Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

wtorek, 11 maja 2010

KTO ZADA PYTANIA?

Osobliwą kategorią ludzi, są polscy dziennikarze. Powszechne wśród nich zdaje się być przekonanie o posiadaniu szczególnej wiedzy i zrozumienia mechanizmów rządzących polskimi sprawami. Można się nawet zastanawiać; dlaczego ludzie mieniący się elitą i „czwartą władzą” ulegają tak zdumiewającemu przesądowi, jakoby z uwagi na pracę w firmie medialnej posiedli dar oceniania rzeczywistości i formułowania nieomylnych sądów? Skąd bierze się to odczucie o własnej wyjątkowości i zdolnościach?  
Nie wiadomo -  czy miałyby one pochodzić z bliskości źródeł władzy, ilości otrzymywanych informacji, czy może być wartością nadaną, poprzez sam fakt grupowej przynależności.
Jeszcze bardziej zdumiewające, (choć wynikające z pierwszego zabobonu) jest przeświadczenie, że  szczytem oczekiwań społeczeństwa jest czytanie lub wysłuchiwanie tego, co dany dziennikarz ma nam do powiedzenia, w formie osobistych ocen, analiz czy opinii. Jeśli nawet, są wśród nich tacy, których głosu warto wysłuchać, to przecież cecha ta nie jest bynajmniej powszechną i dotyczy zaledwie wyjątków. Większość „osobistych przemyśleń” dziennikarzy to zbiory banalnych, powierzchownych myśli, nacechowanych zwykle mnóstwem kompleksów, obaw lub demagogicznych naleciałości. 
Czytanie o tym, co pracownik gazety ma do powiedzenia na temat przemówienia polityka, zgłębianie ocen „tła” i „okoliczności” w jakich przemówienie nagrano, czy wysłuchiwanie opinii „co należy myśleć” o słowach tego polityka, nie jest -  jak sądzę - szczytem marzeń i oczekiwań Polaków wobec dziennikarzy. Podobnie – jak wysłuchiwanie miałkich wykładów o potrzebie „debaty publicznej” , „pokonywaniu podziałów”, czy poprawnej egzegezy  konkretnych decyzji politycznych.
Dawid McQuaid, szef warszawskiego biura agencji Dow Jones Newswires, powiedział kiedyś, że najpoważniejszym grzechem polskich dziennikarzy, jest dążenie do sprawowania rządu dusz. To naturalna pokusa. Mieć władzę większą od polityków, móc narzucać innym własny sposób widzenia, zasłaniać lub odkrywać rzeczywistość, kreować fakty, tworzyć problemy, niszczyć byty lub powoływać je do życia. A skoro dziennikarstwo daje władzę, warto w III RP być dziennikarzem i we władzy tej uczestniczyć. Tym bardziej, gdy „stan czwarty” jest pełen przywilejów niedostępnych innym „stanom”, bo otrzymuje za darmo, ex definitione to, na co inne „stany” muszą dopiero zasłużyć - zaufanie społeczne.
Chciałoby się powiedzieć, że wszystko to już było. Przed wielu laty członek partii komunistycznej Jerzy Surdykowski, napisał w „Tygodniku Powszechnym": „W komunizmie dziennikarz-publicysta miał być lepiej wiedzącym i dalej widzącym „ojcem narodu", wieść go jak pasterz ku jedynie słusznej przyszłości.” Nie wiem, jak mocna jest ta sama pokusa wśród dzisiejszych dziennikarzy, ale niepodobna nie dostrzec podobieństw. Są przecież i tacy, którzy wykorzystują swój zawód, by „uprawiać politykę” -  a w ramach tej misji próbują manipulować odbiorcą w interesie partii, grupy interesu, czy idei.  Czym wówczas różnią się od poprzedników z czasu PRL-u, których zadaniem było służenie władzy, przeciwko własnemu społeczeństwu? Może też z tej, „historycznej zaszłości” bierze się przeświadczenie o wyjątkowym charakterze dziennikarskich ocen i sądów, a wiara w zdolności „demiurga” zastępuje zdolność do samooceny.
Nie ma, chyba istotnej różnicy pomiędzy dziennikarzem służącym decydentom lub grupie interesów, a politykiem. Prócz jednej – ten pierwszy korzysta z nienależnego mu zaufania publicznego, posługując się zawodem dziennikarskim, jak oszust fałszywym dokumentem, utwierdzając odbiorcę w przekonaniu o dziennikarskiej niezależności i rzetelności.
Być może, wyrażam tylko własne przekonanie, ale sądzę, że większość dziennikarzy nie zrozumiała jeszcze, że po 10 kwietnia Polska jest innym krajem, a Polacy innym społeczeństwem. Myślę, że już wkrótce ta „inność” powinna wyrazić się w odrzuceniu dziennikarskich zabobonów i powrocie do prostych, elementarnych zasad regulujących relacje dziennikarz – odbiorca. Można to nazwać postulatem prawdy – wartości deficytowej w polskim dziennikarstwie. Stanowi on, że pierwszym zadaniem dziennikarza jest przedstawianie rzeczywistości, a nie jej kreowanie i ocenianie. O tym, jak trudny to postulat mogliśmy się przekonać podczas tygodnia żałoby narodowej, gdy spod gruzów medialnych kłamstw, oszczerstw i manipulacji wydobyto na chwilę prawdziwe oblicze Prezydenta Kaczyńskiego i wielu innych postaci, które zginęły w katastrofie smoleńskiej.  Był to może jedyny tydzień w 20 leciu III RP, gdy mogliśmy powiedzieć, że media nie kłamią. A przecież nie uczyniły nic niezwykłego, bo pokazały jedynie rzeczywistość taką, jaka istnieje i pozwoliły milionom Polaków dostrzec prawdziwy obraz.
Wielu dziennikarzy, zamiast tłumaczyć nam „jak należy widzieć”, potrafiło pokazać to tylko, „co widać”, pozostawiając oceny społeczeństwu.  Te bowiem zawsze powinny należeć do odbiorcy, który na podstawie dostarczonych mu rzetelnych informacji, może podjąć decyzję, sformułować pogląd, dokonać krytycznej analizy. Byle tylko, otrzymał obiektywny przekaz i prawdziwą informację. Późniejsze wydarzenia - w tym haniebna reakcja na film „Solidarni 2010” czy fałszerstwa związane z wywiadem Miedwiediewa – stanowiły powrót do optyki „jak należy widzieć” i były wyrazem niebywałej pogardy wobec inteligencji i uczuć Polaków.
Tymczasem, czeka nas okres, gdy postulat dziennikarskiej prawdy, rozumianej jako przekaz informacji, staje się wręcz nieodzowny, a od nas tylko zależy – czy i jak potrafimy ten obowiązek wyegzekwować. Jeśli dziennikarze nie zechcą stanąć po stronie społeczeństwa, ogromna większość Polaków zostanie skazana na przypadkowy i bezrozumny wybór przyszłego prezydenta. W tej chwili bowiem nie obowiązuje w Polsce podstawowy wymóg demokracji, polegający na prawie wyborców do posiadania pełnej i rzetelnej wiedzy na temat osób kandydujących w wyborach powszechnych. Nie obowiązuje zasada, zgodnie z którą obywatele mają prawo znać przeszłość osoby, pretendującej do najwyższego stanowiska w państwie. Mają prawo wiedzieć; kim jest człowiek, któremu powierzają los państwa, co robił w przeszłości, jakie posiada predyspozycje, poglądy i zamiary. Mają prawo znać dokładny życiorys kandydata, sięgający wielu lat wstecz; efekty jego pracy na zajmowanych stanowiskach, zakres i konsekwencje podejmowanych decyzji. Mają prawo wiedzieć, kim są ludzie z jego otoczenia, jakie wartości reprezentują, z jakich środowisk się wywodzą. Wszystko – co dotyczy osoby kandydującej na najwyższe stanowisko w państwie, ma prawo być przedmiotem zainteresowania społeczeństwa i podlegać rzeczowej i dogłębnej ocenie.
Reguły demokracji, nakładają natomiast na polityka obowiązek wyjaśnienia spraw - szczególnie tych najbardziej kontrowersyjnych i trudnych. Nam zaś, udzielają trwałego prawa do zadawania pytań i oczekiwania wyczerpujących odpowiedzi. Ma to gwarantować poczucie bezpieczeństwa i równie ważne prawo do dokonania wolnego, nie obarczonego błędem wyboru.
Wiemy, że te reguły są dziś zbiorem niespełnionych życzeń, a przeszłość kandydata Platformy stanowi depozyt „tajnej wiedzy”, dostępnej dla niewielkiej grupy osób. Zdecydowana większość Polaków nie posiada nawet podstawowych informacji o działaniach i  intencjach Bronisława Komorowskiego, a oficjalny przekaz na temat tego kandydata obarczony jest wieloletnią  dezinformacją i gigantyczną manipulacją.
Istnieją zatem dziesiątki pytań, jakie należy zadać temu człowiekowi, domagając się wyjaśnień i wyczerpujących odpowiedzi. Są dziesiątki okoliczności, dotyczące życiorysu kandydata, które powinny być wyjaśnione podczas kampanii. Są kluczowe pytania, za którymi kryją się ogromne afery, ludzkie nieszczęścia, i niezbadane dotąd tragedie.
Choć do obowiązków dziennikarzy należy opisywanie rzeczywistości, żaden  dumny przedstawiciel „czwartej władzy” nie miał dość odwagi, by zadać te pytania. W imieniu oszukiwanych i manipulowanych. Zamiast wypełnienia obowiązku, otrzymujemy „analizy” i refleksje na temat kandydatów. Zamiast odpowiedzi kandydata, dostajemy dawkę ogłupiającego bełkotu, który nie może przynieść żadnej, racjonalnej wiedzy.
Jeśli dziennikarze nie zdobędą się na „tydzień prawdy” i odwagę tak prostą, by stanąć po stronie  społeczeństwa –  wybory prezydenckie będą tylko ponurą farsą z demokracji i kpiną z praw obywatelskich. Obawiam się, że takiej pogardy i nadużycia społecznego zaufania, Polacy nigdy nie zapomną.

12 komentarzy:

  1. Panie Aleksandrze co Pan sądzi o wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego do "przyjaciół Moskali"? Mam mieszane uczucia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto czytać!
    Jak zwykle,przenoszę tekst do worda i drukuję dla moich wnuczek i wielu znajomych, z nadzieją,że to coś da. Ja bardzo dziekuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. "w tym haniebna reakcja na film „Solidarni 2010” czy fałszerstwa związane z wywiadem Miedwiediewa"

    Nie wiem o co chodzi z wywiadem Miedwiediewa? Mozna prosic o cos wiecej (jakis link albo co)?

    Smutny

    OdpowiedzUsuń
  4. @Anonimowy z 11 maja 2010 00:37
    Ja odbieram wystąpienie bardzo, bardzo dobrze.
    To co powiedział w Moskwie Komorowski, to on po rusku POGIB za te wspominki moskiewskiej bytności sprzed 400 lat. Miedwiedziew i Pupin tego mu nie zapomną i nie wybaczą.
    Proszę zobaczyć jak zaczęła po nim skowytać i wyć cmentarna biznesowa ferajna. Aułałłau !!!
    Pan Jarosław Kaczyński zwracał się do Rosjan, zwykłych ludzi, a nie do uzbrojonych mundurowanych lub cywilnych Moskali.Do zwykły Rosjan, zwykłych zjadaczy chleba walczących codziennie o przeżycie.
    Jak dotychczas z tymi na służbie nie może być jakiejkolwiek dyskusji, tak jak z bandytą, który nas napadł w naszym domu, bo ich mentalność nie uległa zasadniczym przemianom i należy ich się nadal bac.
    Każą im strzelać w potylicę z nagana, to oni to zrobią tak samo jak dawniej bywało bez ponaglania i zbędnej zwłoki.
    Siłą spokoju należy rozegrać tą partię, a nie odszczekiwaniem się i ujadaniem. Bądźmy karawaną gdy oni szczekają na karawany żałobne. Bądźmy Orłem, który w gówno nie włazi, tak jak czynią to wrony i byle pticy.
    Teraz to PO zaczęło szczekać i ujadać za oddalającą się od nich bardzo szybko tempie karawaną, bo nawet nie zauważyli tego, że sami z siebie zrobili pustynne hieny przyznając się publicznie do swojej hipokryzji i obłudy w dniach żałoby narodowej.
    Niech więc wyją i ujadają, a my róbmy swoje nie bacząc na tych łotrów już wysłanych przez Naród do szambobrei, w której od dawna powinno być ich wszystkich miejsce.
    Pozdrawiam serdecznie.
    PS
    Ja za pianino, za nuty Poloneza, za dzbanuszek na ruski czaj nie z samowara oddam głos z całą rodziną na Jarosława Kaczyńskiego, chociaż nikt z nas nie należy do PiS.


    @Hanna
    Ma Pani rację, bo przecież czytanie nie boli i dla mózgu nie zaszkodzi.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Panie Aleksandrze
    Te kanalie z pseudo i łżę elit tak jak nie odgryźli swoich ozorów(Tomasz "Rudy" Lis z ozorem) nigdy nie zadadzą takich pytań, o których Pan tu słusznie pisze.
    Szybciej ponownie zjedzą to co wcześniej było już zjedzone, przetrawione lub zwrócone przez innych, a pytań takich nie zadadzą.
    Taka już tych hipokrytów i błaznów „uroda”.
    Tak jak Kolenda – Zalewska broniła się swoim wzrostem przed oskarżeniem, że jest karłem moralnym, podobnie jak to czynił Sikorski oskarżając używał argumentacji w przeciwną stronę, oskarżając Prezydenta RP ŚP Lecha Kaczyńskiego.
    Cóż szybciej mówią niż myślą i są dowodem na to, że należą do gatunku ludzi, którzy według teorii Darwina zeszli później z drzew od ludzi myślących już samodzielnie, ludzi nie powtarzających jak mantrę teksty z „GWnianej hazity”.
    Nie „wiedzieć” czemu, jak Bóg nie może ich ukarać cieleśnie, to im rozum odbiera.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem, chodzi zasadniczo o to czy w tzw. masie dziennikarskiej znajdzie się odpowiednio wielu takich którzy wyzwolą się od zależności i od presji establishmentu III RP, w sferze mediów zarzadzanym przez środowisko ideologów od Michnika. To kwestia uczciwości wobec siebie i odbiorców przekazu, kwestia przyzwoitości ("sprawa smaku"). Dziennikarze to też korporacja.
    Tym większy szacunek dla tych którzy potrafią się wyzwolić od tej zależności i być rzeczywiście niezależnymi, którzy rozumieją czym naprawdę powinno być dziennikarstwo.
    Uważam, że rzecz polega na profesjonaliźmie i na intelekcie. W każdej dziedzinie, profesjonalista jeśli wie że jest dobry, nie dba i nie zabiega o dowartościowanie u innych. Nie musi.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Pomorzanin pisze do Pomorzanina
    Może te słowa Romana Dmowskiego proste i zrozumiałe trafią to tej części dziennikarskiej korporacji, którzy zatracili się na łże salonach tracąc to co winno być ich powołaniem.

    "Jestem Polakiem – to słowo w głębszym rozumieniu wiele znaczy. Jestem nim nie dlatego tylko, że mówię po polsku, że inni mówiący tym samym językiem są mi duchowo bliżsi i bardziej dla mnie zrozumiali, że pewne moje osobiste sprawy łączą mnie bliżej z nimi, niż z obcymi, ale także dlatego, że obok sfery życia osobistego, indywidualnego znam zbiorowe życie narodu, którego jestem cząstką, że obok swoich spraw i interesów osobistych znam sprawy narodowe, interesy Polski, jako całości, interesy najwyższe, dla których należy poświęcić to, czego dla osobistych spraw poświęcić nie wolno."

    OdpowiedzUsuń
  8. Miło wiedzieć, że w Polsce istnieją jeszcze ludzie, dla których fakty są najistotniejsze. Bez analiz i tez. Pozdrawiam i dziękuję.
    Konrad

    OdpowiedzUsuń
  9. Prośba
    Bardzo, bardzo, bardzo Pana proszę aby zechciał Pan co jakiś czas wydać w formie książkowej teksty z tego blogu. Taka zwarta papierowa forma staje się "pamiątką czasów w których żyjemy", umożliwia wielokrotne korzystanie z tekstów, w każdej chwili, w każdym miejscu i może być udostępniona także "nieskomputeryzowanym"

    OdpowiedzUsuń
  10. Prośba
    Bardzo, bardzo, bardzo Pana proszę aby zechciał Pan co jakiś czas wydać w formie książkowej teksty z tego blogu. Taka zwarta papierowa forma staje się "pamiątką czasów w których żyjemy", umożliwia wielokrotne korzystanie z tekstów, w każdej chwili, w każdym miejscu i może być udostępniona także "nieskomputeryzowanym"

    OdpowiedzUsuń
  11. Panie Aleksandrze, dziękuję za przenikliwe i odważne teksty. Mam nadzieję, że stanie się to o czym wyraża Pan przekonanie w ostatnim zdaniu. Z całego serca życzę tego nam wszystkim, Polakom.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję za te artykuły i zastanawiam się jak dotrzeć z tymi myślami do biednego społeczeństwa.
    Być może siłą jest właśnie internet.Pozdrawiam Mariusz.

    OdpowiedzUsuń