Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

piątek, 10 grudnia 2010

RACHUNEK ZA MIEDWIEDIEWA

Wizyta w Polsce sekretarza generalnego Komitetu Centralnego KPZR tow. Michaiła Gorbaczowa jest ważnym wydarzeniem w historii polsko-radzieckich dwustronnych stosunków państwowych i partyjnych. Niezakłócony przebieg wizyty oraz jej godna i serdeczna atmosfera będą wyrazem pogłębionej współpracy i przyjaźni polsko-radzieckiej” – pisał 1 lipca 1988 r. minister spraw wewnętrznych gen. Kiszczak, powołując sztab MSW dla koordynacji i zabezpieczenia tego wydarzenia. „Sojusz po nowemu”. Tak myśli Polska i radziecki przywódca mógł się o tym przekonać od pierwszych chwil na naszej ziemi” – wieściła dumnie „Trybuna Ludu”.
Nie sposób oczywiście – mimo podobieństw retoryki -  zestawić wizyt przywódców radzieckich z przyjazdem Dimitrija Miedwiediewa. Głównie z jednego powodu. Ten ostatni znajduje się bowiem dopiero na 43 miejscu w rankingu Forbesa na najważniejszych ludzi na świecie. Tak marnej pozycji nie zajmował żaden gensek partii komunistycznej. Jeszcze gorzej wygląda pozycja Miedwiediewa w opinii Rosjan.  Aż 84 proc. z nich uważa, że realną władzę i wpływy zachowuje płk Putin, pełniąc faktycznie rolę przywódcy FR. To ocena na wskroś prawdziwa, a wiele wskazuje, że Miedwiediew równie szybko zniknie z polityki, jak się w niej pojawił, gdy zostanie zmuszony ustąpić miejsce Putinowi, szykującemu się na kolejne  kadencje prezydenckie.
Rzeczywiste analogie z okresem wizyt przywódców radzieckich istnieją natomiast w oprawie propagandowej, towarzyszącej przybyciu Miedwiediewa. Ilość kłamliwych wypowiedzi z obu stron, zapewnień o „normalizacji”, „dialogu”, „kamieniu milowym” i „otwarciu” można porównać tylko z bredniami rozpowszechnianymi przez „Trybunę Ludu”. Dziś jednak są to kłamstwa o wiele groźniejsze, skoro znajdują wiarę u tak wielu naszych rodaków. Powtarzane w cieniu tragedii smoleńskiej, są próbą budowania na śmierci polskiej elity i uwłaczają pamięci ofiar z 10 kwietnia.
Wymowa tych kłamstw nie pozwala zapomnieć, że wizyta Miedwiediewa ma dwa podstawowe aspekty. Dla grupy rządzącej, która nie może pochwalić się żadnymi osiągnięciami w polityce zagranicznej wizyta ma przede wszystkim znaczenie propagandowe i terapeutyczne, lecząc prowincjonalne i poddańcze kompleksy ludzi Platformy. Z tej przyczyny, ich ślepo służalczy stosunek do Rosji nie dziwi, choć musi budzić odrazę i pogardę. Jakie, konkretne korzyści odniesie III RP z tej wizyty nie potrafią wskazać nawet najgorętsi piewcy przyjaźni polsko-rosyjskiej. Natomiast dla Rosjan wizyta stanowi punkt odniesienia w procesie wasalizacji III RP i niesie wymierne pożytki polityczne i gospodarcze, przygotowując nasz kraj do roli „konia trojańskiego” oraz wyznaczając nam rolę energetycznego rynku zbytu.
W tych dwóch, jakże nieporównywalnych obszarach interesu widać wyraźnie pozostałość czasów PRL-u, gdy kremlowskie myślenie ciężko ważyło na losach Polski, za to sposób myślenia w Polsce nie miał żadnego wpływu na bieg wydarzeń w Moskwie.
Sama wizyta Miedwiediewa nie warta byłaby nawet wzmianki, gdyby nie cena, jaką III RP już zapłaciła za przyjazd rosyjskiej marionetki. Tą ceną jest zgoda na fałszowanie śledztwa smoleńskiego i rezygnacja z prawdy o śmierci polskiej elity. Ceną jest wtórne kłamstwo katyńskie i haniebne przyzwolenie, by ludobójstwo sprzed 70 lat ponownie stało się atutem w grze Rosjan i wyznaczało ich politykę wobec Polski. Warto pamiętać, że taką samą cenę – zakładników kłamstwa – kazał płacić Stalin swoim polskojęzycznym agentom, budującym „Polskę ludową”. Dotkliwą i wymierną ceną wizyty jest fatalny dla Polski kontrakt gazowy - symbol patologicznych,  asymetryczny stosunków łączących grupę Donalda Tuska z reżimem płk Putina.
Ta wizyta nie warta byłaby naszej uwagi, gdyby nie najwyższa cena, jaką Polska będzie płaciła w przyszłości za dobrodziejstwo powrotu pod skrzydła Kremla. Chodzi nie tylko o koszty ekonomiczne: pułapkę Nord Stream, zgodę na przejęcie przez Rosjan sektora paliwowego, budowę elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim czy eksterytorialny korytarz linii kolejowej Moskwa-Berlin.
Nie można zapominać, że państwo które reprezentuje Miedwiediew jest odpowiedzialne za ludobójstwo w Czeczenii i eksterminację 250 tysięcy obywateli tego kraju, że odpowiada za rozliczne zbrodnie polityczne, mordowanie własnych obywateli, zabójstwa dziennikarzy, dysydentów i polityków, za represje wobec opozycji, tłumienie wolności słowa, za stworzenie policyjno-mafijnego tworu, w którym nieograniczone uprawnienia posiadają służby specjalne, a jeszcze większą bezkarnością cieszą się użyteczni dla władzy bandyci i złodzieje. Dzisiejsze państwo Miedwiediewa to enklawa korupcji i moralnego rozkładu, w którym wartość życia ludzkiego i prawa obywatelskie są nic nie wartym frazesem. Nie ma też wątpliwości, że państwo Miedwiediewa jest sukcesorem sowieckiej Rosji i spadkobiercą zbrodni katyńskiej. Nie zmienią tego żadne puste gesty i fałszywe deklaracje. W oficjalnym stanowisku rządu rosyjskiego przekazanym przed kilkoma miesiącami do Trybunału w Strasburgu stwierdzono, że „ nie ma dowodu na to, iż Polaków zamordowano”, a ten sam rząd FR w kwietniu 2010 roku odmówił jakiejkolwiek rehabilitacji ofiar, twierdząc, że „nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono”. Państwo Miedwiediewa ukrywa prawdę o Katyniu i osłania morderców z NKWD, uzasadniając odmowę ujawnienia dokumentów rosyjskiego śledztwa „ochroną interesów współczesnej Rosji”. Zdaniem Moskwy postanowienie o umorzeniu śledztwa katyńskiego z 2004 roku musi pozostać tajne, gdyż „zawiera tajemnice, których ujawnienie mogłoby przynieść uszczerbek bezpieczeństwu kraju”.
Zapowiedź ceny, jaką przyjdzie Polakom zapłacić za fałszywe „pojednanie” znajdziemy w słowach człowieka, który swoją pozycję zbudował na nienawiści do Lecha Kaczyńskiego i haniebnych deklaracjach wobec Moskwy. „Z zadowoleniem przyjmujemy to, co dzieje się w Rosji” - stwierdził Bronisław Komorowski w niedawnym wywiadzie dla "Izwiestii".
Jeśli człowiek będący dziś prezydentem Polski „z zadowoleniem” przyjmuje obraz totalitarnego reżimu „siłowików” i nie chce dostrzec prawdy o państwie Miedwiediewa - doświadczenie historyczne uczy, że ten sam model rządów stanie się wkrótce rzeczywistością III RP. Tam bowiem, gdzie Rosja i jej poprzedniczka budowały swoje wpływy zawsze pojawiało się bezprawie, zniewolenie i nędza, ginęły narody i podstawowe wartości. Ceną najwyższą, jaką zapłacimy za wizytę kremlowskiego polityka może być adaptacja bandyckich praktyk współczesnej Rosji, jej „kultury” politycznej i zbrodniczych tradycji oraz trwałe zaszczepienie ich na polski grunt.
Związana z Miedwiediewem gazeta „Moskowskij Komsomolec” zastanawiała się niedawno -„czy Polska i Rosja mogą być już na zawsze słowiańskimi siostrami”. Pokrętne wywody gazeta kończy konkluzją, że prawdziwe pojednanie będzie możliwe, gdy "przyjmiemy siebie nie takimi, jakimi byśmy chcieli, żeby była ta druga strona, ale takimi jakimi naprawdę jesteśmy".
Powinniśmy dodać, że przyjąć taką Rosję mamy obowiązkowo – „z zadowoleniem”.


Artykuł opublikowany w nr.49/2010 Gazety Polskiej

1 komentarz:

  1. Miedwiediew pełni w sowieckim aparacie władzy rolę "dobrego czekisty", oddelegowanego na odcinki: zachodni i realizowania polityki łagodzenia wizerunku Rosji Sowieckiej.

    OdpowiedzUsuń