Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

wtorek, 23 listopada 2010

NA KRAWĘDZI NATO

Wydaje się, że największą troską Bronisława Komorowskiego w trakcie szczytu NATO w Lizbonie była kwestia „zbliżenia” Rosja-NATO. „Polska w pełni popiera szukanie sposobu na współpracę z Rosją, to jest w interesie sojuszu jako całości i w interesie Polski. Współpraca polsko-rosyjska będzie elementem ułatwiającym lub nawet warunkującym współpracę NATO-Rosja, bo my jesteśmy w sojuszu, Rosja nie” – orzekł Komorowski.
Tylko w tym kontekście zrozumiała staje się opinia wyrażona przez Komorowskiego, iż szczyt sojuszu był "wyjątkowo udany i dobrze przeprowadzony oraz zaowocował przyjęciem dokumentu absolutnie po myśli Polski". Który dokument miał Komorowski na myśli - nie wiadomo.
Wśród oficjalnych dokumentów opublikowanych na stronie NATO, a w szczególności w „Deklaracji Szczytu w Lizbonie” nie znalazłem żadnego, który uprawniałby do twierdzenia, iż Polska „uzyskała większe gwarancje bezpieczeństwa”, jak stwierdził dziś Donald Tusk. W „Deklaracji” próżno poszukiwać zapisu (o którym informują niektóre polskojęzyczne media) o szczególnym podkreśleniu znaczenia art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, który mówi o obronie terytorialnej i solidarności sojuszników na wypadek ataku.
W czym zatem grupa rządząca upatruje polskie gwarancje bezpieczeństwa?
Nie sądzę, by Komorowski mówiąc o „wyjątkowo udanym” szczycie miał na myśli zapis punktu 21 „Deklaracji”, w którym stwierdza się m.in. : „W 2008 podczas szczytu w Bukareszcie zgodziliśmy się, że Gruzja stanie się członkiem NATO i potwierdzamy wszystkie elementy tej decyzji, jak również późniejsze decyzje. [...]Potwierdzamy nasze stałe poparcie dla integralności terytorialnej i suwerenności Gruzji w jej obecnych, uznanych przez społeczność międzynarodową granicach. Zachęcamy wszystkich uczestników rozmów w Genewie do odegrania konstruktywnej roli, jak również do kontynuowania ścisłej współpracy z OBWE, ONZ i UE. Nadal wzywamy Rosję do zaprzestania uznania Osetii Południowej i Abchazji - regionów Gruzji za niepodległe państwa. [...] wzywamy Rosję do wypełnienia zobowiązań w stosunku do Gruzji, ustalonych za pośrednictwem Unii Europejskiej w dniu 12 sierpnia i 08 września 2008 roku.
Zwracam uwagę na ten ważne stwierdzenia zawarte w „Deklaracji”, ponieważ nie sposób dowiedzieć się o nich z mediów III RP. Warte są podkreślenia również dlatego, że świadczą o zwycięstwie racjonalnej i zgodnej z polskimi interesami polityce Prezydenta Lecha Kaczyńskiego – głównego inicjatora ustaleń w sprawie Gruzji, podczas szczytu z roku 2008.
Z wypowiedzi Bronisława Komorowskiego, opublikowanych na stronie prezydenckiej jasno wynika, że podstawową korzyścią osiągnięto podczas lizbońskiego szczytu ma być zapowiedź współpracy Rosja-NATO. „Sesja Rady NATO-Rosja, z udziałem rosyjskiego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, otworzyła nowe perspektywy współpracy, mimo że obie strony dzielą niektóre aspekty polityki międzynarodowej. Ujawniły się różne wrażliwości, ale dominował ton szukania możliwości pogłębionej współpracy” – perorował Komorowski. „Sojusz podkreślił chęć budowy systemu, który byłby w stanie współpracować z systemem rosyjskim. Ze strony rosyjskiej padły słowa, które świadczą o pełnym zrozumieniu dla takiego rozwiązania. Ze strony prezydenta Miedwiediewa została złożona bardzo ważna deklaracja, że Rosja zaakceptuje głębokość tej współpracy w zależności od propozycji sojuszu” – dodawał.
Nie sposób pozbyć się wrażenia, że wyłącznie ta kwestia zaprząta uwagę Komorowskiego, tym bardziej, że peany na cześć Miedwiediewa przeplatają się z zapewnieniami o  „sukcesie całego sojuszu i Polski”. Na czym polegają te sukcesy – nie sposób jednak dociec. Można przypuszczać, że „zbliżenie” NATO-Rosja stanowi podstawową wartość, w której obecna władza upatruje korzyści ze szczytu. W tym przekonaniu utwierdza mnie szczególnie jedna z wypowiedzi Komorowskiego. W tekście „Prezydent zapowiada "serię dużych wydarzeń w polityce" zamieszczonym na stronie prezydenckiej możemy przeczytać:
„Jak mówił (Komorowski), Polsce w sposób szczególny zależało na tym, aby sojusz nie zamieniał się w organizację bezpieczeństwa na całym świecie, ale aby utrzymał spoistość w sprawach podstawowych, czyli w sprawach zdolności do obrony terytorium krajów członkowskich.
My jesteśmy krajem na krawędzi systemu natowskiego i w sposób szczególny musimy o to zabiegać - dodał Bronisław Komorowski. Jego zdaniem, nie ma żadnej sprzeczności między dbałością o zwartość i sprawność sojuszu obronnego a otwarciem na zewnątrz i szukaniem partnerskich rozwiązań także z krajami spoza sojuszu.”
W sposób wprost zadziwiający koncepcja Komorowskiego jest w pełni zgodna z projektem tzw. "sektorowej obrony przeciwrakietowej" przedstawionym przez Dmitrija Miedwiediewa podczas sobotniego posiedzenia Rady NATO-Rosja w Lizbonie.
Zakłada ona roztoczenie przez Federację Rosyjską „parasola antyrakietowego” nad Europą. Relacjonujący tę koncepcję dziennik "Kommiersant" twierdzi, iż Miedwiediew zaproponował NATO zbudowanie takiego wspólnego systemu obrony przeciwrakietowej, w którym Rosja będzie chronić Europę przed ewentualnym zagrożeniem rakietowym w zamian za analogiczne zobowiązanie Zachodu.
"W wypadku powodzenia projekt ten stanie się pierwszym w historii przykładem realnej integracji potencjałów militarnych dwóch niegdyś wrogo nastawionych do siebie stron" - podkreśla gazeta. "Inicjatywę Miedwiediewa krótko można przedstawić w sposób następujący: Moskwa gotowa jest zestrzeliwać wszystko, co leci w kierunku Europy przez nasze terytorium lub nasz sektor odpowiedzialności. Słowem - bronić kraje Europy, leżące na zachód od Rosji" - cytuje "Kommiersant" nie wymienionego z nazwiska wysokiego rangą dyplomatę rosyjskiego.
Określenie „nasz sektor odpowiedzialności” wydaje się kluczowe do zrozumienia rosyjskiego projektu i zgodne z  „otwarciem na zewnątrz” o którym mówił Komorowski. Podział zaproponowany przez Rosję odpowiada również twierdzeniu, iż „Polsce w sposób szczególny zależało na tym, aby sojusz nie zamieniał się w organizację bezpieczeństwa na całym świecie”.
Jeszcze wyraźniej pomysł rosyjski przedstawił Paweł Zołotariow - wicedyrektor Instytutu Stanów Zjednoczonych i Kanady Rosyjskiej Akademii Nauk na oficjalnej stronie „Głosu Rosji”.
Chodzi o to, - orzekł Zołotariow - że każde państwo bądź przymierze posiada własne środki obrony przeciwrakietowej, czyli może odpowiadać za obronę określonej części przestrzeni powietrznej. Jeśli mówimy o torach rakiet balistycznych dalekiego zasięgu, to mamy na myśli przestrzeń kosmiczną, poprzez którą mogą przemieszczać się głowice bojowe. Czyli każdy ponosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo na własnym terenie. Jest to chyba jedyny logiczny wariant, gdyż inne państwo, przypuśćmy Stany Zjednoczone, nie może ponosić odpowiedzialności za przestrzeń powietrzną nad Rosją, czyli zestrzelać w rosyjskiej przestrzeni powietrznej rakiet, których szczątki spadną na nasz teren. Musimy robić to sami. Natomiast współpraca będzie polegać właśnie na osiąganiu porozumień w sprawie organizacji wspólnych działań.” (podkr.moje)
Ponieważ Miedwiediew zapewnia, że „Rosja gotowa jest do udziału w projekcie wyłącznie na zasadzie równoprawnego partnerstwa” nie ma najmniejszych wątpliwości, że pod pretekstem budowy systemu obrony przeciwrakietowej chodzi w istocie o podział wpływów i „sektorów odpowiedzialności”, w taki sposób, by państwa postsowieckie znalazły się ponownie w orbicie rosyjskiego  „parasola antyrakietowego”. Nietrudno też zrozumieć, że rosyjski projekt prowadzi de facto do rozbicia integralności sojuszu północnoatlantyckiego i powrotu do podziału Europy na strefy wpływów politycznych i militarnych.
W związku z ostatnimi wypowiedziami Bronisława Komorowskiego, zastanawiam się – czy ktoś ośmieli się zadać pytanie: jaką rolę obecny prezydent przewiduje dla „kraju na krawędzi systemu natowskiego” ?




2 komentarze:

  1. Prezydent wręcz zaczyna już jechać otwartym tekstem;źle to w sumie wygląda dla Sojuszu jako takiego.Mieć takiego kreta w swoim towarzystwie to zaiste nic dobrego.Nie pierwszy a wiec i nie ostatni raz zachód lezie w objęcia ruskiego niedźwiedzia.Świadczy to jedynie jak głęboko i daleko sięgają ich wpływy w struktury rządowe krajów wydawałoby się niezależnych.Agentura odbudowywana jest w sposób ciągły i na bieżąco. Dobrze to dla nas nie rokuje. Społeczeństwo zdaje się nie do końca rozumie zagrożenie.Brak dociekliwych i wytrwałych dziennikarzy,by przepytać takiego w sumie cieniutkiego Prezia na okoliczność zdarzenia.Gdyby to był Prezydent Kaczyński -to cho,cho-daliby mu popalić.Kolejne wybory choć wyniki trochę lepsze-pokazują ,ze jeszcze daleko do pełnej solidarności.Obyśmy nie obudzili się pewnego poranka z zablokowanym internetem i czerwoną zarazą na ulicach.Granica za którą nie należało wychodzić została chyba przekroczona,ta rzekoma krawędź jest już de facto po drugiej stronie Bugu.Pewnie znów oddadzą Polskę niepokorną na wychowanie Rosji,a pozostali dostana robotę u Niemca.
    Rodak z Kanady

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaruzelski dokooptowany do BBN - są razem: Miller (Leszek), Oleksy, Kwaśniewski i wreszcie ON.
    Brakuje Kiszczaka, ale anonimowe źródło donosi,że działa tajnie, wspólnie i ciężko (w bunkrze dowodzenia strategicznego) opracowując wytyczne do stanu wojennego. Jawna część BBN omawia WPR..(co to takiego? he..he..)
    Afisze drukują się! Gdzie? Wiadomo...
    Lista intern. - gotowa!

    OdpowiedzUsuń