Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

czwartek, 21 marca 2013

ROSJA – IMPERIUM CZY POTĘGA MITU


Od wielu miesięcy otrzymujemy doniesienia o postępującej modernizacji armii rosyjskiej oraz gigantycznych wydatkach przeznaczanych na zbrojenia.
Projekt budżetu rosyjskiego resortu obrony na lata 2013-2015 zakłada systematyczne zwiększanie rocznych wydatków, aż do kwoty 97 mld. dolarów w 2015 r. Przy obecnym poziomie środków przeznaczonych na obronność, daje to blisko 60 procentowy wzrost (budżet Min. Obrony FR w 2012 r. wyniósł 61 mld. dolarów). Plan zbrojeń przewiduje, że do 2017 roku udział nowej broni i sprzętu wojskowego w siłach zbrojnych ma osiągnąć co najmniej 70 proc., a do roku 2020 roku 100 proc. Na realizację programu modernizacji Rosja zamierza przeznaczyć gigantyczną kwotę 20 bln rubli (ponad 650 mld dolarów). To 4 proc. rosyjskiego produktu krajowego brutto. Dla porównania  - tyle swojego PKB wydaje na obronę USA, Anglia i Francja około 2 proc., a Chiny i Niemcy - 1,4 proc.
Słowa Putina - „Rosja się zbroi i będzie się zbroić. Nie będzie odwrotu" – są zatem uważane za zapowiedź ofensywnych planów Kremla.
Jednocześnie rosyjscy politycy i wojskowi prześcigają się w przekazywaniu informacji mających utwierdzać nas w przekonaniu, że państwo Putina staje się autentyczną potęgą  militarną.
Stałym zajęciem rosyjskich generałów są konferencje prasowe, podczas których świat dowiaduje się o kolejnych postępach w modernizacji sił zbrojnych. Szef Sztabu Generalnego generał-pułkownik Walery Gierasimow zapewniał niedawno, że „rosyjska armia jest gotowa do wojny na wielką skalę”, zaś dowódca 20. armii Zachodniego Okręgu Wojskowego gen. dyw. Aleksander Łapin, informował, że jego armia otrzyma wkrótce nowe systemy rakietowe Iskander-M i czołgi T-90. Zostanie również uzbrojona w pojazdy opancerzone Tigr-M, systemy wojskowej obrony przeciwlotniczej i nowe środki łączności. Kilka dni później poinformowano, że Rosja rozmieszcza eskadry MiGi- 31 na Arktyce, a tzw. źródła w przemyśle zbrojeniowym zapewniały, że w roku 2014 armia otrzyma nowoczesne samoloty-cysterny Ił-78M-90A. W 2013 r. wojska specjalne  mają dostać śmigłowiec szturmowy Mi-8AMTSz, wyposażony w stację poszukiwawczą i radar omijania przeszkód terenowych. Śmigłowiec posiada system nawigacyjny na bazie GLONASS i ma umożliwiać loty nocą. Kolejne doniesienia mówiły o rozmieszczeniu zestawów rakiet S-400 na południowych granicach FR. Mają one zastąpić przestarzałe S-300 w Południowym Okręgu Wojskowym. Dowiadujemy się również, że w roku 2013 jednostki wojsk radiotechnicznych Sił Powietrznych Rosji zostaną wyposażone w najnowszej generacji stacje radiolokacyjne serii „Niebo”. Rosyjscy generałowie chwalą się, że pod względem podstawowych parametrów przewyższają one urządzenia zagraniczne. Ministerstwo obrony zapewnia też, że prowadzone są prace zmierzające do „stworzenia środków pasywnej lub półaktywnej radiolokacji do ukrytego monitorowania sytuacji w całej przestrzeni powietrznej.” Do prasy przedostały się informacje o nowym kontrakcie na budowę trzech okrętów rakietowych w ramach projektu 21631 Bujan-M. Latem tego, roku Flota Kaspijska ma zaś otrzymać nowoczesny okręt flagowy „Grad Swijażsk”. Ministerstwo Obrony złożyło też zamówienie na bojowe pojazdy piechoty do przeprowadzania desantu z lotniskowców Mistral. W tym roku planuje się rozpoczęcie produkcji lotniczych systemów bezzałogowych – czyli dronów, w oparciu o technologię izraelskiej firmy IAI, a do roku 2015 armia ma dostać  kilkadziesiąt takich maszyn.
Rosjanie chwalą się również najnowszymi technologiami. Gazeta Izwiestija powołując się na „dobre źródło” w Ministerstwie Obrony informowała o projekcie zbudowania na potrzeby wywiadu FR „wielopozycyjnego systemu wywiadowczo-informacyjnego”. System ma monitorować ruch samolotów i statków w zasięgu kilku tysięcy kilometrów, a jego  wdrożenie zaplanowano już w 2013 roku. To samo źródło powiadamia o nowoczesnym wyposażeniu dla Strategicznych Wojsk Rakietowych. Otrzymają one instalacje inżynieryjne MIOM 15M69, zdolne do imitowania wyrzutni rakietowych.  W tym roku podjęto też decyzję o wznowieniu prac nad laserem bojowym o nazwie „Sokół-Eszełon”, zdolnym do rażenia samolotów, satelitów i pocisków balistycznych.
Lista tego typu informacji jest imponująca.
Dodatkowe wrażenie sprawiają reformy podjęte w rosyjskiej armii. Liczbę okręgów wojskowych zmniejszono z sześciu do czterech. Korpus oficerski zredukowano z 315 do 220 tys., a generalski - ze 1100 do 900. O połowę zmniejszono też personel resortu obrony. Zredukowano również liczebność samej armii - do 1 mln osób. Zmniejszono liczbę wojskowych uczelni i zreformowano wojskową służbę zdrowia. Rosja szkoli już własnych komandosów. Powstająca formacja ma stanowić „silną pięść do działań w lokalnych wojnach”, zaś dotychczasowe jednostki specjalne - Seneż,  Alfa czy Wympieł, zostaną rozbudowane i dozbrojone.
Przed kilkoma tygodniami, wicepremier Rogozin, odpowiedzialny za program zbrojeniowy oświadczył – „W 2020 r., gdy zrealizujemy nasz program, będziemy żyć w zupełnie innym kraju”.

Trzeba przyznać, że tego rodzaju doniesienia mogą potęgować wrażenie rosnącej potęgi militarnej Rosji, a nawet prowadzić do wniosku, że państwo Putina szykuje się do wojny. Przekonanie to jest wzmacniane bojową retoryką polityków rosyjskich, twardą polityką wobec UE i USA, raportami o aktywności wywiadu oraz postępującym procesem „integracji” euroazjatyckiej i odbudową  wpływów w byłych republikach ZSRR. Dodatkowym czynnikiem może być fakt zacieśniania wojskowej współpracy rosyjsko-chińskiej, czego dowodem były niedawne wspólne manewry.
Nie ma wątpliwości, że doniesienia rosyjskiej prasy czy buńczuczne wystąpienia generałów, podlegają uważnej analizie służb zachodnich i amerykańskich i są szczegółowo weryfikowane. W publikacjach analityków i raportach służb wspomina się zatem o rosnącym zagrożeniu rosyjskim cyberterroryzmem oraz uaktywnieniu rosyjskiej agentury. Próżno jednak szukać alarmujących  doniesień o wzroście rosyjskiego potencjału militarnego.
Wydaje się, że realnej oceny tego potencjału dokonano już w roku 2008, podczas rosyjskiej agresji na Gruzję. Zdaniem wielu analityków, ta wojna ukazała  ogromną nieporadność i słabości rosyjskiej armii – począwszy od przestarzałego sprzętu i fatalnej gotowości bojowej, po błędy w rozpoznawaniu celów i złą koordynację działań. Atak na Gruzję ukazał też stan rosyjskiego lotnictwa, które samo straciło 11 maszyn, a z powodu braku samolotów do lotów nocą nie było w stanie zniszczyć gruzińskiej artylerii. Skargi rosyjskich żołnierzy, którzy przez kilka dni nie dostawali jedzenia, dopełniały obrazu „bohaterskiej” armii Putina.
Ważnych informacji dostarczyła obserwacja rosyjskich manewrów „Ładoga” i „Zachód” z roku 2009, których scenariusz miał wiele w wspólnego z planowanymi obecnie ćwiczeniami rosyjsko-białoruskimi w pobliżu polskiej granicy. Zdaniem analityków Komitetu Wojskowego NATO, manewry pokazały, że Rosja ma ograniczone możliwości prowadzenia wspólnych operacji wojskowych, w dalszym ciągu dysponuje przestarzałym sprzętem, a nawet nie jest w stanie kontynuować działań bojowych podczas złych warunków pogodowych. Z obserwacji wynikało że Rosjanie potrafią sprostać małym, regionalnym konfliktom, nie mogą natomiast prowadzić jednocześnie walk w różnych obszarach geograficznych i nie mają zdolności działania na dużą skalę. Ocena ta dotyczyła konwencjonalnych operacji bojowych, również z użyciem taktycznej broni jądrowej.
Kolejnym testem dla modernizowanych Sił Zbrojnych FR miały stać się manewry „Wschód 2010”, prowadzone na dalekowschodnich obszarach Rosji. Chwalono Rosjan za „odwagę w wyznaczeniu hipotetycznego przeciwnika”. Ćwiczenia miały bowiem symulować obronę Syberii od ataku chińskiej armii.  Zaangażowano w nie ponad 20 tys. żołnierzy, więcej niż 5000 jednostek sprzętu wojskowego, ponad 40 okrętów, 75 samolotów i śmigłowców. Dmitrij Miedwiediew obserwując ćwiczenia z pokładu okrętu atomowego "Piotr Wielki” dziękował żołnierzom za „wysoki profesjonalizm” i orzekł, że "Rosja była i pozostaje wielką potęgą morską i jest gotowa do obrony swoich interesów". Zdaniem wojskowych obserwatorów, manewry okazały się źle przygotowane, a rosyjscy dowódcy nie byli w stanie sprostać zbyt wygórowanym zadaniom. Nie dostrzeżono też postępów w modernizacji armii. Opinia jednego z analityków, iż „Rosja potwierdziła, że nie jest jeszcze gotowa by bez walki poddać się Chinom”, ukazuje ton ówczesnych ocen.  Krytyczną opinię, m.in. na temat rosyjskiego lotnictwa przedstawił również chiński dziennik „China Daily”.
Przełomowe miały okazać się manewry „Kaukaz-2012”, podczas których Rosjanie planowali wykorzystanie najnowocześniejszych technologii informatycznych i elektronicznych. Tymczasem dowódca rosyjskiej armii gen. Makarow sam przyznał, że „podczas ćwiczeń napotkano pewne problemy”. Choć Rosja odmówiła obserwatorom dostępu na miejsce ćwiczeń, w opinii wojskowych analityków „pewne problemy” polegały na nieskoordynowaniu poszczególnych formacji, błędach w systemie dowodzenia, brakach kadrowymi (brygady musiano uzupełniać setkami nieprzygotowanych rezerwistów) oraz niezadowalającej synchronizacji działań bojowych. Nie zaobserwowano też, by rosyjska armia dysponowała nowoczesnym sprzętem.
Nietrudno zauważyć, że istnieje poważna rozbieżność, między rzeczywistym stanem, a deklaracjami kremlowskich polityków i doniesieniami mediów. Wyjaśnienia tej rozbieżności trzeba szukać w dwóch obszarach, przy czym pierwszy z nich pozwala zrozumieć propagandowy wymiar rosyjskiej megalomanii.
Planowane wydatki zbrojeniowe są bowiem raczej wyrazem mocarstwowych ambicji Rosji, niż jej realnych możliwości. Stan rosyjskiej gospodarki w żaden sposób nie pozwala na prognozę tak gigantycznych kosztów. Główne bogactwo Rosji – ropa i gaz stanowią prawie 70 proc. jej eksportu. Po to, by Rosja mogła przeznaczyć na zbrojenia zadeklarowane sumy, przez najbliższe kilka lat cena ropy naftowej musiałaby zwyżkować i sięgnąć ok. 150 dolarów za baryłkę. Nie wydaje się to możliwe. Zdaniem ekspertów, obecny poziom cen może utrzymać się przez najbliższe 2 lata, po czym zacznie opadać, aż do osiągnięcia pułapu 80-90 dolarów za baryłkę. Dla państwa uzależnionego od sprzedaży surowców, którego rezerwy walutowe wynoszą zaledwie 8 proc. PKB, taka cena stanowi „krytyczną granicę”, poza którą rozpościera się głęboki kryzys. Podczas styczniowego Forum Ekonomicznego w Davos, zwracano uwagę, że Rosja stoi w obliczu spadku PKB z 3,4 proc. w roku 2012 do 2,5 proc. w 2013 i zagrożeniem inflacją rzędu 6,7 proc. (5,1 proc. w r. 2012). To zaledwie jedna z przesłanek nakazujących z dużą powściągliwością traktować plany zbrojeniowe Kremla. Są one tak dalece zawieszone w budżetowej próżni, że poziomem ambicjonalnej życzeniowości dorównują jedynie pomysłom Bronisława Komorowskiego, związanym z projektem „polskiej tarczy antyrakietowej”.
Niemniej poważną przeszkodą jest wszechobecna korupcja i nieokiełznany bałagan panujący w rosyjskiej armii. Wielu obserwatorów zwraca uwagę, że pieniądze przeznaczane na modernizację, w pierwszej kolejności zasilą kieszenie generalicji, tysięcy pośredników oraz szefów firm zbrojeniowych. Reszta zostanie utopiona w wadliwym systemie rozdziału środków lub zmarnotrawiona z powodu niewydolności rosyjskiego przemysłu.
Po cóż zatem Rosja odgrywa ten teatr i próbuje przekonać świat o swojej militarnej potędze? Odpowiedź nie wydaje się skomplikowana. Coraz wyraźniej widać, że rozkaz Putina dotyczący użycia „miękkiej siły” w celu poprawy wizerunku Rosji, oznacza w istocie zastosowanie dezinformacji - na tak rozległą skalę, by obejmowała nie tylko działania dyplomatyczne, ale prowadziła do wytworzenia fałszywej wizji rosyjskiego militaryzmu i mocarstwowości. 
Już Anatolij Golicyn w książce „Nowe kłamstwa w miejsce starych. Komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji” przypominał, że rosyjska dezinformacja opiera się na błędach przeciwnika, na przyswojonych przez niego stereotypach myślenia.  Z nich czerpie siłę i inspirację. Po to, by podstęp był wiarygodny i skuteczny, musi zatem jak najpełniej odpowiadać oczekiwaniom tych, którzy mają być przezeń oszukani. Putinowska Rosja, skrywając pod atrapą pseudodemokracji najgorsze tradycje przepoczwarzonego komunizmu, sięga dziś po dezinformację tym chętniej, że państwa „wolnego świata” są wobec niej całkowicie bezbronne. Nieliczne, trafne opinie ekspertów czy analityków, nie są w stanie zrównoważyć powszechnego przekonania, że Rosja jest potęgą, zdolną do globalnych działań wojennych i kierowania losami świata. Cyklicznie przypominana agresywność Rosji, utwierdza w przeświadczeniu, że mamy do czynienia z państwem w dużym stopniu nieobliczalnym, które w obronie swoich interesów gotowe jest do totalnej konfrontacji. Nie powinno zatem dziwić, że kwestia zbrojeń i rozbudowy potencjału militarnego jest jednym z najważniejszych obszarów, w których Rosja sięga po dezinformację.
Na przykładzie wielu zdarzeń rozgrywanych na arenie międzynarodowej, widać, że specyfika rosyjskiej (a wcześniej sowieckiej) dezinformacji polega na tym, że czerpie ona ze słabości zachodnich i amerykańskich polityków, niezdolnych do postrzegania Rosji w jej rzeczywistym wymiarze politycznym i militarnym. Obecna mistyfikacja jest tym łatwiej akceptowana, że spełnia oczekiwania tych, którzy z powodu błędu, strachu lub z wyrachowania, chcą w państwie Putina dostrzegać równorzędnego partnera lub groźnego przeciwnika. Znajdziemy tu analogię do postawy, jaką w latach 80. wobec Związku Sowieckiego przejawiał „wolny świat”. Tylko niewielu wówczas rozumiało, że ma do czynienia z mocarstwem, które najbardziej obawia się otwartej, zbrojnej konfrontacji, a swoją siłę czerpie z dezinformacji i propagandowej ofensywy. 
Jeśli dzisiejsza Rosja musi imitować mocarstwo i straszyć nas hardą retoryką – oznacza to tylko tyle, że państwo Putina staje się coraz słabsze i jest zmuszone sięgać do arsenału komunistycznych środków. Nic też nie wskazuje, by to państwo było w stanie sprostać globalnemu konfliktowi lub miało dążyć do jego sprowokowania. Taka konfrontacja   przyniosłaby militarną klęskę Rosji i spowodowała utratę jej najważniejszej broni - ekspansywnej sieci intryg i dezinformacji oplatającej współczesny świat.  
Głosy publicystów i polityków straszących nas wojną z Rosją lub roztaczających wizję rosnącej potęgi militarnej państwa Putina, są dziś ważnym wkładem w rosyjską strategię podstępu i dezinformacji i – choćby nieświadomie, wpisują się w plany Kremla.


Artykuł zamieszczony w nr 12/2013 Gazety Polskiej  

38 komentarzy:

  1. W każdym razie - na pewno nie warto budować jakichś rozbudowanych kompleksów wobec Rosji na tle militarnym. Chodzi mi zwłaszcza o to, by nie oceniać Rosji jako potęgi, która z automatu musi wygrać wojnę konwencjonalną przeciwko np. Polsce. Nasz kraj ma już dziś środki materialne (wydajemy na zbrojenia więcej niż Iran) by zbudować armię zdolną do złamania każdej konwencjonalnej rosyjskiej ofensywy w Europie Środkowej (przy okazji taka armia nastawiona na Rosję byłaby jednak jak ozdrowieńczy wiew w naszych stosunkach z Niemcami także). Brakuje natomiast środków ludzkich. Społeczeństwo odwrócone z wyjątkiem części elektoratu prawicowego od spraw wojska. Brak masowego szkolenia wojskowego to katastrofa pod względem nie tylko organizacyjnym, ale i społecznym. Klasa polityczna totalnie na wojsku nie znająca się. Kto z dzisiejszych ministrów czy polityków miał jakikolwiek realny - służbowy czy intelektualny - kontakt ze sprawami wojskowymi? Odrzucam przypadki Komorowskiego i Sikorskiego, ponieważ żaden z nich nigdy nie poświęcił czasu, by budować jakieś koncepcje obronności albo propagować te kwestie w czasie, gdy ocierali się na urzędach o wojsko. Z ich wypowiedzi nie wynika - o ile z rzadka coś o wojsku powiedzą - by nadmiernie zajmowali swoje cenne głowy obronnością (projekt tarczy Komorowskiego to z wielu względów - nie tylko tych, o których pisze Pan Aleksander Ścios - parodia i zasłona dymna, raczej szkodząca przez odciąganie środków naszemu wojsku, chociaż dająca pole do świetnej wyżerki finansowej pewnym ludziom). Reszta polityków - ludzie, którzy nie odróżnią bwp od kto. Na czele sejmowej komisji zajmującej się obronnością - etymolog. Siemioniak - minister obrony - gość od wszystkiego - nie wiadomo płakać czy śmiać się. Opozycja z rzadka przywoła do tablicy Polkę, który coś ma do powiedzenia, ale jest nieco zbyt skoncentrowany na wojskach specjalnych - nawet jego głos jednak jest właściwie niesłyszalny. Czemu Polko nie jest posłem PiSu??? Ani żaden inny emerytowany generał? Moim zdaniem pewne plusy można przypisać Skrzypczakowi, który stara się jako wiceminister przekierunkować trochę nasze zbrojenia na te służące obronie kraju, a nie ekspedycjom (choć i ekspedycje, jako forma treningu stałego, mogą być, ale jako niezbędny dodatek, a nie clou programu). Ale wątpię, by takie postacie - nawet jeśli pozytywne - były w stanie bez wsparcia politycznego opartego o spójne koncepcje obronności - przeprowadzić coś więcej niż cząstkowe ulepszenia.
    Głowa boli, jakie szanse się marnuje.

    Zgadzam się z główną tezą artykułu - że Rosja nadrabia (jak zwykle) wiele braków militarnych chwytami politycznymi i grą agenturalną. W dodatku - dosyć prymitywną i łatwą do zastopowania, ale nie przy takim nastawieniu, jakie jest dzisiaj

    Oczywiście, nie można ich lekceważyć. Od 2008 r. zreformowali mocno armię i są groźnym przeciwnikiem, ale Polska mogłaby ich obejść w sensie militarnym. Trzeba też przełamać ten straszny, żałosny strach przed Rosją w naszym, społeczeństwie.

    pozdrawiam serdecznie Autora i wielki plus za każdy artykuł o wojskowości/obronności.

    Wojciech Miara/Mocny102

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście: "na czele komisji sejmowejk ENTOMOLOG" a nie etymolog, przejęzyczenie

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. No właśnie.

    Skoro Rusek bazuje na dezinformacji i nadymaniu (się), to tym bardziej jego akolici i uczniowie z Bulandy/POlandii. Bariery owszem są - cały postubecki aparat policyjny, złogi w wojsku i służbach. Mają pistolety i rzeczywiście mogą skrzywdzić.

    Ale prawdziwa bariera tkwi w głowie - to strach, a w przypadku wolnościowych elit (mamy takie??) jeszcze jakaś dziwna abulia, kompletnie nie mam pojęcia czym spowodowana (poza niewątpliwymi uwikłaniami części z nich).
    ------------------------------------------------
    Moi przyjaciele mówią, że ś.p. Lech miał lepszą rękę i lepszego nosa do dobierania sobie ludzi niż Jarek. Na usprawiedliwienie trzeba jednak rzec, że tak krawiec kraje...
    ----------------------------------------------
    No ale wracając: choć ubeki mogą skrzywdzić, to jednak będąc zdeterminowanym, to ich można przestraszyć. To im trzeba uświadamiać, że może ich spotkać los Kutschery, któremu na dowód, że ten już nie będzie szkodził Polakom, wyciągnięto z kiermana hitlerowski ausweis.

    Dlatego będziemy z przyjaciółmi 9-go kwietnia pod ruską ambasadą (do czego i Państwa namawiam), żeby Iwanowi i jego POlandskim pieskom zarecytować:

    Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy,
    Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże,
    Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, -
    Warszawa jedna twojej mocy się urąga,
    Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,
    Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy,
    Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy!

    Ale przedtem będzie Dzień Zmartwychwstania Pańskiego, czas pojednania z Bogiem, oczyszczenia ducha z nienawiści, by pozostało tylko to, co czyste.

    Pozdrawiam Autora i Komentatorów

    OdpowiedzUsuń
  3. Wojciech Miara,

    Wprawdzie mój tekst nie dotyczy oceny potencjału militarnego Rosji podczas wojny konwencjonalnej przeciwko Polsce, to zgodzę się z Panem, że również w tym zakresie nie powinniśmy mieć kompleksów.
    Nie myślę oczywiście o chwili obecnej i dzisiejszym stanie armii, bo reżim zadbał szczególnie o osłabienie, a wręcz rozbrojenie Polski i będą musiały upłynąć lata nim doczekamy się prawdziwie narodowych sił zbrojnych.
    Ogromną odpowiedzialność w tym zakresie ponosi lokator Belwederu - przez lata wiceminister i minister ON. Głównie za konserwowanie układu postsowieckiego i fatalne decyzje dotyczące uzbrojenia.
    Nie należy zapominać, że wiele z obecnych decyzji kadrowych podjął również Komorowski. Z jego nadania ministrem został Tomasz Siemoniak, trafnie nazwany przez Stanisława Janeckiego „panną nikt”. Ten "człowiek Schetyny" oddelegowany "na odcinek" obronności, jest tyleż bezbarwny co nieudolny. Daje jednak gwarancje, że wszystkie dyspozycje Belwederu będą natychmiast realizowane. W moim odczuciu - ten właśnie człowiek, ze swoją niekompetencją, słabością i brakiem jakiejkolwiek wizji rozwoju armii - jest symbolem obecnego stanu w jakim znajdują się polskie siły zbrojne.

    Dziękuję Panu i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. msciciel msciwy,

    Napisał Pan rzecz niesłychanie ważną - "prawdziwa bariera tkwi w głowie - to strach". Ten strach decyduje dziś o odrzucaniu podziału na My-Oni, paraliżuje nas przed "niepokojowymi" protestami i mocnym wyrażaniem opinii, a w przyszłości może zdecydować, że oddamy nasz kraj grupie bezzębnych kremlowskich "tygrysów".
    Ten strach leży również u podstaw naszego stosunku do Rosji - jako mocarstwa, którego "lepiej nie drażnić".
    Prawdą jest również, że uzbrojony bandyta i esbek mogą zabić. Ale też jest prawdą, że odwaga byłaby ostatnią rzeczą o którą mógłbym posądzić tych ludzi. Fakt, że są pozbawieni honoru decyduje również o tym, że brakuje im odwagi w bezpośrednim starciu.
    Ich siłą - podobnie jak siłą ich sukcesorów, jest państwowy aparat represji i przymusu. To on decyduje, że czują się mocni. Gdy ten gmach zacznie się walić, będą pierwszymi, którzy rzucą się do ucieczki.

    Pozdrawiam Pana


    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Aleksandrze, Komentatorzy,

    A może chełpienie się przez sowiecję (i towarzyszy zza Amuru, co by się nie działo, Moskwa nie zadziała bez koordynacji z Pekinem i vice versa) zbrojeniami i agresywną dyplomację należałoby widzieć w kontekście 10/04/10?

    Dlaczego? Postawiłem kiedyś tezę, że Smoleńsk był rodzajem "balonu próbnego" mającego sprawdzić reakcję Zachodu na politykę Moskwy. Widząc, że ta reakcja była w gruncie rzeczy symboliczna, sowieciarze wchodzą na "drugi bieg".

    Oczywiście, Pan Aleksander może mieć rację, że jest to bluff mający przykryć kryzys w Rosji Sowieckiej. Ale z drugiej strony, także ze źródeł sowieckich dochodzą informacje mające wywołać wrażenie "chaosu", "słabości" czy "niezborności" polityki Moskwy.

    Gospodarz ma stuprocentową rację w jednym. Podstawowym orężem (neo)sowieckiego imperium pozostają "środki aktywne": działalność agentur, dezinformacja, szeroko pojęta wojna informacyjna i subwersja ideologiczna. I to jest broń o wiele skuteczniejsza nawet od najnowszych modeli Topol - M z 18 głowicami i zmienną trajektorią lotu - dzięki niej, ze szczególnym nasileniem w ostatniej dekadzie, Rosja Sowiecka i ChRL, za pomocą sojuszników, osiągnęły cel, jakim jest "strategiczne oblężenie" Zachodu, nie mówiąc już o utrzymaniu stanu posiadania w swoich "byłych" imperiach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaszczur,

      Wiemy, że Rosjanie od dawna "testują" reakcje Zachodu, a niektóre z tych testów dotyczyły spraw polskich. Tak należy widzieć napaść na Gruzję,próbę zamachu na prezydenta Kaczyńskiego podczas wizyty w tym kraju czy ataki cybernetyczne przed 10 kwietnia 2010 roku.
      Te zdarzenia pozwalają poznać nie tylko reakcje polityczne, ale służą też rozpoznaniu mechanizmów obronnych oraz procedur stosowanych przez służby.
      Bierna reakcja NATO, USA i UE na zamach smoleński była z pewnością dla Rosjan sygnałem, że mogą pozwolić sobie na rozszerzanie strefy wpływów. To co obserwujemy dziś w obszarze kontaktów polsko-rosyjskich świadczy przecież, że Rosja traktuje nasz kraj jako swoje dominium. Analiza wypowiedzi polskich i rosyjskich przedstawicieli nie pozostawia w tym zakresie najmniejszych wątpliwości. Wydaje się, że do roku 2015 - czyli czasu reelekcji Komorowskiego, nastąpi domknięcie tego procesu.
      Wczorajszą wypowiedź Miedwiediewa - "Rosja zrobi wszystko dla rozwiązania problemów z Polską" można byłoby traktować jako gest dobrej woli, gdyśmy nie wiedzieli, co w rosyjskiej retoryce może oznaczać zwrot "zrobi wszystko".
      Ma Pan oczywiście rację, że obecna kampania dezinformacyjna ma związek z wieloma wcześniejszymi zdarzeniami. Każde z nich - rozegrane na korzyść Rosji, pozwala temu państwu wzmacniać fałszywy wizerunek mocarstwowości i w oparciu o błędne reakcje Zachodu budować glinianą potęgę.
      Warto przy tym pamiętać, że wówczas gdy Kreml szczerzy kły, chełpi się swoją siłą i wysyła generałów na konferencje prasowe - mamy do czynienia ze słabym i nieprzygotowanym przeciwnikiem. Bać powinniśmy się wówczas, gdy Rosjanie przestaną się chwalić militarną potęgą i utajnią informacje na ten temat.

      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Si vis pacem, para bellum?

    Panie Aleksandrze,

    tematyka dzisiejszego artykułu, jak by nie patrzeć: krzepiącego, jest mi zasadniczo obca; nie znam się na wojsku, zbrojeniach, itp. Nie będę się więc wymądrzać. Odpowiem tylko, z pełnym przekonaniem, na tytułowe pytanie.

    Otóż domniemana potęga imperialna Rosji, to w moim rozumieniu, wsączany w tchórzliwe umysły mit, wyrosły na strachu i zniewieściałości dzisiejszego Zachodu, który męstwo i odwagę ogląda tylko na filmach, a i to z rzadka i niechętnie. Wystarczyłoby jedno Reaganowe: "sprawdzam", a "wnet pękłaby ze świstem struna złowróżąca" - i szablozębny tygrys okazałby się tchórzliwym, wyleniałym stworem, zdolnym tylko do kłapania paszczą.

    Pamiętam szkolony w przeróżnych akwariach i opisywany przez rozmaitych Rezunów, kwiat specnazu, czy też innego, ("izwinitie dorogije druzja") nazu, jak okrada zwłoki ofiar katastrofy smoleńskiej. Myślę – może naiwnie, że coś podobnego w normalnym, regularnym wojsku byłoby jednak niewyobrażalne. I że tylko do tego są zdolni: do pastwienia się nad bezbronnym, a najlepiej już nieżywym przeciwnikiem. Przypomina mi się Czeczenia, Biesłan, Taganka, los marynarzy z Kurska i jestem przekonana, że dziś "bogate i radosne wsie" na drodze cara z KGB są - po staremu: "potiomkinowskie", ale już Potiomkinów, którzy wygraliby wojnę krymską, chyba by się wielu nie znalazło.

    Podsumowując: Rosja wygrywa wyłącznie dzięki fałszywej, choć sprytnej propagandzie siły ["W 2020 r., gdy zrealizujemy nasz program, będziemy żyć w zupełnie innym kraju" - baju baju, będziesz w raju...], która robi wrażenie na ich pachołkach: patrz III RP; oraz na lewackich eurodostojnikach z pokolenia ’68, przyuczonych bać się sowietów.
    Byłoby pół biedy, gdyby syndrom: "bój się Iwana" nie został skutecznie wdrukowany jeszcze bardziej zlewaczałym, niestety, opiniotwórczym "kręgom" wschodniego i zachodniego wybrzeża USA, kształcącym przyszłe elity "ostatniej nadziei Białych".

    Pozdrawiam bardzo serdecznie,
    cieszę się, że ostatnio w miarę regularnie pojawia się Pan w GP.
    Bo takie artykuły jak dzisiejszy są nie do przecenienia.
    Zaszczepiają nie tylko prawdę, ale i odwagę. :)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urszulo,

      Wystarczyłaby łacińska sentencja. I angielska, autorstwa śp. Christophera Story, pytanego jak Zachód powinien zareagować na oszustwo pieriestrojki: arm like Hell.

      Usuń
    2. No, trochę się rozgadałam :)
      Ale to z genetycznej rusofobii :))

      "Arm like Hell" - cudne!
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Pani Urszulo,

    Jak Pani trafnie przypomniała, to Reaganowe: "sprawdzam", nazwane przez Sowietów "wyścigiem zbrojeń" było najlepszym sposobem na osłabienie i obalenie ZSRR. Zabrakło niestety golicynowskiej "nowej metodologii" by rzecz doprowadzić do końca i zdusić w zarodku nową, przepoczwarzoną formę komunizmu.
    Warto przy tym pamiętać, że odpowiedzią Sowietów na amerykańskie zbrojenia i rosnącą przewagę militarną, nie były nowe rakiety i czołgi, lecz "pokojowa" akcja propagandowa różnej maści agentury zachodniej, tworzenie "komitetów rozbrojeniowych" i angażowanie w "proces odprężenia" ONZ- etowskich przybudówek KGB.
    Józef Mackiewicz w tekście "Miejmy nadzieję" z 1982 roku pisał:

    "Nawet z punktu czysto militarnego Związek Sowiecki jest wielokrotnie słabszy od "Zachodu". Niedawno Szwedzki Instytut Badań Wojennych w Sztokholmie ogłosił wyniki tych badań w czasopiśmie "EST". Jest to szczegółowa analiza, której przytaczać tu nie będziemy z braku miejsca. Opracowanie wszystkich odcinków terenowych, rodzajów broni i sytuacji porównawczych z Zachodem. Wynika z tego, ze militarnie na lądzie, na morzu i w powietrzu Pakt Warszawski jest co najmniej pięciokrotnie słabszy od Paktu Atlantyckiego. A nie odwrotnie, jak to się lubi przedstawiać. W sumie licznie z broniami atomowymi.
    Stąd Związek Sowiecki i cały jego Blok jest mocarstwem, które najbardziej obawia się otwartej wojny ("Konfrontacji"). Gdyż przy trafnej ocenie ze strony Wolnego Świata i zastosowania trafnej polityki, Blok Sowiecki rozpadnie się w drzazgi przy pierwszym zderzeniu wojennym. Rozpadnie się też cała ofensywna, psychologiczna sieć komunizmu, która dziś oplątuje i zagraża kuli ziemskiej"."
    http://tylkoprawda.akcja.pl/teksty7.htm
    Uwagi zawarte w moim tekście nawiązują wprost do tej trafnej oceny. "Problem z Rosją" można rozwiązać tylko przy pomocy środków militarnych i dopóki świat tego nie pojmie, będziemy świadkami kolejnych etapów komunistycznej ekspansji.
    Szanse na to, by Zachód zrozumiał istotę sowieckiej/rosyjskiej dezinformacji, są dziś coraz mniejsze. Treść takich jak mój tekstów utonie zatem w powodzi beznadziejnie fałszywych "analiz" i publikacji pisanych w rytm kremlowskich kurantów. Szczególnie dla "naszej strony" są to rzeczy niedostępne.
    Chciałbym ponownie zacytować fragment tekstu Mackiewicza, byśmy zrozumieli, że słowa pisane 1982 roku nabierają dziś tak realistycznego kształtu:
    "Międzynarodowy Komunizm wychodzi z założenia bardzo prostego rachunku: Po co narażać się na ryzyko wojny (zguba), gdy można bez wojny, niejako gołymi rękami opanować świat. Stąd cały komunistyczny plan ofensywny związany jest ściśle z planem obronnym w jedną całość. Infiltracja, indoktrynacja, dezinformacja, opanowanie wpływowych sfer wolnego świata przez wszelkiego rodzaju lewicowców, „progresistów”, pacyfistów etc. etc., przez wpływy komunistyczne są nam wszystkim bardzo dobrze znane."

    Pozdrawiam serdecznie



    OdpowiedzUsuń
  8. Panie Aleksandrze,

    Najnowszy przykład jak kremlowski "tzar" zimnym wzrokiem kagebisty (przed którym drżą kurduple europejskie) hipnotyzuje całą Komisję, Unię, czy jak się tam to towarzystwo nazywa.

    Oto z okazji klinczu cypryjskiego 16 (szesnastu!) krasnych komisarow z Brukseli - w towarzystwie 100 (stu !!!) osób towarzyszących -, na wyprzódki do Putina pędzi, a ten jak panisko dyktuje warunki "wyrażając przekonanie, że wartość obrotów handlowych między Rosją i Unią Europejską w najbliższych latach przekroczy 500 mld dolarów”.
    Na co euromocarz Barroso potulnie odpowiada: "Powinniśmy budować nową cywilizację ze wspólnymi wartościami. A na ich podstawie tworzyć wspólny obszar od Lizbony do Władywostoku, na którym zagwarantowana zostanie swoboda przepływu ludzi i kapitałów”.

    Czyli jota w jotę to, co Pan zapowiedział 3 dni temu: link

    Karty odkryte: Schengen rozciągnięte po Władywostok, spsiała Europa najechana per procura poddaje się bez walki, czyli Eurazja in statu nascendi!


    PS. Gorszyliśmy się, kiedy pół roku po Smoleńsku ruski min. SZ dokonywał odprawy polskich ambasadorów w Warszawie, a ex-narzeczona pana Wołodyjowskiego, (nie będę wymieniać nazwiska bo bym się ze wstydu spaliła za polską kobietę), zwróciła się doń tymi słowy: "Chciałabym podziękować, zwłaszcza panu ministrowi Ławrowowi. I powiedzieć mu, że go kocham. Bo kocham cały naród rosyjski. I kłócę się z tymi, którzy go nie kochają. Jedyne polityczne moje wywody to jest kłótnia z tymi, co was nie kochają, Nienawidzę ich. Naprawdę. Pan minister jest tak pięknym mężczyzną, że musiałam to powiedzieć".

    Teraz podobne odprawy (kto wie czy nie z jakąś francuską "zakochaną" aktrisą) odbywają się już w Moskwie i musi na nie jeździć obowiązkowo? setka szych z Unii, z jej przewodniczącym na czele!

    http://www.radiomaryja.pl/informacje/putin-spotkal-sie-z-przewodniczacym-ke/


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obowiazkowe odprawy w Moskwie maja nieco inny charakter. Rej wodzi tam pewna primabalerina.
      Anastasia Volochkova

      Usuń
    2. Może i poddaje się. Ale myślę, że oni widzą tylko kasę. Tak naprawdę to żądza zysku rządzi Zachodem. Ślinią się komisarze unijni na rosyjski rynek zbytu i możliwość inwestycji w Rosji.

      Usuń
  9. Za wPolityce:

    Wrak tupolewa wróci do Polski? „Nie odpowiem”. Gaz łupkowy? Groźny jak atom! Rosyjska baza na Cyprze? Czemu nie! Wice-car Miedwiediew dał głos.

    http://wpolityce.pl/wydarzenia/49695-wrak-tupolewa-wroci-do-polski-nie-odpowiem-gaz-lupkowy-grozny-jak-atom-rosyjska-baza-na-cyprze-czemu-nie-wice-car-miedwiediew-dal-glos

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten mały satrapa może pozwolić sobie na taką butę. Wie przecież - czym jest III RP, jej społeczeństwo i "elity". Słowa Miedwiediewa pozwalają zrozumieć grozę naszego położenia.

      Usuń
  10. "Przed kilkoma tygodniami, wicepremier Rogozin, odpowiedzialny za program zbrojeniowy oświadczył – „W 2020 r., gdy zrealizujemy nasz program, będziemy żyć w zupełnie innym kraju”."

    Bez wątpienia. Kraj bedzie zupelnie inny. Nowa nedza, nowe lagry i pieczolowicie odrestaurowany terror panstwowy.

    Prosze zauwazyc, ze te wszystkie sowieckie pogrozki i obietnice wybiegaja daleko w przyszlosc. W obecnej chwili nie stac Kacapow nawet na zakup tak lakomego kąska jak Cypr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. viilo,

      Cypr jest tu tylko monetą przetargową, bo plany Putina sięgają znacznie dalej. Jak widzimy, Rosja nie musi wykładać pieniędzy ani nawet faktycznie modernizować armii, by wygrać kolejną dezinformacyjną potyczkę.

      Usuń
  11. Pani Urszulo,

    Euroidioci wpadli w popłoch i trudno się temu dziwić. Zastanawiam się jedynie - kim są ci ludzie i jaki poziom wiedzy o świecie reprezentują, jeśli dopiero teraz zdali sobie sprawę z intencji Rosji?
    Nie mam wątpliwości, że ta uwłaczająca "misja" KE zostanie po mistrzowsku rozegrana przez Putina. Przybycie tak licznej delegacji "na rozmowy z rządem Rosji" stawia euroidiotów w pozycji petentów Kremla i już dziś buduje mocarstwową pozycję Rosji.
    Jest jeszcze jeden aspekt, na który trzeba zwrócić uwagę.
    Jose Manuel Barroso proponując Rosji "stworzenie wspólnego obszaru od Lizbony do Władywostoku, na którym zagwarantowana zostanie swoboda przepływu ludzi i kapitałów" - powtarza w istocie słowa samego Putina i poddaje UE dyktatowi Rosji. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości, zaś wizytę w Moskwie trzeba postrzegać w znacznie szerszym kontekście.
    Prawie trzy lata temu (warto na ten fakt zwrócić uwagę) na łamach niemieckiego dziennika "Sueddeutsche Zeitung" ukazał się artykuł Putina, w którym padła propozycja "stworzenia harmonijnej wspólnoty gospodarczej od Lizbony po Władywostok".
    http://finanse.wp.pl/kat,1356,title,Putin-proponuje-wspolny-rynek-od-Lizbony-do-Wladywostoku,wid,12885204,wiadomosc.html
    Putin postawił tam bardzo konkretne warunki, pisząc m.in., że "największym czynnikiem zakłócającym jest utrzymywany obowiązek wizowy miedzy Rosją i UE".
    Myślę, że jeśli KE będzie chciała ocalić finanse unijne i nie dopuścić do założenia na Cyprze rosyjskiej kolonii, będzie musiała otworzyć przed Rosjanami granice UE. O to też zabiegają rosyjscy wasale w III RP.
    Plan Putina jest konsekwentnie realizowany od kilku lat i w tych dniach oglądamy jedną z najważniejszych odsłon. Można też z wielkim prawdopodobieństwem przewidzieć kolejne etapy.

    Pozdrawiam Panią

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy z 22 marca 2013 20:25,

    Na tym blogu każdy niepodpisany komentarz jest usuwany.

    OdpowiedzUsuń
  14. Panie Aleksandrze,

    Zdaje się, że rzeczywistej grozy położenia, w jakim znalazła się Polska, polscy politycy, w tym, niestety, opozycyjni - albo nie ogarniają, albo... nic ich to nie obchodzi. Nadal na tapecie zupa szczawiowa w sejmowym menu, wzruszenia ramion niewarte awantury arabskie itp., gdy tymczasem "mały satrapa" (jak nazwał Pan Miedwiediewa), już nawet pozorów nie zachowuje. Rychło patrzeć jak natrętnych polskich dziennikarzy kopniakiem poczęstuje. Polityków nie musi, oni mu z oczu rozkazy wyczytują!

    Bardzo jestem ciekawa jak Pan odbiera tytuły (i artykuły) w rodzaju: "Angela Merkel ostrzega Nikozję: "Nie testujcie granic naszej cierpliwości", które mnie doprowadzają do szału. Ale może jednak się mylę i Frau M. ma istotnie decyzyjny głos sprawie Cypru? Tylko po co w takim razie pół Brukseli pędzi do Putina? Berlin przecież bliżej?

    Bardzo proszę o komentarz w tej sprawie, bo zamęt w środkach masowego ogłupiania okrutny!

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  15. Aleksander Ścios .

    Panie Aleksandrze .

    Po wstępnym przeczytaniu tego tekstu ,chciałem popełnić komentarz .:)

    Zamiast mojego komentarza ....zacytuję Pana :

    "msciciel msciwy,

    Napisał Pan rzecz niesłychanie ważną - "prawdziwa bariera tkwi w głowie - to strach". Ten strach decyduje dziś o odrzucaniu podziału na My-Oni, paraliżuje nas przed "niepokojowymi" protestami i mocnym wyrażaniem opinii, a w przyszłości może zdecydować, że oddamy nasz kraj grupie bezzębnych kremlowskich "tygrysów".
    Ten strach leży również u podstaw naszego stosunku do Rosji - jako mocarstwa, którego "lepiej nie drażnić".
    Prawdą jest również, że uzbrojony bandyta i esbek mogą zabić. Ale też jest prawdą, że odwaga byłaby ostatnią rzeczą o którą mógłbym posądzić tych ludzi. Fakt, że są pozbawieni honoru decyduje również o tym, że brakuje im odwagi w bezpośrednim starciu.
    Ich siłą - podobnie jak siłą ich sukcesorów, jest państwowy aparat represji i przymusu. To on decyduje, że czują się mocni. Gdy ten gmach zacznie się walić, będą pierwszymi, którzy rzucą się do ucieczki."

    Bez uwag.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Pani Urszulo,

    Nie chcę nawet komentować tematów, którymi zajmuje się dziś opozycja. Musiałbym bowiem użyć zbyt dosadnych określeń.
    W kwestii Cypru i domniemanej roli Niemiec, udzieliła już Pani odpowiedzi zadając to pytanie - "po co w takim razie pół Brukseli pędzi do Putina? Berlin przecież bliżej?
    Ta wizyta i uczestnictwo delegacji KE w obradach rosyjskiego rządu, wyznacza rzeczywisty podział ról w sprawie kryzysu cypryjskiego. Jest to reakcja wielce spóźniona i zawiniona przez indolencję euroidiotów.
    Nie dostrzegam natomiast żadnej szczególnej pozycji Angeli Merkel w sprawie rozwiązania kryzysu, a przynajmniej nie takiej, którą moglibyśmy nazwać decydującą. Chyba, że mamy na myśli dopuszczenie do tego kryzysu, bo w tym zakresie wina Niemiec wydaje się dostrzegalna. Przypomnę, że prezydent Cypru wyraźnie sugerował, że winę za narzucenie tzw. opłat solidarnościowych ponosi właśnie Angela Merkel.
    Trzeba też brać pod uwagę, że ten rok jest w Niemczech rokiem wyborczym i należy się liczyć ze wzmożoną aktywności pani Merkel. Cóż jednak może zrobić w sprawie Cypru, jeśli to państwo wybierze pomoc Putina? Nie ma też wpływu na przyjęcie lub odrzucenie oferty Moskwy.
    Dowiedzieliśmy się właśnie, że parlament Cypru zatwierdził 3 z prawie dziesięciu projektów ustaw, mających stanowić tzw. krajowy pakiet antykryzysowy. Nie sądzę, by miało to większe znaczenie i tego rodzaju posunięcia zaledwie odsuwają nieuchronną katastrofę. Jestem przekonany, że jakkolwiek potoczą się wydarzenia, głównym wygranym będzie Rosja. Wizyta Barroso i delegacji KE jest ważną wskazówką.
    W kwestii ostatecznego rozstrzygnięcia kryzysu cypryjskiego podzielam opinię wyrażoną na łamach rosyjskiej prasy. Napisano tam otwarcie, że "swoją błędną decyzją Unia Europejska i Cypr przygotowały niespodziewany prezent dla gospodarki rosyjskiej: teraz ważne jest nie zmarnować szansy na wykorzystanie sprzyjającej okazji."

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  17. Panie Aleksandrze,

    Off-top: czy śledzi Pan wizytę przewodniczącego ChRL u towarzyszy z północnej strony Amuru?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaszczur,

      Śledzę tę wizytę z uwagą i jej przebieg potwierdza nasze wcześniejsze uwagi o wdrażaniu "strategii jednej zaciśniętej pięści”, o której pisał Golicyn. Warto natomiast zwrócić uwagę, że obie strony mocno nagłaśniają zawarcie sojuszu (szczególnie w sferze militarnej i politycznej) a zatem postępują dokładnie odwrotnie niż czyniły to w latach jawnego komunizmu.
      To zaś mogłoby dowodzić, że w obecnych wydarzeniach trzeba szukać cech strategii dezinformacji i podstępu i są one związane z rosyjską inscenizacją, o której wspominam w tekście. Ten pokazowy sojusz ma raczej wzmacniać wizerunek Rosji jako militarnego i politycznego mocarstwa.

      Usuń
  18. Aleksander Ścios

    Polecam do wysłuchania .

    Anna German "CHŁOPCY MALOWANI "


    http://www.youtube.com/watch?v=iruJ_6DGHDU


    Dziękuję .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm...po odsłuchaniu piosenki odczucia "posiadam" ambiwalentne - piękny głos, treść niby poprawna (pacyfistyczna choć nie pasywistyczna), dobra pointa, tylko ten czasowy kontekst...

      No ale nie ma co się przesadnie czepiać...

      Co do zbrojnego oporu, to oczywiście możemy sobie pomarzyć, myślę że czeka nas najpierw jedno-, dwupokoleniowe katharsis. Nie ma społecznych sił i woli, które pozwoliłyby najpierw skutecznie się zorganizować, a następnie stawić opór.

      Społeczeństwo jest częściowo obezwładnione, zdemoralizowane, zatomizowane a zbiorowa świadomość zaśmiecona, to nie czasy, gdy partyzanci mogli ukrywać się dwadzieścia lat w rodzinnej wiosce, tak jak żołnierz ZWZ Józef Franczak Lalek.

      Ale, oczywiście, zdając sobie z powyższego sprawę, nie należy popadać w pesymizm, lecz robić wszystko, by owo katharsis przebiegało jak najszybciej.

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. WiW,

      Byłbym bardzo zobowiązany, gdyby przed zamieszczeniem linku czy komentarza zechciał Pan głębiej przemyśleć jego sens.

      Usuń
  19. Panie Aleksandrze,

    Chyba się nie przebijemy do "naszych" mediów i naszych polityków z realną, pozbawioną wasalnego lęku, opinią o Rosji, skoro nie udaje się to nawet przy okazji Pańskiej oceny kryzysu cypryjskiego, od początku prawidłowej i potwierdzanej dzień po dniu, nie tylko przez "prasę rosyjską", ale i przez coraz liczniejsze zachodnie ośrodki analizy politycznej.

    Np. obok już linkowanych, przez dzisiejszą analizę CIA: "Cyprus-EU Bailout Battle Gives Russia an Opening" LINK, gdzie czytamy to, co już - w znacznej mierze - wiemy od Pana:
    "As the Cypriot government scrambles to find a solution to a banking crisis that is rattling Europe, it now appears increasingly likely that it will have to depend on loans from Russia to avoid a default. With options universally bleak for the stricken island nation, Cypriot Finance Minister Michael Sarris vowed yesterday to remain in Russia until a loan agreement could be reached. But accepting loans from Russia would be a bitter pill for Cyprus to swallow, as LIGNET explains."

    Cóż: ciężko być niezależnym analitykiem w kraju, w którym - wbrew przysłowiu "nemo propheta in patria sua" - za proroków i politycznych ekspertów uchodzą osoby pokroju europosła Czarneckiego (ostatnio PiS), który ma NIC do powiedzenia na każdy temat, i pewnie dlatego obdarza swymi bezsensownymi opiniami nie tylko GP i portal Niezależna.pl., ale i przy okazji pół internetu. Na tt zalinkował Pan pozbawiony jakiegokolwiek sensu tekst dla rp.pl: "Tusk czuje nasz oddech na plecach" LINK.

    Natomiast Pański artykuł o Rosji, choć doskonale udokumentowany i zamieszczony przecież w GP (!!!), psuje najwyraźniej koncyliacyjny, hurraoptymistyczny nastrój, (wprowadzający Polaków w błąd, bo powodów do jakiegokolwiek optymizmu brak), więc tekstu nie uświadczysz nawet na Niezależna.pl, nie mówiąc o innych "naszych" portalach! Zapis jakiś czy co?

    Zauważyłam tylko, ze TABU na Pańskie nazwisko udało się przełamać - w dodatku z obszernym cytatem z "Rosji"- panu Krzysztofowi Czabańskiemu, na portalu "wPolityce" LINK- i chwała mu za to, jak onegdaj prof. Zybertowiczowi, nie mówiąc już o p. min. Fotydze i Macierewiczu! Ale, niestety, panowie Karnowscy! Zarówno tytuł odredakcyjny jak i odpowiednie "pozycjonowanie" sprawiają że jest to tekst prawie niewidoczny!

    Uważam to za głęboko nieuczciwe, w dodatku głupie, zwłaszcza ze strony GP, której jest Pan (chyba nadal?) publicystą, bo takim analitykiem należałoby się szczycić i go propagować! Więc zamiast wypychać numer niestrawną sieczką czarnecką, należałoby poprosić Pana o przedstawienie sytuacji na Cyprze! Oraz o kontynuację "Rosji", relacji "Rosja - UE" - zwłaszcza w kontekście kolejnych punktów zapalnych - na Łotwie i w Estonii. Chyba że i Rosja staje się TABU dla poważnej analizy bieżącej, nie tylko historycznej?!

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Urszulo,

      Problem polega na tym, że błędna analiza dotycząca kryzysu cypryjskiego ma głęboki związek z równie błędną oceną spraw polskich. Nie miejsce tu na szczegółowe wywody (być może wkrótce przedstawię tekst na ten temat) zasygnalizuję jedynie, że chodzi o rażącą dysproporcję w traktowaniu zagrożenia ze strony Niemiec i Rosji. To co obserwuję po "naszej" stronie medialnej dowodzi przecież kompletnego niezrozumienia odrębności i niewspółmierności tych zagrożeń, świadczy o funkcjonowaniu wielu mitów i fałszywych wizji. Kto próbuje zestawiać niemieckie ingerencje polityczne czy ekonomiczne z obecnymi procesami w sferze "zbliżenia polsko-rosyjskiego", potwierdza tylko, że nie odrobił podstawowej lekcji historycznej i nie rozumie, na czym polega różnica między stabilną niemiecką demokracją a rosyjskim bandytyzmem. Mówiąc obrazowo - nie pojmuje, czym różni się uderzenie w zęby od podcięcia gardła.
      Zjawiska, o których Pani wspomina, są dla mnie rzeczą bardzo smutną. Rzeczywiście jest tak, że od wielu miesięcy na portalu niezalezna.pl moje teksty nie mają szans na publikację. Otrzymuję też sygnały (o czym pisałem też wcześniej) o problemach z zamieszczaniem komentarzy, w których pojawiają się cytaty z moich publikacji. W innych miejscach sieci zdarzają się rzeczy wręcz humorystyczne, jak świadczy (dostrzeżony przez Panią) casus potraktowania tekstu pana Czabańskiego.
      Nie chcę komentować tych zachowań, podzielę się tylko ogólną uwagą. Dla każdego powinno być jasne, że redakcje, pisma i portale internetowe prowadzą zwykle własną politykę i z różnych względów próbują forsować pewien określony punkt widzenia. Być może moje pisanie nie mieści się w tych ramach lub jest postrzegane jako zagrożenie dla czyichś interesów. Proszę zauważyć, że po "naszej" stronie zanikł zupełnie obyczaj prowadzenia rzeczowej polemiki czy ścierania się różnych (byle racjonalnych) ocen. W dużym stopniu zaczynają obowiązywać stereotypy (walka opcji niemieckiej z rosyjską jest tu sztandarowym przykładem) i myślenie stadne, z którego trudno jest się wyłamać.
      Tekst, pod którym teraz komentujemy miał być próbą podważenia jednego z takich stereotypów. Jest to dziś o tyle ważne, że każdego dnia, rzesze mniej lub bardziej świadomych przekaźników pracują nad ugruntowaniem rosyjskich łgarstw i dezinformacji.
      Na Pani pytanie - czy Rosja staje się TABU dla poważnej analizy bieżącej, odpowiedziałbym, że to nie Rosja jest takim tabu lecz staje się nim poważna analiza. To dziś rzecz równie niedostępna jak groźna.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  20. Panie Aleksandrze,

    Od pewnego czasu zauważam, że swoje analizy kieruje Pan już raczej w przyszłość. Ku wolnej Polsce?!

    Bowiem teraźniejszość - jak się wydaje - została zagarnięta przez zdradę, zbrodnię i kłamstwo - z jednej strony, a z drugiej - przez stadny, bezmyślny (albo cyniczny) hurraoptymizm, stroszenie piór i bojowe okrzyki, mające zagłuszyć PRAWDĘ i dać jeszcze trochę pożyć, w jako takim komforcie, wciąż tym samym (od 25 lat) aktorom, tzw. sceny politycznej, niezależnie od opcji: dziennikarzom, "uczonym komentatorom sceny", politykom, kierującym politykami, akolitom, itd.. W sumie kilkudziesięciu - z rodzinami i lennikami - kilkuset tysiącom ludzi.

    Rozumiem niezgodę na prawdę grupy I. Ale obawa przed nią ludzi, których chcielibyśmy uważać za "naszych" jest zatrważająca. Często zresztą bywa przedstawiana jako największe zagrożenie i czarnowidztwo!

    W dzisiejszej "wPolityce" bardzo przeze mnie szanowany prof. Andrzej Zybertowicz expressis verbis wyjaśnia, że PRAWDA MOŻE... SZKODZIĆ !!!

    Przytoczę zakończenie tekstu AZ:

    "Często autorzy tych [rytualnych] diagnoz [niemocy], uważają, że są bardzo odważni, że tylko oni głośno mówią, co nam naprawdę grozi. W każdym z tych głosów jest pewna słuszność. Kłopot z tym, że zazwyczaj dają one tylko jeden efekt: wzmacniają poczucie zagrożenia i bezsilności. I dlatego są szkodliwe. Tak, prawda może być szkodliwa. Tak, prawda może paraliżować.

    A gdy - tak silnie zainfekowani defetyzmem - jesteśmy już pozbawieni woli działania, to komu to służy?


    W artykule profesor domaga się, żeby za każdą "diagnozą" stały propozycje "kroków zaradczych", takiego - jak rozumiem - "łatania", "poprawiania", "zamalowywania brudu" - i ... daje przykład służby zdrowia. W tym momencie, przyznaję, załamałam ręce!

    TYLKO PRAWDA MA MOC WYZWALANIA!!!

    A TERAPIA DAWNO USTALONA, Szanowny Profesorze!

    TRZEBA OBALIĆ SYSTEM!!! ZNISZCZYĆ I WYPALIĆ ZIEMIĘ PO KOMUNIE!!!

    Tak jak zapowiadał Jarosław Kaczyński w pamiętnych exposé z 2005 i 2006 r.

    PRZED NAMI - KTO WIE, CZY NIE OSTATNIA SZANSA - WYBORY 2015!
    GDY JE PRZEGRAMY, POLSKĘ TRZEBA BĘDZIE PRZEZ LATA ODWOJOWYWAĆ ZBROJNIE!

    Łatanie Titanika, który już zderzył się z górą lodową, ma owszem sens dla niektórych, bo przedłuża odbywający się na nim "bal" - czytaj: "transakcje", geszefty, skoki na kasę, wyciąganie resztek zasobów od państwa i ubożejących obywateli przez wielu uczestników "sceny": bez względu na afiliację polityczną czy światopoglądową!

    TO ONI BOJĄ SIĘ PRAWDY! "Radzi, że jeszcze jeden dzień przeżyli"!


    Bez względu na wszystko trzeba pisać, Panie Aleksandrze!. Twardą prawdę dla mężnych ludzi. Bo tylko oni, będą w stanie odzyskać Polskę - obecnie nawet nie Davies'owe "Boże Igrzysko", ale Świata Pośmiewisko!

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  21. Pani Urszulo,

    Czytałem tekst prof Zybertowicza i w pierwszym odruchu byłem skłonny przygotować polemikę z jego tezami. Doszedłem jednak do wniosku, że byłoby to bezcelowe. Tekst Zybertowicza trudno bowiem uznać za produkt solidnego naukowca i rzetelnego analityka. To raczej polityczna deklaracja, by nie rzec - agitka, powstała w określonym celu i z intencją ukrócenia "rytualnych diagnoz", które przeszkadzają w szerzeniu "filozofii huraoptymizmu". Z takim wytworem nie powinno się polemizować.
    Warto natomiast zwrócić uwagę na słabe punkty rozumowania pana Zybertowicza. Jeśli postuluje on by za każdą "diagnozą" stały propozycje "kroków zaradczych", trzeba pytać - do kogo kieruje ten postulat? Jeśli do publicystów, blogerów czy analityków, to myli powinności tych osób i chce nałożyć na nie całkowicie absurdalne obowiązki.
    Nie od tego są publicyści, by wskazywać "środki zaradcze" na polskie problemy i nie od tego są analitycy, by dawać Polakom "złote rady". To bowiem potrafi byle kiep, a potrafi tym lepiej, im większym jest głupcem. Od takich "środków" roi się sieć internetowa i media po "naszej" stronie, a niemal każdy kto liznął trochę wiedzy o świecie, gotów jest ogłaszać zbiory cudownych "recept" i dawać fachowe porady.
    Nic natomiast nie wskazuje, by pan Zybertowicz kierował swoje uwagi w stronę polityków opozycji - a zatem tych ludzi, od których powinniśmy wymagać racjonalnych działań i konkretnych decyzji. To oni, w miejsce ideowych deklaracji, pustych obietnic i komentarzy "na bieżące tematy", są zobowiązani do wskazania swoim wyborcom środków i metod, jakimi zamierzają osiągnąć określone cele. Powinni nie tylko przedstawić uczciwą diagnozę naszej rzeczywistości, ale precyzyjnie wskazać - jak zamierzają przejąć władzę w państwie, jakimi metodami chcą pokonać reżim i co uczynią, gdy obejmą stery władzy.
    Jeśli głosi się hasło - "Polacy zasługują na więcej" - tak powinno się walczyć z "poczuciem zagrożenia i bezsilnością".
    Jeśli jednak traktuje się Polaków niczym stado baranów lub uważa, że mogą przetrwać tylko w stanie bezmyślnego amoku - szerzy się wówczas bezzasadny "optymizm", "krzepi serca" patriotycznymi przemówieniami i opowiada banialuki o "labiryncie jałowych diagnoz".
    Gdyby pan Zybertowicz skierował swoje uwagi do właściwych adresatów - jego tekst byłby potrzebnym i trafnym wystąpieniem. W konwencji, w jakiej został napisany, z tezą, iż "prawda może być szkodliwa, może paraliżować" - jest tylko kiepskim i wielce demagogicznym manifestem. Obawiam się jedynie, by nie został wykorzystany do zagłuszenia poważnych problemów i nie posłużył jako oręż w rękach medialnych cenzorów.

    Pozdrawiam serdecznie




    OdpowiedzUsuń
  22. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  23. Za tweetem AŚ linkującego Radio 'Echo Moskwy':

    Все -таки это беспрецедентная катастрофа

    31 марта 2013, 18:37

    Сделал предварительные расчеты изменения физических объемов промышленного производства в России с января 1990 г. по февраль 2013 г.

    Старт периода – завершение экономического роста в СССР и начало позднесоветского кризиса.
    Конец периода – последний месяц.
    Весь период – без малого четверть века.
    Результаты – в таблице.

    Отрасли промышленности Изменение в % к январю 1990 г.
    Промышленность в целом -23,1
    Электроэнергетика -11,8
    Топливная, в т.ч.: -4,6
    Нефтедобывающая -6,1
    Газовая 17,8
    Угольная -2,3
    Металлургия -7,0
    Химическая -50,5
    Машиностроение -18,6
    Лесная и деревообрабатывающая -51,0
    Пищевая -13,9
    Легкая -84,2

    Расчеты проведены по данным Э.Баранова и В.Бессонова.

    Никаких других слов, кроме «катастрофа», на ум не приходит.
    Нынешний уровень промышленного производства – почти на четверть ниже, чем во времена СССР.
    Единственная отрасль, увеличившая выпуск за прошедшие 23 года и два месяца (на 17,8%), – газовая.
    Все остальные – выпуск сократили.
    Машиностроение – на 18,6%
    Химическая и лесная – наполовину.
    Легкая промышленность как явление фактически перестала существовать.
    Можно приводить разные совершенно разумные аргументы – от необходимости сокращения производства большого количества ненужной, некачественной, неэффективной продукции, производившейся в СССР, до изменения структуры спроса на мировом рынке и экономического чуда в Китая.
    И все же, все же, все же...

    http://echo.msk.ru/blog/aillar/1043124-echo/

    PIERWSZE KOMENTARZE:

    wolhw
    31 марта 2013 | 18:43
    И в конце таблицы добавить : сельское хозяйство : -100%. (((


    ohotnik58
    31 марта 2013 | 18:46
    С Андреем согласен. Всегда говорил, что путинский режим, катастрофа для страны.

    ==

    OdpowiedzUsuń