Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

poniedziałek, 16 marca 2015

MACHIAVELLI Z BUDY RUSKIEJ


Przed pięcioma laty, w czerwcu 2010 roku opublikowałem na blogu dwuczęściowy tekst zatytułowany „Machiavelli z Budy Ruskiej”. Znajdują się w nim wypowiedzi Bronisława Komorowskiego z lat 2007 – 2010 oraz opinie na temat tego polityka. Ponieważ dziś pojawia się szansa obalenia reżimu prezydenckiego i uniknięcia kolejnych lat upokorzeń, przypominam ten tekst w nadziei, że poszerza on wiedzę o osobie lokatora Belwederu.  


Każdy widzi, za jakiego uchodzisz, lecz bardzo mało wie, kim jesteś”- „Książe”.

Wprawdzie wyborcom PO skutecznie wmówiono, że B. Komorowski jest naturalnym i najlepszym kandydatem ich partii, to warto przypomnieć, że w rzeczywistości jest kandydatem "z przypadku”, zaś prawdziwym „ojcem” tej kandydatury powinien być przyjaciel i  alter ego Komorowskiego  - Janusz Palikot. 
To on, 28 maja 2008 roku obwieścił w RMF FM- „gdyby Donald Tusk nie zdecydował się kandydować, to najbardziej prawdopodobnym kandydatem jest Bronisław Komorowski”. 1 Sam marszałek Sejmu, jeszcze do niedawna zdawał się doskonale rozumieć własne ograniczenia. Pytany w czerwcu 2008  o ewentualny start w wyborach prezydenckich, wyznał wprost - „Nie mam takich planów”  i zdobył się na ciekawą refleksję -„Nie należy sobie przesadnie planować. Życie pisze scenariusze takie jakie uważa, że są stosowne. Werdykty demokracji są różne, a dzisiaj planowanie wszelkie w tym zakresie jest szkodliwe dla sprawy - z każdego punktu widzenia. Uważam, że prezydent powinien dobrze pełnić swoją funkcję, premier premierowską, a ja - jak Bóg da – marszałkowską”.
Według Komorowskiego „polityk, który nie ma ambicji nie powinien brać się za politykę, ale najgorsze dla polityka to być ambicjonerem, który przede wszystkim myśli w kategoriach własnych aspiracji i własnej kariery”.2
W marcu 2009 roku Komorowski pytany o kandydaturę prezydencką Tuska, zadeklarował: „Nie dam się wmontować w sytuację, w której będę kontrkandydatem Tuska”  i dodał „Dziś tylko wariat albo kanalia mógłby chcieć osłabiać szanse kandydata z tak dużym poparciem jak Donald Tusk” .3  Jeśli w lutym 2010 roku poparcie dla D.Tuska było równie wysokie jak przed rokiem, warto się zastanowić – kto z osób decydujących o zmianie kandydata PO zasługuje na te epitety? 
W październiku ubiegłego roku posłowie Platformy pytani o ewentualną kandydaturę Komorowskiego, twierdzili, że marszałek Sejmu ma znikome szanse na wygranie z innymi kandydatami i zapewniali, że „Donald Tusk jest obecnie idealnym kandydatem Platformy na prezydenta Polski. Bronisław Komorowski to też dobry kandydat, ale nie jest idealny. A idealny to taki, który wygrywa - twierdził poseł Tomasz Tomczykiewicz.
-„Nic mu nie ujmując, ale Donald Tusk w trudnych sytuacjach radzi sobie lepiej. Polacy mu ufają, sprawdził się w roli premiera” – wtórował poseł PO Zbigniew Rynasiewicz. 4
O tym, jaką pozycję wśród wyborców Platformy faktycznie zajmował Komorowski, nim został im wskazany przez rządowe media i okrzyknięty „najlepszym kandydatem”, świadczy wynik sondażu GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej" z czerwca 2009 roku, w którym na pytanie - kto byłby najlepszym kandydatem PO na prezydenta? – tylko 5 procent wskazało ówczesnego marszałka Sejmu. 5 Jeszcze gorzej wypadł Komorowski w listopadzie 2009 roku, gdy otrzymał tylko 4 procentowe poparcie. 6  Zaledwie dwa miesiące później, gdy ośrodki propagandy rozpoczęły kampanię „rozprowadzania”, zaś uczynne „sondażownie” przystąpiły do kreowania nowej rzeczywistości, wynik marszałka w sondażu GfK Polonia ustalono już na 45 procent. 7
Spójrzmy zatem, w jaki sposób B. Komorowski pełnił  funkcję marszałkowską, by na tej podstawie móc wnioskować, jak wyglądałaby ewentualna prezydentura tego człowieka.
Znamy poglądy polityka PO na temat zasad, jakimi winien kierować się  marszałek Sejmu  – wypowiadane wówczas, gdy dotyczyły innych polityków zajmujących to stanowisko. Jako samorodny moralista, poseł Platformy był rzecznikiem wysokich standardów: 
Marszałek jest drugą osobą w państwie po prezydencie, więc kwestia jego wiarygodności, jego słowa jest sprawą bardzo istotną. [...]  jeżeli mówimy o autorytecie, no to od polityków odpowiedzialnych, którzy deklarują swoje propaństwowe myślenie należy oczekiwać trochę więcej niż takie pełne tylko i wyłącznie podporządkowanie się prawu. Tu chodzi o autorytet państwa, autorytet prawa, autorytet parlamentu również” – deliberował Komorowski z roku 2004 i domagał się ustąpienia marszałka Oleksego, po nieprawomocnej decyzji sądu, uznającej Oleksego za kłamcę lustracyjnego. 8
Dwa lata później, gdy marszałkiem Sejmu był Marek Jurek, Komorowski grzmiał na dyktat partii rządzącej i nieliczenie się z głosem parlamentarnej opozycji, twierdząc, iż PiS „dysponuje marszałkiem, a marszałek dysponuje władzą w Parlamencie ogromną, może decydować o posiedzeniu, o braku posiedzenia, o tym, co jest wprowadzane pod obrady. Natomiast według mnie rolą marszałka jest jako właśnie drugiej osoby w państwie jednak tworzenie możliwości debaty publicznej w Parlamencie, bo inaczej jak tego nie ma, to się ona toczy na ulicach. Taka jest zawsze reguła9
Warto zapamiętać te słowa.
W roku 2007, marszałkiem Sejmu był już Ludwik Dorn, zaś Komorowski pouczał -„Marszałek z natury funkcji powinien starać się przynajmniej być w stopniu maksymalnie możliwym niezależnym i tak stojącym trochę ponad interesami własnego środowiska politycznego.[...] Chodzi o to, żeby także mniejsze kluby parlamentarne miały realną szansę wprowadzania przynajmniej jednego punktu obrad w czasie posiedzenia, no bo dzisiaj jest tak, że w zasadzie marszałek może zlekceważyć kompletnie oczekiwanie nie tylko opozycji, ale i mniejszych klubów, on decyduje tak naprawdę o tym, co jest w obradach Sejmu, a czego nie ma. Co oznacza, że czasami z różnych powodów czysto politycznych, a nie merytorycznych może niektóre kwestie trzymać w lodówce, nie poddawać żadnej debacie, innymi słowy blokować.”
Oburzenie Komorowskiego wywoływała sama wizja przetrzymywania przez marszałka Sejmu ustaw zgłaszanych przez opozycję: 
Pół roku, jest cały szereg, niestety, inicjatyw opozycji, które już zresztą w tej lodówce tkwią dużo dłużej, niż pół roku, no bo zawsze się znajdzie jakiś wzgląd natury formalnej, półformalnej, żeby opozycji życie utrudnić w parlamencie, szczególnie wtedy, kiedy większość dysponuje właśnie funkcją marszałka.” 10
Nie upłynął rok od tej wypowiedzi, gdy Komorowski został marszałkiem Sejmu i otrzymał szansę wprowadzenia w życie swoich chlubnych zasad. Zabrał się do tego z wielką zapałem. 
Już w lutym 2008 roku mogliśmy się dowiedzieć, że - „Bronisław Komorowski blokuje około 50 projektów ustaw autorstwa Prawa i Sprawiedliwości, w tym zgłoszony w ubiegłym tygodniu projekt dotyczący zniesienia tzw. podatku Belki” - jak twierdził Jarosław Kaczyński. 
Niektórzy nam zarzucają, że my tylko krytykujemy. Złożyliśmy blisko 50 projektów, tylko wszystkie są blokowane przez marszałka. Mimo że Sejm nie ma co robić - zaznaczył prezes PiS. 11  W tym samym czasie, szef klubu LiD Wojciech Olejniczak, zwrócił się do Konwentu Seniorów, aby ten wyjaśnił sprawę "blokowania projektów zgłaszanych przez opozycję". Wymienił w tym kontekście zgłoszony przez jego klub projekt zmian w ustawie o świadczeniach rodzinnych. 12
W maju 2008 roku szef klubu PiS Przemysław Gosiewski zażądał, aby marszałek Sejmu  przeprosił posła Leonarda Krasulskiego z PiS  za - jak napisał Gosiewski - uniemożliwienie mu wykonywania mandatu posła. – „Zachowanie marszałka było szokujące - podkreślił. „W związku z uniemożliwieniem wypowiedzi z mównicy sejmowej, a przez to wykonywania mandatu posła przez Leonarda Krasulskiego domagam się do pana marszałka przeproszenia posła PiS i powstrzymania się w przyszłości od tego typu sprzecznych z dobrymi obyczajami parlamentarnymi praktyk" - napisał Gosiewski w liście do Komorowskiego. Gosiewski wyjaśnił, że podczas prac nad projektem ustawy o rachunkowości, Krasulski chciał zadać ministrowi finansów pytanie, "czy spółka paliwowa J&S, chcąc pokryć sobie straty powstałe z tytułu nałożenia na nią przez Agencję Rezerw Materiałowych kary, nie zawyża sztucznie cen ropy sprowadzanej do Polski".
Zachowanie marszałka, który - jak napisał Gosiewski - "uniemożliwił posłowi wykonywanie jego obowiązków jest szokujące i nie mieszczące się w kanonie polskiego parlamentaryzmu". 13
W czerwcu 2008 klub Poselski Lewica złożył wniosek o poszerzenie porządku obrad Sejmu o informację na temat zasięgu i sposobu przeciwdziałania ubóstwu w Polsce, zaś Grzegorz Napieralski zabiegał o sejmową debatę w sprawie sytuacji społeczno-gospodarczej kraju. Marszałek Komorowski nie dopuścił do takiej debaty, wniosek klubu przekazał do sejmowej Komisji Polityki Społecznej, a wniosek Napieralskiego uznał za nieregulaminowy. 14   
Wkrótce, mieliśmy okazję dowiedzieć się, że Komorowski blokuje prace Trybunału Konstytucyjnego i od ponad dwóch miesięcy nie przesyła do TK stanowiska marszałka w sprawie komisji śledczej ds. nacisków. Jak ustaliła "Rzeczpospolita", w połowie lutego 2008 r. Komorowski otrzymał pismo z Trybunału zobowiązujące go do przekazania stanowiska w ciągu 60 dni. Termin upłynął w połowie kwietnia. - Stanowisko prokuratora generalnego do Trybunału wpłynęło. Stanowiska marszałka Sejmu nie ma – przyznawała Grażyna Grzegorska z zespołu prasowego TK i dodawała: „Trybunał czeka. - Rozprawa nie może się odbyć bez stanowiska. Można bez niego wyznaczyć sam jej termin, ale nieczęsto się to zdarza”.  15
W lipcu 2008 roku Komorowski nie zgodził się na debatę plenarną na temat tarczy antyrakietowej, której domagał się klub Lewicy. Szef SLD Grzegorz Napieralski stwierdził wówczas, że  „marszałek knebluje usta posłom opozycji” . Jego zdaniem, Komorowski zachował się "w sposób niedopuszczalny" i złamał "wszelkie zasady funkcjonowania". Lider SLD uznał, że to, co wydarzyło się w Sejmie "podważa autorytet marszałka i większości parlamentarnej". Napieralski przypomniał zapowiedzi PO z ubiegłorocznej kampanii wyborczej, które - w jego ocenie - okazały się kłamstwem.16
Swój stosunek do opozycji i demokracji Komorowski zamanifestował również w lipcu  2008 roku, gdy posłowie PiS w proteście wobec zachowaniu marszałka opuścili salę obrad.
Bez PiS na sejmowej sali sprawy nie muszą wyglądać trudniej” - oznajmił wówczas polityk PO i nie zareagował, gdy jego przyjaciel J.Palikot zajął sejmowe miejsce prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i obrażał go w niewybredny sposób. Swoje niezadowolenie ze sposobu prowadzenia obrad Sejmu przez marszałka wyraziła wówczas nawet posłanka Senyszyn: „Nie zostaliśmy tu wybrani, żeby milczeć, to nie jest Sejm niemy. Te ciągłe ograniczenia, te ciągłe bezczelne pytania ''w jakim trybie chce pan zabrać głos'' są denerwujące dla posłów i całego społeczeństwa. Trzeba wprowadzić wniosek, żeby pan marszałek nie kneblował posłów”. 17
Gdy w grudniu 2008 roku klub PiS złożył wniosek o odwołanie Komorowskiego z funkcji marszałka Sejmu, w wielostronicowym uzasadnieniu wniosku można było przeczytać m.in. :
Bilans ponad rocznej pracy obecnego Marszałka, można określić balansowaniem na granicy prawa. Objawia się to szczególnie w zakresie  podejmowania decyzji o pracach nad projektami ustaw i kierowaniu ich do prac legislacyjnych z dużym opóźnieniem. Działając w imieniu Platformy Obywatelskiej, przy użyciu wątpliwych z punktu widzenia prawa metod, przez szereg miesięcy nie dopuszczał do wprowadzenia pod obrady Sejmu RP projektów ustaw i uchwał, które nie uzyskały akceptacji jego ugrupowania politycznego. W efekcie takiego działania wiele ważnych projektów ustaw, zamiast służyć społeczeństwu, leżakowało „zamrożone” przez Marszałka Sejmu, czekając aż działający opieszale rząd Pana Donalda Tuska przygotuje podobne projekty. [...]Ponadto Pan Marszałek przyzwala na psucie prawa, przez przyjmowanie do rozpatrzenia projektów ustaw z Komisji Nadzwyczajnej „Przyjazne Państwo”, zajmującej się ograniczaniem biurokracji, a kierowanej przez partyjnego kolegę posła Janusza Palikota. Nowelizacje te wielokrotnie zmieniają te same ustawy po jednym artykule i zawierają nawet wzajemnie wykluczające się przepisy. [...] Pan Marszałek Bronisław Komorowski w swojej pracy marginalizuje rolę opozycji. Sukcesywnie dąży do odebrania praw, uniemożliwiając wykonywanie mandatu jej posłom. Rezygnując ze zwyczajów parlamentarnych wielokrotnie strofował i upominał posłów opozycji. Nagminnie ogranicza prawo zabierana głosu podczas obrad plenarnych Sejmu RP posłom wywodzącym się z opozycyjnych klubów, pozbawiając ich możliwości wyrażania swych racji. Drastycznie ograniczył czas zadawania pytań podczas debaty do 60 sekund, co przy skomplikowanej problematyce poruszanych spraw uniemożliwia precyzyjne ich wyartykułowanie”. 18
W jaki sposób Komorowski prowadził obrady, można prześledzić na przykładzie 40 posiedzenia Sejmu z dnia 24 kwietnia 2009 r, gdy obradowano na temat ustawy o finansowaniu partii politycznych. Posłowie PiS chcieli wówczas zadać pytanie premierowi Tuskowi: z jakich środków finansowany jest  kongres Europejskiej Partii Ludowej w Polsce (do której należy PO) i czy sposób finansowania kongresu nie narusza przepisów ustawy o finansowaniu partii politycznych? Lekturę stenogramu z posiedzenia Sejmu (strony  375-386 ) polecam tym, którzy chcieliby poznać prawdziwą twarz człowieka  „budującego zgodę”. 19
Wyłączanie posłom mikrofonu i nakaz 30 sekundowych wypowiedzi, to tylko niektóre z praktycznych standardów stosowanych w tym dniu przez marszałka Sejmu.
Sztandarowym przykładem obłudnej retoryki Komorowskiego, może być dokument umieszczony dziś na stronie internetowej kandydata Platformy, zatytułowany „Moja wizja Polski”. Najwyraźniej, przekaz wyborczy Komorowskiego skierowany jest do tej części wyborców, którzy charakteryzują się krótką pamięcią oraz niezdolnością  kojarzenia słów z czynami. Trudno bowiem traktować serio emfatyczne frazesy zamieszczone przez sztab kandydata PO, jeśli skonfrontujemy je z  rzeczywistą postawą i zachowaniem Komorowskiego.     
Polsce potrzebna jest polityka oparta na rozwadze w działaniu, szacunku dla ludzi inaczej myślących i dostrzeganiu w politycznym przeciwniku partnera” – twierdzi w swojej „wizji” kandydat  i deklaruje -  „Chcę budować  przestrzeń do obywatelskiej debaty nad najważniejszymi dla kraju sprawami, mobilizować środowiska polityczne, naukowe, eksperckie do wspólnej dyskusji nad wypracowaniem najlepszych rozwiązań dla polskiej rzeczywistości prawnej, gospodarczej, dla dobrobytu obywateli”. 20
Tak ewidentnych kłamstw nie sposób pozostawić bez komentarza, dlatego w kolejnej części przedstawię, w jaki sposób B. Komorowski okazywał  „szacunek dla ludzi inaczej myślących”, jak dostrzegał „w politycznym przeciwniku partnera”, a także, jakim językiem budował  „przestrzeń do obywatelskiej debaty”.

Źródła:


- 2 -

W zgodnej opinii PiS –u i SLD przez cały okres marszałkowania Komorowski „kneblował usta posłom opozycji” i zachowywał się "w sposób niedopuszczalny", "łamiąc wszelkie zasady funkcjonowania Sejmu”. 
Choć sam należał do zaciekłych krytyków i wielokrotnie piętnował rzekomo naganne praktyki swoich poprzedników, natychmiast po wyborze na stanowisko marszałka pokazał, jak w praktyce wyglądają jego własne zasady. Już 26 października 2007 r. (jeszcze przed oficjalnym potwierdzeniem nominacji) Komorowski oświadczył, że należy uporządkować funkcjonowanie dziennikarzy w Sejmie i stwierdził - „akredytacje do Sejmu powinni dostawać lepsi dziennikarze. - Żeby była lepsza informacja o pracach parlamentu.2
W styczniu 2008 roku „Dziennik” informował: „Marszałek Bronisław Komorowski głośno torpedował pomysł swego poprzednika Ludwika Dorna, by otoczyć Sejm płotem. Postawił jednak bardziej dotkliwe zapory - wewnątrz gmachu. Podtrzymał politykę restrykcji wobec dziennikarzy i na dobre zamknął sejmowe kuluary. Nowe rozporządzenie nie pozostawia wątpliwości: ograniczenia pozostają, a dostęp do posłów będą mieć tylko wybrani. [...]Teraz podczas posiedzenia Sejmu będzie mogło tam przebywać tylko 40 reporterów, a to skutecznie ograniczy dostęp do posłów. Przepustki są jednorazowe, wydawane w dniu posiedzenia, w dodatku trzeba będzie je każdorazowo zwracać do biura przepustek [...]zdaniem Jarosława Szczepańskiego, dyrektora biura prasowego Kancelarii Sejmu, liczba ta będzie mocno ograniczona. Przepustki będą wydawane w myśl zasady: kto pierwszy, ten lepszy”. 3
W  jaki sposób Komorowski respektował wolność debaty na forum sejmowym, możemy zrozumieć z jego wypowiedzi z maja 2009 roku, gdy zabronił posłom zorganizowania konferencji partii Libertas -„W Sejmie nie mogą lansować się ludzie wykluczeni przez społeczeństwo, o tym decydują wyborcy” – perorował marszałek. Wyrażając się z pogardą o uczestnikach tego spotkania, Komorowski stwierdził - "Mam nadzieje, że długo nie zobaczę tu żadnego Libertasa. (...)korytarz to dobre dla nich miejsce"  Oskarżony wówczas o „polityczne gangsterstwo”, z właściwą sobie dobrotliwością odparował "Nie czuję się politycznym gangsterem, ale potrafię przyłożyć". 4
Wiedzę o stosunku Komorowskiego do „zasad kultury politycznej” i jego atencji wobec urzędującego prezydenta,  możemy zaczerpnąć z fragmentu wywiadu z października 2008 roku, w którym marszałek Sejmu komentował konflikt między prezydentem Lechem Kaczyńskim, a premierem Tuskiem. Chodziło o skandaliczne słowa Tuska skierowane wówczas do prezydenta: 
- Konrad Piasecki: Panie marszałku, jak się panu podoba premier mówiący do prezydenta: „Chcieć, to ty sobie możesz…”
Bronisław Komorowski: Po pierwsze, nie wiemy, czy było tak naprawdę.
Konrad Piasecki: Tak mówi prezydent, a prezydentowi należy wierzyć.
Bronisław Komorowski: Pan niech wierzy, ja niekoniecznie.
Konrad Piasecki: A premier nie zaprzeczył.
Bronisław Komorowski: Wie pan, to są już słowa wypowiadane w czasie konfliktu, w ostrej sytuacji i też jest to relacja jednej strony. Radziłbym w ogóle nie wnikać w to, co sobie tam panowie szeptali czy mówili. Niech będzie to ich sprawa. Natomiast zawsze należy odpowiadać na pytanie, kto zaczął? Zaczął pan prezydent i Kancelaria Prezydenta, wpychając się niepotrzebnie w politykę prestiżu prezydenckiego kosztem interesu państwa polskiego.” 5
Tego rodzaju retoryka, pełna nienawiści do politycznych przeciwników, oparta na prostackich i arogancki określeniach dominowała w całym słownictwie człowieka, który dziś mami Polaków hasłem „zgoda buduje”.
 - "Jesteśmy w rękach drobnych cwaniaczków, drobnych pijaczków, którzy sięgają po najwyższe funkcje, także na poziomie regionów" - wołał  Komorowski w Sejmie w lutym 2007 roku, gdy rozmawiano o sprawie wojewody mazowieckiego Wojciecha Dąbrowskiego,  o którym prasa pisała, że zataił informację o zabraniu mu przez policję prawa jazdy za przekroczenie liczby dozwolonych punktów karnych. 6
W sierpniu 2007 roku Komorowski nazwał PiS „sektą wierzącą w politycznego szatana” . "Oni uwierzyli- perorował -  w to, że świat jest zły, ludzie są źli, zło jest silniejsze niż dobro. Taką wizję zaszczepili im bracia Kaczyńscy i ich najbliższe otoczenie”. [...] To ich zniszczy, przekształci w sektę wierzącą w politycznego szatana, i zepchnie na margines. [...] Oni sami się wykończą, choć przyznaję, że to trwa już dość długo”. 7
W lutym 2008 porównał środowisko braci Kaczyńskich i Porozumienia Centrum do komunistów, wspominając sprawę umorzenia 700 tys. zł długów PC 8 , a kilka miesięcy później  wyraził opinię, że „poprzednia ekipa była oszalała na punkcie nienawiści do WSI”.
W związku z likwidacją WSI wyraził również „współczucie” dla prezydenta Kaczyńskiego, bo "pewnie nie będzie się dobrze czuł z wiedzą, że uczestniczył w łamaniu praw człowieka w Polsce".9
Komorowski nie cofnął się przed nazwaniem Jarosława Kaczyńskiego "człowiekiem, który sprzedał swój honor za 300 zł” i odmówił mu zdolności honorowych, za rzekomo fałszywe usprawiedliwienia nieobecności w Sejmie. W wywiadzie z września 2008 roku, w którym padły te słowa znajdziemy skandaliczną opinię Komorowskiego na temat najważniejszej polskiej instytucji historycznej. Jest warta przytoczenia, również dlatego, że w swojej dzisiejszej „wizji” prezydentury polityk PO napisał - „Bez historycznej pamięci i świadomości naszych korzeni nie można zbudować społecznego ładu zakorzenionego w wartościach.”
Tymczasem w wywiadzie z 23 września 2008 roku marszałek Sejmu tak mówił o niezależnej instytucji historycznej i pracujących w niej ludziach - „Problem IPN, a nasz problem z IPN polega na tym, że w IPN nastąpiło zwichnięcie - tak samo jak w mediach publicznych - na jedną burtę. Tam szczególnie dużo mają do powiedzenia polityczni radykałowie, gdzieś spod znaku Antoniego Macierewicza i takie popłuczyny po endecji. Tam mamy do czynienia z przewagą radykałów, którzy rozwiązują jakieś polityczne, własne dylematy kosztem wielu innych osób, kosztem spokojnego badania historii. Takie popłuczyny endeckie, które szkodzą - wg mnie - Polsce.” 10
O kulturze politycznej Komorowskiego oraz jego rzeczywistym stosunku do kobiet (szczególnie w kontekście wyborczych umizgów i bredni o parytetach) niech świadczy wypowiedź ze stycznia 2009 roku, dotycząca słów, jakie przyjaciel Komorowskiego  J.Palikot powiedział na temat posłanki Grażyny Gęsickiej. 
"Kobieta w polityce podlega takim samym regułom jak mężczyzna" – stwierdził wówczas w  Radiu ZET Komorowski. I wyprowadził z tego twierdzenia wniosek – „Dlatego  Donald Tusk nie powinien przepraszać za słowa Janusza Palikota o "politycznej prostytucji" Grażyny Gęsickiej, byłej minister rządu PiS.” 11
Prawdziwe oblicze Komorowskiego poznamy również z relacji  Jerzego Szmajdzińskiego, który w październiku 2009 roku tak opisywał wizytę Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego u prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sprawie afery hazardowej. Według Szmajdzińskiego obaj rozmówcy prezydenta „byli wręcz agresywni”.
 „Prezydentowi przerwał i wkroczył do akcji zwykle spokojny, przynajmniej w telewizji, Bronisław Komorowski, który zaczął kwestionować w ogóle to spotkanie, sens tego spotkania i prawie legalność tego spotkania, co świadczyło o niebywałym, niebywale wysokim poziomie adrenaliny i takiej walki" - powiedział Szmajdziński i dodał „Bardzo nerwowo było. Siekiery latały. Każde zabranie głosu było ze stanem wysokiego podenerwowania, niemalże agresji”. 12 
Hipokryzja Komorowskiego i kompromitujące tchórzostwo są szczególnie widoczne w tych obszarach, gdzie odczuwa zagrożenie ujawnieniem niekorzystnych dla niego informacji. W obronie własnych interesów, nie istniały dla polityka PO żadne reguły ani dobre zasady. Potrafił jednak być pryncypialny, gdy chodziło o innych: 
W demokracji nie ma świętych krów. Wszyscy pamiętamy, jak źle została przyjęta odmowa stanięcia przed komisją śledczą przez prezydenta Kwaśniewskiego. Oczywiście trzeba zachować wszystkie najgrzeczniejsze formy, ale zarówno prezydenta, jak i premiera zawsze można zaprosić na rozmowę albo do niego pójść. Ale nie można odmawiać” – perorował w listopadzie 2009 roku, gdy dla zatarcia odpowiedzialności ludzi Platformy próbowano wezwać przed sejmową komisję hazardową  Gosiewskiego i Kaczyńskiego. 13
Ta retoryka stoi w sprzeczności z całą praktyką działania kandydata Platformy. 
Pierwszej próby z demokracji, Komorowski nie zdał już 28 października 2007 roku, gdy otrzymał zaproszenie do stawienia przed Komisją Weryfikacyjną WSI, by mógł złożyć wyjaśnienia w sprawach dotyczących jego działalności. Zdecydowanie odmówił wówczas stawienia się przed komisję i wyjaśnił, że „zachowuje się ona bardzo dziwnie". „Komisja próbuje wzywać na przesłuchania kandydata na marszałka Sejmu. Tu może chodzić o chęć zepsucia atmosfery i mojego wizerunku, a nie o dojście do prawdy” – uznał polityk PO.14
Jednocześnie Komorowski wyraził pogląd, że to „pan Macierewicz powinien zniknąć” i podkreślił, że nie życzy sobie prób tworzenia "atmosfery niewiarygodności jego osoby w sytuacji, gdy pretenduje do funkcji marszałka Sejmu”. 15
W identyczny sposób, Komorowski zadbał o swoją „wiarygodność” podczas posiedzenia Sejmu, na którym dokonywano wyboru marszałka. PiS chciał zadać Komorowskiemu (jeszcze jako kandydatowi) pytania, jednak marszałek senior Zbigniew Religa wypowiedział zbyt wcześniej formułkę o przejściu do głosowania i (zdaniem PO) nie można było już wrócić do przepytywania kandydatów. Pomyłkę Religi, wynikającą z braku doświadczenia (jak sam przyznał marszałek - senior) Platforma natychmiast wykorzystała, zaś Komorowski z satysfakcją stwierdził - „W polityce trzeba mieć odpowiedni refleks, niekoniecznie po to, żeby łapać pchły, ale po to, by nie opóźniać pracy parlamentu”. 16
Premier Jarosław Kaczyński powiedział wówczas - „To zdumiewające, że Bronisław Komorowski tak panicznie bał się pytań. Jest w tym jakaś tajemnica. Nigdy tak nie było, by marszałek nie odpowiadał na pytania.”17
                Tę tchórzliwą taktykę udało się Komorowskiemu kontynuować przez wiele miesięcy, podczas których brał  udział w kombinacji operacyjnej tajnych służb, nazwanej przeze mnie aferą marszałkową. Podczas posiedzenia Sejmu, we wrześniu 2008 roku, klub PiS zgłosił wniosek, aby podczas nadzwyczajnego posiedzenia komisji sprawiedliwości Komorowski udzielił wyjaśnień na temat spotkania z "oficerem wojskowych służb specjalnych PRL Aleksandrem Lichockim i oficerem WSI Leszkiem Tobiaszem” w związku ze "skandalicznym zachowaniem Komorowskiego w tym czasie i być może możliwością przekroczenia prawa".
Poseł wnioskodawca, rzecznik klubu PiS Mariusz Kamiński powiedział wówczas: „Chcielibyśmy, aby pan marszałek przed całą opinią publiczną - w obecności kamer, aby wszyscy mogli się dowiedzieć, czy nie zostało złamane prawo - wyjaśnił, czy ma w tej sprawie czyste sumienie, czy prawo nie zostało złamane”. 18
W odpowiedzi na ten wniosek Komorowski nie zawahał się sformułować absurdalnego oskarżenia - „Bo to niestety członkowie komisji weryfikacyjnej (WSI) pana Antoniego Macierewicza spotykali się nie tylko z oficerami WSI, ale również z oficerami dawnych służb komunistycznych i to niestety miały te spotkania charakter korupcyjnych spotkań W reakcji na tę wypowiedź Antoni Macierewicz oświadczył, że zgłasza sprawę do Komisji Etyki Poselskiej. 
Marszałek poddał wniosek Kamińskiego pod głosowanie. Poparło go 172 posłów, 234 było przeciw, od głosu wstrzymało się 6. Prezes PiS ocenił wówczas, że „marszałek Komorowski dał tego dnia pokaz braku honoru". Według niego, Komorowski  wykorzystuje swoją funkcję, by opinia publiczna nie dowiedziała się o jego różnych, dziwnych kontaktach z WSI”.
Równie bezskuteczna była wcześniejsza próba wezwania marszałka Sejmu przed Komisję Sprawiedliwości, podjęta we wrześniu 2008 roku. Komorowski zignorował wnioski posłów  Jarosława Zielińskiego i Zbigniewa Wassermanna i oświadczył: „Jeśli mnie wezwie cała komisja, rozważę, ale na razie śmieję się PiS-owi w twarz, bo PiS się po prostu wygłupia wiedząc, że nie mają nawet odrobiny racji.[...] Mogę panów zaprosić na kawę”. 19
Posłowie PiS powołali się wówczas na artykuł 152 regulaminu Sejmu, zgodnie, z którym, jeśli co najmniej jedna czwarta posłów komisji chce zwołać posiedzenie, to prezydium komisji nie może im odmówić. Speckomisja liczyła siedmiu posłów, rachunek więc się zgadzał. Nawet wieloletni szef sejmowej komisji ds. specsłużb, poseł Janusz Zemke uznał wówczas, że marszałek Sejmu nie może odmówić stawienia przed komisją. 20
Po odmowie Komorowskiego, klub PiS złożył wniosek o odwołanie polityka PO z funkcji marszałka. We wniosku podkreślono, że „Jedną z decydujących spraw skłaniających wnioskodawców do sformułowania tego wniosku była sprawa związana z podejmowaniem przez Pana Marszałka działań służących uzyskaniu nielegalnego dostępu do tekstu „ściśle tajnego” Uzupełnienia nr 1 do Raportu Przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej, tj. tzw. aneksu do raportu o WSI. Wynika to bowiem z ujawnionych zeznań złożonych w dniu 24 lipca 2008 r. przez Marszałka Sejmu Pana Bronisława Komorowskiego w postępowaniu prowadzonym przez Prokuraturę Krajową w Warszawie , a oznaczonym sygnaturą akt PR-IV-X-Ds. 26/07 w kwestii jego spotkań z płk. Lichockim oraz płk. Leszkiem Tobiaszem”.
Przytoczono następnie wiele przykładów świadczących o możliwości złamania prawa przez Komorowskiego i stwierdzono: „Wszystkie przytoczone fakty dotyczące sprawy tzw. „aneksu do raportu WSI” i udziału w niej Pana Marszałka Bronisława Komorowskiego świadczą o możliwości popełnienia przez Pana Marszałka przestępstwa składania fałszywych zeznań. Dlatego też jest to jeden z koronnych argumentów przemawiających za koniecznością odwołania Pana Bronisława Komorowskiego z funkcji Marszałka Sejmu. Funkcje ta powinna piastować osoba o nieskazitelnym charakterze, a biorąc powyższe pod uwagę ciężko jest odnieść tą przesłankę do Pana Bronisława Komorowskiego”. 21
W poczuciu zagrożenia ujawnieniem prawdziwego charakteru jego związków z wojskowymi służbami, Komorowski nie cofnął się przed rzucaniem oskarżeń pod adresem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Postąpił tak w październiku 2008 roku, gdy chciano go wezwać przed sejmową Komisję Sprawiedliwości. Marszałek stwierdził wówczas: 
Prezydent wiedział od przełomu lutego i marca, że są daleko idące podejrzenia o korupcję w otoczeniu komisji weryfikacyjnej pana Antoniego Macierewicza i że to może mieć istotny wpływ nie tylko na korupcję, ale na bezpieczeństwo narodowe”. 22   
Gdy PiS cofnął pierwszy wniosek o odwołanie marszałka, Komorowski uznał, że zrobiono to, by chronić Lecha Kaczyńskiego przed ujawnieniem tej informacji. Kancelaria Prezydenta stwierdziła wówczas w oświadczeniu:
"Prezydent Lech Kaczyński nie miał żadnej wiedzy na temat domniemanej korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI. Prezydent został poinformowany w trybie właściwym jedynie o śledztwie prowadzonym przez ABW, nie posiadał zaś wiedzy o domniemanych nieprawidłowościach w trakcie pracy komisji weryfikacyjnej. Kancelaria Prezydenta stanowczo dementuje, jakoby Prezydent RP w jakikolwiek sposób wpływał na decyzje klubu PiS o wycofaniu wniosku o odwołanie wicemarszałka i marszałka Sejmu. [...]. Nie jest dobrym obyczajem, by Marszałek Sejmu, broniąc się przed poważnymi zarzutami, usiłował wciągnąć do swojej obrony w nieuprawniony sposób Prezydenta RP".
Ataki na prezydenta Lecha Kaczyńskiego należały do stałego repertuaru wystąpień Bronisława Komorowskiego. W zasadzie trudno znaleźć wypowiedź tego człowieka, w której nie oczerniałby prezydenta lub nie pomawiał go o złe działania i  intencje. Pamiętamy haniebne słowa - „jaka wizyta, taki zamach”, czy wypowiedziane trzy miesiące przed tragedią smoleńską życzenie - „chciałbym skrócić zły okres prezydentury Lecha Kaczyńskiego”. Ze wszystkich wypowiedzi Komorowskiego o braciach Kaczyńskich, przebijała mniej lub bardziej skrywana agresja i nienawiść.
Nie wszyscy jednak zdają się rozumieć, że cały „program” Komorowskiego, wszystko, czym kierował się przez ostatnie miesiące, można sprowadzić do słów: „Póki jest ten prezydent, nie da się dobrze rządzić”.
Marszałek Sejmu wypowiedział te słowa 13 listopada 2009 roku w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej". Stwierdził wówczas: „Do wyborów prezydenckich trudne reformy będą leżały odłogiem, bo urząd prezydenta jest wielkim i skutecznym hamulcowym" i wyraził nadzieję, że „nowym prezydentem zostanie ktoś, kto będzie wspierał modernizację Polski i brał na siebie cząstkę odpowiedzialności za trudne decyzje", bo „prezydent nie może być wyłącznie recenzentem pracy rządu i hamulcowym”. Komorowski stwierdził też, że nie zna „ani jednego przykładu, gdy prezydent zachęcał do jakiejkolwiek reformy czy zmiany", a na uwagę gazety, że "wspierał likwidację WSI", odpowiedział, że "zlikwidowanie wojskowego wywiadu nie zasługuje na miano reformy, tylko szaleństwa".23
Od 10 kwietnia 2010 roku, przeszkoda na drodze do „dobrego rządzenia” została usunięta i jeśli miałbym wskazać człowieka, który z tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego osiągnął największe korzyści polityczne - byłby to Bronisław Komorowski. 
Nie mam też wątpliwości, że cała logika potencjalnej prezydentury Komorowskiego zostanie zbudowana na nienawiści do przeciwników politycznych i osoby prezydenta Kaczyńskiego.

Źródła: 

10 komentarzy:

  1. Jak zwykle znakomite podsumowanie...
    A "nasze media" nadal udają, że BK nie ma.... Że nie wolni mu zadawać pytań...Jeśli już to o krzesło w Japonii
    Ale te pytania padną....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tomasz Ptak,

      Ta kampania jest prowadzona przez PiS według wzorców z roku 2010. Zatem żadne trudne pytania do BK nie padną. Opozycja nie jest nimi zainteresowana.

      Usuń
    2. Gdy pisałem, że te pytania padną, miałem na myśli oczywiście nie opozycję i nie "nasze media" bo dla nich B. Komorowski nie istnieje...
      jest to żałosne ale cóż zrobić...

      Usuń
  2. Panie Aleksandrze,

    Pozwoli Pan, że najpierw ważny OT - i pytanie do Pana?

    Czy zgodzi się Pan, że:

    Doniesienia Reutera o pojawieniu się Putina i jego "nationwide show of force" - zamykają, niestety, "małe okienko nadziei" na zmiany w Rosji, a zatem i w Polsce. Mogło się (szczęśliwie) przydarzyć, że zamieszanie po usunięciu cara, podwieszanie się pod przewidywanych zwycięzców, etc.- dałoby nam w Polsce chwilę oddechu; być może nawet (gdyby "zamieszki" w Sowietach trwały dłużej niż 70 h tzw. puczu Janajewa w 1991) pozwoliłoby na wygranie wyborów.

    Wtedy, w 1991 - typowa dla Sowietów "wymiana przywódcy" - umożliwiła powstanie pierwszego polskiego rządu Jana Olszewskiego oraz, pomimo kontrakcji Wałęsy, skutecznie zablokowanej przez premiera J.O. - wyprowadzenie sowieckich wojsk zarówno z Polski, jak i z obszaru byłej NRD. Także: zadeklarowany kurs na przystąpienie do NATO oraz pierwsze próby autentycznej dekomunizacji w WP.

    Niestety, los nie jest od dawna łaskawy dla naszej Ojczyzny.

    Pozdrawiam serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Urszulo,

      Gdyby "kryzys putinowski" nie był typową, sowiecką inscenizacją lecz rzeczywiście doprowadził do upadku Putina, nie sądzę, by w czymkolwiek pomogło to sprawom polskim.
      Proszę zauważyć, że od czasu zbrojnej napaści Putina na Ukrainę, mamy sytuację, którą można nazwać wielce sprzyjającą dla przejęcia władzy i obalenia układu zależnego od Moskwy.
      Niestety, nikt nie stawia pytania - jak sytuację tę wykorzystała opozycja?
      A fakty są zatrważające. Politycy unijni i opinia państw „wolnego świata” nigdy nie usłyszała, że rządzący III RP reżim jest najwierniejszym sojusznikiem i wykonawcą woli Moskwy. Nie skorzystano z naturalnego prawa opozycji do odcięcia się od złej, wasalnej polityki zagranicznej. Nie przeprowadzono kompleksowej kampanii informacyjnej, w której "system Tuska" i polityka lokatora Belwederu zostałyby zdemaskowane i przedstawione jako zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski i Europy.
      Nie przypomniano przywódcom Zachodu o roli wspólników kłamstwa smoleńskiego, nie wypunktowano bezgranicznego podporządkowania „elit” III RP kremlowskiemu watażce.
      Po zamordowaniu przez Rosjan 300 obywateli „wolnego świata”, polska opozycja nie skorzystała z prawa do zestawienia tej zbrodni z zamachem smoleńskim. Nie przeprowadzono kampanii informacyjnej w mediach zachodnich, nie poruszono tematu na forum międzynarodowym.
      Do tej chwili wyborcom PiS nie wyjaśniono, dlaczego partia Jarosława Kaczyńskiego wspierała „wysiłki rządu w sprawie Ukrainy” i wyciągała „rękę do tych, którzy w nowych okolicznościach są gotowi zmienić zdanie, są gotowi stanąć po stronie prawdy”?
      Nie dowiedzieli się - jak to możliwe, że po ośmiu latach rządów PO-PSL, prezes PiS nadal liczył, „iż kryzys na Ukrainie wpłynie na zmianę polityki polskich władz, w tym premiera Donalda Tuska, wobec Rosji” i wyznawał w reżimowej tv - „liczyłem na zmianę i znów się zawiodłem”?
      Bardzo trafnie zwróciła Pani uwagę na wydarzenia, które w przeszłości miały wpływ na sprawy polskie. By tak się stało, trzeba jednak aktywności po "naszej" stronie. Trzeba odwagi i determinacji - cech całkowicie nieznanych współczesnemu środowisku opozycji.
      W ostatnim roku dostaliśmy ogromną szansę, bo agresja Putina wymogła na eurołajdakach zmianę relacji z Rosją. Nie było nic łatwiejszego, jak wykorzystanie tej koniunktury w odniesieniu do reżimu III RP.
      Ponieważ tego nie zrobiono, na „czas wielkiej choroby” pozostanie nam (jak już to kiedyś napisałem) groteskowa opozycja i parodia wolnych mediów. Obie na tyle potrzebne, że skrojone na miarę naszej odwagi i poczucia honoru.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. JAKA BUDA TAKI MACHIAVELLI

    Ale na III RP i RUSKI wystarczy,
    co konstatuję z wielkim smutkiem.



    Panie Aleksandrze,

    Zaprezentował Pan dziś ponownie (na kilka tygodni przed wyborami) swój świetny tekst z 25/26 czerwca 2010, opublikowany po pierwszej turze ówczesnych wyborów prezydenckich (JK 36% : BK 42%).

    Przy pomocy drobiazgowej analizy "kariery politycznej" Komorowskiego w III RP oraz jego własnych wypowiedzi, obrazuje Pan zarówno prostactwo, nędzę intelektualną i kulturową, jak i ściśle z nimi związaną, nieznoszącą sprzeciwu pychę oraz zachowania "stupajki - samodzierżcy". Przedstawia Pan zatem rzeczywistą GROZĘ TEJ POSTACI - jak wtedy, tak i dzisiaj (celowo?) źle odczytywanej i lekceważonej, z krytyką sprowadzoną najwyżej do poziomu "Bronisława - GAFY".

    Nie muszę dodawać, że paranoiczne zachowania BK, po pięciu latach prezydentury nasiliły się w sposób typowy dla wywyższonej miernoty, przeświadczonej o swojej wielkości i przyuczonej do despotyzmu.

    Także pod tym tekstem zamieścił Pan wtedy w komentarzach OSTRZEŻENIE z "LAWY", które formułował Pan od 2008r.:

    "Kluczem do zrozumienia i interpretacji wielu procesów politycznych zachodzących w ostatnich dwóch latach, jest bez wątpienia osoba Bronisława Komorowskiego. Wydarzenia z udziałem tego polityka – począwszy od afery marszałkowej, poprzez „prawybory” w PO, aż po skutki katastrofy z 10 kwietnia – spinają ten okres niczym logiczna klamra i wyznaczają kierunek, w jakim obecnie zmierza III RP".

    Pamiętam, że wówczas skomentowałam nienawistnie: "Jaka Buda taki Machiavelli" i zwróciłam uwagę na "wspomagający" wywiad gen. Dukaczewskiego (nazwany przez Pana "konspektem scenariusza"), który warto i dziś przypomnieć, żeby zrozumieć, jak groźnie to wszystko wygląda po I kadencji protegowanego WSI. I jakie konsekwencje może przynieść kolejna pięciolatka Komorowskiego.

    http://www.polskatimes.pl/artykul/264390,dukaczewski-otworze-szampana-gdy-komorowski-wygra,1,id,t,sa.html

    Dzisiaj natomiast chcę przywołać fragment, który mówi wszystko o tzw. wyborcach PO, podłączonych umysłowo do "zarządzających" nimi gadzinówek medialnych. Ponieważ stanowią większość głosujących, a na tych, którzy nie głosują, PiS dotąd nie znalazł sposobu... smutną konstatację każdy niech sobie sam dopowie.

    O tym, jaką pozycję wśród wyborców Platformy faktycznie zajmował Komorowski, nim został im wskazany przez rządowe media i okrzyknięty „najlepszym kandydatem”, świadczy wynik sondażu GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej" z czerwca 2009 roku, w którym na pytanie - kto byłby najlepszym kandydatem PO na prezydenta? – tylko 5 procent wskazało ówczesnego marszałka Sejmu. Jeszcze gorzej wypadł Komorowski w listopadzie 2009 roku, gdy otrzymał tylko 4 procentowe poparcie. Zaledwie dwa miesiące później, gdy ośrodki propagandy rozpoczęły kampanię „rozprowadzania”, zaś uczynne „sondażownie” przystąpiły do kreowania nowej rzeczywistości, wynik marszałka w sondażu GfK Polonia ustalono już na 45 procent.

    Zauważam też, że przedstawiona analiza (wraz z pytaniami do Komorowskiego i dziesiątkami innych tekstów) powinna stanowić punkt wyjścia i doskonały materiał dla komitetu wyborczego Andrzeja Dudy.

    Niestety, Panie Aleksandrze. Pańska wielka publicystyczna praca dla "ojczyzny ratowania" - zarówno w 2010, jak i w 2015 nie znajduje najmniejszego "przełożenia" na partię opozycyjną.

    Czego jestem świadkiem, ale żeby pojąć, musiałabym zakładać złą wolę.
    Albo jej (czyt. woli zwycięstwa u PiS) - zanik całkowity.


    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

  4. PS. Po znakomitej i budzącej nadzieję pierwszej konwencji pana Dudy, zaczęliśmy, wraz z przyjaciółmi wymyślać (w miejsce banalnego: "Duda-to się uda") inne hasła i okrzyki. Niektóre były naprawdę niezłe. Przy czym moje: "ALBO ANDRZEJ DUDA ALBO RUSKA BUDA" należało do "najprzyjaźniejszych" :). Po paru dniach, widząc w jakim kierunku zmierza kampania: tj. "przyjaźni, współpracy i pomocy wzajemnej" - daliśmy sobie spokój.

    PS1: Przepraszam, że komentarz właściwy dopiero teraz, ale nie zawsze jest się panią swego czasu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Urszulo,

      Komorowskiego pogrążają jego własne słowa, a ponieważ ten pan cierpi na przypadłość nazwaną przeze mnie "refluksem słownym", należy pilnie analizować jego wystąpienia i wykorzystywać jako oręż w walce politycznej.
      To jednak wymaga przyjęcia nieco innej taktyki i w miejsce "ośmieszenia jako broni"( J.Lichocka) pokazywania tej postaci w jej rzeczywistym, groźnym dla Polski wymiarze.
      Kilkakrotnie zwracałem uwagę na słowa BK z grudnia 2009 roku - "Chciałbym skrócić zły okres prezydentury Lecha Kaczyńskiego".
      To nie jest zwykła wypowiedź. Marszałek polskiego Sejmu deklarował publicznie zamiar "skrócenia" kadencji urzędującego prezydenta. Nie mówił o wygraniu wyborów i odsunięciu Lecha Kaczyńskiego w drodze zmian konstytucyjnych, lecz wyraźnie wskazywał na zamiar "skrócenia kadencji".
      Moglibyśmy zbagatelizować takie wystąpienie, gdyby cztery miesiące później nie doszło do zamachu smoleńskiego.
      Art. 131 Konstytucji wymienia tylko pięć okoliczności, w których marszałek Sejmu mógłby przejąć obowiązki prezydenta, czyli skrócić jego kadencję. Są to:
      1. śmierci prezydenta,
      2. zrzeczenie urzędu przez prezydenta,
      3. stwierdzenia nieważności wyboru prezydenta lub innych przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze,
      4. uznania przez Zgromadzenie Narodowe trwałej niezdolności prezydenta do sprawowania urzędu ze względu na stan zdrowia,
      5. złożenia prezydenta z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu.

      Myślę, że ta wypowiedź Komorowskiego mogłaby stać się jednym z najmocniejszych akcentów obecnej kampanii. Gdybyśmy mieli autentyczną opozycję i prawdziwie wolne media, powinny one nieustannie zabiegać o uzyskanie jednoznacznej odpowiedzi od BK - w jaki sposób zamierzał wówczas skrócić kadencję urzędującego prezydenta? Co oznaczały te słowa i jakie konkretne działania chciał podjąć marszałek Sejmu ujawniając intencję skrócenia kadencji Lecha Kaczyńskiego?
      Wydaje mi się to jednym z najważniejszych pytań, jakie winny być postawione Komorowskiemu.

      Pozdrawiam Panią serdecznie

      Usuń
  5. Jest jeszcze druga wypowiedź Komorowskiego będąca "refluksem słownym", która padła w wywiadzie dla radia RMF miesiąc przed zamachem smoleńskim:
    "Prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni"

    https://www.youtube.com/watch?v=xZSf7hGNMno

    http://wiadomosci.wp.pl/gid,13116409,gpage,10,img,13117364,kat,1342,title,Bronislaw-Wpadka,galeria.html?ticaid=114863

    Ta wypowiedź wraz z przytoczoną przez Pana Aleksandra silnie sugerują, że Komorowski co najmniej miał wiedzę o planach zamachu (o ile nie maczał w tym paluchów).

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani Ireno, Panie Aleksandrze,

    Mnie już dawno nie szokują refluksy słowne Komorowskiego, nawet zawierające jawne groźby, jak te przytaczane przez Państwa. Za to ilekroć oglądam jego rozrechotaną gębę, gdy oczekuje przylotu smoleńskich trumien:

    https://www.youtube.com/watch?v=5YXVZ0S4Q0Q

    Czy to przedziwne nagranie z MAJA 2010 (!) -

    https://www.youtube.com/watch?v=zLuLo2oAoGw

    - z "wycieczki" do Smoleńska, na którą zabrał starego druha i mistrza, Jaruzelskiego, i podczas składania wieńców obaj - radośni jak rzeźnia o poranku - z trudem powstrzymują triumfalne uśmiechy, a potem już na luzie, odbywa się przyjacielskie spotkanie (na drodze?) z gubernatorem "przyjaznej ziemi smoleńskiej" - to ogarnia mnie wstręt i odraza, i nie mam najmniejszych wątpliwości że zarówno stary, jak i jego godny następca, są współodpowiedzialni za tragedię 10.04.2010.

    Raz jeszcze to nagranie - w skróconej wersji, z przejmującą wypowiedzią końcową pani mecenas Szonert-Biniendy.

    https://www.youtube.com/watch?v=1Y2B0-Qsw98

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń