Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

czwartek, 22 maja 2008

CENZORZY NASZEJ PAMIĘCI

Jak należało się tego spodziewać, grupa ideologów „salonu” III RP, zwana „intelektualistami” wyprodukowała list w obronie Lecha Wałęsy.

Treść, jak we wszystkich tego typu zbiorowych denuncjacjach, mających swoje korzenie w sowieckich metodach indoktrynacji, nie zasługiwałaby na najmniejszą uwagę, gdyby czciciele PRL – u tym razem, nie posunęli się za daleko. Środowisko podpisane pod tym bełkotliwym dokumentem ma, bowiem czelność nazywać historyków IPN- u „policjantami pamięci” „gwałcicielami prawdy” i ludźmi szkodzącymi Polsce.

Ma tupet zwracać się do „wszystkich obywateli o przeciwstawienie się wymierzonej przeciwko Lechowi Wałesie kampanii nienawiści i zniesławień, która niszczy polska pamięć narodową”.

Nie warto nawet wypominać wielu autorom tego listu ich obmierzłej, haniebnej przeszłości, gdy swoją „twórczością” łasili się do komunistycznych politruków, chcąc zasłużyć na pochwałę i ministerialne zaszczyty. Nie warto im przypominać, jak ochoczo służyli reżimowi, winnemu śmierci tysięcy ich rodaków. Nie warto – bo strzeże ich sumień i umysłów bariera nie do przebycia. Gdyby przebyć ją potrafili, musieliby zamilknąć już na zawsze.

Zastanawiam się jedynie - na czym opiera się ów rzekomy intelektualizm michnikowskich elit, które dążenie do historycznej prawdy – nawet najgorszej – nazywają „niszczeniem pamięci”? Jaką etyką posługują się ludzie, dla których książka, oparta na archiwaliach ma „naruszać fundamentalne zasady etyczne” ?

W tych kilku zdaniach „oświadczenia: znajdujemy całościowy wykład mentalności i norm, jakimi rządzi się to środowisko. Strach przed prawdą i jej konsekwencjami, wydaje się być podstawowym elementem jednoczącym tych ludzi. Rzekoma pogarda dla archiwów komunistycznej bezpieki, nie była przeszkodą dla Adama Michnika, gdy przez prawie trzy miesiące, bez jakiejkolwiek kontroli grzebał w archiwach MSW, szukając „haków” na jednych i „czyszcząc” pamięć o drugich. Ta sama pogarda dla „metod nienawiści tamtych czasów” nie stanowiła przeszkody dla Krzysztofa Kozłowskiego – opiekuna najgorszych esbeckich oprawców, którym pozwalał budować tzw. służby specjalne III RP. Być może ich wściekłość, na publikację IPN-u bierze się ze świadomości, że nie udało się skutecznie zniszczyć wszystkich dokumentów, świadczących o prawdziwym obliczu „ojców narodu”? Ale wówczas pretensje powinni mieć do siebie i swego przyjaciela Kiszczaka.

Przez całe 18 lat środowisko „salonu” zabiegało o fałszowanie historii, o zakłamywanie życiorysów, zacieranie granic dobra i zła. To dzięki nim, polskie społeczeństwo nie ma dość wiedzy i świadomości historycznej, by ocenić lata okupacji komunistycznej, stan wojenny i zbrodnie przeciwko własnemu narodowi. Dzięki takim jak oni, możliwe jest haniebne trwanie tego bękarta „okrągłego stołu”, jakim jest III RP, możliwe są mafijne układy i panoszenie się sowieckiej agentury.

Dla wielu Polaków, państwo stworzone przez wyznawców „ salonu” to twór obcy, zaprzeczenie wartości i zasad, o które walczyli. W tym dziwnym państwie, gdzie jednakowo waży cnota i występek, tchórzostwo i bohaterstwo, a koszty ponoszą zwycięzcy zamiast zwyciężonych, tylko ludzie „salonu” mogą czuć się szczęśliwi.

Zastanawiam się więc, na jakich wartościach, oparty jest ów rzekomy intelektualizm, które próbę rzetelnego opracowania historycznego sprowadza do poziomu „kampanii oskarżeń i zniesławień”, nie znając nawet treści IPN – owskiej publikacji? Czym - tak pojmowana cenzura prewencyjna, różni się od stalinowskich metod uśmiercania każdej prawdy, która nie przystaje do narzuconego obrazu rzeczywistości? Czym różni się palenia na stosie „nieprawomyślnych” książek?

Bo ta prawda - o agenturalnej przeszłości Wałęsy ma zniszczyć polską pamięć narodową. Taką, jaką michnikowskie środowisko tworzyło nam od blisko 20 lat. Opartą na dozgonnej przyjaźni polsko – komunistycznej i sojuszu z esbeckimi kanaliami. Pamięci dla idiotów, dających sobą manipulować, dla pogardzanego pospólstwa, które stanowiło wdzięczne tło dla tytanicznych postaci „autorytetów”. Taką pamięć tworzyli nam Michnik i Wajda, gdy w 1989 roku jeździli do Moskwy, odbierać od towarzyszy radzieckich instrukcje przeprowadzenia polskiej „transformacji ustrojowej”. O taką pamięć zabiegał Mazowiecki, odcinając nas „grubą kreską” od wiedzy o zbrodniczym systemie.

Uosobieniem tej „narodowej pamięci” ma być Lech Wałęsa, którego bufonada i prymitywizm był cynicznie wykorzystywany przez wszelkiej maści cwaniaków, sprawujących faktyczną władzę nad społeczeństwem. Fakt, że wygodne i skuteczne narzędzie, jakim była w życiorysie Wałęsy agenturalna karta, może stać się bezużyteczne – wywołuje wściekłość tego środowiska.

- Wielkie nazwiska uprawdopodobniają największe idiotyzmy, gdyż tłum ma naiwną pewność, że wielcy ludzie bredzić nie mogą. – pisał Waldemar Łysiak.

Te nazwiska, widniejące pod „oświadczeniem” uprawdopodobniają nie tylko idiotyzm, zawarty w zarzutach wobec niepublikowanej pracy historycznej, lecz mają przekonać społeczeństwo, że prawda może być szkodliwa, a jej ukrywanie ma świadczyć o polskiej racji stanu.

Trudniąc się przez lata reglamentowaniem prawdy, uzurpują sobie prawo do decydowania, co nią jest, co nie jest. Dla środowiska „salonu” każde działanie, służące odkrywaniu kart najnowszej historii, odbierane jest jako zamach na nich samych. Przywłaszczając sobie prawo decydowania w imieniu społeczeństwa, zaszli tak daleko w swojej hipokryzji, że nie wstydzą się nazywać ją racją stanu.

Otóż, trzeba powiedzieć tym ludziom, że ich dogmatyczny lęk przed prawdą, nie ma nic wspólnego z troską o pamięć narodową, a jest jedynie przejawem osobistych obsesji i wynikających z zafajdanych życiorysów obaw. Obrażanie rzetelnych badaczy historii Polski, pomawianie ich o złą wolę i brak zasad etycznych, ma usprawiedliwić własną miernotę moralną i intelektualny marazm. Odwołanie do obywateli – zagwarantować raz jeszcze narzucenie jedynie poprawnej wizji historycznej.

Ofensywa wszelkiej maści „intelektualistów” w obronie Wałęsy, wystawia tym ludziom jak najgorsze świadectwo. Jako wrogom prawdy i cenzorom pamięci. Szermując wolnościową retoryką i powołując się na obronę narodowych pryncypiów – bronią siebie i własnych, często brudnych życiorysów.

To o nich pisał Łysiak, że „złączeni biologicznym wręcz sojuszem złej woli i faryzeuszostwa, byli umoczeni w każde zło krzywdzące Polskę od roku 1945 — w stalinizm, w bezpiekę, w klakierowanie „socjalistycznym odnowom", w PZPR, ZSL i SD, w zwalczanie „bohaterszczyzny " (antyreżimowej partyzantki), „ksenofobii", „antysemityzmu", „klerykalizmu", „tradycjonalizmu" i „szowinizmu" (czytaj: patriotyzmu), w „europejskość" i prosowieckość, w postmodernizm i postmoralność, w „poprawność polityczną" i we wszelkie formy lewactwa.”

Dziś - po raz kolejny, łączą się roli cenzora naszych sumień i pamięci.

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,5233880.html?skad=rss

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz