Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

piątek, 16 stycznia 2009

III RP CZY „TRZECIA FAZA”? – część 4 – PRZECIWKO NARODOWI

Próba przedstawienia zdarzeń polskiej historii lat 80-tych, jako części globalnej taktyki podstępu i dezinformacji, realizowanej przez sowieckich strategów, musi doprowadzić do postawienia pytania – o „polską specyfikę” działań, których początek wyznaczyło morderstwo na księdzu Jerzym. Dlaczego właśnie tymi, a nie innymi środkami posłużono się w modelowaniu „ustrojowej transformacji”? Dlaczego polska droga ku „historycznemu kompromisowi” miała inny przebieg, niż wydarzenia w pozostałych państwach Bloku Sowieckiego? Nie chodzi, przy tym o rozpoznany już cel ostateczny, jaki stawia przed sobą „zreformowany” ruch komunistyczny. W tej kwestii, podzielam opinię byłego pracownika Amerykańskiej Agencji Wywiadu Wojskowego, autora wydanej w 1998 roku książki „Origin of the Fourth World War” Jeffreya Nyquista, który analizując tezy Golicyna pisze: „Nie mamy dostatecznej wiedzy, w jaki sposób działają wewnętrzne struktury "byłego" Związku Sowieckiego. Mechanizmy ich funkcjonowania są zbyt utajnione. Nie znamy nawet poglądów czołowych sowieckich graczy (ich orientacji ideologicznej). Obserwując ich zachowania w ciągu ostatnich piętnastu lat, jestem pewien tylko jednego: Golicyn ma bezsprzecznie rację w odniesieniu do ostatecznych celów rosyjskiej polityki. Niezależnie od tego, co mogą oznaczać "zmiany" przeprowadzone w świecie komunistycznym, istnieje konsekwentne dążenie do wykorzystania tych zmian w celu odsunięcia Ameryki od Europy, zbudowania wojskowego przymierza z Chinami, odnowienia sowieckiego przemysłu zbrojeniowego, użycia zorganizowanych grup przestępczych jako sprzymierzeńców w tajnej wojnie, sabotowania amerykańskiego systemu gospodarczego poprzez kontrolowanie podaży surowców mineralnych i penetrację głównych banków, ostatecznego odizolowania i destabilizacji Stanów Zjednoczonych, i odebranie wszelkich szans na odwrócenie sytuacji i ewentualne użycie amerykańskiego potencjału atomowego. Po osiągnięciu tych celów Moskwa i Pekin planują podzielenie świata na sfery wpływów, przy czym mniejsze państwa miałyby swój udział w "podziale łupów".

Każdy, upływający rok zdaje się potwierdzać zasadność tej prognozy.

Sam Anatolij Golicyn pisząc o błędach konwencjonalnej metodologii podkreśla, że najczęściej próbuje się analizować i interpretować wydarzenia w świecie komunistycznym w oderwaniu od całości, w systemie „rok po roku”, a inicjatywy komunistów są traktowane jako spontaniczne działania na rzecz osiągnięcia celów krótkoterminowych. „Wedle konwencjonalnych poglądów, - pisze Golicyn - opartych na przestarzałej metodologii, każde z wydarzeń wskazujących na zmiany w reżimie komunistycznym było objawem spontanicznego wzrostu tendencji odśrodkowych wewnątrz międzynarodowego komunizmu”[...] Punktem wyjściowym do opracowania „nowej metodologii” jest założenie, że 81 partii (komunistycznych) zadeklarowało zaangażowanie się politykę długofalową i zgodziło się na realizację jej celów w miarę swoich możliwości i potencjału. Co więcej, ponieważ różnorodność ta była koncesjonowana, można było dokonać podziału pracy między partie i każdej z nich przypisać specjalną rolę strategiczną, zgodną z jej charakterem narodowym i sugestiami Lenina. We wcześniejszym kontekście historycznym twierdził on: „ (...) potrzebujemy wielkiej orkiestry. Musimy wyciągnąć wnioski z naszych doświadczeń jak ustawić wszystkie partie, dać jednej sentymentalne skrzypce, innej groźnie brzmiący kontrabas, zaś batutę dyrygenta trzeciej”. [...] Metaforycznie można powiedzieć, że stara metodologia słyszy tylko pozbawione harmonii dźwięki, zaś „nowa” stara się zrozumieć symfonię jako całość”.

Pora zatem, by spojrzeć na polskie doświadczenia lat 80 -tych z perspektywy potrzeb i dążeń partii komunistycznej, a szerzej – polityki sowieckich strategów. Odmienna od pozostałych państw Bloku komunistycznego polska „droga ku demokracji” domaga się próby wskazania charakterystycznych cech, decydujących o wyborze. Ocena zdarzeń z tego okresu nie jest zadaniem łatwym, ponieważ za każdym z nich kryje się gigantyczna dawka dezinformacji, każde podlega ocenom ambiwalentnym. By efektywnie sprostać temu zadaniu, nie wolno zapominać o dwóch przesłankach.

Po „historycznym” XXII Zjeździe KPZR, podczas którego zdecydowano o porzuceniu koncepcji dyktatury proletariatu na rzecz idei „państwa całego narodu”, nowa polityka sowiecka, realizowana odtąd poprzez podstęp i dezinformację dopuszczała odstępstwo od komunistycznej doktryny, po to by utrzymać się u władzy i zachować nienaruszony stan posiadania. Drugim, zasadniczym odstępstwem, była rezygnacja Sowietów z dominacji w ruchu komunistycznym. Odtąd główną siłą scalającą ruch komunistyczny wewnątrz i na zewnątrz Bloku nie był już dyktat ZSRR, ale lojalność wobec wspólnego programu, w tworzeniu, którego swój udział mieli przywódcy wielu partii komunistycznych. W praktyce oznaczało to, że każde z trybów - państw komunistycznych, działających w globalnej strukturze prowadzi „własną” politykę wewnętrzną, pod warunkiem, że jest ona zgodna - kompatybilna z zasadą działania całości mechanizmu.

Najtrudniejszą przeszkodą intelektualną, przed jaką staje obserwator zdarzeń z lat 80-tych wydaje się konieczność odrzucenia tezy, jakoby stanowiły one bezsporne dowody na słabnięcie systemu komunistycznego i miały świadczyć o postępującym rozkładzie. To rzecz niezmiernie trudna – ponieważ zdecydowana większość ludzi twierdzi, że komunizm rozpadł się na ich oczach, że sami doświadczyli zmian polskiej rzeczywistości. Oglądając w telewizji upadek muru berlińskiego, egzekucję Causescu, czy wreszcie - wyprowadzenie sztandaru PZPR, gotowi byliby przysiąc, że stali się świadkami historycznego wydarzenia i wspólnie z niezbyt rozgarniętą artystką, obwieściliby koniec komunizmu.

Lenin uczył, że wszechświatowa rewolucja jest celem, który usprawiedliwia wszelkie środki. Taktyczny odwrót, bądź wielka prowokacja, żeby mogły być przeprowadzone skutecznie, domagają się otoczenia tajemnicą zarówno planów jak i mechaniki ich koordynacji. Czy zatem w latach 80-tych mieliśmy do czynienia z totalną manipulacją, doskonale przeprowadzoną sztuczką światowego prestygitatora, który „wyciągając z rękawa” kolejne rekwizyty nasycił oczy pospólstwa i oszukał ich rozsądek?

„Prowokacja polityczna to użycie najświętszych symboli narodowych i najgłębszych jego uczuć przeciwko narodowi” – twierdził Cat Mackiewicz. Sztukę prowokacji przeciwko własnemu narodowi, polscy komuniści posiedli w stopniu na tyle dostatecznym, by powierzono im zadanie przeprowadzenia eksperymentu, którego efekty miały służyć globalnej strategii Bloku komunistycznego. Do jego przeprowadzenia potrzebowano użycia dwóch „symboli narodowych”, uosabiających tradycje i dążenia narodu – Kościoła Katolickiego i „Solidarności”.

Skuteczność polskiej „fazy drugiej”, czyli stanu wojennego, pozwoliła komunistom na wprowadzenie ruchu „Solidarności” pod ścisłą kontrolę oraz zapewniła stan wewnętrznej, politycznej konsolidacji. „Naszpikowanie” Związku agenturą, w okresie jego legalnej działalności, uczyniło to zadanie łatwiejszym.

Zdaniem Golicyna, wykreowani przez KGB oraz jego filie (SB, Stasi, etc.) dysydenci, znani na Zachodzie, mieliby tworzyć niekomunistyczne partię lub organizacje opozycyjne w wypadku, gdyby system komunistyczny zaczął się rozpadać. Powołując się na przykład „Praskiej Wiosny”, Golicyn wskazywał na Dubczeka, którego odpowiednikiem w ZSRR miał być Sacharow, w Polsce zaś Wałęsa i jego środowisko doradców.

„Nowa strategia polegała na dezinformacji. Należało przekonać Zachód o wewnętrznej słabości systemu komunistycznego i możliwości jego libera­lizacji. Było to zgodne z oczekiwaniami państw zachodnich, które, w dobie broni masowego rażenia, za wszelką cenę dążyły do uniknięcia starcia mili­tarnego i liczyły na wewnętrzną ewolucję ustroju komunistycznego. Nowa strategia zakładała zamiast ostrej rywalizacji zbliżenie ze światem kapitalistycznym. Efektem owego zbliżenia miało być stopniowe upodabnianie się obu systemów. O tym mówiła, szalenie popularna w kręgach zachodniej so­cjaldemokracji, teoria konwergencji, zakładająca trwałe zespolenie obu ustrojów poprzez obumieranie klasycznego kapitalizmu i autentycznego ko­munizmu” – pisał Robert Kowalewski w „Fatalnej fikcji”.

Dla sowieckich strategów było oczywiste, że chcąc przeprowadzić w Polsce eksperyment integracyjny muszą brać pod uwagę pozycję Kościoła Katolickiego, który dla Polaków stanowił najważniejszy drogowskaz moralny. Jednocześnie Kościół był tym miejscem i realną strukturą, w której mogły wzrastać i rozwijać się środowiska opozycyjne. Ten czynnik, nie występujący w takim stopniu w żadnym innym państwie komunistycznym, wymagał szczególnych działań i zabiegów. To od reakcji Kościoła mogło zależeć powodzenie lub klęska planowanej „odnowy”. Dlatego specyfika komunistycznej strategii, w warunkach polskich oznaczała przede wszystkim wykorzystanie siły oddziaływania Kościoła Katolickiego. Z wykreowaniem lojalnej i funkcjonalnej opozycji poradzono sobie wcześniej. Być może, to właśnie istnienie w Polsce silnej i niezależnej od władz organizacji Kościoła, zdecydowało o polskim modelu transformacji ustrojowej.

W nr.1(24) Biuletynu IPN z roku 2003, znajdziemy zapis dyskusji - „O metodach walki z Kościołem prowadzonej przez peerelowskie służby bezpieczeństwa” – w której z Antonim Dudkiem, Janem Żarynem i prok. Andrzejem Witkowskim rozmawia Barbara Polak Opinie historyków IPN –u o działaniach policji politycznej PRL, pozwalają prześledzić mechanizmy, jakie władze komunistyczne zastosowały wobec Kościoła, by doprowadzić do ewolucji postaw hierarchów i skłonić ich do akceptacji „historycznego kompromisu”.

Antoni Dudek mówi:

„Spoglądając na historię opozycji w stanie wojennym i później, wyraźnie zauważymy, że bez wsparcia tych kilkudziesięciu czy kilkuset księży opozycja nie byłaby w stanie zrobić nawet połowy tego, co robiła. Plebanie służyły za miejsca spotkań, przechowywano tam literaturę drugiego obiegu, a niekiedy nawet lokowano podziemne drukarnie. Służba Bezpieczeństwa oczywiście miała tego świadomość, więc jej dezintegracyjne działania były kontynuowane. Po wprowadzeniu stanu wojennego główne uderzenie kierowano na „Solidarność”, natomiast Kościoła starano się nie ruszać, nie drażnić. Dlatego zmieniono nawet – uchwalony przez Radę Państwa i rozesłany po kraju – dekret o stanie wojennym, usuwając, oprotestowane przez biskupów, dwa artykuły ograniczające swobodę działania Kościoła. Duchowieństwo było potrzebne jako stabilizator sytuacji.

–Ta sytuacja zmienia się jednak chyba dość zasadniczo po oficjalnym zniesieniu stanu wojennego?

A. Dudek: Po zniesieniu stanu wojennego w 1983 r. opozycja wyraźnie osłabła i automatycznie w MSW rozpoczęła się nowa kampania wymierzona w Kościół. Właśnie z początkiem 1983 r. nasiliła się działalność komórek „D”, w których jedną z głównych postaci był Grzegorz Piotrowski. Trwało to do zabójstwa ks. Popiełuszki, kiedy ta działalność została wyhamowana. W latach 1983–1984 nastąpiło też wyraźne zamrożenie w relacjach między Episkopatem a władzami. Przede wszystkim chodziło o negocjowaną od 1981 r. ustawę o stosunkach między państwem a Kościołem. Projekt ustawy, ustalony przez wspólną komisję w końcu 1983 r., zablokowało Biuro Polityczne. Był to sygnał, że skrzydło dogmatyczne – jednoznacznie wrogie Kościołowi w kierownictwie PZPR – bierze górę. Zabójstwo ks. Popiełuszki, a zwłaszcza ataki na Kościół podczas procesu toruńskiego, jeszcze bardziej pogorszyły atmosferę. Ocieplenie w stosunkach z Kościołem nastąpiło dopiero w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, w związku z pieriestrojką Gorbaczowa. Około 1987 r. władze rozpoczęły tworzenie planu kontrolowanej transformacji systemu. Wznowiono dyskusje na temat ustawy, a także konwencji, którą miałaby podpisać PRL ze Stolicą Apostolską. Nastąpiła wyraźna odwilż. Na działania dezintegracyjne trzeba zatem patrzeć jako na funkcję wydarzeń na najwyższym szczeblu i relacji między Episkopatem a kierownictwem partii. Trzeba też pamiętać, że działania SB były tylko jednym z kilku środków stosowanych przez władze w rozgrywce z Kościołem”.

Trudno nie dostrzec faktu, że relacje władz komunistycznych z Kościołem uległy zasadniczej zmianie po zabójstwie księdza Popiełuszki. Już z cytowanych w poprzedniej części, oficjalnych wystąpień hierarchów, w reakcji na to morderstwo można było dostrzec, że uderzenie odniosło zamierzony efekt. Mimo, iż deklaracje te wyrażają sprzeciw wobec zabójstwa kapłana, próżno poszukiwać w nich wskazania winnych zbrodni lub potępienia prawdziwych intencji działań inspiratorów. Można odnieść wrażenie, że z chwilą „usunięcia” Kapelana „Solidarności” odblokowały się możliwości porozumienia, znikła przeszkoda, oddzielająca od siebie dwie przeciwstawne siły.

Gorzkie słowa Józefa Mackiewicza z roku 1982, zawierają przecież głęboką refleksję o komunistycznej prowokacji z użyciem „najświętszych symboli narodowych”:

„Niewątpliwie ruch „Solidarności” w PRL nie był nigdy dążącym do obalenia komunizmu, lecz do ulepszenia go. Poprawienia, zarówno warunków ekonomicznych, jak i społecznych. – „Więcej chleba i wolności!” Był w tym konsekwentny. Zgodził się na dominującą rolę partii komunistycznej, byle w jej polsko-katolickim wydaniu. Nie można zresztą dążyć do czegoś („obalenie ustroju”), gdy się samo takie dążenie (kontrrewolucja, użycie siły, etc. etc.) przezywa „oszczerstwem”, „prowokacją” etc. W tym swoim dążeniu do „Porozumienia Narodowego” znalazł też pełne poparcie ze strony Kościoła, od prymasa Wyszyńskiego począwszy, na papieżu Janie Pawle II skończywszy”.

Wzajemne zbliżenie nabiera rozpędu z chwilą objęcia na Kremlu władzy przez Michaiła Gorbaczowa. Z całą pewnością, ów protegowany szefa KGB – Andropowa, był godnym następcą sowieckich doktrynerów i pozostał wierny strategii leninowskich celów. Konstruując „głasnost” i pierestrojkę, jako narzędzia propagandowej ofensywy na Zachód, nie zapomniał o „polskiej specyfice” i konieczności znalezienia antidotum na „dziedziczną chorobą, która nas toczy od tysiąca lat” – jak obrazowo w roku 1984 nazwał Kościół i religię gen. Jaruzelski.

Gdy spojrzeć na kalendarium wydarzeń po zabójstwie księdza Jerzego, uderzająca wydaje się dynamika, z jaką następuje proces ewolucji Kościoła w kierunku porozumienia z władzą.

Jeszcze 28 lutego 1985 roku podczas spotkania sekretarza Episkopatu abp. Bronisława Dąbrowskiego z gen. Czesławem Kiszczakiem, w sprawie procesu toruńskiego, postawa Kiszczaka wskazuje na eskalację wrogości wobec Kościoła. Generał uchyla się od odsłonięcia prawdy o morderstwie księdza Jerzego i sugeruje, że atak adwokatów rodziny księdza burzy dobre stosunki między rządem a Kościołem. Odrzuca propozycję biskupa dialogu władzy z opozycją, oskarża Lecha Wałęsę o „antypolskość”, a przedstawicielom Kościoła zarzuca brak zdecydowanej reakcji wobec sankcji prezydenta USA Ronalda Reagana, w efekcie których ubożeje społeczeństwo polskie, a PRL traci 15 mld dolarów rocznie.

Sytuacja zmienia się, gdy w rządy na Kremlu obejmuje Gorbaczow. Już 25 kwietnia, a zatem w pół roku po zabójstwie Kapelana „Solidarności”, dochodzi do kolejnego spotkania abp Bronisława Dąbrowskiego i ks. Alojzego Orszulika z gen. Kiszczakiem. Tematem spotkania jest sprawa zdjęcia, założonych przez SB podsłuchów w placówkach kościelnych. Atmosfera spotkania wydaje się odbiegać od dotychczasowej praktyki. Gen. Jaruzelski proponuje nawet powołanie wspólnej komisji, w obecności której demontowano by sprzęt. Kiszczak zaś ujawnia kulisy rozmowy z Grzegorzem Piotrowskim i Adamem Pietruszką w Sądzie Najwyższym. Przekonuje hierarchów kościelnych, że w rozmowie z oskarżonymi nakłaniał ich do wskazania inspiratorów zbrodni, ale odmówili. Potwierdza prawomocność wyroku i zapewnia, że Rada Państwa nie skorzysta z prawa łaski w najbliższym czasie.

W czerwcu 1986 roku, biskupi obradujący w Gnieźnie na 214. Konferencji Plenarnej Episkopatu zwracają w swym komunikacie uwagę, iż „liczne grupy społeczne i zawodowe oczekują od władz publicznych stworzenia i rozszerzenia możliwości legalnego działania, niezależnego od partii politycznych. […] Potrzebne jest wprowadzenie takich rozwiązań społecznych i prawnych, które nie będą powodować politycznych dyskryminacji i przyniosą trwałe rozwiązanie problemu więźniów politycznych. […]

Ale jest jeszcze drugie oblicze władzy, które nie pozwala hierarchom Kościoła zapomnieć, z kim ma do czynienia i zdaje się poddawać myśl, że odstąpienie od „dialogu” może skończyć się powrotem metod „nieznanych sprawców”. 19 listopada 1984 r. napadnięto na ks. Eugeniusza Kościółkę proboszcza z Kazimierzówki koło Lublina, był torturowany, kłuty bagnetem i przypalany (m.in. po genitaliach). W ten sam sposób kilka tygodni wcześniej napadnięto i torturowano księdza Ziomka z parafii Matczyn k.Lublina, próbując spalić go żywcem. W kwietniu 1985 roku pobity i poparzony przez „nieznanych sprawców” zostaje ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, kapelan nowohuckiej „Solidarności”. Na brzuchu i policzku wypalono mu (najprawdopodobniej przy użyciu papierosów) literę „V”. Do ponownego napadu dojdzie w grudniu.

Gdy kilka lat później generał ludowego wojska Kiszczak mówi zupełnie wprost, w wywiadzie z Witoldem Beresiem i Jerzym Skoczylasem, że „Stan wojenny i Okrągły Stół, to były dwa końce tej samej polityki.” – nie wypada nie wierzyć jego słowom. Nikt nie kwestionuje faktu, że Polska była tym krajem, w którym udział policji politycznej, w doprowadzeniu do „historycznego kompromisu” był największy, zatem strategia działań nie mogła odbiegać od ogólnie stosowanych metod sowieckich.

Anatolij Golicyn wspomina, iż podstawę strategii oparto na sprawdzonych wzorcach. Jednym z nich był tajny podręcznik szkoleniowy „tylko do użytku wewnętrznego”, który napisał oficer GRU Popow. Podręcznik ten na około osiemdziesięciu stronach opisywał techniki dezinformacji. Podręcznik Popowa definiował dezinformację jako środek tworzenia sprzyjających warunków do uzyskania przewagi strategicznej nad przeciwnikiem. Stwierdzał, że dezinformacja musi działać zgodnie z wymaganiami strategii wojskowej i dyplomacji i podkreślał, że w każdej sytuacji powinna być zależna od prowadzonej polityki.

Książka klasyfikowała różne typy dezinformacji – strategiczną, polityczną, wojskową, techniczną, ekonomiczną i dyplomatyczną. Wymieniała także kanały, którymi można rozpowszechniać dezinformację:

• deklaracje i przemowy czołowych mężów stanu i przedstawicieli rządu danego kraju;

• oficjalne dokumenty rządowe;

• gazety i inne materiały publikowane w danym państwie;

• zagraniczne publikacje inspirowane przez oficerów służb specjalnych pracujących z obcymi dziennikarzami i ekspertami;

• specjalne operacje wspierające;

• agentów wpływu i innych agentów oraz oficerów w obcych krajach.

Logika działań namiestników sowieckich w Polsce opierała się zatem na prowadzeniu oficjalnych, coraz bardziej „pokojowych” rozmów z przedstawicielami Episkopatu – z jednej strony, co wyczerpywało dyspozycje pkt.1 i 2, przy jednoczesnym prowadzeniu „specjalnych operacji wspierających”, w których nieodzowny udział mieli tzw. nieznani sprawcy. W kolejnych częściach warto będzie wspomnieć o roli, jaką w tym procesie odegrały media oraz szczególnie zasłużonej postawie agentury wpływu.

W strategii polityki międzynarodowej, kanały rozpowszechniania dezinformacji działały oczywiście w innym wymiarze. Gdy zatem 26 kwietnia 1985 roku przywódcy państw stron Układu Warszawskiego podpisują w Warszawie protokół o przedłużeniu jego istnienia na kolejne 20 lat, co mogłoby świadczyć o sile i trwałości tej militarnej struktury, I sekretarz KPZR Michaił Gorbaczow stwierdza „konieczność […] otwartego omawiania pojawiających się różnic poglądów i wypracowania wspólnego stanowiska. Należy w porę usuwać nieporozumienia i wzajemne pretensje, nie dopuszczając do ich nawarstwiania. […] Stwierdza też, że […] każda z bratnich partii samodzielnie określa swoją politykę i jest za nią odpowiedzialna przed swoim narodem. […]

W tym samym roku, podczas listopadowego spotkania Gorbaczowa z prezydentem Ronaldem Reaganem, sowiecki przywódca zadeklarował rozbrojenie Związku Sowieckiego i uznał się za pokonanego w zimnej wojnie. Jednocześnie dał do zrozumienia, że w krajach komunistycznych tamtejsza elita podjęła przygotowania do zajęcia odpowiadającej jej aspiracjom pozycji społecznej w nowych warunkach ustrojowych. Słusznie spodziewając się, iż Reagan będzie chciał zakończyć swoją prezydenturę spektakularnym sukcesem, sowiecki gensek podkreślał, że bardzo liczy na wsparcie tych procesów przez Stany Zjednoczone.

W teorii motywacji, która nieobca była sowieckim strategom, zwraca się uwagę, że choć bodźce negatywne i pozytywne, stosowane na przemian wpływają korzystnie na motywację, to w dłuższym okresie stanowią czynnik demotywujący. Od 1986 roku mamy zatem do czynienia z narastaniem bodźców pozytywnych, przy czym „polski eksperyment” nadal okazuje się „awangardą” w krajach Bloku Sowieckiego.

Przed kilkoma laty Jan Olszewski, oskarżyciel posiłkowy z ramienia rodziny księdza Jerzego podczas procesu toruńskiego, powiedział w wywiadzie dla tygodnika „Nasza Polska” (nr 41 z 12.X.2004 r.) słowa, które nawiązując do 20 rocznicy mordu założycielskiego III RP, wydają się dotykać istoty specyficznej „polskiej drogi” - „Ta rocznica, przygotowywana wielkim nakładem środków, przy dużym zaangażowaniu Kościoła, „Solidarności” i różnych środowisk społecznych, rocznica, która powinna być przede wszystkim przypomnieniem przesłania moralnego, ideowego i politycznego księdza Jerzego, w tej chwili schodzi na drugi plan, a właściwie znika. [...]gdzieś ginie to całe przesłanie księdza Jerzego, którego aktualność jest w tej chwili uderzająca, a które musi być bardzo niewygodne dla elity władzy w dzisiejszej Polsce. Po pierwsze, jest to przesłanie związane z bezinteresowną służbą publiczną, której brak ks. Popiełuszko wytykał ówczesnej władzy. Po drugie, nawiązuje ono do obrony interesów i godności świata pracy, który dzisiaj podlega równie przykrym doświadczeniom jak wówczas, chociaż w nieco inny sposób, ale jest to problem tak samo uderzający i ważny. I jeżeli ta rocznica rozpłynie się w szumie informacyjnym wokół jakiejś doraźnej sensacji, to zatraci się jej głębsza wymowa, czyli to, za co zginął ksiądz Jerzy. A to, jak najbardziej leży w interesie obecnego układu rządzącego.”

CDN...

Źródła:

http://archiwum.sw.org.pl/pdf/AnatolijGolicyn-Nowe_klamstwa_w_miejsce_starych-1984.pdf

Robert Kowalewski – „Fatalna fikcja” – Fronda nr.23/24

Biuletyn IPN nr.1 (24) 2003 - http://www.ipn.gov.pl/download.php?s=1&id=3903

http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=013684108001

Bereś W., Skoczylas W. - Generał Kiszczak mówi... prawie wszystko. Oficyna Wydawnicza BGW, Warszawa 1991

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz