzieje zostały wykpione.
Tak w ogóle to strasznie trudno znaleźć uczciwe informacje na temat tego co się dzieje. W rządowej tv stan utrwalonego bełkotu ciąg dalszy.
Dokąd to wszystko prowadzi?
Jaszcze tylko postawią pomniki i "katastrofa smoleńska zostanie wyjaśniona". Definitywnie. Niczym Katyń swego czasu.
OdpowiedzUsuńhttps://wpolityce.pl/smolensk/384995-tylko-u-nas-zmiana-planow-podkomisji-smolenskiej-w-kwietniu-nie-bedzie-nawet-raportu-technicznego
Prof. Szwagrzyk: "potrzeba abyśmy podjęli, w nieodległym czasie, prace w Jedwabnem"
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=gjtW0qASesI&feature=youtu.be
W zasadzie - dla cierpliwych słuchaczy linkowanego spotkania - to wszystko jest rozjaśnione więc tym bardziej dzisiejsza przemowa lokatora pałacu prezydenckiego na Uniwersytecie Warszawskim imputująca Rzeczpospolitej odpowiedzialność za wewnętrzne rozgrywki, między narzuconymi nam siłą komunistycznymi zbirami różnej proweniencji - jest przeraźliwym wykwitem zatracenia polskiej tożsamości.
Szanowni Państwo,
OdpowiedzUsuńNieuchronnie zbliża się 10 kwietnia i aby to zauważyć nie trzeba spoglądać w kalendarz. Na portalach internetowych z każdym dniem nasilają się ataki na p. Macierewicza. Wyciągnięto z kapelusza p. Misiewicza. Każdego dnia czytać możemy rewelacje o doskonałej broni rosyjskiej, a zapewnienia putinowskie o tym, że atak na Rosję spotka się odpowiedzią, która zniszczy świat wydają się być przedmiotem konkursu wśród „dziennikarzy”, który z nich bardziej przestraszy swych czytelników. Obserwuję ten spektakl z pewnym zadowoleniem, ale i niepokojem.
Niepokojem, bo zastanawiam się ilu Polaków i Europejczyków umocni się w swym przekonaniu o dobrym carze i złym świecie w skutek tej propagandy. Niepokojem, bo p. Kaczyński swymi słowami nie daje podstaw do nadziei na „odblokowanie” sprawy Smoleńska. Niepokojem, bo PAD znowu wyciągnął rękę do komunistów przepisując ich czyny na barki Narodu.
Obserwuję też jednak ze swoistym zadowoleniem. Zadowoleniem, gdyż skala i ciągłe nasilanie się ataku na p. Macierewicza sugerują moc raportu. Obawy środowisk umoczonych w zamachu sugerują, że ta batalia p. Macierewicza wcale nie jest przegrana, a nasze obawy o „wygaszenie” Smoleńska nie całkiem słuszne.
Politycy, którzy będą teraz polemizować z zarzutami stawianymi Komisji czy p. Macierewiczowi, nie będą w moich oczach lepsi od tych zarzuty stawiających. Sam postaram się obserwować, które osoby publiczne ramię w ramię z p. Macierewiczem będą budować własną narrację, narrację prawdziwą, bo co do zamachu ja wątpliwości najmniejszych nie mam.
Pozdrawiam