Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

czwartek, 2 grudnia 2010

ANATOMIA ROSYJSKIEJ DEZINFORMACJI

Wśród osób zainteresowanych wyjaśnieniem prawdziwych okoliczności tragedii smoleńskiej, dość powszechne wydaje się przeświadczenie, że ukrywający prawdę rosyjscy decydenci oraz ich służby mogli popełnić szereg błędów, niedostatecznie ukryć istotne dla sprawy okoliczności, pozwolić na niekontrolowany przepływ informacji lub działania niezależne od woli mocodawców. Istnieje przy tym mocna wiara, iż odkrycie prawdy o katastrofie smoleńskiej jest rzeczą dostępną dla śledczych-amatorów i wystarczy spożytkować zdolności analityczne, by z ogólnie dostępnej bazy informacji, domniemań i przecieków zbudować spójną i logiczną hipotezę. Zakłada się również, że dostęp do niektórych wiadomości, filmów czy artykułów jest efektem aktywności niezależnych środowisk i mediów, w tym szczególnie - nie poddanej cenzurze strefy Internetu.
Tego rodzaju wiara sama w sobie jest rzeczą pożądaną, skoro inspiruje, skłania do poszukiwań i stawiania ważnych pytań związanych z tragedią z 10 kwietnia. Bez niej, jak i bez tytanicznej pracy setek anonimowych blogerów oraz niektórych dziennikarzy śledczych nasza wiedza o tym wydarzeniu byłaby na poziomie przekazu rosyjskich i polskojęzycznych mediów.
Jednocześnie, te same osoby i środowiska mają świadomość, że od chwili ogłoszenia wiadomości o katastrofie działa precyzyjny, sterowany  przez ośrodki zewnętrzne mechanizm dezinformacji, której celem jest wytworzenie fałszywego obrazu  zdarzenia oraz generowanie błędnych ocen i wniosków. Nie ma bowiem lepszego sposobu ochrony prawdziwych tajemnic, niż dostarczenie fałszywych informacji ludziom poszukującym prawdy.
Dlatego od 10 kwietnia byliśmy świadkami stosowania wszelkich metod profesjonalnej dezinformacji: pełnej, częściowej i apagogicznej (sprowadzonej do cech niedorzeczności, absurdu). Począwszy od tezy o odpowiedzialności Lecha Kaczyńskiego, poprzez dozowanie przecieków z rosyjskiego śledztwa i zapisów czarnych skrzynek oraz rzekome rewelacje z akt prokuratorskich, po różnego rodzaju „tropy” w postaci filmów, opinii „niezależnych ekspertów”, tajemniczych publikacji prasowych itp. Elementem dezinformacji jest cały tzw. szum medialny; sprzeczne i wykluczające się przekazy czy też uporczywie powtarzane twierdzenia narzucane odbiorcom mocą medialnych "autorytetów" oraz pracą rezonatorów, czyli osób bezmyślnie powielających fałszywą tezę lub czyniących z niej przedmiot dyskusji.
Wspólną cechą wszystkich tego rodzaju transmisji jest fakt, że u ich źródeł znajdziemy stronę rosyjską lub środowisko inspirowane przez Rosjan. Konsekwentnie też - jeśli polską prokuraturę i funkcyjne media traktować jako zależne od rosyjskich przekazów –one również będą jedynie rezonatorami dezinformacji. 
Powstaje zatem pytanie: w jaki sposób ludzie korzystający z tej bazy danych mają możliwość odróżnienia informacji prawdziwej od dezinformacji, prawdy od fałszu?  Czy posiadają narzędzia pozwalające na weryfikację przekazu i odsianie plew kłamstwa od ziaren prawdy? Otóż, nie mają takiej możliwości i nie posiadają odpowiednich narzędzi, ponieważ wszystkie dowody rzeczowe oraz materiały postępowania znajdują się w Rosji i jak dotąd nie podlegały niezależnej ocenie. Co więcej – odbiorcy rosyjskiego przekazu są całkowicie bezbronni i narażeni na manipulację, bo jako przeciwnika mają przed sobą największy na świecie aparat dezinformacji, działający nieprzerwanie od blisko 90 lat i służby specjalne państwa, które uczyniło z niej najgroźniejszą i najbardziej skuteczną broń.
Nikt, kto sięga po wiedzę rozpowszechnianą na podstawie rosyjskich przekazów nie może mieć pewności, że buduje na prawdzie i nie może wiedzieć, czy nie stanie się mimowolnym rezonatorem. Bez większego ryzyka można przyjąć, że ponad 90% wszystkich analiz, spekulacji i hipotez dotyczących tragedii smoleńskiej należy zaliczyć na poczet udanych kampanii dezinformacji, za którymi stoją tajne służby.  Każda kolejna i powielanie już istniejących, stanowi rodzaj „perpetuum mobile” – napędzając proces, u którego kresu będzie zawsze ślepy zaułek
Winston Churchill twierdził, że podczas wojny prawda jest tak cenna, iż trzeba jej zapewnić ochronę złożoną z kłamstw. Otóż, państwo płk Putina ma dwie zasadnicze cechy: z jednej strony, kłamstwo jest dla niego formą istnienia, z drugiej zaś, znajduje się w stanie permanentnej wojny.
Podstawowym orężem tej wojny, nierozerwalnie związanym z formą istnienia dzisiejszej Rosji jest mistrzowsko stosowana dezinformacja, w taki sposób, by przeciwnik uwierzył w to, w co powinien uwierzyć i działał na własną zgubę na płaszczyźnie politycznej, gospodarczej lub militarnej.
Istota takiej dezinformacji nie polega tylko na zmyleniu przeciwnika, ale na  posłużeniu się nim samym do sprokurowania fałszywych informacji - na tyle skutecznych, że przyspieszą jego przegraną. By tak się stało muszą zostać spełnione dwa warunki: trzeba doskonale znać przeciwnika; przede wszystkim jednak przeciwnika tego musi cechować naturalna skłonność do wyrażania idei sprzyjających realizacji zamiarów nieprzyjaciela. O ile podstawowa dezinformacja sprowadza się do przedstawienia fałszu jako prawdy, o tyle dezinformacja stosowana przez Rosję ma na celu zmuszenie przeciwnika do stworzenia przez niego samego fałszywego obrazu wroga.  Nie trzeba zatem okłamywać przeciwnika, on sam wprowadza się w błąd. Na przykładzie wielu zdarzeń rozgrywanych na arenie światowej widać, że specyfika rosyjskiej (a wcześniej sowieckiej) dezinformacji polega na tym, że czerpie ona swoje siły z postawy Zachodu, który po otrzymaniu impulsu z Moskwy, dezinformuje się już sam
Jeśli przyjmiemy, że w związku z tragedią smoleńską mamy do czynienia z operacją tajnych służb płk Putina, trzeba również przyjąć, że byłaby to największa i najpoważniejsza tego typu operacja w historii służb specjalnych. Jej zakresu nie da się porównać z żadną znaną lub domniemaną ingerencją tajnych służb. Katastrofa w Gibraltarze, zabójstwo Kennedy'ego, zamach na Jana Pawła II czy „zamachy terrorystyczne” w Rosji nie mogą być porównywalne z operacją, w której ginie urzędujący prezydent europejskiego państwa, grupa najwyższych rangą dowódców wojskowych NATO i elita oficjeli. Jest oczywiste, że działaniom tajnych służb musiałyby towarzyszyć nadzwyczajne środki zabezpieczające, adekwatne do wagi operacji, jaką chciano przeprowadzić. Przy obecnym rozwoju sieci informatycznej i zaawansowanych technologiach,  nie wchodziła w grę całkowita blokada informacji. Nawet przy użyciu najdoskonalszych narzędzi cenzorskich skazana byłaby na porażkę. Sięgnięto zatem po broń dezinformacji, wykorzystując w tym celu medium najdoskonalsze - nieocenzurowany i ogólnodostępny Internet.
Niemal klasycznym przykładem zastosowania tego rodzaju mistrzowskiej dezinformacji jest tzw. „film Koli”, znany również jako film „1,24”, wokół którego narosło bodaj najwięcej hipotez, mitów i analiz. Ten, kto umieścił go w Internecie wiedział doskonale, że zawarte w filmie sugestie (obrazy, dźwięk) trafią na niezwykle podatny grunt i staną się dla wielu podstawą do zbudowania tezy o zamachu oraz posłużą do formułowania teorii o dobijaniu rannych. Wiedział także, że osoby oglądające film skojarzą te sugestie ze zbrodnią katyńską, a dźwięki wystrzałów z praktyką sowieckich morderców strzelających Polakom w tył głowy. Szczególnym „walorem” filmu jest jego amatorska jakość, dzięki czemu każdy oglądający może na nim dostrzec to, co zechce zobaczyć i usłyszeć to, czego oczekuje. Wokół filmu wytworzono stosowną atmosferę, rozpowszechniając pogłoski o tragicznej śmierci prawdziwego autora oraz przedstawiając wypowiedzi osób przyznających się do nakręcenia obrazu. Zaangażowano w to rosyjskie i polskojęzyczne media, służby specjalne i prokuraturę.
Podstawowym dowodem na dezinformacyjny charakter tego przekazu jest jednak wiadomość - przeciek z ubiegłego tygodnia, z której dowiedzieliśmy się, że szef Agencji Wywiadu zawiadomił prokuraturę o sfałszowaniu notatki AW w sprawie katastrofy smoleńskiej. Notatka, to relacja z rozmowy, jaką 13 kwietnia miał przeprowadzić oficer AW z Andriejem Mendierejem – Rosjaninem, który nagrał słynny „film 1,24”. Autor miał potwierdzić, że „wyglądało to jak dobijanie rannych” zadeklarować gotowość złożenia szczegółowych zeznań i prosić o azyl w Polsce. Powodem złożenia zawiadomienia do prokuratury miał być fakt, iż  „wątpliwości co do autentyczności tego dokumentu nabrała sama Agencja Wywiadu”. Tymczasem Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski z „Gazety Polskiej” ujawnili, iż rzekoma notatka była od wielu miesięcy kolportowana w środowisku dziennikarskim, liczono więc, iż ktoś ją upubliczni i na jej podstawie będzie forsował wersję zdarzeń z „filmu Koli”. Wyjawienie, że notatka była fałszywa pozbawiłoby wówczas wiarygodności  pismo, które zdecydowało się na jej opublikowanie. Taki z pewnością był cel wyprodukowania dokumentu. Dlaczego zatem zmodyfikowano pierwotny zamiar i zdecydowano się na tego rodzaju „wrzutkę”, ujawniając fakt powiadomienia prokuratury?
Tu właśnie otwiera się obszar dezinformacji w stylu rosyjskim. Ten, kto postanowił o takim kroku wiedział, że osoby dające wiarę sugestiom zawartym w filmie traktują z rezerwą działania służb III RP, zinterpretują zatem tę grę jako próbę podważenia wiarygodności „filmu Koli” i uznają wiadomość o fałszywce za potwierdzenie autentyczności przekazu. Fakt, że dzieje się to tuż przed publikacją raportu MAK, a głos w sprawie zabrało dwóch byłych esbeków -  zwiększy jedynie pożądany efekt i jednocześnie rozszerzy możliwości wykorzystania dezinformacji na nowe strefy.
A zatem - sam przeciwnik zostaje zmuszony do stworzenia fałszywego obrazu i sam siebie ma wprowadzić w błąd, kierując się przewidywalnymi schematami myślenia. Dezinformację powierza się temu, kogo chce się oszukać, a działanie z zewnątrz ograniczone zostaje do początkowego impulsu (w tym wypadku filmu), nigdy nie dawanego bezpośrednio lecz zawsze poprzez źródła pośrednie, uwiarygodnione. Ryzyko demistyfikacji praktycznie nie istnieje, ponieważ zwolennicy tezy o dobijaniu rannych  trwają mocno w swoim przeświadczeniu, zaś każdy nowy element zostaje zinterpretowany według funkcjonującego już schematu.
Czemu służą tego rodzaju dezinformacje, nietrudno się domyśleć. W przypadku filmu „1,24” chodzi o wywołanie atmosfery grozy (są zdolni do wszystkiego), przeświadczenia, że ktoś przeżył katastrofę (buduje się kolejne hipotezy), utrwalenia przekazu o miejscu zdarzenia (sankcjonuje wersję rosyjską) oraz efektu budowy „teorii spiskowej”, którą (w odpowiednim momencie) będzie można obalić, wyśmiać i wskazać jako koronny dowód tworzenia maniakalnych wizji przez środowiska prawicowe.
Warto mieć świadomość, że dla Rosjan kreowanie kolejnych, a nawet najbardziej fantastycznych hipotez nie stanowi najmniejszego zagrożenia. Są wpisane w mechanizm dezinformacji i służą odwróceniu uwagi od kwestii rzeczywiście istotnych.  Im więcej tego rodzaju teorii się pojawia, im bardziej są nagłaśniane i komentowane, tym lepiej dla służb kierujących tym procesem. Groźna byłaby tylko jedna, prawdziwa hipoteza lub wiedza, prowadząca do poznania rzeczywistych okoliczności tragedii z 10 kwietnia. Wszystko inne pracuje na korzyść głównych kreatorów dezinformacji;  wywołuje szum informacyjny, ośmiesza „teorie spiskowe”, zniechęca osoby powściągliwe w ocenach, utrudnia dotarcie do najważniejszych wątków, przytłacza  rozmaitością szczegółów.  Działa niczym wirus atakujący system immunologiczny organizmu, by uodpornić go na działanie prawdy. Gdy zostanie ona odkryta – kto wówczas w nią uwierzy?
            Z całą pewnością, wielu ludzi przyjmujących przekazy inspirowane przez Rosjan, analizujących filmy, publikacje, zeznania świadków czy przecieki ze śledztw działa w dobrej wierze i ma szczerą intencję zmierzenia się z materią dezinformacji. Popełniają jednak kardynalny „grzech pychy” jeśli sądzą, że prawda o smoleńskiej tragedii znajduje się na wyciągnięcie dłoni i wystarczy sklecić kilka hipotez, by zburzyć cały gmach kłamstwa. Nie tylko nie doceniają przeciwnika, którym jest państwo traktujące dezinformację jako środek prowadzenia wojny, ale często stają się nieumyślnymi rezonatorami fałszerstw, blokując sobie i innym drogę do prawdy. Łatwość, z jaką przyjmuje się nawet najbardziej nieuprawnione i fantastyczne  teorie lub powtarza ewidentne brednie dowodzi, że jesteśmy podatni na dezinformację w stopniu wprost zatrważającym, a zatem całkowicie bezbronni wobec mistrzów kłamstwa.
Nie chodzi przy tym o całkowite zaniechanie analizy rosyjskiego przekazu lub pasywny stosunek do śledztwa smoleńskiego.  Kto ma dostateczną wiedzę specjalistyczną lub zdolności dedukcyjne nie powinien rezygnować. Nie można jednak podążać bezmyślnie za wszystkimi pojawiającymi się hipotezami i bez refleksji przyjmować każdą informację.
            Po drugiej stronie są ludzie, którzy „robią swoje” od dziesięcioleci, kalkulują każdy ruch, kontrolują najważniejsze media, mają na usługach rzesze ekspertów, naukowców, polityków czy blogerów. Wyprodukowanie dokumentu, stworzenie zdjęcia czy filmu, publikacja artykułu, przeciek z akt śledztwa i setki innych działań, nie stanowią dla nich żadnego problemu.
Czy jesteśmy zatem skazani na los bezwolnych ofiar dezinformacji? Z całą pewnością nie. Antidotum są działania podejmowane od kilku miesięcy przez parlamentarny zespół PiS ds. zbadania przyczyn katastrofy, zebranie dostępnej dokumentacji, ustalenie podstawowych faktów, zaangażowanie niezależnych ekspertów, próba powołania międzynarodowej komisji i zainteresowania sprawą opinii światowej. Takim antidotum na dezinformację jest wysiłek poznawczy skoncentrowany głównie na udziale polskich władz w przygotowaniach  prowadzących do pułapki smoleńskiej, ustalenie listy błędów i zaniechań, analiza dowodów dostępnych w Polsce (choćby zeznania rodzin ofiar) czy wreszcie wskazywanie przykładów manipulacji i dezinformacji. Pożądane jest także odrzucenie w całości przekazu polskojęzycznych ośrodków medialnych i skoncentrowanie na mediach szanujących prawdę i odbiorcę. Na tym obszarze istnieje możliwość złamania monopolu i realne zagrożenie dla środowisk zainteresowanych ukryciem prawdy. Świadczą o tym coraz bardziej nerwowe reakcje grupy rządzącej i obraz gier prowadzonych przez służby specjalne. 
Warto więc odrzucić utarte schematy myślenia i wykazywać rozwagę w ocenie zdarzeń, pamiętając, że  dewizą dezinformacji nie jest: „kłamcie, kłamcie,  zawsze coś z tego zostanie” lecz: „perorujcie, perorujcie, w końcu odpowiednio do tego postąpicie".


Artykuł opublikowany w nr.48/2010 Gazety Polskiej.

12 komentarzy:

  1. Pisze Pan, że:
    wszystkie dowody rzeczowe oraz materiały postępowania znajdują się w Rosji i jak dotąd nie podlegały niezależnej ocenie
    a w poniedziałek w Radio Maryja w "rozmowach niedokończonych" był Antoni Macierewicz i stwierdził, że w Polsce znajduje się oryginał tej czarnej skrzynki szybkiego odczytu, wykonanej przez ATM (lub jakoś podobnie), na którym jest dokładny opis tego, co się wydarzyło i tylko od woli politycznej zależy, czy zostanie on upubliczniony. A więc sprawa nie jest beznadziejna...
    Czy Pan wie coś na ten temat?
    Krystyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy film Koli zostal wyrezyserowany na cele dezinformacj jest w mojej ocenie mało prawdopodobne. Raczej jest on autentycznym dowodem, wokół którego wytwarza się cały gigantyczny mechanizm dezinformacji, aby podważyć jego autentyczność.

    Podobnym tematem jest IL 76, który asystowal w stylu wojskowym "wypadkowi". Fałszowanie czasu rozbicia TU 154 służyło ukryciu tego faktu, jak rownież miało na celu ukrycie wszystkiego, co miało miejsce przed uruchomieniem syren na lotnisku.

    Zadziwiajacym jest milczenie wszystkich obecnych tam osób przybyłych JAKiem. To jest wręcz niepojetne, ze nikt tego tematu nie drazy. Czyżby strach opanował tych ludzi? To chyba jest tematem samo w sobie.

    Podobny cel jest wyraźnie czytelny z faktu i metodyki publikacji WikiLeaks. Z komentarzy w licznych publikacjach bazujących na tych materiałach szpiegowskich można wyczytać kto ten cel zastraszenia wspiera i kto zaciera ręce z zadowolenia, że dano kopniaka dyplomacji USA.
     
    Chęć czerpania z tego korzyści pozwala określić, kto za tym może stać. Ilość materiałów oraz ich różnorodność wskazuje, że aby je zebrać trzeba było mieć bardzo rozbudowaną sieć szpiegowską. Kto taką siecią może dysponować?

    OdpowiedzUsuń
  3. Przykro mi , nie rozumiem.

    Film 1.24 otworzyl powodz analiz i utwierdzil nas w przekonaniu , ze mielismy do czynienia z zamachem a nie wypadkiem lotniczym (spowodowanym: mgla,ktora zniknela rownie szybko jak sie pojawila, mloda bieriozka, ktora uszkodzila poteznie zbudowany samolot, brakiem znajomosci ruskiego przez polska zaloge i 4-krotnym podchodzeniem do ladowania, jak utwierdzano POlactwo i swiat BEZ ZAZENOWANIA dla siermieznosci takiej argumentacji.

    Nie wiem czy Pan Aleksander widzial film 1.24 po obrobce cyfrowej obrazu i dzwieku - nie trzeba sie juz tak wiele domyslac.
    Obraz, sila rzeczy,mowi najwiecej- samolot ulegl rozerwaniu przy pomocy jakiegos ladunku wybuchowego; np.: prof. Dakowski, chyba wychodzac tylko z abstraktu praw fizyki, udowodnil , ze samolot nie mogl DACHOWAC, a skala zniszczenia nie mogla pojawic sie w wyniku upadku w locie slizgowym z wysokosci 20-30 m na podmokly teren.

    Pozostaja ciala OFIAR - jedyny bezposredni dowod "wypadku", jaki pozostal w naszych rekach. Nieslychana profanacja i skandal z ich identyfikacja, brak sekcji zwlok, niedopuszczenie strony polskiej do tych poczynan (lub celowe zaniechanie strony polskiej - trudno rozeznac wsrod klamstw minister zdrowia) , zalutowane trumny, szybkie pogrzeby, paniczne reakcje na wnioski Rodzin o ekshumacje - czy nie udowadniaja tego , co sugeruje film 1.24.

    Nawet jesli ow film NIE opowiada calej prawdy, a nawet sugeruje klamstwo ... jak on moze byc dalekie od PRAWDY?

    Moje odczucia sa inne - ten film nie sieje grozy, sieje gniew, swiety gniew.

    Ze stracislismy tak wspanialych ludzi , ze zgineli meczenska smiercia , ze ci oprawcy i ich pomagierzy, ktorzy krwawia nasz narod od wiekow osmielaja sie nas karmic tym samym typem klamstwa od po raz kolejny.

    Bez swietego gniewu wywolanego i PODTRZYMYWANEGO tym filmem nie mielibysmy pewnie zaangazowania niezliczonych osob , sledzacych machine dezinformacji i dezawuujacych jej mechanizm.

    Mam nadzieje, ze oprawcy a zwlaszcza ich szczury czuja nasz oddech na placach.

    Pozdrawiam,

    zoom

    OdpowiedzUsuń
  4. Przykro mi , nie rozumiem.

    Film 1.24 otworzyl powodz analiz i utwierdzil nas w przekonaniu , ze mielismy do czynienia z zamachem a nie wypadkiem lotniczym (spowodowanym: mgla,ktora zniknela rownie szybko jak sie pojawila, mloda bieriozka, ktora uszkodzila poteznie zbudowany samolot, brakiem znajomosci ruskiego przez polska zaloge i 4-krotnym podchodzeniem do ladowania, jak utwierdzano POlactwo i swiat BEZ ZAZENOWANIA dla siermieznosci takiej argumentacji.

    Nie wiem czy Pan Aleksander widzial film 1.24 po obrobce cyfrowej obrazu i dzwieku - nie trzeba sie juz tak wiele domyslac.
    Obraz, sila rzeczy,mowi najwiecej- samolot ulegl rozerwaniu przy pomocy jakiegos ladunku wybuchowego; np.: prof. Dakowski, chyba wychodzac tylko z abstraktu praw fizyki, udowodnil , ze samolot nie mogl DACHOWAC, a skala zniszczenia nie mogla pojawic sie w wyniku upadku w locie slizgowym z wysokosci 20-30 m na podmokly teren.

    Pozostaja ciala OFIAR - jedyny bezposredni dowod "wypadku", jaki pozostal w naszych rekach. Nieslychana profanacja i skandal z ich identyfikacja, brak sekcji zwlok, niedopuszczenie strony polskiej do tych poczynan (lub celowe zaniechanie strony polskiej - trudno rozeznac wsrod klamstw minister zdrowia) , zalutowane trumny, szybkie pogrzeby, paniczne reakcje na wnioski Rodzin o ekshumacje - czy nie udowadniaja tego , co sugeruje film 1.24.

    Nawet jesli ow film NIE opowiada calej prawdy, a nawet sugeruje klamstwo ... jak on moze byc dalekie od PRAWDY?

    Moje odczucia sa inne - ten film nie sieje grozy, sieje gniew, swiety gniew.

    Ze stracislismy tak wspanialych ludzi , ze zgineli meczenska smiercia , ze ci oprawcy i ich pomagierzy, ktorzy krwawia nasz narod od wiekow osmielaja sie nas karmic tym samym typem klamstwa od po raz kolejny.

    Bez swietego gniewu wywolanego i PODTRZYMYWANEGO tym filmem nie mielibysmy pewnie zaangazowania niezliczonych osob , sledzacych machine dezinformacji i dezawuujacych jej mechanizm.

    Mam nadzieje, ze oprawcy a zwlaszcza ich szczury czuja nasz oddech na placach.

    Pozdrawiam,

    zoom

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mnie cieszy wykład jakiego dokonał Aleksander na temat podstaw dezinformacji.Zrobił to znakomicie i treściwie, bo cóż można napisać w tak krótkim materiale,na temat tak ogromny,niczym sam obszar Sowieckiej Rosji nawet po utracie satelitów.Zobaczmy, ze nie mamy żadnego odważnego fachowca z tej dziedziny,który by w ciągu tych kilku miesięcy od zamachu smoleńskiego,pokusił się o wyłożenie teorii dezinformacji.Wychodzi na to ,ze wszyscy są jednak po tamtej stronie,lub wszyscy się boją .Nie oczekujcie ,ze Aleksander poda wam szczegóły,bo zrobiłby to dawno gdyby je znal.Myślę ,ze na dzień dzisiejszy bardzo ważna jest świadomość jaka zaistniała wśród Nas,do czego zdolny jest "Nasz Przyjaciel",nasz rzad,nasze siły zbrojne,siły bezpieczeństwa,służby kontrwywiadu,czy aparat sprawiedliwości.Tu mamy już chyba najjaśniejszą jasność,nie przesłonioną nawet najmniejszym cieniem pomroczności.Tego wszystkiego po prostu nie ma.Tzn.jest ale kontrolowane absolutnie przez Obcych.Jak zwykle w naszej historii potrzebne są ofiary.To się już dokonało i nic tego nie odwróci.Szczegółami będą oczywiście zajmować się najpierw miłośnicy przygód,potem patrioci,potem historycy,może specjaliści jak strach im odleci.
    Widzimy gdzie jesteśmy,popatrzmy co zrobiliśmy,a mogliśmy więcej.Mamy za nami wybory prezydenckie i samorządowe,wkrótce parlamentarne.Czy stworzyliśmy sobie jako społeczeństwo fundament pod budowę gmachu prawdy,którą chcemy poznać?Nawet nie potrafimy skutecznie ogrodzić terenu pod jego budowę i każdy może nam włazić czy tego chcemy czy nie.Droga do poznania prawdy o zamachu smoleńskim jest daleka jak stad do cieśniny Beringa i równie trudna.Nie znaczy bynajmniej ,ze należy jej zaniechać.Trzeba wykonać wiele,aby to było możliwe.Musimy zabiegać o wszelką pomoc nawet z zewnątrz,pamiętając jednak,ze polityka kieruje się własnymi interesami.Tu również musimy być świadomi trudności.Nikt nam tego rządu i tego całego systemu nie uprzątnie,a oni nie odejdą dobrowolnie .To musimy zrobić sami.Narzędzia są proste i dostępne.To jest nasz wybór.Albo godzimy się albo nie.Jestem przekonany ,ze tych 96 osób jakie stanęły na drodze imperium,to dopiero początek.Gra idzie o wielka stawkę.W Katyniu zaczęli od kilkunastu tysięcy,potem poszły setki tysięcy na Sybir,licznik kręcił się jeszcze długo po wojnie.
    Aleksander proponuje nam na początek -zrozumcie filozofie i metody przeciwnika.Ja dodam-wyciągnijcie wnioski,uświadomcie otoczenie swoje,najbliższych,a reszta będzie łatwiejsza.
    Rodak z Kanady

    OdpowiedzUsuń
  6. W jednym aspekcie mam wątpliwości. Z przedstawionego materiału można wyciągnąć wniosek o doskonałości funkcjonowania systemu zbudowanego przez "siłownikow" w FR. Ten obraz trzeba skorygować.

    Jak w każdej organizacji bazujacej na przemocy, panuje tam ruski bardak. Tak wiec cały system dezinformacji służy do ukrycia tego chaotycznego stanu. Jest ten wściekły bałagan szansa na pokonanie go przy pomocy prawdy. Własnie prawdy boja się oni, jak diabeł swieconej wody. Ukryciu i zafalszowaniu prawdy służy dezinformacja.

    Przez ruski bardak wychodzą, jak szydło z worka błędy w reżyserii i w wykonaniu tego tragicznego spektaklu. Film Koli, to tylko przykład. Pytanie, dlaczego TU 154 z sp. Prezydentami i Generalicja podchodził do ładowania od strony odwrotnej niż trzy dni wcześniej pachnące samoloty z Putinem i ten z Tuskiem? Kiedy odleciał IL76 i po co latał nad lotniskiem czekając na samolot z Polski pozorujac próby ładowania? Dlaczego zakazano otwarcia trumien ofiar przed pochowkiem i jak jest podstawa prawna do takiego zakazu? Dlaczego zakazano swiadkom mowic w mediach o przebiegu zdazenia? Takich pytań są tysiące i żadna dezinformacja ich nie wykaże?

    OdpowiedzUsuń
  7. Od samego początku zastanawia mnie postać pana Sławomira Wiśniewskiego, przedstawianego w jednym z sowieckich materiałów jako Śliwiński.

    Obserwując jego "mowę ciała" w nagraniach z pierwszych momentów po katastrofie, kiedy opowiadał w wyraźnym wielkim wzburzeniu o tym co widział, odnosi się wrażenie autentyczności.
    Późniejszy wywiad przeprowadzony przez niejakiego Klarenbacha Adriana (Gość portalu: Mario napisał(a): Teraz Klarenbach - a do konca liceum nazywal sie Adrian Ptak! No i zaczynal w polsacie przy disco polo - juz nie pamietacie? ;-)) mocno łagodził i fałszował opowieść Wiśniewskiego. Sądzę, że tutaj jest pewien klucz...

    OdpowiedzUsuń
  8. W świetle zawartego w artykule ogólnego opisu metod dezinformacji popartego przykładem sensacyjnego w swym przekazie filmu, należałoby zastanowić się w pierwszej kolejności, jakie treści nie pełnią dzisiaj funkcji dezinformującej. Z przedstawionego obrazu wynika, że wpływ manipulacji na ludzką świadomość jest powszechny i każde polityczne środowisko oraz narzędzie masowego przekazu znajduje się w pewnym stopniu pod jej wpływem. Zastanawiam się w takim wypadku jak postrzegać działalność owego "antidotum" w postaci parlamentarnego zespołu PiS ds. zbadania przyczyn katastrofy. Możliwe, że w obecnych warunkach nie dysponujemy innym narzędziem dochodzenia niż powyższe. Z drugiej jednak strony w jaki sposób interpretować należy decyzję A. Macierewicza o włączeniu Andrieja Illarionowa, byłego doradcy prezydenta Putina, w skład zespołu badającego katastrofę smoleńską. W przeszłości niejeden dysydent i opozycjonista z ZSRR/Rosji okazywał się przekaźnikiem dezinformującym Zachód na temat metod i celów polityki Moskwy. Można oczywiście wierzyć w "nawrócenie" współpracownika prezydenta Rosji, można ufać politykom z zespołu parlamentarnego PiS, ich kompetencjom w doborze środków i doświadczeniu w pracy kontrwywiadowczej. Ale mimo największego przekonania w szczerość ich działań, nie sposób zatrzeć poczucia pewnego niesmaku i wątpliwości co do intencji i przyszłego wyniku tej pracy. Może na poszukiwanie prawdy należałoby udać się nieco dalej, nawet poza dzisiejszą coraz bardziej sparaliżowaną i niezdolną do działania opozycję polityczną.

    Pozdrawiam,

    Krzysztof

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Krzysztof,

    A Twoja konkluzja sprowadza sie do...? "Gore, wszystko jest chaosem!?"

    Komisja parlamentarna d/s katastrofy smolenskiej nie tylko jest emanacja nalepszych tradycji parlamentaryzmu polskiego, ale pod merytorycznie konsekwentnym i sprawnym przewodnictwem Macierewicza - wbrew otwartej obstrukcji rzadu i prokuratury - wykonuje konstytucyjne obowiazki nadzoru administracji przy wyjasnianiu najwiekszej tragedii , jaka po II wojnie swiatowej dotknela Polske.
    Tytaniczna zaiste robota.
    Acha, i wykonywana glownie przez przedstawicieli opozycji, ktora, od czasu likwidacji polskich elit po Smolenskiem, odpiera nieustajacy baraz ze strony rzadu, dyspozycyjnych mediow, agentury na roznych szczeblach zycia publicznego, ostatnio - zamachowcow politycznych(lodzka masakra i "manewr kluzikowcow").

    Musze sie zgodzic z Twoja ocena dotyczaca jej (opozycji) niezdolnosci do dzialania , ale wylacznie w kontekscie nonszalancji w ustalaniu wynikow wyborow, ktore poraz kolejny budza powazne watpliwosci , co w panstwie o niefasadowej demokracji bylyby wyjasnianie i roztrzygane prawnie.

    Co do prof.Illarionowa (Cato Institute), juz w pierwszych dniach po zamachu w wystapieniach publicznych wskazywal na zastanawiajacy framwork zdarzenia, w tym dezinformacje ze strony sluzb specjalnych Rosji. Podjecie przez niego wspolpracy z zespolem parlamentarnym podkresla sukces Macierewicza w umiedzynaradawianiu sprawy Zamachu Smolenskiego, na skutek zmiany ukladu sil w Waszyngtonie, ktora dopelni sie prawdopodobnie w po wyborach prezydenckich 2012r.

    Niewiele rzeczy krzepi dzis w Polsce jak powyzsze.

    zoom

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeśli faktycznie tylko tyle wystarczy, aby nas pokrzepić, to rzeczywistość przedstawia się przykro. Nie chcę jednak niczyjej "tytanicznej" pracy podważać. Nawiązuję natomiast do interesującego tekstu pana Ściosa, który zainspirował mnie do zadania wspomnianych pytań. Myślę, że taka była również po części intencja tego artykułu. Bardzo dobrze, że działa komisja parlamentarna w sprawie katastrofy smoleńskiej. Moje wątpliwości budzi jednak efektywność pracy opartej na ciągłym i dość nieudolnym odpieraniu krytyki ze strony rządu przy jednoczesnym posługiwaniu się ryzykownymi instrumentami służącymi umiędzynarodowieniu dochodzenia. Nie znam osobiście członków komisji i trudno mi ocenić ich wiarygodność oraz zamiary. Zadaję więc pytania. Nawet jeśli w tym gąszczu wszystko jest chaosem, to jest on także pewnym porządkiem, ponieważ chaos potrafimy nazwać i po części zdefiniować.

    Pozdrawiam,

    Krzysztof

    OdpowiedzUsuń
  11. W FIRMIE "BOGUSŁAWSKI I WSPÓLNICY" UKRYŁ SIĘ BYŁY SZEF BEZPIECZEŃSTWA WSI PŁK JAN OCZKOWSKI. PROWADZI TĄ FIRMĘ Z JEDNYM Z NAJBLIŻSZYCH WSPÓŁPRACOWNIKÓW GEN. JARUZELSKIEGO - PŁK KUMOSIEM. TO SĄ DANE OGÓLNIE DOSTĘPNE W INTERNECIE!!! JAK W TYM KRAJU MA BYĆ DOBRZE, SKORO OFICEROWIE WSI WCIĄŻ KRĘCĄ LODY ALGIDA. PONOĆ BOGUSŁAWSKI TO REPATRIANT Z KAZACHSTANU, KTÓRY WRÓCIŁ DO POLSKI PO 1990 R. COŚ TU ZA BARDZO ŚMIERDZI PUTINEM...........

    http://www.zumi.pl/1983114,Boguslawski_i_Wspolnicy._Sp._z_o.o.,Warszawa,firma.html

    http://www.ktokogo.pl/Jan_Oczkowski

    OdpowiedzUsuń
  12. W FIRMIE "BOGUSŁAWSKI I WSPÓLNICY" UKRYŁ SIĘ BYŁY SZEF BEZPIECZEŃSTWA WSI PŁK JAN OCZKOWSKI. PROWADZI TĄ FIRMĘ Z JEDNYM Z NAJBLIŻSZYCH WSPÓŁPRACOWNIKÓW GEN. JARUZELSKIEGO - PŁK KUMOSIEM. TO SĄ DANE OGÓLNIE DOSTĘPNE W INTERNECIE!!! JAK W TYM KRAJU MA BYĆ DOBRZE, SKORO OFICEROWIE WSI WCIĄŻ KRĘCĄ LODY ALGIDA. PONOĆ BOGUSŁAWSKI TO REPATRIANT Z KAZACHSTANU, KTÓRY WRÓCIŁ DO POLSKI PO 1990 R. COŚ TU ZA BARDZO ŚMIERDZI PUTINEM...........

    http://www.zumi.pl/1983114,Boguslawski_i_Wspolnicy._Sp._z_o.o.,Warszawa,firma.html

    http://www.ktokogo.pl/Jan_Oczkowski

    OdpowiedzUsuń