Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

wtorek, 29 stycznia 2008

GŁÓWNY ARCHIWISTA III RP

Krzysztof Bondaryk to człowiek honorowy. Na artykuł w dzisiejszej RZ zareagował szybko - pozwał dziennikarza, redaktora naczelnego i wydawcę "Rzeczpospolitej" za tekst "Szef ABW i kłopoty jego brata".

Jestem niemal przekonany, że Krzysztof Bondaryk wygra proces o zniesławienie i wyjdzie z tej sytuacji obronną ręką. Tak przecież bywało już w przeszłości, że pan Bondaryk okazywał się człowiekiem niewinnym i niesłusznie pomówionym.

Gdy w roku 1999, jako wiceministrowi MSWiA w rządzie Buzka zarzucano mu, że w ramach Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej, gromadzi zdeponowane w Centralnym Archiwum MSW materiały "obyczajowe", w tym dotyczące orientacji seksualnej, w obronie Bondaryka występował sam Jan Maria Rokita, dowodząc jak bardzo zarzuty te pozbawione są podstaw, a media niesłusznie kreują Bondaryka na „czarny charakter".

http://web.archive.org/web/20030612085627/muzeum.gazeta.pl/Iso/Raporty/Mswia/035rap.html

Materiały z tzw. katalogu „Hiacynt", w którym milicja i SB gromadziła informacje obyczajowe, w tym o homoseksualności działaczy opozycji demokratycznej, miały jakoby służyć do szantażowania przeciwników politycznych i stworzenia nieformalnej i niekontrolowanej komórki do rozpracowywania elit za pomocą archiwów.

Wiceministra Bondaryka wspierał wówczas dzielnie Władysław Harkiewicz, dyrektor Departamentu Nieruchomości, Zezwoleń i Koncesji MSWiA, przyjaciel Bondaryka były prokurator i radca prawny "S" w Suwałkach, później szef biura prawnego w delegaturze UOP w Białymstoku, występujący w artykule „Rzp" jako Władysław H.

- „Źródła „Rz" twierdzą, że to właśnie on (Bondaryk) oraz adwokat jego brata mecenas Władysław H. stoją za niespodziewaną dymisją najlepszego w kraju prokuratora apelacyjnego Sławomira Luksa, który nadzorował śledztwo w sprawie afery przemytniczej. Władysław H. temu zaprzecza.

http://rp.pl/artykul/87535.html

W owych czasach, obecny szef ABW był kojarzony jako człowiek Janusza Tomaszewskiego, wszechwładnego wicepremiera, ministra MSWiA, zdymisjonowanego w związku z zarzutami o współpracę agenturalną z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa. Zaraz po zdymisjonowaniu Tomaszewskiego, jego zwierzchnik Bogdan Borusewicz rozwiązał zespół Bondaryka, a wkrótce odwołał również samego wiceministra.

Bondaryk został zdymisjonowany, po zarzutach, że kierowany przez niego zespół Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej domagał się wydawania wszystkich materiałów z policyjnych archiwów dotyczących lustrowanych osób, a nie tylko materiałów związanych z lustracją, jednak już wkrótce okazało się, że sejmowa komisja spraw wewnętrznych nie dopatrzyła się naruszenia prawa w działaniach wiceministra.

Co ważne, również dzisiaj kancelaria premiera Tuska, w odpowiedzi na pytania Prezydenta, dotyczące Bondaryka odpowiada: „ Jakiekolwiek sugestie dotyczące prób przejęcia przez Pana Krzysztofa Bondaryka rzekomej dokumentacji „Hiacynt", będące w rzeczywistości faktem prasowym, są całkowicie nieprawdziwe."

http://www.kprm.gov.pl/s.php?id=1646

Wiemy też, że nieprawdziwe, zdaniem Tuska są wszystkie inne zarzuty przeciwko nowemu szefowi ABW. A skoro tak - nic nie stało na przeszkodzie, by powołać go na to stanowisko.

Tylko po co? Jaką robotę ma do wykonania minister Bondaryk?

Jak w przypadku Andrzeja Ananicza, szefa Agencji Wywiadu, mamy do czynienia z człowiekiem, który ma w służbach kontakty „od zawsze". Zawodową biografią pana Bondaryka można by obdarować kilka zdolnych osób. Po szefowaniu białostocką delegaturą UOP,pracował w Katolickim Stowarzyszeniu "Civitas Christiana" ,był doradcą Rady Miejskiej Białegostoku. Po wyborach 1997 doradzał ministrowi-koordynatorowi służb specjalnych Januszowi Pałubickiemu. W latach 2000-2002 udziałowiec firmy "Medycyjna i Farmacja", która według NIK wyprowadziła środki z Cefarmu. Ekspert i doradca w zakresie bezpieczeństwa i audytu wewnętrznego (m.in. w Lukas Banku i Invest Banku). Od 1 czerwca 2003 był członkiem Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej.

To dobry znajomy Wojciecha Brochwicza - członka rady nadzorczej Biotopu, firmy należącej do Ryszarda Krauzego. Sam Brochwicz, którego obrońcą w procesach karnych i cywilnych, wytoczonych Ludwikowi Dornowi był nie kto inny, a mec.Ćwiąkalski, uznawany jest za uosobienie patologii służb specjalnych w III RP.

„ Płk Brochwicz, protektor ludzi z zespołu płk Lesiaka w okresie, kiedy był wiceministrem w MSWiA, łącznik między p. Jarucką a posłem Miodowiczem podczas przesłuchań przed komisją śledczą, które doprowadziły do wyeliminowania Włodzimierza Cimoszewicza z ubiegania się o prezydenturę, jest jedną z bardziej mrocznych i niebezpiecznych postaci funkcjonujących w niejawnej sferze życia publicznego. A przecież wiceministrem w MSWiA został p. Witold Drożdż z ekipy byłego wicepremiera Tomaszewskiego, w owym czasie doradca wiceministra Brochwicza. Zapowiadam, że panu ministrowi Drożdżowi będę się bardzo uważnie przyglądał. Natomiast p.o. szefa ABW jest p. Bondaryk, także z ekipy Tomaszewskiego, także współpracownik i kolega płk Brochwicza. Odnoszę wrażenie, że swego rodzaju awans grupowy środowiska, które uosabia p. Brochwicz, także jest swego rodzaju wypłatą. Nie wiem jeszcze do końca i na pewno, za co? Ale będę starał się dowiedzieć." - tak opisuje to środowisko Ludwik Dorn w swoim blogu.

http://dorn.blog.onet.pl/

Pan Bondaryk jest człowiekiem dobrze zorientowanym w polskim świecie politycznym. I ma w nim swoje mocne miejsce. Droga zawodowa Bondaryka w różnych instytucjach to, jak widać, przechwytywanie i gromadzenie informacji.

A informacja to jest broń. Informacja to jest władza - zwłaszcza o politykach.

Czyje interesy ma „zabezpieczać" Bondaryk , można się jedynie domyślać, śledząc drogę jego zawodowej kariery. Dla Platformy pan Bondaryk, będzie chyba jednak bardziej przydatny jako spec od informacji. Jego doświadczenie w gromadzeniu akt Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej, w tym akt akcji „Hiacynt" oraz zażyła znajomość z płk. Brochwiczem pozwala przypuszczać, że mamy do czynienia z powrotem tzw. grupy Lesiaka, która prowadziła tajne operacje wobec posłów, polityków i partii politycznych, głównie polityków Porozumienia Centrum, w tym Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Za działaniami tej grupy miał stać Belweder i osobiście Prezydent Lech Wałęsa. W celu kompromitowania polityków PC posługiwano się agentami w prasie i telewizji oraz plotkami obyczajowymi. Akcje te wspomagało Ministerstwo Sprawiedliwości i prokuratorzy. Dopuszczono się podsłuchów i włamań do lokali partyjnych, a nawet próby morderstwa. Śledztwo w tej sprawie zostało pospiesznie umorzone 21 sierpnia 1999 r.

Jeżeli dziś, premier Tusk stawia ponownie na ludzi służb, pochodzących ze sprawdzonej „stajni Wałęsy" (przypadek Ananicza), możemy spodziewać się wkrótce cudów, przy których „Afera Watergate to pestka" .

2 komentarze:

  1. No i jest Amber Gold.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bondaruk działa i jego koledzy takze...grupa byłych pracowników Solorza z Parafianowiczem i Bondarukiem na czele rzadzi tym krajem i gospodarką.Czasami cos Waldek wyrwie im z gardła lub dla zadymienia podrzuci temat mediom.. vide Amber Gold!
    Brawo!ABW dziala narzecz prywatnych osób a nie dla dobra Panstwa

    OdpowiedzUsuń