Podobno tylko tajne służby mają możliwość dokonania zbrodni
doskonałej.
Typując
ofiarę, decydują również o okolicznościach towarzyszących
zbrodni: wybierają czas i miejsce, znają wykonawcę i sposób
przeprowadzenia akcji. Są pierwsze na miejscu zbrodni; mogą
zacierać ślady i preparować nowe; tworzą tropy wiodące
donikąd, fałszują dane i dowody. Mogą dowolnie inspirować i
dezinformować, wyciszać lub nagłaśniać akcje propagandowe,
wzmacniać lub
ukrywać określone wątki.
To
ludzie służb mogą
wpływać
na decyzje prokuratur, sądów i
polityków. Potrafią
kierować głosem ekspertów, pracą naukowców
i
dziennikarzy.
Jeśli
i te środki byłyby niedostateczne
– tajne służby zastraszą
nazbyt dociekliwych, sięgną
po szantaż lub groźby. W ostateczności
– zdecydują o fizycznej likwidacji.
Nawet
dla ludzi mających
mglistą znajomość sprawy smoleńskiej, wydaje się pewne,
że wokół niej toczyła i nadal się toczy, gra tajnych służb.
Nie tylko rosyjskich, czy polskich, ale kilku innych, działających
na rzecz ważnych mocarstw.
Gra, o
której tak naprawdę niewiele wiemy, a jeszcze mniej rozumiemy jej
sens.
Dlatego
praca nad trzecią
częścią cyklu
„Smoleńsk – Zbrodnia nowego ładu”, w której chcę poruszyć
temat służb specjalnych, nastręcza największe trudności.
O
ile znakomitą część zawartych tu informacji i opinii, każdy z
czytelników może sam zweryfikować, o tyle niektóre hipotezy muszą
korzystać z autorskiego prawa do interpretacji.
Nie
dlatego, by miały się
opierać
na
„wiedzy
tajemnej”,
ale z tej przyczyny, że
sposób ich
dowodzenia musi być ograniczony do objętości blogowego tekstu.
By
właściwie ocenić skutki zaniechania sprawy smoleńskiej w
kontekście służb III RP, trzeba cofnąć się do czasu, gdy tandem
PO-PSL wygrał wybory parlamentarne.
Czystki
personalne i brutalny demontaż mechanizmów ochrony państwa, powrót
do koncepcji „zbrojnego ramienia grupy rządzącej”, zablokowanie
procesu weryfikacji WSI i odbudowa wpływów tego środowiska,
wielowątkowe kombinacje operacyjne, mające na celu inwigilację
prezydenta i pozbawienie go buforów bezpieczeństwa, celowe
osłabienie systemu kontroli nad działalnością tajnych formacji
oraz bagatelizowanie zagrożeń wynikających z aktywności obcych
służb – to tylko niektóre ze zjawisk mających miejsce w latach
2007-2010.
W
żaden sposób nie można uznać,
by były one efektem realizacji koncepcji zamachu na polską elitę.
A
jednak, bez tych zdarzeń, bez ich destrukcyjnej dynamiki, nie
mogłoby dojść do wydarzeń z 10 kwietnia.
Mieliśmy
wówczas
do czynienia ze zjawiskiem, w którym państwo dokonywało powolnej
samolikwidacji i zmierzało w przepaść obcych zależności. Jeśli
nawet decydenci tego procesu nie planowali zastawienia pułapki
smoleńskiej, wydarzenie to stanowiło zwieńczenie okresu rządów
PO-PSL i wynikało z wewnętrznej logiki dokonywanych wyborów.
Służbom
specjalnym należy wówczas przypisać rolę tych, którzy jako
pierwsi wywiesili białą flagę i ponieśli najbardziej
spektakularną klęskę.
Stało
się to na długo przed 10 kwietnia, gdy III RP znalazła się w
centrum zainteresowania rosyjskiego wywiadu, a w życiu publicznym
zaczęły dominować postaci forsujące ideę „przyjaźni” z
reżimem Putina. Nastąpiło to wówczas, gdy przy zamkniętej
kurtynie medialnej i wrzasku propagandy, podejmowano obłędne
decyzje polityczne i gospodarcze, służące interesom moskiewskich
„siłowników”.
Ten
wieloletni proces, musiał doprowadzić do degeneracji
całego systemu bezpieczeństwa, a w szczególności dotknął
formacje nazywane „polskimi służbami”.
Określenie
zasługuje na cudzysłów, bo – w moim odczuciu - nie należy
traktować go literalne.
Jeśli
zadania wywiadu zdefiniujemy, jako ukierunkowane na niejawne
pozyskiwanie informacji istotnych z punktu widzenia bezpieczeństwa
państwa, zaś w celach kontrwywiadu dostrzeżemy przeciwdziałanie
zdobywaniu takich informacji przez struktury identyfikowane jako obce
– model ten ma niewiele wspólnego z charakterystyką pracy służb
III RP.
Cele
propaństwowe, zostały bowiem
sprowadzone do użytecznej fasady, za którą skrywają się relacje
z okresu PRL-u.
W
istocie, od początku istnienia III RP mamy do czynienia z
formacjami działającymi na zlecenie „grupy trzymającej władzę”
– tę zaś możemy opisać, jako grono polityków, oligarchów i
wysokich rangą funkcjonariuszy, zarządzających najważniejszymi
obszarami życia publicznego.
Jeśli
przyjmiemy, że tajne służby winny być sprawnym i wszechstronnym
instrumentem zapewniającym bezpieczeństwo państwa i obywateli –
ta teoria nie ma zastosowania do praktyki III RP. Powstałe po 1989
roku służby nigdy nie pełniły i nie mogły pełnić takiej roli.
Z
dwóch, podstawowych powodów.
Pierwszy
wynikał z wyboru drogi „ustrojowej transformacji”, która
oznaczała przejęcie całej spuścizny PRL-u, w tym kadry policji
politycznej i modelu jej funkcjonowania. Ponieważ za sprawą Moskwy,
na początku lat 80 ub. wieku powierzono ludziom bezpieki rolę
wykonawców owego procesu „transformacji”, (szczególna rola
Kiszczaka i wojskowego wywiadu) wyłączając ich spod ideologicznej
władzy partii komunistycznej, zachowali oni również swoje
przywileje w III RP, stając się siłą, wokół której zbudowano
patologiczny układ dzisiejszego państwa
Drugi
powód wynika z faktu, że służby PRL-u stanowiły integralny
element megasłużb sowieckich i nigdy nie posiadały autonomii
działania. Były zaledwie ekspozyturą służb sowieckich,
realizując w całości interesy okupanta i strzegąc władzy
namiestników na obszarze Polski.
Ta
niesamodzielność i podległość, z zasady wykluczała powierzenie
esbekom spraw dotyczących wolnej
państwowości.
Działania
ludzi policji politycznej PRL nie miały bowiem nic wspólnego z
zadaniami wywiadów wolnego świata i nie wolno było oczekiwać, że
taka
kadra stanie się gwarantem bezpieczeństwa suwerennego państwa.
Jeśli
chcemy prawidłowo oceniać stopień kapitulacji owych służb w
sprawie smoleńskiej, trzeba
wciąż pamiętać o tym ograniczeniu.
Już
zachowania służb w kontekście zamachu gruzińskiego (2008)
dowodziły braku profesjonalizmu i orientacji propaństwowej.
Spełniając rolę „zbrojnego ramienia” partii rządzącej, w
kształcie nadanym im przez D.Tuska, służby te nie mogły zapewnić
bezpieczeństwa komuś, kto stanowił zagrożenie dla interesów
układu rządzącego.
Po
„teście gruzińskim”, służby Federacji Rosyjskiej miały dość
dowodów słabości systemu bezpieczeństwa IIIRP. Wiedziały
również, jak reagują służby ochrony prezydenta oraz poznały
zdolności analityczne kontrwywiadu.
Taka wiedza stanowi cenną zdobycz, zaś służbom rosyjskim ułatwiła
ustalenie istotnych luk w systemie ochrony
głowy państwa.
Fakt,
że ABW wykorzystała zamach gruziński po to,
by otoczyć środowisko prezydenta siecią inwigilacji i podsłuchów,
było rzeczą anormalną, świadczącą o groźnych dla państwa
aberracjach i dowodziło, że ochrona ta
jest
całkowicie iluzoryczna.
Na
katastrofalny stan bezpieczeństwa III RP, w okresie poprzedzającym
Smoleńsk złożyło się tyle przyczyn, że wymienienie, choćby
połowy z nich, jest niemożliwe w
ramach niniejszego tekstu.
Wspomnę
zatem o najważniejszych: obsadzenie stanowisk w służbach ludźmi
miernymi lecz podległymi, gruntowne „czystki” personalne,
wzbudzenie rozlicznych konfliktów i „wojny służb”, likwidacja
stanowiska ministra-koordynatora, pozbawienie opozycji możliwości
sprawowania kontroli nad służbami, reaktywacja wpływów środowiska
b. WSI, brak realnego nadzoru (Tusk, jako jedyny zarządca),
przyznanie szefowi ABW (K.Bondaryk) funkcji krajowej władzy
bezpieczeństwa (instytucji
odpowiadającej za kontakty m.in. z NATO, ale także za wydawanie
upoważnień dostępu do informacji niejawnych), podsłuchy w
Kancelarii Prezydenta oraz
inwigilacja urzędników KP, działania
ABW zmierzające do pozbawienia organów
państwowych (w tym prezydenta) systemu tajnej łączności (sprawa
systemu SYLAN firmy TechLab2000), brak nadzoru służb nad
przetargiem i remontem Tu-154, bagatelizowanie licznych ataków na
serwery instytucji państwowych (rząd, ministerstwa, KP) w kresie
poprzedzającym Smoleńsk oraz gigantycznej awarii sieci
teleinformatycznych w największych bankach (9.04.2010), skierowanie
na placówkę w Moskwie (15.02.2010) T.Turowskiego, b. pułkownika
SB, a w okresie smoleńskim, najprawdopodobniej funkcjonariusza
Agencji
Wywiadu IIIRP.
Część
z tych działań, można przypisać intencji budowania „zbrojnego
ramienia” grupy rządzącej, niektóre zaś, wolno traktować, jako
elementy operacji zmierzającej do zastawienia pułapki smoleńskiej.
Pojawia
się wówczas pytanie: jaką rolę należy przypisać służbom III
RP przed, w trakcie i po zdarzeniach z 10 kwietnia 2010 roku?
Czy
jest to rola biernych, acz nieudolnych wykonawców poleceń,
wydawanych przez polityków, czy może rola ukrytych inspiratorów i
rzeczywistych decydentów?
Czy
służby te były jedynie bezwolnym narzędziem w rekach rosyjskich i
polskojęzycznych graczy, czy może mieliśmy do czynienia ze
spiskiem tajnych służb, którego celem była eliminacja
przeciwników reżimu Putina i osób zagrażających interesom grupy
rządzącej?
Taka
hipoteza ma
prawo zaistnieć - po obserwacji procesów
poprzedzających zamach
smoleński, po analizie przypadku T. Turowskiego
oraz w związku z zachowaniem służb w trakcie śledztwa
smoleńskiego.
Zapewne
taką też
hipotezę brały pod uwagę służby innych
państw. obserwując zacieśnianie polsko-rosyjskich kontaktów na
poziomie politycznym oraz współpracę wywiadów
IIIRP i FR.
Jeśli
pod mianem „spisku służb” chcielibyśmy widzieć porozumienie
zawarte między przedstawicielami dwóch państw i obejmujące swoim
zasięgiem cały obszar aktywności służb specjalnych – taka teza
brzmi absurdalnie i niewiarygodnie. Należałoby bowiem przyjąć, że
w plany zamachu wprowadzono, nie tylko wysokich rangą
funkcjonariuszy i szefostwo służb, ale też szereg polityków i
urzędników państwowych. Groziłoby to dekonspiracją, utrudniało
wykonanie planu, prowokowało przecieki i denuncjacje.
Gdybyśmy
jednak pod mianem „spisku tajnych służb” widzieli porozumienie
zawarte pomiędzy kilkoma osobami, posiadającymi realne wpływy na
decyzje polityczne i obszar działalności służb specjalnych –
taka hipoteza wydaje się wiarygodna.
Nie
uchybia bowiem
zasadom poprawnej analizy, w której należy brać pod uwagę przede
wszystkim stan faktyczny oraz możliwości realizacji spisku. Te zaś
wydają się osiągalne, ponieważ w latach poprzedzających tragedię
smoleńską stworzono w III RP model „miękkiego totalitaryzmu” -
państwa wyjętego spod kontroli opozycji i niezależnych organów, w
którym ogromne kompetencje powierzono służbom specjalnym,
stawiając na ich czele osoby podatne na naciski i polityczne
dyspozycje.
Powodzenie
takiej operacji zapewniał podstawowy mechanizm, regulujący życie
publiczne w okresie poprzedzającym tragedię – systemowa nienawiść
do Lecha Kaczyńskiego. Pozbawienie prezydenta należytej ochrony,
odmowa przydzielenia samolotu, czy skazanie na osobną, „prywatną”
podróż do Katynia – należały do arsenału decyzji, w których
grupa potencjalnych „spiskowców” mogła liczyć na pełną
współpracę ze strony funkcjonariuszy i
urzędników ministerialnych.
Wykorzystano
tu „naturalne” mechanizmy niechęci wobec Lecha Kaczyńskiego
oraz traktowania prezydenta jako „elementu obcego” dla grupy
rządzącej – co w przypadku działań służb bezpieczeństwa
prowadziło wprost do ignorowania podstawowych zasad.
Destrukcyjny
i wszechobecny „program nienawiści” łączył tych ludzi i
wyznaczał ich stosunek wobec głowy państwa.
Nie
trzeba było innej motywacji - by rękami wielu sprawców, wykonać
plan powzięty przez kilka osób.
Gdybyśmy
w takich kategoriach próbowali spojrzeć na działania służ
specjalnych w okresie smoleńskim, wydaje się oczywiste, że zmiana
rządów w roku 2015 powinna przynieść natychmiastowe, gruntowne i
kategoryczne przemiany
w obszarze służb.
Odziedziczenie
po poprzednikach takiego „balastu”, skazywało przecież na
niepowodzenie wszelkie reformy polityczne czy gospodarcze.
Poprzez
system wpływów na życie publiczne (choćby w/s
przyznawania certyfikatów bezpieczeństwa, kwestii
weryfikacji wyższych urzędników, zarządców
firm państwowych, w tym infrastruktury
krytycznej,
dostępu do informacji niejawnych)
służby te nadal
mogły destabilizować sytuację wewnętrzną, ale też oddziaływać
na sprawy polityki zagranicznej.
Nawet
dla ludzi nieposiadających wiedzy na temat służb, wydaje się
oczywiste, że głęboka kompromitacja wszystkich formacji
specjalnych w okresie Smoleńska, a nade wszystko – uzasadniona
obawa przez „spiskiem służb”, powinny skutkować
natychmiastowym wprowadzeniem „opcji zerowej” i ponownej,
szczegółowej weryfikacji funkcjonariuszy.
Uściślę,
że pod mianem służb, rozumiem także działania policji i
prokuratury, które w okresie rządów PO-PSL „wsławiły” się
setkami aktów terroru i bezprawia.
Twierdzę
wręcz, że gdyby w roku 2015 doszło do rzeczywistej „dobrej
zmiany”, a ludzie PiS dążyli do wyjaśnienia sprawy smoleńskiej,
służby specjalne III RP musiałby zostać zlikwidowane.
Truizmem
byłoby udowadniać, że funkcjonariusze tych służb - całkowicie
podlegli dyspozycjom politycznym, współpracujący z wrogim
mocarstwem w zakresie fałszowania prawdy o zamachu na polską
elitę, ludzie obojętni na operacje obcych wywiadów i działania
agentury wpływu – nie mogą zapewnić nam żadnego poczucia
bezpieczeństwa.
Tymczasem,
już w listopadzie 2015 r. na zakończenie odprawy służb
specjalnych w sprawie zagrożenia terrorystycznego, premier B.
Szydło zapewniła publicznie - "Polacy
mogą się czuć bezpiecznie”,
a szef MSWiA Błaszczak oświadczył, iż „polskie
służby są przygotowane do tego, by sprostać wyzwaniom i zapewnić
bezpieczeństwo Polakom”.
Choć
padły słowa tak horrendalne, nikt wówczas nie zapytał: jak to
możliwe, że w ciągu jednego tygodnia od objęcia rządów przez
PiS, dokonała się
równie dogłębna sanacja służb specjalnych?
Kto
i jakimi metodami sprawił, że funkcjonariusze tych służb,
obciążeni totalną nieudolnością, hańbą Smoleńska i
wieloletnią rolą "zbrojnego ramienia" reżimu PO-PSL,
stali się nagle gwarantami naszego bezpieczeństwa?
Żaden
z tych, którzy w partyjnych mediach PiS wycierają sobie gęby
Smoleńskiem, nie miał odwagi pytać: czy ludzie służb III RP
współdziałali z Rosjanami w zastawienia pułapki smoleńskiej i
zabójstwie naszych rodaków? Jaki rodzaj odpowiedzialności ponoszą
szefowie ABW, BOR, SKW czy SW, w związku z zamachem i jak dalece ich
podwładni byli zaangażowani w przestępczy proceder?
Jest
oczywiste, że „miękkie” przejście z reżimu PO-PSL do rządów
PiS, nie wywołało żadnej zmiany w obszarze służb specjalnych.
Wymiana szefostwa, była polityczną „korektą kosmetyczną”,
która – z uwagi na ogrom patologii, nie mogła mieć wpływu na
kondycje tych formacji.
Była
konieczna, by odziedziczone po poprzednikach „aktywa”
podporządkować kolejnej „grupie trzymającej władzę”.
Jedynie
w przypadku SKW wiadomo o skutecznym udaremnieniu projektu „Centrum
Eksperckiego NATO” i szybkiej reakcji na związane z tym
zagrożenia. To jednak wyłącznie zasługa Antoniego Macierewicza, a
sama akcja nie ma związku z intencjami partii rządzącej.
Przez
ostatnie 6 lat, nic nie wiadomo o weryfikacji funkcjonariuszy, o
aktach oskarżenia i procesach sądowych, o zamykaniu ludzi
paktujących z Rosjanami, o skazywaniu łobuzów ścigających za
„obrazę” pomników radzieckich, o wywalaniu sługusów
oddających Rosji dowody rzeczowe w/s Smoleńska, o karaniu
wspólników w dziele dezinformacji i fałszerstw, o pozbyciu się
policjantów i prokuratorów łamiących prawo.
Ten
„balast”, haniebny „garb”, stworzony przez reżim PO-PSL,
został – z całym dobrodziejstwem inwentarza, przejęty i
zaakceptowany przez partię Kaczyńskiego.
Tzw.
audyt, zaprezentowany przez ministra Kamińskiego w roku 2016, nie
przynosił żadnej wiedzy o działaniach nowej ekipy. Wskazane w nim
patologie, były raczej wierzchołkiem góry lodowej i służyły
zaspokojeniu próżnej ciekawości wyborców, niż odnosiły do
realnych zagrożeń.
Znamienne
natomiast, że nawet po ujawnieniu takich informacji, nie pojawiła
się jedynie słuszna konkluzja – tylko „opcja zerowa” w
służbach może zagwarantować odbudowę systemu bezpieczeństwa.
Nikt nie miał odwagi przyznać, że lepiej, by nad bezpieczeństwem
Polaków czuwały zastępy obśmianych „harcerzy”, niźli
„fachowcy” od Bondaryka, Pytla i Wojtunika.
Kombinacja
związana z odwołaniem komendanta głównego policji, incydent z
uszkodzoną oponą w samochodzie prezydenckim, samobójstwo płk.
Berdychowskiego, próby organizowania zamachów terrorystycznych,
cyberataki na polskie banki i urzędy, policyjna prowokacja podczas
manifestacji w Gdańsku, podłożenie ładunku wybuchowego we
Wrocławiu, liczne alarmy bombowe w ministerstwach i instytucjach
państwowych, samobójstwo wysokiego oficera SKW – to tylko
niektóre z wydarzeń, rozgrywających się w pierwszych miesiącach,
po „zwycięstwie” PiS.
Były
czytelnym przypomnieniem, że nowa władza postawiła na stare,
„sprawdzone” kadry i – nawet za cenę kompromitacji, nie odważy
się naruszyć patologicznej struktury.
Kolejne
miesiące przyniosły potwierdzenie tej tezy. Rezygnacja z ujawnienia
całości „zbiorów zastrzeżonych”, utajnienie Aneksu do Raportu
z Weryfikacji WSI, czy pozostawienie szefom służb prawa decydowania
o tym, które informacje należy ukryć przed obywatelami – to
dowody, że układ rządzący mocno ukrył
smoleńska tajemnicę i zakonserwował
więzy
łączące służby III RP z okresem okupacji komunistycznej.
W
kontekście deklaracji polityków PiS na temat Smoleńska, a w
szczególności, zapowiedzi wyjaśnienia okoliczności zbrodni, tylko
dwa pytania:
-jak
można dojść do prawdy o zamachu, posługując się narzędziami
pozostawionymi przez wspólników Putina,
-jaką
pomoc w tym zakresie mogą świadczyć służby, które dawno
wywiesiły białą flagę i były gwarantem rosyjskich łgarstw -
pokazują
fałsz i cynizm ludzi Kaczyńskiego.
Nie
to jednak stanowi największe zagrożenie.
Świadomość,
że 11 lat po zamachu smoleńskim, nie dokonano systemowych zmian w
najważniejszym obszarze -bezpieczeństwa, a o sprawach polskich
nadal decydują ludzie uwikłani w smoleńską kompromitację,
powinna spędzać sen z powiek każdego Polaka.
Jeśli
tak się nie dzieje, a większość naszych rodaków żyje w
kompletnej niewiedzy, zawdzięczamy to - w równej mierze -
niezrozumieniu mechanizmów regulujących życie publiczne, jak
wytężonej pracy partyjnych propagandystów.
Dla
wielu z nas, temat wydaje się odległy i niezwiązany z bieżącymi
problemami.
Dopiero
awaria systemu bankowego czy teleinformatycznego, blokada karty
bankowej, zamknięty urząd, czy problem z powrotem z zagranicy,
pozwalają odczuć, że kondycja służb bezpieczeństwa ma
bezpośredni wpływ na nasze życie.
Gdy
wielu z nas irytuje się na bezwolność tego rządu w obliczu
antypolskiej agresji, gdy oburza brak reakcji na knowania
„targowicy”, na szkalowanie przez środowiska żydowskie, czy
lewackie, trzeba mieć świadomość, że jedną z istotnych przyczyn
tej słabości, jest stan służb specjalnych III RP.
W
obecnym kształcie, w systemie „spadku” po Smoleńsku, te służby
nie mogą gwarantować nam bezpieczeństwa.
W
sprawach wewnętrznych, spełniają „odwieczną” rolę
„wspornika” grupy rządzącej i nigdy nie awansują do służby
propaństwowej.
W
kwestiach zagranicznych, o ich nieskuteczności
decyduje dzisiejszy status III RP, jako państwa wasalnego,
uwikłanego z obce zależności, ale też wiedza, jaką o
kompromitacji smoleńskiej posiadają służby innych państw. Ta
wiedza, wyklucza poważne traktowanie na arenie międzynarodowej i
sprawia, że służby III RP nie mają możliwości prowadzenia
własnych gier operacyjnych i przeciwdziałania istotnym zagrożeniom.
Z
jednej strony – zdane są na dyspozycje polityczne, z drugiej –
na wegetowanie wśród światowych graczy, z których każdy
dysponuje solidną „kartą smoleńską”.
Dlatego
zaniechanie obowiązku smoleńskiego w obszarze służb specjalnych,
stwarza największe , wielowątkowe zagrożenie – dla
bezpieczeństwa narodowego, ale też, dla każdego z nas.
Nie mam wątpliwości, ze partia Kaczyńskiego świadomie i z pełną premedytacją odrzuciła ten obowiązek i (wynikający z niego) nakaz oczyszczenia obszaru bezpieczeństwa. Służby, przejęte w formie ukształtowanej przez poprzedni reżim, stały się dla ludzi Kaczyńskiego nieodzownym narzędziem sprawowania władzy, a ich kompromitacja, okolicznością ułatwiającą demontaż państwa narodowego i wprowadzanie „nowego ładu”.
To zaniechanie, jest bodaj najmocniejszą przesłanką tezy sformułowanej na początku tego cyklu: zamach w Smoleńsku i relacje zbudowane na tej zbrodni - tak w wymiarze wewnętrznym, jak polityki zagranicznej, mają doprowadzić do stworzenia „nowego ładu”, a śmierć prezydenta i towarzyszących mu osób, jest zbrodnią założycielską kolejnej komunistycznej hybrydy.
To zaniechanie, jest bodaj najmocniejszą przesłanką tezy sformułowanej na początku tego cyklu: zamach w Smoleńsku i relacje zbudowane na tej zbrodni - tak w wymiarze wewnętrznym, jak polityki zagranicznej, mają doprowadzić do stworzenia „nowego ładu”, a śmierć prezydenta i towarzyszących mu osób, jest zbrodnią założycielską kolejnej komunistycznej hybrydy.
Witam, hańba smoleńska pozostanie z nami na zawsze. Niestety to taki tatuaż na czole skundlenia i upodlenia Polaków. Przepraszam, ale obserwując to co można bezkarnie wyprawiać z Polakami od 1,5roku,jest dla mnie niepojęte. Jeśli tak można, to można WSZYSTKO!!. Może to czarne myśli i brak nadziei, ale na razie jest tak, BO TAK JEST. Pozdrawiam serdecznie, licząc na to, że co złego to już za panem.
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejny tekst !
OdpowiedzUsuńPańska fanka, Katarzyna
Dzień dobry, raz jeszcze, na taki cytat się natknęłam :
OdpowiedzUsuńGdy grabież staje się sposobem życia dla grupy ludzi żyjących w społeczeństwie, na przestrzeni czasu stworzą oni dla siebie system prawny, który usprawiedliwi ich działania i kodeks moralny, który będzie ją gloryfikował - F.Bastiat
Czy ataki prokuratorsko-bezpieczniackie na prezesa NIK i jego rodzinę są elementem tego szkodliwego systemu bezpieczeństwa państwa czy to zupełnie inna 'bajka" ??
OdpowiedzUsuń"Ci,którzy ignorują historię i chcą nas"integrować"z UE,są grabarzami sprawy polskiej."
OdpowiedzUsuńA ja cały czas mam w uszach nawoływanie JŚ K. Wojtyły przed referendum abyśmy głosowali za ' integracją". Odtąd nigdy nie pogodziłem się z określeniem tego człowieka przy pomocy przymiotnika "wielki" co tak łechce uszy wielu rodaków.
Każdy komentarz,w którym autor linkuje blog kontrowersje.net,będzie natychmiast usuwany.
OdpowiedzUsuńW odróżnieniu od zdecydowanej większości tzw."prawicowców" i wyznawców PiS - wiem i pamiętam, co człowiek podpisujący się wówczas "matka kurka" pisał w latach poprzedzających Smoleńsk i po roku 2010.
Pamiętam jego teksty z salon24.pl. gdzie sam również pisywałem do roku 2012.
Uważam,że traktowanie tego pana, jako osoby kompetentnej do wyrażania opinii na tematy polityczne oraz tzw. zwolennika PiS, jest wyrazem głupoty i totalnej niewiedzy czytelników.
Poniżej kilka archiwalnych linków do tekstów "matki kurki" z okresu smoleńskiego. Warto poczytać,by wiedzieć,jaką "metamorfozę" przeszedł ten autor:
https://web.archive.org/web/20100413000619/http://www.kontrowersje.net/tresc/dziekuje_sponsorom_i_nigdy_nie_wybacze_bogu_podpisano_polak_z_polski
https://web.archive.org/web/20100417103659/http://www.kontrowersje.net/tresc/ja_juz_mam_kurwa_dosyc_politykow
https://web.archive.org/web/20100415213656/http://www.kontrowersje.net/tresc/michnikowi_kor_jaruzelskiemu_order_tuskowi_wdziecznosc_kaczynskiemu_podziekowanie
https://web.archive.org/web/20100415213704/http://www.kontrowersje.net/tresc/zebys_wiedzial_kto_zacz_ten_obok_jozefa
https://web.archive.org/web/20100416135403/http://www.kontrowersje.net/tresc/ojcze_nasz_ktorys_jest_teraz_i_na_ziemi_polskiej_chron_nas_przed_tym_zdracja_panem_jezusem
https://web.archive.org/web/20100416135417/http://www.kontrowersje.net/tresc/w_swoim_domu_oglosilem_koniec_zaloby_i_powrot_do_roboty_bez_wolnych_sobot_budujemy_elite
https://web.archive.org/web/20100415203557/http://www.kontrowersje.net/tresc/z_polakami_mnie_juz_raczej_nic_nie_laczy_chyba_jestem_zydem
Dziś pan Kaczyński i jego "niezależne" media mogą uznawać owego "matkę kurkę" za wyraziciela intencji partyjnych i hołubić go w swoim gronie.
To jedynie dowód, jak instrumentalnie PiS traktuje prawdę i sprawę smoleńską, jak nisko ceni rozum i elementarną przyzwoitość.
Nie wykluczam,że panu Kaczyńskiemu szczególnie mogą podobać się słowa z jednego z wpisów "matki kurki" z kwietnia 2010 r:
"Płaczemy 4 dzień, wiemy już ponad wszelką wątpliwość, że to Kaczyński kazał zabić wszystkich i nawet się nie zająknął, bo takie miał chore ambicje."
Proszę jednak, by na moim blogu nigdy nie zamieszczać linków ani wypowiedzi osób z kontrowersje.net.
Bardzo dziękuję za to kompendium wiedzy o Smoleńsku jako kamieniu węgielnym Nowego Ładu posmoleńskiego. Pokrywa się to niemal całkowicie z moimi spostrzeżeniami. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję Panu i pozdrawiam
Usuńto poproszę o ten usunięty komentarz...
OdpowiedzUsuńnie ma, a szkoda, wydawało się, że ktoś chce podjąć wątek...
OdpowiedzUsuńRoman,
UsuńNajprawdopodobniej pomylił Pan miejsca.
Jednozdaniowe wtręty – nie na temat, są dobre na forach internetowych.
Tu będą usuwane.
To jedyne i ostatnie ostrzeżenie.
Nemo,
OdpowiedzUsuńJeśli tak łatwo sprawić, byśmy zapomnieli o obowiązku smoleńskim, to zaiste – można wszystko.
Uruchomiono wiele narzędzi zapomnienia, a jednym z głównych jest dziś tematyka covid.
Dlatego podkreślę raz jeszcze: za objaw totalnego zagubienia i moralnej deprawacji uważam sytuację, w której sumienia naszych rodaków tak mocno porusza sprawa covidowej histerii, że w ogóle nie chcą dostrzec realnych zagrożeń związanych z odrzuceniem obowiązku smoleńskiego.
Dla nas, dla naszych rodzin i naszego bytu narodowego, stokroć groźniejsza jest cisza wokół Smoleńska, niźli działania tego rządu związane z chińską zarazą.
W ostatnich trzech tekstach starałem się to dobitnie powiedzieć.
Wiem, że jedno jest widoczne i na co dzień odczuwalne, drugie zaś, to zaledwie milczenie, ale ta sytuacja mocno obnaża kondycję naszych rodaków.
Dziękuję Panu i pozdrawiam
PiotrK,
OdpowiedzUsuńPoruszona przez Pana sprawa „ataku na skrzynkę”, to jeden z setek objawów słabości służb III RP.
Przypomnę, że po buńczucznych zapowiedziach „ustalenia sprawców”, w tym obszarze zapadła cisza.
Identycznie było po wcześniejszych atakach na serwery rządowe, po zaatakowaniu polskich szkół (zawiadomienia o ładunkach) czy przejęciu kont społecznościowych polityków partii rządzącej.
Wszędzie tam, gdzie pojawia się cień agresji rosyjskiej, służby III RP będą bezsilne.
To również kwestia odwagi i woli politycznej – a tych przymiotów próżno szukać w grupie rządzącej.
Pozdrawiam Pana
cover,
OdpowiedzUsuńPrzypadek M. Banasia pokazuje dwie, ważne cechy III RP: poziom etyczno-moralny ludzi desygnowanych do najwyższych stanowisk w państwie oraz zasadę używania służb specjalnych, jako „zbrojnego ramienia” partii rządzącej – o czym pisałem w moim tekście.
M. Banaś jest nominantem prezesa PiS i – jak gorliwie zapewniali politycy tego ugrupowania w roku 2019 – miał być człowiekiem „kryształowo uczciwym”.
Skoro okazuje się, że Banaś „kryształowo uczciwy” nie jest, a jego kandydatura to kolejna (było ich wiele) porażka personalna Kaczyńskiego, warto zapytać: jakie konsekwencje poniosą obrońcy Banasia i jego polityczny mentor?
Świadomość, że nie będzie żadnych konsekwencji, a wyznawcy PiS nawet nie zaprzątają sobie głowy takim problemem – to główne, realne zagrożenie płynące z obecnej sytuacji.
Bo oznacza to, że takich Banasiów są setki, takich „błędów” personalnych, tysiące, a tacy „stratedzy” i „obrońcy Banasiów” mają nieograniczony wpływ na życie moich rodaków i są wyjęci spod jakiejkolwiek kontroli.
W tej sprawie, służby są tylko narzędziem realizacji interesów partyjnych, a sposób wykonywania takich ukazów poznałem w ostatnich latach. Poznali go również ludzie inwigilowani i wzywani na przesłuchania w/s ustalenia tożsamości Ściosa.
W swoim drugim komentarzu wspomniał Pan o postawie świętego Jana Pawła II w sprawie naszego akcesu do UE. Pozwolę sobie zauważyć, że w roku 2004 nie mogło być innej postawy naszego papieża, a ówczesna UE, była tworem zgoła innym od współczesnego kołchozu.
Fundamentem tego akcesu miały być kwestie gospodarcze i ten aspekt wydaje się trudno podważalny (art.4 Aktu Przystąpienia: Każde z nowych Państw Członkowskich uczestniczy w unii gospodarczej i walutowej z dniem przystąpienia jako Państwo Członkowskie).
Dzisiejsza „integracja” z UE ma przede wszystkim kontekst polityczny i oznacza rezygnację z suwerenności i narodowości.
Faktem jest natomiast – na co już zwracałem uwagę, że o przyjęcie do UE wnioskował były członek komunistycznego ZSL, traktat akcesyjny negocjowali członkowie PZPR, a podpisali go - I sekretarz KW, członek Biura Politycznego KC PZPR oraz członek PZPR,były minister sportu PRL.
Tyle też było polskości w tej decyzji.
Szanowny Panie Aleksandrze,
UsuńDziałania federalistów europejskich nigdy nie pozostawiały wątpliwości, że nie o gospodarcze kwestie chodzi. Początek tych działań spokojnie można datować na co najmniej 1953 rok, kiedy podjęli pierwszą próbę wprowadzenia europejskiej konstytucji. W związku z porażką, tylko zmienili taktykę i drobnymi krokami, poprzez, między innymi, wybory bezpośrednie doprowadzili do przyjęcia programu Spinellego opartego na „Manifeście z Ventotene” jako programu dalszej integracji europejskiej w roku 1984. Traktat z Mastricht już oficjalnie mówił o podmiotowości politycznej, a przyjęty traktat amsterdamski w 1997 roku nie tylko wprowadził Gender mainstreaming jako oficialną politykę społeczną i kulturową Europy, ale też upoważnił instytucje unijne do całkowitej kontroli wszystkich dziedzin życia społecznego i kulturalnego obywateli pod względem ich zgodności z „ideologią” (min. zwalczania religii jako ciemnoty czy patriotyzmu jako nacjonalizmu). Czy papież mógł nie wiedzieć tych rzeczy popierając polską akcesję? Czy istniały jakiekolwiek przesłanki, by wierzyć w sromotną porażkę federalistów, ciągle umacniających swoje pozycje w PE? Ja takich nie znam.
Pisze Pan, że „Fundamentem tego akcesu miały być kwestie gospodarcze i ten aspekt wydaje się trudno podważalny”. W stenogramie z obrad sejmu z 21 maja 1992 roku możemy znaleźć np. wypowiedź poseł Bogumiły Boby: „Jesteśmy społeczeństwem chrześcijańskim, w większości katolickim, powinniśmy zachować oblicze katolickie i polskie. Irlandia broni życia i - będąc w EWG - jest psychologicznie szantażowana, zmuszana do zrezygnowania ze swoich zasad. Czy i my na to chcemy się skazać?” czy też Janusza Korwina-Mikke: „Tylnymi drzwiami przez podpisanie tego wszystkiego zmusi się Polskę do zniesienia norm prawnych, o czym się tutaj mówi bardzo mało: zniesienia kary śmierci, sprawa aborcji i kilkanaście innych spraw - ale znacznie ważniejsze jest to, że nawet za danie klapsa dziecku będzie można wylądować w kryminale - o tym się jakoś nie mówi.” Czy nie oznacza to, że już w 1992 roku było jasne do czego ten projekt zmierza?
Oczywiście można twierdzić, że obawy z 1992 r wydawały się bezpodstawne dziesięć lat później. Jednak w stenogramie z obrad sejmu z 4 grudnia 2002 roku możemy znaleźć wypowiedź A. Macierewicza: „Nikt nie mówi o tym, że wejście do Unii Europejskiej oznacza znalezienie się w innym państwie, którego konstytucję Polska będzie musiała przyjąć, nawet nie mając wpływu na jej uchwalenie, nawet nie decydując o niej, gdzie prawem unijnym będą rozstrzygane wszystkie sprawy związane z finansami, bankiem centralnym, granicami zewnętrznymi, handlem i cłami i prawo Rzeczypospolitej nie będzie miało żadnego znaczenia w tej sprawie.” Przypomnę, że to już było po traktacie z Amsterdamu, a ten sposób narzucenia konstytucji europejskiej był wymysłem federalistów właśnie.
W mojej ocenie twierdzenie, że organizacja do której wstępowaliśmy była czymś innym jest wyjątkowo naiwne. Nie znam motywów Jana Pawła II popierającego akcesję, ale wiem, że jego poparcie znacznie wspomogło euroentuzjastów i odebrało argumenty przeciwnikom akcesji. Dlatego absolutnie nie rozumiem pańskich słów: „Pozwolę sobie zauważyć, że w roku 2004 nie mogło być innej postawy naszego papieża”.
Pozdrawiam
Rafał Stańczyk
Katarzyna,
OdpowiedzUsuńDziękuję Pani za wizytę.
Zasada wyrażona przez Bastiata, musiała być znana „ojcom założycielom” III RP.
Stworzyli przecież taki system polityczny i prawny, który umożliwia im bezkarne żerowanie na polskości i traktowanie tego państwa, jako swojej własności.
Co ważne – nie tylko stworzyli go z akceptacją naszych rodaków, ale przekonali nas, że jest to system jedyny, w jakim Polska może funkcjonować. Ten ustrojowy dyktat (bełkot o demokracji) jest najsilniejszym ogniwem łańcucha, na którym „elity” tego państwa uwiązały pokolenia Polaków.
Pozdrawiam Panią
Pięknie dziękuję za odpowiedź. Z przyjemnością czytam każdy Pana tekst. Otwiera nam Pan oczy, poszerza horyzonty, chociaż ja nie mam już nadziei, że doczekam Niepodległej, a przecież czekam już, bagatela, pół wieku ...Pozdrawiam serdecznie.
UsuńPonieważ Pani Katarzyna przytoczyła, a Pan Aleksander się odniósł, to polecam źródło mówiące o prawie, a nie o jednej z władz DemoKreacji fałszywie zwanej "kastą", żeby zdjąć odium hańby z tego syftemu i jego followers'ów.
Usuńhttp://www.rodaknet.com/ksiazka_bastiat-prawo.pdf
Pozdrawiam Państwa
Witam wszystkich. Będzie trochę nie do wpisu ale...
OdpowiedzUsuńChciałam podzielić się z Państwem kolejnym etapem w moim długim marszu. Taka klepka mi się odblokowała, po tym jak p.Aleksander przypomniał na tweeeterze swój wciąż aktualny wpis "MY i ONI". Dlatego chcę podzielić sie z Państwem moim doświadczeniem, a poprzez to kolejny raz potwierdzić, to o czym już od kilkunastu lat niezmordowanie pisze Ścios.
Może to sprawi, że chociaż rozbudzę w co niektórych z Państwa (a może we wszystkich, kto wie), którzy już maszerują wiarę w sens długiego marszu. U tych, co wciąż jeszcze się wahają, może wzbudzę chęć do wymarszu. Może kogoś wystraszę... ale to też będzie dobre, bo odrze w jednej chwili z wszelkich złudzeń, że długi marsz obfituje tylko w "lajtowe, romantyczne uniesienia".
"Tamta" relacja z mojego marszu osadzona była w czasie... do momentu rozpoczęcia się kampanii przedwyborczej - wybory samorządowe październik 2018.
Zatem "ta" relacja jest już z czasu, kiedy wciąż jeszcze poprzedni hejt na mnie nie ustał, a ruszył nowy atak... z jeszcze większa siłą. Tym razem już tylko na mnie personalnie. Ludzie którzy mi dotychczas w jakiś sposób pomagali, nie byli hejtowani. To był dla mnie straszny, bardzo trudny czas i wolałabym o nim zapomnieć. Zmuszam się teraz i odtwarzam wszystko na nowo, specjalnie dla Państwa. Pan Mirosław (Syrenka :-)) od dawna mnie tak "cisnął" abym "coś" ujawniła z mojego długiego marszu. No to ujawniam.
Kto bystry, zaraz się zorientuje, że partia PiS rządzi w tym czasie już od dwóch lat a ja... nie dość, że nie odczuwam poprawy na lepsze, to wręcz z przerażeniem na gorsze. Tak, że pętla mi się juz "zaciska" wokół szyi. Jak tak ma wyglądać "dobra zmiana", nie chcę wiedzieć jak wyglądać może zła! Doświadczam takiego małego piekła na ziemi! Bo "tomto" - tak to teraz oceniam - to był pikuś w porównaniu z...
Więc mamy maj-październik 2018 i etap mojego długiego marszu.
CDN...(1/6)
Po tym jak rządzący z ramienia PiS w prawie wyborczym - w każdym razie tego nie udaremnili - zrobili "dobrą zmianę", aby w wyborach samorządowych mógł kandydować nawet np. człowiek z zarzutami prokuratorskimi dot. przekrętów m.in podatkowych. Cóż się dziwić, że również w naszej wsi wystartował taki typ. Jego elektorat bezsprzecznie - bezrefleksyjny, bezrozumny, zniewolony, głupi po prostu. Tak więc już po raz trzeci uznając, że skoro ich faworyt wciąż może kandydować, to ostatecznie rozgrzeszyli go, oddając na niego głos. Zaś sam kandydat, aby z siebie ściągnąć wszelkie ataki i negatywne spojrzenia, to przekierował przy użyciu: a to wiejskiego głupola, a to komendanta OSP (i całej reszty tej kompanii) i KGW wraz z całą zgrają nienawistników atak na... tak na mnie! Wstrętny, podły, demoniczny intrygant nic więcej. To tylko potwierdza jak obrzydłym, szatańskim systemem jest cała ta IIIRP i jakie gówno ten system robi z ludzi. Wszystko tu w mej wsi, mam przecież w skali mikro, tego co dzieje się w całym kraju. Ten nikczemnik nie zawahał się nawet, by wykorzystać "swoich bandziorów" do nawoływania do mordu... na mnie! W pewnym momencie sytuacja była już tak niebezpieczna, że było już tylko kwestią czasu, kiedy jakiemuś zamotańcowi/ zaślepieńcowi/ omotanemu nienawiścią jaką wsączył w nich ich kandydat... że w końcu im odwali i.... Bałam się o swoje życie i mojej rodziny! Nie było wyjścia. Musiałam skorzystać z pomocy wojewódzkich kryminalnych "tajniaków". Przyjechali , mając w ręce wydrukowany mój obszerny raport z pola bitwy, który im wysłałam kilka godzin wcześniej. Wysłuchali, przesłuchali, zanotowali. Myślę, że nawet byli przyzwoici i skłonni zrobić więcej niż pozwalał im na to system. Myślę, że nawet im zaimponowałam i wzbudziłam w tych mężczyznach szacunek i podziw (bo to nie były typy chłopków - roztropków). Miałam się w razie dalszych problemów... kontaktować już tylko z ich dowódcą. I kontaktowałam się jeszcze tylko raz. I co z tego? Ten system i ludzie pracujący dla tego systemu nie są przecież od pomagania takim jak ja, raczej są od... Ochrony nie dostałam. Trochę się bydło wyhamowało po tej wizycie lecz nie do końca.
OdpowiedzUsuńZa to komendant OSP w mej wsi po wyborach, czując misję, zabrał głos w imieniu ludu - i tak podgrzewając jeszcze ten wielki kocioł - powiedział, że to wszystko zło, to co się działo i dzieje to... to jest całkowicie tylko moja wina, bo... bo... bo się źle kojarzę, a to z tragediami, z wszelkim złem w tej wsi, a oni chcą mieć spokój. Bo jak mnie nie było, to tu było dobrze. I tak bez końca ten parszywy tekścick krąży w mej wsi i jest powtarzany przez tych obłakańców. Boże kochany czego ten komendant nie naplótł tam wtedy. Chyba tylko nie odpowiadałam za tragedię Pompei i Tytanica.
Wówczas zagrzmiałam właściwie jak Rejtan: "Jak jeszcze ten człowiek musi was upokorzyć/oszukać/omotać/upodlić byście zrozumieli wreszcie, że robi z was idiotów i używa do swoich własnych, podłych interesów!? Co jeszcze?! Zobaczycie, że przyjdzie taki czas, że...!". Co było dalej? Można powiedzieć, że "uciekłam" w Eucharystię, pod skrzydła Boga. Zaczęłam chodzić do kościoła częściej niż zwykle. Tak! Jak trwoga, to do Boga! Bywało, że to były 3-4 Eucharystie w tygodniu, a czasami nawet cały tydzień, codziennie. Rąbałam akordem. Moje położenie? Już TYLKO Bóg mi pozostał. Błagałam Boga o wojsko anielskie!!! A taką armię, co pomoże mi rozgromić te hordy diabłów i posprzątać ten syf. I mówiłam jak ten dziad do obrazu, a obraz ni razu!
CDN...
Aż tu po 4 miesiącach... nagle... Bóg też jest szalony, że tak do ostatniego tchnienia zwleka z pomocą. Mogę napisać, że z pomocą jednak przyszli mi aniołowie. Nie wybrzydzam. Takie bez skrzydeł, bez białych anielskich fatałaszków i bez złotych trąb anielskich, ale chyba z WUWUZELami! Bo to byli... kibice! Pojęcia nie mam skąd się wzięli. Nie jestem kibicem piłki nożnej. Nigdy nie byłam na żadnym meczu! Nie trawię piłki nożnej w wydaniu polskojęzycznych piłkarzy. Tak to, jedyny Bóg sprawił, że nie doszło do tragedii! Tak. Po interwencji "anielskich" kibiców, wiejski głupol odpuścił całkowicie. Nawet miałam wrażenie, że ma zakaz zbliżania się do mnie na 5 m - tak się zachowywał i naprawdę trzymał ten dystans... społeczny. Raz jeden go złamał. Ten "przygłup" (już go tak nie nazywam!) - uratował m.in mnie przed ogromnym psiskiem, który władował na moją posesję. Związał, tak spętał łańcuchem to agresywne zwierzę, bo gdyby nie to, chyba by to psisko rozszarpało... Cała reszta po akcji kibiców - jak można było się spodziewać - w królicze nory, bo pojęli, że ich "wodziRYJ", któremu pomogli wygrać wybory, ma ich teraz (zawsze ich miał zresztą) w dupie. A z kibicami, po co im zaczynać? To ukazuje najlepiej, jakie to cuda i dziwy mogę doświadczać w mej wsi.
OdpowiedzUsuńI nie trzeba było długo czekać na odpowiedź na moje rozpaczliwe pytanie: "Jak jeszcze ten człowiek musi was...?". Bo oto mamy kwiecień 2019 i... dopiero teraz wyłazi na jaw interes radnego. Interes który nie wprost ale jednak okrada z wartości działek właścicieli sąsiadujących z jego działką. Ogólnie burzy mir dobrosąsiedzki we wsi. Czemuż przed wyborami się tym nie chwalił?
I mamy taką sytuację. Jednym z okradzionych jest nie kto inny ale sam komendant OSP. Kolejnym "nabitym w butelke" jest... wiejski głupol. Kto nastepny zostaje uderzony po kieszeni tym interesikiem cwaniaka? Ja! I jeszcze kilkunastu... Od razu utnę to pytanie czy szukałam tego "guza"? Nie! Ten guz - jak cała reszta tych raków i gangren w tej wsi - sam mnie znalazł, ten facet to jakieś przekleństwo tej wsi! Trzeba go usunąć/ wyrwać z korzeniami!
Wiem jedno. Jeśli więc wciąż są wśród moich rodaków, ci którzy jeszcze nigdy nie doznali krzywdy od tego systemu, nie zderzyli się z tą hybrydą, to można to wytłumaczyć tylko na trzy sposoby:
1. albo są nieświadomi realiów i tak biernie się przyglądają i jako rozsadni przełykają gładko każdą podłość/ krzywdę/ porażkę ze strony tego systemu.
2 albo są jak wyrachowani stratedzy - liczą na drpane, że inni załatwią to za nich.
3. albo są w układzie, a więc podwieszeni pod ten system do czasu, aż nie zostaną rozszarpani przez siostry piranie.
Pewien mieszkaniec mej wsi - taki starszy już pan, poważny, taki poczciwy, do tej pory taki nieujawniony, a który tez został poszkodowany - powiedział mi, że: "Niech pani nie myśli, że my tu wszyscy jesteśmy przeciwko pani. Wielu z nas widzi, co pani robi i jesteśmy z panią. Niech pani dalej robi swoje! Mamy już dość tego przekrętasa!". To mnie w tamtej chwili tak wzmacnia. Uderzam więc do komendanta OSP. Puszczam mu "między palcami" jego postępowanie z przeszłości i pytam, czy idzie z nami (pokrzywdzonymi do boju - Sądu?). Odpowiedział mi, że oszacował zyski i straty i... nawet bardzo by chciał ale... ma zbyt dużo do stracenia i ma nadzieję, że rozumiem jego egoizm. Kurdę! Traci na tym może okrągły milion i mimo to... ma zbyt dużo do stracenia, by walczyć o ten milion? Pewnie, ze zrozumiałam... że jak wywalczymy, to on skorzysta z wygranej... i nie zmąci układu z radnym. Cóz... jaką musi jeszcze ponieść cenę upodlenia?!
CDN(3/6)
OdpowiedzUsuńI jest zebranie w remizie. Nowy sołtys - naturalnie z nominacji radnego - swoje sołtysowanie rozpoczyna od kłamstwa, które miało wywieść nas "w pole". Nieskutecznie, bo Bóg jest z nami a nie z ONYMI! Mam swoje "5 minut". Odstawiam takie "SZOŁ"w remizie - odkrywam wszystkie karty "who is who". Oh nawet wiejski głupol - ku zaskoczeniu wszystkich -przeszedł wówczas oficjalnie na "jasną strone mocy" - dosłownie na zebraniu podszedł do mnie, wypowiadając płomienne zdanie na całą remizę: "a ja temu hujowi (a huj siedział niedaleko i słuchał) - pomagałem przy wygraniu wyborów!". Kurtyna? Nie tak szybko. Chciano mnie zrobic radną mej wsi tak SUBITO w tej remizie! Nawet gdyby to było możliwe... i tak odrzuciłabym te ofertę bez wahania. W tym systemie to nic nie daje, a raczej prędzej do upodlenia człowieka tylko prowadzi wejście między tę zgraję. Moje akcje od tej pory z wolna ale jednak rosną! Oczywiście, że radny robi wszystko, by się tak nie działo. Ryje ten demon pode mną. Niech ryje...niech ryje. Zobaczymy jak skończy... gdzie skończy... Jego demon i mój Bóg!!! Mój Bóg wygra! Zobaczycie!
I tak już minęły nam dwa lata na tej walce. Nie można sobie pozwolić na chwilę wytchnienia. Ciągle jakieś pisma, wezwania, na terminy wszystko. Ciągle z zaskoczenia strzały. Ciągle walka z kłamstwami i manipulacją urzędniczą. Co rusz jakiś nowy przepis, prawo się zmienia. Piszę ogromną ilość pism sama, nie pobierając za to centa, raczej dokładam. Była taka chwila nieuwagi i już byłaby ta sprawa przepadła. Tak niewiele brakło. Nieraz ledwie się oddale... juz mam paniczne telefony... moi ludzie są już tak bardzo wyczuleni... ale i wyszkoleni... reagują na wszystko, każdy podejrzany ruch we wsi. czasem to "kapiszon" ale ja tego nie wiem i już muszę wracać, bo nie wiem co zastanę. Nie ma chwili spokoju. Nic sobie nie mogę zaplanować, niczego obiecać, żadnych urlopów, żadnych wyjazdów na wakacje. Żyję jak na wojnie. Walka, która trwa do dziś nieprzerwanie i jedyny Bóg wie, jak się to dla nas wszystkich skończy. Cóz z tego, że wygrywamy w Sądach i Samorządowym Kolegium musi odszczekiwać swoje krzywdzące nas decyzje, a szaraki w gminie potulnie kulić ogony, jeśli rządzący z ramienia PiS co rusz szperają w przepisach i ustawach, które jak na złość, sprzyjają właśnie interesom radnego? Jak wygląda nasza walka? Zobrazować to można, że bijemy się juz w tej chwili dechami z wrót od stodoły, sztachetami, kamieniami i prockami. walczymy o honor i godnosć. A przeciwko sobie mamy nie 1:100 jak pod Hudowem ale... u mego boku walczą UWAGA oficjalnie tylko kobiety! Mężowie, mężczyźni są w tle... raczej ukryci. Dlaczego tak? Mężczyźni sa zbyt... rozsądni. Ustaliłyśmy z kobietami, że nie będziemy tego szkodnika przeklinać, złorzeczyć mu, pomstować, bo to nic nie da, a jeszcze gorzej się dzieje. Zatem ustaliłyśmy, że będziemy się modlić o jego nawrócenie... jego i jego żony, bo ona - bez żadnej pomyłki - ma tu lwią cześć udziałów w tych wszystkich diabelskich wyczynach w naszej wsi!
Całkiem niedawno pozyskałam informację (właściwie dowód), że o planach tej inwestycji radny wiedział już w maju 2017. Jakby wyglądała sytuacja w czasie wyborów? Czy wszystko potoczyłoby się tak samo? Te i inne pytania pozostaną bez odpowiedzi ale... na jedno mogłam mieć odpowiedź. Znowu - burzę spokój - uderzam do komendanta OSP. Zapytałam go, bo byłam cholernie ciekawa, czy gdyby wiedział, że zostanie orżnięty tak podstępnie, to czy by tak żarliwie pomagał, głosował na tego...?
Odpowiedział - tak wyraźnie to wydusił z siebie - po trzech dniach, że....Raczej nie. Raczej... jeszcze wątpliwości ma?! Tylko westchnęłam, bo cóż powiedzieć? I kiedy już miałam ewidentnie zamknąć granice na podział MY i ONI czyli MY - moją garstkę wojowniczek - dzielnych kobiet i ONYCH - całą resztą tych hord z komendantem na czele, nagle Komendant OSP mi odpisuje... tak dodaje do tego swojego: "Raczej nie...".
CDN(4/6)
I teraz UWAGA, bo aż sama musiałam przyspawać się do fotela, by nie spaść. Otóż komendant OSP powiedział mi to po 3 latach - nie musiał tego wcale pisać!!!! - że mnie PODZIWIA!!! Ale za co? A za mój upór i wytrwałość i, że ma świadomość jak układ burmistrz - radny jest trudny do rozbicia i że...o pewnych sprawie nie może mi powiedzieć ale, że się przekonał UWAGA jaka w "naszej" gminie jest patologia i nie tylko.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę tak mnie wpienił, że miałam ochotę wpaść do remizy i...złożyć podanie o przyjęcie na stanowisko komendanta OSP!
WOW!!! Na ile się obudził? Na jak długo? Czas pokaże. Co jeszcze to pokazuje? Że podział na MY i ONI jest dynamiczny, że on żyje, że nie można go tak wziąć w ramy, w jakieś stalowe kleszcze i zacisnąć szczeki raz a dobrze, tak ostatecznie, że po tym ani rusz w prawo czy w lewo. O czym jeszcze nie wolno zapomnieć? Ze przy dokonywaniu podziału na MY i ONI należy pamiętać, że istnieje czynnik ludzki, że istnieje litość i miłosierdzie, że to walka o dusze jednak jest. Że to chodzi o ratowanie dusz ludzkich... Dopóki jest to tylko możliwe. To też należy do elementu długiego marszu.
Jedna z glinianych z nóg golema - radnego - zachwiała się właśnie w posadach. Ten filar, na którym wspierał się dotychczas radny, zaczyna się chwiać/a może już kruszyć. Tego wiejskiego głuptaka nie liczę... nie mam do niego nienawiści. Wiem przecież kto za nim stał. Większą winę ponosi ten, który mi go wystawił. Ale to nie koniec tego etapu marszu.
Kilka dni później - Boże jak ja się muszę szybko orientować i reorganizować - wyszłam sobie na moje poletko za stodoła... spotykam tam przewodniczacą KGW - moja sąsiadka! Oj ta pani to mi krwi napsuła wraz ze swymi koleżaneczkami, ogólnie przymnożyła mi niemało kłopotów we wsi.
I sama zaczęła ze mną rozmowę. Ona zaczęła! Ja - mam takie założenie -mówię tylko dzień dobry tym ludziom i nic więcej. Tak sobie ustaliłam w moim długim marszu. Nie chcę nic od nich słyszeć. Niczego od nich nie chcę! Mieli mną przecież rzygać! Rzygać nie chcą?! Czego więc jeszcze chcą?! Czego im mało? Jeśli więc po dzień dobry rozmowa się rozwija, to dlatego, że ONI ją inicjują, nie ja.
Okazało się, ze Przewodnicząca KGW doświadczyła sytuacji... no otarła się o śmierć i ledwie została wyratowana (nie chodziło o korona wirus)... ale na skutek tych wszystkich działań pandemicznych mogła paść ofiarą tych procedur/obostrzeń/zachowań medyków czy ratowników medycznych. Opowiedziała mi o wszystkim z detalami. Bez szczegółów wiedziałam od samego początku o tym, przez co przeszła. Modliłam się za nią podczas moich obecności na Eucharystii. O tym jej nie mówię. Nie musi o tym wiedzieć. Ona mówiła, ja słuchałam. Swą opowieść zakończyła składajac ręce jak w modłach... Odpowiedziałam krótko ale poważnie, w tonacji że ma niezakończone sprawy i lepiej żeby nie zwlekała z ich załatwieniem, bo "po drugiej stronie rzeki" jest za wszystko sprawiedliwa odpłata, tam się nic nie ukryje, nic nie oszuka i nie pomogą żadne ziemskie układy.
Wystawiła oczy i nasłuchując, co takiego ma jeszcze załatwić?
Opowiedziałam je, że nie jest mi obce otrzeć się o śmierć... i wiem, że po takim wydarzeniu, nie można juz żyć tak jak przed... na pewno nie tak samo. Więc jak żyć pyta?
Odpowiedziałam, że ma dług wobec Boga. Trzeba więc żyć tak jak... Jakby go trzeba było spłacić nie później niź do zakończenia dnia ze świadomością, że dług jest nie możliwy do spłacenia... a kolejne długi dochodzą. I pożegnałam się. Uznałam, że na dzisiaj dość. Oczywiscie za dwa dni, znowu powtarza się sytuacja, że ja wychodzę za stodołę... i za kolejne dwa dni...to samo, plus - no rozwijamy się w końcu - częstuję ją moimi malinami.
CDN (5/6)
Sytuacja na chwilę obecną jest taka, że akolici radnego, te najpewniejsze z pewnych bo sam komendant OSP przecież i sama przewodnicząca KGW... mają ponalewane w uszy pewnych realiów, po których... owszem mogą wrócić do starych ram ale czy i ile jeszcze wytrzymają taki stan udawania?
OdpowiedzUsuńJak oni teraz beda życ? To zależy tylko od nich, co wybiorą?
Ja...? Mam już kierunek, mam cel, maszeruję dalej...po swojemu, jak mogę, ile mogę. A to tylko wycinek koła z etapu mojego długiego marszu. Bo rozwijam inne obszary, na innych, często już zamiejscowych ludzi, bo u mnie chyba już się zasoby ludzie wyczerpały, jeśli chodzi o przydatność w długim marszu. Ale nic nie jest proste. Ludność zamieszkująca obszar IIIRP jest... eh.
Z doświadczenia długiego marszu "na szerszych wodach" widać jasno. Jak się jakiś lider wyłania to - jak już zdąży pociągnąć za sobą tłumy i otumanić, wykorzystać okazuje się, że:
- jest cwaniakiem chcącym sprzedać swoje produkty, zrobić na ludziach biznes,
- jest spryciarzem, który sobie robi kampanię wyborcza celem wywindowania się i dostania się do koryta a wtedy...bye tępy ludzie!
- jest kolejnym, podłym, "nowym TW Bolkiem", który sie tak wyłania przy okazji pandemii, ma na celu skanalizowanie wolnościowych zapędów wśród Polaków. Im bardziej drze ryja i przeklina, obraża rządzących, tym to większa kanalia jest. Bez pudła. A przez naciąganie ludzi na zrzutki jeszcze ich wykorzystuje i zarazem zabija resztki ofiarności w Polakach.
Mogę powiedzieć, że jestem szczęściarą, że trafiłam przed laty na ten blog i na autora tego bloga. Jeśli się chodzi w "ściosowych okularach" to bardzo łatwo można wychwycić wszelkiej maści spryciarzy, cwaniaków, sprzewdawczyków. To proste. Nakłada się "algorytm sciosowy" i wszystko wychodzi na jaw. Ludzie, którzy nie operują tym algorytmem, a wdziewają "różowe okulary" romantycznych uniesień, kończą jak frustracji, poddani, oklapnięci.
Dlatego jeśli mogę, to proszę was, którzy odwiedzacie jeszcze tego bloga, czytujecie go - proszę was - wspierajcie finansowo p.Sciosa. Miejmy chociaż tę siłę, by utrzymać ten ostatni wolnościowy bastion.
PS.
"Halka?! co ty wyprawiasz?! Świata nie zmienisz!". Z drogi bo stratuję!!!
KONIEC (6/6)
Nareszcie Pani Halko!
Usuń"Świata nie zmienisz!"? Dopóki nie spróbujesz, to nie będziesz tego wiedział, bo twój świat jak powtarza Pan Alesander jest tuż, tuż wokół ciebie. Jest na tyle maleńki, że znajduje się w zasięgu twoich mocy. Tylko dlaczego Polki są ostoją? Gdzie Polacy?
Maszerującym potrzeba świadectwa, inspiracji czynem.
Takie relacje powinny być "codziennością" na stronie marszu. Niestety nie są. Od wydania "Nudis verbis - Przeciwko mitom" nie przyszedł ani JEDEN e-mail z informacją o podejmowanych czynach w ramach "długiego marszu". Jedynie Pani Halka na bieżąco informowała o swoich bojach. Byłem pełen podziwu i prosiłem wielokrotnie o jakiś sktrót do publikacji, ale miałem świadomość zagrożeń jakie na Nią czychają i rozumiałem, że tylko Ona może zdecydować czy publikować i w jakiej formie. Cieszę się że Pani pozycja umocniła się na tyle, że z bożą pomocą strach swój cień zaczął rzucać na ONYCH.
Dziękuję i proszę o relację na stronę.
Pozdrawiam serdecznie uchylając kapelusza
Mirosław
PiotrK
OdpowiedzUsuńSądzę, że w przypadku Kaczyńskiego zbędne są wątki „agenturalne”. To nie ta kategoria.
Napisał Pan - „większość tych ludzi była unurzana po szyję w wielowątkowych działaniach przeciwko polskiemu społeczeństwu”.
To prawda. Każdy kapuś i donosiciel, a tych było wielu podczas rozmów w Magdalence, jest wrogiem sprawy polskiej. Więcej – każdy, który w tamtym czasie traktował Kiszczak i podobnych mu łotrów, jako partnerów – jest idiotą lub kanalią.
Proszę jednak pamiętać, że ludzie służ sowieckich (zwanych służbami PRL) wykorzystywali, nie tylko zależności agenturalne i nie samych kapusiów zaprosili do rozmów.
Najistotniejsza zmiana w dotychczasowych metodach werbunkowych (korek,worek,rozporek) polegała na wykorzystaniu naturalnych skłonności niektórych osób: sprawowania władzy, posiadania wpływów, stanowisk, zdolności decyzyjnych.
To, czego komunistyczni bandyci nie mogli zaoferować kapusiom w czasach PRL, stało się „czynnikiem werbunkowym” w warunkach sukcesji komunistycznej.
Od czasu „okrągłego stołu”, każdy, w miarę rozgarnięty „opozycjonista” mógł, z dnia na dzień, stać się ministrem, szefem partii, prezesem dużej firmy, wysokim urzędnikiem państwowym.
Droga do „kariery”, do dużych pieniędzy i władzy – stała otworem.
Wystarczyło uznanie „partnerstwa” z Kiszczakiem i jemu podobnymi, akceptacja łgarstwa o „wolnej państwowości” i zgoda na oszukanie Polaków „transformacją ustrojową”.
Dalej działał mechanizm „awansu społecznego”. Kto został już ministrem, szefem partii, urzędnikiem, miał świadomość - komu zawdzięcza ten awans i co musi robić, by „dolce vita” trwała przez dekady. Tak „formowali” się piewcy tego systemu, zagorzali „obrońcy demokracji”, chwalcy „integracji europejskiej”.
Myślę, że w przypadku Kaczyńskiego wykorzystano ten właśnie model. Prosty i skuteczny. Szczególnie w przypadku ludzi o miernym intelekcie, obarczonych licznymi kompleksami, lecz posiadających nazbyt wygórowane ambicje.
Dość się zastanowić – co mógłby robić J. Kaczyński, kim byłby w wolnej Polsce, gdyby nie został działaczem partyjnym i prezesem?
Jego brat był uznanym prawnikiem, doktorem prawa, wykładowcą, prezesem NIK, prezydentem Warszawy – człowiekiem doświadczonym na różnych stanowiskach.
Jarosław Kaczyński - „od zawsze” był tylko partyjnym działaczem, tylko politykiem. Nie nabywał doświadczenia na żadnych stanowiskach państwowych i nie osiągnął nic, poza pracą w systemie partyjnym III RP.
Tacy jak on, będą bronili III RP jak niepodległości, będą wychwalali „okrągły stół” i nie wyobrażają sobie Polski poza UE. I nie dlatego, by te pseudo-wartości decydowały o ich wizji politycznej, ale z tej przyczyny, że poza III RP, poza zdradą w Magdalence i bez miana brukselskich „Europejczyków” – byliby nikim.
Ja również jestem mocno zaniepokojony długim milczeniem Pani Urszuli. Niestety – nie wiem, co się z Nią dzieje. Jeśli ktoś z Państwa ma takie informacje, proszę o wiadomość.
Panią Urszulę zaś – by do nas wróciła.
Pozdrawiam serdecznie
Pani Halko,
OdpowiedzUsuńNiezmiernie się cieszę, że zdecydowała się Pani zamieścić swoją relację. Wiem, że nie była to łatwa decyzja.
Cieszę się tym bardziej, że przedstawione przez Panią sytuacje, opisane tu konkrety, stokroć celniej oddają istotą długiego marszu, niżli moje długie, a nadto akademickie wywody.
Dlatego pozwoliłem sobie zamieścić na TT informację: „Tym,którzy dotąd nie rozumieją-gdzie rozgrywa się nasza przyszłość i czym(w praktyce)jest droga długiego marszu,proponuję lekturę 6 komentarzy Pani @HalkaScios
Z takich postaw i z działania takich ludzi wyrosną prawdziwe elity.”
Nie ma w tych słowach przesady,bo truizmem byłoby stwierdzenie, że w takich miejscach, w małych społecznościach, decydują się losy naszego kraju.
Nie poprzez wielkie „decyzje polityczne” podejmowane przez marnych politruków, ale przez nasze działania i nasze wybory, dokonywane w lokalnych społecznościach i bliskich, rodzimych sprawach.
Od tego – na ile będziemy uczciwi w codziennych wyborach, jak dalece odważni w bronieniu racji, na ile nieugięci wobec zła i nacisków miernot, będzie zależał los naszych dzieci, rodzin, Ojczyzny.
Ta prawda bywa trudna do przyjęcia, bo przez trzy dekady obecnej niby-państwowości, tak dalece zniszczono w nas poczucie odpowiedzialności, tak „rozgrzeszono” brednią o „świętach demokracji”, że tylko nieliczni potrafią zrozumieć wagę codziennych, prostych zachowań.
Pani doskonale to udowadnia.
Jest w Pani wypowiedzi tyle spraw, wątków i tematów, że odniesienie do wszystkich byłoby niemożliwe.
UsuńSpróbuję więc skomentować tylko jeden – owej przemiany, jaka dokonuje się w ludziach postrzeganych dotychczas jako Oni.
To bardzo ważne, że mocą uczciwej, konsekwentnej postawy, przykładem własnej pracy i zaangażowania, można doprowadzić do zmiany ludzkich zachowań.
Chcę raz jeszcze mocno podkreślić, że – w moim rozumieniu – Oni-Obcy, to grupa kilku,kilkunastu tysięcy osób, zajmujących w III RP uprzywilejowaną pozycję polityków, żurnalistów, wysokich urzędników, oligarchów, funkcjonariuszy, ludzi w rozmaity sposób związanych z patologicznym systemem. To mniejsi i więksi cwaniacy, żerujący na dobrach narodowych, ludzie szkodzący sprawie polskiej i nienawidzący polskości, to wszelkiej maści donosiciele, kapusie i funki sowieckich służb, to ćwierćinteligenci udający „elitę” i chamy pretendujące do miana „ludzi kultury”, to propagandyści pracujący na rzecz swoich mocodawców i niewolnicy bełkoczący o „wolnych mediach”.
Ta zbieranina, występująca pod różnymi flagami, hasłami i pseudo-ideowymi plakietkami, jest grupą najbardziej szkodliwą i groźną, bo zdolną – poprzez swoje wpływy, pieniądze i nienależny posłuch – do deprawowania milionów naszych rodaków.
Ci zatem, których przemianę Pani opisuje, nie są Obcymi. Są ofiarami Obcych, są przez nich sterowani i „wychowywani do nienawiści”. Takich ofiar są dziś miliony i w równej mierze należą do nich ludzie wykorzystywani przez lokalnych łobuzów, jak bezmyślni oglądacze antypolskich telewizji.
Napisała Pani: „że podział na MY i ONI jest dynamiczny, że on żyje, że nie można go tak wziąć w ramy, w jakieś stalowe kleszcze i zacisnąć szczeki raz a dobrze, tak ostatecznie, że po tym ani rusz w prawo czy w lewo. O czym jeszcze nie wolno zapomnieć? Ze przy dokonywaniu podziału na MY i ONI należy pamiętać, że istnieje czynnik ludzki, że istnieje litość i miłosierdzie, że to walka o dusze jednak jest. Że to chodzi o ratowanie dusz ludzkich... Dopóki jest to tylko możliwe. To też należy do elementu długiego marszu. „
Bardzo dziękuję za te słowa. Prawda - „to chodzi o ratowanie dusz ludzkich…” i to „należy do elementu długiego marszu”.
Gdyby tak nie było, gdybyśmy zamykali się w naszych racjach i z pozycji Katonów trwali w „wieży z kości słoniowej” – długi marsz byłby droga donikąd.
Tylko wtedy, gdy z zatrutych kręgów Obcych uda się wyrwać jakąś osobę, gdy ta osoba odzyska wzrok, słuch i sumienie, można mówić o dobrej robocie.
Droga Pani Halko, życzę Bożej opieki, siły i zdrowia.
Życzę wytrwałości w Pani dziele.
To, co Pani robi jest bezcenne.
Pozdrawiam serdecznie
:-)
OdpowiedzUsuńPilnujcie, pilnujcie ostatnich dni lata,
kiedy jeszcze zielone bije zegar chwile...
Zwłaszcza, że dzisiaj wielkie święto - 101 rocznica Bitwy Warszawskiej, której zawdzięczamy Odrodzoną Polskę.
Link do ubiegłorocznego eseju p. Aleksandra - "NIE BYŁO „CUDU NAD WISŁĄ”:
OdpowiedzUsuńhttps://bezdekretu.blogspot.com/2020/08/nie-byo-cudu-nad-wisa.html
Lektura obowiązkowa! :)
Panowie Aleksander Ścios i Piotr K.
OdpowiedzUsuńJa też się stęskniłam. :-)
Wszystko u mnie dobrze, patrz wiersz M.P-J poniżej:
- Człowiek ten za to ma dziś taką chwilę,
Że mu zazdroszczą tęczowe motyle;
Że nakłaniają doń słuch źdźbła mietlicy,
Aby dojść jego dziwnej tajemnicy;
Że się zlatują doń wiatry swawolne,
Zrozumieć tego ni pojąć niezdolne;
Że nawet świerszcze umilkły w zdziwieniu
I same swemu dziwią się milczeniu,
I nasłuchują zdumione, ciekawe:
Iż oto człowiek ten legł sobie w trawie
I ŚPIEWA!
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńOgromnie się cieszę z Pani powrotu.
I proszę - na przyszłość, nie narażać czytelników i autora na tak długie oczekiwanie ;-)
Na sugestię, byśmy "pilnowali ostatnich dni lata",rada M.P-J -tym razem do Pani skierowana:
Kobieto, włóż maskę i skrzydła motyle
i biegaj, i szukaj trwożliwie, ciekawie w chińskim pawilonie i w szpalerów cieniu
(a mgła się już wznosi... Żurawie!!! Żurawie!!!) -
gdzie oczy wołające ciebie po imieniu?
Serdecznie pozdrawiam
UsuńWell, then... ;-)
Tylko proszę: żadnych masek i żadnej chińszczyzny!!!
Mgła, oczy, słowa - jak najbardziej. Nawet z żurawiami
w tle.
Proszę spojrzeć:
https://www.youtube.com/watch?v=bFsgLhx9dxg
Czy ktoś się temu oprze? :-)
Pozdrawiam mile
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńnareszcie ...
Pozdrawiam.
Ach, dziękuję!
UsuńPozdrawiam ;-)
Panie Aleksandrze drogi,
UsuńCzy mógłby w kilku słowach wyjaśnić, co się naprawdę dzieje w Afganistanie, dlaczego i po co? Bo przyjdzie w końcu oszaleć. No i czy ci sprowadzani aby na pewno "zaszczepieni"?
Pozdrawiam serdecznie
Polskie służby tak samo polskie, jak "polskie obozy śmierci".
OdpowiedzUsuń